lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

kitsune 02-02-2008 20:01

Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?

„Daniel”, słysząc pytanie „Olgi”, nie zatrzymał się, lecz przystanął. Przez chwilę milczał, a potem rzucił cicho:
- Gołębie. One wiedzą tutaj wszystko. Kazały wam szukać wskazówek w katedrze, lecz rozwiązanie znaleźć możecie tylko w swoich sercach. I w sumieniu.
„Olga” zagryzła wargi i opuściła głowę. On chyba oszalał… albo już wszyscy poszaleli. „Daniel’ zniknął w wąskich drzwiach prowadzących na schody wieży.



„Wierny” ocknął się i pognał do góry, gnał jak szalony, dopadając „Daniela” niemal na samej górze. Zamachnął się, trafiając snajpera w twarz. Głowa powstańca odskoczyła, na wargach pojawiła się krew. „Daniel’ pokręcił oszołomiony głową, a potem otarł krew z ust. „Wierny” darł się na niego, pryskając kropelkami śliny:
- Nie Daniel, nie! To nie koniec, nie taki koniec, nie tak umrzesz! Nie poddasz się!- krzyczał, a jego oczy wciąż były pełne szaleństwa- To jeszcze nie ta chwila... Przeżyliśmy tyle chwil, zrobiliśmy tyle rzeczy, by dojść do tego momentu... Teraz nie możesz się poddać, nie możesz, nie teraz... Rozkazuję. Rozkazuję, strzelcu Flaszenberg!
„Daniel” spojrzał ostro na przyjaciela:
- Wsłuchaj się w głos swojego serca idioto! Nie masz już nic do gadania!! Kompletnie nic! Nie wiem, czy trafiliśmy do piekła, czy gdzie indziej, ale jeśli cokolwiek jest tu dobrego, to ta katedra i ja będę jej bronić. A ty rób, co chcesz! Nawet mnie zastrzel!


Odwrócił się i wbiegł wyżej. Na szczyt wieży. „Wierny” jak ogłuszony wszedł za nim i ujrzał to, co przed chwilą, stoją w katedralnej bramie, widzieli „Jonasz” i „Basia”. Katedra była jedyną całą budowlą pośród morza wypalonych ruin, pośród oceanu ruin. Starówka podniesiona do potęgi. Nieliczne resztki budynków wzniosły się maksymalnie na wysokość 2-3 metrów. I wszędzie groby, setki, tysiące bezimiennych grobów, wyrastających z dawnych ulic i podwórek. Jak na Starówce. W oddali wolno meandrowała szeroka rzeka. Na pewno nie Wisła. Ołowiane wody przelewają się w korycie powoli, jakby w spowolnionym rytmie. Na szaro-czarnym niebie krążą czarne punkciki. Niektóre z nich zbliżają się, rosnąc w czarne samoloty ze złamanymi skrzydłami. Stukasy. „Wierny” nie czuje strachu, to wszystko jest takie odrealnione. Samoloty czasem pikują ku ziemi, jakby wypatrywały celu dla swych karabinów i bomb. „Daniel” kładzie rękę na ramieniu porucznika:
- Sam widzisz, tu jest moje miejsce, a twoje tam na dole, przy swoich ludziach.


„Jonasz” i „Basia” wpatrują się przerażeni w zrujnowane miasto. Sierżant opuszcza kaem, opiera go kolba na stopniach budowli, robi krok naprzód, kolejny. Oficerki stukają na kamieniach, gwałcąc przerażającą, dudniącą w uszach ciszę.
- Co to, kurwa jest? – „Jonasz” chrypi , wciąż odwrócony plecami do „Basi”.
- Co to jest!!! – Krzyczy, odwracając się i zamiera, patrzy ponad bramę.
"Basia” podąża za jego wzrokiem. Nad portalem znajduje się tympanon ukazujący sceny z życia Syna Bożego. Ale nie mękę, nie nauczanie czy głoszenie Słowa. Proste i zwykłe sprawy. Jezus spacerujący, rozmawiający z dzieckiem, Jezus w gniewie wykrzykujący słowa na bliskich, a potem przepraszający pełen skruchy za swoje słowa. Jezus, który w każdym calu jest najzwyklejszym człowiekiem popełniającym błędy, ale starający się je naprawić.

Mira 05-02-2008 20:45

Basia przyglądała się scenom z życia Jezusa, wyrysowanym na tympanonie. Chaotyczne myśli, szalejące niczym huragan w jej głowie, powoli zaczynały zlepia się w ciągi myślowe – dedukcyjne całości. Nawet serce już się trochę uspokoiło.

