Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-09-2008, 00:17   #1
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
BUM!
Krótkie, urwane: bum! Świat zwolnił na chwilę, gdy rozpędzony wóz taranował kolejne orki. Jeszcze dłużej trwał moment, gdy Magnus odskoczył od wozu i padł płasko na deski mostu. Valamar biegł dalej. Dosięgnął do pasma trawy i oczywiście rozwścieczonych goblinów. Magnus rozpaczliwie pełznął w stronę wschodniego brzegu. Poza Valamarem on jeden wiedział co się teraz stanie. A stało się. Jedno, małe bum!

Wybuch prochu rozerwał pojazd na drobne kawałki. Razem z nimi ku niebu wzniosła się cała chmara orków, niczym niesione w górę przez majowy wietrzyk pyłki kwiatów. Leciały, leciały i leciały, by wreszcie opaść kilkanaście stóp dalej. W jakim stanie? Tego opisu sobie oszczędzę. Most osmalony bo osmalony, jednak przetrwał to zdarzenie. Równie osmalony Magnus podniósł się z desek i wydał z siebie ryk pełen żalu po utraconym towarzyszu. Dźwięk ten dopełnił dzieła. Przerażeni orkowie w popłochu rzucili się do ucieczki. Khazad zebrał swój topór i ruszył przed siebie, na zachód. Nie obejrzał się ani razu.

[media]http://boxstr.com/files/3524577_jq3sf/gladiator_soundtrack.mp3[/media]

Na polanie zapadła cisza
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 14-09-2008 o 00:59.
Keth jest offline  
Stary 14-09-2008, 15:24   #2
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Widząc, że został zignorowany Olegard w pierwszej chwili obruszył się nie rozumiejąc jakim cudem byle Brandybuck zasłużył sobie na ciepłe słowo od tej jakże pięknej damy, a on nie!

Ręka odruchowo powędrowała mu do pasa za który wetknięta była piersiówka…. tyle, że wcale jej tam nie było! Dopiero po chwili strapiony Olo przypomniał sobie o celnym rzucie w orkowy łeb..wtedy działał pod wpływem impulsu, lecz teraz był bliski rozpaczy. Piersiówka, którą regularnie uzupełniał wybornym krasnoludzkim winem(często bez wiedzy właścicieli) była jego największym skarbem obok małej bandoliny na której wygrywał swe „dzieła”.
Właściwie w tej chwili mniej ważne od samej buteleczki była jej zawartość..jakże potrzebna do olegardowej egzystencji.

Wtem Olo ujrzał człowieka z wielką blizną przechodzącą przez całą twarz. Był to jeden z towarzyszy Brandybucka i pani Narfin. Hobbit mimowolnie wpatrywał się w ogromną szramę i dopiero, gdy uświadomił sobie jak głupio musi wyglądać wbił wzrok w ziemię. Następnie zagadnął do Telia:
-Mości Teliamoku! Muszę ci powiedzieć, że nic bardziej nie zbliża dwóch współplemieńców jak rany odniesione w bitwie! A w zacieśnianiu więzów przyjaźni nic bardziej nie pomaga jak kropelka..no może parę kropelek wina!- mówiąc to bezceremonialnie klepnął Telia w plecy. Jak pamiętasz swoje straciłem zadając morderczy cios większemu z orków. Ale mimo, że jesteś z Brandybucków to dobry z ciebie hobbit i z chęcia skosztuję twoich trunków! Bo jak mniemam masz coś na popitkę? Nie ukrywam, że przydałoby się również coś do na ząb, bo już prawie zapomniałem jak wygląda jadło!- Olegard w teatralnym geście rozłożył bezradnie ręce.

Wtem wędrowcy usłyszeli ogromny huk dochodzący znad mostu. Młody Pasopust w pierwszej chwili aż podskoczył ze strachu. Przypomniał sobie o Magnusie i Valamarze mając dziwne przeczucie, że już nigdy ich nie zobaczy. Aż coś ścisnęło go w żołądku. Możę nie darzył tych dwóch nierozgarniętych krasnoludów zbytnią sympatią, lecz tak jak każdy hobbit w głębi duszy był bardzo litościwy i poczciwy. Powiódł pytającym wzrokiem po towarzyszach.
 
