| Isabela przestała się uśmiechać, a tym bardziej machać wesoło ręką, kiedy zorientowała się, że włócznie, które trzymali zbliżający się jeźdźcy, były wycelowane prosto w nią i gnolla o imieniu Ozrar. Swoją drogą, cały czas miała nieodpartą ochotę podrapać go po głowie albo za uchem, chociaż miałaby trudności z dosięgnięciem, zważając na jego wzrost. Może gdyby stanęła na palcach? Zastanawiała się, jakby zareagował. Pewnie odgryzłby mi rękę, przeszło jej przez myśl jako pierwsze. Na więcej rozmyślań na ten temat nie było jednak czasu i sposobności, bo wywiązała się rozmowa pomiędzy nieznajomymi a, hm… Kaynem? Chyba tak miał ów mężczyzna na imię, o ile dobrze zapamiętała.
Isabela nie miała zielonego pojęcia, czym był Thassilon, o którym mówił Kayn i za bardzo nie zdziwiła jej reakcja nieznajomych ludzi na tę nazwę. Właściwie to doskonale ich rozumiała i sama miała wrażenie, że wojownik wymyślił to na poczekaniu. Z drugiej jednak strony mówił z takim przekonaniem, że nawet mimo tych reakcji i powątpiewania, uwierzyła, że właśnie stamtąd pochodził. W ogóle wydawał się wiedzieć więcej o ich sytuacji, w której się znaleźli. Miał jakąś teorię, którą jeszcze się nie pochwalił, a która już zaciekawiła Isabelę na tyle, że nie mogła się doczekać momentu, w którym ją wyjawi.
Nie miał on jednak nastąpić tak prędko, bowiem najpierw musieli poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, która na razie nie przedstawiała się dla nich najlepiej. Nie tylko znajdowali się na środku pustyni, z obdartymi (o zgrozo!) ubraniami, jakby przeleżeli tutaj przynajmniej kilka lat, ale też nie posiadali ani kropli wody, a do tego musieli jakoś udobruchać uzbrojonych mężczyzn na wielbłądach, którzy najwidoczniej nie uwierzyli w słowa Kayna.
Isabela zapragnęła obudzić się z tego snu. Choć doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystko wokół było rzeczywistością, a nie wytworem jej sennej wyobraźni, to bardzo pragnęła, by jednak się myliła. Nawet uszczypnęła się w ramię, ale to tylko całkowicie wyzbyło jej z ostatniej kropli nadziei. Szlag by to, pomyślała, kopiąc w piasek.
Wtedy do dwóch wojowników na wielbłądach dołączył mężczyzna, który przedstawił się jako Garavel. Nie miał chyba złych zamiarów wobec nich, chociaż nie spodobało jej się, że zapewne miał ich za zbiegłych niewolników. Nawet jeśli uważał, że skoro pozbyli się domniemanych kajdan, to niewolnikami już nie byli. Jakoś po prostu ubodło to ego Isabeli, która nigdy by nie pomyślała, że można było pomylić ją z niewolnikiem (inna sprawa, że w ogóle nie popierała niewolnictwa).
Cofnęła szybko rękę, którą wyciągała, by sprawdzić czy byłaby w stanie dosięgnąć ucha Ozrara, kiedy ten po raz kolejny przemówił swoim szorstkim głosem do Garavela.
Cofnęła ją tylko dlatego, bo cichszym głosem odezwał się Kayn, a ona zorientowała się, że jego słowa również kierowane były do niej i dotyczyły jego tajemniczej teorii, która niezwykle ją interesowała.
- Niesamowite - powiedziała półszeptem, w odpowiedzi na jego słowa. Naprawdę była pod wrażeniem, że tak szybko wpadł na tak wiele. Szkoda tylko, że ona wciąż nie wiedziała nic i musiała nadal czekać, by czegoś się dowiedzieć. To wciąż nie był ten moment.
Potem wszyscy zaczęli się przedstawiać i opowiadać, w czym byli całkiem nieźli. Tylko dlaczego to robili? Czy to był czas i miejsce na takie przechwałki?
Tak po prawdzie, to Isabela wcale nie słuchała wcześniejszych słów Garavela. Udało jej się wywnioskować z kontekstu, że najwidoczniej to on poprosił ich o takie informacje. Była po prostu zbyt pochłonięta skupianiem się na tym, by Ozrar nie zauważył jej nieudolnych prób sięgnięcia do jego ucha. A później Kayn ją jeszcze bardziej rozkojarzył. Isabela zdecydowanie nie posiadała podzielności uwagi, choć nadrabiała to bystrością.
- Isabela, bardzo mi miło poznać pana i pana przyjaciół, którzy mam nadzieję, że również posiadają jakieś imiona - przywitała się wesoło, wyciągając rękę najpierw w stronę Garavela, a potem po kolei do jego dwóch strażników, każdemu posyłając serdeczny uśmiech.
I choć z zewnątrz wydawała się być radosna, to w środku tliło się przerażenie. Wiedziała, jak ludzie reagują na magię i jej użytkowników. Oczami wyobraźni cofnęła się kilka lat wstecz i w jej głowie znowu zadźwięczały słowa kogoś z przeszłości. “To ona, to ten potwór” odbijało się echem, przywodząc nieprzyjemne wspomnienia i sprawiając, że tak bardzo zapragnęła skłamać na swój temat, obawiając się podobnej reakcji jak wtedy.
- Jestem… - zawahała się na krótką chwilę, po czym podniosła głowę i z uśmiechem spojrzała na Garavela. - Jestem dyplomatką. Wiem, mało przydatne w eskorcie karawany, ale jestem świetna w dotrzymywaniu towarzystwa i zajmowaniu czasu rozmową, co z pewnością sprzyja upływowi czasu w długich podróżach.
Cóż, skłamała. Wolała jednak wyjść na kłamczuchę, niż tak od razu przyznać się do posługiwania się magią. Pewnie gdyby bardziej skupiła się na tym, co istotne, a nie na tym, co w ogóle nie było ważne, to usłyszałaby, że nie tylko ona była magiem. Nie słuchała jednak, kiedy przedstawiał się Jasar, więc o niczym nie miała pojęcia. |