|
Zabawa? Ta kobieta była z pewnością nienormalna, skoro uważała torturowanie kogoś za zabawę. Najwyraźniej jednak nie tylko Arthmyn miał negatywną opinię o przyodzienej w biel kobiecie. Sąsiedzi z celi leżącej naprzeciw również okazali swój brak aprobaty, na dodatek w bardzo efektowny sposób. Oddzielająca ich od wolności krata pękła, a więźniowie wydostali się z celi. Arthmynowi pozostało czekać na okazję, by włączyć się do walki - na przykład używając zaklęć, które powoli sobie zaczął przypominać. Wygrzebał z pamięci odpowiednie słowa, po czym posłał w stronę sadystki magiczny pocisk. |
|
- Co? - rzekła lekarka o obliczu imry, wyraźnie zszokowana, że tamta nie lęka się jej. A potem w plecy trafił ją magiczny pocisk. Ciało ponownie zafalowało, odsłaniając grozę! Skóra istoty była gładka i sinoniebieska. Twarz pozbawiona była wszelkich cech charakterystycznych jak u żywego manekina. Najgorsze jednak były oczy, mglisto białe, bez źrenic . - Czy ty jeszcze pamiętasz jak wyglądałaś – zaśmiał się człowiek na stole Potem rozległ się Rozkaz i „lekarka” się zachwiała, lecz nic więcej się nie stało. Za to ugryzienie Kenicka spawiło, że istota syknęła z bólu. - Utnę ci ten przeklęty jęzor Campre - krzyknęła do przywiązanego. |
Umorli mało przejmował się lekarką i tym, co miała do powiedzenia. Zamiast tego wybiegł szybko ze swojej celi – korzystając z tego, że babsko było zajęte – i chwycił pierwsze-lepsze z wielu narzędzi tortur, które miała przygotowane na stole. Tak uzbrojony i czując się nieco pewniej stanął tak, by ciałem chronić przywiązanego do stołu i przygotował się do walki. Bardzo chciał zaatakować, ale uznał, że los torturowanego bardziej leży mu na sercu, więc przyjął pozycję obronną. Zresztą, nie musiał się martwić, inni już zaczęli pokazywać świrniętej pani doktor gdzie jej miejsce. |
|
Potwór wpatrywał się w półelfkę, która usiłowała pochwycić „lekarkę”, i pochwyciła ją, a tymczasem krasnolud wziął jedno z narzędzi, które leżały na blacie. Doktkolangerrka jednak uwolniła się z uchwytu, Co się zaraz stanie? Uwolnienie się doktorki. |
|
Ciśnięte przez rogatego (i posiadającego niezłą kolekcję zębów) osobnika klucze zadzwoniły o posadzkę. Upadły na szczęście na wyciągnięcie ręki, zatem sięgnięcie po nie nie sprawiło Arthmynowi najmniejszego kłopotu. wystarczyło parę uderzeń serca a już miał je w dłoniach, a w sekundę później już zmagał się z zamkiem. Zaklęcia prędzej czy później musiały się skończyć, a jeśli mieli zamiar pokonać to udające lekarkę 'coś', to powinni mieć w dłoniach jakieś solidniejsze argumenty. No i powinni czynnie uczestniczyć w obezwładnianiu potwornej kobiety, a nie ograniczać się do kibicowania tym, co z nią walczyli. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:30. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0