__________________
May the Bounce be with You....
Kajman jest offline  
Stary 16-09-2008, 06:53   #3
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Fala uderzeniowa od wybuchu na moście prawie przewróciła Galdora, który w ostatnim momencie zrobił wykrok w tył i podparł się przyklękając na lewe kolano.

Więc to takie sztuczki mają w zanadrzu Khazadzi. No, tym większy szacunek się im należy.

Dym rozwiał się i oczom elfa ukazały się plecy uciekających co sił w nogach orków i goniącego je krasnoluda. Nie było szans, aby go dogonić, jak również czasu, aby go marnotrawić. Noldor gwizdnął donośnie i jego wierzchowiec podbiegł do niego. Wskoczył na jego grzbiet i ostatni raz spojrzał na tlące się jeszcze resztki wozu i belki mostu.

Trzeba będzie po tej całej rozróbie przyjechać tu i sprawdzić, czy nie wymaga wzmocnienia. A tymczasem ...

Nie zwlekając zatoczył koniem i skoczył w krzaki, gdzie zniknęła reszta jego kompanii. Po chwili wjechał na polanę, gdzie hobbity z niewielką pomocą przyjaciół dokonały sądu nad dwójką orków, których truchła leżały na ziemi.

- Mamy chwilkę spokoju, gdyż orki nie zdzierżyły niespodzianki przygotowanej przez brodaczy ... Niech Mahal ich przyjmie do siebie ... Jednak niedługo się otrząsną i wrócą. Musimy wykorzystać ten czas i jak najszybciej się stąd oddalić. Nie widziałem w ich gronie jeźdźców, poza naszym dzielnym Manfennasem, - skinął głową w kierunku sokolnika - więc jedźmy gościńcem, gdzie będziemy mogli wykorzystać przewagę wierzchowców.

Znów popatrzył na człowieka.

- Cieszę się, że udało ci się przeżyć. Niestety, nie udało mi się uratować Meadila. Dasz radę jeszcze chwilę pogalopować?
 
Smoqu jest offline  
Stary 16-09-2008, 16:23   #4
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Moc dźwięku przewyższyła nawet róg Helma. Przewyższyła wszystko co do tej pory słyszał w życiu Haerthe pozostawiając w jego sercu lęk i zaskoczenie. Zarówno Łatka jak i wszystkie pozostałe konie i kuce, nie wyłączając Admusa, musiały dzielić z nim to uczucie. Wierna kobyłka napięła mięśnie karku i gwałtownie stanęła dęba głośno rżąc jakby wołając na pomoc dawno opuszczone stado. Reszta wierzchowców również zaczęła rżeć, nie mogąc jednak zagłuszyć ryku osła i miotać się tak, że ostatni trzymające je hobbit Leon zdążył tylko odskoczyć w krzaki gdy Szramowy Czarny wyrwał mu z rąk wodze. Szczęśliwie jednak zamknięte pomiędzy Onyksem, a szybko opanowaną Łatką, zaczęły się uspokajać tłocząc w zbitą gromadkę... Było po walce...

Z trudem idący Manfennas i zaraz potem Galdor na swym wierzchowcu wyłonili się po chwili z zarośli od strony mostu. Ich ponury wzrok jasno mówił, że nie ma już więcej na kogo czekać. Haerthe mimowolnie spojrzał na Valinowego gniadosza i po chwili wahania podjechał do niego przejeżdżając ręką po szyi zwierzęcia. Wyjął zatknięty przy siodle krótki nożyk myśliwski i umocował go starannie przy swojej kulbace na miejscu straconego. Valin chciał odwiedzić kiedyś Rohan...

To takie głupie, ale jakoś tak wypada choć tyle po nim tam zabrać... Kiedyś...

Chwycił bachmata za uzdę i podprowadził go do ledwo stojącego na nogach Manfennasa. Odbierając łuk z kołczanem, skinął głową i rzekł:
- Miło Cię znów widzieć...

