lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D] Przetrwać apokalipsę (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/3126-d-and-d-przetrwac-apokalipse.html)

Achmed 08-12-2007 16:17

Akramed ruszył za swymi nowymi towarzyszami. Szybko zrównał się z Mordraghornem i zaczął go wypytywać o szczegóły związane z egzorcyzmami.
-Abyś mógł przeprowadzić egzorcyzmy Mordraghornie, będziemy musieli obezwładnić, a następnie utrzymać w niewoli dziecko opętane przez ducha, o którym nie wiemy nic prócz tego, że potrafi animować zwłoki. Nie byłoby to trudne zadanie, gdyby nie fakt, że ostatnimi czasy dość łatwo znaleźć nieboszczyka w tym świecie. Dlatego bardzo prawdopodobne jest, a nawet i pewne, że ten duch mógł już stworzyć sobie małą armię.- Akramed zrobił krótką przerwę- Powiedz Mordraghornie, ile czasu będzie ci potrzebne, aby przeprowadzić egzorcyzmy? Czy ktoś będzie musiał ci asystować i czy potrzebne są ci jakieś specjalne przedmioty, bądź miejsce?

Po wysłuchaniu odpowiedzi czarodzieja podszedł do Shiatsi i Urien.
-Czeka nas ciężkie zadanie, szlachetne wojowniczki. Miejmy nadzieję, że uda nam się uwolnić to dziecko spod władzy złego ducha. Mam do was pytanie, czy któraś z was nie posiada poświęconej wody? Niestety mój zapas się już dawno skończył, a może nam się ona przydać do walki z nieumarłymi, w końcu nie wiemy, co spotkamy.

Po dotarciu do wioski Akramedowi znikł z twarzy uśmiech. Mimo, że w czasie wojny i służby w komandorii widział wiele zniszczonych miast i wiosek, nigdy nie przyzwyczaił się do tego widoku. Jednak w tym miejscu bardziej przerażający był fakt, że nigdzie nie było zwłok mieszkańców.
Albo wszystkich mieszkańców zabrały w niewolę olbrzymy i ogry, co jest mało prawdopodobne, albo jesteśmy na dobrej drodze- powiedział pół szeptem do siebie i odwrócił się w stronę towarzyszy– Patrzę w niebo i widzę, że zaraz będzie padać chodźmy się schować w jakimś domu, nie chce wiedzieć, co dziś spadnie z nieba.- na jego twarzy znów zagościł uśmiech- Dajcie mi chwilę, upewnię się, że w środku nie ma nieumarłych.

Akramed skierował się w stronę budynku, który jako jeden z nielicznych zachował dach i ściany. Pierwszy stanął przed domem. Wyciągnął z swojej torby trochę ziemi z grobu. Wypowiadając formułę zaklęcia wykonał gest ręką, w której trzymał ziemię i rzucił ją przed siebie.

