lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Dark Fantasy - Pomroka - Poszukiwania w ciemności (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/14370-dark-fantasy-pomroka-poszukiwania-w-ciemnosci.html)

Saverock 24-08-2014 12:59

- Wojowniku, udamy się do kotlinki, o której wspomina Agarwaethor. W ten sposób opuścimy wioskę i będziemy chyba bezpieczniejsi niż w którejś z chat. Nie podoba mi się nic w tej okolicy. Nawet ta wyspa, ale skoro może tam być Westerwald, trzeba to sprawdzić. Będziemy na was czekać. Wolę wędrować przez Pomrokę niż siedzieć tak blisko tego cholerstwa. Wszyscy i tak nie jesteśmy wstanie dostać się na wyspę - Sav zwrócił się do Wojownika. Gdyby nie Leikani, zapewne sam pchałby się na wyspę. Jednak ktoś musiał zostać po tej stronie. Raczej nikt nie brał pod uwagę zostawienia Unterhagena i Thoruma samych sobie, nie w tym miejscu.

Anonim 26-08-2014 18:20

- Pójdę zobaczyć co na tej wyspie. Pewnie ktoś obskoczy wpierdol tam, więc może nam się trochę zejść z imć... a właściwie kim jesteś? - pytanie Wojownik skierował do elfa.

czajos 26-08-2014 18:51

- Idę z wami. - powiedział Ramirez przepychając się na front grupy do wojownika i elfa.
- Przyda wam się ktoś wprawny w łuku -

Python 27-08-2014 15:15

Po krótkiej naradzie grupa postanowiła się podzielić. Zdarzenia na szczycie ziguratu, nie tylko podważyły autorytet Nevarda, ale sprawiły także że grupa straciła z pola widzenia cel i sens wyprawy.
Dotarcie do miasteczka położonego w głębokiej Pomroce mocno wstrząsnęło większością członków wyprawy, choć mało kto dawał to po sobie poznać.

Nevard, Fastbergavettbrinnandehjärta, Aziza
Nevard, Fastbergavettbrinnandehjärta, Aziza wraz z Leikani rannym Unterhagenem oraz jego przyjacielem, a także archiwistom Klirkiem Duusem opuścili przeklętą ponoć wioskę.
Udali się oni do wąwozu, jaki wcześniej zauważył elf.

Znajdował się on kilkanaście minut marszu od osady. W czasie drogi Leikani wzięła Nevarda na stronę i rozmawiała z nim przez chwilę szeptem. Widać było, ze nie chce aby ktokolwiek usłyszał, to o czym mówią.
Lampy bez problemu rozpraszały otaczająca ich Pomrokę i niemal czuć było, że duszna atmosfera przeklętej wioski opuściła ich.
Sama Pomroka nadal napawała lękiem, ale był to lęk oswojony, znajomy z którym wszyscy członkowie wyprawy mieli już do czynienia.

Po dotarciu do kotlinki wszyscy usiedli na ziemi, aby chwilę odpocząć. Szybki marsz oraz stres sprawiły, ze ciała zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Mina Nevard wskazywała, że mocno się z czymś gryzie.
- Tutaj jesteśmy bezpieczni - odezwała się Leikani przykuwając uwagę wszystkich - Zdaje sobie sprawę, że mi nie ufacie. Musicie jednak zdawać sobie sprawę z tego, że wioska którą opuściliśmy jest przeklęte. Nie chodzi tylko o ceremonię jaka się tam teraz odbywa. Ludzie, którzy żyją w tym miejscu przesiąknięci są Pomroką i ich dusze zostały zmienione. Wiele wskazuje na to, że Westerweld był w tym miejscu. Możliwe, że został porwany. Mam nadzieję, że tego dowie się grupa która udała się na wyspę. Mam też nadzieję, że wrócą tutaj cali i zdrowi, bo to co czeka na nich w tamtym miejscu wymyka się ludzkiemu rozumowi. Gdy plugawa magia się skończy będziemy mogli się lepiej przyjrzeć wiosce. Teraz proponuję zgasić lampy i w ciemności poczekać na powrót naszego zwiadu.

