Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2009, 15:41   #1
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cholerny głupek! Dureń! - Keith nie potrafił otrząsnąć się z szoku wywołanego potrójną wizją i przeżyciami w podziemiach ratusza. - Czytać nie umiesz, czy nie rozumiesz tego, co czytasz?

- Śmierć ma o tobie zdaje się takie samo zdanie. Egoistyczny dupek, któremu zamarzyło się źródło nieskończonej energii, prawda? O mały włos nas nie pozabijałeś.

Podszedł do elfa i wyjął z jego dłoni sztylet. Zdziwione i nieco urażone spojrzenie Valroda nie zrobiło na nim większego wrażenia.

- Chcesz wiedzieć, o co chodzi? I co się stało? - Spojrzał na elfa, stojącego z kulą w ręku.

- Nie wiem, jak inni... Przed chwilą byłem małym chłopcem i widziałem, jak mój ojciec zabija moją matkę tym właśnie sztyletem. Ewidentna bzdura, ale wrażenie było... przerażające. - Po twarzy Keitha widać było, jak bardzo przeżył ową wizję.

- A potem mieliśmy takie małe spotkanie ze Śmiercią. Albo jej uosobieniem, co za różnica. Powiedziała, że z żalem, ale musi nas puścić całych i zdrowych. No, może nie do końca zdrowych. - Spojrzenie rzucone na Dantlana sugerowało, że mag powinien być jeszcze mniej zdrowy, niż jest.

- Na koniec miałem przyjemność obejrzeć oblężenie zamku przez jakichś nieumarłych i oberwać w łeb toporem. A wszystko przez to, że pewien zarozumiały mag zapragnął mieć na własność wszechrzecz. I o mały włos by nas pozabijał.

To ostatnie zdanie powiedział już wcześniej, ale w tym momencie nie chciał szukać innych słów.

- I co to dało? - spytał. - Zmieniło się coś? - Wskazał dłonią na fioletową mgłę, kłębiącą się wokół ruin ratusza.

- Może tak w ramach rewanżu trzeba by ciebie - spojrzał na Dantlana - poczęstować tym kawałkiem rytualnej stali? Jestem pewien, że moje zdanie nie jest odosobnione...
 
Kerm jest teraz online  
Stary 11-05-2009, 00:28   #2
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Vanya usiadła na zimnej posadzce ratusza i złapała się za głowę zakrywając twarz ramionami. Nie mogła się otrząsnąć z wizji, które jej sprezentowano, nie potrafiła się od niej odciąć. Dotknęły jej głęboko skrywanych lęków i przeżyć, i było to dla niej niczym najbardziej brutalny gwałt. Dotąd uważała, że sfera jej umysłu, jej uczuć i wspomnień jest nienaruszalna. A teraz czuła się tak jakby ktoś wtargnął do najgłębszych zakamarków jej duszy i wyciągnął to co ją dręczy tylko po to by ją tym torturować.
Jej ciałem wstrząsnął szloch, który zdusił jej ramion i materiał koszuli. Tak bardzo obwiniała się za ich śmierć. Tak bardzo wstydziła się, że wciąż żyje, a oni już nie.

***

Bezszelestnie podążali ścieżką w stronę rzeki, która wyznaczała tymczasową granicę między państwem ludzi a państwem elfów. Granicę, która była dla nich nie do przyjęcia.
Wiedzieli, że spotka ich kara za postępowanie wbrew rozkazom. Ale chcieli mieć tą satysfakcję, że odpłacą się przewrotnym ludziom za ich wrogość i niedopuszczalne czyny. Nie wszyscy popierali ten pomysł, ale głosowanie rozstrzygnęło - idą wszyscy, bez wyjątku.
- Jest za cicho - szepnął do niej Iverin, który szedł tuż za nią. Kątem oka zauważyła, że mocniej ścisnął rękojeść miecza, która rozpaliła się pomarańczowym blaskiem. Skinęła lekko głową, poprawiając pas.
Piekło rozpoczęło się, gdy przekroczyli granicę. Ich strzelec zobaczył ich dopiero w momencie, gdy ruszyli do ataku wymachując swoją pokraczną bronią.
Vanya stanęła jak wryta, próbując wyszarpnąć z pochwy miecz. Widziała to znów. Umierali jeden po drugim. Wszyscy oprócz Iverina nie zdążyli nawet skupić się na zaklęciach. Widziała jak jej przyjaciel ruszył by ochronić dowódcę. Widziała sztylet błyszczący zimno w ciepłym słońcu późnego popołudnia. Iverin nie miał szans dotrzeć do niego na czas.
Po policzku spłynęła łza.