abishai 08-12-2007 20:54

Wioska Enyalie ,gabinet Olorkiona

Lordzie Olorkion...-
Gwen dygnęła leciutko w odpowiedzi na jego pozdrowienie.-
Przybywam do ciebie z prośbą wielkiej wagi...Otóż mimo iż pobyt w Enyalie był dla mnie wielką przyjemnością i wasza gościna była dla mnie zaszczytem- muszę was niezwłocznie opuścić...- w tym momencie przerwała dosłownie na krótkie mgnienie, by przeanalizować reakcję elfa. Niestety wzrok teurga wydawał się być nieprzenikniony. A twarz spokojna. Trudno było stwierdzić, co elf myśli w tej chwili. -Świadoma jestem wagi twego nakazu, który ma chronić twój lud, jednak pośpiech zmusza mnie prosić cię abyś uczynił dla mnie wyjątek... Nie mogę dłużej zwlekać z podjęciem dalszej podróży przez Hyalieon...Proszę, pozwól mi opuścić ziemie znajdujące się pod twoją opieką...- zakończyła, po czym w pełnej napięcia ciszy oczekiwała jego odpowiedzi.
- Przykro mi lady Gwaenhvyfar, ale nie mogę się zgodzić.- rzekł Olorkion.- Wysłałem zwiadowców, zarówno do serca Hyalieonu, jakim jest stolica, jak i na okoliczne ziemie. Mimo to z Hyalieonu nie mam żadnych wieści, zaś doniesiono mi, że w najbliższej okolicy Enyalie grasują zgraje lurkenów i darkthingów. Przypuszczam, że i jakiś demoniczny lub piekielny lord czai się w okolicy...Prawdopodobnie dezerter, z armii któregoś króla czarodzieja...Nie mogę zagwarantować bezpieczeństwa nikomu, kto by próbowałby opuszczać Enyalie, a tym bardziej ruszać w głąb królestwa. Więc chyba zrozumiałym jest, że nie mogę nikogo wypuścić z Enyalie z świadomością na jakie niebezpieczeństwo byłby narażony. Zapewniam, że jak tylko rozwiążemy problemy związane bezpieczeństwem na traktach, z pewnością lady Gwaenhvyfar, będziesz mogła opuścić wioskę.

Jak rozwiążą problemy...O ile rozwiążą.

W drodze do zniszczonej wioski

Akramed zaczął go wypytywać o szczegóły związane z egzorcyzmami.
-Abyś mógł przeprowadzić egzorcyzmy Mordraghornie, będziemy musieli obezwładnić, a następnie utrzymać w niewoli dziecko opętane przez ducha, o którym nie wiemy nic prócz tego, że potrafi animować zwłoki. Nie byłoby to trudne zadanie, gdyby nie fakt, że ostatnimi czasy dość łatwo znaleźć nieboszczyka w tym świecie. Dlatego bardzo prawdopodobne jest, a nawet i pewne, że ten duch mógł już stworzyć sobie małą armię.- czarodziej zrobił krótką przerwę- Powiedz Mordraghornie, ile czasu będzie ci potrzebne, aby przeprowadzić egzorcyzmy? Czy ktoś będzie musiał ci asystować i czy potrzebne są ci jakieś specjalne przedmioty, bądź miejsce?
- Cóż, przedmioty odpowiednie mam przy sobie...Spokojne miejsce, najlepiej poświęcone by się przydało. Ideałem byłaby świątynia Jaśniejącego. Szkoda, że wśród nas nie ma kapłana.- westchnął mag.- Niemniej są to tylko dodatki ułatwiające sam rytuał. Potrafię poradzić sobie bez nich. W czasie rytuału, musimy jednak dziecko skrępować, a także jakoś pilnować by armia nieumarłych nie przeszkadzała. I tu przyda się umiejętność odpędzania nieumarłych jaką paladyni zyskują dzięki prawości swych serc...Niestety przyjacielu, nie wiem ile potrwają owe egzorcyzmy. Wszystko zależy od siły i uporu ducha. Postaram nie narażać was na niebezpieczeństwo dłużej niż jest to potrzebne.
Po wysłuchaniu odpowiedzi czarodzieja Akramed podszedł do Shiatsi i Urienna.
-Czeka nas ciężkie zadanie, szlachetne wojowniczki. Miejmy nadzieję, że uda nam się uwolnić to dziecko spod władzy złego ducha. Mam do was pytanie, czy któraś z was nie posiada poświęconej wody? Niestety mój zapas się już dawno skończył, a może nam się ona przydać do walki z nieumarłymi, w końcu nie wiemy, co spotkamy.
- Mam jeszcze trzy buteleczki, ale trzymam je na specjalną okazję.- rzekła Urienna, a Shiatsi tylko kiwnęła przecząco głowa.
- Ja mam sześć.- rzekł Mordraghor.- Ale dwie, trzy będę potrzebował na egzorcyzmy. Trzy pozostałe możesz wziąć ty, chłopcze.
Nagle czarodziej zmienił ton głosu.- Przypominasz mi moją uczennice Adrienne...Zawsze starająca się pamiętać o wszystkim, zawsze pełna wiary o nowe lepsze jutro...Ale dość o starych i nudnych czasach.

