Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-12-2008, 20:40   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Aaron Huesmann - Zieloni

„Wygląda na to, że jednak byliśmy w stanie ustalić jakiś kierunek działań.” – pomyślał Aaron, kiedy Isebrin wytłumaczył działanie zaklęcia. Wojownik, jednak dalej nie był przekonany; często podróżował z magami i podczas podróży wielu z nich mówiło dużo za dużo. Opowiadali godzinami o naturze magii, zaklęciach, efektach i kontrefektach… Każdy z nich miał na to inne spojrzenie, ale wszyscy podzielali pogląd, że magia powinna być wykorzystywana z dużą ostrożnością… Choć, z drugiej strony, trzeba przyznać, że podczas rozmowy droga wydawała się znacznie krótsza… Krótkie pożegnanie z obecnymi w świątyni i wyjście w mroźną rzeczywistość.

Rzeczywistość zgoła nieoczekiwaną… To, co widział przed sobą jakoś zupełnie nie pasowało do tego, co pamiętał z drogi do świątyni. Co prawda budynek znajdował się w dość dużym parku, który mógł osłonic ruiny przed wzrokiem ciekawskich, ale na pewno nie był w stanie ukryć całego budynku… Aaron momentalnie wbiegł za najbliższy załom muru i znalazł najdogodniejsze miejsce do opuszczenia terenu świątyni. Zaczynał rozumieć, co go zmyliło – świątynia była rozległa i jej ruiny mogły wyglądać na kilkanaście osobnych budynków… Po chwili znalazł się w ciemnym zaułku pomiędzy rozsypującymi się domami. Wszedł do jednego z nich i zmodyfikował jeszcze swój wygląd. Kij schował pod płaszcz, tak, że w nogawce spodni wyglądał na usztywnienie i faktycznie ograniczał ruchowość prawej nogi. Zapiął płaszcz i część włosów, wyciągnał spod plecaka – teraz jeszcze bardziej wyglądał na półelfa.

Wyszedł na powrót na ulicę i dość widocznie kuśtykając doszedł do jej zakończenia… Ze zdziwieniem dostrzegł, że jest na jednaj z głównych arterii miasta – co jeszcze bardziej mu nie pasowało, ale uznał, że skoro trochę pobłądził w drodze do świątyni to zapewne doszedł do niej od tyłu, a wyszedł przez główne wejście… Włączył się w jakąś niewielką grupę wędrującą od bramy do centrum, aby wkrótce skręcić w jedną z uliczek i zatrzymać się przed bardzo okazałym; jak na tę zapyziałą cześć miasta z pozabijanymi deskami oknami i fetorem na ulicach; sklepem z bronią.


Wszedł i jeszcze wyraźniej kuśtykając podszedł do lady, na której leżało kilka kawałków żelaza udających noże i coś, co miało sugerować krótki miecz. Sprzedawca otaksował go tylko wzrokiem i najwidoczniej stwierdził, że nie musi wstawać.
- Chciałbym kupić miecz. Niestety mój oręż został zrabowany na szlaku i…
- Nie ma.
- Czego nie ma? – zapytał Aaron zdziwiony i prawie całkowicie zbity z tropu.
- Nie ma pieniędzy, to nie ma towaru.
- Tego nie powiedziałem. – wyciągnął sakiewkę i potrząsnął nią, aby wydała dźwięk miły dla każdego sprzedającego. Również ten handlarz znacznie się ożywił, jednak zanim zdążył coś powiedzieć wojownik kontynuował – Gdzie mogę spotkać jakichś najemników? Chciałbym wynająć…
- Najemników? To ciężko Panie – sprzedawca tandety bardziej koncentrował się na sakiewce, którą bawił się półelf niż na nim samym. – W mieście nie jest dobrze podawać się za najemnika; straż miejska i wojsko włodarza tępią takich i zamykają w wiezieniu. Można wynająć straż z gildii kupieckiej, równie dobrą, co wojsko, ale drogą. Co do mieczy zaś… - wyciągnął spod lady „kawał solidnego żelaza”, aczkolwiek już wielokrotnie używanego – proponuję ten. Doskonale wyważ…
- Tak, faktycznie – Aaron chwycił miecz i przyjrzał mu się dokładnie – Wspomniałeś o więzieniu… Gdzie to jest? Czy w mieście jest jakieś miejsce, w którym można zamieścić ogłoszenie? Albo takie, w którym zjawia się wiele osób? Miałem się z kimś spotkać, ale przybyłem do miasta z opóźnieniem i… Co zaś się tyczy miecza, masz może coś dłuższego?
- Więzienia są dwa, położone w koszarach wokół wież Czterech Węży. Łatwo znaleźć… Co zaś do ogłoszeń – zastanowił się przez chwilę – wiele osób kręci się wokół cyrku i wystawy, o tam za rogiem – wskazał ścianę po swojej lewej stronie – koło fontanny i urzędu miejskiego jest również tablica ogłoszeń… Wiele osób pojawia się również w porcie, a ci co mają pieniądze w kasynie… Dłuższy miecz? – wyciągnął znów coś spod lady – Taki Panie?
- Ten jest delikatnie wyszczerbiony… - Mężczyzna zrobił minę sugerującą, że zaraz wybuchnie; zauważając jednocześnie, że w pomieszczeniu zaplecza sklepu przebywają co najmniej dwie osoby – Musiałbym go zaraz przekuć u kowala – jest tu taki?!? Mie masz może, czego innego sprzedawco?
- Ależ Panie! To nieznaczące uszkodzenie! Kowal? Tak, tak, oczywiście jest – czwartą przecznicę w lewo, zaraz koło sklepu… Jeżeli łaskawy pan zaczeka przyniosę inny miecz…
- Nie mam teraz czasu! – Aaron dalej wyglądał na śmiertelnie urażonego, sięgnął do sakiewki i wyciągnął kilka miedziaków, tyle, aby starczyło na posiłek. – Będę tuż po wieczornej modlitwie Sule, obejrzę wtedy, co masz na sprzedaż! Jakbyś dowiedział się jakichś ciekawych plotek o grupie, w której jest elf, dwu ludzi, krasnolud i jakaś dziwna istota – daj mi znać. – Rzucił miedziaki na stół – a będzie tego znacznie więcej… To ci najemnicy, którzy napadli mnie na szlaku – chętnie wyrównam z nimi rachunki… - nie czekając na odpowiedź wyszedł ze sklepu.

Przechodząc ulicami miasta, co jakiś czas przystawał udając, że daje odpocząć kulejącej nodze. Obserwował jednocześnie otoczenie, to czy ktoś go nie śledzi, oraz słuchał tego, o czym mówią ludzie… Nie było wielkim zaskoczeniem, że głównym tematem plotek stojących w zaułkach ludzi były wydarzenia z okolic zrujnowanej świątyni Sybilli, ktoś widział jakieś dziwne falowanie i zaczęto dopisywać do tego historie o rzekomych wyznawcach Starych Bogów… „Lepiej być nie mogło” – pomyślał wojownik przytrzymując się ręką muru – „zaraz zainteresuje się tym straż świątynna… W końcu głównym bóstwem jest Sule, a Sybilla popadła w zapomnienie, o czym świadczy pozostawienie świątyni w ruinie”

Zauważył chłopaka, który ciekawie przyglądał mu się.
- Chłopcze – starał się nadać zmęczony ton głosowi – czy możesz mi pomóc? Wynagrodzę Ci to…