„Umarliśmy. Zginęliśmy w tych kanałach. Pewnie stało się to tak szybko, że nawet nie zauważyliśmy... To mógł być granat. A zresztą... nieważne.”

Dziewczyna schwyciła ramię Jonasza, by poczuł, że nie jest sam. Raz jeszcze potoczyła wzrokiem po apokaliptycznym pejzażu.

„Tak, to na pewno nie jest Warszawa... Nawet rzeka nie ta. Pewnie to Styks, albo inna mitologiczna woda śmierci... Zresztą... nieważne.

Odwróciła się bokiem, by móc teraz przyjrzeć się katedrze. Z pewnością był to Dom Boży, choć nie czuć w nim było radości czy ciepła. Ot trwający pośród zgliszczy budynek, ostatnia przystań.

- Za spokojnie tu jak na piekło... – szepnęła Basia raczej do siebie niż do towarzysza. – To chyba co innego... Może czyściec...

„Tak, to czyściec. Te stwory i to zawieszanie w czasie i sama świątynia... To wszystko ma nam dać możliwość pokuty za grzechy. Cóż, w takim razie ja pozostanę tu najdłużej. Może na zawsze?”

Myśl o własnej śmierci nie było dla Basi o dziwo szokiem. Może działo się tak dlatego, że już od początku przeprawy kanałami mniej lub bardziej chciała umrzeć? A może tak naprawdę umarła razem z Junakiem?

Kiedy gładziła uspokajająco napięte ramię Jonasza, w jej oczy rzuciła się rycina, którą wręczyły powstańcom gargulce. Dlaczego to zrobiły? Może chciały ich naprowadzić na jakiś trop?

Basia
puściła rękę mężczyzny, po czym bez słowa, zupełnie zajęta własnymi wizjami, wróciła do katedry. Lękliwie, starając się nie zmącić atmosfery zadumy, jaka panowała w tej nawie, podeszła do kamiennego potwora.

- Dzięki za ten podarek... panie. – zaczęła bezradnie, czując się strasznie głupio, w końcu jakby mówiła do ściany – Nie rozumiem jednak twego... przesłania. Czy... czy zechcesz nam zdradzić coś więcej? Dlaczego tu jesteśmy?

Odetchnęła ciężko, miała wrażenie, że te kamienne olbrzymy zaraz rzucą sie na nia i... no własnie - i co? Tyle razy ryzykowała życie jako sanitariuszka, że teraz po prostu nie mogła stchórzyć.

- Proszę... – dodała po chwili.

Angrod 06-02-2008 02:47

Cisza, zapadła tak nagle jakby zdmuchnąć świecę. A może stopniowo głosy odchodziły gdzieś w głąb głowy Chmury? Może w ogóle ich nie było. W każdym razie coś wyrwało go z gehenny. Dostrzegł Czarnego, to chyba on. Fajnie mieć przyjaciela. Wstał podnosząc browninga i otrzepał się z kurzu. Kiedyś wstydziłby się, że ktoś zobaczył go w takim stanie. Musiało to być dawno temu.

Czarny był zaniepokojony, nie on jeden.

- Chmura, co tu się dzieje? To jest… Musimy się ruszyć, musimy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy… Boże… Tylko nie ona, nie Jagoda…

Ciarki przebiegły po plecach chłopakowi. Do kogo on mówi? Zachowuje się jakby kogoś widział. Jagoda? Pamiętał Jagodę. Pocieszna dziewczyna, dawno się nie widzieli. Czy ona czasem nie...

- Ej Czarny uspokój się. Nikogo tu nie ma. - Zaczął energicznie potrząsać za ramię przyjaciela. Strach powodował drżenie rąk.

Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przed chwilą sytuacja była odwrotna. on też słyszał i... czuł. Te omamy, to wszystko odbierało mu rozum. A kiedy rozum śpi demony się budzą. Przychodzą po nie go, po nich wszystkich. Ale jak to? Mnie, nas nie można... To my za Warszawę... Za Polskę... To nie tak, wszystko jest niesprawiedliwe. To nie ja jestem potworem to oni, to oni!

- Jagódko. - Czarny dalej rozmawiał z majakami. Chmura próbował wpłynąć na niego, ale nie wiedział jak.

