Karta, karta, jaka karta? -Pani, jeżeli wybaczysz, moja karta chyba sobie właśnie wyszła. Lecz jeżeli jest to takie niezbędne z chęcią ją jeszcze raz wypełnię. Co do imienia, jestem Veibat z rodu pewnie wielu nieznającym historii tych ziem obcego, dlatego o pominę. Spojrzał na kobietę. Wyglądała jakby była co najmniej w jego wieku, takie odniósł wrażenie. Nie ma porównania z piękną Hrabiną Isabelle czy chociażby jej służką Sophie. Choć ona też niczego sobie. Nagle się opanował, przestał rozmyślać o starych dobrych czasach. Będzie z nią musiał spędzić siedemnaście lat. Cholera. Choć skoro go nie poznała może coś ją wkręcić. -Mam spędzić w szeregach armii zaledwie trzy lata. Zwyczajna drobna kradzież. Wie Pani. I dziękuję za odesłanie tych dwóch prymitywów. Psuli atmosferę lokalu. |
-Trzy lata powiadasz....- zadumała się. -O ile mi wiadomo nigdy jeszcze nikogo nie dali na trzy lata do wojska za drobną kradzież, poza tym nie wyglądasz mi na kogoś kto musiałby kraść...- mówiąc to skierowała wymowne spojrzenie na strój mężczyzny. -Nieco gorąco tu- mruknęła i wolno z dostojnością zdjęła purpurową, generalską pelerynę. Położyła ją na swoje krzesło i odwróciła się do reszty. -Tobą jeszcze się zainteresuję i wiedz, że nielubię kłamców, mam nadzieję, że jesteś uczciwy- powiedziała wykrzywiając twarz w grymasie niedowierzania. -No dobrze, Veribata już znam, proszę kolejną osobę. |
Gerd - Nie mam żadnej karty, ten tępak w koszarach niczego takiego mi nie dał. Zresztą nawet gdyby dał, wciąż nie wiem czy ją podpiszę... Mówiąc to spojrzał wyzywająco na rudowłosego oficera i resztę towarzystwa. - Nie odpowiedziałaś na moje pytania... - Jeśli zaś o miano chodzi...zwą mnie Gerd, po prostu Gerd. |
Rhevir de Valiron -Rhevir, syn lorda Vrinela rodu de Valiron-to mówiąc ponownie się ukłonił-Nie mniej jednak powinienem zrzec się rodu ze względu na... problemy rodzinne, lecz tego nie zrobię. Tak więc wiesz już czemu tutaj jestem, Pani. Mówiąc szczerze dopiero przed chwilą zdecydowałem się wstąpić w te szeregi, dlatego nie miałem czasu... "zdobyć" jakiejkolwiek karty meldunkowej-powiedział. Stał spokojnie i bez ruchu. |
Gerard Taa, karta jakaś tam. Bo ja wiem co to jest.- Gerard rozmyślał, gdy przyszła kolej na niego. Otrząsnął się i odpowiedział: -Zwą mnie Gerard. Jestem mężem zabitej żony i ojcem dziecka, które nie wie o mym istnieniu. Mężczyzną, który szuka spokoju i ukojenia w wirze walki. Człowiekiem, który nie boi się śmierci. Te słowa wyjaśnienia powinny Ci wystarczyć o Pani.- jego głos był donośny. Mówił to jak by recytując lecz jego głos zawahał się, gdy wspominał o żonie i dziecku. |
Janosz Favrasz, Miguaya Bez słowa ustawił się w szeregu. Przedstawiał się już, kobieta zaś nie sprawiała wrażenia takiej, której wiele umyka. Lisbeth Cross. Zapamiętał. Zaczął szukać w czy coś mu to nazwisko nie mówi... W międzyczasie podsumowywał najnowszych kompanów. Veibat. Cwaniak chcący przezimować. Gerd. Niewyparzony jęzor i góra bezczelności. Kobieta - samarytanka (albo skrytobójczyni, w połowie wypadków kobieta kiedy niosła pomoc, zabijała), tak czy inaczej cicha woda. Rhevir de Valiron. Paniczyk szukający przygód (Jestem z możnego rodu X, ale uciekam przed kłopotami rodzinnymi