lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Sesja] Anánkē (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2772-sesja-ana-nk.html)

Geisha 09-04-2007 22:47

Phoebe Vanmare

Phoebe stała na skraju klifu i oddychała ciężko. Widok, jaki się przed nią roztaczał, zapierał dech w piersiach. Widziała wiele razy morze w swych marzeniach, ale po raz pierwszy w rzeczywistości. Jakże inne było od tego wyśnionego. I o ileż piękniejsze!!
Phoebe rozłożyła ramiona i po raz pierwszy poczuła morską bryzę na twarzy, tę prawdziwą, słoną, morską bryzę...
Zadrżała cała z radości, sycąc się tym uczuciem, kiedy na ziemię ściągnął ją głos jej towarzyszki. W ostatnim momencie, jej stopa ześlizgiwała sie właśnie niebezpiecznie w dół. Phoebe cofnęła się gwałtownie i spojrzała na dziewczynę z lekkim zaskoczeniem.
- Tu jest pięknie... - odpowiedziała nieco nie na temat. - Nigdy w życiu nie widziałam prawdziwego morza. Zawsze było to... - przerwała gwałtownie. Co ona mówi? Czego sie spodziewała po tej blond dziewczynie? Zrozumienia?? Może kiedyś...
Uklęknęła obok niej przy strumieniu i zaczerpnęła wody. Miała orzeźwiający, świeży smak. Woda w Londynie nie była taka...
- Przynajmniej mamy wodę. - powiedziała z namysłem. - Jedzenie... też musi się znaleźć. Nocleg też... Może faktycznie teraz powinnyśmy pójść wzdłuż strumienia. Lub może spróbować zejść na plażę... Może przy brzegu morza znajdziemy... coś. I proszę... - zamilkła na chwilę. - Proszę, nie pytaj mnie o wyjaśnienia, skąd się tu wzięłyśmy. Nie próbuj niczego tłumaczyć. Nie mam pojęcia. Nie wiem... I jak na razie odpowiada mi to. Więc... - wstała i spojrzała na blondynkę z uśmiechem. - Gdzie teraz?

Mira 09-04-2007 23:30

Alice Forest

Widząc wyraz zadowolenia na twarzy towarzyszki, Alice rozprężyła się nieco. Zimna woda ugasiła pragnienie i pozwoliła chociaż na krótki moment zapomnieć również o głodzie. Raz jeszcze wstała i rozejrzała sie po okolicy.
- Przypuszczam, że najmądrzej byłoby iść wzdłóż strumyka, kryjąc się w zaroślach i mając oczy nawet z tyłu głowy, by obserwować okolicę i szukać jakich śladów ludzi... - rzekła rzeczowo. Zaraz jednak obróciła sie do Pheobe i nieco łagodniejszym tonem dodała - Ale kto to widział, żeby dwie nastolatki robiły mądre rzeczy? Proponuję zatem wybrać się na plażę... Może nam się poszczęści i znajdziemy złotą rybkę?

Geisha 10-04-2007 09:09

Phoebe Vanmare

Phoebe uśmiechnęła się szeroko, i radośnie. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni uśmiechnęła sie tak na prawdę. I to do kogoś, a nie do swoich marzeń...
I po raz pierwszy od dawna ucieszyła sie, że nie jest sama.

- Podoba mi sie ten pomysł. Jeszcze nigdy nie byłam na plaży. Taka okazja może się długo nie powtórzyć. Więc, na co czekamy?