A teraz byle ruszyć stąd. Poczuć pęd... O bogowie za dużo tego...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 16-09-2008, 22:29   #5
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Ledwo już biegnąc Manfennas zatrzymał się, aby spojrzeć jeszcze raz na krasnoludy, gdy nagle niesamowity huk rozlał się po polanie, zagłuszając wrzeszczące orki. Stanął wryty i miną przedstawiającą niebywałe zdumienie oraz radość. Cieszył się, że jak zawsze mężni khazadowie udowodnili przebiegłość oraz wolę walki swojego ludu. Sokolnik zasłonił twarz ręką, aby osłonić się przed resztkami ziemi i kawałkami wozu, którym udało się ich dogonić.
Spojrzał ostatni raz na dzieło krasnoludów i ruszył w kierunku reszty towarzyszy.

W końcu doczłapał się na polanę, gdzie czekała już większość towarzyszy, stojąca nad truchłami dwóch orków. Na jego zmęczonej twarzy pojawił się niemrawy uśmiech, kiedy zobaczył małych przyjaciół w jednym kawałku.

Głos zabrał Galdor, a Sokolnik przytaknął mu na wzmiankę o orkach, które mogły w każdej chwili wrócić.

- Cieszę się, że udało ci się przeżyć. Niestety, nie udało mi się uratować Meadila. Dasz radę jeszcze chwilę pogalopować?

-Jeżeli tylko znajdzie się dla mnie jakiś rumak to tak- odpowiedział z wyraźnym zmęczeniem- Ja też się cieszę, że was widzę. Nawet nie wiecie jak dobrze znów być u waszego boku- uśmiechnął się do elfa.

W tym momencie podszedł do niego Haerthe z wierzchowcem należącym do Valina. Odebrał swój łuk oraz strzały i podał uzdy rumaka.

-Dzięki, przyjacielu- położył swoją dłoń na ramieniu rodaka, po czym wdrapał się na nowego wierzchowca, czując niebywałą ulgę odciążając obolałe i omdlałe nogi.
 
Zak jest offline  
Stary 17-09-2008, 20:13   #6
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Niespodziewany wybuch wstrząsnął Narfin. Tylko dzięki szkoleniu wierzchowca nie wylądowała właśnie na ziemi.

Co u licha...?

Szybko jednak się opanowała i rozejrzała po polanie nagle ogarniętej chaosem. Doceniła pomoc Haerthe... i Łatki w uspokojeniu pozostałych koni. Chwilę później z ulgą zobaczyła wyłaniającą się po kolei z zarośli resztę ich małej grupy.

Jednak to nie wszyscy...

Nie mieli czasu na chowanie Valina... a raczej tego, co z niego zostało. Odruchowo rozglądała się dookoła szukając między drzewami sylwetek wrogów, tylko połowicznie słuchając rozmów towarzyszy. Galdor miał rację. Musieli jak najszybciej zyskać jak największą przewagę nad orkami, którzy niezależnie od wydarzeń na moście na pewno będą ich ścigać... Cieszyła się, że wszyscy mają wierzchowce, choć była to radość okupiona smutkiem.

Życie nigdy nie było łatwe...

Otrząsnęła się z ponurych myśli i uśmiechnęła sama do siebie odkrywając, że cały czas nie wiedząc o tym patrzyła wprost na Szramę...

