Tamarie stanęła na nogi dopiero po wspaniałym działaniu eliksiru leczącego rany. Głównie były to obrażenia wewnętrzne, ponieważ miała niebywała zdolność regeneracji wszelkich zranień, lecz ta niestety nie działała te, które zdołały przebić jej naturalny pancerz. Jej podejrzliwość narastała z każdym krokiem prowadzącym do wnętrza wieży. Energia emanująca z tego miejsca mrowiła w nieprzyjemny sposób jej skórę. Musiała się wysilać, by jej ciało nie straciło integralności ze światem materialnym, bowiem czuła, iż łącze z Sadimem było niestabilne. |
Loch pod Tajemniczą Wieżą, Ciernisty Las 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie Lodowaty podmuch wiatru uderzył w twarze awanturników, kiedy Szarańcza otworzyła drzwi prowadzące do znajdujących się pod wieżą lochów. Po chwili wahania, ruszyli krętymi schodami na dół, które głośno skrzypiały przy każdym stawionym kroku, tak jakby miały zaraz się pod nimi zerwać. |
|
-Wiesz… zaczynam myśleć, że to wszystko nie trzyma się kupy. W sensie, matka była kapłanką Tempusa, i zginęła w bitwie. Czemu miałaby być tutaj, w takim stanie? Taka śmierć to bilet w jedną stronę do Odpoczynku Wojownika. Nie zastanawia cię to?- Gibo siedział na swoim kamieniu i w zamyśleniu trącał końcem pazura masywny kawałek mózgu ożywieńca który przybrał kształt Daegrowej mamy. Galaretowata tkanka chybotała się na wszystkie strony, zarówno od dotyku ‘goblina’, jak i od kolonii czerwi które się weń zalęgły. -To nie ma sensu.- -Whaaargblblblbl!- Odpowiedział mu Daegr, któremu dwóch rosłych zombie trzymało łeb pod wodą, a trzeci kopał go z uporem maniaka w wypięte dupsko. -No i bez wątpienia jesteśmy wewnątrz naszej duszy. Uwierz mi na słowo. Co oni tu wszyscy robią? Dusze zazwyczaj nie mają takiej swobody by ingerować tak jak teraz. To wartościowe surowce po tej stronie życia. Obawiałem się że ktoś może się o nas upomnieć, ale… coś mi tu śmierdzi.- Goblin podrapał się w głowę, nie odrywając wzroku od rozbryzganych szarych komórek. -Kurwa!- Ryknął olbrzym, wyswabadzając się z podwodnego nelsona. Jednego z napastników złapał za rękę, wściekłym szarpnięciem złamał je tak że pęknięta kość przedramienia przebiła skórę, i wbił powstały szpic w czaszkę drugiego z umarlaków. Trzeci próbował wyprowadzić kolejne kopnięcie - parskający wodą pięściarz złapał go za kostkę, obrócił się wokół własnej osi i posłał przyjemniaczka za spotkanie z resztą swoich pobratymców. Mimo to, kolejne maszkarony wyciągały po samotnego wojownika zakrzywione szpony, jęcząc i zawodząc pod niebiosa. -Doskonale rozumiem ten sentyment.- Gibo ostrożnie zszedł z drogi jednemu z ożywieńców który nastąpił na kamień podczas swojej jednomyślnej podróży ku Deagrowi. -Nie chcę zostać tutaj do końca świata, do kroćset. Musi być jakiś sposób, albo wytłumaczenie…- Nagle goblin stanął jak wryty, a jego małym ciałkiem wstrząsnął nagły atak śmiechu. -Mam! To przecież oczywiste. Daegr, mój chłopcze, ty sam nas tutaj trzymasz. Twoje odrzucenie szansy na pozagrobowy odpoczynek lub posługę władcom piekieł zakotwiczyło nas w tym popapranym limbo między życiem a śmiercią. Mogłem się tego domyślić wcześniej.- Goblin wyszczerzył się i popukał się palcem w skroń. -Główka pracuje. Teraz jedyne co musimy zrobić, to przestać walczyć przeciwko demonom naszej przeszłości i kurczowo trzymać się naszej przedśmiertnej egzystencji. Łatwizna.- -Nie… ma… chuja! WE WSI!