Zniszczona wioska Gairwild

–Albo wszystkich mieszkańców zabrały w niewolę olbrzymy i ogry, co jest mało prawdopodobne, albo jesteśmy na dobrej drodze- Akramed powiedział pół szeptem do siebie i odwrócił się w stronę towarzyszy– Patrzę w niebo i widzę, że zaraz będzie padać chodźmy się schować w jakimś domu, nie chce wiedzieć, co dziś spadnie z nieba.- na jego twarzy znów zagościł uśmiech- Dajcie mi chwilę, upewnię się, że w środku nie ma nieumarłych.
Akramed skierował się w stronę budynku, który jako jeden z nielicznych zachował dach i ściany. Pierwszy stanął przed domem. Wyciągnął z swojej torby trochę ziemi z grobu. Wypowiadając formułę zaklęcia wykonał gest ręką, w której trzymał ziemię i rzucił ją przed siebie( czyli technicznie biorąc, do środka budowli). Czuł jak zaklęcie wibruje, niemniej forma nie uległa wypaczeniu...Czuł jak jego świadomość przenika okolicę w poszukiwaniu plugawej negatywnej energii, świadczącej o obecności nieumarłych...której nie wykrył. Nagle z transu wyrwał czarodzieja, głos, metaliczny i nienaturalny.
- Hej! Patrz, gdzie rzucasz tym piachem czarowniku. Mogłeś mnie trafić w oko! Co prawda nie mam oczu, ale to jeszcze nie powód by zachowywać się jak...dzikus!
Tymczasem zza domu wyszedł czarodziej. Niewątpliwe dość potężny. Wysoki siwobrody gnom, w ciemnej szacie...Jego oczy świeciły , a w dłoni płonął lekkim blaskiem ogień.

Nie był to czystej krwi gnom. Przeczyły temu rysy twarzy, brwi oraz pokryty łuska wąski ogon nerwowo bijący o ziemię, a wyrastający u podstawy pleców maga. Na jego widok Urien i Shiatsi sięgnęły po oręż, zaś Mordraghor, przygotował się do rzucenia zaklęcia.
- Przygotujcie na śmierć ostateczną bando popaprańców, bo Vilgitz wkracza do akcji.- unoszący się w powietrzu długi miecz wyleciał z wnętrza budynku wrzeszcząc te słowa.

- Spokój Vilgitz, tu zaszła chyba jakaś pomyłka.- rzekł gnom spokojnym głosem, blask w jego oczach zgasł, a ogień przestał jarzyć w jego dłoni. - Jestem wędrowcem w podróży, zapewne tak jak i wy. Nie ma sensu, żebyśmy niepotrzebnie rozlewali krew. Miejsca na noc starczy dla wszystkich.-