***

Powoli docierały do niej dźwięki. Słyszała podniesiony głos Keitha, choć przez chwilę nie potrafiła zrozumieć słów.
-...A wszystko przez to, że pewien zarozumiały mag zapragnął mieć na własność Wszechrzecz. I o mały włos by nas pozabijał.
Vanya uniosła głowę. Po policzkach spływały łzy, ale nie zrobiła nic by otrzeć je z twarzy. Zeszklonymi od płaczu oczyma wpatrywała się w Keitha jakby po raz pierwszy w życiu go zobaczyła.
- Może tak w ramach rewanżu trzeba by ciebie - stwierdził mężczyzna spoglądając na Dantlana - poczęstować tym kawałkiem rytualnej stali? Jestem pewien, że moje zdanie nie jest odosobnione...
Dantlan. Więc to wszystko przez jego czary. Czyżby jego ambicje były aż tak wygórowane? Czyżby był aż tak pyszny? Była głupia. Ufała, że czarodziej wie co robi i z czym, z jak wielką odpowiedzialnością, wiążą się jego czyny. A teraz wydał się jej skończonym głupcem. Rozsierdziło ją to. Nienawidziła jak ktoś robi z niej idiotkę.
"To takie typowe dla ludzi" - pomyślała wstając chwiejnie z podłogi. Czuła gniew, piętrzący się za tamą zimnego spokoju wypracowanego przez lata treningu. - "Nie można ufać ich czarodziejom. Są chciwymi egoistami."
Bezszelestnie niczym duch znalazła się u boku Keitha. Jej zaczerwienione od płaczu oczy ciskały w stronę czarodzieja zimne ostrza czającej się gdzieś głęboko furii, a ruchy wykonywała z morderczą wręcz precyzją. Była wściekła, ale jeszcze nad sobą panowała.
- Z chęcią ci w tym pomogę - stwierdziła zimnym tonem i uśmiechnęła się nieprzyjemnie, co przekształciło jej twarz w maskę elfiego drapieżnika. - A jeśli nie chcesz zrobić mu krzywdy to ma pięć sekund by się z tego wytłumaczyć.
Elfka uniosła dłoń rozstawiając palce ręki by zobrazować upływający czas.
- Wszechrzecz...? Hej! Co to ma być? - zawołał Valrod otrząsnąwszy się z pierwszego szoku. Elf stanął między nimi a Dantlanem. - Ja również miałem paskudną wizję, którą wolę zachować dla siebie - powiedział patrząc na Keitha. - Ale pomyślcie przez chwilę logicznie. Co wam da zabicie czarodzieja? Jeśli to co mówicie jest prawdą, że tam na dole rzeczywiście była Błogosławiona Kula, to powinniście mu raczej dziękować że tak to się skończyło.
Elfka nie chciała mówić co jej da zabicie Dantlana. Ludzie byliby tym zniesmaczeni.
- Właśnie tak, nie przesłyszeliście się. Wy chyba za grosz wyobraźni nie macie! WSZECHRZECZ! BŁOGOSŁAWIONA KULA! Jeden z sześciu najpotężniejszych przedmiotów na tym świecie! Pytasz co to dało, Keith? Noż kurwa, nie wytrzymam chyba! Byliście tam, widzieliście Kulę i żyjecie. Jeszcze ci mało?! Sssss...
Wszyscy spojrzeli na elfa. Czyżby on właśnie... zasyczał? Zaczęła wątpić w tożsamość Valroda i jego mgliste wyjaśnienia. Vanya wyszarpnęła za pasa sztylet.
- Lepiej żebyś ty też powiedział o co ci chodzi - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Mam dość tajemnic i niedomówień. To wszystko jest tak pokręcone, że aż żałosne. Gadaj o co ci chodzi! Kim ty do kurwy nędzy jesteś?!
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 11-05-2009 o 09:46. Powód: Wstawienie fragmentu Gettora i uzupełnienie go o komentarz ;)
Penny jest offline  
Stary 09-05-2009, 21:23   #3
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
„A więc tak to się kończy” – myślał Vaelen obserwując strumienie kolorowego światła przenikające wilkołaka. Czy kot jeszcze kiedyś ulegnie przemianie? Pewnie tak – blokada była raczej tymczasowa. Kto wie, ile czasu mieli – minuty? Godziny? A może ten teren był już dla nich bezpieczny. Albo niebezpieczny, biorąc pod uwagę Wszechrzecz, która unosiła się w sąsiednim pokoju w metalowej klatce.

Elf wiedział, że nie może praktycznie nic zrobić ani Wszechrzeczy, ani temu, co ją otaczało. Nie dysponował właściwym rodzajem magii. Jego domenami były Życie i Śmierć – dwie przeciwstawne siły obecne w każdej żywej istocie. Dawały siłę i słabość, a ich równowaga mogła być łatwo zachwiana.

Elf stracił poczucie miejsca i czasu, przed oczami przelatywały mu obrazy starożytnych legend – utworzenie potężnych Wszechrzeczy, które wysyłały energię na świat. Ale skoro ta Wszechrzecz była tutaj, to czy magia na świecie nie została osłabiona? Czy gdzieś poza Sarrin daje się odczuć efekty tak nakierowanego działania Wszechrzeczy? Ale równowaga nie została zachwiana, wobec czego nie było żadnych nieplanowanych zgonów albo żyć?