"Chodźmy stąd?" A niby gdzie? Nie jesteśmy w Warszawie. Ja chcę... ja... myśli chłopaka plątały się przychodziły i wracały. Święci z witraży, oni stawali w obronie jakichś swoich racji i ginęli, niektórzy pewnie jako święci. Chmura stawał w obronie praw do swoich racji i zabijał, pewnie jako Polak.

"Ja chcę odpocząć."

Lhianann 06-02-2008 20:31

Olga stała jak ogłuszona.
To co się działo...
Działo wokół nich, w nich samych, było...

Właśnie, czy było?
Może to jakaś halucynacja?
Może stan umysłu wykrzywionego paniką, ciasnota i ciemnością kanałów?
Może ciągle wędrują w ciemności, a jej sie to wszystko tylko...śni?

A może...może już nie żyją...

Bezwiednie usiadła na podłodze w plamie kolorowego światła.
Ukryła twarz w dłoniach.
Czuła jak wysączają się z niej powoli resztki chęci czegokolwiek, jak strach i niepewność zaczynają ją pochłaniać jak grząski grunt pod stopami...


"Never did I wanna be here again,
And I dont remember why I came.
(...)
Why Im so far away.
No more meaning to my life,
No more reason to stay."*



______
*wiem, że może tekst współczesnej, nie odnoszącej się w żaden sposób do wojny piosenki dziwnie tu wygląda, ale pisząc ten post, dokładnie to miałam przed oczyma... - Voodoo 'Godsmack'

Kutak 08-02-2008 22:02

IX. Pan Jezus upada po raz trzeci
 
Wierny spojrzał na Daniela. Na swego jedynego przyjaciela, na osobę, która nawet w najgorszych chwilach go popierała. Na strzelca, który niósł go na wpół przytomnego w kanałach, na pogromcę Stukasa, jednym tylko nabojem... A teraz... Kim stawał Flaszenberg?

- Daniel... Spróbuj, nie słuchaj tych diabelskich podszeptów... Zejdź z nami na dół, nie damy rady bez twojej pomocy...

- Nie, Tadek, zostanę tu.
- odparł twardo.

Powinien był postawić go przed sądem wojennym. Powinien był uderzyć go raz, drugi, trzeci, a potem po prostu wyciągnąć z tego miejsca. Chciał to zrobić, porucznik marzył by ocalić Daniela. Wiedział jednak, że każdego jego działanie w tej sytuacji jest daremne...

- Przyjdziemy tu po ciebie... Dowiemy się, gdzie jesteśmy, znajdziemy naszych... AK zawsze się gdzieś uchowa, sam wiesz...

- Wiem. Ale wiem też, że już nigdy się nie spotkamy. To był zaszczyt...- mówił strzelec, uprzejmie nie zwracając uwagi na łzy, które płynęły z oczu jego dowódcy- Żegnaj, Tadek. Poruczniku, melduję, iż teren jest zabezpieczony. Osłaniam was.

Wierny nie odezwał się już ani słowem. Odwrócił się i ruszył po schodach, w duszy czując, że oto upada po raz kolejny. Traci przyjaźń swych ludzi, stracił też jedynego prawdziwego przyjaciela w oddziale. Bo chociaż obiecywał sobie, że jeszcze go odnajdzie- nawet jego ciało- to zdawał sobie sprawę, iż tylko okłamuje samego siebie.

I tak porucznik Mostowiak upadł po raz trzeci.

- Szykować się do wymarszu!- wykrzyknął, gdy zszedł tylko na dół- Już, natychmiast, to rozkaz! Idziemy zbadać teren, wszyscy poza strzelcem Danielem, on ma nas osłaniać z wieży. I nie przyzwyczajać się do tego miejsca, zapewne tu już nie powrócimy!- krzyczał Wierny, powoli idąc ku wrotom budynku.

Czymkolwiek było to miejsce, Tadeusz nie czuł się w nim jak w obiekcie świętym. Czy w zniszczonym mieście może istnieć boże miejsce? Czy to raczej okrutna kpina Złego?

kitsune 08-02-2008 23:09

Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?
Akt III - Katedra
Scena 2 – Atak

[MEDIA]http://schlaufox.googlepages.com/01-war.mp3[/MEDIA]
„Daniel” pokręcił głową:
- Wyjdziesz stąd, umrzesz. Samoloty krążą po niebie. Polują na nas. Popatrz. – To ostatnie słowa, które „Wierny” usłyszał od przyjaciela na wieży, nim zszedł na dół. Mimo to zwołał zbiórkę, zamierzał opuścić to miejsce. Ale cóż to? Nikt nie słuchał jego rozkazów. „Czarny” przysiadł w jednej z ławek i modlił się! „Czarny”, którego „Wierny” widywał w kościele tylko podczas walk o katedrę św. Jana! „Chmura” w stuporze stał nieopodal, zmęczony, znużony. Nie reagował na słowa, w jego oczach porucznik dostrzegał ogromną pustkę. Widać, iż walczył sam ze sobą… i ze swoimi grzechami.