Chłopak wydawał się mało przekonany, ale po chwili podszedł bacznie obserwując Aarona. Wyraźnie było widać, że postać wojownika go fascynuje. Mężczyzna wspierał się na ramieniu chłopaka w taki sposób, aby go za bardzo nie obciążać i przy okazji wypytał go o to i owo. Rozmowa była ciężka, bo więcej dotyczyła przygód Housemanna; pogody; portu (funkcjonującego nadzwyczaj dobrze w tych trudnych czasach); starych towarów na targu; nowych numerów w cyrku; pieniędzy, a w zasadzie ich permanentnego braku; złodziei i kupców – jedni i drudzy korzystali z braku wszystkiego podnosząc ceny do niebotycznych kwot; aby w końcu dojść do kilku w miarę użytecznych informacji – znaczy plotek. Podobno ci, którzy trafiali do wież już z nich nie wychodzili. Podobno, wieże połączone były kanałami przebiegającymi pod miastem. Podobno do kanałów było kilka zejść. Podobno, znaczną cześć trupów po prostu wrzucano do kanałów czekając aż szczury i zgnilizna zrobią swoje (w to, akuratnie Aaron byłby skłonny uwierzyć).
Widząc jakąś karczmę na pobliskim placyku mężczyzna zasugerował, że właśnie tam zmierza i podziękował chłopakowi. Wręczył mu srebrniaka i powiedział:
- Wyglądasz na roztropnego chłopaka… Niedawno do miasta przybyli ludzie podający się za najemników… Trzech elfów, dwu krasnoludów i dwu ludzi oraz dziwna istota… Mogą podróżować w grupie lub osobno, ale na pewno przybyli do miasta wczoraj lub dzisiaj… Mam z nimi porachunki – wskazał na nogę – i chciałbym je wyrównać. Pewnie mieszkają w północnej części miasta – południową sprawdziłem, chyba całą i ich nie znalazłem. Gdybyś się dowiedział gdzie mieszkają Ci najemnicy i dał mi znać, abym mógł zawiadomić straż… Może nie mieszkają w karczmie? – zastanowił się na głos – jeśli tak, zapewne mieszkaliby w okolicy garnizonu… Usłyszałem, że pragną się targnąć na życie kapitana straży… Byłbym Ci bardzo wdzięczny i myślę, że nie tylko ja. Spotkajmy się przed trzecią strażą na placu koło karczmy „Pod Zielonym Głuszcem” – oczywiście, jeżeli będziesz miał dla mnie jakieś konkretne informacje… a ten pierścień może byc wtedy Twój… - pokazał pierścień z zielonym oczkiem stworzony przez Isebrina - Dziękuję Ci raz jeszcze…

Chłopak nie odpowiedział, ale błysk oka, jaki wojskowy zauważył, kiedy pieniądz zmienił właściciela był, co najmniej obiecujący…
Przez cały czas rozmowy i wędrówki z chłopakiem mężczyzna obserwował otoczenie i starał się zapamiętać układ uliczek, po jakimś czasie było to dość proste – pomimo tego, że uliczek było wiele i były kręte; prowadziły pomiędzy domami do wspólnych punktów; wystarczyło, więc zapamiętywać te charakterystyczne punkty…

Już, kiedy pożegnał się z chłopakiem do jego uszu dotarł dźwięk; nie, nie był to dźwięk właściwie, ale jakaś melodia, która wpływała na myśli i uczucia Aarona – wzbudzając gniew, złość… rządzę krwi. Zdusił to wszystko w sobie i opanował się… Wolał jednak nie patrzeć na przechodniów – obawiał się, że w każdym zobaczy wroga…

Wszedł do karczmy i podszedł do baru starając się zagrać, że ukrywa kuśtykanie. Zamówił „napój piwopodobny”, bo tylko tym mianem można było określić trunek serwowany w tym lokalu i stojąc z boku baru zaczął go sączyć. Słuchając kątem ucha rozmowy toczonej przy stoliku za nim; myślał o tym, że jeżeli dalej będzie tak szastał pieniędzmi to będzie szybki koniec. Oczywistym było, że aby zarobić trzeba było najpierw wydać, ale… sytuacja była coraz bardziej skomplikowana… Towarzystwo przy stoliku było dość podpite i mówiło głośno… nie było, więc wielkim wysiłkiem usłyszenie kolejnej serii „bla, bla, bla” oraz „blah, blah, blah”. Rozmawiano o: cudzie w zniszczonej świątyni na południu miasta („Szlag jasny by trafił!!!” – pomyślał); nowych numerach w cyrku („Muszą by niezłe, skoro wszyscy o tym mówią” – kolejny łyk piwa, tfu… wody o smaku piwa); przemycie w porcie i gildii kupieckiej; złodziejach panoszących się po ulicach; zaangażowaniu straży miejskiej („Czyżby dobrze opłacani? Po mundurach raczej nie wyglądali na takowych… może udział w zyskach?” – skonstatował Aaron; a może była to ironia zastanowił się); potem rozmowa zeszła na obrabianie tyłka jakiejś Lorietty oraz tego, że ona z każdym i o każdej porze, a jej maż siedzi w tej latarni portowej i udaje, ze o niczym nie wie. Nawet woda o smaku piwa pozwalała ludziom się upić i wkrótce towarzystwo więcej bełkotało niż mówiło i Aaron postanowił wywędrować z tego lokalu w kierunku „Zielonego Głuszca”. Sprawdził swoją orientację w mieście i okazało się, że musi jeszcze trochę pouczyć się miasta… Cały czas obserwował czy ktoś go nie śledzi, ale nikogo nie zauważył. Nie natknął się również na innych najemników, a przynajmniej nikogo nie zakwalifikował do tej grupy…
Po jakiejś półgodzinie dokuśtykał do placu, przy którym była karczma „Pod Zielonym Głuszcem”



Znalazł jakąś sień i wyjął kij. Trzymając go pionowo, blisko ciała wszedł do karczmy, która teraz, w porze popołudniowego posiłku zaczynała być pełna i podszedł do karczmarza.
- Nalej mi piwa przyjacielu – zagaił patrząc na pucułowatą twarz przyozdobioną fikuśnym loczkiem
- Proszę! – piwo zabulgotało w kuflu i naczynie wylądowało na kontuarze – Czy ty czasem nie jesteś Onaar?
Zmysły Aarona momentalnie wyostrzyły się i błyskawicznie rozważył wszystkie możliwości obrony, ataku i ucieczki z tego miejsca. Odparł jednak swobodnym tonem:
- Tak, miałem się tu spotkać z przyjacielem… czyżby już gdzieś poniosło tego niespokojnego ducha?
- Pan Adalier pozostawił to dla Pana – na barze wylądowała koperta i klucz – Powiedział, że udaje się do portu zapoznać się z wdziękami z tamtejszych przybytków…
- To typowe dla niego – powiedział chowając kopertę i wielki klucz do kieszeni – Przyjacielu, czy jest tu gdzieś jakiś cichszy stolik? Jestem zmęczony i chciałbym posiedzieć w spokoju…
- Tam – wskazał ręką za siebie – ale tam nikt nie usługuje…
- Nieszkodzi… Gdyby ktoś mnie szukał, albo wyglądał na takiego, co czeka na kogoś… Daj mi znać Przyjacielu. Oprócz Adaliera czekam jeszcze na kogoś, a nie chciałbym, abyśmy się ciągle szukali – nasz statek odpływa jutrzejszego ranka…


Aaron zabrał piwo, te przynajmniej pachniało na piwo i poszedł w drzwi za barem. Okazało się, ze prowadzą do znacznie mniejszej salki, z drugim barem (pełnym pustych butelek).