Słowa Leikani brzmiały rozsądnie, ale propozycja zgaszenia lamp budziła naturalny sprzeciw. Spędzenie choćby kilku minut w odmętach głębokiej Pomroki mogło równać się popadnięciem w obłęd.
Zanim jednak ktokolwiek zabrał głos, alarm podniósł przyjaciel Unterhagena.
- Patrzcie! - niemal krzyknął z podniecenia. On jako jedyny pozostał na szczycie kotlinki i obserwował okolicę.
Przed nimi w odległości około dwustu, może trzystu metrów widać było liniową formację świetlną, która poruszała się mniej więcej w ich kierunku. Formacja składała się, aż z pięciu lamp. Można było więc przypuszczać, że jest całkiem liczna.

Vigo, Agarwaethor, Wojownik, Ramirez Wos
Pięć osób wsiadło do niewielkiego czółna i wypłynęło w kierunku wyspy. Płynęłi wolno, aby nadal pozostać niezauważonymi i nie podnieść niepotrzebnego alarmu.
Na miejsce lądowania wybrali porośnięty gęstą roślinnością fragment wyspy. Gwarantowało to nie tylko bezpieczne wyjście na suchy ląd, ale także pozwalało szybko schować czółno.

Gdy wszyscy zeszli na ląd uświadomili sobie w jak obcym środowisku się znaleźli. Wyspę od wioski dzieliło tylko kilkadziesiąt metrów, ale krajobraz był tutaj diametralnie inny i sugerował, że oba miejsca dzielą wręcz setki kilometrów.
Gęsta roślinność wiła się na wysokości pasa i utrudniała przemarsz. W wielu miejscach gęste krzaki miały kolce i drogę trzeba było sobie wyrąbywać mieczem. Co kilka kroków wznosiły się masywne i wysokie drzewa o chropowatych pniach. Ich szerokie liście stanowiły niemal naturalny dach dla całego tutejszego terenu. Panowała tutaj także o wiele wyższa temperatura niż we wiosce.
Czuć też było zapach ognia i palonego mięsa. Nie było to jednak aromat pieczystego, ale fetor palonego ludzkiego ciała. Po całym terenie niósł się pogłos jakiś dziwnych pieśni.
- Aluthaaa alghahara imha tepth! Aluthaaa alghahara imha tepth omnius uterath! - brzmiały wśród drzew dziwne słowa.

Grupa poruszała się wolno i ostrożnie. Lampy mieli zgaszone, ale trzymali je w pogotowi, aby móc użyć w razie konieczności. Na wyspie Pomroka praktycznie nie występowała. Jej pojedyncze skupiska snuły się tylko tu i ówdzie w postaci pojedynczych szarych chmurek zawieszonych tuż nad ziemią.

Po kilku minutach marszu grupa dotarła do rozległej polany. Na płaskim terenie znajdowało się kilka domów. Proste drewniane domy z dachami pokrytymi wyschniętymi liśćmi. Na środku polany w odległości około stu metrów od osady zbudowany wielki stos z którego unosiły się kłęby gęstego dymu. Łączył się on z ogromnym słupem Pomroki, który spływał pionowo z nieba.
Wokół stosu zebrała się grupa kilkudziesięciu osób. Większość wykonywała jakiś dziwny taniec, wyrzucając co kilka chwil ręce w górę i tupiąc przy tym groźnie. Kilka osób siedziało dalej i trzymało między nogami bębny i nuciło dziwną pieśń.
Uwagę zwracał także wysoki mężczyzna stojący tuż przy stosie na niewielkim podwyższeniu. Stał on w wyprostowanej pozycji, a jego głowa kiwała się na boki.
Skóra tych ludzi przypominała swoją barwą wystygły popiół. Większość z nich na całym ciele miała czarne plamy i abstrakcyjne wzory. Nie wyglądało to jednak na tatuaż, a po prostu na inny odcień skóry.
Nikt ze zwiadowców nie zauważył nigdzie Westerwelda.

