lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pluton szturmowy "Wierny" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3593-pluton-szturmowy-wierny.html)

Mira 24-09-2007 01:31

Słysząc ciche wołanie przyjaciółki z oddziału, Basia podeszła do jej prowizorycznego posłania, starając się przy tym nie obudzić pozostałych rannych.
Przykucnąwszy, uśmiechnęła się ciepło i pogładziła Olgę po spoconym czole. Gorączka trawiła jej ciało. To dobrze i źle zarazem. Dobrze, bo gdy Wierny przyniósł łączniczkę, była zimna z powodu upływu krwi. Teraz jej organizm regenerował się, pytanie tylko czy był dość silny, by przetrwać stan zapalny?

- Na szczęście żadna kość nie została uszkodzona. – szepnęła dziewczyna, jej głos sam koił niczym balsam - Niestety, dostałaś chyba w najbardziej ukrwioną część uda. Krwotok zatamowany, więc tu nie masz się co martwić, ale zanim to się zaleczy, minie sporo czasu. Teraz mamy problem, co zrobić, żebyś chociaż mogła chociaż udawać, że chodzisz. Inaczej nie puszczą cię do kanałów.

Basia zamyśliła się. Skupienie i powaga kontrastowały z młodym obliczem i dziewczęco krągłymi policzkami.

- Wiem. Pomyślimy o jakichś deskach do usztywnienia, żebyś chociaż kuśtykać mogła. A póki co i tak któryś chłopców będzie musiał cię nieść. Nie ma innej możliwości…

Sanitariuszka uśmiechnęła się przepraszająco, jakby to była jej wina. Chciała coś jeszcze dodać, ale u wejścia pojawił się Dyzio.

- Szykujcie się! Lada moment wynosimy się stąd. – powiedział jednym tchem, jak gdyby składał meldunek.

- Czekaj!Basia nie zważała już na to czy kogoś obudzi.- Powiedz Wiernemu, że ktoś musi nieść ranną. Niech wyznaczy jakiegoś chłopaka, dobra?

- Dobra!


Dyzio skinął głowa, po czym zniknął za murem. Dziewczyna rozejrzała się po swoim prowizorycznym punkcie opatrunkowym. To wszystko było takie marne, a jednak bała się to stracić. Zbyt wiele już jej pozbawiono… Zbyt wielu odeszło.

- Chmura, Czarny wstawać! – zawołała może trochę za ostro. - Koniec sjesty królewicze, zaraz przenosimy się.

Angrod 25-09-2007 14:32

Kiedy tak leżał, spodziewał się odpoczynku. Kiedy emocje związane z powrotem, zaczęły opadać popełnił największy błąd. Zamiast natychmiastowego odcięcia się od świata, zaczął myśleć. Niby to nic groźnego, ale tragiczne w konsekwencjach.

Chmurze wydawało się, że z sekundy na sekundę rzeczywistość chce dobitniej uświadomić mu, że tak naprawdę nie jest maszyną, czuje ból i zmęczenie. Co gorsza czuje też, jak każdy ludzkie uczucia, martwił się o tego skurczybyka, Czarnego, o Junaka, o Olgę.

Coś mu nie pasowało. Gdzie jest Niusia i Krzysztof? Ach tak, już ich nie ma. I nie będzie?
Po powrocie okazuje się że brakuje paru twoich przyjaciół, a dwójka najbliższych mu ludzi właśnie leży w punkcie opatrunkowym.

Wycieńczenie połączone z obrażeniami fizycznymi odbierały ten substytut radości, jakim nieliczni powstańcy mogli się w tym momencie raczyć. Rana, mimo że sprawnie opatrzona przez Basię mocno dawała znać o procesach regenerujących organizmu, jakby chciała przypomnieć, że to ona jest jego najważniejszym, realnym problemem. Może dla mózgu nie było to takie oczywiste?

Chmura odczuwał ból wszystkimi zmysłami. Nie jakiś metaforyczny, czy pośredni, za to mocno dotkliwy. Kiedy przez dziurę w ścianie dostrzegł Olgę, zdawało by się jakiś punkt za oczami chciał wyrwać się z czaszki, skupić w sobie wszystkie łzy, których tak teraz potrzebował. Nie był w stanie ich uzyskać. Powietrze niosące ze sobą, drażniący pył i smród walki stało się jakby cięższe i nabrało metalicznego smaku. Z pewnym zniekształceniem niosło jęki rannych i głuche dudnienie wybuchów. Jak bardzo chciał zapaść w sen, który nie byłby obrazem czerwono-fioletowych plam.

Nie tylko zmysły są w stanie odczuwać cierpienie. Jak to możliwe, skoro to przez nie kontaktujemy się ze światem, to dlaczego boli coś jeszcze? Co to jest?

Dźwięki radia, jakie udało mu się usłyszeć, stanowiły szanse na odcięcie się od tego wszystkiego. Zatopił się w słyszanej piosence i nie koncentrował się na niczym, jak na płynięciu na falach melodii, gdzieś w miejscu tak dalece oddalonym, że nie posiadającym wspólnej odległości z nim samym.