- Odpowiedział mu pełen determinacji warkot. Ogromnej postaci Daegra niemal nie było widać - otoczony przez ciągle napływające fale pozornie niezniszczalnych ożywieńców, które wedle Gibo były tylko lustrzanym odbiciem porażek, wyrzutów sumienia i niechęci do pogodzenia się ze swoim losem, olbrzym walczył jak lew, ale niewiele tak naprawdę mógł zdziałać. -Hej, hej, nawet mnie nie wkurwiaj- Ostrzegł go nagle zdenerwowany wizją braku kooperacji ze strony samego siebie Gibo. -To nie jest temat do dyskusji. Chcesz się stąd wydostać, czy nie? -W dupie mam twoje zaświaty! Chuja kładę na odpoczynki, obiecanki i obwarzanki!- Człowiek północy rozdawał razy na lewo i prawo pomiędzy każdym słowem, łamiąc kości, wydłubując oczy i miażdżąc genitalia. -Chcę krwi! Chcę… unnnf... zemsty! Chcę głowę Szarańczy i reszty tych glist na srebrnej tacy!- Potworów przybywało, niedługo wojownik zupełnie zniknął Gibo z oczu pod masą wrogich ciał. -Nie! Nie, kurwa, nie! Nikt nie jest aż tak małostkowy- Goblin chwycił się za głowę. -Odwal się od Szarańczy! Zostaw przeszłość za sobą! Pogódź się ze swoim losem, ty baryło!- Z wnętrza kopuły nieumarłych nie nadeszła żadna odpowiedź, poza dźwiękami zdwojonych wysiłków Daegra by się z niej wydostać. -To nie jest zabawa! Tu chodzi o twoją… eee… naszą duszę! Obiecuję ci, jeśli się zgodzisz, wyjdziemy stąd! Mój pan nie będzie zadowolony…- Syknął pod nosem Gibo, a jego twarz przybrała na moment drapieżny wyraz. Ciasno zbici nieumarli eksplodowali nagle, porwani jakąś okrutną siłą i pchnięci do tyłu. To wyswobodzony Daegr, w samym sercu swojego żywiołu, zalany krwią i żółcią, wrzeszczący wyzwiska z pianą na ustach i mordem w oczach. -No ładnie.- Szepnął Gibo z opuszczonymi ze smutku uszami. To był koniec. Zostaną tutaj na wieczność. *** Brog natarł na obrzydliwy konstrukt jak molibdenowa lokomotywa. Dwa kolosy starły się pośród bitewnego zgiełku. Złożony z ożywionych plugawą magią trucheł golem był przerażającym przeciwnikiem, ale wspólnymi siłami drużynie udało się go pokonać. Z bojowym okrzykiem trzymetrowy ogr przyszpilił swojego przeciwnika do kamiennej podłogi brutalnym sztychem i dysząc ciężko pozwolił mu się rozsypać na kawałki. Grupka z którą podróżował okazała się być nie tylko wprawnymi poszukiwaczami przygód, ale teraz prawdziwym magnesem na kłopoty. Praca u Kaledwyna nie należała do najnudzniejszych, ale pod czasu odkrycia wieży ogr był świadkiem scen których nie byłby sobie w stanie wcześniej wyśnić, a co dopiero brać w nich udział. Na szczęście stary, sprawdzony sposób bicia najpierw i pytania nigdy się całkiem nieźle sprawdzał. O ile z golemem poszło jak z płatka, o tyle inwazja cienistych potworów była mniej sympatyczna. Brog nie był wielkim myślicielem - gdy zawiodła go brutalna siła, jedynym wyjściem było używanie jej dalej aż do skutku, co skończyło się dla giganta bardzo przykro - padł na wznak gdy wysysający energię potwór odkleił jego jestestwo od ciała. Oczy Broga błysnęły białkami, a on sam padł jak kłoda, pozbawiony zupełnie woli i myśli, jak puste naczynie... *** -Co do…- Daegr powoli dochodził do siebie po nagłej zmianie scenerii. Przed momentem brnął po kolana w krwiożerczych przeciwnikach, odmawiając ugięcia kolan przed faktem własnej śmierci, a mgnienie oka później… otaczała go ciemność. Rozejrzał się uważnie, powoli przyzwyczajając oczy do mroku. Starożytne kamienne ściany, cienka tafla lodowatej wody u jego stóp, płaskorzeźby węży i kawałki rozrzuconego dookoła metalowego szmelcu oraz kawałków kości… Świątynia Yuan-ti. Komnata, w której rozszarpały go na strzępy mechaniczne rekiny. Miejsce, w którym postradał życie. -Na włochate jaja Talosa… wróciłem.- Burknął, nie wiedząc za bardzo co z tym faktem zrobić. Pragnął go wcześniej, ale teraz, gdy mu się udało… nie wiedział, od czego zacząć. -Nie do końca- Piskliwy głos goblina sprawił, że zaskoczonemu olbrzymowi przeszły ciarki po plecach. -Tak, wróciliśmy. Ale nie ciesz się za bardzo.