lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [sesja] Pani Kryształu II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/1917-sesja-pani-krysztalu-ii.html)

Glyph 11-12-2007 15:54

Anzelm
Kapłan skinieniem głowy przytaknął łowczyni, w duchu zaś zachodził w głowę jak mogło mu się tak pomieszać. Czyżby podróż tak go wyczerpała, że stracił poczucie czasu i odległości, a może nie oprzytomniał po nocnych koszmarach. Z rozmyślań wyrwała go wypowiedź Basta.

-Tym się różnimy, że mym losem kieruję sam, zaś Twoim przypadek.-stwierdził na spokojnie- Przysłano nas tu wbrew naszej woli i wiedzy, dlatego nie zamierzam siedzieć bezczynnie, ani godzić się z tym faktem. Bez względu na cenę jaką za to zapłacę. Na szlaku nigdy nie jest bezpiecznie. Powodzenia i obyś idąc naszym śladem nie zjawił się za późno.

Sayane 12-12-2007 08:40

Przestaliśmy kierować własnym losem od chwili, gdy znaleźliśmy się w Sigil - tak ja, jak i Wy. - Bast również podniósł się od stołu - Jeśli sprowadził nas tu "ktoś", to się i tak po nas zjawi. A jeśli nie, to ja nie mam zamiaru rozmyślnie narażać się na niebezpieczeństwo. Ja - zapewne w przeciwieństwie do Was - mam do kogo wracać. I chcę wrócić tam żywy.

To powiedziawszy skinął sztywno głową lilendowi i skierował się w stronę drzwi. Po chwili namysłu odwrócił się do Was: Powodzenia - mruknął, po czym wyszedł na zewnątrz trzaskając drzwiami tak mocno, że omal nie wyleciały z futryny.

Aurora Borealis 12-12-2007 12:32

Fosht'ka

Gdy Latien uniósł się z powodu jej słów, patrzała na niego z lekką fascynacją. Właśnie powstawał kolejny akapit w rozdziale "emocje i zachowania ras i gatunków".. Trzeba kiedyś zacząć pisać. Słowa Basta zaskoczyły ją; poczuła podziw dla odwagi kogoś, kto potrafi tak śmiało i wprost wyrzucić błędy i przedstawić swoje zdanie całej reszcie drużyny. Nie zdążyła skomentować jego wypowiedzi, uprzedziły ją Drowy (Phaere, czemu musisz wciąż nim poniewierać?), potem zastanowiła się nad słowami kapłana. Zorientowała się, że Półelf wychodzi. - Przepraszam na moment - powiedziała, wstając. - Calcifer, mów za mnie - dodała jeszcze szybko i wyszła za Bastem, ostrożne zamykając nadwyrężone drzwi. - Poczekaj - zawołała za nim, nim zdążył się oddalić.
Kruk łypnął chytrze okiem na resztę i przemówił: - Chłopak nie oddał czegoś mojej szefowej, jasne?

Sayane 14-12-2007 16:55

Po wyjściu Fosth'ki i Basta zaczęliście w milczeniu zbierać sie do drogi. Drowy i Calcifer (z trudem wlokący po podłodze mieszek czarodziejki) zakupili tygodniowe racje prowiantu; pozostali dyskretnie zebrali ze stołu resztki śniadania (pół bochna chleba, laska kiełbasy i kawał zimnego mięsa). Pożegnawszy się uprzejmie z karczmarzem i zgarnąwszy Fosth'kę z podwórza ruszyliście szybkim kłusem w stronę rozdroży, a stamtąd do lasu.

Dzień jest bezwietrzny i pogodny. Stojące w zenicie słońce mocno przygrzewa; z ulgą witacie więc chłodny cień rozłożystych drzew strzegących wejścia do kniei. Mając w pamięci ostrzeżenia Maureen, z zakrytymi twarzami mijacie polanę trujących kwiatów - i oto znajdujecie sie przed wejściem do lasu, oddalonym od karczmy o jakieś pół godziny.

