lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [PFRPG, FR] Oko Talony (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/15645-pfrpg-fr-oko-talony.html)

Flamedancer 11-03-2016 15:19

Tamarie stanęła na nogi dopiero po wspaniałym działaniu eliksiru leczącego rany. Głównie były to obrażenia wewnętrzne, ponieważ miała niebywała zdolność regeneracji wszelkich zranień, lecz ta niestety nie działała te, które zdołały przebić jej naturalny pancerz. Jej podejrzliwość narastała z każdym krokiem prowadzącym do wnętrza wieży. Energia emanująca z tego miejsca mrowiła w nieprzyjemny sposób jej skórę. Musiała się wysilać, by jej ciało nie straciło integralności ze światem materialnym, bowiem czuła, iż łącze z Sadimem było niestabilne.

Widok jakiegoś-tam-szkieleta wcale ją nie zdziwił, a wręcz przeciwnie - spodziewała się go lub czegoś zdecydowanie gorszego. W końcu była to prawdpodobnie pracownia jakiegoś przeklętego maga, a z takowym miała już styczność i jako człowiek, i jako Eidolon. W drugim przypadku już sporo się wycierpiała. Nie chciała o tym myśleć, ale emanacja wieży przywracała wspomnienia.
Przysunęła się jedynie bliżej swojego mistrza.

* * *

"Nieumarły szkielet - twór magii nekromanckiej scalającej kości istoty wcześniej żywej. Czasami kontrolowany przez nekromantów, a tak to zazwyczaj wypadek przy pracy".

Takie słowa kiedyś wyczytał Sadim w jakiejś beznadziejnej księdze nawet nie nadającej się do używania w trakcie nauki mającej przynosić efekty. Zainteresowała go jednak jedna rzecz - był to twór czarodziejski, czyli jeśli ich nie zaatakował... Właściciel prawdpodobnie wciąż żyje. Po słowach Szarańczy zaczął inkantować magiczną formułę wykrycia magii. Tamarie zaczęła przekomarzać się z paladynem, a w tym czasie półelf dokonał interesującego odkrycia.
Drzwi były zapieczętowane zaklęciem Wampirycznego dotyku.
Kto do cholery pieczętuje drzwi wampirycznym dotykiem?
Spodziewał się czegoś bardziej zabójczego albo zniechęcającego do interakcji z przeszkodą, w sumie by na jedno wyszło, ale na pewno nie chciał tego dotykać.
Nie mógł odmówić jednak pewnej rzeczy tej pułapce - była zastawiona przez zdolnego czarodzieja.

Wszystko by było w porządku, gdyby nie aura magiczna, która wręcz eksplodowała z jakiegoś punktu pod nimi. Przywoływacz zachwiał się i prawie by padł jak długi, gdyby nie Tamarie. Miał nadzieję, że tylko on tak miał, jednak z Szarańczą zaczęło się dziać coś gorszego, a świadczyły o tym jej krzyki. Wszystko zaczęło latać w kółko jak na szaleńczej karuzeli. Świst i szelest kartek robił się wręcz oszałamiający. Trzaskanie mebli dodatkowo wzmagało lęk. Gdyby nie refleks półelfa, to latające sobie z zawrotną prędkością grube tomisko by uderzyło go prosto w twarz. Oglądał on jedynie tą scenę z niejaką fascynacją, ale też niepokojem. Doszukiwał się jakichkolwiek oznak możliwości przeciwdziałania przekleństwu męczącego Szarańczę, ale nic nie był w stanie dostrzec.
Miał wrażenie, że w tej wieży to, co się z nią dotychczas działo, może zostać zdecydowanie wzmocnione. Trzeba było się mieć na baczności. Gdy aasimarka oraz elf wyszli z wieży, Sadim odezwał się w stronę Logana.
- Wygląda na to, że duchy są tu przyciągane jak ćmy do latarni w nocy - rzekł paladynowi i spojrzał na szkielet - Mam wrażenie, że ktokolwiek to stworzył, to może nas przez to obserwować...
Paladyn skinął głową rozumiejąc aluzję, po czym ruszył w stronę ożywieńca i jednym potężnym ciosem zgładził go. Szkielet rozsypał się w stertę kości, tuż obok sterty śmieci, którą sam pozamiatał.
- Z jakiegoś powodu zrobiło mi się smutno - zaśmiał się cicho rycerz, spoglądając na swój potężny młot.
- A mi wcale - wzruszyła ramionami Tamarie i spojrzała na swego mistrza.
- To co robimy? - zapytała intensywnie się w niego wpatrując.
Sadim przygryzł wargę myśląc nad ich aktualną sytuacją, kiedy nagle wpadł na genialny pomysł. Postanowił otworzyć drzwi, póki Markas ich nie tknął.
- Tamarie. Będziesz wściekła - ostrzegł ją i zaczął uwalniać magię wiążącą kobietę z tym światem.
- Co? Cholera! Co ty...?! - zdążyła wypowiedzieć i zniknęła w kłębie srebrno-niebieskiego błyszczącego pyłu.
Przywoływacz z zagadkową miną wpatrywał się w drzwi. Przekrzywił lekko głowę i zaczął wymawiać jakąś inkantację, której paladyn w życiu na uszy nie słyszał. Poczuł jak mu ciarki przeszły po plecach kiedy wrota do niższych planów otworzyły się przed nim, a z nich wyszedł nie kto inny jak...
Lemur.

Była to kreatura, której sam widok budził mdłości. Jej rozlane, wielkie cielsko tworzyło coś na kształt bezkształtnego gluta z krzywymi rękami i wielką paszczą otwierającą się bezmyślnie na otoczenie. Na jej "brzuchu" ciągle formowały się jakieś okropne twarze udręczonych istot tylko po to, by zniknąć za chwilę zastąpione inną okrutną mimiką.

W języku piekieł wydał mu krótki rozkaz otworzenia drzwi. Istota piekielna, pod naciskiem zaklęcia wiążącego, rzuciła się do wykonania rozkazu.
Gdy dotknęła klamki zaniosła się przeraźliwym skrzekiem, jej ciało zaczęło wiotczeć i rozpadło się na kawałki, po czym najzwyczajniej w świecie zniknęło.
- Zaklęcie rozładowane - skomentował bez emocji Sadim.

Dosłownie chwilę później w wieży zjawiła się wyrocznia wraz z barbarzyńcą ciągniętym siłą za rękę. Przywoływacz popatrzył na Logana, wzruszył ramionami i poszedł za resztą.

Warlock 12-03-2016 13:08

Loch pod Tajemniczą Wieżą, Ciernisty Las
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Lodowaty podmuch wiatru uderzył w twarze awanturników, kiedy Szarańcza otworzyła drzwi prowadzące do znajdujących się pod wieżą lochów. Po chwili wahania, ruszyli krętymi schodami na dół, które głośno skrzypiały przy każdym stawionym kroku, tak jakby miały zaraz się pod nimi zerwać.
Największe problemy w poruszaniu się miał Brog, którego wielki brzuch ledwo zmieścił w przejściu, a stopnie okazały się zbyt małe dla jego zdecydowanie zbyt dużych stóp. Na całe szczęście, schody musiały być wzmocnione magią, albowiem nie ugięły się nawet pod znacznym ciężarem ogra, choć zdawały się być kruche.
Schodząc na dół, awanturnicy trafili do długiego, ginącego w ciemnościach korytarza, który zmusił ich do rozpalenia pochodni. Blask ognia przegonił zaległe cienie, odsłaniając długie podziemne przejście, które wydawało się ciągnąć w nieskończoność. Na wykutych w litej skale ścianach tunelu, wymalowane były niepokojąco wyglądające czaszki, a z pojawiających się co rusz kamiennych kolumn wystawały przerażające rzeźby, które wydawały się groźnie łypać na przechodzących obok intruzów, tak jakby ich obecność była tu niemile widziana.
Niewzruszeni tym widokiem awanturnicy ruszyli przed siebie korytarzem, który z każdym krokiem stawał się coraz szerszy, aż w pewnym momencie stał się na tyle szeroki, że byli w stanie ustawić się w jednej linii wraz z masywnym Brogiem. Strop też wydawał się być coraz wyżej od ziemi położony i nawet ogr mógł już swobodnie poruszać się bez potrzeby garbienia się co rusz.
Poza przebiegającymi pod stopami szczurami, niektórymi rozmiarów małego kota, w zasięgu wzorku nie było żadnej innej żywej istoty, lecz mimo to nikt nie odważył się rozluźnić uścisku na rękojeści miecza - nie po tym co doświadczyli przed wejściem do wieży, ani tym bardziej w jej wnętrzu. Wiedzieli, że gdzieś w tym obskurnym, cuchnącym zgnilizną miejscu, znajdowało się źródło magicznej mocy, która oplatała las swym spaczonym dotykiem.


Loch bardzo szybko okazał się być rozległym labiryntem pomieszczeń i korytarzy, które mogły rozciągać się przez wiele kilometrów pod tajemniczą wieżą. Niezbyt zadowoleni z perspektywy zgubienia się w tych podziemiach, żądni przygód awanturnicy parli naprzód, przeganiając pochodnią gęste ciemności i co krok odsłaniając cuda budowniczych tego miejsca.
Po pewnym czasie trafili do szerokiego na blisko dziesięć metrów korytarza, usłanego posążkami różnorodnych, przerażających istot, które ustawione były w szeregu po obu stronach przejścia. Brog bez słowa podszedł do pierwszego z brzegu posągu i jednym silnym zamachnięciem oburęcznego miecza rozbił go w gruz, upewniając się tym samym, że nie jest to kolejny podstępnie ukryty gargulec.
Zachęceni czynem ogra awanturnicy ostrożnie ruszyli przed siebie, mijając po drodze kolejne wielkie rzeźby, które przedstawiały egzotyczne bestie z królestwa Podmroku, wiele z nich kompletnie im nieznanych. Właściwie to tylko jedna wydawała się być znajoma; była nią masywna pantera z dwoma ogonami skorpiona, na którą Lorath i Szarańcza mieli nieszczęście natknąć się wcześniej w dziczy.

Na końcu długiego, usłanego posążkami holu, znajdowały się niewielkie drewniane drzwi z zakratowanym okienkiem. Poszukiwacze przygód zbliżyli się do nich z należytą ostrożnością i wyjrzeli przez wizjer do następnego pomieszczenia.
Był to stosunkowo nieduży, kwadratowy pokój, wewnątrz którego znajdowały się rozmaite narzędzia tortur. Na samym środku pomieszczenia ustawiona była szeroka ława do rozciągania kończyn, nieco dalej ustawione było wahadło zwane strappadem, a pod ścianą znajdowała się żelazna dziewica, której przypominające sarkofag wnętrze zostało szczelnie zamknięte.
Na ułożonych wzdłuż ścian półkach i stolikach ułożone były w jednym szeregu rozmaite, drobne narzędzia służące do zadawania niewyobrażalnego bólu; niektóre z nich wciąż były pokryte zaschniętą krwią.
Ślady obecności więźniów były tu widoczne na każdym kroku - przykute do ścian szkielety były ponurym świadectwem tego co miało tu miejsce w przeszłości, a leżąca na ławie do rozciągania sprzączka musiała należeć niegdyś do członka straży miejskiej w Stonebrook, co potwierdzał jej unikatowy kształt wzorowany na godle królestwa.

Stanowczo, ale zarazem ostrożnie, awanturnicy zdecydowali się wejść do środka.


Szarańcza stąpając uważnie rozglądała się na wszystkie strony. Podziemia, mimo swego mroku i niepokoju, jaki wzbudzały, wywarły na niej niemałe wrażenie. Szła dalej z rozdziawioną lekko buzią i starała się niczego nie dotknąć, choć musiała przyznać, że bardzo ją korciło, by wszystko wymacać; jak dziecko.
Kiedy znaleźli się już w sali, jej zadziwienie jedynie narosło, a pewne kwestie stały się jasne. Wiedziała już, skąd tutaj tyle posępnych dusz.
- No nieźle… Teraz już wiem, kim była postać z mechaniczną żuchwą - objęła się rękami, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Okropne wspomnienie tej przerażającej twarzy, powróciło napawając ją strachem.
- Ponoć to stąd najsilniej bije magią, więc przydałoby się znaleźć przedmiot i go zniszczyć… Czy cokolwiek to jest. Chyba - powiedziała niepewnie cichym głosem.
- Dobry pomysł - odezwał się Sadim z odrazą przyglądając się otaczającym go narzędziom tortur. Chciał jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, lecz wszystko wskazywało na to, że reszta jego towarzyszy będzie chciała uważniej przyjrzeć się znajdującym się w pomieszczeniu machinom. Półelf zakrył twarz pod kapturem swego podróżnego płaszcza i skupił się na tkaniu wieszczącego zaklęcia, które mogłoby ujawnić obecność znajdujących się w pobliżu magicznych przedmiotów.
W chwili, gdy z jego ust spłynęły pierwsze słowa tajemnej inkantacji, coś mocno wstrząsnęło stojącą pod ścianą żelazną dziewicą. Wszyscy natychmiast podskoczyli i cofnęli się o kilka kroków, bez wahania sięgając za broń.
Po chwili ciszy, wieko przerażającego sarkofagu otworzyło się z hukiem, wypuszczając ze swego wnętrza bezkształtną masę mięsa i kości, która na oczach awanturników zaczęła formować się w przypominający golema twór.
Najpierw kształtu nabrały potężne łapy, które zakończone były ostrymi jak katany kościanymi szponami, zdolnymi przeciąć w pół rosłego człowieka jednym silnym cięciem. Nieco później pojawiły się zakończone czaszkami nogi, które były wielkości pnia dębu. W końcu bestia nabrała kształtu, osiągając rozmiar rosłego ogra, a gdy na sam koniec ukształtował się aparat gębowy, monstrum głośno zawyło. Dudniący, wykręcony przez nieludzkie cierpienie głos echem odbijał się od ścian korytarzy w dalszej części podziemnego kompleksu.


