|
|
Do głównego holu wkroczyła wysoka, muskularna postać w ciężkich, skórzanych butach, na podeszwie których wciąż były widoczne kawałki mózgu jakiegoś pechowego przedstawiciela Pig Cops. Mężczyzna w czarnych okularach i fryzurze, której dorównać mógł jedynie detektyw Rutkowski, zaczął rozglądać się uważnie po wszystkich zebranych, by w końcu jego spojrzenie na dłużej spoczęło na Beboku, który nieśmiało schował się gdzieś w kącie pomieszczenia. Nie spuszczając z niego wzroku, Duke powoli wyciągnął z kieszeni marynarki wielkie cygaro, które wcisnął sobie między zęby i zapalił z westchnieniem ulgi. |
Boris Balkan przybył do hotelu w dobrym humorze. Zastanawiał się czy okazać komuś zaproszenie znajdujące się w kieszeni płaszcza. Ale nikt obsługi hotelu nie kwapił się go powitać. Postanowìł zaczekać na rozwój sytuacji i pojawienie się gospodarza hotelu. Profesor przytargał ze sobą dwie walizki, jedną mała podręczną wykonaną z dobrze wyprawionej skóry i drugą, wielką, ciężką, okutą metalowymi zdobieniami. Na wielkiej walizce przysiadł, wyciągnął książkę i coraz bardziej rosnącym zdumieniem i dyskrecją obserwował innych gości. Grono dziwnych indywidualności. Zdążył pomyśleć o obecnych, trzeba będzie doczytać. Gdy zjawiła się piękna młoda dama w stroju służącej. Zrobiła na profesorze pozytywne wrażenie. - Boris Balkan, profesor, zajmuje się demonologią. - przedstawił się wszystkim obecnym. Służąca powiedziała kilka zdań wyjaśnienia, ale daleko jeszcze był od kompletnego wyjaśnienia sprawy. Samo nawiedzenie zaintrygowało Balkana na tyle, by pozostać w gronie innych gości hotelu. |
https://www.youtube.com/watch?v=qYS0EeaAUMw Morty… Nie żyje Rick. Deszcz bębnił cicho w parapet. Wiatr szeleścił gałęziami drzewa Samotna łza spłynęła do butelki tequili, którą trzymał dziadek opłakujący wnuka. Zaprzeczenie. -Nie mogę zapomnieć. Wciąż wierzę, że wejdzie tu i zrobimy coś razem normalnego z okazji dnia dziadka. Porzucamy ginduanskimi piłkami, które powodują raka czy przemycimy w jego małym, tyciunim odbytku prezenty na gwiazdkę dla całej rodziny. Po prostu <beeek> nie mogę się z tym pogodzić. Gniew -Aaaaargh.. To nieprawda, że człowiek czuje się lepiej po zniszczeniu kilku miast, cywiliz.. planet.. galaktyk. Depresja -Dooobra może nie byłem najlepszym dziadkiem na świecie, nie nauczyłem młodego pić procentów, wyrywać suczek i nie namówiłem go na oddanie mi tej młodej nieprzetyranej wątroby przed śmiercią, ale się starałem rozumiecie? Akceptacja -Już mi lepiej Beth. Możecie z Jerrym mieć jeszcze jedno dziecko i nazwać je <beeeel> Morty? 6 miesięcy później Nagle przez portal wpadł do garażu mały chłopiec w żółtej koszulce o nieco tępym wyrazie twarzy. -O Morty. Cześć. -Rick? Co… Co.. Co.. -Nic Morty. Już sobie przypomniałem. Wysłałem Cię w czasie do przyszłości na 6 miesięcy do przodu i wgrałem sobie <beeeek> fałszywe wspomnienia o twojej śmierci. -Co… Co… Co… -Powtarzasz się Morty. -Czemu nie próbowałeś o jezuuu.. no nie wiem? Uratować mnie czy coś? -Mhm. Jasne, że mogłem przywołać twojego ducha, stworzyć robota, adoptować jakiegoś bezrickowego Mortiego z Cytadeli Ricków, cofnąć się w czasie do momentu twojej śmierci, sklonować Cię dając geny owcy dla zabawy żeby sprawdzić czy ktoś zauważy różnicę w tym jak bardzo beczysz, ale nie byłoby w tym wszystkim zabawy. To wszystko już było. Musiałem dojrzeć Morty. Przekreślić rolę, którą napisał mi jakąś palant i poczuć się wolny, wyjść przez czwarte okno i <beeek> przeżyć wszystkie emocjonalne stadia rozpaczy. Pokazać, że jestem skłonny do żalu. Przestań być takim <beeek> pieprzonym egoistą Morty. