lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] wolna - FANTASY (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/258-sesja-wolna-fantasy.html)

Mira 21-02-2008 13:55

Serafin pociągnęła nosem i pospiesznie wytarła zdradliwą łzę z policzka.

- Spieprzaj dziadu! – burknęła do Wyszemira.

Chciała jeszcze czymś dogryźć staruszkowi, który wyraźnie upodobał sobie jej osobę, zapewne zwabiony perspektywą śmierci między jej gładkimi udami. Dziadydze pewnie i tak wiele życia nie zostało, więc chciał sobie umilić ostatnie chwile... Wydarzenia w sklepiku i rumor podniesiony przez sprzedawcę, odwróciły jednak uwagę białowłosej. Skrzywiła się z niesmakiem. Oto widać ich przywódczyni dała plamę, bo nie powinna brać do sklepu człowieka, którego ród podpadł gnomowi. A może półelfka nie wiedziała o tym? Teraz to i tak nieważne, mieli problem. Gnomy wszak nie wybaczały łatwo, a wręcz wcale, jak na małe, złośliwe skurczybyki przystało. Nie kręciło ich wino, nie kręciły kobiety, tylko złoto, złoto i wynalazki - za które złoto mogli dostać.

Serafin
westchnęła ciężko. Może nie uwiedzie Hermolausa, ale chociaż uładzi jego gniew? W miarę jak szła w stronę Redcliffa zmarszczki na jej czole wygładzały się, a na usta wykwitał delikatny, odrobinę tajemniczy uśmiech, rozświetlając tym samym całą postać.

- Przepraszam pana... – zagadnęła głosem słodkim niczym miód.

- Wynocha! Wynocha stąd wszyscy! – gnom skierował w jej stronę swój bojowy wynalazek, potrząsając nim groźnie.

„ Uważaj knypku komu grozisz, bo zaraz ci to żelastwo w zadek wsadzę... oczywiście trąbką do dołu.”

- Już... już idziemy, tylko ja... Serafin spuściła wstydliwie oczęta – Ja chciałam wytłumaczyć. Rozumiem pańskie oburzenie, najgorsze wszak co być może, to oszuści i szubrawcy, którzy żerują na ludzkiej naiwności, jednak... trzeba wierzyć! Wierzyc, że nie tylko tacy chodzą po tym padole.

Ani się gnom obejrzał, kiedy kobieta przyklęknęła koło niego tak, aby mógł spoglądać w jej wielkie, złote oczy. Cokolwiek dało o nich powiedzieć, to Hermolaus jednego był pewien: kłamstwa w nich nie było.

- Tak wiele zła dookoła, więc my – ludzie uczciwi - winniśmy sobie pomagać. Bardzo pana proszę, niech nas pan nie wygania, potrzebujemy tej mapy. A jako ludzie uczciwi zapłacimy za nią ile potrzeba już teraz, niech tylko pan poda cenę. Na pewno się uładzimy... w końcu jest pan świetnym ekonomem. Bardzo pana proszę...

Słodki uśmiech, a w głowie chaos. Serafin była wściekła na siebie i towarzyszy za to, co teraz robiła. Zresztą, gdyby nie faktyczne oburzenie i wstręt wobec oszustów, jej przedstawienie byłoby niemożliwe. Zanadto czujny był jej „towarzysz” na sprawy prawdy i kłamstwa.