Na stolikach również walały się puste butelki. Pomieszczenie na szczęście było oświetlone kilkoma świecami stojącymi na stołach. Usiadł przy jednym ze stołów, mając za plecami ścianę i patrząc na całe pomieszczenie. Klucz pozostawił w kieszeni, wygląda na to, że Morgan zatroszczył się o nocleg. Wojownik był wdzięczny za ten gest. Czytanie listu odłożył jednak na później – elf był bardem, a Huesmann wolał się trzymać od magii z daleka. Nie wiedział też, dlaczego klucz i list były zostawione dla niego… „Może dlatego, że łatwo mnie rozpoznać?” – pomyślał skrzętnie chowając kopertę do plecaka. Miał chwilę czasu na uporządkowanie myśli i usystematyzowanie zdobytych informacji… Upił łyk piwa, tak to było piwo, i czekał na rozwój wydarzeń…
 
Aschaar jest offline  
Stary 04-12-2008, 20:41   #2
ilu
 
ilu's Avatar
 
Reputacja: 1 ilu nie jest za bardzo znany
Drużyna zadecydowała. Macha, Kherr Khazad i Rain byli odpowiedzialni za znalezienie odpowiedniej izby dla całości. Dosłownie dwa metry od muru pałacowego mieszkała samotna, starsza kobieta. Czemu samotna? Jej syn popędził na szerokie wody. Wszystko pięknie i ładnie, jednak słuchy donoszą, że kobieta jest straszną plotkarą…

Trójka stanęła przed drzwiami domu.

-Pozwólcie, że ja to załatwię. W moim rodzinnym otoczeniu było pełno takich kobiet jak ta. Wiem, co zrobić, aby ta starucha nie pisnęła nikomu ani słowa o naszym pobycie.

Kherr zastukał do drzwi. Kołatanie zostało stłumione przez rumor panujący na ulicy miasta. Po chwili drzwi się uchyliły z przeciągliwym piskiem. Na ganku stanęła staruszka. Na głowie miała starą, brudną zieloną chustę w groszki. Resztę jej ubioru stanowiły zwyczajne, można by rzec ‘starcze’, ubrania – długa, wiejska spódnica i zniszczony sweterek.

-Witam drogą panią! Na imię mi Kherr, a to są Mcha i Rain. Poszukujemy miejsca do noclegu, a ponoć u pani jest wolne miejsce…

-Witajcie! – Przerwała kobieta – Czułam, że ktoś mnie dzisiaj odwiedzi. Chodźcie, zapraszam do środka.

Troje śmiałków weszło do chaty. Dom od środka sprawiał wrażenie o wiele większego niż był w rzeczywistości. Bez wątpienia było to spowodowane małą ilością mebli. Całość była podzielona na trzy części: dwa pokoje i strych. Jednym z pokoi była zwyczajna kuchnia: kamienny piec, mały, drewniany stół i dwa krzesła. Drugi pokój stanowił tajemnicę dla poszukiwaczy noclegu, gdyż kotara całkowicie go przesłaniała. Kobieta usadowiła się na jednym z krzeseł, mężczyźni stali w drzwiach.

-Co was sprowadza do tego zapchlonego miasta? Ludzie w mieście mówili, że ostatnio zjawiło się tutaj wielu obcych…

Kherr spojrzał na towarzyszy, następnie na kobietę.

-Dobra, paniusiu. Nie będę owijał w bawełnę. Potrzebujemy tego lokalu, a ty nam go dasz. Masz strych – to się dobrze składa. I nie próbuj mi teraz przerywać! Wiem, że poopowiadałaś swoim koleżaneczkom o tym, że twój dzielny synek wypłynął w rejs, żeby odrywać świat. Gówno prawda! Z tego, co mi wiadomo, to zniknął z miasta z trochę innych powodów. Ale mniejsza z tym.

Kobieta z niedowierzaniem patrzyła na zbója. Łzy zakręciły jej się w oczach. Co teraz pomyślą o niej w mieście? Nie! Sekret nie może się wydać. Nie może. Starucha zabrała głos.

-Skąd? Skąd to wiesz? Błagam cię, nie mów tego nikomu. Proszę na wszystkie świętości. Nikt nie może się dowiedzieć! Chcecie noclegu? Macie go tutaj, za darmo.

Kherr spojrzał na towarzyszy. Wydawało mu się, że się nieco do niego uśmiechnęli.

-Mówisz jakbyś miała jakiś wybór. A teraz kochana, zmykaj na strych. I żadnych numerów! Pamiętaj, jeden fałszywy krok i niechcący może mi się wymknąć, że…

Kobieta poderwała się z miejsca i pobiegła na poddasze zanim Kherr cokolwiek dopowiedział.

-No więc Panowie, mówiłem, że się uda. Chyba czas oznaczyć jakoś dom i rozejrzeć się po izbie, racja? No co tak stoicie? Ruchy ruchy.


Khazad pierwszy raz w życiu poczuł, że wbrew pozorom zrobił coś dobrego. Coś, co komuś pomogło. I to było bardzo miłe uczucie.
 
ilu jest offline  
Stary 04-12-2008, 23:15   #3
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Podział na drużyny przebiegł w miarę bezboleśnie i dość szybko. Halaz z zaskoczeniem obserwował jak przypadkowi towarzysze potrafią dla potrzeb dalszej misji pozbyć się barier, aby rozpocząć współpracę. Nie było wątpliwości, że Or-Utain musiał wybrać się pod wieżę wraz z gnomem Herażtinem. Oboje ściągnęliby uwagę wyłącznie na siebie, odwracając przy tym zainteresowanie od pozostałych członków drużyny, dzięki czemu nikt bardziej ważny nie powiązałby ludzi i elfa z tą dwójką. Halaz wyszedł wraz z gnomem jako pierwszy. Gdzieś w myślach czaiła się chęć pokazania innym, czego powinni spodziewać się od starożytnego szczepu Navaaha.

- Chciałbym, abyśmy udali się najpierw do zielarza, gdzie mógłbym kupić kilka składników potrzebnych mi w misji - zwrócił się do Herażtina, gdy znaleźli się przed tawerną. - Jeśli też chcesz coś kupić, to daj mi znać. Pójdziemy tam razem.

Ludzie z zaskoczeniem obserwowali dwie dziwne istoty. Halaz ich nienawidził, lecz starał się to ukrywać. Jednocześnie ignorował wszelkie wskazywania palcami, czy zniesmaczone poszeptywania. Rasa ludzka zawsze należała do tego najbardziej aroganckiego gatunku w naturze. Jednak jeśli przyszło działać, to oni zwykle dostawali jako pierwsi, a potem rozpaczali. Or-Utain na przykład nigdy nie bał się chorób zakaźnych, na które ludzie padali dziesiątkami. To były plusy bliskiego zżycia z naturą. Oni byli słabi i nawet ich dar możliwości wpływu na naturę za pomocą własnego sprytu, było prawdziwą farsą.
Samo miasto, początkowo zniesmaczyło Halaza, teraz druid kompletnie nienawidził tego miejsca. Ludzie żyli jak bydło. Kompletny brak jakiejkolwiek higieny, powszechna bieda. Widział dwóch mężczyzn bijących się do krwi o kilka miedziaków. "To zaskakujące, że jeszcze żyjecie" - pomyślał w duszy Halaz rozglądając się gdzieś za szyldem sklepu zielarskiego lub apteki. Znaleźli po jakimś czasie dom dworskiego medyka. Jednak właściciel nawet nie wpuścił Halaza do środka.

- Nie prowadzę handlu, szczególnie w przypadku... obcokrajowców - rzucił w ich stronę.

Był to typowy medyk. Chudy, łysy, w bogatych szatach, na oczach miał binokle. Spoglądał w ich stronę z mieszaniną strachu i niechęci. Halaz nawet nie próbował z nim negocjować. Był to ten typ ksenofobicznego egoisty, który nie potrafi współpracować nawet, gdyby przyniosło mu to dochody. Po prostu myślał, że skoro ma zaufanie dworu, to nic nie jest mu już w stanie zagrozić. Druid znał kilku takich, którzy myśleli podobnie. Na ich nieszczęście włodarz znajdywał odpowiedniejszych na ich miejsce - czyli tańszych, bardziej uzdolnionych i skuteczniejszych.

