lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Wojna o Miguaya (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3087-wojna-o-miguaya.html)

Alaron Elessedil 07-05-2007 17:59

Rhevir de Valiron

Skinął głową i po chwili namysłu, zdecydował się zatrzymać broń przy sobie, a gdy ktoś wyciągnie po nią swoją paskudną łapę, straci ją i nawet stalowa rękawica go nie uchroni.

Padła propozycja Janosza, a Rhevir ponownie skinął głową.
-Zgadzam się. Gerard powinien być najlepszy na tym stanowisku. Ja osobiście nie lubię dużo mówić, więc odpadam. Chodźmy coś zjeść-powiedział, a następnie poszedł na stołówkę. Na miejscu zobaczył już Veibata i Annę. Spojrzał na talerz kompana i skrzywił się z niesmakiem, lecz grymas szybko zmienił się w uśmiech. Przypomniało mu się dzieciństwo, kiedy mieli najgorszą kucharkę jaka tylko mogła być. Każdy jadł, bo musiał, a gdy ojciec wrócił, natychmiast została zwolniona, zaś w jej miejsce zatrudniony profesjonalista. W tamtym właśnie okresie uodpornił się na wstrętne jedzenie, więc nie straszne mu było jedzenie wojskowych.
Gorszego jedzenia niż cioteczka Helen, nie zrobi nikt. Zupa warzywna o smaku zaprawy murarskiej, kurczak o smaku i elastyczności podeszwy-niemal roześmiał się na wspomnienie o tym, a gdy wziął już swoją porcję, poszedł do stolika i zaczął jeść, stwierdził, że jest to najlepszym daniem jakie jadł, ale nie było gorsze od dań cioteczki.

Sylvain 07-05-2007 18:24

Gerd

Koszarowa "stołówka" nie zaskoczyła go niczym. Wyglądała się tak jak się spodziewał, jak sobie ją wyobrażał po zasłyszanych w karczmach opowieściach weteranów.
Jedzenie a właściwe psie łajno wymieszane z elementami jego twórcy, które kucharz w ramach słownej zabawy nazwał "jedzeniem" również w niczym go nie zaskoczyło.
Westchnął po czym wbił łyżkę w tależ pełen nadziei, że smak będzie lepszy niż wygląd. Nie był...
"Z drugiej strony przynajmniej żołądek "czymś" się napełni."- pomyślał.
Podczas posiłku nie odzywał się. Całą swoją wolę skupił na przełykaniu i walce z odruchem zwrotnym.
Żarty Rhevira nie poprawiały sytuacji.
"Co mnie obchodzi, że inni mogą mieć gorzej!?"
Zjadł nie wiele. Może pół tależa. Więcej nie był w stanie. Obtarł usta rękawem i odsunął tależ.
-Widziałem nieraz coś takiego na ulicy, ale nigdy nie myślałem, że to się je.
Podsumował to co im podano.
"Na szczęscie mam jeszcze w worku bochenek chleba z wczoraj"
Oparł ręce o stół i w ciszy czekał na dalszy rozwój wydarzeń licząc, że szybko zjawi się Ruda Jędza z jakimś zadaniem.

Lkpo 07-05-2007 18:52

Veibat
 
Veibat siedział zdziwiony. Niby tacy ludzie, za porządnych się uważający a nawet chłop by podziękował za to co on zrobił. Co jak co, ale szlachcic chamstwa nie znosi.
Cóż jesteśmy w wojsku, a tu nawet chłopi wydają się jakby ledwo co z dworu wyszli.
Po tym jak pokonał zupę, wziął się za drugie. Jedyne co się zmieniło, to konsystencja. Gdy tak jadł nagle między zębami coś mu chrupnęło. Odruchowo wypluł to na podłogę. Zobaczył malutką szczurzą główkę.
Mniam, dobrze, że nie jestem wegetarianinem.
Za życia żywił sie gorszym jedzeniem. Kiedyś nie zwracał uwagi na takie odczucia jak smak czy estetyka. Niestety pamiętał to. Choć nawet wtedy miał szczytne wartości.
Teraz rozglądał sie za nową rzeczą, która wymaga jego interwencji. Niestety nie mógł chwilowo nic wymyśleć. Nagle przechodził jakiś wojak. Tuż obok nich. Veibat nałożył substancji na łyżkę i i zastosował prawidło jakim się katapulta rządzi. Maź spływała po karku mężczyzny. Ten jednak nic nie widział i nie mógł nikogo oskarżyć. Szczególnie biednego Veibata, który z dziwnym zapałem jadł swoje danie. Spojrzał na wszystkich groźny wzrokiem i odszedł coś mrucząc pod nosem.
-Czy kiedy bezinteresownie poszedłem zająć wam stolik i łóżka, ominęło mnie coś?
Szczególny nacisk położył na słowo "bezinteresownie".