„Grom”, co „Wierny” dopiero teraz dostrzegł, szeptał coś pod nosem. Porucznik zbliżył się, by usłyszeć pospiesznie wypowiadana cichym, urwanym głosem słowa:
- Nie jestem tchórzem… zakoduj sobie… nie jestem – „Grom” sprawdzał stan amunicji w magazynkach do „Błyskawicy”, poprawiał raz po raz granaty, przeładowywał peema. Z oczu wyzierała mu ponura desperacja. Dowódca plutonu aż się cofnął od swojego żołnierz, którego przecież sam kilka godzin wcześniej oskarżył o tchórzostwo. Teraz przestraszył się fanatyzmu w jego oczach.


Bliżej wrót stała „Olga”, zatopiona w myślach, pośrodku katedry. Twarz ukryła w dłoniach. „Jastrząb” rozglądał się po swoich towarzyszach walki potwornie przestraszony. Zobaczył porucznika:
- „Wierny”, tu się dzieje coś niedobrego. Coś dziwnego! – Nagle przerwał, widząc dziwne zachowanie dowódcy. Spuścił głowę, odwrócił się. Podniósł z ziemi upuszczonego PIATa. Ręce wyraźnie mu drgały. Mówił cicho i spokojnie:
- To do ciebie się zaczęło, twój fanatyzm, głupi upór, zatrułeś ich sobą…


„Basia” czekała na odpowiedź gargulca. Bezskutecznie. Kamienna statua milczała. Może to poruszenie chwilę wcześniej było jakimś majakiem. Ale przecież „Jonasz” też to widział. Gargoyla wstała i majestatycznie rozłożyła skrzydła. Teraz jednak tkwiła nieruchomo przy wrotach, milcząca, spokojna, cicha. „Basia” rozejrzała się po katedrze. Widziała swoich towarzyszy, każdy przeżywał jakiś osobisty dramat. Może poza „Jastrzębiem”, który znów o coś się kłócił z „Wiernym”. Sam porucznik wyglądał jednak inaczej. Przygasł ogień w jego oczach, prosta niegdyś sylwetka się przygarbiła. Ich dowódca został złamany. Nagle „Basia” dostrzegła wejście do kaplicy, której znajdowała się ikona. Nawet z tej odległości, że Matka Boska wpatruje się w nią z dziwną intensywnością. Przyzywa, kusi, woła…


„Jonasz” wpadł do katedry i zatrzasnął czym prędzej wrota.
- Stukasy! Nadlatują nad kościół… Niemcy na dole, podchodzą pod bramę. Nie wiem jak z innych kierunków!


Z wieży padł strzał. To „Daniel” powstrzymywał ze zwykłym sobie spokojem napór wroga. 25 nabojów. Pod dachem katedry szybowały śnieżnobiałe gołębie. Ukochane ptaki snajpera.

Arango 12-02-2008 10:47

Jonasz

Sierżant gorączkowo zaryglował wrota wrzeszcząc jednocześnie do wszystkich :
- Wierny teraz nie wyjdziemy !!! Dwa plutony Niemców od tej strony !!!

Zaczął barykadować ławkami wrota, położywszy obok wierne MG.

- Chmura kładz tego grata i migiem do bocznych drzwi. Wyjrzyj i jak nie widać Szkopów zamknij tylko, bo pewnie trzeba będzie wiać.

- Daniel jak skończą się pestki złaz na dół i uważaj bo Ci zaraz mogą bomby na łeb zwalić.

- Reszta rozejrzeć się po tym przeklętym kościele. Szukać jakiś miejsc gdzie się ukryć można, bo zaraz Sztuki zrobią tu piekło. Nie wiem może sprawdzcie ten duży ołtarz, za nim jest kupa wolnego miejsca, albo zakrystia czy co tam wam wpadnie jeszcze do głowy ?