- No nie wiem...Cuchnie od ciebie ciemnością, i nie mówię tu tylko o twym demonicznym dziedzictwie.- rzekła paladyni zaciskając dłonie na mieczu.
- Tak, przyznaję się, że gdy byłem młody i głupi zgłębiałem złudne ścieżki demonologii...Ale odkryłem, że jest to droga która doprowadzi mnie jedynie do zagłady. Porzuciłem więc ścieżkę mrocznej mocy.- rzekł gnom.- Aczkolwiek ów błąd młodości zostawił na mnie niezatarte piętno.
- A jak cię zwą demonologu?- spytała Shiatsi.
- Jak to? Nie wiesz ? Nie poznajesz słynnego...- rozpoczął lewitujący miecz, ale gnom uciął jego wypowiedź krótką komendą. -Zamilcz Vilgitz, z powrotem do pochwy.
Miecz wleciał do pochwy przy pasie szaty gnoma.- Jestem Mac'Baeth, najemny mag wojenny, niegdyś demonolog w służbie krasnoludzkiego Imperium Młota.
-Jesteś gnomem, więc jakim cudem masz krasnoludzkie miano?- rzekł nieco zdziwiony Mordraghor.
- Krasnoludy nie są jedynymi humanoidami, którzy żyją w twierdzach klanowych. -rzekł gnom.- A niektóre prace wymagają dłoni zręczniejszych od krasnoludzkich. Ale o tym, pogadamy przy ognisku...Chyba zbiera się na deszcz.
Po chwili z nieba zaczęły padać ciężkie krople krwi...Więc cała piątka podróżników zebrała się pod dachem ocalałego domostwa.
Jak się okazało, gnom przygotował już rozpałkę. Pstryknął palcami i ognisko zaczęło się tlić, by po chwili buchnąć jasnym płomieniem. Mac'Baeth siadł z grymasem bólu na niedużym kawałku belki. Na przeciw niego siadła Shiatsi bacznie go obserwując. Niedaleko niej Urienna schowawszy miecz przyglądała się nieufnie gnomowi. Jedynie Mordraghor wyglądał na spokojnego.
- Me imię już znacie.-spytał gnom.- Mogę poznać wasze? I gdzież to wędrujecie?

Phalenopsis, Cmentarz w Dzielnicy Żebraczej

Gdy Amman z Mi Raazem rozmawiali, Rasgan ponownie usłyszał w głowie znany mu piskliwy głosik.
Panie? Opinia gotowa...Kiedy ten kapłan zdjął hełm odczytałem wszystko z jego twarzy.Darzy cię nawet przyjaźnią, ale w myślach już szykuje stół ofiarny i sztylet prosto w żebra. Jego bóstwo domaga się ofiary i to nie byle jakiej. Potężnego wojownika, więc bóstwo wybrało ciebie. Gdy nadarzy się okazja, trucizną pozbawi cię, ruchu, złoży twe ciało w ofierze, a twa dusza wyrwana z ciała poszybuje do dziedziny bóstwa, by stać się takim cieniem służącym innemu kapłanowi jak pies. Przed takim losem nie uratuje cię twoja klątwa. W dodatku przekonał Yokurę do swej religii, czyniąc go swym wiernym sługą.- rzekła księga po czym dodała.- Panie czemu mnie zostawiłeś? Tak trudno komunikować się mi na odległość.
Rasgan spojrzał na półorka, opierającego się ze znudzoną miną o miecz. Yokurę te cale przekomarzania wyraźnie nudziły. Półork wolał działać.
Tymczasem Eudaimonion wrócił z rekonesansu, cienista sylwetka spojrzała po zebranych, po czym rzekł swym grobowym. - Panie, wykonałem twe polecenie...Na tym cmentarzu nie ma nieumarłych...Niemniej zauważyłem dziwny trop ciągnący się od uczty ghuli do bramy wyjściowej z cmentarza.