Na widok wyłaniającego się z żelaznej dziewicy monstrum, pierwszy zareagował Sadim, który skupił się na tkaniu kolejnego zaklęcia, energicznie gestykulując w powietrzu, a gdy magiczny zaśpiew dobiegł końca, z koniuszków jego palców wystrzeliła lepka ciecz, która oplotła nogi potwora.
Ułamek sekundy później Tamarie spadła na golema z niepokojącym błyskiem w oczach. Wojowniczka ściskała oburącz potężny miecz, którym zamachnęła się w stronę nóg bestii. Ostra jak brzytwa klinga rozbiła osłaniające stopy czaszki i zatopiła się w ciele ożywionego za pomocą nikczemnej magii konstrukta, lecz mimo iż cios był zdolny przepołowić człowieka, wydawał się nie robić najmniejszego wrażenia na sięgającym stropu przeciwniku.
Golem zawył głośno w odpowiedzi, tak iż awanturnicy skrzywili się pod siłą jego potężnego głosu, po czym zamachnął się zakończoną szponami pięścią w stronę zbliżającego się za wojowniczką Loratha. Z wnętrza jego dłoni wytrysnęły długie, ostre jak brzytwa kości, które oplotły barbarzyńcę i przygwoździły go do ziemi, zaciskając się boleśnie wokół jego torsu.
Elf poczuł jak kościane więzienie miażdży mu klatkę piersiową. Nie mógł oddychać, wrzasnął z bólu, a później próbował wolną ręką rozbić zatrzaskującą się na nim pułapkę, lecz na niewiele się to zdało. Z pomocą przybył paladyn Logan, który swoim magicznym młotem starał się rozbić zaciskające się wokół torsu Loratha kości, lecz były one zbyt wytrzymałe.
Markas minął siłujących się mężczyzny i natarł na golema, zatapiając ostrza obu mieczy w jego przedramieniu. Cios nie wywarł jednak najmniejszego wrażenia na przeciwniku, które bez trudu zrzucił z siebie łotrzyka i jednym silnym ciosem posłał go na przeciwległą ścianę. Markas odbił się boleśnie od muru, lecz na całe szczęście jego skórzany pancerz pochłonął w dużej mierze siłę uderzenia.
Stojąca na tyłach pomieszczenia Szarańcza skupiła się na wezwaniu mistycznych mocy, które prześladowały ją od czasów dzieciństwa, a które doskonaliła przez następne dziesiątki lat. Po chwili, przed golemem otworzył się portal prowadzący do zaświatów.
Z wiszącej w powietrzu zielonej tafli wyłonił się poskręcany ze strzępów ciał, przerażający kształt, który natychmiast rzucił się na monstrum. Zombie trafił przeciwnika zakończoną pazurami pięścią i zaczął wgryzać się w ciało golema, lecz ten odpowiedział mu jednym silnym ciosem, który odrzucił go do tyłu.
Widząc tarapaty w jakich znaleźli się jego towarzysze, Brog ściągnął z pleców potężny oburęczny miecz i z głośnym okrzykiem zaszarżował na golema z takim impetem, że obaj z hukiem wbili się w ścianę.
Siła uderzenia odrzuciła stojącą obok Tamarie, która widząc brak efektów postanowiła upuścić swój miecz. Stanąwszy naprzeciw walczącego z ogrem przeciwnika, jej dłonie zamieniły się w długie ezoteryczne szpony, którymi natarła na golema rozrywając jego wnętrzności.

Tymczasem Sadim skupiony był na tkaniu kolejnego zaklęcia. Po zakończeniu inkantacji z jego dłoni wystrzelił strumień zielonego kwasu, który pomknął na spotkanie z golemem, lecz ten zajęty walką z Brogiem i Tamarie, nieświadomie uchylił się w ostatniej chwili przed zaklęciem, które rozbiło się o ścianę za nim. Półelf zaklął obficie pod nosem i sięgnął ręką do sakiewki po magiczne komponenty dla kolejnego czaru.
Widząc jakie zagrożenie stanowi dla niego uzbrojona w pazury wojowniczka, golem odepchnął od siebie ogra, z którym się mocował, po czym wziął zamach zakończoną ostrymi szponami ręką. Tamarie próbowała odskoczyć, lecz była niewystarczająco szybka i siła ciosu obróciła ją w powietrzu, zastawiając na jej plecach głębokie szramy. Poważnie ranna wojowniczka upadła na ziemię, ciężko dysząc.
Nieco dalej Logan i Lorath wciąż mocowali się z okalającą barbarzyńcę kościaną klatką. Tym razem jednak paladyn zdecydował się uderzyć mocniej młotem, który osłabił kości, pozwalając rannemu elfowi wydostać się z pułapki. Rycerz podniósł towarzysza z ziemi i razem natarli na golema, zasypując go dziką furią ciosów. Oblężone ze wszystkich stron monstrum powoli ulegało sile awanturników, którzy na widok słabnącego przeciwnika jeszcze bardziej przyśpieszyli tempa.
Osłabiony siłą ciosu Markas powoli podniósł się spod ściany i chwycił za leżące nieopodal miecze, które wcześniej wypuścił z rąk, po czym zaszedł golema od tyłu, aby móc wbić mu klingę w jakiś punkt witalny. Stwór był jednak poskręcany z dziesiątek martwych ciał i nie zachwiał się pod żadnym z ciosów łotrzyka, tak jakby w ogóle nie odczuwał bólu. Markas za to musiał po raz kolejny zdobyć się na unik, aby nie zostać rozsmarowanym na ścianie.
Leżąca na skąpanej we krwi podłodze, Tamarie postanowiła raz jeszcze zaatakować golema, ówcześnie przekazując telepatycznie swój plan Sadimowi, który próbował ją powstrzymać, lecz ta nie posłuchała go. Wojowniczka powstała z ziemi i zaszarżowała na monstrum, które tylko czekało na jej atak. Kobieta widziała wznoszącą się, zakończoną kościanymi szponami pięść golema, lecz mimo to nie zatrzymała się. Natarła na wroga i z całym nadanym przez nogi impetem wbiła swoje eteryczne pazury w jego ciało.
Potwór w odpowiedzi zamachnął się w jej stronę, lecz jego szpony napotkały tylko powietrze - Tamarie rozpłynęła się na wietrze, pozostawiając po sobie niewielką mgłę, a wszystko to dzięki magii Sadima, który odesłał ją z powrotem do jej planu istnienia.

Ten chybiony cios sprawił, że golem zachwiał się i przewrócił się na śliskiej cieczy, którą na początku starcia posłał mu pod nogi półelf. Widząc nadarzającą się okazję, Brog chwycił mocniej oburącz za swój miecz, po czym wbił jego klingę głęboko w plecy przeciwnika, przyszpilając go do podłoża. Reszta awanturników wyładowała wtedy na nim cały swój szał, zostawiając z golema nierozpoznawalną stertę kości i mięśni.