i właściwie nie powinienem mówić, z jakiego jestem rodu). Na wszystkich przodków! Szlachta w tym kraju bywała naprawdę dziwna. Chyba, że paniczyk był tu z innych powodów. Jonasz chwilę rozważał tę opcję, lecz ją odrzucił. Jeśli tak jest, wyjdzie prędzej czy później, rzekł sobie. Wreszcie ostatni. Gerard. Mściciel. Szuka zapomnienia. Jonasz westchnął cicho. Trening przez najbliższe dni zapowiadał się naprawdę ciężki, bowiem by zintegrować oddział niestety nie będzie innej drogi niż taka. Jeśliby tę zbieraninę ktoś miał posłać teraz do walki, będzie to autentyczna masakra. To nie był oddział. Nawet pospolite ruszenie miało więcej solidarności. On to widział, kobieta na pewno też. Spoglądnął na nią. Czekał na jej dalsze słowa. Milczał. Jeśli ma się raz jeszcze przedstawić, pewne zostanie do tego wezwany, a jego kartę miała już w dłoniach. |
Lisbeth wyciągnęła z torby przymocowanej do paska pomiętą nieco pobazgraną kartkę i czarny węgiel do pisania. Usiadła i na kolanie zapisywała po kolei imiona nowicjuszy. "Veibat, Gerd, Rhevir de Valiron, Gerard...i jeszcze ten Janosz Favrasz"- mruczała i kreśliła przy nazwiskach jedynie sobie znane znaki. Została jeszcze kobieta. Swoją drogą wydawała się jej miękka, wprawdzie jest medykiem, ale wojna to zupełnie nie dla niej. "Jeszcze mi ucieknie w środku bitwy"- pomyślała z przekąsem, albo ten "narcyzowaty laluś" co za "drobne kradzieże" kibluje trzy lata. Ciekawa mieszanka nie ma co." Jako, że przez długi moment panowała cisza chrząknęła znacząco, żeby przypomnieć reszcie drużyny o swoim poleceniu. |
Janosz Favrasz, bar Dramna Rozglądać się dokoła nie było po co. Lokal był podły, otoczenie mu dorównywało. Dlatego Janosz skupił wzrok na towarzyszach, wkrótce broni. Szacował ich wygląd, zapamiętywał twarze, sprawdzał gdzie mają co rozwieszone, czy ich broń jest zadbana, a strój bogaty. Z nawyku zerknął, gdzie mają sakiewki, lecz było to naprawdę niepozorne spojrzenie. Wsparł się na łuku i w milczeniu czekał. Był ciekaw, czy kobieta każe mu strzelać w wyrysowane specjalnie w tym celu kółka. Ludzie byli ciekawscy, nikt dotąd nie oparł się spostrzeżeniu, że ma kuszę samopowtarzalną na trzy bełty. Strzał w trzy kółka był codziennym treningiem u Leśnych Ludzi, więc zwykle, jeśli mu nie wierzyli, kazali strzelać. Potem padały uwagi, że nawet jeśli nie jest z Leśnych, to dobrze strzela, więc się nada. Ciekaw był, czy i tu tak będzie. |
Anna Dziewczyna popatrzyła w oczy dowódczyni i powiedziała: -Jestem Anna i jestem absolwentką uniwersytetu medycznego. Żadnej karty nie dostałam. |
Janosz Favrasz, bar Dramna W milczeniu przeniósł wzrok na lekarkę. Absolwentka uniwersytetu medycznego. Tutaj. To brzmiało równie niewiarygodnie jak: Nazywam się Piotr. Jestem synem króla i przybyłem tu uczyć się rzemiosła wojennego. Pewne rzeczy po prostu się nie zdarzały. Ale to właśnie powiedziała. Co jak co ale ufał swym uszom. W hierarchii oddziału, Anna wylądowała na samym szczycie jako... hochsztaplerka, lub cud. Tylko trzeba było ustalić, które. Może jednak skrytobójczyni, zażartował w myślach, brzmi bardziej prawdopodobnie. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:43. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0