Zaśmiała się i lekko klepnęła koleżankę w ramię na zachętę, po czym odwróciła się i biegiem ruszyła w stronę plaży.
- Dziewczynki były by zachwycone. - pomyślała smutno. Po raz pierwszy zatęskniła za nimi. Teraz, kiedy dzieją sie wokół niej takie rzeczy, kiedy nie musi już zamykać oczu, żeby uciekać od świata... teraz zatęskniła za nimi. Obiecała sobie, że kiedy już dowie się jak, jakim cudem znalazły się tutaj, kiedyś wróci i zabierze je ze sobą. Pokaże im prawdziwy błękit nieba, prawdziwy zapach morza, prawdziwy chłód nadmorskiego piasku pod stopami.
Phoebe odwróciła się, by sprawdzić, czy dziewczyna idzie za nią. poczekała trochę.
- Słuchaj, wiem, że już sie nam przedstawiałaś, ale ja nie słucham ludzi, kiedy mnie coś nie interesuje. Wtedy nie było mi to potrzebne, ale teraz sytuacja sie zmieniła, więc... możesz powtórzyć, jak masz na imię?

Kutak 10-04-2007 11:25

Roger John Carlston

Co to za dziwaczne budynki! Chłopak przestał się pochylać i skradać, podszedł do ścian i próbował coś usłyszeć. Kiedyś słyszał o czymś podobnym, to były chyba jakieś hitlerowskie magazyny w którejś z książek, do których dało się wejść tylko tunelem ciągnącym się kilometrami pod ziemią... Może trafili do jakiegoś tajnego magazynu, pozostawionego przez III Rzeszę?

Skarcił się w myślach i ostatni raz rozejrzał po okolicy domów. Pusto. W końcu wypatrzył leżącą na skale Brennę, na którą z uporem maniaka i fascynacją w oczach gapił się Joshua, i machnął parokrotnie ręką. "No, chodźcie tu..." wycedził pod nosem.

Roger czekał na najmniejszy ruch ze strony reszty grupy. Jeżeli tylko zaczną się zbliżać, chłopak uda się na tą tajemniczą plażę- może tam będzie coś ciekawszego...

Tahu-tahu 10-04-2007 11:53

Brenna Jingles, zarośla
 
Brenna leżąc na chłodnej trawie i wdychając jej cudowny zapach wpatrywała się w chudzielca, który ostrożnie zbliżał się do budynków. "Całkiem dobrze mu to idzie, trzeba przyznać. Widać, że szkolony... albo pasjonat zabaw w indian" Z ust dziewczyny wydobył się stłumiony chichot.

Stojący obok tłuścioch spojrzał na nią ze zdziwieniem:
- Co jest? Czy jest coś wesołego w braku jedzenia?
Brenna prawie zapomniała, że grubas tu z nią jest... to zresztą chciała osiągnąć. Gdy podniosła twarz znad ziemi i odwróciła się do chłopca odór potu uderzył ją - jakby dostała w głowę ciężką pałką. "Dlaczego do diaska nie został w obozie?"

- Przymknij paszczę. Jesteśmy na czatach, głupku. I nie zapominaj, że dopiero co jadłeś - jeszcze trochę pomarudzisz i cię tu zostawimy. - kiedy ponownie spojrzała w stronę budynków zobaczyła, jak chudy chłopiec daje znaki wyraźnie oznaczające "Chodźcie tu!". Może w mniejszym budynku jest stajnia i jakaś szkapina...? To by było klawo - pogalopować po tych przestrzeniach, wreszcie wolna, z dala od grubasa... jak we śnie. Chudy zaimponował Brennie i była z jego towarzystwa nawet zadowolona. "Ostatecznie - mogą być i dwa konie."

Brenna wstała i ruszyła w stronę budynków, starając się podążać tą samą drogą, którą obrał ich 'zwiadowca' - do mazgajowatego chłopca rzuciła tylko krótkie Chodź a po kilku krokach obejrzała się. Szedł - wolno bo wolno, z miną Króla Zrzęd, ale szedł.
Brenna bardzo chciała obejrzeć budynki, a także to co było za nimi - uważała ponadto (mimo marzeń o swobodnym galopie), że nie powinni się w nieznanej okolicy rozdzielać.