Nami 13-03-2016 19:14

Po zabiciu golema, awanturnicy zostali podleczeni przez magię Szarańczy. Młoda kobieta znalazła wkrótce po tym żelazną maskę istoty, którą zobaczyła w swej wizji przed zejściem do podziemi.
Szarą lekko wmurowało, kiedy jej dłonie pochwyciły niepokojące znalezisko.
- Sadim, mógłbyś tutaj przyjść na chwilę? - spytała bardziej retorycznie, a jej głos miał w sobie coś z udawanego spokoju.
- Co się... - zareagował na pytanie wzburzonej Szarańczy trochę zdziwiony, a później spojrzał na maskę - Cóż to?
Kobieta trzymała znalezisko w jednej dłoni, a drugą wskazała palcem na maskę
- Widziałam tą twarz. - powiedziała szeptem, aby nikt nie słyszał.
- Wtedy, na górze. Jego widziałam. Chciał coś ode mnie.
Twarz nagle półelfowi stężała. Spojrzał jeszcze raz na przedmiot splatając w międzyczasie ręce na piersi. Na jedno twarzy malował się wyraz zamyślenia.
- Jeśli w masce jest zaklęta dusza, to znaczy, że może to stanowić źródło magii bijącej w okolicy. Myślisz że dobrym pomysłem będzie rzucenie wykrycia magii? - zapytał do dłuższej chwili analizy.
Wyrocznia pokiwała przecząco głową
- On nie potrzebuje tej maski - odpowiedziała pewnie - Powiedział, że chce przywrzeć… Do mnie. A to oznacza, że nie jest zaklęty w żadnym z przedmiotów, jak chyba żadna z dusz. Nikt ich tu nie uwięził oni po prostu. Tak jakby utknęli. - odpowiedziała, a jej ramiona mimowolnie powędrowały ku górze, w geście ich wzruszenia. Szarańcza posmutniała gładząc dłonią maskę i się jej przyglądając.
- Ech, cholera. Do niczego chyba nie dojdziemy rzucając hipotezami - stwierdził z przekąsem i rozpoczął inkantację zaklęcia. Nie dość, że nie otrzymał oczekiwanych rezultatów, to jeszcze rozbolała go głowa, przez to paskudnie się skrzywił, ale utrzymywał zaklęcie, póki się nie upewnił.
Zatoczył się w dość niekontrolowany sposób, gdy przerwał koncentrację. Miał mroczki przed oczami.
- No dobra, może miałaś rację, jednak słowo "przywrzec" i widok maski nie budzi zbyt pozytywnych skojarzeń - westchnął głośno i potrząsnął głową próbując pozbyć się paskudnego uczucia - Ale w innych pomieszczeniach czuć magię.
- Jeśli te dusze tu utknęły, to coś musi je wiązać. Trzeba znaleźć to "coś".
- Tym czymś będzie mój młot - odpowiedział półżartem Logan, spoglądając na nierozpoznawalną stertę mięsa i kości, która znajdowała się przed nim.
- Jak tylko znajdę tego kto jest odpowiedzialny za to wszystko.
- Sprawdźmy dokładnie to pomieszczenie i chodźmy dalej - zaproponował Odmieniec. Wcale nie podobała mu się perspektywa spędzenia tu więcej czasu niż to było konieczne, jednak wolał się upewnić, że właściciel tego miejsca nie chowa gdzieś jeszcze więcej podobnych abominacji.
Nim zajął się przeszukiwaniem pomieszczenia, zbliżył się jeszcze do Szarej i znad jej ramienia niepewnie spojrzał na dziwne znalezisko.
- Chcesz to ze sobą zabrać?
Kobieta kiwnęła twierdząco głową i jednocześnie wzruszyła ramionami
- W sumie, to nie wiem. Chyba. Może. - odparła niepewnie wciąż nie odrywając wzroku od maski. Z jednej strony bała się tej istoty, a z drugiej było jej żal, że spotkał ją taki los. Może nie była zła, tylko skrzywdzona? Skąd miała to wiedzieć?
- Silny był. - powiedziała jeszcze zerkając tym samym na Sadima, jakby szukała jego rady.
Nagle za plecami Szarej, pojawił się Markas i zajrzał jej przez drugie ramię. Skrzywił się na twarzy, gdy zobaczył, co kobieta trzyma w dłoniach.
- Ja bym to na twoim miejscu zostawił tutaj. Nie wiemy, co to za cholerstwo, na moje oko to może być trochę niebezpieczne. A jak znowu coś ci się stanie, tylko przez to, że będziesz to trzymała przy sobie?
- Ja mogę to nosić ze sobą, jeśli robi to jakąś różnicę - stwierdził Lorath wzruszając ramionami. “Jeżeli przedmiot jest przeklęty, to mnie dosięgnie jego moc” - chciał dopowiedzieć, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili, jednocześnie uświadamiając sobie, że ostatnimi czasy stanowczo za dużo mówi.
Zaraz potem wzrok barbarzyńcy wbił się twardo w Sadima. Co ciekawe, w jego spojrzeniu nie było już podejrzliwości i niezadowolenia, którym od chwili poznania często obdarowywał zaklinacza. Wręcz przeciwnie - zdawać by się mogło, że barbarzyńca oczekuję ostatecznego osądu półelfa.
- A co ty o tym myślisz, zaklinaczu?
Szarańcza pogładziła Markasa po policzu, uśmiechając się przy tym dość słabo
- Dziękuję za troskę - ciepły ton jej głosu koił zmysły - Ale sama muszę to zbadać… A jeśli nie jest takie złe jak nam się wydaje? - rzuciła w eter i zabrała ciepłą dłoń wzdychając jednocześnie. Na słowa Loratha nic nie powiedziała, spojrzała na niego gniewnie. Nie powinien się teraz wtrącać, przecież wiedział jak bardzo boli ją to piętno, a takie rozwlekanie tego i mówienie wszystkim wkoło sprawiało, że Szara czuła się bezwartościowa.
- Ech, co ja myślę? Myślę, że domena duchów nie jest moją mocną stroną, ale zostawiłbym to coś tutaj, póki nie rozwiążemy zagadki tej wieży - jego głos wskazywał na nutę podejrzliwości względem całego miejsca, w którym się znajdowali - Może Tamarie będzie coś wiedzieć, ona sama jest duchem.
Spojrzał na wyrocznię ze współczuciem. Męka, jaką przechodziła, przerastała jego pojęcie. Pokręcił głową w zamyśleniu i odsunął się na bok wyciągając dłoń nad pustym obszarem.
- Przez chwilkę nie wchodźcie w krąg. A jakby się coś stało, to mnie łapcie, bo to jest najgłupsza rzecz, jaką robię w swym dotychczasowym żywocie - rzekł pół-żartem i zaczął wypowiadać magiczną inkantację podobną do tej słyszanej kiedyś przez Szarańczę, ale ta była dłuższa.
W błysku światła pojawiła się Tamarie z odrobinę nieobecnym wzrokiem... A półelf zatoczył się
na bok próbując powstrzymać krwotok z nosa.
Wyrocznia chwyciła przywoływacza za ramię i odciągnęła na bok, aby nikt nie podsłuchiwał. To była dla niej naprawdę ważna rozmowa.
- On przyszedł do mnie, wtedy na górze. Na pewno zauważyłeś, domyślam się, że musiałam wyglądać przerażająco. Powiedział, że jestem dla nich piękna i… Głupio to brzmi, ale i że smaczna. Że pragnie być przy mnie i chce zostać. Wiem, że to niebezpieczne, ale jeśli bym mu pozwoliła przywrzeć do siebie, to moze mógłby nam pomóc? Może by mnie nie skrzywdził? - podzieliła się szeptem swoimi wątpliwościami, a jej oczy zaszkliły się od nadchodzących nieuchronnie łez.
Sadim wyciągnął z pewnej kieszeni chustkę i podał jej, by otarła sobie łzy.
- Nawet nie próbuj mu pozwalać. Złe, nękające innych duchy mają to do siebie, że jak coś lub ktoś im pozwoli kogoś nawiedzić, to będą się tej osoby trzymać. Jak pozwolisz im wejść w swe ciało, to możesz je stracić - próbował jej doradzić półelf, choć sam nie do końca wiedział co myśleć na ten temat.
Szara pociągnęła nosem odbierając od niego chustkę, choć nie do końca wiedziała, czy ta będzie jej potrzebna.
- Ale on na pewno wie więcej o tym nekromancie, wszystko by nam powiedział! - powiedziała smutno spuszczając głowę w dół - Bardzo się go boję, ale mam wrażenie, że to jedyna droga, aby Lorath dokończył swój cel, abyśmy wszyscy wyszli z tego cało - dodała, choć w słowie “wszyscy” ani trochę nie uwzględniała siebie. Nie zważając na inne osoby w pomieszczeniu, gwałtownie rzuciła się na Sadima przytulając się do niego i wtulając twarz w jego szyję - Muszę choć raz wam jakoś pomóc, chciałabym w końcu być użyteczna. Jest pięćdziesiąt procent szans na to, że ta istota była dobra, może ona jest dobra… - wymamrotała słabo rozklejając się i poczęła szlochać, przyciskając tym samym do swojego ciała półelfa.
Lekko sparaliżowany przywoływacz stał nie wiedząc co powiedzieć z powodu wykonanego przez aasimarkę gestu. Nie zmienia to faktu, że jej słowa coraz bardziej go niepokoiły.
- Jest zły. Dobre duchy nie napastują osób, które mogą się z nimi komunikować. Gdybyś weszła w interakcję z nim, to mogłabyś się nie obudzić - powiedział co myślał na ten temat nie mając zamiaru owijać w bawełnę - Za duże ryzyko.
Szara przywarła do niego jeszcze mocniej, aż mógł wyraźnie poczuć jej kobiece atuty oraz przyjemne ciepło, jakie płynęło z jej ciała.
- Nie wiem co mam zrobić - wyszeptała trzymając usta przy jego uchu, przez co mógł poczuć przyjemne dreszcze, jakie płynęły z zetknięcia się jej oddechu z erogenną sferą płatka uszów.
- Chcę wam pomóc.
- Wiem... - odszepnął jej dodając sobie śmiałości, by pogładzić ją po jej pięknych włosach. W sumie cała była piękna. A uczucie, którego teraz doznawał, było aż zbyt przyjemne, co utrudniało logiczne myślenie.
- Nie rób tego. Kosztem siebie nikomu nie pomożesz, tylko zranisz tych, którym na tobie zależy - dodał do swojej wypowiedzi o krótkiej chwili
Pociągnęła ponownie nosem i pokiwała twierdząco głową. Być może i Sadim miał racje, w końcu gdyby ta dusza była dobra, to nie pragnęłaby nią zawładnąć, a jedynie błagała o pomoc. Tym sposobem da się rozróżnić despotyzm od tonącego, który chwyta się brzytwy.
- Na pewno masz rację - przyznała mu i niespiesznie, jak i niechętnie, uwolniła się z uścisku. Był on przyjemny i kojący zmysły, uspokajający, jak cała natura Sadima.
- Musimy więc szybko iść na górę, na piętro. Nie mogę przebywać na parterze, on ciągle tam jest, on… On chce mnie posiąść - wyjaśniła i przetarła policzek ręką, patrząc na mężczyznę.
- Przepraszam za kłopot - dodała, czując jak wzbiera się w niej poczucie winy.
- Nie przejmuj się - wyciągnął dłoń w jej stronę tak, jakby chciał pogładzić jej policzek, ale opuścił ją rezygnując. Odwrócił wzrok.
- Nic ci się nie stanie, jeśli nie dopuścisz go do siebie - powiedział cicho siląc się jeszcze bardziej na odwagę - Wiesz... Nie chciałbym, by zrobił ci krzywdę.
- Dziękuję - odparła szczerze wciąż ścierając nowoprzybyłe łzy. Nachyliła się nad mężczyzną i ucałowała go krótko w kącik ust. Dla niektórych mógłby to być przejaw uczuć, jednak dla niej była to zwykła wdzięczność. Któryś raz z kolei pociągnęła nosem.
- Chodźmy na górę, dobrze? - zaproponowała, a jej oczy od łez zrobiły się czerwone.
Półelf cały się zaczerwienił, ale jednocześnie też zasmucił. Pamiętał pewną przepowiednię, która teraz jeszcze wyraźniej chodziła mu po głowie. Teraz i on pociągnął nosem. Odstąpił krok do tyłu i odwrócił się tak, by nie widziała jego twarzy.
- Tak, chodźmy na górę. Tak będzie lepiej - powiedział do niej cicho i udał się w stronę wyjścia nie czekając na innych.
Szarańcza stała jeszcze chwilę pogrążona w smutku i niepewności. Gdy Sadim odszedł i postawił pierwsze kroki na stopień schodów, ta dopiero ruszyła. O dziwo wcale nie poszła za przywoływaczem, a cała zapłakana rzuciła się Lorathowi na szyję. Jej objęcie nie przypominało tego, jakim obdarzyła Sadima. Było bardziej zwarte, czułe, a dodatkowo wlepiła usta w szyję barbarzyńcy.
- Chcę wziąć tę maskę, widziałam tę martwą duszę. Ale boję się, Lorath. Nie wiem co powinnam zrobić. Sadim mówi, bym to zostawiła, tyle że… tyle że ja czuję, iż powinnam to wziąć, po prostu powinnam… - wyszeptała, a jej ciepły oddech omiótł kark elfa.
Badającego dotychczas zawartość pomieszczenia Loratha zaskoczyło nagłe zbliżenie się do niego Szarej. Wcześniej kątem oka spoglądał na nią i Sadima, odczuwając nieznane mu dotąd uczucie konsternacji, czy być może nawet zawiedzenia. Jednak wraz z nim, nie przyszedł gniew czy zazdrość. Po prostu lekki zawód, choć nie dał tego po sobie poznać w żaden sposób. Barbarzyńca wiedział, że był w pierwszej kolejności strażnikiem dziewczyny, a inne uczucia, którymi Ją darzył, nie mogły przysłaniać mu jego misji.
Mężczyzna objął ją teraz, mocno przyciskając do siebie. Jedną ręką gładził jej białe włosy. Czuł się tym razem nieco bardziej pewny, niż wtedy, gdy w Stonebrook niemalże uciekła z poczucia winy.
- Ja mogę nieść maskę, do czasu aż się nie dowiemy, co z nią robić - rzekł spokojnie. - Rób to co uważasz za słuszne - tak powiedział kiedyś mój ojciec, na krótko przed tym, jak zginął. Decyzja należy tylko do Ciebie.
Wytarła łzy o jego ramię. Bardzo chciała wziąć ze sobą maskę i być może mieć sposobność skontaktowania się z duszą i jednocześnie nie dając jej możliwości przywarcia na stałe. Po prostu może udałoby jej się zrobić z niego informatora, karmiąc go od czasu do czasu możliwością przebywania na planie i kontaktowania poprzez jej ciało… Gdyby tylko wierzyła, że potrafi być na tyle silne.
- Kocham Cię, Lorath. Bardzo - pociągnęła nosem ściskając go mocno. Tylko tyle potrafiła odpowiedzieć, a potem po prostu ustąpiła. Oddała mu maskę i udała się za Sadimem, na pierwsze piętro wieży.
- Ja Ciebie też - zdołał wydobyć z siebie tylko te trzy krótkie i do bólu sztampowe słowa. Na krótki moment, na jego twarzy zawitał uśmiech. Jednak ten zniknął, zaraz gdy Szara odwróciła się od niego i ruszyła na górę. Potem, przez długi czas spoglądał na dziwaczną maskę z posępną miną. Ręce nieco mocniej zacisnęły się na tajemniczym obiekcie. Barbarzyńca miał nieodpartą ochotę zniszczyć go, pozbywając Szarą problemu i przyjmując zarazem na siebie całą odpowiedzialność za to.
Jednak ustąpił w końcu. Wyciągnął z plecaka skrawek materiału, w który począł zawijać maskę.
- Jak ją skrzywdzisz, to wtedy dopiero poznasz czym jest prawdziwe cierpienie - rzekł ponurym szeptem, mając nadzieję, że duch go usłyszał. Włożył owiniętą w lniane płótno maskę do plecaka i ruszył w końcu za towarzyszami na wyższe piętra wieży.
Szarańcza po drodze dorwała Markasa i tak samo jak pierwszy raz w świątyni, tak i teraz zaczęła go ciągnąć za sobą siłą
- Chodź szybko, będziesz mi potrzebny! - zakomunikowała i wbiegła na schody wymijając Sadima. Kiedy wraz z Markasem znaleźli się na parterze, meble i obiekty znowu zaczęły reagować. Było to męczące, ale na szczęście do uniknięcia. Szybko podeszli do schodów prowadzących na górę, a Szara pchnęła mężczyznę aby ten poszedł pierwszy i przyklejając się do jego pleców chciała szybko i jednocześnie bezpiecznie dojść na górę
- Sprawdź tu pułapki, dooobraaa?
Markas dumnie wypiął pierś.
- Nie ma problemu, jeżeli coś tu będzie nie tak znajdę to bez problemu – uśmiechnął się do niej szarmancko i ruszył powoli schodami w górę. Miał zamiar znaleźć ewentualne niebezpieczeństwa i unieszkodliwić je. Oczywiście tylko udawał pewnego siebie, żeby zrobić wrażenie na Szarej, w głębi duszy wiedział, że cała ta wieża musi być najeżona pułapkami i jeden nieostrożny ruch, może się dla niego bardzo źle skończyć.

Wchodząc na górę schodami, natrafili na pierwsze piętro wieży, które okazało się być sporych rozmiarów biblioteką. Regały uginały się pod ciężarem tysięcy książek, których przeczytanie zajęłoby zwykłemu śmiertelnikowi kilka żywotów. Pod ścianą znajdowały się wygodne, acz wytarte od użytkowania fotele, obok których znajdowały się pulpity, specjalnie stworzone na wyjątkowo ciężkie księgi, których było tu naprawdę wiele - większość z nich wyglądała na rękopisy. Przez niewielkie okna w wieży wpadało zachodzące światło słoneczne, oświetlając pomieszczenie swym pomarańczowo-czerwonym blaskiem. Poza własnym oddechem, jedynym dźwiękiem w okolicy było bzyczenie much, które za wszelką cenę próbowały wydostać się przez zamknięte okna.