Chmura poczuł by się o wiele lepiej, gdyby pozwolono miłemu dźwiękowi powoli przebrzmieć i dać szansę zaistnieć ciszy choćby na minutkę. Kolejne słowa brutalnie wymusiły gniewną reakcję. Chłopak nie roztrząsał ich sensu. Po prostu siedział i gapił się z nienawiścią na jakąś rozłupaną cegłę. Kiedy zastanawiał się czy by czasem do niej nie strzelić, usłyszał głos Basi.

- Chmura, Czarny wstawać! Koniec sjesty królewicze, zaraz przenosimy się.

Miała rację, koniec tego.

kitsune 26-09-2007 23:54

Stare Miasto, ul. Dekerta – ul. Nowomiejska, 1 IX 1944 17.-17.15

Walczyliśmy dzisiaj o bloki pod skarpą wiślaną. Nazwaliśmy je „Pekin” i „Madryt”. Jeszcze nie wiem skąd te nazwy się wzięły. Zapytam o to „Wiernego”. Niemcy dzisiaj nacierali na nas z szaloną wściekłością z użyciem ciężkiego sprzętu. Myślałem, że nas zasypią kulami, tworząc z nich dla nas nadwiślane kurhany. Strzelali do nas nawet z kanonierki, która pływała po rzece. Już od kilku dni nie słychać walk na prawym brzegu... Wciąż nie mogę zrozumieć o co chodzi bolszewikom? Jest z nimi Berling. Dlaczego nie szturmują miasta??
W wieczory takie jak dzisiaj, gdy gwiazdy widać tak dobrze, myślami jestem pod Kawęczyńskim niebem. Oby Matuś pochowała Anielę i Jadwinię w piwnicy, przed swołoczą ruską... Dawno rodzeństwa nie widziałem. […]
Wczoraj bagnetem zadźgałem człowieka. Dostał w szyję. W wieku mojego ojca z wyglądu. Poprawiłem w plecy, gdy upadł na twarz. Bagnet wykrzywił się na mocowaniu. Innego rannego Gefrajtera zdzieliłem kolbą w kręgosłup. Słyszałem trzask krzyża. Ledwo stamtąd uciekłem! Wielu naszych poległo. Resztę dnia przeleżałem wśród gruzów nieopodal Zamku, który wpadł w końcu w ręce wroga. Modliłem się, żeby nikt na mnie nie nadepnął, kiedy udawałem martwego, wśród innych nadpalonych ciał kolegów. Jeszce nigdy tak bardzo cały nie zdrętwiałem. Czułem się jak bezradny zając... Albo trup. Tak, całkiem żywy trup...
Mam dosyć serdecznie Chmury, denerwuje mnie przy każdej okazji... Zakompleksiony szczeniak z miasta... Czyszczenie broni pomaga mi nie myśleć.
Pamiętnik „Daniela’, wpis z 17 sierpnia.



Sytuacja na Starówce, 1 IX 1944, wieczór.
1. Barykada na skrzyżowaniu Nowomiejskiej, Freta, Mostowej i Długiej.

2. Właz na pl. Krasińskich.
3. Szpital na Długiej 7.
4. Sztab zgrupowania "Róg".
5. Alternatywny właz na ul. Miodowej.


- Pluton do mnie! Dwójkami! „Drągal” kaem na przód, „Jonasz” z „suką” na tył. „Chmura” dasz radę? To dobrze. Środek z Browningiem. Przygotować peemy chłopcy…. I granaty. Mostowa padła. Barykada wzięta. Przebijamy się na nową pozycję. Obwiązać ekwipunek, żeby mi nic nie stuknęło, nie zabrzęczało. – „Wierny” wydawał spokojnym głosem rozkazy. W oczach płonęła mu gorączka. Trzeci dzień niemal bez snu dawał znać o sobie. – „Czarny” jak ręka?
„Czarny” prychnął i niemrawo poruszył postrzelonym ramieniem:
- Jak nowa panie poruczniku. – Śmiał się jakby szedł na potańcówkę.
- I doskonale.”Oldze” pomoże „Dyzio”.
Młodzik rozczarowany przewiesił przez plecy MP-40 i pomógł wstać dziewczynie.
- Nikogo nie zostawiamy.
Zabrali wszystko, upakowali nawet butelki zapalające. Niektórzy wzięli pod dwie, trzy. Strach myśleć, co będzie, jak zabłąkana kula strzaska je. Podobne sceny rozgrywały się teraz na reducie „Kmicica”. Porządkowanie resztek plutonu, zbieranie broni, wydawanie pospiesznych rozkazów. Nikt w sumie nie wiedział, jaka dokładnie była sytuacja. Wróg naciskał coraz mocniej. Padł cały obszar na północ od Mostowej, odkąd zgrupowanie „Radosław” ewakuowało się. Padła barykada „Wigier” na Mostowej. Równie dobrze te 300-400 metrów, które w prostej linii dzieliły ich od docelowego skrzyżowania, mogły być najeżone pozycjami wroga. Niemal z każdej strony słyszeli odgłosy broni maszynowej, moździerzy, czołgów.