Phalenopsis, Dom Turama

Krasnolud rozstawił spodki z mlekiem i zmówił kilka słów modlitwy pożegnalnej do domowych duszków. Co prawda wiara w te duszki był częścią religijnych praktyk niziołków.
Niemniej Turam potrzebował jakoś pożegnać się z miejscem które było jego domem przez tak wiele lat. Nagły dźwięk rozbitego szkła, przywołał natychmiast krasnoluda na górę. Co prawda wątpił, by w razie ataku mógł przybyć z pomocą Aydennowi. Ale za to mógłby popatrzeć jak walczą profesjonaliści.
- Spokojnie mości krasnoludzie. To tylko jakiś posłaniec z życzliwości wybił wam okno. - rzekł Aydenn otwierając drzwi.
-Eee co? - zdziwił się inżynier.
- Życzliwy. Znacie takiego? Bo przysłał nam kilka dobrych rad. -Elf podał krasnalowi list i poczekał chwile, aż ten go przeczyta, szykując się w tym czasie do drogi. Znowu...
- Nie, nie znam takiego.- rzekł Turam.- Styl pisma, krasnoludzki, ale nie jest mi on znany. Ale wiesz, trochę archaiczne to pismo. Teraz bowiem litery sa bardziej wygładzone, a nie takie ostre.
- To jak, wiesz coś o jakieś księdze, która ci ostatnio zginęła? Chciałbym wiedzieć, zanim udam się w poszukiwaniu naszych grabarzy. -
-Księga, księga...Nie, żadna księga mi nie zgi...Rasgan wziął Złą Księgę z piwnicy! A mówiłem mu, żeby ją odłożył. Ale nieee, on mnie nie posłuchał...Ale zaraz, Rasgan nie wziął księgi ze sobą. Widziałem jak opuszczał dom bez woluminu. Musi on zostać gdzieś w domu.-rzekł głośno krasnolud.
Tymczasem drzwi do domu się otwarły i wpadł czarodziej Beriand.
- A gdzie reszta? -zdziwił się Turam.- Chyba nic się nie stało...Na bogów, chyba żeście się tam nie pozabijali?!

Beriand 08-12-2007 21:01

Beriand wpadł zdenerwowany do domu. Rzeczywiście mogło to wyglądac tak, jakby coś sie stało reszcie. Ale nie. Czarodziej odpowiedział spokojnie:

-Najwyraźniej sami sobie poradzą beze mnie. Na cmentarzu nic nie znaleźli.... przynajmniej chwilowo- po tych słowach elf rozgląda sie dookoła- A macie tu coś do roboty?- to mówił będąc twarzom skierowany do Turama, ale bardziej pytał Aydenna.

Mi Raaz 09-12-2007 02:40

Mi Raaz stał w ciszy. Rozmyślał. Analizował fakty. Po chwili powiedział:
- Zmykaj stąd niech cię już nie widzę. - Po tych słowach Cień jakby rozpłynął się nie pozostawiając śladów.
- Śnieg padał gdy szliśmy na cmentarz. Teraz już nie pada. A to oznacza, że trop musi być świeży. W innym wypadku zakryłby go właśnie śnieg. Czyli, jeżeli się pospieszymy to możemy jeszcze dopaść nasze ghule. ~~Na krew wszystkich pogan nienawidzę biegać w zbroi~~ Wydaje mi się to lepszym pomysłem niż rozkopywanie grobów i animowanie zwłok po to tylko aby obcinać im głowy. Wydaje mi się, że nie to jest celem Twojej inicjacji. Czyli zdaje się ruszamy w pościg, mam rację? - Mi Raaz pytanie kierował głównie do Ammana ~~Musi się tu poczuć ważny. A Rasgan musi widzieć, że mi zależy na młodziku. Nie chce, żeby zrobił coś, co może popsuć nam cały plan. Muszę się dowiedzieć jakie jest znaczenie tej księgi, którą we mnie rzucił. Coś mi się wydaje, że to ona jest odpowiedzią na dziwne zachowanie mojego kompana~~ Mi Raaz omiótł cmentarz wzrokiem. Dopiero po dłuższej chwili zauważył ślady o których mówił Eudaimonion
- O panowie, są i ślady. Pora ruszać. ~~Szkoda, że element zaskoczenia diabli wezmą. Bo mało, że świecę jak stos palony na równonoc wiosenną, to jeszcze będę brzęczał zbroją jak dzwon alarmowy. Możemy jeszcze wołać: cip cip cip ghulki, idzie mięsko, to może same przybiegną.~~