Szarańcza wychyliła głowę, kładąc brodę na ramieniu Markasa
- A tu bezpiecznie? - spytała naiwnym głosem lustrując pomieszczenie z książkami wzrokiem.
Markas westchnął głośno. Nie do końca tego się spodziewał, miał nadzieję, że znajdzie coś cennego, co później będzie mógł sprzedać z zyskiem, a znalazł tylko mnóstwo starych książek.
W pomieszczeniu było strasznie duszno, a na dokładkę wszędzie unosił się kurz.
- Nie wiem jeszcze, zaraz sprawdzę, muszę zrobić tylko jedną rzecz – bzyczenie much zaczęło doprowadzać go do szału. Podszedł do okna i spróbował je otworzyć, żeby wywietrzyć trochę całe pomieszczenie i wypuścić te przeklęte muchy.
W międzyczasie Szara splotła zaklęcie wykrycia magii. I tak wiedziała, że gdzieś tutaj są fajne rzeczy; zawsze były!
Sadim, który wspiął się po schodach zaraz za Szarańczą oraz Markasem, zaczął obchodzić regały w poszukiwaniu czegoś interesującego. W pewnym momencie zatrzymał się w delikatnie wyciągnął jedną losową książkę starając się, by się nie rozpadła jeśli jest stara. Rękopis ten okazał się być ładnie oprawionym, spisanym w elfickim podręcznikiem pod tytułem "Magia tajemna i jej tajemnice". Półelf szybko ją przekartkówał i postanowił ją zabrać ze sobą.
Szara będąc na piętrze czuła się jak w sklepie z darmowymi rzeczami. Od razu zaczęła przeglądać wszystkie znalezione zwoje, odrzucając te, których prawie nie rozumiała, a przytulając z radością te fajniejsze; w końcu wszystko co jej, a nie innych, jest fajniejsze. Gdy zakończyła swoją naturę wszystko żrącej Szarańczy, niespiesznie poczęła przeglądać książki, nie ukrywając, że bardziej od treści ciekawiły ją obrazki. Przeglądając różne tomy, które po prostu były nudne, natrafiła w końcu na książkę o tytule “Kamasutra dla Początkujących”. Tytuł jak tytuł, dziewczyna wzruszyła ramionami i zaczęła przeglądać książkę, trzymając ją do góry nogami i zastanawiając się, co to za czarna magia.
Książki, książki, wszędzie książki. Markas powoli zaczynał się nudzić. Wziął pierwszy z brzegu wolumin i zdmuchnął kurz z okładki. Niepotrzebnie to zrobił, bo skończyło się tylko napadem kaszlu. Widać, że nikt od dłuższego czasu nie ruszał tych rzeczy.
Akurat przechodził obok Szarej, gdy ta zaczęła przeglądać bardzo jakąś książkę, Markas rzucił tylko kątem oka i przeszedł kilka kroków. Nagle zatrzymał się, dotarło do niego, co właśnie przed chwilą zobaczył. Wrócił szybko do Szarej.
- A cóż to ciekawego przeglądasz?
W chwili gdy Szara i Sadim przebierali w stosach niezrozumiałych dla niego papierów, Lorath jedynie stał wsparty plecami o ścianę i ze znużoną miną wyczekiwał końca plądrowania biblioteczki nekromanty. Nie było tu kompletnie nic, co mogłoby go zainteresować, toteż jedynym jego zajęciem było tylko podziwianie widoków z okna.
Wyrocznia oderwała wzrok od książki aby spojrzeć na łotrzyka
- Rytuały jakieś - stwierdziła bez cienia zażenowania przerzucając dalej kartki. Mruknęła w zastanowieniu, jedyna ciekawa książka!
- Fajne, obrazki ma, nie? - ucieszyła się ponownie zerkając na Markasa.
Markas tylko westchnął głośno. Żeby chociaż byli tutaj sami, ale nie, jak zwykle los nie był dla niego łaskawy… Na szybką wizytę w zamtuzie, też na razie nie miał żadnych szans.
- Bardzo ładne obrazki – westchnął po raz drugi, klepnął Szarą po ramieniu i poszedł w ciszy użalać się nad swym marnym losem.
- Trochę głupie, że nie podpisali, która pozycja rytualna co daje, no wiecie. Czy to pomyślność, powodzenie w walce, albo wzbogacająca. Poprawiająca samopoczucie, dodająca energii i sił witalnych! Ech, gdyby Szaman z wioski tutaj był, to by wiedział, on się znał na tym - powiedziała do wszystkich, wzdychając przy tym. Jeszcze jakiś czas przerzucała kartki, ale tym razem trzymała książkę prawidłowo.
Rozmowa między Szarą a Markasem w końcu dotarła do uszu barbarzyńcy, który niechętnie oderwał się od podziwiania widoków i zbliżył się do towarzyszki. Przyglądał się zawartości książki najpierw z nieco obojętną miną, później skonfundowaną, aż w końcu jego oczy rozszerzyły się ze zrozumieniem, a zarazem niedowierzaniem.
- Rytuały… - odezwał się przeciągając to słowo, dalej pozostając zmieszany tym co widzi.
- No, fajne nie? - powtórzyła niemal to, co powiedziała Markasowi. Widać było, że znalezisko ją bardzo cieszy. Wywoływało to mały niepokój.
- Musimy je odprawić - stwierdziła z powagą kiwając głową po czym zamknęła głośno książkę i schowała do swojej torby, w której spał dinozaur.
- Zdecydowanie - odparł, nadal jakby oszołomiony znaleziskiem Lorath, przytakując wolno głową.
Uśmiechnęła się do niego szeroko i z zadowoleniem. Był dla niej taki miły, nawet rytuały chciał odprawiać, czyż to nie urocze? Zawinąwszy co ciekawsze artefakty i zwoje magiczne, oznajmiła wszystkim, że szkoda czasu. Rzuciła się Markasowi na szyję, obejmując go od tyłu i poprosiła słodkim, niewinnym głosem, aby w drodze na górę również zajął się wykrywaniem pułapek
- Jesteś w tym najlepszy - pochwaliła go przyjemnie ciepłym tonem głosu i oderwała swoją klatkę piersiową od jego pleców, ażeby mógł ruszyć wyżej.

Krieger 16-03-2016 18:12

-Wiesz… zaczynam myśleć, że to wszystko nie trzyma się kupy. W sensie, matka była kapłanką Tempusa, i zginęła w bitwie. Czemu miałaby być tutaj, w takim stanie? Taka śmierć to bilet w jedną stronę do Odpoczynku Wojownika. Nie zastanawia cię to?- Gibo siedział na swoim kamieniu i w zamyśleniu trącał końcem pazura masywny kawałek mózgu ożywieńca który przybrał kształt Daegrowej mamy. Galaretowata tkanka chybotała się na wszystkie strony, zarówno od dotyku ‘goblina’, jak i od kolonii czerwi które się weń zalęgły. -To nie ma sensu.-

-Whaaargblblblbl!- Odpowiedział mu Daegr, któremu dwóch rosłych zombie trzymało łeb pod wodą, a trzeci kopał go z uporem maniaka w wypięte dupsko.

-No i bez wątpienia jesteśmy wewnątrz naszej duszy. Uwierz mi na słowo. Co oni tu wszyscy robią? Dusze zazwyczaj nie mają takiej swobody by ingerować tak jak teraz. To wartościowe surowce po tej stronie życia. Obawiałem się że ktoś może się o nas upomnieć, ale… coś mi tu śmierdzi.- Goblin podrapał się w głowę, nie odrywając wzroku od rozbryzganych szarych komórek.

-Kurwa!- Ryknął olbrzym, wyswabadzając się z podwodnego nelsona. Jednego z napastników złapał za rękę, wściekłym szarpnięciem złamał je tak że pęknięta kość przedramienia przebiła skórę, i wbił powstały szpic w czaszkę drugiego z umarlaków. Trzeci próbował wyprowadzić kolejne kopnięcie - parskający wodą pięściarz złapał go za kostkę, obrócił się wokół własnej osi i posłał przyjemniaczka za spotkanie z resztą swoich pobratymców. Mimo to, kolejne maszkarony wyciągały po samotnego wojownika zakrzywione szpony, jęcząc i zawodząc pod niebiosa.

-Doskonale rozumiem ten sentyment.- Gibo ostrożnie zszedł z drogi jednemu z ożywieńców który nastąpił na kamień podczas swojej jednomyślnej podróży ku Deagrowi. -Nie chcę zostać tutaj do końca świata, do kroćset. Musi być jakiś sposób, albo wytłumaczenie…- Nagle goblin stanął jak wryty, a jego małym ciałkiem wstrząsnął nagły atak śmiechu. -Mam! To przecież oczywiste. Daegr, mój chłopcze, ty sam nas tutaj trzymasz. Twoje odrzucenie szansy na pozagrobowy odpoczynek lub posługę władcom piekieł zakotwiczyło nas w tym popapranym limbo między życiem a śmiercią. Mogłem się tego domyślić wcześniej.- Goblin wyszczerzył się i popukał się palcem w skroń. -Główka pracuje. Teraz jedyne co musimy zrobić, to przestać walczyć przeciwko demonom naszej przeszłości i kurczowo trzymać się naszej przedśmiertnej egzystencji. Łatwizna.-

-Nie… ma… chuja! WE WSI!- Odpowiedział mu pełen determinacji warkot. Ogromnej postaci Daegra niemal nie było widać - otoczony przez ciągle napływające fale pozornie niezniszczalnych ożywieńców, które wedle Gibo były tylko lustrzanym odbiciem porażek, wyrzutów sumienia i niechęci do pogodzenia się ze swoim losem, olbrzym walczył jak lew, ale niewiele tak naprawdę mógł zdziałać.

-Hej, hej, nawet mnie nie wkurwiaj- Ostrzegł go nagle zdenerwowany wizją braku kooperacji ze strony samego siebie Gibo. -To nie jest temat do dyskusji. Chcesz się stąd wydostać, czy nie?
-W dupie mam twoje zaświaty! Chuja kładę na odpoczynki, obiecanki i obwarzanki!- Człowiek północy rozdawał razy na lewo i prawo pomiędzy każdym słowem, łamiąc kości, wydłubując oczy i miażdżąc genitalia. -Chcę krwi! Chcę… unnnf... zemsty! Chcę głowę Szarańczy i reszty tych glist na srebrnej tacy!- Potworów przybywało, niedługo wojownik zupełnie zniknął Gibo z oczu pod masą wrogich ciał.

-Nie! Nie, kurwa, nie! Nikt nie jest aż tak małostkowy- Goblin chwycił się za głowę. -Odwal się od Szarańczy! Zostaw przeszłość za sobą! Pogódź się ze swoim losem, ty baryło!- Z wnętrza kopuły nieumarłych nie nadeszła żadna odpowiedź, poza dźwiękami zdwojonych wysiłków Daegra by się z niej wydostać. -To nie jest zabawa! Tu chodzi o twoją… eee… naszą duszę! Obiecuję ci, jeśli się zgodzisz, wyjdziemy stąd! Mój pan nie będzie zadowolony…- Syknął pod nosem Gibo, a jego twarz przybrała na moment drapieżny wyraz.

Ciasno zbici nieumarli eksplodowali nagle, porwani jakąś okrutną siłą i pchnięci do tyłu. To wyswobodzony Daegr, w samym sercu swojego żywiołu, zalany krwią i żółcią, wrzeszczący wyzwiska z pianą na ustach i mordem w oczach.

-No ładnie.- Szepnął Gibo z opuszczonymi ze smutku uszami. To był koniec. Zostaną tutaj na wieczność.

***

Brog natarł na obrzydliwy konstrukt jak molibdenowa lokomotywa. Dwa kolosy starły się pośród bitewnego zgiełku. Złożony z ożywionych plugawą magią trucheł golem był przerażającym przeciwnikiem, ale wspólnymi siłami drużynie udało się go pokonać. Z bojowym okrzykiem trzymetrowy ogr przyszpilił swojego przeciwnika do kamiennej podłogi brutalnym sztychem i dysząc ciężko pozwolił mu się rozsypać na kawałki. Grupka z którą podróżował okazała się być nie tylko wprawnymi poszukiwaczami przygód, ale teraz prawdziwym magnesem na kłopoty. Praca u Kaledwyna nie należała do najnudzniejszych, ale pod czasu odkrycia wieży ogr był świadkiem scen których nie byłby sobie w stanie wcześniej wyśnić, a co dopiero brać w nich udział. Na szczęście stary, sprawdzony sposób bicia najpierw i pytania nigdy się całkiem nieźle sprawdzał.

O ile z golemem poszło jak z płatka, o tyle inwazja cienistych potworów była mniej sympatyczna. Brog nie był wielkim myślicielem - gdy zawiodła go brutalna siła, jedynym wyjściem było używanie jej dalej aż do skutku, co skończyło się dla giganta bardzo przykro - padł na wznak gdy wysysający energię potwór odkleił jego jestestwo od ciała. Oczy Broga błysnęły białkami, a on sam padł jak kłoda, pozbawiony zupełnie woli i myśli, jak puste naczynie...

***

-Co do…- Daegr powoli dochodził do siebie po nagłej zmianie scenerii. Przed momentem brnął po kolana w krwiożerczych przeciwnikach, odmawiając ugięcia kolan przed faktem własnej śmierci, a mgnienie oka później… otaczała go ciemność. Rozejrzał się uważnie, powoli przyzwyczajając oczy do mroku. Starożytne kamienne ściany, cienka tafla lodowatej wody u jego stóp, płaskorzeźby węży i kawałki rozrzuconego dookoła metalowego szmelcu oraz kawałków kości…

Świątynia Yuan-ti. Komnata, w której rozszarpały go na strzępy mechaniczne rekiny. Miejsce, w którym postradał życie.