Oddział „Wiernego” wyruszył wzdłuż Nowomiejskiej, kryjąc się w pod ruinami kamienic. Gdzie można było żołnierze „Wigier” przechodzili z kamienicy do kamienicy, tylko w ostateczności wychodzili na otwartą przestrzeń ulicy. Wróg musiał coś wyczuć, bo na pozostawione przez nich pozycje na Dekerta spadł grad pocisków moździerzowych. A potem nawała artyleryjska ruszyła na północ. Każdy wiedział, co to znaczy. W ślad za nawałą posuwał się kolejny atak niemiecki. Przy skrzyżowanie Nowomiejskiej z Krzywym Kołem do „Wiernego” dołączyło około piętnastu chłopaków od „Kmicica”. Dwóch z nich niosło ciężkiego, rozłożonego na części Vickersa, inny rurę od PIATa. Pozostali byli uzbrojeni w karabiny i peemy. Porucznik „Kmicic” w przybrudzonej ceglanym pyle panterce i głębokim hełmie Luftwaffe stanął przed „Wiernym”:
- Jak tam,Tadek? – mimowolnie poprawił wiszącego na ramieniu STENa.
- Jak zawsze… - „Wierny” nawet nie spojrzał na kolegę, lustrował przez lornetkę leżące w oddali zabudowania Nowomiejskiej i Freta. – A u ciebie?
- Podobnie, na tygrysy mamy VISy, na stukasy dwa kutasy… - z wyraźnym rozgoryczeniem zarymował „Kmicic”, a potem zażenowany dodał, patrząc na "Basię” . – Przepraszam.
Obok obu oficerów przeszedł w kompletnej ciszy Chmura, a za nim „Dyzio”, podtrzymując „Olgę”. Dwóch chłopców „Kmicica” weszło do kamienicy na piętro, chcąc z góry zlustrować sytuację. „Wierny” schował lornetkę pod materiałem bluzy i klepnął „Kmicica”:
- Ruszamy. Po obu stronach ulicy. Skrzyżowanie wydaje się czyste. Nasza barykada i nic więcej.


Ulica po trafieniu z moździerza Karl.

A potem świat zawirował i rąbnął „Wiernego” w twarz. Porucznik podniósł się, czując żelazisty posmak krwi na języku. Oszołomiony rozejrzał się wokół. Usta „Kmicica” otwarte do krzyku. Leżąca „Olga” i próbujący ją podnieść „Dyzio”. Powstaniec od „Kmicica” skulony pod ścianą z rękoma na uszach. Kamienica 50 metrów od nich dosłownie wyparowała. Jej resztki unosiły się jakieś 200 metrów ponad nimi i właśnie zaczynały spadać. „Jonasz” wiedział co to, widział już efekt strzału taką bronią. Któryś z łączników ze Śródmieścia wspominał o pocisku z gigantycznego moździerza, który uderzył w knajpę „Adria” i nie wybuchł. Chłopcy z Śródmieścia potem szkopom oddali materiał wybuchowy z pocisku. Po kawałku. W granatach własnej roboty. „Chmura” ogłuszony zerwał się na równe nogi, zebrał kilku powstańców wokół siebie i zajął pozycję zrujnowanej witrynie. „Basia” schowała się za nimi. Szczęśliwie rannych nie było. Serce jej biło jak oszalałe. „Wierny” zaczął na powrót słyszeć. Wszystkie dźwięki powróciły doń, wpierw niewyraźne, chaotyczne, splątane, by wyklarować się po minucie lub dwóch. W uszach wciąż mu dzwoniło. Wydawał rozkazy, czując, jak drży mu głos:
- Pojedynczo skokami naprzód!
Ruszyli. Widoczność była koszmarna. Wszędzie dym i ogień. Eksplozje artyleryjskie zagłuszały komendy obu oficerów z „Wigier”. „Daniel” ubezpieczał marsz oddziału ze snajperki. W pewnej chwili chłopak wycelował i strzał z jego karabinu przebił się nawet przez nawałę artyleryjską. W oddali, jakieś 150 metrów od nich zamajaczyło w pyle i dymie kilkanaście ludzkich sylwetek. Niemcy odcięli ich od skrzyżowania!



Moździerz Karl/Thor (Ziu).


Stare Miasto, ul. Długa 7, szpital powstańczy.
„Grom” odnalazł „Jastrzębia”. Faktycznie, odnalazł „Junaka”. Chłopak leżał na brudnym. Całą pierś miał obandażowaną. Pamiętali, iż trzy tygodnie temu chłopak „Basi” oberwał kilka kul ze szmajsera. Wyglądał jakby to było wczoraj. Blady, wychudły. „Jastrząb” pochylił się nad kumplem i rzucił do „Groma”:
- Krystek, bierzemy go. Pod ramiona. Panie Boże spraw, by wytrzymał…
Jak powiedział, tak zrobili. Unieśli ostrożnie „Junaka”. Chłopak jęknął przez sen, a potem otworzył oczy. Powiódł nieprzytomnym spojrzeniem po twarzach kolegów:
- „Grom”? … „Jastrząb”? …
Pokiwali tylko głowami, przerażeni tym, co kryło się w brązowych oczach „Junaka”. Pewność nadchodzącej śmierci.