sante 21-02-2008 18:31

Hektor wysłuchał spokojnie wywodu wkurzającego skrzata i już miał wychodzić bez słowa, gdy Serafin nagle odstawiła szopkę. Tego młody kapłan miał już dosyć. Skąd tą dziewczynę wzięli? Misja wymaga ludzi doświadczonych, opanowanych, poważnych, a nie jakieś lale, które kpią sobie z wszystkiego i z wszystkich dookoła.. Zły Hektor zawołał na dziewczynę.
- Nie mamy czasu na twoje bezsensowne zachowania. On nie ma mapy to nie jest nam potrzebny, po co tracić jeszcze czas? Masz zamiar każdego obrabowanego tak przepraszać? Na litość jest czas, a jest też czas na działanie. Tego pierwszego teraz nie mamy, czas ruszać. Będziemy musieli poważnie porozmawiać w czasie drogi. – Hektor spojrzał na Wyszemira – dopiero co mówiłeś, ze będziesz miał na nią oko, a będąc metr koło niej, nie potrafisz opanować jej głupiego zachowania. Co za amatorszczyzna panuje w tej grupie ... – kapłan spojrzał po reszcie zebranych – oczywiście nie mówię tu o wszystkich, bo większa część jak na razie nie dała mi powodu do gniewu. Jak na razie… - wściekły mężczyzna przepchnął się przez zatłoczone wejście i wyszedł na zewnątrz. Wciągnął kilka głębszych oddechów świeżego powietrza.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Poczekał, aż wszyscy opuszczą pomieszczenie.
- Nie ma sensu zostawać dalej w tym miejscu. Trzeba udać się na poszukiwanie mapy. Ma ją twój brat – spojrzał na Johanna – sprzedawca mówił coś o tym, że gnije w lochach. Wiecie może, o jakich lochach była mowa? Jeśli mowa o tych na wyspach, to będziemy mieli problem. Dostać się tam będzie trudno, a co dopiero dotrzeć do lochów.
Najlepiej by było kupić lub ukraść łódkę od któregoś z rybaków, bo nikt nas tam dobrowolnie nie zawiezie. Popłynąć nocą, a kilkanaście metrów od brzegu dopłynąć wpław. Bo inaczej dostrzegą nas zawczasu. Także jak widzicie, dotrzeć to jest już problem, nie mówiąc już o powrocie. Niestety planów wysp nie znam, także znaleźć tam cokolwiek nocą będzie trudne.

Mira 22-02-2008 17:40

Kobieta podniosła się z ziemi odwrócona plecami do reszty towarzyszy. Coś błysnęło obok jej ręki, która przez przypadek dotknęła stojącego obok przedmiotu. Małe wyładowanie elektryczne? Nagle zebrani usłyszeli głos Serafin... podwójny głos. Jej i... mężczyzny. Jakby dwie osoby deklamujące ten sam wiersz, lecz to nie był wiersz...

- GŁUPIE, MÓJ DROGI ŚMIERTELNIKU, JEST LEKCEWAŻENIE KOGOŚ, KOGO NIE ZNASZ, A JUŻ SZCZYTEM GŁUPOTY JEST WYRAŻANIE TEGO TYPU OPINII NA GŁOS...

To, co Hermolaus zobaczył w twarzy białowłosej obudziło jego szczere zdumienie. Wpatrywał się w nią teraz, całkowicie zapominając języka w gębie. Głosy znów zadudniły, lecz tym razem nasycone cieplejszą barwą.

- CHOĆ TRUDNO W TO CZASEM WIERZYĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ JEST NA TYM ŚWIECIE. TO, CO ZOSTAŁO CI GNOMIE ODEBRANE, WRÓCI DO CIEBIE. ZACHOWAJ TO PIÓRKO, CO MASZ NA WYSTAWIE DLA SIEBIE, A PRZYNIESIE CI SZCZĘŚCIE.

Serafin położyła sprzedawcy dłoń na ramieniu. Znów zaelektryzowało, więc szybko ją cofnęła. Nagle odwróciła twarz w kierunku Hektora, łypiąc na niego jeszcze bardziej niż zwykle złotymi tęczówkami o zwężonych jak u kota źrenicach.

Przedziwny tatuaż na jej ciele nabrał ostrzejszych konturów i zdawał się... poruszać! Poruszać niczym fale morskie, płonąć niczym zimny ogień Eskaggordu.

- KAŻDY MA SWOJE MIEJSCE W ŚWIECIE, KAŻDY MA SWOJĄ WARTOŚĆ. LEPIEJ O TYM PAMIĘTAJ CZŁOWIEKU. PEWNEGO DNIA BOWIEM KTOŚ OBEDRZE CIĘ Z TWEJ WIEDZY I... NIE ZOSTANIE NIC.