Dorzucał pospiesznie kolejne ławki, ale nie słysząc kroków za sobą odwrócił się w stronę plutonu. Jego twarz wyrażała niebotyczne zdumienie.

- No co jest k...- nie dokończył ostatniego wyrazu - pogłuchliście, czy zacząłem mówić po czesku. Szybciej personel !!!. I pan porucznik też jeśli można prosić ...- dorzucił po chwili namysłu.

Widać było że sierżant Jonasz wrócił na powierzchni całkowicie do formy. Atak wroga - rzecz na wojnie zwykła. Że jest ich dziesięć razy więcej ? Do tego się już zdążył przyzwyczaić w Powstaniu. To były rzeczy zwykłe normalne, na które reagował odruchowo. Ale nie dziwne Katedry, obce miasta i ruszające się posągi. To zdecydowanie było dla niego za trudne.

A walka to rzecz prosta i w niej czuł się zdecydowanie dobrze.

Kutak 12-02-2008 18:05

Po wszystkich wcześniejszych słowach Wierny najpewniej w tej chwili postawił "Jastrzębia" pod sąd, oskarżył go o dziesiątki zbrodni, niektóre nawet domniemane. Starałby się odsunąć go od reszty oddziału, by pozostali zachowali chociażby resztki ducha walki, resztki szacunku do dowódcy, który coraz częściej dostrzegał, iż być może wcale na niego nie zasługuje. Teraz było jednak inaczej.

- Być może, Jastrząb, kto wie- może już dziś polegniemy, twierdzisz, że to moja wina. Ja jednak rad będę spotkać i ciebie wśród rajskich ogrodów, gdzie wolny od gniewu podziękujesz mi za to wszystko, co zrobiłem- nie jako dowódcy, a jako osobie, która trwała przy tobie w dniu twojego zbawienia...- porucznik uśmiechnął się delikatnie.

A potem rozległy się okrzyki Jonasza i życie powróciło do ciała Tadeusza.

Sierżant miał rację- wydał dobre rozkazy, nie było sensu z nim się teraz sprzeczać- zresztą, nie pierwszy raz pomagał Wiernemu w kierowaniu akcjami plutonu. Co by nie powiedzieć złego o Jonaszu, to z pewnością był jednym z najbardziej doświadczonych w oddziale.

- Wykonać, już, natychmiast!- krzyknął, gdy zauważył, iż rzeczywiście nikt nie wyraża zamiaru wypełnienia rozkazów.- Musimy zabezpieczyć to miejsce, musimy się bronić! Nie mamy innego wyjścia! Bo poza nią nie ma tu niczego innego...

I chociaż sam porucznik miał pewne wątpliwości co do boskości tego miejsca, to nie widział żadnej innej alternatywy. Przeżyją i odkryją tajemnicę budynku, albo zginą w nim na chwałę boską.

- Poszukam jakichś zejść. W razie bombardowania w końcu nie będziemy tu czekać, a taka świątynia musi mieć jakieś katakumby...- krzyknął, jakby chciał oznajmić swoim ludziom, po czym chwycił pewniej broń i ruszył ku nawom bocznym. Wszelkiego rodzaju zejścia zazwyczaj były poukrywane przy bocznych ścianach, ewentualnie gdzieś za ołtarzem. Biegnąc nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów strzelaniny- w wypadku ataku Niemców miał zamiar natychmiast porzucić poszukiwania i dołączyć do walki. Bo jeżeli jego ludzie mają ginąć, to tylko ze swoim dowódcą...

Mira 12-02-2008 20:50

„Więc milcz... milcz kamienny przyjacielu, bo milczenie jest złotem.”

Basia uśmiechała się kącikami ust do kamiennej figury, po czym rozejrzała wokół. Niewielka nawa z ikoną Matki Boskiej, którą dziewczyna dostrzegła, intrygowała ją i kusiła. Nie. To nie tyle miejsce, co sama boża rodzicielka ją przyzywała. Czyżby więc dla przeklętej sanitariuszki była jakaś nadzieja?

Nagle wrzaski powstańców wdarły się do umysł udziewczyny, mącąc nastrój.

„Atak? Samoloty? Przecież na zewnątrz nie ma żadnych samolotów, żadnych Niemców...”

- Ej, przestańcie, tam nikogo nie ma! – krzyknęła, lecz nikt jej nie posłuchał.

Jedni popadli w otępienie, inni krzątali się nerwowo, przygotowując na odparcie ataku.