-Na włochate jaja Talosa… wróciłem.- Burknął, nie wiedząc za bardzo co z tym faktem zrobić. Pragnął go wcześniej, ale teraz, gdy mu się udało… nie wiedział, od czego zacząć.

-Nie do końca- Piskliwy głos goblina sprawił, że zaskoczonemu olbrzymowi przeszły ciarki po plecach. -Tak, wróciliśmy. Ale nie ciesz się za bardzo.- Zielony stworek chodził w kółko z markotną miną. -Twój ośli upór zafundował nam los duży gorszy od pójścia do zaświatów, kochasiu. Jesteś duchem.

-Huh- Mruknął Daegr i schylił się, próbując podnieść z ziemi kawałek strzaskanej żuchwy jakiegoś nieszczęśnika. Jego palce przeszły przez kość jakby była zrobiona z pary wodnej. -Rzeczywiście. No trudno- Wzruszył ramionami olbrzym. Bycie w tym miejscu gryzło go w dumę. Poza tym, czuł się jakiś… niepełny, jakby był w kilku miejscach jednocześnie i jego esencja była podzielona. -Co teraz?

-Co teraz? Co teraz!? GÓWNO! Będziemy tutaj siedzieć. Za jakiś czas być może zaczniemy zauważać inne zasrane dusze które szczezły w tej dziurze. Za dwieście, trzysta lat pewnie nauczysz się klekotać łańcuchami, albo przesuwać kamyki. A zostaniesz tam, gdzie spoczywają twoje plugawe szczątki, do czasu aż ten zapluty świat pęknie na dwoje i rozleje się po gwiazdach jak rozbite jajko.- Goblin wypluwał każde słowo z dużą dozą jadu. -W ogóle, coś tu jest nie tak. To nie powinno być takie hop siup. Ktoś w okolicy chyba bawi się w nekromantę, powietrze aż drży ze strachu… To mogło mieć wpływ na proces- Goblin zaczął rozglądać się nerwowo.

-Tam gdzie moje szczątki, hę?- Zastanowił się Daegr. Skupił się na tym uczuciu bycia w kilku miejscach jednocześnie. Coś ciągnęło go w górę… po chwili zrozumiał. Towarzysze pochowali go na zewnątrz przybytku. Dziwne zachowanie jak na bandę tchórzy i złodziei. Ale było coś jeszcze… jakaś cząstka jego, pasmo losu które ledwo mógł uchwycić… -Szarańcza- Warknął.

Hazard 16-03-2016 22:59

Zdeptana, pocięta na kawałeczki papka leżała na podłodze podziemnej komnaty wieży, i tylko odrażający odór zgniłego ciała mógł świadczyć o tym, że jeszcze chwilę temu, stanowiła ona zdolnego do morderczej walki golema. Lorath jak zwykle nie pamiętał walki. Instynkt, waleczny szał, który go opanowywał w chwilach zagrożenie, stał się już dla niego rutyną. Jak również ból. Ciężkie rany w prawdzie mogły świadczyć o czynnym udziale w walce, jednak i o bezmyślności oraz szaleństwie jego żądnego krwi alter ego.

Raptem poczuł zasklepiającą jego rany energię. Uczucie to było dla niego nazbyt znajome. Szarańcza znowu bez pytania zajęła nim oraz resztą okaleczonej w walce drużyny. Wszystko obracało się dla Loratha w pewien schemat - pojawia się przeciwnik, on rzuca się na niego, traci kontrolę, budzi się wyczerpany i ranny, Szara go leczy. Jakby wpadł w błędne koło, które tylko śmierć mogłaby przerwać. Musiał być ostrożniejszy.

Gdy wszystkich wyleczyła, Szarańcza odnalazła w zwłokach potwora dziwną, nie pasującą do tego miejsca maskę. Czym była? Czemu służyła? Skąd tu się wzięła? Dlaczego wydawała się Szarej znajoma? Lorath nie znał odpowiedzi. Nie należał do najbystrzejszych osób na świecie, choć zdecydowanie nie był on typowym przedstawicielem barbarzyńców, który nie korzystał nazbyt często ze swojego mózgu. Jednak dziki elf wiedział również bardzo dobrze, że nie może się równać widzą z Szarą czy Sadimem, dlatego to im pozostawił osąd, co należy zrobić z maską. I mimo że Przywoływacz zdecydowanie odradzał brania jej ze sobą, to białowłosa przeczuwała, że musi ją zabrać ze sobą. Tak więc w efekcie bardziej lub mniej namiętnych i uczuciowych rozmów w podziemiach, Odmieniec wyszedł z kompromisem, by to on zabrał ze sobą maskę, zmniejszając ty samym ryzyko, że coś wyskoczy z niej i opęta dziewczynę. Jedynie rozbicie i zapomnienie o masce, mogłoby bardziej usatysfakcjonować barbarzyńcę, który przede wszystkim obawiał się o towarzyszkę.

Zaraz później, kiedy maska owinięta w koc leżała już bezpiecznie w jego plecaku, Lorath ruszył za resztą towarzyszy w drogę powrotną na górę i wyżej - do tajemniczej biblioteki na pierwszym piętrze. Miejsce to wydało się elfowi dosyć stosowne dla tej wieży, mimo że po raz pierwszy był w budynku zamieszkałym przez maga. Ot, odezwał się w nim stereotyp świadczący o tym, że dom czarnoksiężnika nie może obejść się bez porządnej biblioteki.

I mimo że barbarzyńca nawet nie próbował znaleźć tutaj czegokolwiek dla siebie, a jedynym ciekawym elementem otoczenia było dla niego otwarte okno, wskazujące malowniczy widok na Ciernisty Las, to nie pośpieszał on grzebiących w zwojach i księgach towarzyszy. Oparty o ścianę stał tak dobrą chwilę, gdy w jego uwagę przykuła rozmowa Szarej z Markasem. Choć powtarzane słowo “rytuały” z początku w żaden sposób do niego nie przemawiało, to dziwny ton łotrzyka wzbudził jego zainteresowanie, i jak się później okazało - słuszne.

Tytuł trzymanej przez Szarą książki - “Kamasutra” - wiele mu nie mówił, jednak przedstawione w książce ilustracje… dosyć powiedzieć, że nieco go oszołomiły w swej śmiałości. W tamtej chwili Lorath zaczął się zastanawiać, jak wyglądały “rytuały”, które Szara odprawiała niegdyś z Szamanem z ich wioski, oraz co taka księga robiła w siedzibie mrocznego i zgniłego to szpiku kości nekromanty. W tym wypadku, nieznajomość odpowiedzi Odmieniec potraktował jak błogosławieństwo.

Zgodziwszy się na późniejsze przetestowanie z Szarą owych “rytuałów”, Lorath ruszy po schodach na kolejne piętro wieży, czując, że czekać będzie ich tam kolejna niemiła niespodzianka.

Flamedancer 17-03-2016 17:11

Kolejna walka była równie niespodziewana, jak widok narzędzi tortur w wieży nekromanty, czyli... Można było się domyślić, że zapieczętowane drzwi nie były jedynym zagrożeniem.
Sadim z tego powodu aż pluł sobie w brodę, że nie pomyślał o tak normalnej rzeczy jak "pułapka". Kupa mięsa i kości uformowała się w golema i zaczęła walczyć z dziwaczną zwinnością. Półelf stwierdził, że skoro to jest tak duże, to powinno bez problemu się przewrócić pod wpływem zaklęcia tworzącego śliską plamę oleju, ale tak się nie stało. Również uniknęło kwasowego pocisku wyczarowanego z braku innych pomysłów.
Zastanawiał się jednak co się stało z Tamarie, że nie chciała go w trakcie walki słuchać. Wpadła w jakiś rodzaj szału, przez który nic nie przemawiało, chociaż nie był on barbarzyński. To była wściekłość... Jakby za wyrządzone krzywdy albo... Zajadły wróg? Nim została pokonana - zdążył ją odesłać, dając tym samym pozostałym możliwość pokonania golema.

Przywoływaczowi aż zakręciło się w głowie po tym wszystkim. Ile udręczonych ciał zostało użytych do konstrukcji tego monstrum? Ile istot wyzionęło tutaj ducha? Bał się nawet sobie wyobrażać i nie chciał tego robić, jednak było to trudne ze względu na rozrzucone tu i tam narzędzia do tortur. Zamiast tego postanowił się zastanowić, czy azata będzie na niego zła.

Od tych rozmyślań odwiodła go Szarańcza zaniepokojona znalezionym przez nią przedmiotem. Maska istoty, która ją nawiedziła, wyglądała troszkę... Niepokojąco. Znacząco jej to odradził powołując się na wszelkie logiczne argumenty, jakie przychodziły mu do głowy, chociaż ta nie wydawała się zbyt przekonana. Jako że reszta zajęła się rozmową między sobą, to wykorzystując okazję kolejny raz wykorzystał swą więź łączącą go z planami i przywołał Tamarie.

Nie obyło się bez problemów. Energia emanującą z całego tego miejsca wstrząsnęła duchem półelfa wywołując ostry ból gdzieś w głowie. Z nosa pociekła krew. Było to okropne uczucie... Tak jakby ktoś wydzierał duszę z ciała. Całkowity brak kontroli nad tym, co się działo.
Rudowłosa zaś stała nieruchomo pustym wzrokiem gapiąc się w ścianę. Wyglądało to tak, jakby łącze miało problem z sięgnięciem jej powłoki, a dusza miała problem sięgnięciem jej. Dopiero po dłuższej chwili wszystko wróciło do normy.
Nie zrozumiał co się stało. Postanowił później o to zapytać.

Szarańcza moment później odciągnęła go na bok tak, jakby nic się nie stało kontynuując poprzedni temat, jednak tym razem na osobności. Nie obyło się bez logicznej argumentacji i jej uporu, ale to, co się działo w międzyczasie było... Nie potrafił określić. Przyjemne? Miłe? Dosłownie nie wiedział co miał zrobić. Pogryzł się z własnymi myślami, kiedy to jedna strona mówiła "weź ją mocniej przytul, bo jeszcze się rozpłacze", a druga, nieznajoma, złowieszczo szeptała "nie przywiązuj się do niej".
A choć wygrała ta pierwsza, jasna strona, to zrodził się w nim również smutek. Z tymi myślami zwrócił swe kroki na piętro.

Wielkość znajdującej się wyżej biblioteki przyprawiła przywoływacza o dreszcze. "Ile tu było wiedzy!" - pomyślał. Przestał zwracać uwagę na swoich towarzyszy i zaczął z zaciekawieniem obchodzić regały dostrzegając grzbiety ksiąg z tytułami w najdziwniejszych językach, a Tamarie włóczyła się za nim trochę jak duch. Ewidentnie była czymś przybita, ale starała się nie dawać tego po sobie poznać.
W końcu Sadim wyciągnął jedną z ksiąg zapisaną w elfickim i przeczytał tytuł, który w tłumaczeniu na język wspólny wywoływał uśmiech rozbawienia.

"Magia tajemna i jej tajemnice".

Podręcznik ten był stary, ale zdecydowanie zniósł próbę czasu. Kartki użyte do zapisania sekretów magii tajemnej zachowały swą jakość, a piękna oprawa była wręcz nienaruszona. Zabrał ją ze sobą wierząc, że na pewno kiedyś mu się przyda. Później będzie miał też więcej czasu na dokładne obejrzenie jej. Teraz czekała ich dalsza eksploracja wieży nekromanty.

Warlock 19-03-2016 21:49

Komnata skarbów, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Kierując się krętymi schodami na górę, poszukiwacze przygód dotarli do kolejnego idealnie okrągłego pomieszczenia, lecz tym razem widok, który ich zastał wprawił ich w niemałe osłupienie. W wielu miejscach umieszczone zostały stojaki na kunsztownie wykonaną broń, przy oknach stały manekiny odziane w połyskujące w świetle zachodzącego słońca pancerze, a na wewnętrznych ścianach powieszone zostały kunsztownie wykonane obrazy ze złoconymi ramami, przedstawiające ważne w historii regionu Jeziora Pary wydarzenia. Tuż obok schodów prowadzących na górę, znajdowały się dwie ciężkie skrzynki; jedna postawiona była na niewielkim stoliczku, a druga pomiędzy jego nogami.
Przez dłuższą chwilę awanturnicy przecierali oczy ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć w to co zobaczyli. Zastanawiali się czy nie stali się ofiarami iluzji, ale rzucenie kilku dodatkowych zaklęć utwierdziło ich w przekonaniu, że tak nie jest. Wchodząc po schodach do tego pomieszczenia, nie sądzili, że trafią do zbrojowni, która była ostatnim miejscem na jakie można spodziewać się natknąć w wieży czarodzieja.
I właśnie dlatego postanowili rzucić jeszcze kilka innych zaklęć, aby dokładniej wybadać otoczenie pod kątem magicznych aur. Dość szybko stało się jasne, że przedmioty na stojakach, manekinach oraz szafkach były zaklęte i to one błyszczały najjaśniej w wyczulonych na magię oczach Sadima, lecz w pomieszczeniu obecnych było też kilka innych aur, których nie mógł w prosty sposób zidentyfikować. Znajdowały się one w miejscach, gdzie teoretycznie nic nie było, a przynajmniej tyle mówiły mu wszystkie inne zmysły. Szybko nabrał podejrzeń i poinformował o tym resztę towarzyszy, która wraz z nim stała w pobliżu wejścia do pomieszczenia, cierpliwie czekając aż ich drużynowy czarodziej dokładnie wybada otoczenie przed rzuceniem się na skarby.