Vaelen zdołał wymyślić tylko jedną drogę do usunięcia tej Wszechrzeczy – wybicie jej przez sufit do miasta. Nie znał jednak możliwych efektów, a ponadto nie potrafił korzystać z magii umysłu lub żywiołów. Jedno było pewne – Wszechrzecz należało usunąć z tego miejsca i przenieść ją tam, gdzie powinna być. Ale gdzie powinna? Skąd została przyniesiona?

Z pewną rezygnacją przeszedł do pokoju, w którym walczyli z wilkołakiem i usiadł na kanapie obserwując odpoczywającego kota. Słyszał jednak wyraźnie wszelkie rozmowy prowadzone w pokoju z Wszechrzeczą. Otworzył księgę, którą wcześniej zabrał z regału i spróbował ją jeszcze raz przeczytać, co przerwało mu niemałe łupnięcie. Po odgłosach stwierdził, że to Feliks próbował wetknąć swój miecz we Wszechrzecz i skończył na ścianie. Spowodowało to kilka refleksji na temat tego, czy ktokolwiek śmiertelny może zbliżyć się do tej kuli. Może powinni byli opuścić to miejsce?

Wcześniejsza próba rozmowy z kotem i próba jego złapania nie dały rezultatu, jednak zachowanie Averre i Keitha w stosunku do kota wydało się elfowi interesujące. Wrócił jednak do książki i przeczytał opis Wodnych Elfów, jednak nie było w tej księdze nic, o czym by już wcześniej nie wiedział. Same podstawowe informacje. Nawet, jeśli była tutaj księga o Wszechrzeczy, to nie mówiłą więcej, niż to, co podano w legendzie.

Vaelen ze zdumieniem usłyszał, że Dantlan chce się zająć Wszechrzeczą. Nie, żeby się tego nie spodziewał po tym dziwnym magu, ale jednak uważał go za bardziej rozważnego. Nie miał jednak zamiaru go powstrzymywać. Zabawy z tym urządzeniem mogły sprowadzić tylko zgubę na śmiałka. Oczywiście teraz mogło mu się udać, ale później?

Odcięcie energii wypływającej z wszechrzeczy mogło do prowadzić do nieprzewidzianych skutków, wobec czego elf wolał nie ingerować – siedział dalej na kanapie, a że nie przejmował się zbytnio tym, co robili inni i potrzebował wyciszenia, zaczął się modlić do Argeliana. Nie oczekiwał wiele po modlitwie, jednak stwierdził, że jest mu potrzebna.
 
Aegon jest offline  
Stary 15-05-2009, 21:45   #4
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lenard spokojnie przyglądał się Dantlanowi, nie wiedział co może się wydarzyć, lecz był wyraźnie rad, iż mag wziął sprawy w swoje ręce. Nagle jednak poczuł się wyjątkowo słaby, zimny pot spłynął po jego ciele. Najemnik wiedział już, że coś poszło nie tak jak powinno, chciał coś powiedzieć, lecz nim wydobył z siebie choćby jedno słowo, leżał już nieprzytomny.

*Gdzie jestem?*

Jak się szybko okazało był w lesie, szedł sobie spokojnie drogą, jakby historia z Sarrin nigdy nie miała miejsca. Nagle usłyszał czyjś krzyk, głos wydał mu się znajomy, czym prędzej odwrócił się w stronę, z której dochodził odgłos. Wtedy ją ujrzał, była poobijana, po jej policzkach spływały łzy...

*Sally!*

Na niej zaś leżał jakiś mężczyzna, gwałcił ją w biały dzień na środku drogi! Sally krzyczała, wzywała pomocy, błagała o nią, lecz on nie ustępował, zabawiał się z nią jak z jakąś dziwką w tanim burdelu.

- PRZESTAŃ !!! - wrzasnął najemnik, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust.

Chciał biec jej na pomoc, lecz nagle nogi odmówiły mu posłuszeństwa, mógł jedynie stać i patrzeć.

- POMOCY! RATUNKU!

Myślał teraz tylko o jednym, chciał zemsty, pragnął zarżnąć tego zwyrodnialca. Zamknął oczy, nie mógł już znieść tego okrutnego widoku, w końcu kobieta przestała krzyczeć. Lenard spojrzał na Sally, mężczyzna skończył już robić swoje, w jego dłoni błysnął sztylet, który po chwili zatopił się w jej smukłej szyi.

Dość niespodziewanie Spoon znalazł się w sali z mrocznym posągiem wraz z pozostałymi towarzyszami. Po raz kolejny tego dnia przemówiła do nich Śmierć, upomniała Dantlana za igranie z Wszechrzeczą po czym postanowiła im coś pokazać.

Wizja ukazała Lenardowi jakiś zamek oraz żołnierzy szykujących się do jego obrony, tymczasem w oddali można już było dostrzec maszerujące wojsko. W końcu napastnicy pokazali swe oblicze, złożona z tysięcy demonów armia ruszyła do ataku, brama miasta zaczęła się sypać, aż w końcu runęła w gruzach...