Tammo 07-05-2007 19:52

Janosz Favrasz, stołówka
 
Spoglądając na jedzenie, przypomniał sobie pytanie o zioła, jakie zadał mu niedawno Gerd.

- Zaraz wracam - mruknął po czym ruszył spokojnie do okienka, gdzie spokojnie zmierzył wzrokiem dyżurującego w kuchni w tym dniu żołnierza. Celowo wybrał taki moment, by ten był sam. Mężczyzna miał zdecydowanie antypatyczny wygląd, szczególnie powodowała to blizna na podbródku, przeciągnięta przez usta i policzek, oraz wielokrotnie złamany nos.

- Czego? - warknął nieprzychylnie widząc pełną michę przybysza - Zachcianki masz, to do gospody!

Janosz stanął tak, by jego gest nie był widziany, po czym sięgnał do kiesy i rozsypał na ladzie 15 knutów. Z głębi stołówki wyglądało to tak, jakby dyskutował o jedzeniu.

- Porcję podoficerską.

Tamten na moment zdębiał, by zmierzyć nowego podejrzliwie.

- Łapówka? - syknął. I to, że syknął, zdradziło, że weźmie, bo nawet nie podniósł głosu. Ale twarz Janosza nie zmieniła się nawet na jotę. Toteż po chwili niezręcznego milczenia, tamten zgarnął pieniądze i rzekł:

- Jakby kto Cię pytał, to jesteś mi kuzyn, a zaciągnąłeś się tu bo...

- Darujcie - przerwał mu Janosz - ale każdy kto na mnie spojrzy to wyśmieje. - Faktycznie, smagła, cygańska cera zaprzeczała 'kuzynostwu' z miejsca i bez miejsca na polemikę. - Mogę natomiast rzec, żem weteran z pochodu na Draconię.

Tamten zaśmiał się nieprzyjemnie.

- W to to ja nawet nie wierzę, więc żarcia bym i nie dał. - rzekł cynicznie, zatrzymując miskę.

- I błąd byście zrobili bo się należy.

- Za te piętnaście knutów?

- Nie, za weterana.

- No to zobaczmy, cwaniaczku. Kto dowodził czwartym oddziałem Leśnych Ludzi?

- Nominalnie, Gauln, faktycznie jego porucznik. Eminecją śmy go wołali. Piotr miał na imię, alem nazwiska nigdy nie poznał.

Tamten długo milczał, bezgłośnie pracując szczęką. Zwęził oczy, nachylił się:

- A jaki oddział został rozbity pierwszy?

- Proste. Żaden. Leśni z miejsca rozbili oddziały sami. W otwartej potyczcze nie mieliśmy przecież żadnych szans.

- A motto Leśnych?

Janosz skrzywił się wyraźnie, słysząc pytanie:

- Współczuję matce tego pojeba, syna już nie zobaczy.

- HA! Nie! Gówno prawda, bo: "Wszystko dla Draconii!"

- To jest gówno prawda, Draconia nam nawet żołdu nie wypłaciła. Leśni zostali rozwiązani zaraz po nawiązaniu kontraktu, burmistrz nie widzi potrzeby płacenia jednostce, która nie spełniła warunków umowy. Nabili nas, kutasy, w butelkę, ale potem wyszło im to głową.

- Głową? - mimo sceptycyzmu, dyżurny nie oparł się ciekawości.

- A. Głową. Nie inaczej. Z tuzina rajców co negocjowali kontrakt, trzy dni potem, jak odmówili zapłaty, dziewięciu nie żyło. Czyściutkie strzały, jeden w drugi, każdy jeden suczy syn miał główkę przebitą na wylot.

Kucharz roześmiał się mimowolnie.