malahaj 10-12-2007 20:23

- Mało ci było wrażeń na cmentarzu? - Aydenn odpowiedział nieco rozbawionym głosem czarodziejowi - Dobrze więc. Chodź, odprawimy małe egzorcyzmy. -
Elf ruszył do pokoju, gdzie nie daleki czas temu, mieli swoją małą schadzkę Rasgan z Mi Raazem.
- No, to było łatwe. -
Mruknął pod nosem, zbliżając sie do woluminu. Przykucnął nad upuszczoną na podsadzkę księgą. Ukrytą w rękawiczce z jeleniej skóry dłoń dotknął okładki, przejeżdżająca po jej powierzchni palcami.
- To ta? -
Zapytał trochę nie obecnym głosem Turama.
- Tak, ta sama. Wój mówił, ze jest zła... -
Inżynier mówił mocno niepewnym głosem. ~~ Hmmmm... ~~ Dziwne myśli krążyły po głowie wojownika, kiedy podnosił księgę z podłogi. Długo stał wpatrując się w zamkniętą okładkę, zupełnie jakby nie bardzo wiedział co ma zamiar dalej z tym zrobić.
- Dobrze więc. -
Odezwał sie mocnym głosem, jakby właśnie postanowił coś wyjątkowo ważnego.
- Chodźcie obaj ze mną. -
Rzekł do pozostałej dwójki i skierował sie do głównej sali. Tam podszedł do kominka i poprosił Turama, o jedną buteleczkę wody poświęcenie z jego zapasów.
- Jak to szło... A tak... -
Elf ostrożnie wylał jej zawartość na odpowiednio podsycony wcześniej kominek, uważając przy tym, aby nie zagasić ognia.
- Jeśli Rasgan ma iść z nami, to potrzebny nam jest w pełni władz umysłowych. Lub chociaż taki jak zwykle. Myślę więc, że mi wybaczysz mości Turamie. -
Stwierdził na koniec elf i po chwili, jakby z wahaniem wrzucił księgę w płomienie.

Linderel 11-12-2007 00:49

- Przykro mi lady Gwaenhvyfar, ale nie mogę się zgodzić.- rzekł Olorkion.- Wysłałem zwiadowców, zarówno do serca Hyalieonu, jakim jest stolica, jak na okoliczne ziemie. Mimo to z Hyalieonu nie mam żadnych wieści, zaś doniesiono mi, że w najbliższej okolicy Enyalie grasują zgraje lurkenów i darkthingów. Przypuszczam, że i jakiś demoniczny lub piekielny lord czai się w okolicy...Prawdopodobnie dezerter, z armii któregoś króla czarodzieja...Nie mogę zagwarantować bezpieczeństwa nikomu, kto by próbowałby opuszczać Enyalie, a tym bardziej ruszać w głąb królestwa. Więc chyba zrozumiałym jest, że nie mogę nikogo wypuścić z Enyalie z świadomością na jakie niebezpieczeństwo byłby narażony. Zapewniam, że jak tylko rozwiążemy problemy związane bezpieczeństwem na traktach, z pewnością lady Gwaenhvyfar, będziesz mogła opuścić wioskę...- elfka z każdym słowem Olorkiona czuła że traci zimną krew. W głowie tłoczyły się jej tysiące myśli.
" Potwory? Demony? Czarci lordowie? Dezerterzy? Co to za brednie??? A nawet jeśli, nie pozwolę aby coś stanęło mi na drodze do Phalenopsis! Ani do Arvernien! -
pomyślała, czując jak gniew i rozpacz przeciągają ją między sobą jak linę. - Skoro nie otrzymałeś żadnych wieści z Hyalieonu, mój Panie, zapewne nie dotarły do ciebie żadne wieści z Miasta Mglistych Wież?-
zapytała krzesząc w sobie ostatnie iskierki nadziei.-
To mój dom...
- opuściła smutno głowę.-
Chciałam poznać losy mojego ludu, mojego rodu...moich rodziców i braci... Dlatego podróżowałam przez Hyalieon...-"Czy ja w ogóle mam dokąd wracać??"-potrząsnęła głową, żeby odpędzić łzy napływające jej do oczu. Ozdoba którą nosiła na czole zadzwoniła cichutko splecionymi misternie łańcuszkami mithrilu i maleńkich kryształowych łez. Zawtórowały jej delikatne, długie kolczyki. Nagle przed oczyma stanęły jej twarze najbliższych. Jej matka, jasnowłosa elfia piękność o chabrowych oczach, do której Gwen nie śmiała się nigdy nawet porównywać. Jej ojciec, cichy i zamknięty w sobie, który swoim stoickim spokojem, zdecydowaniem i opanowaniem budował niepodważalny autorytet swój i szlachetnego rodu Eileannw Arvernien i poza nim. Jej bracia bliźniacy- Shistal i Sh'alem, którzy byli dla niej pierwszymi i najwierniejszymi towarzyszami zabaw, opiekunami, przyjaciółmi i nauczycielami. Przypomniała sobie białe wieżyce, przebijające się przez białe gęste obłoki. Wielość odcieni koron drzew i pnączy. Słodki zapach wypełniający domostwa, gdy akacje i kasztany kwitły w ogrodach... "Muszę tam wrócić!" Gwaenhvyfar wyprostowała się dumnie. Smutek minął jak ręką odjął. była wściekła i zdesperowana.-
Lordzie Olorkion...
-Elfka usmiechnęła się łagodnie, ale w jej zielonych oczach paliły się gniewne ogniki. Robiła dobrą minę do złej gry.
-Podróżuję sama po Thais od ponad dekady. Potrafię o siebie zadbać i nie potrzebuję NICZYJEJ protekcji...- "Nie po to uciekałam ze złotej klatki, by dać się z powrotem osaczyć!!!"- jej głos był głęboki, stanowczy i aksamitny.-
Jeśli nie możesz mi udzielić informacji, których poszukuję, daj mi możliwość zdobycia ich samodzielnie. Pozwól mi wyruszyć na następny zwiad razem z twoimi ludźmi. Nie należę do twojego rodu i nie jesteś odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo. Nie mogę dłużej korzystać z gościnności twojej i mieszkańców Enyalie...Nie chcesz chyba zatrzymać mnie tutaj wbrew mojej woli, prawda?-
spojrzała mu śmiało prosto w oczy, by pokazać mu, że mimo swojej znaczącej pozycji nie uda mu się jej powstrzymać. Opuści Enyalie bez względu na to czy ten omszały dziwak pozwoli jej na to czy nie!