Widok z Śródmieścia (wieżowiec Prudential) na umierające Stare miasto.

Grey 28-09-2007 21:24

Schodząc klatką Grom rozglądał się nerwowo wokół, ale nic co zobaczył, nie natchnęło go, jak rozwiązać problem. A problemem był Junak. Cholernie niewygodnie się szło z nim uwieszonym na barku, stękającym i mamroczącym coś bez sensu. Co gorsze, przy każdym większym ruchu jęczał mimowolnie, więc z każdym krokiem Rudzielec czuł się bardziej winny i miał coraz mniejszą ochotę zabierać ciężko rannego ze szpitala. Kto wie, może go nie zastrzelą...

Żadnych ławek, żadnych kocy, żadnych mocnych prześcieradeł, pozostawionych luf od przegrzanych kaemów, urwanych prętów, drzwiczek od szafy. NIC!
Wszystko zostało ogołocone, przez tych, którzy wycofali się pierwsi. Oni mogli zabrać swoich przyjaciół na noszach, choćby improwizowanych. A Ci, czyli MY którzy osłanialiśmy tyłki reszcie NIE!

Złość narastała w Gromie. Nie mógł się podzielić z kolegami swoimi myślami, bo przecież nie powie rannemu, że nie ma ochoty go tak dalej nieść. Nie miałby serca. Odwagi...
Więc zamknięty w swoich własnych myślach stawał się coraz bardziej agresywny i zły. W końcu dotarli, och jak długo to trwało, do drzwi głównych prowadzących na ulicę Długą. Grom przytrzymał zakrwawionego Junaka, gdy Jastrząb wyjrzał na zewnątrz. Znak, że wszystko ok. Ruszamy.

Trudno im było przejść przez drzwi. Gramolili się tam niemal minutę. Włosy na karku Groma zjeżyły się. Gdzieś tam teraz celował w nich Szwab. Pieknie wyglądali na muszce Kara. Tacy niemal nie ruchomi. Trzy cele takim małym kosztem. Teraz celuje w głowę Groma. Raz, dwa... mam Cie ptaszku.

Ale już szli drogą, a raczej rumowiskiem, wzdłuż ścian, które kiedyś ktoś nazwał ulicą. Teraz pewnie zmieniłby zdanie. Co chwila mijali jakieś zwały cegieł, albo reszki dachów. Czasami musieli wspinać się na stworzone przez artylerie 'skałki'. Wtedy zazwyczaj Junak wchodził na górę, zostawiając na chwilę cały ciężar na barkach Groma i zapierał się i wciągał Junaka. Później ostrożnie na dół.

Po stu metrach Rudzielec przestał zważać na syki i jęki rannego. Było mu wszystko jedno. Omijali, wchodzi, schodzili, znów. Zmieniali się stronami i znów. I znów. I znów. Dwieście metrów za nimi. Pewnie ze sto przed.

Wokół nic nie było widać. NIC. Dym spowił niemal całą tą część Warszawy. Z przodu dochodziły odgłosy wybuchów artyleryjskich. Jakiś dom osunął się nie mogąc utrzymać ciężaru. Potworne uderzenie. Pył z zawalenia pędzący pomiędzy resztkami ścian dotarł aż do nich i zasnuł na chwilę szarą mgłą, która kuła w oczy i opadała na usta i język.

- Daleko jeszcze? - westchnął Grom, już mocno wymęczony tym powolnym PRZESUWANIEM Junaka.
- Jeszcze trochę. Już... - Tu Jastrząb nie mógł mówić, bo wciągał kolegę na kolejną 'skałkę' - ... tylko kawałek.

Kutak 29-09-2007 00:32

Zawroty głowy, przytłumione zmysły, ciągłe problemy z równowagą- wybuch naprawdę mocno oszołomił Wiernego, który zresztą od dawna miał problemy z wracaniem do siebie po takich eksplozjach... Może to brak snu, może ta przeklęta choroba- nie wiedział. Ale też nie pamiętał, kiedy ostatni raz spał dobrze. Ostatnio ciągle czuwa, ale wcześniej układał w głowie kolejne strategie, czasami budził się w środku nocy i otwierał mapę, na której w wyobraźni szkicował plany bitwy. W otchłaniach jego pamięci kryły się nie tylko potyczki i zasadzki, ale także plany wyzwalania całych dzielnic czy nawet miasta, z pomocą Czerwonych, z pomocą Aliantów, z wojskami Armii Ludowej... W każdej możliwej opcji. Wszystkie kończyły się szczęśliwie, za każdym razem z cudowną wiktorią. Każdy z planów Wiernego był tak samo nierealny...