- Dobra. Nadal nie wierzę, żeś weteran, ale opowieść mi się podoba. Twoja porcja.

- A gdybym się chciał wkupić na wikt podoficerski? - spytał Janosz ogarniając znacznie lepszy posiłek podczas nakładania.

- No, to musiałbyś gadać z Beką. Kapral Ryszard Rensson, taki niski grubas. Aha! - dodał mężczyzna, gdy Janosz już zaczynał odchodzić - I nie wspominaj mu o knutach! - rzucił cicho, patrząc porozumiewawczo.

Janosz pokiwał głową. Proste. Cena za taki myk będzie już w talarach...

Chwilę później siadł z gorącym jedzeniem przy pozostałych. Z miejsca zatopił zęby w udku kurczaka, popijając żurem i przegryzając pajdą chleba. Widząc spojrzenia wszystkich dookoła, zaklął w duchu, przełknął i rzekł, nieco głośniej niż by mówił zazwyczaj:

- Weterani mają czasem pewne przywileje. Ale jak mi kucharz rzekł, jak się nie znajdę wkrótce na liście, to będzie zwykłe żarcie, conajwyżej.

To odciągnęło spojrzenia. Nie wszystkie, ale nigdy nie odciągnie się wszystkich, chyba, że się bardzo potrzebuje pomocy. Wtedy spojrzenia same się wynoszą.

Na uwagę Gerarda, Janosz skinął głową, mówiąc:

- W rzeczy samej. Nie owijając w bawełnę, potrzebujemy przywódcy. Takiego, co jak padnie pytanie do grupy, zacznie mówić. Musi takowy znać dryl, regulamin i mieć gadane. Najlepiej jeszcze jak ma prezencję i pochodzenie, bo takich oficerowie nawet potraktują lepiej. Z nas pasuje Gerard i jego proponuję. Ktoś przeciw?

- Veibat, dzięki za posłania, tak przy okazji. - uśmiechnął się do mężczyzny.

Szarlej 07-05-2007 21:26

Anna
Medyczka konsumowała "jedzenie". Wolała nie myśleć czy to miał o imię. Gdy cygan przyniósł kurczaka, popatrzyła tęsknie na niego ale dalej jadła breję.
"Kogo my tutaj mamy? Veibat jakiś szlachcic zaściankowy, który teraz uznaje się za nie wiadomo kogo. Gerard rycerz i właściwie tyle mogła powiedzieć. Janosz wygląda na złodzieja ale jako jedyny był kiedyś w wojsku, spec od militariów. Gerd i ten drugi którego imienia zapomniała to typy spod ciemnej gwiazdy lepiej trzymać się od nich z daleka".
Rozmyślania przerwał cygan. Anna podniosła głowę nad miski i powiedziała:
-Albo Gerard albo Veibat też szlachetnie urodzony. A najlepiej to Janosz jako jedyny był w wojsku.

Tammo 08-05-2007 01:56

Słysząc słowa dziewczyny niemal zakrztusił się kurczakiem, po czym spoglądnął na nią, szczerze zdumiony.

"Dowódcą? Ja? Nie przesłyszałem się? Znaczy, no niby się znam..."

Lkpo 08-05-2007 07:25

Jeszcze jedna łyżka, jeszcze jeden gryz i po wszystkim. Hurra!
Szlachcic uśmiechnął się sam do siebie. Był to może malutki kroczek, lecz pokonał wymierzony sobie cel. Lubił to. Teraz jednak przez chwilę się skupił na dowódcy. On albo Janosz. Cóż jeżeli chodzi o gadanie to na pewno on. Kochał sztukę perswazji. Uczą jej na niektórych uniwersytetach.
Natomiast ten cwaniak, co chce aby szybko zginął w zbroi zna się na wojaczce. Ciekawe.
Chociaż po co mi to stanowisko i tak zwiewam przy pierwszym wyjściu w teren. Może nie, zrobię taktyczny odwrót. Oj, tak. To lepiej brzmi.
-Moje zdanie co do wyboru wygląda mniej więcej tak. Jeżeli chodzi o bitwę czy jakieś inne działania militarne Janosz bądź Gerard powinni nami dowodzić. Jednak jeżeli chodzi nam o rozmawianie z przełożonymi czy załatwienie czegoś, to skromnie wysuwam swoją kandydaturę.
Kurcze, głupi jestem. Jak by mnie przypadkiem wybrali, w co wątpię, już nie będzie tak łatwo zwiać. Wtedy będę tu potrzebny. W pytkę Zbysia, ale wtopa.