Mira 10-04-2007 15:39

Alice Forest

Blondynka trochę zdziwiona i jakby zakłopotana wybuchem entuzjazmu towarzyszki, usunęła się jej z drogi. Cieszyła sie, że sprawiła jej radość, ale... nie potrafiła się zachować, widząc jak ktoś obnaża przed nią część swojej duszy. Nie przywykła do tego, zupełnie nie wiedziała co zrobić by nie speszyć lub nie obrazić. Gdy rudowłosa dziewczyna obróciła sie ku niej, uśmiechnęła się, choć czuła w duchu, że wypadło to raczej blado.

- Jestem Alice. Wiesz... ja często też nie zwracam na imiona uwagi, ale Twoje jakoś zapadło mi w pamięć. Pheobe, prawda? Niecodzienne... nie tak jak moje, które jest przeciętne do granic możliwości. Ech, to co? Idziemy?

Alice czując się strasznie głupio ruszyła w stronę plaży.

Nevdring 12-04-2007 16:13

Alice Forest i Phoebe Vanmare:

Zejście w dół okazało się trudniejsze, niż to z początku wyglądało. Ziemia była sypka, a krzaki ciągnięte kobiecymi rękami w większości w nich pozostawały. Jednak niepodobna było już się cofnąć – nawet stojąc w miejscu osuwałyście się powoli, zapadając po kostki i wzniecając tumany kurzu. Niefrasobliwe „ruszenie” Alice zaowocawło tym, iż dużo prędzej aniżeli Phoebe dotarła na miejsce – a raczej przekoziołkowała ostatnie kilka metrów, padając jak długa tuż obok wody. Szczęśliwie upadek nie okazał się groźny, choć nieliczne kamienie zdecydowanie uprzykrzyły lądowanie. Nie było tutaj żadnych muszelek, czy wodorostów, jedynie tuż przy zboczu widniało kilka dużych, choć zniekształconych przez waszą eskapadę śladów. Rozpoczynały się prawie idealnie pod skarpą, ażeby dojść na wysokość jakichś dwóch metrów – jak gdyby pohamowane nieprzebytą ścianą ziemi.
Po lewej stronie ciągnęły się kolejne skarpy, często przedzielane szerokimi, pełnymi wody zagłębieniami. Kierując spojrzenie w przeciwną stronę, można było już nieco wyraźniej dostrzec w oddali zielony skrawek lądu, a i owe wzniesienie piaszczyste zaczynało się kilkadziesiąt kroków dalej. Tam też poruszał się jakiś kształt humanoidalny, lecz ostre promienie słońca uniemożliwiały dokładne rozeznanie sylwetki.


Brenna Jingels i Roger John Carlston:

Roger:

Paręnaście kroków i dotarłeś na zalewaną spokojnymi falami plażę. Nie licząc owego przedmiotu ciemnego, było tu pusto. Drzewa bliżej wody były nieco mniejsze, węższe i dosyć łatwo uginały się pod wpływem nacisku. Wyglądem upodabniały się do zupełnie innej strefy klimatycznej – liście podłużne, soczyście zielone, kora nieco odchodząca od jednego pnia przypominała raczej pasmo wydartego mięsa, dyndającego swobodnie na wietrze.
Czarna rzecz, którą widziałeś skończywszy podchody, okazała się niczym innym jak prymitywną pochodnią. Długa na jakieś pół metra zdawała się całkowicie wypalona, składników również nie dało się rozeznać – prawie rozpadała się w dotyku.
Leżała przysypana tuż obok miejsca w którym mielizna (na ile można było stwierdzić będąca jakieś półtora metra pod wodą) ciągnęła się niemal w prostej linii do owej wyspy niewielkiej. Odległość trudno było zmiarkować – jak zwykle zresztą, gdy falujące morze wdziera się między punkt odniesienia i miejsce obserwacji.
Mając słońce po prawej stronie, dostrzegłeś w niewielkim oddaleniu dwie osoby. Jedna dopiero co zbiegała ze zbocza, druga zaś leżała na plaży, cała w piachu.