Teraz jednak musiał myśleć naprawdę realnie i szybko, bowiem sytuacja wydawała się naprawdę beznadziejna. Ze wszystkich stron nadchodzili Niemcy, którzy pokonali już niejedną barykadę. Z jednej strony muszą być mocno pokiereszowani, z drugiej zaś nawet w krytycznym stanie dysponują siłą ognia, która zmiecie pluton Wiernego i ludzi Kmicica w parę chwil...

- Bogdan, tu im nie damy rady...- stwierdził, podchodząc do drugiego z dowódców, przez chwilę wspierając się na jego ramieniu- Dalej, w Długą, bliżej włazu, jest kościół Ducha Świętego, spora budowla w niezłym stanie. Wycofamy się tam i nawet jeżeli nie damy rady Szkopom, to na trochę ich zatrzymamy...

Tak, to zawsze przerażało Kmicica- bezkresne oddanie sprawie Wiernego. Wiele razy rozmawiali o wojnie, o rozkazach, o nowych celach- Tadeusz nigdy nie kwestionował żadnego polecenia, które przyszło z "góry". Do rangi legendy urosła już historia młodej łączniczki, "Hani", służącej w jego plutonie. Miała przedzierać się przez pół miasta, w samych najgorszych strefach, z niewiele znaczącymi rozkazami do "przekazania" dalej. Nie zrobiła tego, stchórzyła, za nią wyruszyła już wtedy świetna w swoim fachu "Olga". Gdy następnym razem Wierny kazał młodej dziewczynie ruszyć w najgorsze tereny, popędziła bez słowa- "Chmurze" wspomniała coś o tym, że nie zniosłaby drugi raz tego spojrzenia. Cokolwiek by nie mówić o Wiernym, potrafiłby umrzeć za ojczyznę- i tym pragnieniem częstokroć zarażał i innych.

- Wycofujemy się! Zajmujemy pozycje w kościele Św. Ducha, tam szykujemy się na Niemców!- wykrzyknął, posyłając krótkie spojrzenie Kmicicowi.

W tej historii mało kto wspomina o jednym fakcie- ciała Hani do dziś nie znaleziono.

Mira 01-10-2007 10:34

Wybuch nastąpił niespodziewanie, jak zazwyczaj zresztą. Choć teraz nawet nie zdążyli paść na ziemię i osłonić twarze, nic! Dopiero potężny wybuch zbił Basię z nóg. Była jednak na tyle daleko, by gorący podmuch niosący ze sobą pył i co większe okruchy tego, co niegdyś było Warszawą, tylko owiał jej twarz. Czuła, jak w uszach jej szumi od huku eksplozji, a przecież to nie ona była najbliżej. Ze strachem w oczach popatrzyła tam, gdzie niedawno stał Wierny z Kmicicem. Przez tumany kurzu nie dało się nic zobaczyć.

„ Mogą mnie potrzebować. Przecież tam jest Olga!”

Basia już miała się zerwać do biegu prosto w chmurę pyłu, gdy Kruk przytrzymał jej ramię.

- Spokojnie. Nic im nie jest.

Popatrzyła na niego z pretensją. Skąd mógł wiedzieć?! Chłopak jednak wskazał jej drugą ręką kierunek, gdzie powinna patrzeć. Faktycznie, gdy skupiło się wzrok, można było dostrzec poruszające się sylwetki.

- Basiu nie ryzykuj. Jesteś nam potrzebna. – rzekł Kruk i pociągnął ją do reszty chłopaków.

Nie zdążyła nic odpowiedzieć. Było jej zresztą tak głupio, iż jedyne co przychodziło na myśl to: „Przepraszam”. Chmura nie próżnował, zwołał najbliższych powstańców przy zrujnowanej witrynie. Drobna sanitariuszka czuła się niczym brzoza pomiędzy dębami, całkiem ginąc w ich cieniu.
Tę chwilę stabilizacji wykorzystała na uspokojenie serca.

„To z powodu Junaka jestem taka roztrzęsiona. Muszę się opanować, żeby nie robić głupot.”

Pomiędzy głowami powstańców zobaczyła zrujnowane kamienice Mostowej. Widok ten jak nigdy napełnił ją smutkiem. Tylu przyjaciół poległo, a miasto stało się ich cmentarzem.

- Wycofujemy się! Zajmujemy pozycje w kościele Św. Ducha, tam szykujemy się na Niemców! – usłyszała wezwanie Wiernego.

Basia zmarszczyła brwi i pewniej ujęła apteczkę. Koniec rozrzewniania się, trzeba działać. Podniosła oczy na stojącego obok Chmurę.

- Chodźmy.

Angrod 01-10-2007 19:44

Chmura mimo, że chwiejąc się na nogach, pospiesznie wstawał, jakby chciał pokazać kolegom, że wcale nie tak łatwo go powalić. Kiedy świat wrócił na swoje stare podstawy, szybkie spojrzenie na okolice utwierdziło go w przekonaniu, że w tym momencie nie ma do kogo strzelać. Opuścił karabin i delikatnie sprawdził ręką ranę. Nie było gorzej.