- Zielony stworek chodził w kółko z markotną miną. -Twój ośli upór zafundował nam los duży gorszy od pójścia do zaświatów, kochasiu. Jesteś duchem. -Huh- Mruknął Daegr i schylił się, próbując podnieść z ziemi kawałek strzaskanej żuchwy jakiegoś nieszczęśnika. Jego palce przeszły przez kość jakby była zrobiona z pary wodnej. -Rzeczywiście. No trudno- Wzruszył ramionami olbrzym. Bycie w tym miejscu gryzło go w dumę. Poza tym, czuł się jakiś… niepełny, jakby był w kilku miejscach jednocześnie i jego esencja była podzielona. -Co teraz? -Co teraz? Co teraz!? GÓWNO! Będziemy tutaj siedzieć. Za jakiś czas być może zaczniemy zauważać inne zasrane dusze które szczezły w tej dziurze. Za dwieście, trzysta lat pewnie nauczysz się klekotać łańcuchami, albo przesuwać kamyki. A zostaniesz tam, gdzie spoczywają twoje plugawe szczątki, do czasu aż ten zapluty świat pęknie na dwoje i rozleje się po gwiazdach jak rozbite jajko.- Goblin wypluwał każde słowo z dużą dozą jadu. -W ogóle, coś tu jest nie tak. To nie powinno być takie hop siup. Ktoś w okolicy chyba bawi się w nekromantę, powietrze aż drży ze strachu… To mogło mieć wpływ na proces- Goblin zaczął rozglądać się nerwowo. -Tam gdzie moje szczątki, hę?- Zastanowił się Daegr. Skupił się na tym uczuciu bycia w kilku miejscach jednocześnie. Coś ciągnęło go w górę… po chwili zrozumiał. Towarzysze pochowali go na zewnątrz przybytku. Dziwne zachowanie jak na bandę tchórzy i złodziei. Ale było coś jeszcze… jakaś cząstka jego, pasmo losu które ledwo mógł uchwycić… -Szarańcza- Warknął. |
Zdeptana, pocięta na kawałeczki papka leżała na podłodze podziemnej komnaty wieży, i tylko odrażający odór zgniłego ciała mógł świadczyć o tym, że jeszcze chwilę temu, stanowiła ona zdolnego do morderczej walki golema. Lorath jak zwykle nie pamiętał walki. Instynkt, waleczny szał, który go opanowywał w chwilach zagrożenie, stał się już dla niego rutyną. Jak również ból. Ciężkie rany w prawdzie mogły świadczyć o czynnym udziale w walce, jednak i o bezmyślności oraz szaleństwie jego żądnego krwi alter ego. |
Kolejna walka była równie niespodziewana, jak widok narzędzi tortur w wieży nekromanty, czyli... Można było się domyślić, że zapieczętowane drzwi nie były jedynym zagrożeniem. |
Komnata skarbów, Tajemnicza Wieża 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie Kierując się krętymi schodami na górę, poszukiwacze przygód dotarli do kolejnego idealnie okrągłego pomieszczenia, lecz tym razem widok, który ich zastał wprawił ich w niemałe osłupienie. W wielu miejscach umieszczone zostały stojaki na kunsztownie wykonaną broń, przy oknach stały manekiny odziane w połyskujące w świetle zachodzącego słońca pancerze, a na wewnętrznych ścianach powieszone zostały kunsztownie wykonane obrazy ze złoconymi ramami, przedstawiające ważne w historii regionu Jeziora Pary wydarzenia. Tuż obok schodów prowadzących na górę, znajdowały się dwie ciężkie skrzynki; jedna postawiona była na niewielkim stoliczku, a druga pomiędzy jego nogami. |
Komnata skarbów, Tajemnicza Wieża 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie
Komnata czarodzieja, Tajemnicza Wieża 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie Wchodząc po schodach do kolejnego pomieszczenia, awanturnicy znaleźli się w prywatnych kwaterach czarodzieja, który zamieszkiwał tą więżę. Pod ścianą ustawionych było kilka niewielkich biblioteczek z najważniejszymi książkami, które już z dystansu wydawały się być rękopisami. Ich okryte skórą grzbiety kusiły spragnionego wiedzy Sadima, który mimowolnie przecierał dłonie na samą myśl o “pożyczeniu” sobie jednego z tych arcydzieł. |
Coś było nie tak. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0