Wita Was cisza. Nie tylko wiatr nie porusza liśćmi - nie słychać również żadnych leśnych odgłosów. Odwracając się w stronę drogi możecie usłyszeć nawoływania rolników, śpiew ptaków i rżenie koni, jednak rosnący przed Wami las wydaje się martwy. Tylko zieleń drzew i mchu dowodzi, że to złudzenie. Drowy wydają się zdenerwowane i czujne; Maureen kręci się wokół drogi w poszukiwaniu kapliczki i sznura, przez które zawiadamia się strażników o przybyciu gości, Anzelm natomiast trzyma parskające niespokojnie konie.

Wreszcie Phaere dostrzega coś podłużnego przymocowanego do drzewa. W pierwszej chwili przeoczyliście to, gdyż kolorem nie odróżniało sie od barwy kory. Podchodząc bliżej widzicie, że jest to kapliczka - czy rzeźba. Jest jednak cała spróchniała, jak gdyby mieszkały w niej setki pokoleń wyjątkowo żarłocznych korników - żarłocznych do tego stopnia, że budka wygląda obecnie jak zrobiona z piasku. Wystający z niej sznur również wydaje się zbutwiały - gdy łowczyni dotyka to lekko, rozsypuje sie w pył, brudząc jej dłoń płatkami sadzy...

Glyph 19-12-2007 21:38

Anzelm

Kapłan z niepokojem spoglądał w leśną gęstwinę. Tereny tych, którzy tak szczodrze zostali obdarowani przez boginię, wydawały się przeraźliwie puste. Szum drzew, trel ptaków, sprawy na które nigdy nie zwracał uwagi, a których brak dokuczał mu teraz.
Konie było niespokojne, jakby obawiały się czegoś z głębin lasu. Chwycił pewniej wodze, by zwierzęta nie wyrwały mu się, choć i tak wiedział, że w razie realnego zagrożenia nie utrzyma trzech wierzchowców. Z niecierpliwością czekał aż zakończa "rytuały" i podążą dalej. Przez las trudno poruszać sie konno, więc czeka ich dłuższa piesza wędrówka.

Mrużąc oczy spojrzał jeszcze raz w słonce starając sie ocenić ile jeszcze dnia mogło im zostać.

Lyssea 27-12-2007 22:39

Phaere

-Nareszcie- westchnęła ujrzawszy tereny, które przestają być tak dobrze nasłoneczniane, ponieważ całą drogę jechała z kapturem naciągniętym na głowę i twarzą wtuloną w plecy Fosht'ki dzielnie kierującej zwierzęciem.

Cisza jaka ją otaczała nie wróżyła nic dobrego. Nie raz przekonała się, że tu, w świecie pod Ognistą Kulą cisza nie jest dobrym znakiem.
"Jakby przeszła tędy śmierć"- pomyślała szukając wzrokiem choć najmniejszego zwierzątka i wyczekując choć małego szelestu. W myślach przygotowywała się do rzucenia zaklęcia, którym zastosuje kontratak, jeśli zajdzie taka potrzeba.

-Mam nadzieję, że tubylcy lubią niespodzianki, bo tym ich nie zawiadomimy o naszym przybyciu- powiedziała półszeptem wskazując na pył w jaki obróciła się kapliczka- Jeśli w ogóle mamy kogo zawiadamiać- dodała po chwili z niepewnością w głosie.

Drowka modliła się w duchu, aby to nie była sprawka nieumarłych i ich pana; oby nie był to las, który widziała w swojej pierwszej wizji.

Nagle podskoczyła, ze strachu gdy usłyszała dźwięk trących szponów o korę drzewa tuż za swoimi plecami. Odwracając się gwałtownie ujrzała, Tiloupa ostrzącego sobie pazurki.
-Bogini... Tiloup ja przez ciebie kiedyś umrę.- mruknęła do kota, który rozumiejąc sytuację zaprzestał robienia sobie manicure.

