Lhanni uśmiechnęła się promiennie. Tym razem uśmiech sięgnął oczu, które spojrzały na młodego człowieka. - Z przyjemnością się z tobą napiję... tylko poczekamy, aż sytuacja się unormuje. Powiedziawszy to rozglądnęła się po sali. Do Edwarda, który już odłożył broń, podszedł człowiek z poparzoną twarzą. Rozmwiali ale ona wiele nie słyszała. Potem rycerz (chyba tak nazwał go mężczyzna z bliznami) zrobił coś zdumiewającego: podszedł i pomógł karczmarzowi! - No nie.- powiedziała cicho, do siebie.- Ja chyba śnię. W przeciwieństwie do Edwarda, Lhanni nie schowała sztyletu. Nie dałaby się tak łatwo ugłaskać, jak on, chociaż widziała, jak drogo to go kosztowało. W końcu człowiek w kapturze usiadł. - Chodź, siądziemy przy stole.- powiedziała do chłopaka i schowała sztylet, mimo że w powietrzu dalej dało się wyczuć napięcie. Przechodząc prze salę zauważyła, że człowiek w czerni ciągle siedział na swoim miejscu i bębnił palcami w stół. - Nie denerwuj się. Jeszcze trochę i przedziurawisz stół- powiedział do niego chłodno, kiedy go mijała. Nawet na niego nie spojrzała. Obserwowała bacznie człowieka w kapturze. |
Palce zamarły w pól ruchu, następnie powoli opadły na blat. Mężczyzna powiódł spojżeniem nie wyrażającym żadnych emocji za kobietą. "Co ja tutaj robię?" pomyślał. "Z pewnością jest wiele innych miejsc, w których ludzie mniej proszą się o bójkę.". |
Edward ponownie wyszedł na zewnątrz, gdyż nie chciał za bardzo zwracać na siebie uwagi bardziej niż teraz. Jego twarz i tak była wymalowana w pamięci wszystkichgości karczmy, łącznie z karczmarzem, ale Hikikashi nie miał zamiaru pozwolić sobie na listy gończe za jego osobą. Było zbyt oczywiste że nie mógł by wtedy skryc się w żadnym mieście lepiej chronionym magicznie, co naraziło by jego i jego towarzyszy na porażkę. |
Karczmarz uspokoił się zupełnie ale po chwili znów jego twarz zrobiła się czerwona i nabrał powietrza w usta. Wynoście się pieprzone przybłędy z mojej karczmy - ryknął na całe gardło. Gdy napotkał pytające spojrzenie dziewczyny i przerażonego chłopaka dodał - ty też. Nie potrzeba mi tu pieprzonych paniusiek. A ty zezowaty dziwolągu się debilnie nie uśmiechaj. No wypierdalać !!! - darł się na całe gardło i bryzgał wszystkich którzy stali obok niego pokaźną ilością śliny. Zrobił się purpurowy na twarzy ale wcale nie wyglądał śmiesznie. Wręcz przeciwnie wyglądał groźnie zwłaszcza że w jego oczach zajaśniało światełko szaleństwa. |
Lhanni doskoczyła do lady baru, jak kotka. Wyciągnięty sztylet wbiła w drewno. Wszedł gładko. - Coś ty powiedział, kmiotku?!- prychnęła. Płomień strzelił w jej duszy. Lewa dłoń zacisnęła się na rękojeści. Prawą zwinęła luźno w pięść. - O Strono.- wyszeptała. Otworzyła dłoń i dodała- Kerriu - ostanią głoskę zamieniając w lekkie dmuchnięcie. Jednak do karczmarza powietrze doleciało jako wcale pokaźny wiaterek rozwiewając mu włosy na głowie. - Nikt nie będzie tak do mnie mówił. - dodała ciszej, uspokajając burzę uczuć i skok adrenaliny. |
Amed przyzwyczaił sie do obelg ale teraz poczuł sie dobitnie urażony. Nikt z niego aż tak nie kpił... Nikt poza tym grubym karczmarzem. -Zabije świnie zabije go!!! pomyślał nie bacząc na konsekwencje. Jeszcze nigdy w życiu sie tak nie czuł. Był taki pewny siebie... taki odważny a zarazem głupi. Podszedł do karczmarza w pogotowiu trzymając swój mały nożyk. On był cichym światkiem wyzwisk i kpin których celem był jego posiadacz. Szedł powoli. Kierowała nim nienawiść. Te wszystkie rozczarowania i złości na tych co obrażali musiały znaleśc ujście. Tu i teraz. Więc szedł powoli by zadać jeden śmiertelny cios. Choć ten gruby pacan nie zasługiwał na nią.Już był blisko, tuż tuż... |
Mężczyzna uśmiechnął się. Czekał tylko na moment, w którym karczmarz będzie próbował go wyrzucić po zainkasowaniu należności. W miejscu utrzymywało go też przeświadczenie, że nie zrobił nic złego. Miał jeszcze jednego asa w rękawie... |
Edward choć słyszał ogłosy walki, zaklęcie nie zmuszało go do włączenia się. Widocznie karczmarz zaczął i teraz obrywał za swoje od innych. Ale nagle coś zabrzęczało mu w głowie. Wpadł do karczmy jak burza w biegu wyszarpując rapier zza paska. Jak przez mgłę zobaczył Admeda z nożem w ręku podchodzącego do karczmarza. Podskoczył do chłopa i dźgnął go jekko w ramię, tylko tak żeby ostudzić jego wojownicz zapędy. -Wybacz mi to co za chwilę zrobię...- szpnął Edward i zadał długą ranę przez środek pleców Admeda. |
Admed poczuł ból. Tak silny że wypościł z reki nóż i osunął się bezwładnie na ziemie. Wiedział że robił źle ale nie mógł tego powstrzymać i nie baczył że to może tak drastycznie sie skończyć. Z jednej strony Edward dobrze zrobił. Pewnie żałował by tego co chciał uczyni do końca życia. Dobrze że tak to się skończyło.... Teraz jednak leży nieprzytomny z bólu na brudnej posadzce speluny w kałuży krwi... |
Lhanni odwróciła się błyskawicznie na dźwięk trzaskających o futrynę drzwi. Zobaczyła rycerza z obnażonym mieczem. I chłopca z nożem w dłoni i żądzą krwi w oczak. Z sykiem wciągnęła powietrze wyciągając sztylet z blatu. Poczuła się zdezorientowana. I czuła niebezpieczeństwo. Krzyknęła cicho: - Nie zabijaj!- gdy Edward ciął chłopaka przez plecy. Obrzuciła salę bacznym spojrzeniem. Na karczmarzu i mężczyźnie w czerni zatrzymała wzrok na dłużej. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:23. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0