Pozostało poszukać jakiegoś sklepu zielarskiego gdzieś na przedmieściach, w miejscu mało uczęszczanym. W którymś momencie trafili do dzielnicy biedoty. Były to tereny idealne do poszukiwań. Pomiędzy tymi wszystkimi bezdomnymi żebrakami tłoczącymi się przy ognisku, bandami ludzi trudniących się w dużej mierze rabunkiem i oszustwami, można było znaleźć prawdziwych znachorów. Były to zwykle osoby, które zachowywały tradycje przekazywane przez pokolenia, a często ich wiedza, choć niekompletna, zaskakiwała doświadczonych profesjonalistów. Odnalezienie takich osób było bardzo trudne, lecz możliwe, a gra w tym wypadku warta była świeczki. W jakimś sypiącym się budynku natknęli się na balwierza.



Był to starzec, który trudnił się praktycznie wszystkim. Z pewnością swoje usługi świadczył półdarmo, gdyż jego klientela składała się wyłącznie z ludzi biednych. Starzec zarabiał tyle, ile wystarczyło mu do przeżycia. Jego posługa zależała od dobrej woli i wypływała wyłącznie z dobrego serca tego balwierza. Szczęśliwie okazało się, że sprzedaje zioła. Były zasuszone, co Halaza nie zaskoczyło, gdyż wątpił by ktokolwiek o tej porze hodował żywe rośliny - do tego potrzeba specjalnych warunków. Sprzedawał popularne gatunki, lecz akurat to druidowi nie przeszkadzało, gdyż do stworzenia skutecznej trutki wystarczą niekiedy tak proste składniki, na które z racji popularności nie zwracamy uwagi. Chociaż balwierz posiadał kilka obiektów, niezwykle rzadkich, jak chociażby martwe żuki cesarskie, które na rynku osiągały ogromne ceny. Halaz jednak nie miał ochoty żerować na pokrzywdzonym biedaku. Poza tym pieniądze były mu obojętne.

- Proszę korzonek żebraków, raczej ten świeższy, do tego pięć zasuszonych liści wilczej jagody - wskazywał, a balwierz posłusznie chował składniki do malutkich mieszków. - Proszek z kory, tak, ten żółty i czerwony. Ze złotej brzozy i krzewu krwawnicy. To chyba wszystko...
- Pan wydaje się być znawcą w temacie - zagadnął balwierz przesypując proszek do mieszków. - Może mi pan powiedzieć jak zrobić jakoś prosto, lek na ból zębów?
Halaz, choć zazdrośnie strzegł swojej wiedzy, postanowił powiedzieć co wie. Takich rzeczy uczy się na samym początku zielarstwa.
- Jest wiele sposobów - zaczął.
Wskazał proste połączenia, jakie może wykonać. Balwierz wyczuł dodatkowy interes i zapytał o prosty sposób na zapobieganie bólu głowy oraz zatrzymywanie krwawienia z rany. O więcej rzeczy nie spytał, choć widać było, że ma wielką ochotę. Cena za składniki byłą odpowiednio niższa, a Halaz z lekkim zadowoleniem zauważył, że z pozostałej ilości pieniędzy nie będzie zmuszony głodować. Nim wyszedł, zwrócił się raz jeszcze w stronę balwierza.
- Te żuki... żuki cesarskie... są warte dużo. Proszę sprzedać je na jakimś bardziej profesjonalnym targu. Wątpię, czy będzie miał pan z nich jakikolwiek pożytek.
Starzec podziękował w ukłonach i mamrotał, że używał ich do różnych maści. Biedak. Z zasuszonych i startych żuków robi się najpotężniejsze trucizny w tej części świata.
- I proszę nie mówić nikomu, że tutaj byliśmy. To tak w ramach tej ostatniej wskazówki.

Wydawało się, że wędrówka pod wieżę nie będzie trudne, lecz pojawiły się komplikacje, których Halaz wolał uniknąć. Silne ręce porwały jego, oraz gnoma, w ciemny zaułek. Typowe zachowanie rzezimieszków, ale nie o pieniądze im chodziło. W dość wulgarnych zwrotach dali im wyraźnie do wiadomości, że są bandą ksenofobów, pijanych ksenofobów, którzy chcą się zabawić ich kosztem. Zapewne myśleli o nich jako niegroźnych dziwadłach, które uciekły z cyrku. Będą zaskoczeni, bo Halaz nie należy do tych potulnych, a i Herażtin wydawał się nie być popychadłem. Dodatkowo druid od razu postanowił dać im nauczkę. Pojawiło się kilka problemów. Or-Utain spojrzał na czwórkę bandziorów - były to zwykłe oprychy, jakich wiele, nawet nie uzbrojeni specjalnie. Nie można takich ignorować mimo wszystko. Jeśli pozostawić ich przy życiu, natychmiast pojawią się plotki o dwóch przybyszach, którzy szafują magią. Muszą umrzeć, lub pozostać niekomunikatywni przez następne dwa dni. No i, zapewne herszt bandy, właśnie zbliżał się do druida.

Czy istnieje taki czar, który można rzucić bez dłuższego rytuału? Nie ma. Tak czy owak Halaz dostanie po ciele. No i jak w tych warunkach można wykorzystać te kilka sekund, na skuteczny atak magiczny. Przypomniał sobie słowa Opata, które wypowiedział zaledwie kilka miesięcy temu.
- Magia czarna nie opiera się na samym zniszczeniu, jak twierdzi wielu samozwańczych czarnoksiężników - Opat siedział na krawędzi fontanny i wpatrywał się swoimi oczyma bez wyrazu w Halaza. - Według mnie magia czarna opiera się na negatywnych uczuciach takich jak gniew, zazdrość... i strach. Wplecenie tych emocji w magię daje skuteczny efekt, często przekraczający możliwości tych, którzy opierają się na czystej energii. Ty potrafisz jeszcze manipulować naturą. Jeśli zgłębisz tajniki tej ciemnej magii zajdziesz daleko. Bardzo daleko.

Halaz stanął jak najbliżej Herażtina i uklęknął na jednym kolanie. Głowę oparł o laskę i skupił się na otoczeniu. Zima jest zabójcza dla nieuważnych. Ludzie jej się boją, choć tego nie okazują. Druid wiedział co zrobić. Natychmiast zebrał wokół siebie cały zimowy chłód, tworząc coś w rodzaju pierścienia. Szybko wysysał energię cieplną z całego otoczenia, również z tych ludzi. Bandyci szybko zaczęli odczuwać nagłą zmianę temperatury.
- Zimno się robi - stwierdził jeden z oprychów przestając się uśmiechać.
Oto chodziło - wzbudzić panikę irracjonalnością zjawiska. Zaraz komórki tych drani przestaną pracować i umrą przez oziębienie organizmu. Mur zaczął pokrywać się szronem. Halaz poczuł jak śnieg pod kolanem roztapia się, a oni poczuli ciepło. Kumulację cieplnej energii zebrał wokół siebie. Zaraz będzie tutaj gorąco.
Druid poczuł ból i zawroty w głowie, z nosa pociekła mu strużka krwi, czyli słabsze naczynia krwionośne pękły. Długo nie potrzyma. To jest koszt szybkiego wezwania magii bez przygotowania. Halaz miał nadzieję, że wykończy to tych trzech bandytów. Gorzej z tym czwartym, który jak na razie cel miał w zadaniu bólu Or-Utainowi. Czekał pokornie na uderzenie, które zakończy działanie czaru. Teraz wszystko zależy od gnoma. Jeśli wszyscy czterej wciąż będą żyć, on będzie musiał ich wykończyć.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 05-12-2008, 15:10   #4
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Biały Kruk- Zieloni

Idąc za złodziejem Kruk nie wiedział, czego ma się spodziewać. W końcu ma do czynienia ze złodziejem, a po tych nigdy nic nie wiadomo. Raz się do ciebie uśmiechają, a chwilę później zatapiają swoje zdradzieckie ostrze w twoim gardle.
Mężczyzna nie widział jednak innej metody, żeby dostać się do gildii, nie wzbudzając zainteresowania tłumu. Plotki w takim mieście roznosiły się bardzo szybko i istniało duże prawdopodobieństwo, że zanim by dotarł do placówki, konkurencja wiedziałaby już o jego działaniach.