Kiedy Spoon odzyskał przytomność zorientował się, iż znów znajduje się w ratuszu, po chwili ujrzał Valroda, który w swej dłoni trzymał dziwnie znajomy sztylet. Broń wyglądała dokładnie tak jak ostrze, którym gwałciciel zamordował Sally. Najemnika znów ogarnął gniew, nie widział już przed sobą elfa, ale mordercę, który jego ukochanej odebrał godność. Z trudem powstrzymał się od zaatakowania Valroda, postanowił wyjść na zewnątrz by uspokoić swoje nerwy. Nie zwracając uwagi na pozostałych towarzyszy ruszył do wyjścia.

Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek, miasto wciąż było spowite mgłą, nic się nie zmieniło. Co gorsze, jedyny trop jaki zostawił im Gihed ostatecznie do niczego ich nie doprowadził. Owszem weszli w posiadanie Wszechrzeczy, ale cóż z tego?

-... mieć na własność wszechrzecz. I o mały włos by nas pozabijał. - Spoon usłyszał wzburzony głoś Keitha, wrócił więc do swoich towarzyszy by sprawdzić co się dzieje.

- Może tak w ramach rewanżu trzeba by ciebie poczęstować tym kawałkiem rytualnej stali? Jestem pewien, że moje zdanie nie jest odosobnione...

Po chwili Duncanowi zawtórowała również Vanya, zaś Lenard z niedowierzaniem pokręcił głową, w Sarrin śmierć czekała na nich za każdym rogiem, a w dodatku sami chcieli się jeszcze brać za łby. Spoon osobiście nie miał do młodego czarodzieja żadnych pretensji, Stavin przynajmniej starał się coś zrobić, podczas gdy pozostali stali z założonymi rękami. Oczywiście najemnik nie wiedział czy mag chciał swoim działaniem pomóc Sarrin czy też chciał po prostu zagarnąć Wszechrzecz dla siebie.

W obronie Dantlana staneli Valrod i Averre, Lenard zgadzał się z nimi, lecz nie sądził by czarodziej potrzebował rzeczników, Stavin sam potrafił o siebie zadbać. W końcu jednak nie wytrzymał.

- DOŚĆ! - krzyknął donośnie - Odebrało wam rozum?! Mało wam śmierci? Opanujcie emocje, chcecie walczyć między sobą? Mamy wspólny cel, musimy się zastanowić co powinniśmy teraz zrobić i co właściwie chciała nam przekazać Śmierć? - spojrzał na Valroda po czym kontynuował - A ty musisz nam coś wyjaśnić, koniec z tajemnicami, powiedz nam czemu przybyłeś do tego miasta i czemu do cholery nie chciałeś iść z nami na dół?

Lenard wciąż nie ufał Valrodowi, właściwie to tylko czekał na moment, aż elf w końcu okaże im swoje prawdziwe oblicze.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 16-05-2009, 11:54   #5
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks był zdruzgotany. Chwiejnym krokiem krąż w okolicy jeszcze do końca nie mogąc pojąc, cóż się tak właściwie stało. Raz spoglądał błędnym wzrokiem na drużynę by ostatecznie Dantlana. Wzrok szermierza zatrzymawszy się na nim, zaczął obserwować, śledzić ruchy. Gdyby patrzył tak zwykły pijam, można byłoby wybuchnąć śmiechem. Kiedy ząs Felik to śmiech mógłby zostać zmieszany z niepokojem. Pijak wytrzeźwiał z wrażenia, ze swej złości i smutku. Prychnął jeszcze raz w stronę maga. Zaczął składać powoli słowa, aby nie zaliczyć wpadki.

-Uważam, że... Ta kula jest związana z.... Czasem. Nie znam się na magii... Niegdyś miałem znajomego maga... Rozmawialiśmy i wspominał o pewnej klasyfikacji świata na części składowe... Jeśli dodać do tego kolory które tutaj widzieliśmy... Śmiem przypuszczać, że ta kula to... Czas. Możliwe, że miałby związany z przestrzenią i przeznaczeniem... Skoro ja się tego domyślałem, to Dantlan jest albo głupcem i synem kulawego osła, albo też chciał się nas... Pozbyć.

Jakże był wielki wysiłek intelektualny Feliksa aby wyartykułować te słowa. Strużki potu pociekły po jego czole. Przełknął ślinę, podrapał się w pokrytą słomianymi włosami głowę.

-O głupotę go nie posądzam.

Bez słowa położył dłoń na mieczu u pasa i spojrzał porozumiewawczo na wszystkich tych, którym postawa maga nie odpowiadała puszczając dyskretne oko do Keitha.

-Na wojnie zamiast chłosty stosuje się uderzenia płazem miecza. Oczywiście zawsze może się komuś ześlizgnąć i uciąć rączkę. Ewentualnie zabija, wybieraj.