Czy białowłosa wieszczyła? Trudno było to rzec, jednak teraz, zamrugawszy parę razy oczyma, jej wygląd począł wracać do normy. Oczy znów były oczami człowieka, a tatuaż stał się na powrót tylko tatuażem.

mataichi 23-02-2008 22:39

Wyszemir

- Spieprzaj dziadu! - usłyszał jedynie czarodziej w zamian za swoją troskę o to młode niewinne dziewczę, które najwyraźniej było istną huśtawką nastrojów. „Ach ta młodzieńcza energia” – pomyślał rozbawiony, kiedy to Serafin zaczęła przymilać się do gnoma.


„A jednak brat Johanna jest kluczem do całej sprawy, kto by pomyślał.” – Wyszemir zerknął ukradkiem na towarzysza, któremu lada chwila mogły puścić nerwy a broń w rękach kurdupla wydawała się nie być zabawką.

Wtedy to Hektor zaczął krzyczeć na blondynkę robiąc jej i staruszkowi wyrzuty co zdecydowanie poirytowało Wyszemira mniej więcej tak jak ukąszenie komara albo chrapanie człowieka w sąsiednim pokoju. Niestety oskarżające słowa trafiły do Serafin dosyć głęboko i coś się zaczęło z nią dziać, coś na tyle ciekawego, że przykuło uwagę staruszka.

Jej tatuaże, wyładowania i głos…czarodziej obserwował jej każdy gest z zaciekawieniem i miną specjalisty oceniającym badany obiekt. – „Oj coś lub ktoś w naszej małej kruszynce siedzi”

Poczekał aż Serafin skończy swój monolog, który, jasno dawał Hektorowi do zrozumienia jego pozycje, po czym westchnął i robiąc zła minę dziadka, który ma za chwile pouczyć wnuczęta odrzekł najpierw do kapłana krótko.

-Wierz mi synku nie chciałbyś doczekać dnia, w którym dam Ci powody do gniewu, więc daruj sobie takie uwagi na przyszłość.

A potem do wściekłej kobiety.

-A ty młoda damo proszę pohamuj swoje emocje, niepotrzebna nam jest rozwydrzona młódka tylko silna osoba, na jaką zresztą wyglądasz, nie mylę się? – surowy ton głosu brzmiał nad wyraz szczerze. Jeżeli Wyszemir udawał to był w tym cholernie dobry.

- Skoro już wiemy co mamy zrobić, czyli wydostać Joachima z lochów to nie pozostaje nam nic innego jak pójść wypocząć i…i obmyślić plan działania naturalnie. - Zaproponował - Nie znam tego miasta, ale każde lochy są do siebie podobne, więc nie obawiaj się Johannie odzyskasz cało swojego brata już ja Ci to obiecuje…

Czarodziej raczej wątpił czy po spotkaniu braci Joachim będzie dalej cały, ale to już nie jego problem. On musiał tylko dowiedzieć się gdzie jest ta przeklęta mapa.

Van 25-02-2008 20:18

Krdik Ungart

- Kurwa - tylko to jedno słowo rzekł Krdik gdy usłyszał co się stało z "ich" mapą. Wyrażało ono wszystkie uczucie jakie nękały teraz krasnoluda. Jakby przecież nie było, to takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Wiedział, że w misji będą komplikacje i trudności, jednak nie uważał, iż zaraz na początku. Bardziej wierzył, że to gnom da im jakieś niebotycznie trudne zadanie, żeby mogli później odebrać mapę. A tu się okazało, że ten stary dureń oddał ją jakiemuś złodziejowi i to zupełnie za darmo. Przeklęty głupiec.