Aivillo 08-05-2007 21:45

Zadanie
 
W wojsko stołówce grzmiały odgłosy sztućców uderzających o tanie, wyszczerbione talerze. Była to ogromna sala z długimi rzędami krzeseł przy ciągnących się niemal przez całe pomieszczenie stołach. Ściany były gołe, dla złudnej bieli pokryte wapnem. W tej całej przecietności wyróżniał się jeden stół. Ustawiony prostopadle do reszty, krótszy i nietuzinkowy. Przykryty czerwonym obrusem z fantazyjnymi granatowymi zakończeniami z koronki. Siedzieli przy nim kapitanowie, majorzy i reszta wojskowej elity na czele z głównym dowódcą oddziałów Miguaya w Kreuam- pułkownikiem Alexandrem Palledinem. Był on teraz niezwykle wesoły, z tajemniczym uśmiechem odpowiadał współtowarzyszom śniadania. Wy jednak szukaliście wzrokiem waszego przełożonego- kapitan Cross. Niestety z miernym skutkiem, dowódcy nie było ani przy stole dla wojskowej elity, ani wśród niższych rangą żołnierzy, wśród których na pewno wyróżniałaby się wyraźnie kolorem płaszcza i zbroją. Nieco was to zirytowało. Mieliście przecież nadzieję, że dzisiaj wreszcie zlecą wam coś innego niż rezerwowanie pryczy.

------------------------------------------------------------

Alexander Palladin był za to w doskonałym humorze. Wszyscy oficerowie wokół byli podejrzanie zdziwieni zarówno nastrojem pułkownika, bo taki stan otatnimi czasy zdarzał się niezwykle rzadko, jak i nieobecnością kapitan Cross. Oficerowie wymieniali się między sobą porozumiewczymi gestami i uwagami. Pułkownik puszczał to mimo uszu, miał do spełnienia obietnice i tego chciał dotrzymać. Kiedy skończył śniadanie przywołał do siebie jednego z kapralów.
-Słuchaj żołnierzu- zaczął. -Masz ten list- dał mu dużą, zapieczętowaną kopertę.- I zanieś go do człowieka z drużyny kapitan Cross, ja pamiętam tylko jednego, tego z wesołej kompanii, Janosz Favrasz chyba się nazywał. Do niego możesz się udać. Oni wszyscy powinni być tutaj na sali więc znajdź ich zanim ci ucieknął- kontynuował. -Pamiętaj, mają to dostać przed południem, zrozumiałeś?- zapytał dla formalności.
-Tak jest panie pułkowniku Palladinie- wysalutował żołnierz, schował list za pazuchę i odszedł w poszukiwaniu niejakiego Janosza Favrasza.

----------------------------------------------------------------

Wszyscy szykowali się do wyjścia. Wy zaś z niepokojem czekaliście na rozkaz od pani kapitan. Czyżby wystawiła was do wiatru, powątpiewaliście. Nagle zauważyliście kogoś przepychającego się przez tłumy najedzonych wojaków.
Był to niski kapral z rozbieganymi oczkami i wychudoną sylwetką. Wyglądał na tak przestraszonego, jakby dopiero pierwszy raz usłyszał słowo "wojsko", ale sprawiał wrażenie sumiennego i przykładnego żołnierza. Wypytywał się o kogoś, lecz wszyscy wzruszali obojętnie ramionami i przechodzili dalej obrzucając biedaka cynicznym spojrzeniem. Żołnierz ten skrycie skrywał coś pod mundurem, a wyglądało to na jakiś obszerny papier. Nagle podszedł do was, jako, że do tej pory siedzieliście przy stole nieco wyróżnialiście się od innych. Spytał jednego z was cichym, speszonym głosem mocno zaciskając lewą część munduru. Jeden z was przytaknął. Wtedy dał wam dużą, zalakowaną kopertę i po chwili uciekł z waszego widoku. Położyliście ją na środek stołu i popatrzyliście po sobie. Nagle jeden z was wziął i otworzył kopertę. Wyjęliście z niej nieoficjalny list. Którego treść brzmiała następująco:

"Rekruci,

Jako, że obiecałam wam coś na rozciągnięcie kości i zasmakowanie wojskowego żywotu mam dla was zadanie. Utrudnieniem będzie to, że musicie uporać się z nim sami. Sądzę jednak, że nie sprawi wam to problemu, bo jeżeli wszystko pójdzie dobrym torem, misja jest banalna. Jako pierwsze prosiłabym o wybranie między wami kogoś odpowiedzialnego za wszystko, gdy mnie nie ma.