Za dużo mowy. Feliks postanowił zamilknąć całkowicie i zabijać „strachem” ,niej domicylowanym oraz smrodem od niego bijącym już w całej krasie tego słowa.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 16-05-2009, 20:44   #6
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Otworzył oczy... była noc, jednak dookoła było jasno... zbyt jasno... i gorąco. Płomienie wdarły się przez drzwi. Pożar! Był u siebie w domu, jednak na zastanawianie się jakim cudem tu się znalazł nie było czasu. Zerwał z łóżka i zaczął biec z całych sił do drugiego pokoju. Jednak nogi zaczęły mu odmawiać posłuszeństwa. Czuł, że brnie przez lepką breję, niczego jednak pod nogami nie widział. Wytężył całe swoje siły, aby tylko otworzyć drzwi do sypialni matki... i ostrzec ją. Sięgnął drzwi i pchnął je całym ciałem, upadając jednocześnie. Matka nie była sama. Walczyła z monstrualnych rozmiarów orkiem. Był co najmniej dwa razy wyższy i szerszy od drobnej kobiety.
-Mamo!-krzyknął resztkami sił
Było jednak już zbyt późno. Bestia brutalnie pchnęła matkę na ziemię i podniosła rękę uzbrojoną w... rytualny sztylet. Gdy sztylet zagłębiał się w pierś matki, dorosły, mężny Honogurai... płakał. Leżał na ziemi i ryczał jak małe dziecko. Na przemian zanosił się płaczem i dławił własną śliną próbując krzyczeć...
Świat zwolnił, pozostawiając na twarzy kobiety grymas niewypowiedzianego bólu...

Nagle wstrząśnięty do głębi, jednak już opanowany Honogurai znalazł się w pierwszym pomieszczeniu podziemi. Tym z rzeźbą Śmierci. I tym razem posąg ożył. Chłopak był jednak zbyt przerażony tym, co widział przed chwilą, aby usłyszeć co Kostucha miała im do przekazania. Z tego co wpadło do jego ucha wiedział, że połajała Dantlana za jego próbę pozyskania Wszechrzeczy.
No dobrze, nie przedłużając… mam wam coś pokazać.-powiedział Żniwiarz zbierając jakąś dziwną energie w dłoni. Wypuszczając ją w każdego z osobna.

Odzyskał przytomność stojąc na murach okazałego zamku. Wszyscy dookoła wyraźnie przygotowywali się do jakiejś bitwy. Otrząsnął się, więc jakoś uzyskując część umysłu, która nie była całkowicie zajęta przeżywaniem ponownej śmierci matki. Zajęło mu to jednak sporo czasu i wroga armia stała już pod zamkiem. A służyły w niej demony. Następnie wszystko postępowało bardzo szybko, zbyt szybko, aby włączyć się do akcji. Do jego uszu dochodziło mnóstwo odgłosów. Szczęk oręża, huk rozlatującej się bramy, świst strzał i brzdęk cięciw. Było tego za dużo jak na jego zmęczoną okropnymi wrażeniami głowę. Upadł na kolana zatykając uszy. Gdy podniósł oczy, zobaczył nieuchronnie zbliżający się do niego topór. Uderzając rozrąbał by mu czaszkę na pół.
__________________________________________________ ________________
Nagle wszystko ustało. Obudził się znów w ratuszu Sarrin. Wszystko było jak dawniej nic nie zmienili!
Leżeli tam wszyscy, którzy zeszli na dół i przeżyli, a także Valrod. Co było dość... zastanawiające. Chyba nie zasnął tu czekając na nich...
- Cholera jasna! – krzyknął. – Coście tam robili?! Czułem jakby cały świat się rozpadał. Jakby… Dantlanie, wszystko w porządku?
Widząc cieknącą z nosa maga krew elf podał mu chusteczkę.
- Wygląda na to – kontynuował elf wziąwszy głęboki oddech – że ta podróż w głąb ratusza nie była zbyt fortunna ani udana. Podczas naszej „drzemki” mogliśmy zostać rozszarpani przez bestie tego miasta. Jednak nie wolno mi było tam zejść, wybaczcie że was zostawiłem. Nie zrozumiecie tego. Hmm… co to jest?
Elf schylił się po... metalową kulę jaką uformował Dantlan! Jeśli tam była Wszechrzecz, wolał utopić ją gdzieś głęboko w oceanie, niż pozwolić aby była ona pośród ludzi... Ta... okrutna rzecz... dla niej gotów był zabić sojusznika! To nie powinno się zdarzyć! Nigdy!
Ale... ta potęga! Ta MOC!!! Jeśli tylko zdołałby ją opanować... byłby potężniejszy od... tak! nawet od Bogów!!!
Jednak wiedział, że jej nikt nie może opanować, ani posiąść, jest zbyt potężna dla nich wszystkich. I stwarza zbyt wielką pokusę dla wszystkich magów. Jeśli w tym metalu zamknięta jest Wszechrzecz to należy się tego jak najszybciej pozbyć! Nie można pozwolić, aby pozabijali się nawzajem, dla głupiej mocy!
Honogurai usiadł na jakimś kamieniu i westchnął. Przymknął oczy. Tyle wspomnień... z tej strasznej nocy... Obraz cierpiącej matki tkwił mu ciągle w głowie i rozpraszał jego myśli. Odrzucił go wysilając cały swój umysł. Nie chciał jeszcze bardziej pogłębić świeżo rozdrapanej rany. Słyszał jak oskarżają Dantlana jeśli sprawy posunęłby się za daleko stanął by po jego stronie. Nie wierzył, że Keitha nie ogarnęła ta potężna żądza mocy. Ci niemagiczni towarzysze być może i nic nie odczuwali pod wpływem kuli, jednak wszyscy magowie... Oni chcieli jej za wszelką cenę. Przynajmniej na początku.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 16-05-2009, 22:18   #7
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Modlitwa do Argeliana została przerwana. Dantlan zamykał Wszechrzecz… zamykał wypływ energii. Duszność, słabość. Jeśli będzie to kontynuował, to nie tylko oni zginą, zginie także wielu innych, którzy zostaną pozbawieni energii życiowej. A wszystko dla zachcianki pewnego zarozumiałego maga, który chciał uciec Śmierci. Jak ktoś śmiertelny mógł zapanować nad mocą stworzoną przez Nieśmiertelnych. Jak ktoś mógł zapanować nad… Błogosławioną Kulą?