Gdy Hermolaus Globpfetter pojawił się ze swoim samopałem, Ungart chciał się dyplomatycznie wycofać, ale nie. Jego "kochani" towarzysze musieli mieć ostatnie słowo. Najpierw białowłosa musiała zacząć wyrażać, jak to bardzo jej szkoda tego gnoma, później jeszcze Hektor postanowił publicznie wyrazić swoje ubolewanie z powodu zachowania Serafin. Ta oczywiście nie mogło pozostać dłużna (no bo jak ona będzie wyglądała - pomyślał z przekąsem Krdik) i wściekła wygłosiła ("trochę" dziwnym głosem, jak zauważył Ungart) swoje niezadowolenie z powodu krytyki jej osoby (Tylko czy to było jej niezadowolenie czy może kogoś innego ? - takie pytanie zadawał sobie krasnoludzki kapłan). A do tego wtrącił się jeszcze ten bezczelny Wyszemir.

Krdik jednak nie wtrącał się, a gdy tylko wszyscy skończyli mówić (jak mu się przynajmniej wydawało) spojrzał na Johanna, którego to brat był winowajcą całej sytuacji. Nie wiedział za bardzo jak się on wcześniej znalazł w drużynie, jednak dziękował za to Moridusowi. W końcu łatwiej mu będzie przemówić do swojego krewniaka niźli mieli to robić pozostali. No ale jeszcze trzeba tego młodego Raabe wyciągnąć z lochu.
- No bo przecież nic nie może być proste - powiedział do siebie Ungart, rozmyślając nad całą sytuacją.

- Przynajmniej zaczyna się robić ciekawie - pomyślał i uśmiechnął się do siebie.

- Staruch ma racje, powinniśmy teraz wrócić do gospody i tam postanowić co dalej. - Krasnolud miał nadzieję, że Wyszemira dotknie trochę nazywanie go tak, ale jak póki nie odda on swojego długu, nie ma co liczyć na inne zwracanie się do niego.

Arango 26-02-2008 11:26

Johann

Mężczyzna zachmurzył się. Sprawy w widoczny sposób się komplikowały. Jedyną pociechą było to, że wszyscy teraz muszą się zaangażować w wyciągnięciu Joachima z więzienia. Zagryzł wargi i popatrzył na dziwnego ludzia-nieludzia. Na razie wyglądało że dysponuje sporą sumę pieniędzy, a złoty klucz otwiera wiele drzwi.

Na razie jednak skupił się się na Hermolausie. Mały gnypel podskakiwał jak wsza na łańcuchu wymachując naprawdę grozną bronią. Ta mogła w każdej chwili wypalić pozbawiając życia większości obecnych. Z drugiej strony jeśli był garłacz wykonany przez samego Globfettera istniała duża szansa na to że jedyna ofiarą może być sam twórca broni. To jednak też nie było wyjście, nie mówiąc o tym, że zapewne musieliby się gęsto tłumaczyć przed władzami miasta. No i niewykluczone że spotkaliby sie z Joachimem szybko, ale w nieco innych okolicznościach niż zamierzali.

Westchnął ciężko i przeklinając w duchu, gnomie wynalazki, magów i ich tajemnice, upierdliwe, przyślepawe karakany i znowu magów, przemówił :

- Szanowny panie Hermolaus pan jest kupiec i ja jestem kupiec. Porozmawiajmy jak ludzie interesu. Pan czegoś szuka my też. Dogadajmy się. Jeśli pomoże wyciągnąć mego brata z lochu, on pomoże nam odzyskać mapę. Wtedy my spróbujemy zdobyć zwoje których pan pragnie. To uczciwa handlowa umowa i proszę ją rozważyć.