Brenna:

W czasie, gdy Roger udał się (tym razem w celach badawczych) na plażę, kroczyliście już po jego wcześniejszych śladach – w stronę dziwnych budynków. Mazgaj kolejny raz pokrzywdzony słowami istot nie pojmujących jego boleści, wlókł się noga za nogą, starając się nie zostać w tyle. Droga (nie polegająca na skradaniu się) zajęła jeszcze mniej czasu i po kilku chwilach osiągaliście już wyjałowione „podwórze”.
Urywany pisk - Joshua wypluwa nieartykułowane dźwięki i znika parę kroków przy ostatnich drzewach.
- Aaa, pomocy! – drze się z niewielkiego, wilgotnego dołu. – Wyciągnijcie mnie! Tu jest woda... topię się! – lamentuje spoglądając w górę i nie mogąc wygramolić się po śliskich, nieco ponad metrowych ścianach zagłębienia. W gruncie rzeczy słodka ciecz sięgała tylko odrobinę wyżej jego kostek, lecz spanikowany umysł niezdary dopiero po dłuższej chwili uświadomił to sobie. Miota się więc tragicznie do czasu, aż spostrzegł, iż owa dziura przechodzi w niski, wąski tunel nieznacznie zalany i odchodzący w stronę budynków. Opiera pulchne dłonie na udach i bezskutecznie stara się przeniknąć wzrokiem niepokojący mrok.

Mira 12-04-2007 18:55

Alice z jękiem upadła na plażę. Nie tak chciała tu dotrzeć. W dodatku jakiś „złośliwy” kamień ułożył się akurat tak, by uderzyła się o niego boleśnie żebrem. Wściekle wypluła piasek z ust. Już miała się podnieść i przekląć wszystko na czym świat stoi, gdy zobaczyła jakieś ludzkie sylwetki ledwie kilkadziesiąt kroków od plaży, na której przebywała. Zamiast wstać, przylgnęła do ziemi. Obróciła głowę w stronę zarośli, gdzie wciąż przebywała Pheobe.

- Ukryj się! –
syknęła przez zęby. – Ktoś tam jest!

Przyczajona przy skarpie, z której spadła, śledziła wzrokiem postacie. Jej uwagę rozproszyły jednak wielkie ślady na piasku... Jasne tęczówki obróciły się ku nim, patrząc, gdzie też dochodzą...
Prowadziły one tylko do części wzniesienia, co było dość dziwne, szczególnie, że dziewczyna nie zauważyła, by zawróciły. Gestem dłoni wskazała ślady towarzyszce.

- Możesz się im przyjrzeć?

Sama wróciła znów do obserwowania dalekich postaci. Zmarszczyła brwi, w napięciu oczekując rozwoju wydarzeń.

Tahu-tahu 12-04-2007 23:08

Brenna Jingles
 
Brenna zdążyła się już przyzwyczaić do towarzyszącego jej ciągłego biadolenia grubasa. Naprawdę, że też taka klucha ma kiedyś zostać mężczyzną... wielkie szanse, naprawdę. "Już prędzej mnie to spotka."
Widok tego matoła w siedzącego w jamie, w której faktycznie była woda - ale tyle, co kot napłakał - całkowicie dobiła Brennę. Nie dość, że została zamknięta w obozie, nie dość, że nie wie gdzie jest teraz ani jak się tu znalazła - to jeszcze użera się z tą ciotą. Siadła na krawędzi jamy i na chwilę ukryła twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że chudy chłopiec zaczeka na nich... na wszelki wypadek jednak krzyknęła głośno coś w rodzaju 'Hej, zaczekaj'. Skupiła uwagę na tej żałosnej, ubłoconej kupie mazgajowatego sadła.
- Pomogę ci wyjść. Ale zrób dla mnie dwie rzeczy. - konkretny ton dziewczyny najwyraźniej trochę zadziałał, bo krzyki umilkły.
-Ta-ak?
-Pierwsze - jak się nazywasz. Drugie - obiecaj, że póki nie znajdziemy się w znanym miejscu, będziesz się mnie słuchał.
- Brenna nie miała wielkich nadziei na spełnienie drugiej prośby, ale spróbować nie zaszkodzi. Chłopiec wyglądał na takiego co obieca, ale później i tak z uporem głupiego dzieciaka będzie robił swoje.
- Jo..Jashua. - jak Brenna widziała te złożone w podkówkę usteczka na pyzatej twarzy, chciało jej się wyć - I o... o... obiecuję. Pomóż mi...