Po raz ostatni rzuciła okiem za siebie i zagłębiła się między drzewami...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 17-09-2008 o 20:20.
Viviaen jest offline  
Stary 18-09-2008, 20:48   #7
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Słysząc zapewnienie Strażniczki, że wszystko będzie dobrze, Telio poczuł się pewniej. Ilekroć widział krasnoluda, na myśl przychodziło mu pewne pole w Shire. Stał na nim ciężki choć niezbyt duży głaz, który przy każdej orce gospodarz musiał omijać, więc pewnego razu postanowiono go usunąć z pola. Kamień okazał się nie do ruszenia nawet przez dwa konie, toteż gospodarz wraz z dwoma synami wziął się za jego odkopywanie. Po prawie dwóch godzinach pracy głaz dalej nie chciał ustąpić i zaniechano wszelkich prób zlikwidowania przeszkody. O ile Telio dobrze pamiętał, głaz stoi po dziś dzień, a rolnik za każdym razem musi go omijać, mimo, że na pierwszy rzut oka kamień jest niewielki.
”Nie ma co, krasnoludy są jak kamienie, pomyślałbyś - niedużo wyższe od hobbita, ale przesuń takiego choć o cal, a jak się zaprze, nie dasz rady choćby koniem.”
Przynajmniej na razie o orków nie musieli się obawiać, a tych dwóch, którzy teraz leżeli w pobliżu zdecydowanie wystarczało młodemu hobbitowi do końca życia.
Do rozmowy włączył się w swoim stylu Olegard, który od potoku pochlebstw pod adresem Narfin płynnie przeszedł do próby znalezienia towarzysza w swoim biesiadnym zamiłowaniu. Kiedy przez chwilę Teliamok zastanawiał się, co odpowiedzieć, od strony mostu doszedł ich dźwięk podobny do grzmotu. Hobbit tylko odwzajemnił nieme pytanie kompana i czekał, aż ktoś powie mu wreszcie, jakie są dalsze plany ich wyprawy. Po chwili też na polanie pojawili się Szrama, Manfennas i Galdor z minami, które mówiły, że nikt więcej do nich nie dołączy. Elf doradzał, ku przerażeniu Brandybucka, jak najszybszą ucieczkę, która zapowiadała kolejne trudności i niewygody. Hobbit z utęsknieniem pomyślał o celu ich podróży.
”Kiedyż wreszcie dojedziemy do tego elfiego dworu? Takie walki, pościgi, ucieczki i podchody to nie jest coś nawet dla kogoś z Brandybucków. Ale cóż, wstydu przynosić krajanom nie wypada, zacisnąć pasa trzeba i jechać, dokąd prowadzi ciężka droga podróżnika.” - westchnął do siebie.
A na głos Telio, mimo, że nikt go o zdanie nie pytał, rzekł:

-Jeżeli o mnie chodzi to też jestem gotów przegalopować kilka mil, tych orków mam dosyć na dzisiaj, a i one mnie też pewnie popamiętały - po tych słowach zwrócił się do Olegarda. - A co do was, mości Pasopuście, to istotnie w podróży doskwiera brak jedzenia i napitku, ale nic nie poradzę. Racje wszyscy mamy takie same - suche mięso i suchary - oto jedzenie podróżnych - objaśniał mentorskim tonem. - Za to mogę panu obiecać, że jak tylko znajdziemy się w Rivendell, odrobimy sobie wszelkie zaległości w zdrowej i, ponad wszystko, pełnej diecie.

Poklepawszy towarzysza po plecach poszedł po swój mieczyk, leżący w trawie po niedawnej walce. Po chwili hobbit był gotowy, a przynajmniej wyglądał na gotowego, do kolejnego etapu wędrówki.
 
Makuleke jest offline  
Stary 19-09-2008, 08:11   #8
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Rajon Powe był prawdziwym utrapieniem. Na szczęście zajął się nim Leon. Wlókł go za sobą niemal siłą. Jakoś udawało mu się nad nim zapanować. Galdor i Narfin bardzo dobrze znali drogę, jechali więc przodem. Czasem w zupełnej ciszy lasu, którego teren narusza niechciany gość, a czasem wśród całkiem bliskich wrzasków i krzyków. Wrzaski nigdy nie zbliżyły się na tyle, żeby móc odróżnić czy należą one do orków czy górali. To dobrze. Po jakimś czasie całkiem ucichły. Zło mimowolnie nie chciało zbliżać się do Doliny. A Dolina była już tuż, tuż.