-Powinniśmy wyruszyć jak najszybciej, jeśli chcemy stąd wyjść żywi- powiedziała z krzywą miną i podciągnęła rękawiczki wyżej.

Sayane 02-01-2008 17:27

Las tei'ner
 
Uznawszy rację drowki wjechaliście w las. Otoczył Was mrok – nie lekki półmrok tworzony przez niewysokie leszczyny czy smukłe olchy, lecz szarozłoty cień, rzucany przez niezmiernie wysokie pnie, grube na długość ramienia dorosłego mężczyzny (a nierzadko o wiele szersze), przez które z trudem przebijały się promienie południowego słońca. Phaere pomyślała, że nawet gdyby chciała nie musi osłaniać swoich oczu – natężenie światła było podobne do tego, jakie dawało światło świec w jej dawnych komnatach Podmroku. Magowie byli nieliczną grupą drowów korzystających ze sztucznego oświetlenia – i dlatego najbardziej przystosowaną do przebywania na powierzchni. Jednak nawet jej przeszkadzał blask słońca czy płomieni, z ulgą więc powitała perspektywę co najmniej dwóch tygodni spędzonych w tej potężnej puszczy. Czarodziejki, przyzwyczajonej do stykania się z odmiennymi miejscami, drzewa nie onieśmielały tak bardzo, jak wojownika. Teraz mogła też aktywniej uczestniczyć w pełnieniu straży i przeczesywaniu terenu a nie, jak poprzednio, być użyteczną głownie w nocy. Nie potrafiła jednak określić, czy jest to las z wizji czy nie – jednak dla drowa wszystkie drzewa wyglądają podobnie... przynajmniej na razie.

Pomimo, że jechaliście stępa wejście do lasu szybko znikło Wam z oczu. Konie, które wjeżdżając w linię drzew otrząsnęły się, jakby wchodziły pod wodospad, teraz idą równo, flegmatycznie rozglądając się na boki i skubiąc okazjonalnie młode drzewka rosnące wzdłuż traktu. Nathiel natomiast rozgląda się nerwowo na boki. Ponieważ szeroka droga, którą jedziecie, jest najbardziej oświetlonym punktem lasu, czujesz się nagi i wystawiony na cel. Co prawda Twój wzrok nie odnajduje w mroku żadnych śladów życia, jednak ostatnie wydarzenia sprawiają, że wcale nie czujesz się przez to pewniej. Niebezpieczeństwo czyha wszak zarówno nad ziemią jak i pod nią. Gdzieniegdzie na obrzeżach drogi zauważasz coś, co wygląda na gigantyczne krecie kopce, lub spore leje w ziemi widoczne niewyraźnie z wysokości siodła. Co jakiś czas zerkasz na Łowczynię, lecz ta nie zdradza oznak niepokoju. Fosth’ka natomiast wydaje się żywo zainteresowana nienaturalnymi formacjami terenu, i tylko silny uścisk drowki powstrzymuje ją przed natychmiastową eksploracją znalezisk. Calcifer jednak nie wydaje się chętny w poszerzeniu wiedzy swej pani – podobnie jak Tiloup, siedzi uczepiony łęgu siodła, apatyczny i małomówny. Obolałe siedzenia szybko dały Wam się we znaki; podobnie jak zesztywniałe stawy. Już następnego dnia, w czasie postojów, mężczyźni zaczęli organizować niewielkie potyczki, by choć trochę rozruszać zastałe mięśnie.

Zmrok nastał szybciej, niż się spodziewaliście – dopiero, gdy okrył swym całunem całą knieję zdaliście sobie sprawę, że zapada noc. W obawie przed nieznanymi zwierzętami rozbiliście obóz niemal na trakcie, oddalając się od niego jedynie, by zebrać drew na opał. Spętane konie skubią mech nieopodal, a Wy w milczeniu spożywacie kolację.