Nassair 26-02-2008 21:23

Nassaira od rozmowy w karczmie jakby nie było. Wprawdzie czuło się jego obecność, ale nic poza tym. Nie było słychać jego kroków, szedł ostatni, wiec nie rzucał się w oczy, a ponieważ się nie odzywał, nikt się na niego nie oglądał.
Elf jednak obserwował i słuchał uważnie, na wszystkie możliwe sposoby. Nie podobało mu się to. Grupa była za duża i nie zorganizowana, przemęczona Venefica nie dawała sobie z nimi rady. Byli za głośni, zwracali na siebie uwagę, byli niebezpieczni dla siebie nawzajem, jak i dla innych. Myślał już nawet o "uszczupleniu" "drużyny" o jednego, czy dwoje osobników, zaniechał jednak chwilowo ten pomysł.
Z gnomiego sklepu wychodzili z Ven jako ostatni. Półelfka odwracała się już do drzwi, czekając jeszcze na Johanna. Nassair przysunął się blisko niej, niezauważalnie dla innych chciał ją zaczepić, zwrócić na siebie uwagę. Zatrzymał się jednak szybko, Venefica też. Usłyszeli głos Raabe i jak na komendę odwrócili się w stronę kupców. Nassair trochę szybciej, tak by nie zostać zauważonym, choć przy połelfce nie było to wcale takie łatwe.
Wysłuchał propozycji Johanna do końca i uśmiechnął się do siebie. Gra była warta świeczki, i jeśli to gnom wyciągnie młodego Raabe z lochu... Tak, tak. Ten magiczny alergik, zakopany po uszy w kłopotach zaczynał mu się podobać.

Milly 27-02-2008 18:00

Mergott - sklepik Hermolaus'a Globpfetter'a; karczma "Pod Lunetą" (zapada wieczór)
 
W sklepiku zakotłowało się. Hektor i Serafin ścięli się w krótkiej wymianie zdań. Odpowiedź dziewczyny wybitnie nie spodobała się mężczyźnie, nie spodobało mu się też zapewne to, co się z nią działo. Dziwny, podwójny głos, świecący tatuaż... Redcliff musiał mieć poważny powód, żeby dołączyć ją do drużyny.

W ciągu całego zamieszania Hermolaus Globpfetter ściskał swoją broń, wytrzeszczał oczy i trząsł się cały. Gnomom z pewnością nie można było odmówić pomysłowości, chciwości i złośliwości, ale nie były to stworzenia pełne odwagi i męstwa. Raczej ich liczne wynalazki dodawały im animuszu lub ratowały z opresji. W tym jednak wypadku, widząc co dzieje się z tą dziwną, białowłosą kobietą, Globpfetter zapomniał nawet do czego służy kurek i cyngiel przy samopale. Mamrotał coś pod nosem, dało się rozróżnić jedynie niektóre słowa "mój sklepik", "moje cenne różności", "oby tylko nic nie ucierpiało".

Po chwili było po wszystkim, kobieta na powrót stała się "tylko" kobietą, mężczyzna wyszedł ze sklepu, a zaraz za nim większość z zebranych. Gnom oddychał szybko, jak po wytężonym wysiłku, a pot spływał po jego twarzy. Na koniec podszedł do niego jeszcze Johann.

- Szanowny panie Hermolaus pan jest kupiec i ja jestem kupiec. Porozmawiajmy jak ludzie interesu. Pan czegoś szuka my też. Dogadajmy się. Jeśli pomoże wyciągnąć mego brata z lochu, on pomoże nam odzyskać mapę. Wtedy my spróbujemy zdobyć zwoje których pan pragnie. To uczciwa handlowa umowa i proszę ją rozważyć.

Twarz gnoma wyrażała już tylko zrezygnowanie. Popatrzył na Johanna powiększonymi przez binokle oczyma, a w nich malowało się jedno jedyne pragnienie - zostawcie już starca w spokoju...

- Synu, gdybym miał taką możliwość, to już dawno poruszyłbym niebo i ziemię, żeby odzyskać mapę. Niewielu jest takich ludzi, którzy mieliby dostęp do wyspy Mera. A kto raz trafi do merowskich lochów... Nie masz pojęcia jak wiele poświęciłem, żeby ją raz zdobyć. Jestem już za stary, żeby ganiać za nią po raz kolejny. Odejdźcie stąd. Odejdźcie i zostawcie mnie już w spokoju...