Rozdział 2
Chwila odpoczynku



„Jedyną ścieżkę znaczyły białe kamienie, ale niektóre bardzo małe, inne znów zarośnięte wrzosem lub mchem. Słowem, mozolna to była droga, chociaż Gandalf, który, jak się zdawało, znał ją dość dobrze, służył za przewodnika. Czarodziej kręcił głową, wystawiał brodę to w prawo, to w lewo, wypatrując ścieżki, wszyscy zaś sunęli za nim krok w krok bardzo ostrożnie; nie ujechali daleko, gdy już zaczęło się zmierzchać. Pora podwieczorku dawno minęła, zapowiadało się na to, że pora kolacji również wkrótce przeminie. Ćmy polatywały nad ich głowami, mrok zgęstniał, bo księżyc nie wzszedł. Kuc Bilba potykał się na kamykach i korzeniach. Dotarli do krawędzi stromego urwiska tak niespodzianie, że koń Gandalfa omal nie zsunął się po zboczu.
— Nareszcie! — zawołał czarodziej, a cała kompania, cisnąc się wokół niego, zaglądała ciekawie w parów. Zobaczyli w jego głębi dolinę, do uszu ich dobiegł szum bystrej wody płynącej na dnie w kamienistym łożysku; w powietrzu pachniało drzewami, a na przeciwległym zboczu nad strumieniem błyskało światło. Bilbo do śmierci nie mógł zapomnieć tej wędrówki po ciemku, gdy osuwali się i ześlizgiwali krętą, spadzistą dróżką w tajemniczą dolinę Rivendell. W miarę jak schodzili niżej, ogarniało ich ciepło, a zapach sosen tak upajał, że Bilbo co chwila kiwał się w siodle i mało brakowało, a byłby spadł, a przynajmniej nos rozbił o szyję kucyka. Zjeżdżali w głąb doliny i serca im rosły. Zamiast sosen otoczyły ich teraz brzozy i dęby, półmrok zdawał się bezpieczny. Zieleń trawy zszarzała do reszty, gdy wychynęli w końcu na otwartą polankę tuż nad brzegiem strumienia. „Hm! Pachnie mi tu elfami” — pomyślał Bilbo wznosząc oczy ku gwiazdom. Błyszczały na niebie jasne i błękitne. W tej samej chwili wśród drzew wybuchnął śpiew podobny do kaskady śmiechu:”

Mistrz J. R. R. Tolkien „Hobbit czyli tam i z powrotem”

O! co tu robicie!
Dokąd spieszycie?
Koń zgubił podkowę,
Rzeka rwie parowem!
Tra-la-li tra-lo-le
Doliną w dole,

O! czego szukacie
I dokąd zmierzacie?
Za mostem niedaleko
Jeszcze się orkowie pieką!
Tra-la-la tra-le-le
W dolinie wesele,
ha, ha!

O! co to za sokół
Wskazuje wam drogę?
Prowadzi kompanię
Na czele z Galdorem!
Hihi ha!
Kogo ze sobą wleką?

O! Hobbici, czemu milczycie?
Boicie się skrycie?
Teliamoku Byczyryku!
Co konia dosiadasz bez krzyku!
Dzierżący kij Olegardzie!
Co z orków kpisz otwarcie!
Biedny Leonie…
Szalony Rajonie…
Wszystko będzie dobrze!

Nie po to Manfennas
Na wargu uciekał!
Nie po to woj z blizną
Koło ucinał!
Nie po to strażniczka, nasza
Kochana! Z nim się szarpała!
Nie po to Rohanu dziecię
Co na Łatce rozpędzone
Włócznią wroga bodzie!
Jedzie w naszą stronę

O! Tri li la!
Dzisiaj się bawicie!

O! Tra la li!
Spoczniecie o świcie!


Tak, to elfy! Po skończeniu pieśni gromadka barwnie odzianych postaci wyłoniła się spomiędzy drzew. Brzdąkali na instrumentach, żartowali i chichotali.

- Patrzcie jaką zrobił minę. Prawie spadł z siodła, daje słowo.

- Jest i nasz jabłkowy Hobbit. Ptaki doniosły nam o waszych czynach!

- Nie lepiej ci było zostać w domu, przy ciepłym kominku? Uganiać się po lasach to do ciebie niepodobne panie Teliamoku!

Co rzuciło się w oczy Narfin i Galdorowi, była to sama młódź. Wśród nich tylko jeden, co pamiętał dawne czasy. Aegilion, zaufany Elronda. To dziwne, bo zniknął jakiś czas temu. Z lekkim uśmiechem wpatrywał się w zajście, lecz powstrzymał się od komentarzy. Uniósł rękę, by te ucichły.