- Przestańcie... to przecież dom boży! – znów zaprotestowała Basia, gdy Jonasz zaczął barykadować ławkami wrota.

Ponownie na nic. Tak jakby ją i towarzyszy oddzielała niewidzialna ściana.

Dziewczyna powiodła załzawionymi oczami w kierunku rzeźby Matki Boskiej. Na obliczu kamiennej kobity panował taki spokój... a rozłożone ramiona tylko zapraszały, by paść w nie niczym małe dziecię.

„Pomóż mi...”

Przestrzeń za plecami ikony przyzywała jeszcze bardziej, mimo iż mrok tego miejsca budził niepokój.
Raz jeszcze Basia popatrzyła na towarzyszy, którzy pogrążyli się w szaleństwie.

„Muszę ich uratować. Pomóż mi, proszę...”

Dziewczyna wolno, a potem coraz szybciej szła ku tajemniczej kaplicy. Czy to na pewno chęć ocalenia przyjaciół ją tu ciągnęła? A może zwykła ciekawość?

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. – szepnęła do siebie Basia, po czym... stanęła przed ikoną Maryi. Ignorując dobiegające z oddali głosy, skupiła swoją uwagę na figurze. Przyłożywszy czoło do zimnej struktury, starała się ułożyć myśli.

Angrod 13-02-2008 00:39

Apatia jaka o ogarnęła była taka... przyjemna? Tak, chyba tak, stres i zmęczenie odeszły na bok, tuż po nich myśli. Stał tak tylko kręcąc głową to na lewo to na prawo. Od tak sobie spoglądał na obrazy, kamienne rzeźby, powstańców, tak ich też, a wysoko jakieś freski, chyba ładne.

- Chmura kładz tego grata i migiem do bocznych drzwi. Wyjrzyj i jak nie widać Szkopów zamknij tylko, bo pewnie trzeba będzie wiać.

To świat go przywołał, ale nie jego świat to ten dziwny świat tej katedry. Jonasz jak zwykle trzeźwo myślał. To jest właśnie żołnierz! Nie wiadomo co gdzie i jak, ale Szwabom zawsze chętnie skórę przetrzepie. Mamy siłę! Cały batalion stoi za nami, to nasz batalion duchów! Wśród tych świętych murów. Znowu staniemy do walki.

- Skopmy im dupy panie sierżant! - Krzyknął unosząc broń prawą ręką w górę.

Podbiegł do rzeźby przy filarze, która przedstawiała postać prawdopodobnie jakiegoś świętego w długich prostych szatach, z wyciągniętymi lekko do przodu rękami.

- Trzymaj chłopie! - Odezwał się Chmura do kamienia - Patrz, w ten sposób trzymasz, tak odbezpieczasz, a tak robisz jak się zatnie. Muszka w szparkę i za cyngiel. Bang! Hehehe! Walcz dzielnie żołnierzu, ale nie giń! Nie wolno ci, liczą na ciebie. Nie zawiedziesz nas no nie? - Zostawił broń u stup postaci

- Przestańcie... to przecież dom boży! – Usłyszał zaraz Basię.

Odwrócił się do niej, z miną rozbawioną jakby właśnie opowiedziała jakiś niewybredny dowcip.

- Widocznie gospodarza nie ma w domu. - Zaśmiał się prawie szaleńczo ze swoich słów. - Słuchajcie, może zrobimy prywatkę! - Wykrzykiwał z przerażająco szeroko otwartymi oczami. Mówiąc chwiał się w dziwny sposób, jakby miotany wypowiadanymi przez siebie słowami. - Oj a któż tam? Nieproszeni goście? - Podbiegł do bocznych drzwi i wyjrzał przez nie wychylając mocno głowę i zawieszając się całym ciężarem na klamkę.

- Jakieś dwa, trzy bataliony idą z nami pohulać. Ale są jeszcze daleko. Jak już przyjdą impreza może się już skończyć.

Odskoczył do środka zamykając wrota na kolejne zasuwy. Następnie jakimś dzikim tanecznym krokiem zaczął barykadować je ławkami śpiewając przy tym głośno jakieś piosenki. Nagle przykucnął i z gracją podniósł opartego o kolumnę Browninga. Podrzucił go do góry, bez uwagi na niebezpieczeństwo z tym związane, jednak zwinnie go złapał i płynnie przeładował.

Wtem Chmura obrócił się w okół własnej osi i stanął naprzeciw Olgi

- Może zatańczymy? - Skłonił się nisko


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172