Hermolaus Globpfetter mówił to bardzo poważnie. Strata tak cennej mapy w tak głupi sposób musiała być dla niego wielkim ciosem. Dobrze wiedział, że to wina jego własnej nieuwagi. Jego wściekłość była w gruncie rzeczy skierowana na niego samego.

Venefica
pociągnęła Johanna za ramię, prosząc go wzrokiem, aby opuścił sklep. Po chwili cała grupa zmierzała z powrotem w kierunku karczmy. Nastroje nie dopisywały, a co gorsza, w powietrzu czuć było niechęć, nieufność i nieporozumienie. Nim towarzysze dotarli do karczmy "Pod Lunetą" słońce zdążyło zakończyć swoją podróż po widnokręgu. Na zachodzie niebo mieniło się jeszcze odcieniami rubinu, malując delikatne smugi na wodzie, natomiast wschodnie niebo upstrzone było już bladymi gwiazdami.

Grupa musiała jeszcze wiele ustalić. Venefica poprosiła, aby nowi towarzysze zorganizowali sobie pokoje na nocleg i aby za pół godziny wszyscy spotkali się w jednej z alków, na dole. Spojrzała pytająco na Nassaira, a gdy ten kiwnął głową zamówiła kolację, uprzedzając jednak nowych towarzyszy, że ich fundusze są już bliskie zera, więc nie będą mogli zapłacić za całość.
W pokoju półelfki stała wielka balia pełna zimnej wody. Nim zeszła na dół obmyła twarz, próbując spłukać z siebie zmęczenie i cały niepokój. Było jeszcze tyle rzeczy do uzgodnienia, tyle spraw do załatwienia... dlaczego to właśnie jej musiała przypaść rola przywódcy? Przecież nie nadaje się ani trochę! To już nawet Nassair byłby lepszym wodzem od niej, choć jest tak skryty i nie potrafi mówić... Och, jak bardzo Venefica tęskniła za łagodnym wzrokiem Konrada, za jego spokojnym głosem i mądrymi decyzjami. Jedyne, czego pragnęła, to jego powrotu zanim jeszcze cokolwiek złego się wydarzy.

Wreszcie nadszedł moment kolacji, zwiastowany wspaniałymi zapachami dochodzącymi z dołu. Wszyscy powoli zbierali się w odosobnionej, wygodnej alkowie, z dala od i tak nielicznych gości "Lunety". Gdy wszyscy zasiedli do stołu, Mishka sprawnie zaczęła wnosić półmiski z dymiącymi potrawami i dzbany z piwem. Choć posiłek był skromny, to jednak bardzo sycący i naprawdę smaczny. Wkrótce napięta atmosfera nieco opadła, wszyscy rozluźnili się trochę i zrobili się bardziej skorzy do konkretnych rozmów. Gdy talerze zniknęły już ze stołu (co również było robotą obrotnej Mishki), a kufle jeszcze nie do końca opróżniły się z resztek piwa, Venefica wstała i odchrząknęła.

- Musimy ustalić bardzo wiele spraw, a teraz wydaje mi się na to najodpowiedniejszy moment. Przede wszystkim jednak muszę Wam powiedzieć jedno. Jesteśmy drużyną od połowy dnia. I w ciągu tego czasu zdążyliście się już kilkukrotnie posprzeczać, a to co się stało w sklepie gnoma.... Serafin - zwróciła się bezpośrednio do kobiety - Zdążyłam zauważyć, że jesteś osobą bardzo żywiołową. Dobrze by było, gdybyś swoją siłę zachowała do momentu starcia z prawdziwymi problemami i prawdziwymi wrogami. Hektorze - spojrzała tym razem na młodego mężczyznę - Nie podważaj każdego jej kroku i nie obrażaj jej. Mamy trzymać się razem, a nie zwalczać się nawzajem. Nie wiem czym dokładnie jest Kamień Dusz. Ale wiem, że jedna część plotek o tym artefakcie jest z pewnością prawdziwa - jeśli tylko wznowimy nasze poszukiwania będą czekać nas same przeciwności losu, a śmierć będzie kroczyć obok nas. Gdy zaczną się kłopoty będziemy mieć tylko siebie, będziemy musieli na siebie na wzajem liczyć, a nie sprzeczać się!