Beriand 11-12-2007 15:56

-Nie chodzi mi o wrażenia, tylko o jakieś zajęcie. Zresztą na tym cmentarzu to nic nie było...
Potem Beriand w milczeniu chodził za Aydennem. Zastanawiał się co to za księga, ale nie zapytał. Jest zła....
Kiedy skończyli spytał:
-O co w tym wszystkim chodziło? Co to za księga? I przede wszystkim- co było z Rasganem?

malahaj 11-12-2007 16:32

- Hmmmm...? -
Aydenn dopiero po chwili odpowiedział czarodziejowi, nieobecnym głosem, wpatrzony w efekt swoich poczynań.
- Aaa, księga. No cóż, sam przeczytaj. -
Elf wyjątkowo jak na niego, postanowił nie rozwodzić się nad tematem i po prostu podał magikowi list od "Życzliwego". Po chwili westchnął cicho, oderwał wzrok od płomieni i zabrał sie do wyjścia.
- A co do wrażeń, to wiem, że wy młodzi lubicie nocne życie i takie tam schadzki na cmentarzach, ale ja jestem już stary. No a przynajmniej czuje się stary. No, przynajmniej dzisiaj. -
głos najemnika znów przybrał wesoły ton, jak przy powitaniu młodego czarodzieja.
- No, a skoro mówisz, że z hulanek na cmentarzu nici, to cóż wracam to tego co mi przerwano. Zbije tylko okna deskami. -
Po tych słowach, wojownik spojrzał raz jeszcze, czy księga nie sprawia żadnych niespodzianek i jeśli nie, to udał sie na spoczynek. Co prawda w pierwszych chwilach rozważał udanie się na cmentarz, po młodego druida, ale doszedł do wniosku, ze to jest jego próba i sam musi sobie dobierać wspólników. No i cmentarz ponoć miał być pusty...