- Oddział boczny, do mnie! - Krzyknął odruchowo. - Sprawdzić, czy wszyscy cali! - Spostrzegł leżącą Olgę. Nie wyglądała dobrze. Przeraził się widząc, że nie podnosi się. Ale zobaczył, że Dyzio unosi kciuk do góry, co oznaczało, że jest względnie w porządku. Dziewczyna zaczynała krzywić twarz, ale nie wydawała się zdolna do dalszego marszu. Ocenił pospiesznie starania chłopca.

- Antoś! Bierz Olgę na ręce, będziesz ją niósł! - Dostrzegł nadchodzącą Basię i nieco się uspokoił - Tylko, do cholery ostrożnie bo jaja urwę!

Wtem padł rozkaz Wiernego:
- Wycofujemy się! Zajmujemy pozycje w kościele Św. Ducha, tam szykujemy się na Niemców.

Kościół, uśmiechnął się chłopak. Coś wiedział o walce w kościołach.

- Słyszeliście! - Stwierdził Chmura - Za mną, w środek Antoś, migiem!

Lhianann 02-10-2007 13:53

Ewakuacja...
To słowo rozbrzmiewało echem w jej głowie.
Z króciutkiego, niespokojnego snu, w jaki zapadła po rozmowie z Basią wyrwał ją właśnie ten cichy okrzyk.
Z trudem, zaciskając żeby podniosła się by usiąść.
Rana w nodze już nie rwała, pulsowała tępym bólem, którzy nieco łatwiej było znieść.

Starała się niw wydąć z siebie żadnego dźwięku, gdy Dyzio pomagał jej wstać.
Z wymuszonym uśmiechem zarzuciła na ramię torbę, i wsparłszy się na ramieniu chłopaka ruszyła ku wyjściu starając się nie pokazać po sobie, co czuje.

Przechodząc koło Basi uśmiechnęła się do niej szczerze.
Tak bardzo chciała jej podziękować, pocieszyć, dodać sił....
Ale teraz wszystko jak w biegu...
Rozkazy Wiernego....

Nie bardzo pamiętała, jaką trasą doszli do Kmicica.
Już ruszali dalej, gdy....

Huk, a potem cisza, jak w kościele.
Rzeczywistość zakręciła się, tylko po to, by ziemia pokryta gruzem zbliżyła się do niej w zawrotnej prędkości.
Ostry ból w nodze, i słabsze sygnały z otartej i potłuczonej ręce, na jaką upadła instynktownie chcąc osłonić głowę i twarz.
Kolejna kamienica przestała istnieć...

Poczuła na sobie ręce Dyzia, gdy pomagał jej wstać, dostrzegła przez obłoki pyłu i kurzu sylwetki okupantów, zanim jeszcze usłyszała rozkaz Wiernego, wiedziała, że będą musieli się wycofać...
Chcąc oszukać ból nogi chciała iść szybciej, ale nie mogła.
Mimo pomocy Dyzia, co chwile potykała się na nierównościach terenu.
Nagle koło nich na chwilę przystanął Chmura.

-Antoś! Bierz Olgę na ręce, będziesz ją niósł! Tylko, do cholery ostrożnie, bo jaja urwę!
Krzyknął do Dyzia, poczym ruszył dalej.

kitsune 04-10-2007 01:19

Stare Miasto, ul. Nowomiejska, kościół Św. Ducha 1 IX 1944 17.15-17.20
Karabin maszynowy za późno się ocknął. Zniszczyliśmy go granatami. Wchodzimy na teren niewielkiej fabryczki. Pustka. Widocznie reszta szkopów dała drapaka. Chłopcy przyprowadzają pięciu jeńców. Żandarm i esesmani. Dygocą im kolana. Jeden krwawi. „Kora’ go opatruje.
Krzyk z pobliskiego podwórza: - Do mnie! Do mnie! – To woła „Drzewo”.
Pędzimy.
Stos trupów. Może sześćdziesiąt, może więcej. Kobiety, dzieci, mężczyźni. Jedno na drugim. Tak jak padali. Najmłodsze maleństwo nie ma jeszcze roku. Krzepnąca krew na asfalcie. Szukamy żywych. Nie ma. Niektórzy jeszcze ciepli. Wszyscy mamy dzikie oczy. Przyprowadzają schwytanych bandziorów. Mają czelność błagać o litość. Nim zdołaliśmy się ruszyć, „Góral ścina ich serią ze zdobytego schmeissera.
- Coś zrobił – wrzeszczy „Konar” – to przecież jeńcy!
- To zbiry, nie jeńcy! – i wali jeszcze do leżących. Jatki.
- „Tum” każe cię rozstrzelać.
- Niech mnie pocałuje…
I koniec dyskusji.
J. Kozłowski, W baonie „Odwet”, Warszawa 1970, s. 44-45.



1. Trasa "Wiernego".
2. Trasa "Kmicica".


Odcinek Nowomiejskiej od Krzywego Koła po Mostową.



Teren działań plutonu dzisiaj, rzut z góry.