- Nie samymi pieniędzmi żyją bohaterowie - stwierdził z przekąsem Sadim oglądając w progu całe to pomieszczenie, które w ogóle mu się nie podobało.
Krótka chwila koncentracji na zaklęciu wykrycia magii oraz wiedza posiadana przez przywoływacza pozwoliła mu odkryć kilka ciekawych rzeczy. Większość przedmiotów emanuje magią odrzucenia, ale gdzieś "w kątach" owalnego pomieszczenia stoi magia iluzji.
- Jeśli jest skarb, to zazwyczaj jest zabezpieczony, wiecie? - Powiedział pozostałym dalej skupiając się na zaklęciu.
Tamarie zaś włóczyła się za swym mistrzem trochę niczym cień nie mówiąc ani słowa.
- A tam… Pod jedną z tych aur iluzji... Jakieś przywołanie? I to dość silne. Hm - kontynuował Sadim mrużąc oczy i próbując zrozumieć energię zawartą w spętanym zaklęciu, ale było to zbyt skomplikowane - Ale nie wiem co to jest...
Lorath ostrożnie i nie bez podejrzliwości stanął u progu pomieszczenia. Jeżeli biblioteka mogła stanowić normalny widok w wieży maga, to zbrojownia, która spokojnie mogłaby wyposażyć cały oddział, wzbudziła u barbarzyńcy poczucie, że coś jest nie tak. Zaczął przyglądać się wszystkiemu, jednak jego wadliwe oczy nie dostrzegły niczego podejrzanego.
- Może inaczej to sprawdzimy - elf odezwał się niepewnie. Sięgnął po krótką włócznię, którą cisną w miejsce, z którego Sadim mniej więcej wyczuwał podejrzaną energię.
Rudowłosa wojowniczka uniosła brew widząc działania barbarzyńcy i wielce flegmatycznym ruchem szturchnęła go w ramię bez siły.
- Wiesz... Obawiam się, ze to był zły pomysł - skwitowała ospale dobywając dwuręcznego miecza i czekając na ewentualną reakcję czegoś, co mogło się teraz pojawić, zaś w jej oczach znów pojawiła się czujność.
W tym samym momencie włócznia trafiła w coś niewidzialnego. Przez chwilę zawisła w powietrzu, po czym opadła na ziemię. Na jej ostrzu pojawiła się jakaś czarna, nierozpoznawalna ciecz. W tym samym momencie, w miejscu trafienia zmaterializowała się skryta pod kapturem istota, tylko z pozoru przypominająca człowieka. Wzniosła jakiś czerwony kryształ ku górze, który trzymała w dłoni i pomieszczenie wypełniła smoliście czarna chmura, kompletnie przesłaniając widoczność.
- Co mówiłaś? - Elf odezwał się do Tamarie unosząc brwi i sięgając na nowo po swój miecz.
- To, że jesteś głupi! - Syknęła kobieta przygotowując się do walki.


W chwili, gdy w okolicy pogłębiła się ciemność, Sadim skupił się na tkaniu kolejnego zaklęcia, które otoczyło ciało Tamarie błyszczącą, półprzezroczystą zbroją. W tym samym momencie zostali zaatakowani przez pierwszą cienistą istotę, która wyskoczyła z mgły ze sztyletem w dłoni. Logan przyjął cios na swoją tarczę i kopniakiem wymierzonym w podbrzusze napastnika, odepchnął go do tyłu. Następnie paladyn wziął zamach swym ciężkim młotem, który zatoczył szeroki łuk w powietrzu i trafił w bark przeciwnika, łamiąc mu kości. Skryty pod kapturem mężczyzna syknął z bólu i zatoczył się o kilka kroków, znikając w ciemnościach unoszącej się za jego plecami mgły.
Chwilę po jego zniknięciu, kolejny przeciwnik, wcześniej znajdujący się pod zaklęciem niewidzialności, pojawił się na polu bitwy, atakując znienacka stojącą tuż obok Sadima wojowniczkę, która w porę zasłoniła się mieczem oburęcznym. Zatrute ostrze sztyletu przeszyło powietrze i musnęło jej skórę, lecz nie zostawiło po sobie ociekającej krwią rany, albowiem wciąż działała magia ochronna półelfa, która pochłonęła siłę uderzenia.
Tamarie w odpowiedzi okręciła się na pięcie i wykonała potężne cięcie mieczem na wysokości pasa, które zaskoczyło zrodzonego z cieni przeciwnika i rozcięło go w pół. Umierająca istota wydała z siebie nieludzki krzyk, który ogłuszył stojących najbliżej awanturników i niemalże natychmiast eksplodowała, rzucając wojowniczką o ścianę.
Kolejni przeciwnicy zaczęli wyskakiwać z unoszącej się smoliście czarnej chmury, wyprowadzać kilka błyskawicznych cięć i z powrotem znikać w ciemnościach. Trwało to przez dłuższą chwilę. Awanturnicy z trudem odpierali te ataki, coraz bardziej cofając się w stronę schodów za sobą, aż w końcu Szarańcza złączyła ze sobą dłonie i pochyliła głowę, tak że jej srebrzystobiałe włosy przesłoniły twarz. Wystarczyło wypowiedzenie kilku mistycznych słów, aby jej lśniący pancerz rozbłysł światłem tak jaskrawym, że przegonił wszelką ciemność, nawet tę magiczną. Wyrocznia jaśniała w pomieszczeniu niczym archanioł sprawiedliwości, gotowa zniszczyć zrodzone z koszmaru istoty, które zaatakowały jej towarzyszy.

Wraz ze zniknięciem przesłaniającej widoczność chmury, skrytobójcy zostali pozbawieni dość znaczącej w boju przewagi, dlatego też jeden z nich sięgnął po karmazynowy kryształ, we wnętrzu którego jarzyła się jakaś tajemnicza siła. O ostry kant przedmiotu rozciął sobie dłoń, pozwalając własnej krwi spłynąć na magiczny kamień, który tuż po zetknięciu z nią stał się kompletnie czarny.
Awanturnicy poczuli jak w pomieszczeniu robi się wyraźnie chłodniej. Po chwili ich oddech zamienił się w parę, a szyby w oknach skuły się lodem. W samym centrum komnaty pojawiły się kłęby dymu, które uformowały unoszącą się w powietrzu chmurę. Owa chmura na chwilę zastygła w miejscu, po czym nagle wystrzeliła w stronę zaskoczonych poszukiwaczy przygód, którzy wciąż byli zbyt zajęci walką ze skrytobójcami, żeby zwrócić uwagę na jeszcze większe zagrożenie.
Z jej nieprzeniknionego wnętrza wydostały się na zewnątrz długie, szponiaste dłonie, które zatopiły się w plecach walczącego z cieniem Loratha. Barbarzyńca krzyknął i urwał nagle, kiedy wbite w jego ciało pazury wysysały z niego życie. Elf upadł na kolana przed skrytobójcą, który uniósł sztylet, aby wbić go w głowę swego przeciwnika, kiedy nagle coś mocno wstrząsnęło nim. Ostrze krótkiego miecza przebiło mu plecy i wyszło brzuchem, zalewając czarną jak smoła krwią twarz Loratha. Stojący tuż za nim Markas, odepchnął na bok trupa i natarł na unoszącą się za barbarzyńcą istotę, lecz jego atak tylko przeciął pustą przestrzeń, kompletnie niezdolny zdolny do zadania obrażeń.
Pożeracz Dusz, bo tak nazywał się pozaplanarny byt, z którym walczyli, coraz mocniej zaciskał szpony w ciele elfa, czując jak uciekają z niego resztki życia. W tym samym momencie, Brog kończył walczyć ze swoim przeciwnikiem, którego jednym cięciem wielkiego, oburęcznego miecza zmienił w krwawy ochłap, po czym rzucił się na unoszącą się w powietrzu istotę.
Potężny cios wzmocnionej magią klingi, przeciął powietrze i zatopił się w “ciele” Pożeracza Dusz, który gwałtownie cofnął się, wyciągając szpony z ciała barbarzyńcy. Lorath pochylił się do przodu i padł na ziemię bez życia, a stojąca obok wyrocznia natychmiast rzuciła się w jego stronę, starając się odciągnąć go jak najdalej od upiora.
W miejscu, gdzie chwilę wcześniej leżał elf, stanął Logan odgradzając Pożeracza Dusz od słabszych członków drużyny. Jego zaklęty młot zatoczył raz jeszcze łuk w powietrzu i spadł wprost na potwora, który cofnął się pod siłą uderzenia. Istota wydała z siebie dziwny, przypominający szuranie mebli po podłodze dźwięk, po czym rzuciła się na ogra i wystarczył jeden potężny cios pazurami, żeby odebrać mu resztkę sił witalnych. Olbrzym zwalił się z hukiem na ziemię, niczym ścięte przez topór drzewo.
Na widok upadającego Broga, Tamarie skończyła z ostatnim cieniem, po czym rzuciła się biegiem w stronę upiora. Odbiła się nogami od masywnego cielska ogra i przecięła mieczem oburęcznym unoszącą się przed nią chmurę. Wraz z Loganem i Markasem zasypali Pożeracza Dusz serią wyprowadzonych na oślep ciosów, które zmusiły pozaplanarną istotę do wycofania się. Magiczna istota słabła z każdym atakiem, aż w końcu rozpłynęła się w powietrzu, kiedy została trafiona kwasowym pociskiem Sadima.


Warlock 21-03-2016 17:57

Komnata skarbów, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie

Po zakończonej konfrontacji z tajemniczymi cieniami oraz przerażającym duchem, Szarańcza spojrzała wpierw na swoją zbroję, świecącą jasnym światłem jej czaru, który miał tak trwać jeszcze przez mniej niż godzinę. No już bardziej w oczy się rzucać nie mogła. Podeszła więc do Loratha z przekonaniem, że jeśli go uleczy różdżką to ten się ocknie, jednak ku jej zdziwieniu nic takiego się nie stało, wciąż był nieprzytomny. Przeraziła się.
- Sadim, czemu on nie wstaje, przecież go wyleczyłam? - Spytała z niepokojem nachylając się nad elfem aby sprawdzić czy oddycha. Nie miał jakichś wielkich ran, więc tym bardziej była zaskoczona brakiem reakcji.
Półelf przyjrzał się barbarzyńcy zastanawiając się do czego przed chwilą doszło. W końcu postanowił do niego podejść i zbadać jego ciało pod kątem reakcji na bodźce. Nie było jej, a sam elf powoli zaczął stygnąć.
To by świadczyło o tym, że nie żyje, jednak zaklęcie lecznicze zadziałało. Było to co najmniej zastanawiające, jednak z niepewności do swego osądu wyrwała go Tamarie.
- To był pożeracz dusz, a Lorath jest w letargu - rzekła przez zęby rozglądając się za innymi przeciwnikami, lecz w końcu opuściła broń. - Jutro powinno być trochę lepiej, ale może zachowywać się jak warzywo.
Szarańcza skrzywiła się z niezadowoleniem. Wstała rozglądając się po pomieszczeniu, a potem zaczęła je ożywczo, wręcz agresywnie, przeszukiwać.
- O nie, tutaj na pewno jest coś, co cofnie ten efekt, musimy tylko poszukać - zdeterminowana przerzucała wszystko, co wpadło jej pod rękę, szukając tylko konkretów.
- A jeśli nie dam rady znaleźć to… To wezwę tego ducha z maską i on na pewno wie gdzie co się znajduje w tej wieży!
- Oszalałaś, prawda? - Tamarie rzuciła jej cicho, ale słowa te były niczym cięcie ostrej brzytwy.
- Sam do tego doprowadził, a do tego jest winny krzywdy zadanej Brogowi.
A tymczasem Sadim zaczął z konsternacją przypatrywać się obu kobietom.
- Sama jesteś winna i w dodatku bezużyteczna! Jak Ci się nie podoba, to wróć na swój głupi plan i daj nam spokój - odparła w złości i rzuciła w Tamarie znalezionym i bezużytecznym pucharkiem wyjętym z gabloty. Fakt, że jej słowa nie były szczere, a jedynie próbą zwykłego odegrania się, był nader oczywisty.
Tamarie uchyliła się przed nadlatującym pucharem, który minął ją i przeleciał przez pomieszczenie trafiając w ścianę tuż obok wiszącego na nim obrazu, który bardzo przypominał kobietę, którą Szarańcza starała się w przypływie wściekłości trafić. Wyraźnie urażona wojowniczka spojrzała wilkiem na aasimarkę i bez słowa zniknęła siłą zrywając łącze pozwalające jej przebywanie na planie materialnym.