Beriand 11-12-2007 16:55

Elf szybko przeczytał list....
Był dziwny, ale do przyjęcia. A rzeczywiście Rasgan lekko sie zmienił... a na złe to mu nie wyjdzie. Potem rzekł:
-Możesz mi wierzyć że ja nie lubię nocnego życia, szczególnie cmentarzy. Mam złe wspomnienia związane z nekromantą. A chciałem pomóc tylko młodemu, przyda sie nam druid. Wracasz do spania? Cóż.... ja może cos poczytam- tu zwrócił sie do Turama- masz może tu jakieś ciekawe książki o historii lub magii? Spac mi sie chwilowo nie chce, zreszta zaczekałbym na nich.

Achmed 13-12-2007 16:35

Akrameda z transu wyrwał nienaturalny, metaliczny głos. Czarodziej zrobił kilka kroków do tyłu, w tym czasie zza budynku wyszedł wysoki siwobrody gnom, w ciemnej szacie. Czarodziej złapał oburącz za laskę celując jej końcem w tajemniczą postać. Gdy gnom uspokoił latający miecz, a ogień w jego dłoni przestał się jarzyć, Akramed odetchnął i puścił jedną ręką laskę ~przynajmniej wiadomo, że gnom jest żywy~ pomyślał ciesząc się, że nie będzie musiał walczyć. W ciszy wysłuchał rozmowy i wszedł za resztą do środka budynku. Usiadł obok Mordraghorna, cały czas przyglądał się Mac'Baethowi. Wyciągnął z torby fajkę i zaczął ją nabijać zielem.

- Me imię już znacie.-Spytał gnom.- Mogę poznać wasze? I gdzież to wędrujecie?

Akramed nie przerywając swojego zajęcia zaczął mówić spokojnym i pełnym szacunku głosem.

- Dzielna wojowniczka siedząca naprzeciw ciebie Mac'Baethcie nazywa się Shiatsi, to jest Urienna Herbu Czerwony Dąb z Kiranor, obok mnie natomiast siedzi Mordraghor z Minas-Irein, ja nazywam się, Akramed Magus - po przedstawieniu swoich towarzyszy Akramed przerwał na chwilę, aby rozpalić fajkę – Ścigamy pewną pięcio letnią dziewczynkę opętaną przez złego ducha potrafiącego animować zwłoki. Mamy zamiar uwolnić to dziecko od złej mocy. Może widziałeś niedawno to dziecko lub coś o nim słyszałeś?- Akramed znów przerwał na chwilę, tym razem sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej buteleczkę z miksturą leczącą. Podszedł do Mac'Baetha i wyciągnął w jego kierunku rękę podając mu flakonik- Gdy siadałeś dało się zauważyć, że sprawiło ci to trochę bólu, nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale mam tutaj miksturę leczącą może ci się przyda, weź proszę.- Po reakcji Mac'Baetha Akramed wrócił na miejsce i zwrócił się do VilgitzaVilgitz nie chciałem cię obrzucić ziemią, gdybym wiedział, że byłeś w środku na pewno bym tego nie zrobił, jeżeli nadarzy się okazja zapłacę u najlepszego płatnerza za twoje czyszczenie. –Akramed pyknął kilka razy fajkę i zwrócił się do Mac'Baetha- Widać, że jesteś potężnym magiem Mac'Baethcie, dodając do tego twoją wiedzę na temat demonologii, sądzę, że twoja pomoc w naszej misji by się bardzo przydała, dlatego proszę cię abyś do nas dołączył i pomógł nam ocali opętane dziecko i pozbyć się nieumarłych, których stworzył zły duch. Mam nadzieję, że do nas przystaniesz.

Akramed
przerwał i czekał na odpowiedź Mac'Baetha.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:36.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172