Niektóre ludy w dawnych czasach wierzyły w moc ognia. Rzekomo najwięksi szamani posiadali nawet zdolność wyczytania przyszłości z tego żywiołu- każdy płomień coś oznaczał, każde jego drgnięcie potrafiło zmienić całe życie... No ale czy na genetycznie zmodyfikowanym drewnie pełnym łatwoplanych i podtrzymujących spalanie substacji dało się znaleźć pewien rodzaj magii? Nie, napewno nie... - Kobieta z dzieckiem...- zamyślił się Gus- I tylko to tak cię zszokowało, moja piękna koleżanko? Sol spojrzała w jego oczy. Widać było w nich odbicie ognia, pewną nieprzewidywalność i głębie... Wpatrzyła się głębiej... Ta zieleń miała coś za sobą, ukrywała coś... Moment... Coś, nie... Kogoś... Cztery osoby, cztery osoby, dziwne miasto... Ból, rozpacz i strach, zaciętość i pewność siebie... -Hej, Sol... Co jest?- zapytał nagle Gus, urywając całą wizję... |
Ukryła twarz w dłoniach. -Ja...ja przepraszam, ale...nie czuje się zbyt dobrze...Ten cały dzień... Próbowała wstać, nagłe zawroty głowy sprawiły, iż musiała się mocniej oprzeć na stole, już prawie było dobrze, gdy nagle rzeczywistość przechyliła się o 90 stopni, i Sol mogła tylko obserwować blat stołu biegnący jej na spotkanie.... Ciemność... Jakiś krzyk?... Jakaś prośba...? Miękko zapadła w kochające ramiona nieświadomości. |
[center:71033e35fa]Gdzieś na końcu świata Gdzieś na dróg rozstaju[/center:71033e35fa] I nie widziała już nic. Jego zielone oczy były wszędzie, gdziekolwiek spojrzała znów widziała tą scenę, coraz dokładniej... Trzy kobiety i jeden mężczyzna. Czuć od nich było strach, przerażenie... Ale też dumę, pewność i... nadzieje? Tak, mieli pewną nadzieje... Wóz jechał coraz dalej, coraz głębiej w brukowaną, starą uliczkę. Woźnica, pełno wiejskich tłumów... I gdy już cel podróży wyłonił się zza zakrętu... 8 Marca Koszmarny Dzień Kobiet Sol leżała w łóżku, swoim łóżku, opatulona dokładnie kołdrą... Czyli to wszystko było snem? Dwa koty leżały w pobliżu jej nóg, dom wyglądał poprostu... jak zwykle. Więc cały ten "Gus", ucieczki kotów, obrazki... To tylko pieprzony sen!? - Sol, wstałaś!- usłyszała nagle męski głos z kuchni. I całe marzenie szlag trafił- Zemdlałaś, nie mogłaś tam leżeć, a ja nie mogłem zaprowadzić cię do siebie... Miałaś klucze, a w dowodzie adres. Nic nie zabrałem, naprawdę, a teraz już będe się wynosił Gustav. Z jednej strony potwornie zaniedbany facet, który (poprzez koty) zmusił Sol do bieganiny po ulicy. A z drugiej strony... Na samą myśl o jego imieniu Sol delikatnie się uśmiechnęła... |
-Zemdlałam??..ale... Ostrożnie podniosła się i usiadła, lekko potarła bolący bok głowy. Ja..przepraszam, że ciebie tym wszystkim obarczyłam...Ty mnie tu przyniosłeś?? Właśnie dotarło do niej że obcy mężczyzna przyniósł ją nieprzytomną do jej mieszkanka, i... Właśnie i co? -Hymmm, w sumie, dziękuję ci. Lekko zmieszana tą całą sytuacją czuła zdradziecki rumieniec zakłopotnania wypływający z dekoltu powoli na szyję i twarz. |
- Większość drogi spędziliśmy w taksówce, ale tak- niosłem- uśmiechnął się Gus i z pewnym zawstydzeniem potarł brodę- Dzięki Bogu jesteś leciutka jak piórko, Sol, jak piórko! Dopiero teraz zorientowała się, że na stoliczku obok stał już zielony kubek pełen gorącej herbaty. No cóż, pomyslał też i o tym... - To co, mam już iść? Jak się czujesz, mała? |
-Lepiej, dziekuję. Nie, przecież obiecałam ci tą kawę... Przez chwile zamyśliła się. -No i wybacz, ale nie pozwolę byś musiał zapłacić za ta taksówkę Ostatnie słowa wypowiedziała groźnym tonem, ale z żartobliwym uśmiechem. |
- O nie! Za taksówkę nawet nie próbuj!- zawołał groźnym tonem Gus, poczym zaśmiał się śmiechem tak głośnym, że i pewnie rodzina w Norwegii usłyszała jego męski głos. -A kawę, moja kochana, to sam zrobię, a ty nawet nie próbuj podnosić tego kształtnego tyłeczka z łóżka!- dodał znów, śmiejąc się. Inteligentny, niebrzydki... Co taki człowiek robi na ulicy, szczególnie w mrozie? I czemu koty tak go uwielbiają? Dziwne... I czy jego osoba jakoś łączy się z obrazem? Każde pytanie powiększało ból głowy Solveig... |
Ujeła delikatnie kubek i zaczeła popijać parującą herbatę małymi łyczkami. Z szuflady w nocnym stoliku wyciągneła fiolkę panadolu i łykneła dwie pastylki. Powinno pomóc... Starał się uporządkowac obrazy jakie widziała. Może to fragment jakiegoś filmu...czy może jej wyobraźnia tak przedstawia jakiś motyw z książki? Właśnie... Gabriel...zadzwonić do niego? Może lepiej go tym nie martwić, chodź z drugiej strony... Bitwa z myślami przy bolącej głowie to ciężka sprawa... |
Podziałały. Głowa powoli przestawała boleć, zaś herbata przygotowana przez Gusa (posłodzona miodem) naprawdę zwiększała chęć życia z chwili na chwilę. - Sol, a teraz mam pytanie...- nagle dobiegł do dziewczyny głos z kuchni- Czemu zemdlałaś? Co ci się stało takiego? Gus. No pewnie, w końcu musiał zadać to pytanie. Jak każdy mężczyzna, finezja nie była jego mocną stroną. Ale ten ton, to pytanie nie było tak w pełni zwykłe... Jakby coś wiedział, jakby chciał się upewnić... Brednie. Ale czy na pewno? |
-Ja...jesteś już drugą osobą jaka zadaje mi to pytanie. Nie wiem...może to zabrzmi dziwnie, ale coś zobaczyłam rano, gdy dotknełam tego...czegoś na szybie. Przerwała na moment lekko przygryzając wargi. I...i tego nie widziałam oczyma, tylko jakby...tu.. Lekko palcami prawej dłoni musneła czoło. -Coś...dziwnego..najpierw...las. Potem...drogę...czworo ludzi...czułam ich uczucia...strach...i zdeterminowanie... Znowu lekko zakręciło się jej w głowie. -A zemdlałam...to wspomnienie...jak wspomnienie, ale nie moje... Wiem, że brzmi to jak słowa wypowiadane w gorączce...sama nie wiem, co mam myśleć... Spojrzała na niego z wyrazem totalnego zagubienia w oczach. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:02. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0