Venefica zrobiła krótką przerwę. Patrzała po kolei po wszystkich twarzach swoich towarzyszy. Tak bardzo pragnęła, aby Konrad wszedł teraz do tej alkowy i rozwiązał wszystkie problemy. Czy tak by do nich przemawiał, gdyby tu był? Nawet jeśli teraz wyraziła i jego zdanie, za nim stała cała potęga jego profesji i cała siła autorytetu, który aż z niego bił, mimo iż był tylko przygarbionym, długobrodym staruszkiem w śmiesznej czapce. Venefica czuła się malutka i nic nie znacząca.

- A teraz czekam na Wasze propozycje... Co zrobimy żeby dostać się do Joachima? I czy w ogóle ma przy sobie tą mapę...?

Półelfka usiadła na swoim miejscu. Nie czuła się dobrze.

mataichi 02-03-2008 21:16

Wyszemir



Piękna przemowa – odrzekł ironicznie do Venefici i gdyby nie dosyć istotny brak lewej kończyny górnej czarodziej zaklaskałby z radości. Współczuł elfce, mając taką drużynę pod sobą mogła jedynie załamywać ręce lub starać się zapanować nad wszystkimi. Wybrała drugą opcje, jakże szlachetnie i…i głupio z jej strony.

Nie mniej jednak, stoi przed nami nie lada wyzwanie a czułe słówka nie pomogą nam w osiągnięciu celu. – w oczach starca można było dostrzec iskierkę podniecenia. – Nie znam tego miasta jak i więzienia na wyspie, lecz parenaście…nie to chyba było parędziesiąt lat temu…w każdym razie przytrafiła mi się podobna historia.

Wyszemir zaczął obficie gestykulować jedyną ręką kreśląc swój jakże prosty plan, prze resztą drużyny.

- Najważniejsze to dostanie się do środka, Joachima sami nam „oddadzą”. Sztuka polega na tym, żeby dodać do posiłku więźnia ten o to – czarodziej sięgnął do swojego tobołka szukając czegoś energicznie, po czym z zatroskaną miną pokazał zebranym pustą fiolkę. – ten o to eliksir. Nie ważne, jestem w stanie go sporządzić na nowo, istotny jest efekt, jaki powoduje. Człowiek po nim zdaje się by martwy…

Widząc wzrok Johanna pośpiesznie dodał.
Prawie martwy, eee wystarczająco martwy na tyle żeby strażnicy uznali, że już po nim. Wtedy jak się można łatwo domyślić, strażnicy pozbędą się ciała a na wyspie i jak mniemam po prostu wyrzuca się je do morza. Wystarczy tylko przejąć ciało, proste prawda?

Spojrzenia zebranych świadczyły o czymś zupełnie przeciwnym, coś musiało im nie przypaść do gusty. Mag podrapał się po brodzie zastanawiając się nad powodem tego „zwątpienia” i zakrzyknął.

-Aaaa! Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to plan niesie ze sobą pewne ryzyko, ale nie powinniśmy się zrażać drobnymi niedogodnościami prawda?


- Nie gadaj dziadku, że za pierwszym razem udało Ci się uwolnić przyjaciela w taki sposób? – pytanie Serafin jak strzał z kuszy trafił w czułe płuca dziadka wywołując straszliwy kaszel. Dopiero, gdy zażył złocisty lek o gorzkawym posmaku mógł odetchnąć z ulgą.

-Widzisz droga wnusiu - troszkę zagalopował się starzec, który zawsze chciał mieć wnuczkę, ciężko go przecież za to winić.- za pierwszym razem wynikły drobne komplikacje, nie przewidziałem, że w tamtym więzieniu palą zmarłych i no…nie wyszło. – Wyszemir zwiesił głowę na samo wspomnienie. Nawet już nie pamiętał imienia nieszczęśnika, ale na pewno traktował go jak przyjaciela, tego był święcie przekonany.