Po kilku chwilach krążenie między straganami dotarli do ciemnej, ślepej uliczki. Złodziej natychmiast zaczął odciągać wielki i ciężki wór.

-„I to ma być gildia…”- przemknęło mu w głowie patrząc na mężczyznę.

- Po...pomóż mi waść...

Kruk pokręcił tylko głową i zaczął pchać wór, odsłaniając jakieś wejście.

-Tutaj jest gildia?- zapytał unosząc jedną brew niedowierzając. Wiadome już było, że ten człowiek coś kombinuje.
Kruk nie zdążył dokończyć myśli, gdy "przewodnik" rzucił się na niego z obnażonym sztyletem.

Mężczyzna wiedział, że nie zdąży wyciągnąć miecza, aby zablokować pchnięcie. Niewiele myśląc odskoczył w ostatniej chwili w bok, zawadzając płaszczem o ostry sztylet złodzieja. Dźwięk rozdzieranej skóry płaszcza dobiegł do uszu Kruka, który natychmiast odwrócił się do napastnika wyciągając jedno ze swoich ostrzy.



-Nie mam zamiaru z tobą walczyć!- warknął- Przysyła mnie Cień- książę złodziei z Sannad- powtórzył to co powiedział wcześniej- Jeżeli twój mistrz dowie się, że coś mi się stało to zawiśniesz!

Złodziej nie słuchał go. Po raz kolejny rzucił się na niego, tym razem celując w tors. Łowca sparował tym razem pchnięcie mieczem, po czym wymierzył cios pięścią w twarz mężczyzny, który w ostatniej chwili odskoczył ocierając się tylko nosem o nabijaną ćwiekami rękawicę.

Kruk nie miał zamiaru zabijać mężczyzny. Chciał go pokonać, obezwładnić i zmusić go, żeby doprowadził go do siedziby swojego mistrza.

Tym razem to Biały Kruk pierwszy ruszył do ataku i wyprowadził proste pchnięcie w brzuch. Złodziej natychmiast ustawił ostrze tak, aby zablokować miecz, który zaraz przed dojściem do celu wystrzelił w górę. Łowca okręcił się wokół przeciwnika, znajdując się praktycznie za nim i płazem miecza uderzył przeciwnika pod kolana, zawalając go z nóg.
Złodziej jednak był bardziej zwinny niż mógł się wydawać. Kiedy tylko wylądował na kolanach, rzucił się w bok, rzucając małą gwiazdą w Białego Kruka. Gwiazdka musnęła go w policzek, zostawiając na nim spore rozcięcie, z którego natychmiast poleciała strużka krwi.



Zirytowany już Kruk dobył drugiego miecza. Doskoczył do złodzieja tnąc tym razem ostrzem przedramię mężczyzny. Napastnik wypuścił sztylet ze zranionej ręki i zanim zdążył się zorientować otrzymał solidne kopnięcie w klatkę piersiową. Uderzenie rzuciło nim do tyłu, przez co wylądował na mokrej i brudnej ziemi.

Łowca nagród podszedł do niego i przystawił mu miecz do gardła.

-Teraz zaprowadzisz mnie do gildii- oznajmił- po dobroci lub nie. Jeżeli będziesz grzeczny to puszczę to w niepamięć i nie sprawię ci kłopotów i twojego mistrza- cały czas starał się być wiarygodny. Musiał przekonać tych przeklętych złodziei, że działa z rozkazu Cienia, co było prawdą tylko w pewnym stopniu…
 
Zak jest offline  
Stary 06-12-2008, 23:25   #5
 
arispen's Avatar
 
Reputacja: 1 arispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumnyarispen ma z czego być dumny
Zanim wyszli z Karczmy Herażtin jeszcze długo rozważał wszystko co usłyszał od swoich towarzyszy mimo woli. Każda nowa osoba która się ujawniała jako jego przyszły kompan budził kolejne wątpliwości.

„Jest ich tak wielu. Mam być częścią tak dużej grupy. Co właściwie powinienem robić? Wszystko co umiem to włamywanie, kradzież, podchodzenie ludzi z ukrycia, działanie w ukryciu. Sam. Nie jestem dyplomatą, nie umiem się porozumiewać z innymi w należyty sposób. Co robić, co czynić. Na razie trzeba mi czekania. Moja jedyna nadzieja to pomyślny rozwój wydarzeń.”
Wtedy pojawił się wśród kompanów pomysł podzielenia się na mniejsze grupy. Kiedy wszystko było jasne, od tej pory drugą połową gnoma miał się stać ów druid z dalekich krain, Halaz Or-Utain. Herażtinowi więc przypadł towarzysz, który był ich liderem.

„Bardzo dobrze się stało. Osoba, która jest naszym dowódcą to na pewno najlepszy przykład istoty ok której nauczę się, co to jest współpraca i jak można coś robić w inny sposób, niż samemu.”
Słowa, które w myślach wypowiedział Herażtin wydały się mu niezwykle dziwne.
„Naprawdę można robić cokolwiek 'nie samemu'?”

Popatrzył jeszcze chwilę na Halaza, po czym wstał z krzesła, ubrał płaszcz, który spoczywał na jego kolanach, wziął do ręki Starego Druha i ruszył w drogę za towarzyszem – druidem.


- Chciałbym, abyśmy udali się najpierw do zielarza, gdzie mógłbym kupić kilka składników potrzebnych mi w misji - Druid zwrócił się do Herażtina, gdy znaleźli się przed tawerną. - Jeśli też chcesz coś kupić, to daj mi znać. Pójdziemy tam razem.

Mieli więc wyruszyć na poszukiwanie apteki czy innego miejsca, w którym można kupić zioła. „Widocznie druidzi potrzebują do czarów tego typu komponentów” - pomyślał podziemny gnom. Ziół używał jedynie do herbaty i innego zastosowania nie był w stanie wymyślić.
- Mam wszystko czego mi potrzeba. Ruszajmy. - Odparł typowo dla niego lakonicznie i ruszyli w drogę.




Obrazy, które widzieli po drodze za pewne przyprawiły by o mdłości każdego przyzwoitego człowieka. Takich nie spotkali. Byli za to inni, a raczej inne kreatury. Widać to miasto z tego słynie. Z najpaskudniejszych odmian i tak fatalnych ludzi. Żebracy z brakującymi kończynami, powykrzywiani na przeróżne sposoby, płaczące cienie dzieci, wszędzie smród rzygowin, odchodów i martwych zwłok. Druid podczas ich wędrówki wydawał się oazą spokoju i koncentracji. Herażtin mimo zwielokrotnionego wstrętu dla ludzi i ich 'miasta' starał się ten spokój naśladować.
Po pewnym czasie trafili do potencjalnego miejsca sprzedaży ziół. Do dworskiego medyka.

- Nie prowadzę handlu, szczególnie w przypadku... obcokrajowców.