Po przebudzeniu ciężko było uporządkować myśli. Wizje, słowa Valroda i innych… Wszystko mieszało się, tworzyło całość, niezrozumiały zlepek informacji. Wizja? Nie była prawdziwa. To była ułuda. Zesłana przez kogo? Zwykły sen? A może prolog do rozmowy z Nim? Jeśli coś takiego wydarzyło się w świątyni Argeliana, to Vaelen i tak nie miał na to wpływu. A sztylet… skąd on się wziął? Był we śnie i był w rzeczywistości. Co w sobie łączył? Co przedstawiał?

Śmierć. Znowu nie mógł nikogo zabrać. Nie nastał czas, nie byli jeszcze gotowi. Ale upomniał ich. Upomniał Dantlana. Upomniał… poprzednio też upominał? Czy może była to robota wilkołaka? Życie i Śmierć krążyły wokół siebie w tańcu, ścierały się ze sobą poprzez magię i czas. Nikt nie mógł wygrać. Walka musiała być wyrównana. Bez równowagi świat zostałby zniszczony. Argelian… Strażnik?

Wizja, demony, atak. To nie przeszłość, elfy nie współpracowały z ludźmi. A więc przyszłość? Mała liczebność. Płonąca korona, odrodzenie? Ostatnie ruchy oporu przed demonami? Demonami? Czemu są w tym świecie? Jak przeszły granicę? Czy to zapowiedź świata elfów? Świata wszystkich śmiertelnych ras? A może kolejna ułuda? Wizja ostatecznego upadku przed nieśmiertelną armią. Topór.

Przebudzenie, ratusz natłok myśli. Słowa innych i Valroda. Świat się rozpadał… tak. Valrod miał rację. To było jak rozłożenie i złożenie świata od nowa. Być może ze zmianą rozmieszczenia Błogosławionych Kul? Ta nazwa nie dawała mu spokoju. Valrod… Elf usłyszał własne słowa:

-Zabijanie nic tutaj nie da. Już zostaliśmy ukarani. I wierzcie mi, Śmierć będzie o nas pamiętać, kiedy nadejdzie czas. A że nie nadszedł… nikt z nas nie zginie. Nie teraz. Dantlanie ciesz się. Potraktuj to… jakbyś dostał szansę.

Widzieli Wszechrzecz? Czy może Błogosławioną Kulę? Fiolet… kolor stosowany czasem przez wyznawców śmierci? Żyją. Widzieli… co widzieli? Wszechrzecz. Żyją! Sssss…? Valrod? Kim jest? Nie jest elfem. Jest kimś innym. Starszym, potężniejszym. Jego nie zabiją. Nie uda się im. Ale mogą rozmawiać. Błogosławiona Kula… brzmi inaczej. Nazwa, która mogła być użyta tylko przez kogoś starego? Ale czemu? I kim on jest? Nie jest elfem, więc kim? Sssss…? Życie i śmierć ścierają się ze sobą. Tworzą jedność.

Chmury przykrywające umysł Vaelena zaczęły się rozwiewać. Nagle zaczął z powrotem myśleć jasno i logicznie, chociaż pozostało przy nim wspomnienie zamętu. Pierwsze co zrobił, to wyjął kilka ziaren energetycznych z zakamarków swojej szaty i rozgryzł je. Poczuł nagłe przyspieszenie bicia serca, naczynia krwionośne rozszerzyły się, a temperatura ciała nieznacznie wzrosła. Wkrótce reakcje uspokoiły się, a elf odzyskał choć trochę energii życiowej do normalnego funkcjonowania.

-Vanyo, uspokój się. To nic nie da. Nasz… przyjaciel nie jest elfem. To już wiemy, ale obawiam się, że to, czy nam coś powie, czy nie, zależy jedynie od jego dobrej woli. Wierz mi.