Po minucie ciszy, uśmiechnięty już od ucha do ucha zielarz zerknął na towarzyszy i zapytał. – Co myślicie przyjaciele o moim pomyśle? Ma on co prawda pewne luki, ale taka szczwana kompanija jak my poradzimy sobie z tym!

Nagle ni z tego ni z owego posmutniał, przypomniawszy sobie jedno z pytań Venefici. To mogło być nielichym problemem. – W najgorszym wypadku Joachim będzie jedynie wiedział przynajmniej, kto ma mapę lub gdzie ona się znajduje.

sante 03-03-2008 21:50

Hektor na słowa Venefici spuścił oczy dając tym znak, że jest mu wstyd za swoje zachowanie. Obarcza pierwszymi niepowodzeniami innych, gdy sam zachowuje się jak dziecko, co jego statusowi nie przystoi. Spojrzał na Serafin i ukłonił się nisko.
- Wybacz – znowu jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, tak jakby nigdy nic się nie stało.
Powrócili do karczmy. Wyspa Mera, to straszne miejsce, wręcz opływające złą, miejscową legendą. Dostać się można łodzią rybacką, ale co dalej? Wtedy też z pomocą przyszedł Wyszemir, który przedstawił swoją propozycję. Miała ona wady, jednak chyba była warta rozważenia.
- Jestem za, tylko by trzeba się dowiedzieć czy tu też przypadkiem nie palą ludzi. Ile trwa sporządzenie mikstury? Myślę, że też warto spróbować wcześniej dostać się na wyspę, na mały rekonesans. Może by mnie wpuścili jako kapłana? Jednak ja nie znam tego osobnika, to też sam bym niewiele zdziałał, bo jak kogoś szukać, nie wiedząc jak wygląda. – kapłan pogrążył się w myślach, szukając odpowiedzi.
Nagle zerwał się na nogi, tak, że krzesło omal nie upadło.
- Jest jeszcze jedna możliwość. Magiczny portal, taki, jakim się tu dostaliśmy – spojrzał w kierunku krasnoluda i białowłosej. – Na pewno tam taki jest, bo z tego, co kojarzę nikt nigdy z wyspy nie przypływał na ląd poza pustymi barkami, wożącymi więźniów. Kto wie, może mapa będzie w tym samym pomieszczeniu, co portal? – spojrzał na Wyszemira – Potrafisz zrobić coś co po przerzuceniu na drugą stronę mogło zneutralizować kogokolwiek, bądź cokolwiek co by tam było. Wpadanie na domownika mogłoby się źle skończyć. Oczywiście pozostaje jeszcze dowiedzenie się, gdzie jest ten więzień.
- Hektor usiadł i zniżył głos. – Można to zrobić tak:
Ja, Venefica, Johann płyniemy tam z posługą kapłańską. Habity zdobędę, o to się nie martwcie. W ciągu dnia postaramy się dowiedzieć, gdzie jest portal i więzień. W międzyczasie ty Wyszemirze przygotujesz wszelkie cuda, które będą potrzebne do przejścia przez portal, oraz wyciągnięcia naszej zguby. Gdy będziecie gotowi, mam na myśli Serafin, Nassaira, Kridika i ciebie, przejdziecie przez portal, wcześniej usuwając niespodzianki jakąś twoją zabawką, a my do was dołączymy. Wtedy, jeśli nie będzie nadal z nami twojego brata – zwrócił się w stronę kupca – to pójdziemy razem go odbić. Potem coś się wymyśli by uciec. – Hektor rozejrzał się po kompanach, czekając na ich decyzję – aha, jeszcze jedna sprawa. Zanim przejdziecie przez portal w świątyni, upewnijcie się, że adres prowadzi na wyspę. Jednym słowem, musicie zmusić kogoś, do wyjawienia wam „adresu”.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:18.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172