Przewidywalność odpowiedzi osoby, która im otworzyła była wprost proporcjonalna do stopnia jej podobieństwa do uosobieniem ksenofobii. Czyli wynosiła 100%. Zresztą była taka sama dla każdego mieszkańca miasta. Przynajmniej tak myślał gnom.
„To się nie mogło udać. Druid obrał sobie zbyt trudne zadanie. Nawet nie mogę mu pomóc.”
Herażtin obrócił się na pięcie i czekał na wskazanie dalszej drogi przez Halaza.
Decyzja padła na przedmieścia. Trafili do kolejnej dzielnicy wielkiej biedy. „Jeszcze większy smród” wyczuł gnom, lecz pozostawił tą myśl dla siebie.
W końcu trafili na balwierza. Druidowi udało się nawiązać ze starcem dialog co niezwykle zdziwiło Herażtina. „Człowiek normalnie rozmawia z istotą której nigdy nie widział. To jest chyba ten pomyślny rozwój wydarzeń. Moja jedyna nadzieja. Oby tak dalej.”
Podziemny gnom nabrał optymizmu. Starzec widać rozpoznał w Halazie znawcę. Dosyć długo rozmawiali po czym wymienili się złotem za zioła i druid dał znachorowi radę odnośnie sprzedaży jakichś żuków. Herażtina to zbytnio nie interesowało. Zobaczył jednak promyk nadziei, który mógł zwiastować tylko dobre rzeczy.
Los bywa przewrotny czego niedługo mieli się dowiedzieć dwaj towarzysze. Po wyjściu z domu cyrulika ktoś wepchnął ich w pusty zaułek szczerząc przepite zęby.

- Nie lubimy tu takich... takich... – zaczął jeden, groźnie wymachując noże przed oczami gnoma.
- Takich popaprańców!
- O! Mamy tu za miastem szubienicę... idealną na takie spotkania.
- To dla tego futrzatego...


„No tak, słyszałem kiedyś jak jakiś człowiek powiedział 'nadzieja matką głupich', czy te wynaturzenia pojawiły się mi na drodze jedynie po to by udowodnić tą tezę? Postaram się im pokazać, że ja do głupich nie należę. Tym bardziej nie jest głupi mój towarzysz, którego właśnie obrażają.”

- Nooo... A mój pies lubi potrawki z karłów. Czasem nawet coś wychędoży zanim to zje.
- Hłe hłe hłe!


Po wypowiedzeniu przez oprycha ostatnich słów oczy podziemnego gnoma nabrały niewyobrażalnie dużych rozmiarów. Starał się być opanowany w konfrontacji z pijanymi ksenofobami lecz natura wzięła górę. „Oni muszą umrzeć” - pomyślał Herażtin, po czym spojrzał znacząco na towarzysza i także zobaczył na jego twarzy znak by rozpocząć działanie, sam Halaz nie zważając na zbliżającego się doń oprycha uklęknął na ziemi koło gnoma i opierając głowę o swoją laskę zaczął się wpatrywać w pustą przestrzeń przygotowując jakiś potężny czar w celu posłania trzech zbirów do piekła. Herażtin widział, że jego towarzysz będzie potrzebował trochę czasu na rzucenie zaklęcia, więc postanowił odepchnąć wyglądającego na wodza bandy zwyrodnialca. Gnom mocno złapał oburącz swój drąg po czym ścisnął powieki. Następnie momentalnie je otworzył zataczając w powietrzu krąg drągiem i czekał na efekt telekinetycznej fali, którą wysłał w kierunku oprycha zbliżającego się z kijem w stronę Halaza.

„Czy to tak wygląda współpraca? Wspólna praca? Los tak mną pokierował, że życie druida zależy ode mnie, a moje życie od niego. Los bywa przewrotny” - Powiedział do siebie Herażtin w myślach tak, jakby chwila, którą przeżywał zatrzymała się w miejscu.
 
__________________
et lux perpetua luceat eis

Ostatnio edytowane przez arispen : 06-12-2008 o 23:27. Powód: tajemnicze "entery" w polowie posta
arispen jest offline  
Stary 07-12-2008, 12:31   #6
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Milczenie oznaczało zgodę na wszelkie podjęte przez nich decyzje. Zresztą nie było sensu się kłócić. Wybrali drużyny, to wybrali. Nie zamierzała spierać się o to, że wcale nie chce iść z tymi dwoma, bo nie czuje się w ich towarzystwie bezpieczna - co nie mijało się dalece z prawdą. Bez swojej broni i pełna nieufności wobec obcych, nie była pewna, czy nie zostawią jej przez przypadek na pastwę jakiś zabójców.

Macha miała za zadanie zaznaczyć dom, który wynajmą, tak żeby wszyscy wiedzieli, że to właśnie o ten budynek chodzi.

"Tylko jak niby mam to zrobić? Napisać na murze: Patrzcie! To tutaj. PS. Jeżeli nie jesteś jednym z nas, nie czytaj tej wiadomości? Zdecydowanie nie przykułoby to uwagi innych magów z tego miasta. Zupełnie."

Nie cierpiała zadań, które muszą jednocześnie spełniać dwa wymagania: być w miarę uniwersalne, by nikt niepowołany ich nie poznał i jednocześnie być na tyle wymowne i widzialne, żeby właściwe osoby od razu wiedziały, że wiadomość skierowana jest do nich. W dodatku nie była zbyt dobra we władaniu magią.

"Do niczego się nie nadaję... Jak zawsze."

Co wcale nie przeszkadzało jej w wymyślaniu innych planów, niekoniecznie związanych z uwolnieniem Wyszemira. Czy jak mu tam było. Musiała się przede wszystkim przebrać. Zrzucić z siebie ten strój, bo zaczynała już śmierdzieć, niezgorzej od bywalców tamtego miejsca - karczmy, baru, co by to nie było, było okropne. A ona teraz zaczynała wyglądać jak oni.

"Wszystko w imię dobra mojej sakiewki i życia."

Jak stwierdziła nie dawno. Chyba między drogą ze swojego pokoju, a drzwiami, którymi przedostała się ponownie to tego marnego świata, trawionego zapewne wszelkimi możliwymi zarazami, nie należało się wyróżniać spośród tłumu, który bez mrugnięcia okiem, może postawić na tobie kreskę. Do jakiego miasta ona trafiła?

Stali właśnie przed domem jakiejś staruszki. Ponoć wynajmowała pokoje i miała to nieszczęście strącić syna. Biedaczka, ale na wszelki wypadek dobrze mieć jakiś argument, przez który zmieni decyzję. Mogła im przecież odmówić. Zresztą nie było w tym nic dziwnego. Stary dom, blisko wieży, skąd pewnie regularnie słychać krzyki, piski, wrzaski i na kilometry czuć strach i śmierć. Może to drugie trochę słabiej, ale zdecydowanie woń ofiar Kostuchy była obecna.

Macha zsunęła bardziej kaptur na głowę, by nie było widać jej czerwonych oczu. Nie wiedziała, jak kobieta zareaguje na ten dość osobliwy widok. Nim jednak zrobiła choćby krok, usłyszała pewne:

- Pozwólcie, że ja to załatwię. W moim rodzinnym otoczeniu było pełno takich kobiet jak ta. Wiem, co zrobić, aby ta starucha nie pisnęła nikomu ani słowa o naszym pobycie.

"Skoro sam zamierza załatwić tę sprawę, nie ma nic przeciwko. Ja tym czasem pomyślę nad tym nieszczęsnym oznakowaniem. Dlaczego zawsze muszę zrobić wszystko idealnie, a przynajmniej krok od ideału. Wystarczyłoby, aby było rozpoznawalny przez innych i tyle, a nie jeszcze nie rzucający się w oczy, znaczący tylko dla pewnych osób, podświetlany nowymi, ciekawymi kolorami, jakie pojawiają się tylko w czasie snu, bo na jawie jest to niemożliwe..."

Chwila zastanowienia. Krótka analiza własnych myśli. Ponowne wolno, spokojnie i wyraźnie wypowiedzenie ich w myślach.

"Co za bzdury plotę. Dobrze, że nikt mi w myślach nie czyta, bo chyba by oszalał. Mnie niewiele brakuje."

Kherr, bo chyba ma tak na imię, zapukał do drzwi. Przyjął na siebie zadanie przekonania staruszki, żeby wynajęła im pokój. Gdyby tylko przed wynajęciem zobaczyła z kim będzie miała do czynienia, chyba by się kolejne pięćdziesiąt razy zastanowiła. Wygląd kobiety, która ukazał im się w drzwiach, wcale nie sprawiał wrażenia starej plotkary. Co najwyżej umęczoną trudami życia starszą panią.