Kolejna salwa z moździerzy siadła na kamienicy naprzeciw kościoła św. Ducha. Sypnęło gruzem i odłamkami, a wokół zrobiło się, choć wydawało się to niemożliwe, jeszcze gęściej od pyłu. „Wierny” uśmiechnął się ponuro. Był pewien, że ta salwa przynajmniej częściowo nakryła szkopów. Do jego uszu, przez głuche odgłosy wybuchów, dobiegły wrzaski bólu i strachu. Te same okrzyki usłyszał „Chmura”, prowadząc za „Wiernym” grupę szturmową w kierunku wypalonych ruin kościoła. Wraz z nim biegli ranny „Czarny” ze STENem przy biodrze, „Kruk” z MP-40 oraz niezawodny „Daniel”. Po ich lewej stronie „Kmicic” biegł z kilkoma swoimi. W ręce miał przygotowany niemiecki granat, w drugiej trzymał STENa. Jeden z jego chłopców potknął się, ale zaraz wstał. Tym razem zwykłe gapiostwo nie kula. Kilkadziesiąt metrów dalej eksplodował ponownie pocisk moździerzowy. Ogłuszający ryk artylerii póki co zagłuszał wszelkie rozkazy. Niemcy, co wydawało się cudem, nadal nie zauważyli grupy „wigierczyków”.


Czterdzieści metrów!


Trzydzieści metrów!


Bryła kościoła wyłaniała się z dymów. Powstańcy zauważali kolejne szczegóły. Płomienie bijące z nawy. Osmaloną figurę matki Boskiej.

Dwadzieścia metrów!


Kościół św. Ducha dziś. Widok od strony zbiegu Długiej i Nowomiejskiej.


Pierwsze strzały od Niemców. Jeden z chłopaków „Kmicica” oberwał. Krzyk. Ktoś nawołuje, wraca po rannego. „Kmicic” się drze:
- Chłopaki, lecimy! Lecimy!!
- „Andrzej” dostał! „Andrzej” dostał!
Długa seria z MG-42 przechodzi tuż nad brukiem Nowomiejskiej. Jakimś cudem nikt nie obrywa. Znowu krzyki:
- Panie poruczniku!! Panie poruczniku!!


To do „Wiernego” czy „Kmicica”? „Jonasz” przypada do ściany i sieje ołowiem po grupie Niemców. Seria przechodzi ponad głowami szkopów, którzy rzucają się w poszukiwaniu zasłony. Sierżant klnie, na czym świat stoi. Mógł rozłożyć dwójnóg. Basia biegnie zaraz za „Chmurą’. Jest sanitariuszką nie ma broni. Po raz kolejny czuje ten obezwładniający strach i bezsilność.


Kościół św. Ducha dziś. Widok od strony ul. Freta w kierunku Nowomiejskiej.

I znów seria. Kolejna i następna. Są już 10 metrów od kościoła. „Kruk” i „Kmicic” niemal równocześnie rzuca granat w pył. Bez efektu. Niemcy nadal walą. Widoczność zerowa. „Antoś” i „Dyzio” biegną z „Olgą”. Osłania ich „Drągal” z erkaemem. Zostaje z tyłu. Strzela w kierunku błysków. Niemcy przestają strzeać. Ktoś krzyczy rozpaczliwie: Chriiiiiiist!
Kościół!
- „Ares”, po lewej. Kaem po lewej!!! – wrzask z zewnątrz zagłusza terkot STENa.
„Wierny” wpada do środka przez dziurę wywaloną pociskiem czołgowym. Chwila wytchnienia.


Nic z tego! Tu też jest wróg. Seria ze schmeissera mało nie odcina głowy porucznikowi, który pada na ziemię, lokalizując odruchowo Niemca. Jest na chórze! Obok „Kmicic” z jednym ze swoich:
- „Wierny”! Przez kościół idziemy, do barykady. Niemcy przeszli. Zaraz wejdą na Długą! Kurwa, musimy ich wyrzucić!
Pojedynczy strzał odłupuje kawałek cegły obok głowy porucznika.


„Chmura” i „Daniel” są w środku. Za nimi „Czarny”, blady i wyraźnie osłabiony. Weszli przez boczne wejście. Kilka metrów od „Wiernego”. Strzały. „Chmura” pada, ściągając na ziemię „Daniela”. Nie darzyli się wzajemną sympatią. Chłopak ze Starówki i syn szlachecki. Teraz „Daniel” kiwa tylko głową i turla się pod przeciwległą ścianę. Podrzuca SWT i bez celowania strzela. Niemiec pada. Inny rzuca granat, który ląduje dwa metry od „Chmury”!