Brenna już wcześniej zauważyła, że jest duża szansa na wyjście z tej jamy górą - zawsze mogą wyjśćwyczołgać się dołem, ale włażenie w nieznanym miejscu do tunelu, i to z tym śmierdzącym potem Joshuą nie należało do marzeń Brenny.
"Po ścianach dam radę się wspiąć, to tylko ten siedzący na dole Koszmar Wuefistów nie potrafi. Wskoczę do środka i podsadzę go... jeśli starczy mi sił. Jak on wylezie, kłopot z głowy." - Brenna nie była tylko pewna czy chłopcu uda się taka sztuka - nawet z jej pomocą. Na wszelki wypadek przyciągnęła z lasu gruby, mocny konar i położyła nad otowrem - tak, żeby mógł stanowić dodatkowe oparcie.
Wskoczyła do środka. Zanim zabrała się do tej harówy, jaką będzie wyciąganie stąd grubasa - przyjrzała się tunelowi. Może jednak warto by go zbadać... idzie w stronę budynków. Może jest tam jakieś przejście? Uznała jednak, że najpierw trzeba wydostać się, dogonic chudego chłopca i najwyżej wrócić tu razem.
"No. Do roboty."

Geisha 13-04-2007 14:55

Phoebe Vanmare

Na widok zjeżdżającej , a raczej staczającej sie w dół Alice, Phoebe uśmiechnęła się. Przypominało jej to beztroskie lata u babci, gdy wraz z innymi dzieciakami uwielbiała "skulkowywać" się ze stogów pachnącego siana. Prawie poczuła znów ten orzeźwiający wiaterek, ciepło słońca na twarzy, prawie usłyszała beztroski śmiech dzieci... To były dobre, szczęśliwe czasy. Przed nimi nie musiała uciekać... tak daleko, aż pod zamknięte powieki.
Sytuacja Alice nie wyglądała niebezpiecznie, więc Phoebe uśmiechnęła się jeszcze raz i ruszyła za dziewczyną, ostrożnie, ale szybciej, w razie jakby jej towarzyszka potrzebowała pomocy przy wstaniu...
Ale na jej dziwną prośbę Phoebe natychmiast przypadła do ziemi, mrużąc oczy i próbując dostrzec coś, co tak zaniepokoiło Alice. Jej plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz, brutalnie przypominając o tym, że ich sytuacja nie jest wcale taka zwykła i rozkoszna. Że tak naprawdę nie wiedzą gdzie są i co je może spotkać...
Podczołgała się najostrożniej, jak umiała, do Alice, i przyjrzała się śladom. Z jednej strony świadczyły one o tym, że ktoś tutaj jednak jest. I żyje. Z drugiej strony... czego można było się po tym kimś spodziewać?
- Niestety, nic mi to nie mówi... jak myślisz, powinnyśmy pójść tym tropem? na pewno gdzieś prowadzi.
Spojrzała w kierunku, w którym skierowany był wzrok Alice.Coś, a raczej ktoś się tam poruszał. I Phoebe nagle poczuła straszną niechęć na myśl o spotkaniu z tym kimś. Ale z drugiej strony - w końcu będą musiały gdzieś dojść, i być może to była jedna z niewielu okazji, żeby dowiedzieć się czegoś o miejscu, w którym w tak tajemniczy sposób się znalazły...
- Cholera, nie wiem co o tym myśleć. Może poczekamy, aż odejdzie, i pójdziemy jego śladem? Zobaczymy, gdzie nas zaprowadzi.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172