- Valrodzie, to jak nazywasz Wszechrzecz oraz ten odgłos. Ten syk. Nie jesteś elfem. Ale to od ciebie zależy, czy powiesz nam coś więcej, czy nie. Kim jesteś? Co wiesz o… Błogosławionej Kuli? Czy wiesz coś o tutejszych wydarzeniach? Wiedz, że ja nie zamierzam Cię zmuszać do mówienia. Co więcej, nie mogę. Jednak zanim cokolwiek powiesz, zniszcz tą metalową kulę, jeśli możesz. Nie sądzę, żeby tam była Wszechrzecz. To rozpadanie się świata, które czułeś… myślę, że prowadziło do złożenia go na nowo, ale takim, w którym Kule będą bezpieczne. I jeszcze jedno, czy nie mogłeś tam wejść z powodu tego, który nas oczekiwał? Wiesz… Śmierci?
 
Aegon jest offline  
Stary 16-05-2009, 23:14   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dotyk dłoni Averre, usiłującej powstrzymać go przed zrobieniem jakiegoś głupstwa, był zgoła niepotrzebny. Gdyby chciał zabić Dantlana zrobiłby to bez zbędnego gadania.
Uśmiechnął się uspokajająco do kapłanki.

- Nie zabiję go, wszak nawet Śmierć go oszczędziła, to czemu ja miałbym być gorszy.

Potem zwrócił się do Valroda.

- Dlaczego uważasz, że Dantlan ocalił nam życie?

- Dlaczego? Wyobraź sobie, proszę, boga. I to takiego, którego trzeba zmusić wbrew jego woli do zmiany dotychczasowej czynności. Brzmi niewykonalnie, nie sądzisz? Nie wiem co Dantlan dokładnie tam zrobił, jednak gdyby faktycznie zrobił coś głupiego to byście nie żyli. Natomiast wyglądacie zdrowo. Nawet bardzo.

Równie głupiej odpowiedzi Keih dawno już nie słyszał. Zupełnie jakby Valrod za wszelką cenę usiłował ratować Dantlana.
Jeśli był kimś więcej, niż zwykłym elfem, to mógłby się zdobyć na lepsze tłumaczenie.
Dla Keitha to, co mówił Valrod było zgoła nielogiczne. Śmierć też mówiła, że Dantlan popełnił błąd. I był zachłannym egoistą.

- Ponieśliście jakąkolwiek konsekwencję? - mówił dalej Valrod. - Nie. Nawet nie jesteście połamani.

- Tyle tylko - Keith spojrzał w stronę wyjścia, za którą kłębiła się fioletowa mgła - że nic się w mieście nie zmieniło. A zatem jaki tu zysk?

- Wejście się zamknęło. - Valrod wskazał na miejsce, gdzie poprzednio znajdował się glif. - I wyszliście z dołu, zamiast tam umrzeć z głodu.

*Albo pozjadać się wzajemnie* - ironiczna myśl przemknęła przez głowę Keitha.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-05-2009 o 23:19.
Kerm jest teraz online  
Stary 23-05-2009, 22:15   #9
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai siedząc na kamieniu przysłuchiwał się kłótni. Sam na razie nie chciał obnosić się ze swoimi przekonaniami. Było całkiem możliwe, że będzie mógł wyjść z tej sytuacji nie tracąc w niczyich oczach. Widział jak drużyna się rozdziela. Część była z Dantlanem, część przeciwko niemu. Nie mógł patrzeć na te bezpodstawne oskarżenia, jednak coś mówiło mu, że lepiej będzie, jeśli będzie cicho siedział na swoim kamieniu i czekał na rozwiązanie sprawy. Gdy mag spojrzał na Honoguraia zirytowanym wzrokiem, zabójca spuścił głowę. Tak popełnił tam błąd. Nie winił jednak siebie o to. Wiedział o magii i innych rzeczach przypisywanych "uczonym" tylko tyle, ile usłyszał w karczmie i ile "spłynęło" na niego z amuletu. Wiedział jak się magią posługiwać, jednak nic więcej. Do czasu napaści na dom był przecież zwykłym chłopcem żyjącym na wsi. Czuł się słaby ze swoją niewiedzą. Jedyną rzeczą w której czuł się lepszym od magicznej "braci" była jego zwinność, jednak przez wydarzenia pod ziemią i przez te jego fatalne błędy całkowicie stracił poczucie własnej siły. Musiał stać się silniejszy. Spojrzał na Dantlana. On był potężny.

Wtem coś zaczęło dziać się z Valrodem, który najwyraźniej chciał coś zaprezentować. Wyglądało to jakby miał być to początek przemiany w potwora podobnego do tych, które łaziły do niedawna po mieście. Ciekawe co się z nimi stało... Ziemia zadrżała, a spadający fragment ściany przygniótł elfa. Tyle zdołał zaobserwować upadając. Gdy wstał Keith wraz z krasnoludami ruszył do pomocy, Averre uleczyła Valroda. Sytuacja była opanowana i nic już nie było do zrobienia.