- Galdor, na eglerio tiran hin gwado. Mae govannen Narfin. Witajcie przybysze.

Grupka odstąpiła na bok, odsłaniając widok na Rivendell. Doprawdy było to piękne miejsce wśród drzew, rzeki, gór i drobnej mgiełki, słusznie nadającej mu atmosferę jakiejś bajkowej tajemnicy.

 

Ostatnio edytowane przez Keth : 19-09-2008 o 08:21.
Keth jest offline  
Stary 19-09-2008, 15:28   #9
 
Reputacja: 1 Sarmat nie jest za bardzo znany
- Witajcie przybysze. Witajcie w Ostatnim Przyjaznym Domu. Nie wiem co was tu sprowadza, lecz wolą gospodarza tego miejsca jest, by strudzeni drogą przez te ziemie mogli zaznać tu odpoczynku... - W głosie jego brzmiącym pogodnie i miło co bystrzejsze uszy wychwycić mogą jednakże nutkę... jakby złości? Nie irytacji chyba bardziej, chociaż to sam mówiący wie tylko co tak naprawdę.

Aegilion jak na Noldora wzrostu wysokiego nie jest, postawą również się nie wyróżnia. Długie, czarne, gęste włosy opadają mu na ramiona. Nie są one idealnie proste jakich u elfa winno się spodziewać, lecz krańce włosów zdają się zawijać przy końcach i mieć tendencję do odstawania w różnych kierunkach. często zdarza mu się podczas rozmowy odgarniać niesforne kosmyki włosów z twarzy i oczu na które uparcie co jakiś czas włażą. Spod grzywy czarnych włosów spogląda dwoje jasnobłękitnych oczu, szarych niemal. Wyglądają one na nieco przygaszone i nie rzucają tak intensywnego blasku jak oczy innych Quendi. Brwi jego pozostają cały czas zmarszczone, jakoby coś go trapiło. Rzucające się w oczy są również bandaże owinięte wokół lewej dłoni.

- Zapewne jesteście spragnieni i głodni po tak długiej wędrówce - Nie czekając na odpowiedź skinął na któregoś z młodszych elfów, który natychmiast się oddalił. - Całkiem oryginalna z was kompanija, chodźmy w miejsce ustronne coby pomówić w spokoju można było.

Powiedziawszy to spoglądał przez chwilę na północ, a we wzroku jego odmalował się... żal jakby? Po chwili jednak zreflektował się i wskazał ścieżkę otwartą dłonią. -Chodźcie proszę za mną. - Gdy mówił te słowa począł iść ścieżką, prowadząc Was w stronę całkiem przestronnej altanki stojącej obok budynku, wprawdzie mniejszego niż domostwo Półelfa, wciąż jednak całkiem okazałego, widać jednak iż nieco zaniedbanego. Stanął przy wejściu i gestem do środka Was zaprosił...
 
Sarmat jest offline  
Stary 21-09-2008, 11:20   #10
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Cisza... Nawet zwierzęta były w tym lesie jakieś takie spokojniejsze. Jakby życie toczyło się tu dużo wolniej pod czujnym okiem kogoś kto swą wolą narzucał nastrój tej doliny. Kogoś zbyt potężnego by wpuścić do swych progów choć odrobinę niepokoju. Ulga mimowolnie sama zaczęła gościć w duszy młodego rohirrima gdy mijali kolejny zakręt gościńca wijącego się tak by nie naruszyć żadnego z potężnych drzew świetlistej dąbrowy...

Na otwartej polanie łoskot wartko płynącego nieopodal strumienia stał się na tyle donośniejszy, że Haerthe nawet nie zauważył kiedy zaczął słyszeć słowa wesołej piosenki. Dopiero po chwili pojawili się śpiewacy i towarzyszący im wyraźnie starszy elf wyróżniający się bardzo swoimi ciemnymi włosami. Gdy po dość wymuszonym, jak na gust Haerthe, powitaniu zaprosił wszystkich do stojącej niedaleko altany, rohirrim wyczekująco spojrzał na Galdora. Nie znając panujących tu obyczajów wolał poczekać na decyzję przewodnika, który zdaje się bywał tu nie raz i nie dwa.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172