„Jonasz” też dopadł ściany kościoła. Jeszcze jest na zewnątrz. Wali wzdłuż Nowomiejskiej z erkaemu, osłaniając biegnącego „Drągala”. Jest! Dobiegł. „Basia” notuje, że rosły powstaniec krwawi z ramienia. Chyba nawet nie zauważył tego. Coś krzyczy, ale kolejny wybuch zakłóca jego słowa. Od strony ul. Freta słychać wrzask szkopów:
- Vorwärts!! Schneller!!!
Ale atak załamuje się w seriach erkaemów „Jonasza” i „Drągala”. „Jonasz” wpada do kościoła i pospiesznie zmienia bęben z amunicją. Jest ledwie metr od „Wiernego”. Wszyscy są w środku. Od strony ołtarza pruje seriami erkaem, nie pozwalając wychylić się powstańcom. Kilku innych strzela z peemów i Mauserów gdzieś z plątaniny resztek ławek i zawaliska dachu. Na chórze też pewnie ktoś jest. „Basia” rozgląda się. Po drugiej stronie widzi prześwit w ścianie, a tam ul. Długą. Ich cel. Gdzieś tam jest ich barykada.


„Olga” mimo bólu widzi wszystko z ogromną dokładnością. Leżąc obok „Dyzia i „Antosia” widzi dwóch Niemców, którzy wyciągają granaty. Dwóch chłopaków „Kmicica” rozkłada pospiesznie cekaem. Chyba w nich polecą tłuczki. „Kruk” wyrzuca w kierunku ołtarza dwie butelki zapalające. Huk pękającego szkła i nagła eksplozja płomieni. Ściana ognia oświetla resztki witraża z umęczoną twarzą Chrystusa.

Stare Miasto, barykada na ul. Długiej.
„Junak” coraz bardziej ciąży, ale barykada jest coraz bliżej. „Jastrząb” ciężko sapie. „Grom’ słyszą to nawet poprzez dudnienie artylerii i jazgot broni palnej gdzieś od strony resztek kościoła św. Ducha. Kościół! Przylega do ich nowej barykady! Jeśli tam już są Niemcy, to linia Starówki padła! Jeśli przejdą… „Grom’ zalewa się potem. Czuje, jak zaczynają mu drżeć kolana. Być może właśnie teraz jakiś szkop bierze go na celownik.
Barykada jest jakieś sto metrów od nich. Nawet stąd widzą jej obsadę. Ledwie kilku ludzi. Może dziesięciu. Walą ile wlezie z broni palnej. Pewnie odpierają atak od Freta lub mostowej. W kościele nasila się strzelanina. Co rusz słychać eksplozję granatu. I wrzaski, polskie przemieszane z niemieckimi.
- Szybciej, „Grom”, szybciej! – popędza „Jastrząb”. – Potrzebują nas!
Wokół pandemonium. Cywile kryją się do ruin kamienic. Obok „Groma” przebiega trzech powstańców. Chyba niedobitki od "Bończy’. Pędzą w stronę barykady. Brak dowództwa. Brak broni. Kurwa, brak szans!

Grey 05-10-2007 21:57

Grom rozejrzał się w panice. Dostrzegł wnękę w obalonym częściowo murze.
- Tutaj! Tutaj! - wrzasnął jakby koledzy byli gdzieś daleko. A byli przecież wszyscy trzej obok siebie, przytuleni. Grom całą siłą naparł w stronę wnęki, tak, że Jastrząb ustąpił i zmienił kierunek marszu.
Zrobili kilka kroków. Oparli Junaka o ścianę.
- Co Ty kurwa robisz! - ryknął zupełnie skołowany Jastrząb. - Już niedaleko. Zaraz go doniesiemy.
Grom cały drżał ze strachu. Zastanawiał się, kiedy kolega zauważy, że nogi Rudzielca drżą potwornie. Ale tak opanowanym głosem, na jaki się mógł zdobyć odkrzyknął.
- Nie! Nie dojdziemy! Niemcy będą tu lada moment. To nie ma sensu!
Jastrzębia jakby coś uderzyło. Schwycił Groma za kołnierz i z całą siłą przybił do ściany.
- Co Ty pierdzielisz. Tam jest Wierny! Baśka! Olga! Chłopaki! Grom, Ty...
- Zostawmy go tutaj. - być może uderzenie sprawiło, że rozhisteryzowany partyzant oprzytomniał. - Kule go nie dosięgną. Przykryję go kurtką, ona osłoni go przed pyłem. I wrócimy po niego, jak tylko zabezpieczymy barykadę. Słowo!
Jastrząb uspokoił się. Wciąż trzymał Groma za kołnierz w taki sposób, że ten ledwo dotykał palcami stóp ziemi. Ale Jastrząb nie był już zły.
- Dobra. Niech będzie. - powiedział już cicho i smutno. Grom był ciekaw, co towarzysz sobie pomyślał, skąd nagle wzięło się to przygnębienie.
- Podbiegniemy, kryjąc się. Szybko i nisko. Jeśli Niemcy już dojdą do barykady, ukryjemy się i poczekamy na więcej dymu. - żywiołowo zaczął wykrzykiwać swój pomysł Grom. - Tak. Będzie dobrze Uda się! A gdy Wierny dojdzie do barykady, wrócimy się po rannego Junaka. Sztama?
Ale słowa które obaj pomyśleli brzmiały inaczej - "Jeśli Wierny dojdzie"


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172