Drugi dzień podróży, jak również kolejne, minęły podobnie jak pierwszy; wymarły, bezwietrzny las i Wy w samym jego środku. Tylko raz natknęliście się na niewielki wodopój: niemal bezdźwięcznie płynący przez las strumyk. Dopiero czwarty przyniósł zmianę. Najpierw uznaliście to za złudzenie; cichy szelest w poszyciu, lekkie poruszenie liści... Potem jednak zaczęło docierać do Was coraz więcej odgłosów: jęk grubych konarów ocierających się o siebie w porywach silnego wiatru, krzyk pustułki, odległy ryk jelenia... Wasze zwierzęta ożywiły się nieco - Tiloup wkrótce przyniósł małą mysz leśną a Calcifer wyruszył na polowanie w wyższe partie drzew. Koło południa z północy dobiegł Was dziwny dźwięk – jakby deszcz kamyków spadał z gałęzi; i niewyraźny kwik. Jednak nadal podróżowaliście z irytującą wręcz monotonią.

Jednak piątego dnia po południu wyłonił się pewien problem: kończy Wam się woda, a zapasów (które i tak zużywaliście oszczędnie) starczy jeszcze tylko na jeden dzień.

Aurora Borealis 07-01-2008 12:37

Fosht'ka

Wciąż się rozglądała, nie mogła się nacieszyć widokiem drzew, których było tak niewiele, zanim wjechali w las. Parę razy udało jej się nawet zjechać niechcący ze ścieżki, szybko jednak powracała do reszty (bojąc się przede wszystkim o reakcję Phaere siedzącej przecież tuż za nią). Mimo wszystko rutyna jazdy dawałą się odczuć także jej; nowy problem odgonił ją jednak. - Trzeba zjechać ze ścieżki, oczywiście do jakiejś rozsądnej odległości, i poszukać jakiegoś strumyka czy stawu - mówiła. - Może będzie tam przy okazji rosło coś jadalnego albo uda się coś złapać czy upolować. Może będzie tam coś ciekawego, może kogoś spotkamy..

Sayane 07-01-2008 21:56

Las tei'ner - trzynasty dzień podróży
 
Ruszyliście więc w milczeniu - a jakże by inaczej - oddalając się na północ od szlaku. Jakże miłe jest, gdy ktoś zdejmuje z nas ciężar dyskusji i obowiązek podejmowania decyzji... Wkrótce trakt stał się tylko jasnym pasmem na ciemny tle drzew i szybko zniknął Wam z oczu. Zagłębiając się w chłodny półmrok wysokich dębów czujecie, jak powoli opuszcza Was napięcie. Teraz to Wy jesteście łowcami a nie tymi, na których prawdopodobnie ktoś będzie polował. Nieświadomie rozluźniacie szyk, uważnie rozglądając się wokół. Jednak dopiero po godzinie jazdy czujne uszy Maureen zdołały wychwycić z szumu wiatru cichy szmer wody, a po kolejnej dojechaliście do jeziorka, położonego w niewielkiej dolince, otoczonego ze wszystkich stron gęstym zaroślem jeżyn i leszczyn. Z ulgą zsiedliście z koni, które nie czekając na rozkulbaczenie raźno ruszyły do wodopoju, gdzie wreszcie mogły napić się do woli. Wy zaś zdjęliście z siebie wierzchnie okrycia, rozkoszując się zimną, świeżą wodą spływającą po Waszych dłoniach, twarzach i karkach; tak różną od ciepłej, śmierdzącej cieczy, do niedawna jeszcze zamkniętej w Waszych bukłakach.

Pierwsza z wody wyszła Fosth'ka, otrząsając się jak młody źrebak. Rozsiodłała swojego konia, wycierając mu grzbiet wiechciem trawy, po czym ruszyła raźno eksplorować brzegi jeziora; chwilę później podobnie uczyniła Maureen. A jest co eksplorować: najwyraźniej jezioro to jest jednym z większych wodopojów w okolicy. Wokół pełno jest śladów różnych zwierząt; zarówno roślinożernych jak i drapieżników. Nie brak też różnorakich szczątków: tak ssaków, ryb jak i pojedynczych ptaków najróżniejszych rozmiarów. Wśród porozrzucanych w trawie kości możecie rozróżnić także kilka humanoidalnych kształtów. Po wschodniej stronie jeziora, od wody aż do krzaków, ciągnie się zaschnięta smuga krwi. Smród padliny nie dokucza Wam jednak - wszędzie rosną silnie pachnące zioła, mniej lub bardziej Wam znane, a większość kości została już dawno oczyszczona przez padlinożercow i mrówki.