Wyrocznia zignorowała sam fakt, gdzie poleciał puchar, nie miała nawet zamiaru trafić nim w wojowniczkę, po prostu jej bezczelność zdenerwowała Szarańczę, która po prostu szukała ratunku dla osób najbardziej poszkodowanych w tej walce. W końcu w jednej z gablot za szkłem znalazła sześć sztuk mikstur odnawiających, które, według niej, w tym przypadku powinny być skuteczne. Ponieważ Lorath był dla niej ważniejszy, to najpierw do niego podeszła, aby go nimi wyleczyć. Nachyliła się nad barbarzyńcą, wlewając mu ostrożnie płyn do ust.
Po tym podeszła do Broga, robiąc tę samą czynność, choć z większym obrzydzeniem i mniejszą starannością. Capiło mu z japy... Po tych czynnościach powróciła do Loratha aby sprawdzić czy się budzi.
Tymczasem stojący nieopodal białowłosej kobiety Sadim spoglądał na obraz jak zaczarowany. Zastanawiał się czy na pewno przedstawia on osobę, o której myśli, bo wygląda na odrobinę starszą, ale już zdołał się przekonać, że Tamarie potrafi zmieniać wygląd.
Na szczęście (lub nieszczęście) półelfa - nie znał dość dramatycznej przeszłości swojej towarzyszki, więc nie wiedział, iż jej obrazu tutaj nie powinno być.
Natomiast do nieprzytomnego dotychczas Odmieńca, stopniowo zaczęła powracać świadomość. Wzdrygał się co chwila. Drgawki przychodziły i odchodziły niespodziewanie, z coraz to większą gwałtownością. Mikstura działała szybko. Tak brutalny powrót rozumu nie był z pewnością przyjemnym doświadczeniem, choć w stu procentach skutecznym. Skradzione przez ducha myśli, na nowo zalewały jego umysł.
W końcu barbarzyńca otworzył szeroko oczy i zerwał się z ziemi do siadu, machinalnie szukając wzrokiem wrogów oraz swojej broni. Odetchnął, dostrzegając jedynie przyjazne twarze towarzyszy.
- Co… się ze mną stało? - Zapytał, chwytając się pulsującej nieprzyjemnym bólem głowy.
Szara ucieszyła się i z trudem powstrzymała chęć rzucenia mu się na szyję. Nie mogła uwierzyć, że jednak nic mu nie jest i, przede wszystkim, że to ona uratowała jego.
- Ten duch dziwny coś Ci robił, ale odprawiłam rytuały i od razu Ci świadomość wróciła! No wiesz, te z książki! - zakomunikowała żartem, chcąc sprawdzić jego reakcję i wyrwać go z szoku. Przy okazji upewnić się, czy już potrafi swobodnie myśleć.
- Rytuały... - powtórzył Lorath, jakby nie był pewny znaczenia tego słowa. Jeszcze mocniej zaczął przecierać czoło - Książki? Jakiej ksią…
Uzdrowienie przyszło nagle, wraz ze zrozumieniem słów Szarańczy. Odmieniec stężał naraz na twarzy, a źrenice jego niebieskich oczu gwałtownie się rozszerzyły. Ból głowy zniknął zupełnie, choć elf poczuł się jeszcze bardziej ogłupiony niż przed chwilą.
Spojrzał podejrzliwie na dziewczynę, potem na siebie i kończąc na rozglądających się po pomieszczeniu towarzyszach, zamarł z niemrawą miną.
- Eeee? Że niby TE rytuały? - Wybąkał z siebie skonsternowany.
- No jasne! Nie pamiętasz? - Odpowiedziała wyginając uśmiech w podkówkę zwróconą ku górze i już miała kończyć swoje żarty, gdy nagle dostrzegła błysk jakiegoś amuletu.
- Ojaaa - zafascynowała się wstając na równe nogi i podbiegła do znaleziska. Rozproszona jego pięknem zapomniała w końcu naprostować ten swój żarcik. Machnęła ręką przed znaleziskiem, aby wykryć w nim magiczne aspekty. Był idealny!
Pozostawiony samem sobie elf długo jeszcze siedział w tej samej pozycji z wyrytym na twarzy wyrazem zmieszania.
- Skoro mikstury odnowienia cię postawiły na nogi, to wstawaj - zwrócił się do barbarzyńcy wciąż oglądając obraz. - Nie wiem kto je zostawił, ale się przydały.
Słowa przywoływacza podziałały zaraz na Loratha jak wiadro zimniej wody, a jego myśli powróciły do spraw bieżących. W końcu nie mogli wiecznie siedzieć, ryzykując pojawieniem się nowego zagrożenia.
Wstając, elf z zadziwieniem spojrzał na tajemniczy obraz, któremu z uporem maniaka przyglądał się towarzysz.
- Co jej obraz robi w takim miejscu? - Zapytał, będąc przekonanym, że oczywistym dla wszystkich jest, o kogo mu chodzi.
- Ja... Nie wiem - wykrztusił z siebie zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. - To jest... dziwne.
Odmieniec wzruszył tylko ramionami. Mimo, że portret go zainteresował, to nie zamierzał drążyć tematu, skoro nawet Sadim nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli Tamarie wiedziała coś na ten temat, to najwyraźniej bardzo nie chciała się nim z nikim dzielić, co Lorath postanowił w pełni uszanować.
Barbarzyńca zaraz zmienił obiekt swoich zainteresowań. Spojrzał spode łba na dwie, znajdujące się w pomieszczeniu skrzynki. Przez moment miarkował coś w myślach, po czym zwrócił się w stronę towarzysz.
- Znowu jakaś pułapka?
- Tak. Pewnie Mimik. Zostawmy go - zaśmiał się pod nosem z własnego żartu. Przecież nie mogło tu być więcej pułapek. Zrobił krok w stronę owego pojemnika, o którym wspomniał elf i jak na zawołanie, kufer znajdujący się pod stolikiem poruszył się przewracając stojącą wyżej skrzynkę, która z hukiem upadła na ziemię. Wieko otworzyło się ukazując przerażającą, najeżoną zębami paszczę, która zaczęła zbliżać się w podskokach w stronę Sadima.
- O cholera. To rzeczywiście jest Mimik! - Krzyknął do reszty i zaczął się wycofywać do tyłu tkając zaklęcie przywołania.


Półelf sięgnął wgłąb swego umysłu po jedno z potężniejszych znanych mu zaklęć. W chwili, gdy był skupiony na czarowaniu, jego prawa dłoń powędrowała do przypiętej do pasa sakiewki, skąd wyjął kilka niewielkich kamieni, które następnie cisnął na podłogę przed sobą.
Wraz z ostatnim wypowiedzianym słowem z okruchów powstał żywiołak ziemi, który na mentalny rozkaz swego pana, wydał z siebie ryk przypominając lawinę spadających głazów, po czym natarł z furią na szybko zbliżającego się przeciwnika.
Potężny cios wstrząsnął przerażającym potworem, który przybrał kształt starego kufra. Uderzenie kamienną pięścią było tak silne, że każdy zwyczajna skrzynia rozsypałaby się w drzazgi, lecz Mimik tylko z wyglądu ją przypominał i był znacznie wytrzymalszy niżby się wydawał. Bestia odskoczyła do tyłu i w tym samym momencie została zaatakowana przez barbarzyńcę, który pomimo, że włożył w swój cios resztki nadwątlonych sił, ostrze miecza nie zdołało przeciąć twardej skóry przeciwnika i ześlizgnęło się, sprawiając, że elf stracił równowagę.
Mimik natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję i otworzył paszczę, z której wystrzelił w stronę Loratha strumień lepkiej substancji, która oplotła go całego i niemalże błyskawicznie stwardniała, znacząco ograniczając mu swobodę poruszania.
Żarłoczny kufer wywalił na wierzch swój długi jęzor, którym oblizał się po paszczy na widok łatwego posiłku jakim niewątpliwie był dla niego uwięziony elf. Zbliżył się w jego stronę rozwierając jeszcze szerzej najeżoną ostrymi zębami gębę, lecz niespodziewanie zastąpił mu drogę paladyn Logan, który wziął mocny zamach i trafił ciężkim młotem prosto w wystawiony jęzor. Ranna bestia zakwiczała jak zażywana świnia, zaczęła skakać oszalale po pomieszczeniu z opuchniętym językiem, co bardzo zirytowało pewnego postawnego ogra, który dotychczas przyglądał się walce z głupkowatym wyrazem na twarzy.
Uniósł on swój ogromny miecz oburęczny i jednym potężnym cięciem rozpołowił Mimka, który zamilkł raz na zawsze. Walka z agresywnym kufrem przeszłaby do legend, gdyby znalazł się choć jeden bard chętny ją spisać na papier.


Komnata czarodzieja, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie

Wchodząc po schodach do kolejnego pomieszczenia, awanturnicy znaleźli się w prywatnych kwaterach czarodzieja, który zamieszkiwał tą więżę. Pod ścianą ustawionych było kilka niewielkich biblioteczek z najważniejszymi książkami, które już z dystansu wydawały się być rękopisami. Ich okryte skórą grzbiety kusiły spragnionego wiedzy Sadima, który mimowolnie przecierał dłonie na samą myśl o “pożyczeniu” sobie jednego z tych arcydzieł.
Pod oknem znajdowało się pojedyncze łóżko, obok którego na okrągłym stoliczku postawiona została klatka z egzotycznie wyglądającym zwierzęciem, które z ciekawością przyglądało się intruzom. W samym centrum komnaty narysowany był pentagram za pomocą jakiegoś czerwonego proszku. W każdym jego rogu ustawione zostały wypalone do połowy świeczki, które sugerowały, że był używany całkiem niedawno.
Naprzeciw okna znajdował się pulpit, na którym ułożona była masywna księga, bardziej pasująca do rąk ogra niż człowieka. Otwarta była na jednej ze stron, a spisane na pergaminie słowa błyszczały czerwoną poświatą, która umożliwiała odczytanie ich nawet po zmroku.
W pomieszczeniu był jeszcze jeden zestaw schodów, który prowadził na poddasze, gdzie znajdowało się wąskie rusztowanie umocowane wokół małego obserwatorium astrologicznego. Przez zasuwaną klapę w dachu wystawał wielki teleskop wykonany z mosiądzu i innych rzadziej spotykanych stopów metali.

- O raaaany… - odezwał się Markas, kiedy jego opadnięta z wrażenia szczęka wróciła na swoje miejsce. Łotrzyk pobiegł schodami na górę i stanął na chwiejnym rusztowaniu, tuż obok gigantycznego teleskopu. Przyglądał się uważnie wszystkim symbolom, wykonanym ze złota pokrętłom i wskaźnikom, a na koniec spojrzał przez niewielki okular. Niestety, niebo było zachmurzone i nie zobaczył nic godnego uwagi.
- Ciekawe jestem ile to wszystko jest warte... - odezwał się po dłuższej chwili zabawy ze złoconymi pokrętłami.

Hazard 24-03-2016 23:27

Coś było nie tak.
Barbarzyńca stał na środku placu, obok sporego ogniska. Nie czuł jednak bijącego od niego ciepła. Wszystko wyglądało na prawdziwe, ale wiedział, że nie mogło być. Wiele tygodni temu opuścił to miejsce wraz z Szarańczą. Jak mógł znowu znaleźć się w rodzimej wiosce? Zamazane wizje wspomnień z realnego świata jawiły się Odmieńcowi niczym sen. Widział w nich swoją włócznię, która trafia w jakąś cienistą istotę, walkę, wielkiego ducha i… pustkę. Umarł? Śnił? A może to jego podróż, Stonebrook, świątynia jaszczuroludzi, Ciernisty Las, towarzysze… może wszystko było tylko wytworem jego wyobraźni? Może nigdy nie opuścił tej wioski? Może…
Dostrzegł ruch wokół siebie. Znajome twarze mieszkańców jego wioski wyłoniły się z ulic i otaczających go domostw. Wszyscy stanęli niemalże w tej samej odległości od niego. Spoglądali na niego z odrazą i szyderstwem. Wzmagające się napięcie trwało długo, jednak Lorath ani na chwilę nie uległ presji narzucanej przez jego pobratymców. Stał hardo, odwzajemniając każdemu swoim pełnym obojętności spojrzeniem. Trwało to dobrą chwilę, a zebrani wokół niego jakby zwątpili i zaczęli powoli się wycofywać. Odmieniec poczuł uczucie triumfu.
Wtedy coś go trafił. Prosto w tył głowy, z której zaczęła powoli cieknąć krew. Nie widzieć dlaczego nie poczuł bólu. Zamiast niego pojawił się gniew. Gwałtownie chwycił zaczepioną na plecach krótką włócznie i odwrócił się biorąc zamach. Nie odwzajemnił się jednak napastnikowi. Zamarł w momencie w którym ujrzał kim była osoba, która rzuciła do niego kamieniem.
- Nie… - rzekł półgłosem, zawierając w tym słowie zarazem niedowierzanie jak i rozpacz.
Szarańcza stała w pierwszym rzędzie zebranego za jego plecami tłumu elfów. Jej wzrok wyrażał pogardę i niechęć, zaś jej okrutny uśmiech przeszywał jego serce bólem. Nie wierzył w to co widział. Nie chciał uwierzyć.
- Szarańczo - rzekł i zrobił krok w jej kierunku… I wtedy zrozumiał swój błąd. Zatrzymał się, jednak było już za późno. Mieszkańcy, którzy jeszcze chwilę temu byli bliscy kapitulacji, wyczuli jego słabość. Deszcz kamieni spadł na niego z ich strony. Chciał krzyczeć z bólu, jednak odgłosy upadających pocisków i szyderczy śmiech zagłuszał go. Tracił siły.
Zasłaniając głowę rękoma, znowu spojrzał na Szarą. Białowłosa spoglądała na niego z tym samym wyrazem twarzy jeszcze przez chwilę, po czym zaczęła się oddalać. Tłum rozstąpił się przed nią, nie przerywając nawet na moment linczu na Odmieńcu. Krew spływająca z dziesiątek ran zalewała mu oczy, a ból powalił na kolana. Chciał iść za nią, jednak nie był w stanie nic zrobić. Spoglądać tylko na oddalającą się w stronę nienaturalnego mroku Szarańczę.
Mógł przysiąc, że zza całunu ciemności coś przyglądało się mu. Łapczywie karmiąc się jego bezradnością i cierpieniem.