Saverock 28-08-2014 11:15

Sav czuł się zdecydowanie lepiej będąc daleko od wioski, a w szczególności zigguratu. Dobrze, że udało dojść się do porozumienia i część grupy ruszyła na wyspę, a reszta tutaj. Jednak rozmowa z Leikani sprawiła, że zaczął się zastanawiać, czy na pewno dobrze zrobili, pozwalając tamtym zbadać dziwną wyspę. Jednak nie był już wstanie nic zmienić. Trzeba było czekać, po prostu czekać.

Nevard niespecjalnie słuchał przemowy kobiety. Bezpieczni. Pewnie bardziej bezpieczni od tych na wyspie, ale dla większości sama obecność Pomroki była zbyt dużym zagrożeniem. Wiedział od razu, że nie zgodzą się zgasić lamp. Nie chciał nawet o tym dyskutować, tylko wyłączył swoją lampę. Wtedy usłyszał przyjaciela Unterhagena. Wstał natychmiast i poszedł to sprawdzić.

Formacja świetlna. Pięć lamp. Początkowo Sav myślał, że to mogą być uczestnicy poprzedniej wyprawy... Jednak nie mieli ze sobą pięciu lamp, nawet jeśli Westerwald by do nich dołączył. I to go niepokoiło. Skąd tutaj, ktoś z taką ilością lamp? Przypomniał sobie jeszcze zwłoki, przy których leżała zniszczona lampa. Czyżby to była grupa podobnych jemu? Zdecydowanie mu się to nie podobało, bo nie wiedział czego powinien był się spodziewać.

- Wolałbym, żeby nie przyszli tutaj bez zaproszenia. Zgaśmy lampy i zobaczmy, czy nas zauważą. Moglibyśmy jeszcze w dwie lub trzy osoby spróbować obejść formację i sprawdzić, kto się zbliża. Lepiej wiedzieć, czy szykować się do walki czy do miłego powitania przybyszy - powiedział do wszystkich. Wiedział, że oczywiście nikt nie zechce wyłączyć lampy. Może zgodzą się na zwiad. Zapewne uważają, że skoro zbliża się, ktoś z lampami, to dobry znak i znajdą sojuszników. Nevard też by tego chciał, ale jego zawód nauczył go, że nie warto wierzyć w to, co widać na pierwszy rzut oka. Formacja świetlna,świetnie, jakaś pomoc. A tak naprawdę mógł to być lud mieszkający w Pomroce, który nie lubi obcych.

Jaracz 28-08-2014 19:25

Vigo obserwował wszystko z zapartym tchem. Nie dlatego że ceremonia ujęła jego serce, lecz dlatego że napełniła je oburzeniem. Tylko żelazna dyscyplina klasztorna oraz siła woli utrzymały go w miejscu, gdy już chciał porwać za korbacz i zadać heretykom śmierć. Jednak kapłan nie był zaślepionym fanatykiem. Wiedział że jeśli pobiegłby teraz, umarłby, a wtedy jego misja jaką powierzyła mu Pani przepadłaby wraz z nim. Nie mógł jej zawieść. Z tą myślą rozluźnił dłoń która trzymała trzonek broni, aż do zbielenia knykci.

- Ten rytuał... chyba to mi ukazała Alistar - szepnął - To ciałopalenie - skrzywił się na samą myśl o takiej śmierci - Mam ochotę rozgonić tych bluźnierców na cztery wiatry, ale jest nas za mało - szepnął - Chyba że wywołamy wśród nich panikę. Te chaty wyglądają na wysuszone. Można je podpalić.