Ale do rzeczy. Wasze zadanie będzie polegało na eskortowaniu transportu broni i pancerzy do oddziałów piechoty dowodzonych przez majora Mikaela Kaleba w Ledos. To niewielkie miasteczko oddalone o dzień drogi stąd. Gdy jz tam dotrzecie on będzie sprawował nad wami pieczę i wydawał rozkazy. Tyle powinniście wiedzieć.

Macie stawić się o zmroku przy stajni. Tam będzie na was czekał ów wóz, który będziecie eskortować. Dla odwórcenia uwagi, zatrudniliśmy do tego celu cywila. Szczegółowe wskazówki dostaniecie na miejscu.

Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego, że nie będę z wami. Wiem, iż jesteście bardzo obiecującą grupą i chcę dowiedzieć się na ile potraficie sami opanować sytuację bez trzymania się kapitańskiej "spódnicy" i z tego co zaobserwowałam powinniście sobie z tym poradzić bez przeszkód.

Pamiętajcie o tym, że jesteście żołnierzami, macie być chlubą Miguaya i odpowiednio się zachowywać. Mówię to tylko dla formalności, bo sami powinniście sobie z tego zdawać sprawę. Chciałabym nie pomylić się co do mojego sądu o was i nie być rozczarowaną. Sami na wszystko pracujecie.

Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Otóż po wykonaniu misji dostaniecie swój pierwszy żołd.

podpisano,
kapitan Lisbeth Cross."

------------------------------------------------------------

Odstawiliście list i popatrzyliście po sobie. Zegar wybił 8.30. Wojskowi kucharze mierzyli was agresywnym wzrokiem, bo jako nieliczni nadal siedzieliście przy stole.

Sylvain 09-05-2007 00:12

Gerd

""Pamiętajcie o tym, że jesteście żołnierzami, macie być chlubą Miguaya i odpowiednio się zachowywać." Co ona za bzdury kadzi?! Na czarta mi te gadki o chlubie i podobnych jej bzdetach?!"- podsumował w duchu rozkaz.
- Skąd nagle takie zaufanie do "żołnierzy", których ma od rana?! W niezłej dupie jest ta cała armia, skoro nie wyćwiczonych rekrutów już w misję eskortową wysyłają?!
Mruknął do siebie, ale na tyle głośno by był słyszany.
"Gorzała Rudej Jędzy chyba parę klepek pod czaszką wypaliła...Zresztą lał na to knur. Przynajmniej na jeden dzień opuszczę do wszawe miasto!"- dodał w myślach.
- Kończmy wreszcie te wybory! Ja ciągle za Gerardem jestem. Bierzesz tą robotę? Możemy głosować czy długo tak jeszcze będziem na pierdoły czas marnotrawić? Mówiąc to rozglądnął się po reszcie drużyny, na dłużej przytrzymując wzrok na Gerardzie i Janoszu.

Tammo 09-05-2007 15:05

Janosz Favrasz, stołówka
 
Spochmurniał, czytając rozkazy.

"Albo misja jest bułka z masłem, albo komuś zależy, by ją spierdolić a nas i Cross udupić. Ale, gdyby to było to drugie, to Cross by tu chyba była..."

- Mój głos idzie na Gerarda - rzekł na głos. - I powiem Wam jedną jeszcze rzecz. Jeśli to zdanie o chlubie i żołnierzach nie jest pustym zapewnieniem, to powinniśmy skołować sztandar dla tego wozu, a sami być umundurowani.

Wykonał ruch jakby miał splunąć, ale spoglądnąwszy po stołówce, powstrzymał się. Zgarnął list, złożył go i schował za kapotę.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:22.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172