Koniec końców dowiedzieli się czegoś o Jussufie, lecz te informacje nijak nie pasowały do słów, jakimi swego dawnego ucznia opisywał Saadi. Czy więc nieżyjący czarownik mówił (mniej czy bardziej świadomie) nieprawdę, czy też Jusuf zmienił się na lepsze? Cokolwiek mówił przewodnik, mogło być prawdą - lub nie, a Cedmon uznał, że warto to sprawdzić. Gdyby się okazało, że Jusuf jest ucieleśnieniem dobra, może by się ucieszył na wieść, że dusza jego dawnego mistrza odzyskała spokój? - Pojedziemy, zobaczymy, zdecydujemy - zaproponował. |
Do Hedebu dotarli pod wieczór. Osada skąpana była w czerwonych promieniach zachodzącego słońca, co nadawało jej nieco odrealnionego charakteru. Kilkadziesiąt wzniesionych z błota, drewna i z rzadka z kamienia domów stało u podnóża stromego zbocza, z którego gdzieniegdzie wystawały fantazyjne skałki. Bardziej trwałym domom towarzyszyła cała masa namiotów, szałasów i jurt, rozlewająca się szeroko w step. Nie było tu murów, palisad, fosy ani nawet jakiejś wieży, z której wartownicy mogliby lustrować okolicę. Słychać było rozchodzące się daleko na Pustkowia gwar głosów, dźwięki instrumentów, śpiewy i odgłosy zwierząt. Nad osadą, wysoko częściowo naturalny, a częściowo powiększony przez człowieka, wcinał się w zbocze Jabal al’Bahari taras. Na skalistym wypłaszczeniu stało kamienne dworzyszcze. Składało się z dwóch, połączonych galeryjką budynków. Jeden był podłużny, niski, o płaskim dachu i kilkunastu spiczaście sklepionych, rozświetlonych oknach. Drugi zbudowany był na planie koła. Miał dwa piętra, nad którymi rozpościerała się błyszcząca purpurą w promieniach zachodzącego słońca kopuła. Siedzibę Jusufa łączyła z Hedebem pnąca się zakosami po stoku wąska, kamienista ścieżka. Można na niej było dostrzec kilku obładowanych ludzi, z mozołem pnących się ku bramie dworu. - Oto i Hedeb. A tam, jak się domyślacie sadyba Jusufa – wskazał przewodnik. – Zatrzymamy się w seraju u Mahniego ibn Ismilla. Tam przez kilka dni pobędę, nim w dalszą drogę ruszę. Gdybyście jakiej rady chcieli, to tam mnie znajdziecie. Wjechali do osady, obszczekani przez psy i okrzyknięci przez bandę wyrostków. Hajit skierował się w najbardziej oddaloną od zbocza góry część osady. Kluczyli między namiotami, aby w końcu zatrzymać się przed częściowo murowanym budynkiem, do którego przylegał spory kawał ogrodzonego żerdziami pastwiska. Pojawili się stajenni, którzy pozdrowieni przez przewodnika zajęli się zwierzętami. Prowadzeni przez Hajita, weszli do wnętrza zajazdu. Powitał ich zapach gotowanej baraniny i kwaśnego mleka. Zajęli wolne miejsce przy ławie. Inni goście lokalu, w większości Rusanamani, choć było też kilku, sądząc po kolorze włosów i skóry oraz po odzieniu Okarów, obrzuciło ich taksującymi spojrzeniami. Zjawił się posługacz, przynosząc miskę z kaszą i mięsem. Można było odpocząć i poplanować. |
Podróż bez przygód mogłaby się zdać komuś nudna, ale Cedmon nie miał zamiaru narzekać. Ostatnimi czasy zdecydowanie się nie nudził i uważał, że zasługuje na chwilę przerwy. Nie był z kolei pewien, czy podczas pobytu w Hedeb będzie mógł się rozkoszować ciszą i spokojem. Osobiście w to wątpił. - Mam nadzieję, że ceny tutaj będą niższe, niż w tej całej Ghaiziri - powiedział, wchodząc do zajazdu. Gdy wszyscy zasiedli za stołem, Cedmon zwrócił się do pozostałych członków ich małej grupki. - Proponowałbym się dowiedzieć, jak można się dostać przed oblicze sahira Jusufa. |
|
Już pierwszego dnia pobytu w Hedebie, awanturnicy zdecydowali się odwiedzić Jusufa. W położonej na Pustkowiu osadzie nikt nie mówił o nim źle. Co rusz można było usłyszeć, jaki to Sahir jest mądry, wspaniały, uczynny, wielkoduszny czy szczodry. Podobno nikomu, kto zapukał do drzwi jego dworzyszcza nie odmawiał rady czy dobrego słowa. Wystarczyło ustawić się w kolejce i przedstawić swoją sprawę, a Wielki Sahir gotów był wysłuchać petenta i podzielić się swoją opinią, pomóc lub wesprzeć słowem. Ani raz, a rozmawiali z kilkoma ludźmi różnej proweniencji, nie pojawiło się nic, co stawiałoby Jusufa w świetle, w jakim przedstawił go Czarnoksiężnik. Nie pozostawało nic innego, jak sprawdzić samemu. Około południa udali się w stronę Mahkamat Hakim, Dworu Mędrca jak w Hedebie zwano budynki odbudowane na stoku góry przez Jusufa wiele lat temu. Stromą, pnącą się w górę zakosami drogą dotarli bez przeszkód pod osadzone w białym portalu wrota, po drodze mijając kilku