* * *


Otworzył szeroko oczy i odruchowo zerwał się do siadu. Zaczął pospiesznie rozglądać się wokoło. Przeciwnicy zniknęli, tak samo jak dziwna mara senna. Widok Szarańczy - całej i zdrowej - uspokoił go ostatecznie. Koniec końców nawet mętlik jaki dziewczyna wywołała w jego głowie, starając się w zabawny sposób wytłumaczyć co się stało, nie zirytował go. Żyła i to było dla niego najważniejsze.
Dopiero słowa Sadima oderwały go od myśli o “rytuałach”. Zmusił się by wstać i pomóc reszcie towarzyszy przy grabieniu skarbca. Nie obchodziły go pieniądze, jednak bronie i zbroje zdecydowanie bardziej mogły się mu przydać.
Wkrótce wyposażony w całkiem nowe przedmioty barbarzyńca ruszył wraz z resztą towarzyszy na ostatnie piętro wieży.

Kwatera czarodzieja niepokoiła Loratha najbardziej ze wszystkich wcześniej napotkanych. Nekromanta udowodnił już im, że potrafi zabezpieczyć się przed intruzami, dlatego i tym razem Odmieniec spodziewał się podstępu. Nie ruszał niczego, licząc, że tym razem mądrzejsi od niego zdołają wykryć przy pomocy magii niebezpieczeństwo. Mylił się jednak. Nagły rozbłysk i odrzucenie Szarańczy sprawił, że Lorath odruchowo wyciągnął broń. Zamarł jednak widząc, że tym razem nie mieli do czynienia z czymś, co można by łatwo rozpłatać mieczem.
Odmieniec nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy Sadim w przeciągu kilku chwil zmienił się w zramolałego starca. Przywoływacz upadł na ziemie, a on i Szara rzucili się mu na pomoc. Żył, jednak nie był w najlepszym stanie. Odmieniec wysłuchiwał jego majaczeń z posępną miną. Na wskutek szoku Sadim mógł pleść bzdury, jednak z jakiegoś powodu elf był pewien, że tak nie było.

Kiedy przeszukali pomieszczenie w całości, Odmieniec pomógł półelfowi wstać i zejść z powrotem na dół.

Wspomnienia sennej mary kompletnie ulotniły się z jego pamięci.

Nami 25-03-2016 10:24


Podczas walki z cienistymi stworami, Szara czuła się lekko bezużyteczna. Na szczęście, dzięki błogosławieństwu swojej niebiańskiej rasy, której korzenie miała w sobie może w niecałych kilkudziesięciu procentach, potrafiła rozproszyć mrok, jaki pozostawiły po sobie cieniste istoty. Wyrocznia dotknęła swojej zbroi, a ta zaświeciła jasnym i kojącym światłem, sprawiając, że żadna ciemność nie była już straszna, przestała być przeszkodą. Przy dalszym przebiegu walki mogła być jedynie drobną pomocą, starając się dzięki magii dodać towarzyszom sił i tym razem nie skupiała się tylko na Lorathie. Może to był własnie jej błąd?
Ostatni stwór, ciemny, bezkształtny upiór, kradł życie z Barbarzyńcy i Ogra, a ona, jak i cała reszta, nie mogli nic zrobić, nie potrafili ich wspomóc. Obydwaj mężczyźni padli nieprzytomni, bez sił, energii i jakby bez żadnych oznak istnienia... Przepadli.
Kobieta szybko dobiegła do Elfa, aby sprawdzić jego puls. Uleczyła go różdżką, a potem jeszcze raz i ponownie, a ten dalej nie podnosił się. Jego powieki były ciężkie, nie drgnęły nawet mimo zasklepionych już ran i pełni zdrowia. Zmartwiona, na skraju płaczu, spytała Sadima co się stało, lecz zamiast niego odpowiedziała jej Tamarie, która jak zwykle była opryskliwa. Szarańcza pokłóciła się z nią w krótkiej wymianie zdań i wojowniczka wyrwała się z mocy Sadima, aby powrócić na swój plan, zaś w międzyczasie Szara znalazła lekarstwa dla poszkodowanych.

Wszystko byłoby już unormowane i stabilne, gdyby ktoś nie zechciał dobrać się do kuferków ze skarbami. Białowłosa przyglądała się z niedowierzaniem, jak jedna ze skrzyń otwiera swe wieko, a tam wielki jęzor, śliniący wszystko dookoła i jeszcze skakała! Szarańcza złapała się za głowę
- Jaki czaaad! A ja kupiłam dinozaura, no nie wierzę! - zachwyciła się i już chciała przekazać Barbarzyńcy, żeby go dla niej złapał i by mogli się nim opiekować jak stworzonkiem, gdy nagle przyszedł Brog i pierdolnął go raz z liścia, a skrzyneczka roztrzaskała się w drobny mak.
- No wiesz co... Ale jesteś. - skomentowała zachowanie Ogra i zwinęła usta w smutną podkówkę. Nie spodziewała się po nim czegoś takiego, żeby tak potraktować skrzyneczkę? Skandaliczne. Z westchnieniem niezadowolenia, wszyscy tłumnie udali się na górę, na ostatnie już piętro wieży, gdzie być może miał czekać na nich spokój.

Przekraczając próg, zastali spokój i niepokój jednocześnie. Przyjemne, ładnie wyglądające łoże zachęcało do odpoczynku, a rozsypany na podłodze czerwony proszek, który układał się w jakiś okrąg z tajemniczym znakiem, nie zachęcał do dalszej penetracji pomieszczenia. Szarańcza skrzywiła się nieznacznie i stawiając ostrożne kroki, na paluszkach omijała proszek, aby dostać się do stojącej nieopodal, wielkiej księgi.
- Hmm - mruknęła w zastanowieniu, kiedy po cichu we własnych myślach starała się odczytać widniejące tam słowa. Przy tych wszystkich przygodach w wieży, zdążyła się już nauczyć, że używanie podstawowych zaklęć wykrycia magii nie ma żadnego sensu, tym bardziej, że cała wieża jest nią aż przesiąknięta, że można by ją z niej wycisnąć jak wodę z gąbki. Szkoda tylko, że Sadim wciąż tego nie zauważał.
Kiedy to Wyrocznia kończyła już czytać księgę zapisaną w języku Otchłani, została nagle odrzucona i uderzyła plecami w regał. Całe szczęście, że cios nie był zbyt mocny i żadna książka nie spadła jej nagłowę. Przywoływacz zaś zachowywał się dziwnie, parł w stronę księgi jak zahipnotyzowany, jakby ona go tam wzywała.
- Nie Sadim! Zostaw, ta księga jest zła! - krzyknęła, sugerując się językiem, w jakim została spisana i szybko podniosła się z ziemi, aby podbiec do mężczyzny. Mimo usilnych prób, ponownie wpadła na pole siłowe, które odrzuciło ją do tyłu. Sadim w ciągu paru sekund, na ich oczach tracił kolejne lata swojego życia, a oni nie mogli mu pomóc, nie mogli przerwać tej więzi, jaka powstała między nim a księgą.
Ta jednak w końcu się zerwała, a półelf zachwiał się na nogach i upadł. Był stary, tak bardzo stary...

Szarańcza mimo bólu, jaki zadała jej siła niewidzialnej tarczy, zebrała się po raz kolejny, aby dobiec do odrzuconego i otumanionego Sadima. Niemal natychmiast uklęknęła przy nim i obejmując w dłonie głowę, uniosła ją aby ułożyć na swoich kolanach. Wyglądał strasznie, jakby osiemdziesiąt lat miał już za sobą i był na skraju śmierci ze starości.
Zamurowało ją na chwilę i nie wiedziała co powiedzieć, co powinna zrobić?
- Nie wierzę, że znowu rzuciłeś to zaklęcie wiedząc, jak bardzo naładowana magią jest ta wieża… - mruknęła jedynie cicho, bez żadnych pretensji w głosie. Po prostu nie miała pojęcia, co mogłaby rzec. Pogłaskała go po siwych włosach, szukając w jego spojrzeniu życia i zrozumienia obecnej sytuacji.
Półelf patrzył właściwie w majakach dookoła nie wiedząc, co się dzieje. Przed oczami wciąż miał straszną wizję. Bolało go całe ciało. Gałki oczne krążyły jak szalone we wszystkie strony nie mogąc się zatrzymać na niczym konkretnym. Z jego ust tonem starca wydobywały się złowieszcze słowa.
- Ogień... Żywe trupy... Krasnoludy... Elfy... Ludzie... Stonebrook... Zniszczone... - sapał ochrypłym głosem w jakichś majakach. Widać że taka przemiana była dla niego wstrząsająca.
- Wiedzę... macie. Ratujcie... miasto. Po to tu... przybyliśmy. Idźcie... Beze mnie. Będę... ciężarem - rzekł do nich próbując się odczołgać, jednak jego słabe ciało nawet tego nie było w stanie zrobić.
Lorath przyklęknął obok Przywoływacza z szeroko otwartymi oczami. Nie próbował nawet ukrywać szoku, jaki wywołał w nim widok postarzałego o kilkadziesiąt lat towarzysza. Już wielokrotnie doświadczyli na własnej skórze, że właściciel tej wieży dobrze przygotował swój dom przed niechcianymi gośćmi, jednak najwyraźniej to było za mało do Sadima. Chwila nieuwagi, opuszczenia gardy i wszystko się posypało. Na całe szczęście ten nadal żył, chociaż za swój błąd zapłacił wysoką cenę.
- Nie zgrywaj bohatera - odparł surowo Odmieniec. - Już raz zostawiliśmy towarzyszy. Nigdy więcej. Pójdziesz z nami, choćbym miał Cię nawet wlec przez całą drogę.
Szarańcza kiwnęła znacząco głową
- Tak, Lorath ma rację. Wciąż jesteś nam potrzebny, po prostu trzymaj się z tyłu, my… Ja w Ostoi to naprawię, gdy tylko dojdziemy znajdę kogoś, kto cofnie ten stan, obiecuję - powiedziała spokojnym, uspokajającym głosem i choć słowa Sadima nie uszy jej uwadze, starała się póki co do nich nie odnosić. Nie wyglądało, aby Przywoływacz czuł się najlepiej, a jej wcale to nie zdziwiło. Wyraźnie posmutniała, podnosząc się na równe nogi.
- Sprawdzę czy jest tutaj coś co może nam sie przydać, a potem stąd chodźmy - mówiąc to zaczęła szurać butem po rozsypanym znaku, aby go zamazać. Mogła zrobić to wcześniej.
- Brog…. - zwróciła się do Ogra, spoglądając na jego wciąż przytępy wyraz twarzy. Najwyraźniej nie przywróciła mu zbyt wiele mądrości, ale miała nadzieję, że ten rozumie, co do niego mówi - Czy mógłbyś wziąć dla mnie tę księgę? Jest strasznie duża, a ja taka mała… Wziąłbyś, co? - poprosiła robiąc uroczą minkę zagubionej dziewczynki, aby wywołać w nim odruchy dobroci.
Brog potrząsnął głową w potakującym geście. W końcu jakieś zadanie dla niego! Cała ta gadka-szmatka o magach, mimikach i księgach sprawiała, że rozbolała go głowa. Zupełnie nie rejestrując faktu że ta sama księga zmieniła Sadima w jakiegoś leśnego dziada, ogr chwycił ją i podniósł z pulpitu. Dla niego taka księga była wielkości plecaka, dla Szarej zaś, mogła okazać się głazem, pod ciężarem którego ugięłyby jej się nogi i zostałaby zmiażdżona nią jak mucha czy natrętny komar.

Wyrocznia zabrała ze sobą pierścień, który znalazła, a następnie wraz z resztą zeszła na sam dół wieży, do torturowni, którą tak chętnie opuścili, a w której musieli ponownie się znaleźć, aby obrać inną drogę w podziemiach i odnaleźć źródło nekromanckiej siły. Nie było innego wyjścia niż zniszczyć źródło i osłabić wroga, z którym prawdopodobnie i tak w końcu będą musieli się zmierzyć. Jeśli dobrze zrozumiała Logana, ten nekromanta miał wielki żal do całego Stonebrook i zapewne nie omieszka się zemścić.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172