Ugasiwszy pierwsze pragnienie rozbiliście obóz, grzejąc się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. O tej porze nie ma sensu wracać już na trakt; brzeg jeziora wydaje się odpowiednim miejscem na nocleg. Fosth'ka z resztek Waszego prowiantu, okolicznych ziół i owoców ugotowała wcale smaczny gulasz. Wy zaś czyścicie broń, odzienie (niektórym z Was dopiero teraz zaczął przeszkadzać smród potu i konia na własnym ciele) oraz przygotowujecie się do nadchodzącej nocy.

Krakov 08-01-2008 18:24

Mrok panujące wewnątrz lasu zupełnie odpowiadał Nathielowi. Dla jego oczu było to niemal idealne środowisko. Szkoda tylko, że kosztem spokoju ze strony promieni słonecznych było poruszanie się lasem. Ciągle tylko drzewa i drzewa. Były martwe, a jednak poruszały się wymijając ich i znikały w oddali. Drow zauważył już kiedyś, że poruszają się tym szybciej im bliżej nich się znajdują. Jakby chciały szybko uciec z zasięgu ich wzroku i mieczy. Te natomiast, które znajdowały się w oddali, poruszały się bardzo wolno, obserwując, spokojne o własne bezpieczeństwo.

Ten ich ciągły marsz nie dawał mu do końca spokoju. Jego irytacji nie umniejszała nawet świadomość, że ich ruch jest tylko pozorem. Były nieruchome i przytwierdzone do ziemi równie mocno jak jego głowa do karku. Może nawet o wiele mocniej...

Niepokoiło go również to, że las był zupełnie martwy. I bynajmniej nie tęsknił za widokiem biegających po trawie polnych myszy, skaczących po gałęziach wiewiórek czy śpiewem ptaków. Zupełnie nie było mu to potrzebne, a może nawet na dłuższą metę miałby tego serdecznie dość. Brak tego wszystkiego był jednak jeszcze gorszy. Nie wróżył nic dobrego. Chociaż Nathiel nie posiadał jakiejś rozległej wiedzy na temat zwierząt i ich zwyczajów to wiedział jednak, że nie mają one w zwyczaju od tak opuszczać pewnych terenów postanawiając do nich nie wracać. Musiał istnieć powód, dla którego tak wielki kawał lasu został pozbawiony wszelkich istot żywych. Bez względu na to jaki to był powód, samo jego istnienie było niebezpieczne i niepokojące.

I jeszcze te wielkie kopce. Chyba tylko głupiec nie skojarzyłby ich ze spotkanym kilka dni temu robalem. Wspomnienia po powyższym zaś, nie należały do najciekawszych... Drow przesunął ręką po obolałych do niedawna żebrach. Tak... zdecydowanie. A gdy znów na ich drodze pojawi się podobny przerośnięty czerw? Albo co gorsza kilka? Żeby było śmieszniej było ich teraz o jedną osobę mniej. Pięknie, po prostu pięknie...

Milczał prawie przez cały czas. Robił to co wszyscy, lub to co w danej chwili do niego należało. Nie miał, a przynajmniej nie zdradzał ochoty wdawania się w dyskusje. Przynajmniej dopóki nie zadzieje sie nic, co skłoni go przynajmniej do wyrażenia własnej opinii. Poza tym pozostawał czujny wciąż się rozglądając, nasłuchując i węsząc. Gdy mógł pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia rozmyślał i wracał pamięcią do dni minionych. Czasami też powracał do niego obraz ostatniego z koszmarów...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:22.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172