"Niezłe przebranie. Punkt dla niej. Ciekawe jak zachowa się nasz negocjator. Oby nie wskoczył z jakimś głupim pomysłem i nie zaczął jej zastraszać czy coś. Przecież to będzie miało odwrotny skutek. Chociaż..."

Pokój był mały, ale funkcjonalny. Tylko najpotrzebniejsze przedmioty i meble, obok zapewne sypialnia, a na górze, to na czym zależało im najbardziej. Strych. Będą mieli doskonały punkt obserwacyjny na wieżę i okolicę. Tak jej się przynajmniej wydawało.

- Co was sprowadza do tego zapchlonego miasta? Ludzie w mieście mówili, że ostatnio zjawiło się tutaj wielu obcych…

"Zwyczajna ludzka głupota i chciwość, a co innego może nas sprowadzać?"

Rozmowa nie trwała zbyt długo. Kherr zrobił dokładnie to, czego obawiała się Macha. Miała jedynie nadzieję, że staruszka pragnie bardzo mocno zatrzymać w tajemnicy swój mały sekret, w przeciwnym razie już po nich. Zostaną wydali i wtrąceni do tego samego więzienia, co człowiek, którego mieli uwolnić.

"W sumie to niegłupi pomysł. Może odnaleźliby tego staruszka szybciej. Tylko jakby niby mieli się stamtąd wydostać. Pomysł odpada. Lepiej skoncentruję się na planie pierwszym. Poderwać strażnika. Też mi sztuka. Tylko wymaga jednej zasadniczej rzeczy. PRZEBRANIA."

-No więc Panowie, mówiłem, że się uda. Chyba czas oznaczyć jakoś dom i rozejrzeć się po izbie, racja? No co tak stoicie? Ruchy ruchy.

-[i]Wiesz, co mawiają o tych, co za nic mają szczęście? Że są głupi. Mam nadzieję, że nie masz jeszcze przy okazji pecha. Chociaż ślepy to ty już jesteś. - Skwitowała i rozejrzała się po strychu. Normalny pokój na poddaszu. Zakurzony, ale zadziwiająco pusty, zupełnie jakby tylko czekał na jakichś gości. Nie był w prawdzie od dawna sprzątany, jednak przy odrobinie chęci i zaangażowania da się to można to szybko zmienić. - Jeżeli czujecie potrzebę przydania się na coś, to posprzątajcie tutaj. Ja muszę się tym oznakowaniem zająć. Postaram się szybko wrócić. Nie pozabijajcie się w tym czasie. - Nie czekała na reakcję obu wojowników. Po prostu wyszła i zostawiła ich samych. Niech teraz robią, co chcą.

Wcale nie musiała opuszczać domu. Zaklęcie, a przynajmniej coś, co zaklęcie miało przypominać, wymagało jedynie odrobiny koncentracji i pomysłu. Nic poza tym. Po co jednak miała tym dwóm o tym mówić? Niech sobie tam sprzątają. Macha miała inne - lepsze - zajęcia niż bieganie z zmiotką i kichanie z powodu unoszącego się w pomieszczeniu kurzu.

Znak gotowy. Powinien wszystkich zainteresowanych zwabić, jak stado owadów. Przynajmniej kobieta miała taką nadzieję.

"Lekko podświetlone okno wychodzące na ulicę, powinno być wystarczającą wskazówką dla reszty drużyny. Niby nic dziwnego nie ma w oknie, które odbija promienie świetlne, nawet jeśli nie ma słońca, a księżyc chowa się za chmurami... Może lepiej wymyślić coś innego?"

Pomyślała chwilę nad resztą rozwiązań.

"To jest lepsze od wielkiego chomika na ścianie, zdecydowanie pokonało ogromny napis tutaj, tym bardziej nie miało najmniejszych szans z pomysłem zwanym "Panienka z okienka". To powinien być wystarczający znak. Zorientują się... Będą wiedzieli. Na pewno. Dobrze. Czas się rozejrzeć."

Nie chciała jeszcze wracać na strych, dlatego też szybko schowała ręce pod peleryną i ruszyła w stronę wieży, udając, że ją podziwia i jednocześnie czuje się przeraża je wyglądem i plotkami, jakie o niej słyszała. Zbliżyła się do bramy, wyczekując tylko pojawienia się strażników.

"Może potrzeba im większej zachęty?"

Już chciała zrobić krok ku bramie, kiedy przypomniała sobie, że lada chwila mogą się zbiec gapie, a przecież za mało miejsca dzieli ją od ich kryjówki. Jeszcze nie potrzebnie naraziłaby całą misję.

"Wrócę tutaj zaraz po tym, jak uzgodnimy, co będziemy dalej robić. I natychmiast po przebraniu się. Jak ja nie cierpię tych łachów. Chętnie zrzuciłabym je tu i teraz!"

Ledwo przestąpiła próg i trafiła schodami wprost na poddasze, a już zjawili się Amirath i Brago. Opowiedzieli o wszystkim co się wydarzyło w ciągu rozłąki. Czegoś tam na pewno nie powiedzieli, byli zbyt wyczerpani, żeby obyło się bez kłopotów, ale nich im będzie, że nic się nie wydarzyło. W końcu Macha nie zamierzała im tego wyrzucać.

-Skoro już tutaj jesteśmy. I czekamy na resztę, która strasznie się spóźnia... Mówię wam, że zaraz po tej naszej naradzie, muszę udać się w głąb miasta. Znaczy daleko od wieży. Zostawiłam tam wszystkie swoje rzeczy, a bez nich nic nie zdziałam. Poza tym pomyślałam już trochę nad tym. Zamierzacie się dostać do wieży od dołu, tak? Skąd wiecie, że wyjścia nikt nie strzeże. Może trupy nie chodzą, ale z pewnością spodziewają się ataku również i z tej strony. Macie jakiś pomysł? - Musiał się dowiedzieć, czy ma jeszcze jakoś odwrócić uwagę strażnika, czy tylko zabrać mu klucze, bo z tym problemu nie będzie, gorzej jak w trakcie zadania dojdą jakieś komplikacje.

"Koniecznie muszę się wybrać po moje rzeczy, zanim zaczniemy cały ten plan realizować."

- Kiedy w ogóle planujecie przeprowadzić tę akcję? Chyba jak najszybciej, nie? Tamta drużyna nie będzie na nas spokojnie czekała.

Zamilkła, oczekując odpowiedzi na swoje pytania. O ile jakieś uzyska, pomogą jej zorientować się w sytuacji. Będzie przynajmniej wiedziała, na czym stoi.
 

Ostatnio edytowane przez Idylla : 07-12-2008 o 12:34.
Idylla jest offline  
Stary 07-12-2008, 17:37   #7
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Zdobywanie informacji nie szło tak dobrze, jak skrytobójca tego oczekiwał. Powoli zaczynał mieć dość wysłuchiwania głupich historyjek o tym, że kramarzowi zgniła brukiew a jakaś obdarta kobiecina zgubiła miedziaka. Raz pochwycił kilka słów o oplatających wieżę wężach, innym razem ktoś wspominał o dziwnych wydarzeniach w ruinach starej świątyni. Nie wiedział jeszcze czy może to mieć jakiekolwiek znaczenie dla ich sprawy, ale słowo "cud" które wówczas usłyszał wzbudziło jego zainteresowanie. Nie można było obok tego przejść obojętnie. Poza tymi drobiazgami nie dowiedział się jednak niczego wartościowego i powoli stawało się oczywistym, że będzie musiał użyć nieco innych metod by dowiedzieć się tego czego chce.

Gdy zaczynał już wątpić w celowość sterczenia na tej obskurnej karykaturze rynku miejskiego do jego uszu dotarła rozmowa dwóch mężczyzn stojących przy fontannie.