- Ramirezie - szepnął - W razie czego dasz radę sięgnąć z łuku tego wysokiego bluźniercę z tej odległości?

Asderuki 30-08-2014 11:09

- Widzę, że paranoja nas wszystkich bierze - stwierdziła kobieta. Postawiła plecak na ziemi i odtroczyła z niego swój koc. Położyła go na ziemi i sama usiadła. Następnie otworzyła pudełko z którego wydobywał się teraz niewielki zielonkawy blask. Bardzo ostrożnie rozsypała na kocu zawartość pudełka tak by utworzył on koło. Usiadła w środku krzyżując nogi.

- Gaście jeśli chcecie.

Anonim 02-09-2014 22:06

- Rozpierdolmy ten bezbożny przybytek. - powiedział Wojownik szeptem, ale całkiem poważnie na pomysły szalonego typka, który sugerował podpalenie chat. Wojownik sprawdził dostępny ekwipunek. Miecz i Lampa. Przydałaby się jeszcze jakaś podpała, ale w sumie co tam - najwyżej zarżnie ich wszystkich.
- Po zastanowieniu: jesteśmy ekipą ratunkową, nie ma Westerfelda tutaj, spadajmy ratować go gdzieś indziej. - dodał po chwili zastanowienia. Mordowanie kultystów jest całkiem zacnym zajęciem, ale nie dziś. Jakby ktoś protestował to Wojownik powie: - Jutro kochany, jutro, ale nie dziś, ale ja wszystko rozumiem, ale nie dziś, jutro. - chyba żeby ktoś miał naprawdę dobry plan podpalenia wszystkiego dookoła. Tylko w takim przypadku Wojownik nie zawróci do łódki.

czajos 05-09-2014 05:26

- I znowu punkt dla wojownika - wyszeptał Wos nieustannie wpatrując się w przebieg dziwacznego rytuału.
- Zmywamy się stąd. Ja tam nie jestem rycerzem w srebrzystej zbroi by mi na sumieniu leżało, że to tak zostawiliśmy, a poza tym za mało nas by tu cokolwiek zrobić. - Kontynuował już dalej skradając się na powrót w stronę trzcin gdzie ukryto łódkę.
- A co do tego strzału.... Nawet by nie wiedział co go trafiło. - Powiedział do kapłana gdy znaleźli się już w bezpiecznej odległości.

Ehran 05-09-2014 08:34

Agarwaethor spojrzał pytająco na wojownika.

- Pójdę zobaczyć co na tej wyspie. Pewnie ktoś obskoczy wpierdol tam, więc może nam się trochę zejść z imć... a właściwie kim jesteś? - pytanie Wojownik skierował do elfa.

- Agarwaethor jestem. Pamiętasz? Wyruszyliśmy razem z miasta w misji ratunkowej. No wiesz, tej w której aktualnie uczestniczymy. Cokolwiek palisz, odstaw to. - odparł elf poważnie.

***

Wyspa przywitała ich złowrogą i obcą roślinnością. Kolce licznych krzewów jakby umyślnie stawały im na drodze. Agarwaethor dał innym iść przodem. Jego halabarda średnio nadawała się do koszenia drogi przez gęstwinę. Poświęcone w morskiej krwi, było zbyt szlachetne, by rąbać nim gałęzie.
Marsz trwał jednak stosunkowo niedługo i udało im się przebrnąć przez upalną dżunglę dość cicho. Najwidoczniej nie zostali wykryci. Scena jaka ukazała im się w wiosce była jednak... Elf poczuł jak jego żołądek protestuje i zaciska się na widok tych plugawych rytuałów. Nie rozumiał słów, ale zdawał sobie sprawę, że to jakieś okropieństwo.
- Dobrze było, by przelać trochę krwi. - w zamyśleniu elf przejechał palcami po ostrzu swej halabardy.
Potem uśmiechnął się wyzywająco. -Lecz nie za to nam płacą. Wracajmy. - zgodził się z pozostałymi.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172