Spojrzał na Dantlana:
-Wracając do poprzedniej debaty: Dantlanie, nie mogę zaprzeczyć, uratowałeś nas od sporego niebezpieczeństwa, nie możesz jednak mówić, że nie odczuwałeś tej przeklętej, a jednocześnie niesamowitej żądzy. Nie możesz zaprzeczyć, że pragnąłeś tej kuli i byłeś gotów poświęcić dla niej wszystko i wszystkich. To samo jednak tyczy się ciebie Keith. Przyznaj, że Dantlan najzwyczajniej cię wyprzedził i pierwszy wymyślił sposób na zdobycie kuli. Na jego miejscu mogłeś być zarówno ty jak i ja... Wystarczyło by mi trochę więcej czasu... Jak dla mnie powinniśmy dziękować Dantlanowi, za to, że myśli o wiele szybciej od nas. Kto wie jakby to się skończyło, gdyby zamiast niego stał tam ktoś na twoim czy też moim poziomie... Śmiem jednak twierdzić, że to nie przez Wszechrzecz zemdleliśmy. I tu właśnie pytanie do ciebie Dantlanie jak sądzisz, co to mogło być? Kot? Sama Śmierć? A może to po prostu skumulowana dzika magia z kuli, która nie zdążyła jeszcze do ciebie dotrzeć? Otworzyliśmy przecież glif, przez który magia mogła wsiąknąć do środka i zostać w jakiś sposób spotęgowana w pomieszczeniu z Wszechrzeczą. Z resztą, sam nie wiem... Jesteś dużo mądrzejszy ode mnie i może masz jakąś teorię?- zrobił chwilę pauzy i wziął głębszy oddech -Co do naszej obecnej sytuacji mamy według mnie dwa wyjścia. Idziemy do wieży i nadal szukamy jakiegoś sposobu, aby pozbyć się tej mgły, albo iść do wieży, aby sprawdzić, czy Majolin i małej udało się przeżyć. Nie wyobrażam sobie natomiast wyjść z tego miasta bez powrotu do wieży. Zrozumiałbym jeszcze elfy, które Majolin nigdy nie spotkały, ale nie ludzi, którzy wiedzą, że zostawili tam człowieka, który może jeszcze żyć. Moje sumienie na pewno by tego nie wytrzymało.[/b]
*I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą gotów byłem własnoręcznie zabić Dantlana*
-Ja obstawiam przy wyruszeniu do wieży, a potem szukaniu jakiegoś wyjścia z miasta. Nie mamy nawet żadnego planu co do tej mgły, może moglibyśmy się do kogoś zgłosić w tej sprawie. Zresztą dziwnym by było jakby nikt nie zauważył, że leżące na szlaku handlowym miasteczko spotkała zagłada.-powiedział po czym odsapnął-Więc jak? Co robimy?
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 24-05-2009, 19:03   #10
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko Averre pomodliła się nad nieprzytomnym Valrodem, magia błyskawicznie błysnęła nad ciałem elfa i weszła w niego, niczym błyskawica – z tą różnicą że Valrod został uleczony.

Dało się to stwierdzić przez trzaskający dźwięk nieznanej nastawianej kości, jak również znikającą kałużę krwi, w której leżał elf.

Jednak Valrod nadal był nieprzytomny.
Dodatkowo wasz wzrok był teraz jeszcze bardziej ograniczony – wcześniej przez fioletową mgłę, obecnie również przez tumany kurzu i pyłu wzbite w powietrze przez trzęsienie i wyciąganie elfa spod ściany.

- Khy, khy. – zakaszlał któryś z krasnoludów. – Cholerne miejsce. Schronienie? Jakie kurwa schronienie? Wyleźliśmy ze tych… kataku… katak… ze tego czegoś, to może i ze miasta byśmy wyszli, hę? – Po głosie, jak i po nastroju mówiącego wywnioskowaliście, że to Kotraf, choć nie mogliście krasnoluda nigdzie dostrzec. Właściwie to nie widzieliście niczego na odległość większą niż pięć jardów.

- Za mną chłopy! – usłyszeliście dalej. – Jak już naradzicie i pomyślicie dowoli, to będziem czekali przed tą kupą gruzu. – skończył Kotraf mając na myśli ratusz. Chwilę później wypowiedź została przypieczętowana odgłosem czterech, krasnoludzkich par butów.

Kiedy tylko grupa brodaczy wyszła na zewnątrz, zrobiło się… cicho. Przeraźliwie cicho. Nawet krasnoludów, którzy powinni teraz być za drzwiami nie było słychać.

To był ten przeraźliwy rodzaj ciszy, w którym zawsze się wydaje że ktoś was obserwuje. Teraz było tak samo – patrząc się gdzieś, widzieliście z boku parę białych, świecących oczu!

Jednak gdy odwracaliście się, by spojrzeć wprost w nie – już ich nie było.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172