schodzących mężczyzn. Część z nich była mieszkańcami osady znajdującej się u podnóża wzniesienia. Odpowiedzialni oni byli za dostarczanie do lokum Jusufa wszelkich niezbędnych do życia artykułów. Z widzenia z Sahirem wracali też dwaj do tej pory zwaśnieni kupcy, których animozje wyparowały niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Schodził też pogrążony w swoich myślach, ubrany w prostą, białą szatę, z głową skrytą pod turbanem rusanamański kadi. Przy wrotach czekała spora grupa ludzi. Było kilku prosto odzianych wędrowców, był otoczony zbrojnymi w błękitnych kubrakach wielmoża, był stary, ubrany w noszący odciski zbroi wams okaryjski mężczyzna, była młoda, zakrywająca zapłakaną twarz dziewczyna. Skrzydło wrót co jakiś czas otwierało się i pojawiał się w nim niemłody, czarno odziany brodacz. Na jego czole i policzkach wiły się wytatuowane czarnym tuszem wersy. Mężczyzna bez słowa, gestem zapraszał do wejścia kolejnych chętnych i zamykał za nimi drzwi. Przybyli z daleka wędrowcy znikali we wnętrzu jeden po drugim. Potem przyszła kolej na wielmożę, który w kompani swoich gwardzistów wszedł za drzwi. Ci co weszli, wychodzili. Powoli zbliżał się czas Okara, potem dziewczyny o załzawionych oczach. Potem awanturników. |
Słowa ich przewodnika się potwierdziły - Sahir cieszył się bardzo dobrą opinią. Czy się maskował, czy też Saadi po prostu ich okłamał - trudno było powiedzieć. W każdym razie w pewnym momencie drogi mistrza i jego ucznia się rozeszły, zapewne w burzliwy sposób. Może uczeń przerósł mistrza, a może mieli krańcowo inne charaktery... Cokolwiek to było, skończyło się źle dla Saadi'ego. Cedmon uznał, że warto zaryzykować i powiedzieć Jusufowi prawdę. Może nie całą... O planach zabicia czy kradzieży lepiej było nie wspominać. |
Kibria chodziła jak koci ogon obok bujanego fotela. To całe czekanie nie było dla niej. Coraz to wstała by przejść się wzdłuż korytarza, to oprzeć się o ścianę. W końcu usiadła koło legionisty i szepcząc by ściany które w takim miejscu mają na pewno uszy nie słyszały. |
|
Okar z wielce naburmuszoną miną wyszedł z dworu, klnąc pod nosem. Weszła zapłakana Rusanamanka, ze zdenerwowaniem mnąc rękawy szaty. Minęła długa chwila, za awanturnikami stanęli kolejni chętni do odwiedzenia maga. Dziewczyna w końcu wyszła, niosąc w rękach jakieś zawiniątko. Już nie płakała. Drzwi uchyliły się po raz kolejny. Wytatuowany, czarnobrody odźwierny bez słowa, gestem wskazał śmiałkom by weszli. Dopiero gdy skrzydło wrót zamknęło się, przemówił. - Salaam. Witajcie, Wy którzy szukacie odpowiedzi w domu mędrca. Jestem Jusuf ibn Jusuf – przedstawił się, chyląc głowę i dotykając palcami czoła, ust i serca rusanamańskim zwyczajem. Znajdowali się w dużym, prostokątnym przedsionku. Mimo, że zadaszone pomieszczenie wyglądało jak dziedziniec. Wkoło ścian znajdowały się arkady, bogato zdobione kolumny podtrzymywały kunsztownie rzeźbione łuki. W podcieniach widać było wejścia do kolejnych pomieszczeń. Gdzieś z głębi domu dobiegał melodyjny, wolny śpiew. Przeciwległą wejściu ścianę zajmował kolejny, ozdobiony stylizowanym roślinno-zwierzęcym reliefem portal wiodący na galerię łączącą budynki. Przejście nie miało okien, ale było rozświetlone olejnymi lampami. Odźwierny wskazał na stojące nieopodal naczynie z wodą, kadzielnicę, z której unosiła się aromatyczna smużka dymu i stolik zastawiony przekąskami i pucharami z wodą. – Obmyjcie dłonie i zechciejcie poczęstować się, ugasić pragnienie. Okadźcie się, usuwając znój i zmęczenie… Dopiero osiągnąwszy czystość, będziecie mogli przedstawić swoją sprawę – wyjaśnił, wskazując oszczędnym gestem na galeryjkę. |
- Salaam. - Cedmon również się skłonił, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, w jakim się znajdowali. A potem skorzystał z zaproszenia i umył dłonie, po czym poczęstował się jedzeniem i wodą, choć nie da się ukryć, że były to ilości, jakie starczyłyby dla niezbyt głodnego królika. Nigdy nie było wiadomo, czym uczynny gospodarz doprawi oferowaną gościom potrawę. Po odsunięciu kielicha podszedł do kadzielnicy i udał, że wdycha aromatyczny dym. Nie przepadał za tego typu pachnidłami, które (połączone z różnymi dodatkami) potrafiły zamącić umysł. Wydmuchnął wstrzymywane powietrze, po czym odsunął się, by zrobić miejsce pozostałym. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:53. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0