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. -O jezuuu.. Naprawdę dziadku Rick? Naprawdę zrobiłeś to wszystko, a właściwie nie zrobiłeś niczego, tylko po to żeby czuć, że ewoluujesz jako postać? Jestem twoim wnukiem do.. do.. do cholery! -<Beeeek> albo to albo 12 dwanaście kroków AA Morty, a nie jest gotowy by przyznać, że mam kolejny problem. To teraz no ten no użyję swojego pistoletu do podróży między wymiarowych by przeżyć kolejną wykręconą przygodę i poczekać aż twoi rodzice trochę ochłoną, a Ty chyba masz pół roku do nadrobienia w szkole Morty i trzepania konia do nowego teledysku Miley Cyrus czy co wy tam dzieciaki teraz oglądacie. Czołem. Rick wystrzelił wiązkę zielonej materii w ścianę garażu Smithów i wszedł w portal, który zamknął się zaraz za nim pozostawiając jego wnuka samego. Chwila później -.... iiiii tak o to zjawiłem się tutaj przychlasty. O ile tak naprawdę nie tkwimy wewnątrz jakiejś symulacji, to mi się nie śni albo to tak naprawdę jakaś pokręcona wersja piekła dla ubogich<beeeek>. To co? Robimy imprezę? Ten lekko przerażający chłop z uszatką na czerepie i widłami ma rację. Kto nie pije ten jest Jerrym! Zwariowany naukowiec wzorowany zapewne na Emmecie Brownie z “Powrotu do Przyszłości” na lsd znalazł się w mafijnym wymiarze, gdzie każdy chciał zabić bliźniego albo podejrzewał o zabijanie drugiego. W tym ponurym i wyjętym rodem z koszmaru świecie poczuł się jak w domu. Rick Sanchez uśmiechnął się na myśl, że czeka go wyśmienita zabawa. |
Do niezwykle dziwacznej zbieraniny dołączył nagle kolejny przybysz...jakby nie z tej bajki. Był to olbrzymiego wzrostu, tłusty i najwyraźniej zadowolony z siebie pirat, chowający za pasem butelki rumu i pistolety. Zmrużył oczy i chytrze rozejrzał się po obecnych dziwolągach.... no cóż, nie takie już rzeczy widział na oceanach i Grand Line. -Zeehaaahaaaaa Jego śmiech zadudnił po całym upiornym domostwie gdy rozsiadł się na największej kanapie i lubieżnym spojrzeniem odprowadził O'harę... -Jestem Czarnobrody, najgroźniejszy z piratów, nie wiem czy moja sława dotarła aż tutaj.... widzę że niezwyczajni z was goście... jak jesteście silni i nie znacie strachu możecie dołączyć do mojej załogi i pomóc mi zostać Królem Piratów, ja mam plan..... ktoś tu chyba mówił coś o gorzałce? -Pościł oko do Wędrowycza, wyciągając butelkę rumu. -Ale najpierw musimy zająć się zagadką tego Domu....widzę że na początku jak zwykle wszyscy się boją odsłonić, znajdzie się jakiś odważny co powie coś konkretnego? Rozumiem, że linczować zaczynamy jutro? |
|
Na spotkanie przyszedł zaraz po obiedzie. Na stołówce jak zwykle był tłok i kolejka do samego nieba, jednak on, Stirlitz wszedł przed wszystkich z honorami i odebrał posiłek od uśmiechniętej obsługi. Cała kadra oficerska była w szoku, ale to tylko dlatego, że nie wiedzieli, iż kobiety w ciąży i bohaterowie Związku Radzieckiego obsługiwani byli poza kolejnością. Maksym Maksymowicz Isajew szerzej znany pod swoją obecną przykrywką jako Standartenführer Max Otto von Stirlitz, a ogólnie bohater wspaniałego serialu Siedemnaście mgnień Wiosny, dalej przyglądał się stojącej nieopodal pokojówce. Wyglądało na to, że ona też była pod przykrywką, puścił więc w jej kierunku oczko doskonale rozumiejąc trudy misji. To już 7 lat jak nie był w domu, ale nic straconego! Otóż wczoraj kiedy czytał gazetę na jego głowę spadła doniczka - umówiony znak, że jego żona powiła mu syna. Na samo wspomnienie otarł ukradkiem łzy wzruszenia. Uśmiechał się sam do siebie na te wszystkie wspomnienia kiedy to wyrwało go z letargu słowo klucz. - Ale jak wypić to coś słusznego! Wino na ten przykład - ale wiedział, że i tak woli i będzie wódka. Jak na Słowianina przystało - to zawsze musiała być wódka! Reszta towarzystwa na razie nie wzbudziła w nim żadnych podejrzeń. Praca pod przykrywką wiele go nauczyła. Wiedział tylko, że muszą tu być niemieccy szpiedzy i trzeba było ich wyeliminować. W końcu walczył dla dobra matki Rosji! |
|
Człowieczek spojrzał na mamroczącego kościotrupa, a potem na sir Corpse'a. Potem znów na tego pierwszego i znów drugiego. I jeszcze po dwa razy na każdego z nich. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:29. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0