Udając zainteresowanie jednym ze stoisk Brago zbliżył się nieznacznie, aby nie stracić żadnego z wypowiadanych przez mężczyznę słów. Jego krótki monolog nie do końca zaspokajał ciekawość zabójcy, jednak wzmianka o kanałach mogła się okazać najbardziej przydatna spośród tego, czego udało mu się do tej pory dowiedzieć. Na początek dobre i to.

W końcu zauważył stojącego po drugiej stronie rynku Almiritha, który skinięciem głowy wskazał mu drogę do Ulicy Żebraków. Skrytobójca nie protestował. Miał już serdecznie dość tego miejsca i szczerze wątpił, że może się jeszcze czegokolwiek dowiedzieć. W każdym bądź razie nie tutaj i nie w tej chwili. Wojownik szedł nieco z przodu, zaś człowiek podążał kilkanaście metrów za nim spoglądając w ciemność każdego z mijanych zaułków oraz subtelnie oglądając się za siebie. Było mało prawdopodobnym by ktoś zdążył zwrócić na nich uwagę, jednak potrzebował pewności. Dopiero na Ulicy Żebraków, gdy przekonał się, że nie powinni się obawiać ani wszechobecnej biedoty ani jej spojrzeń zrównał się z elfem i ściszonym głosem, takim który tylko jego uszy mogły wychwycić, zrelacjonował czego udało mu się dowiedzieć.

- Czyli twoje wiadomości przydadzą się zarówno szczurołapowi jak i Herażtinowi, obaj planowali zejść do kanałów. Niestety mój plan jest spalony, na rozpatrzenie wniosku o przyjęcie do straży trzeba czekać tydzień, a tyle czasu nie mamy, muszę wymyślić coś innego. Pójdziemy w stronę Wieży, Macha miała nam zostawić znak, gdzie znaleźli lokum. Naradzimy się z resztą i trza będzie sobie poszukać jakiegoś zajęcia konstruktywnego.

Ustinov przytaknął, choć nie uważał, że potrzeba mu nowego zajęcia. Podjął się zdobycia informacji i nie uważał tego zadania za zakończone.

- Po zmroku zamierzam znowu spróbować zasięgnąć języka. Może zajrzę do jednej z karczm lub do tego kasyna, które widziałem nieopodal rynku. Nocą łatwiej będzie spotkać "odpowiednich" ludzi.

Tym razem to Almirith zgodził się skinieniem głowy i przez kilka najbliższych chwil szli naprzód nie odzywając się do siebie ni słowem. Wtem z jednej z bocznych uliczek dało się słyszeć kobiecy wrzask. Elf zatrzymał się momentalnie i spojrzał pytająco na mężczyznę, jednak ten jedynie pokręcił głową nie zamierzając nawet zwalniać kroku. Jakiś oprych zaciągnął dziewkę w ciemny zaułek a teraz się do niej dobiera. Takie rzeczy zdarzały się nawet w bogatszych miastach, a co dopiero tutaj. Co niby miałoby ich to obchodzić? Wojownik był najwyraźniej innego zdania, gdyż bez słowa ruszył biegiem w kierunku, z którego dochodził krzyk.

Brago stanął jak wryty nie mogąc uwierzyć, że można być aż tak głupim. Najchętniej zignorowałby całe zajście i poszedł dalej swoją drogą, zostawiając lekkomyślnego elfa samemu sobie. Tym razem jednak, coś podpowiadało mu, że powinien podążyć za nim. Czekało na nich poważne zadanie i aby je wykonać musieli ze sobą współdziałać. Stworzyć drużynę. Część jego osobowości, tak przywykła do działania w pojedynkę, nie mogła sobie poradzić z tą myślą. Była jednak ta druga część, która również odegrała niemałą rolę w jego życiu. Ta zaś przypominała mu o tym jak wiele razy jego przetrwanie i powodzenie zależało od zdolności przystosowania się do sytuacji. Być może decyzja sprowadzała się właśnie do tego. Skrytobójca rzucił się w pościg za towarzyszem.

"Nie wyglądał na tak lekkomyślnego. A może... to coś innego. Musi być naprawdę dobry, jeśli pozwala sobie na takie "szlachetne" wybryki..."

Mimo wszystko na tle pozostałych członków drużyny elf sprawiał wrażenie kogoś, z kim najłatwiej przyjdzie mu znaleźć wspólny język i nawiązać współpracę. Skrytobójca przypomniał sobie jego słowa wypowiedziane wtedy w karczmie, gdy spotkali się pierwszy raz. Nie ofiarowywał pozostałym zaufania, przyjaźni czy tym podobnych bzdur. Jedynie swoje ostrza. Brago może dołożyć do tego i swoje. "Zobaczmy na co stać taki duet." - pomyślał, a jego usta wykrzywiły się na krótką chwilę w złośliwym uśmiechu.

Dotrzymanie tempa długouchemu było bądź co bądź niełatwym zadaniem, przez co Ustinov dotarł na miejsce z nieznacznym opóźnieniem. Trafił akurat na moment, w którym Almirith i zgraja miejscowych wymieniali się grzecznościami.

- Zostawcie ją i odejdźcie… najszybciej jak potraficie.

- Chędoż się elfia dziwko. Chłopaki brać tego pedała!!! Jest sam, załatwcie ciotę i po kłopocie.

- Nie jest sam – odezwał się Brago mierząc ich spojrzeniem swej jedynej źrenicy.
Łotry ruszyły na nich, nic sobie z tego nie robiąc. Widocznie nie byli nikim więcej jak ograniczonymi tępakami, przeceniającymi znaczenie swojej przewagi liczebnej. "Dobrze więc."
Ustinov uznał, że pozbawienie ich życia z dystansu byłoby zbyt łatwym zwycięstwem, toteż dobył miecza przygotowując się do walki w zwarciu. Widok długiego, niespełna trzy-centymetrowego ostrza, które wydawało się wątłe w porównaniu z ciężkimi pałaszami idących na niego zbirów jeszcze bardziej ich rozochocił. Elf w tym czasie, z obnażonymi już ostrzami, rzucił zabójcy porozumiewawcze spojrzenie. Mężczyzna nie przywykły do walki na cztery ręce nie od razu pojął cóż miało ono oznaczać. Dotarło to do niego dopiero w chwilę później, gdy bandyci zaczęli się przemieszczać próbując ich otoczyć. Skrytobójca i wojownik stanęli do siebie plecami. Brago miał do czynienia tylko z dwoma zbirami i początkowo miał wątpliwości czy jego kompan da radę trzem. Gdy jednak ujrzał katem oka, jak jedno z jego ostrzy przebija nieszczęsnego topornika znacznie się uspokoił. "Elf sobie poradzi. Czas zająć się sobą"

Dwóch oprychów nacierało już na niego ze swoim żelastwem. Parowanie dwóch mieczy za pomocą jednego i to dużo lżejszego było niełatwym zadaniem, więc skrytobójca sięgnął lewą dłonią za pas wydobywając prosty sztylet. W chwilę później na jego ostrzach zatrzymało się pierwsze jednoczesne uderzenie. Ustinov musiał przyznać, że krzepy im nie brakowało i zatrzymanie ich ataku wymagało od niego sporo wysiłku. Gdy mu się to jednak udało postanowił szybko przejąć inicjatywę. Wziął głęboki oddech i cofnął prawą stopę by zapewnić sobie lepszy punkt podparcia, po czym z całej siły odepchnął tego z napastników, z którym do tej pory krzyżował swój miecz. Oprych, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy stracił równowagę i upadł na plecy z wdziękiem swoistym dla worka ziemniaków.

Drugi z agresorów trzymając swój zardzewiały oręż oburącz zamachnął się na Ustinova jakby chciał go przeciąć na pół. Zabójca sparował jego cios, podobnie jak następny, wymierzony z drogiej strony. Uderzenia były potężne jednak miały jedną zasadniczą wazę - padały zdecydowanie za wolno i zbyt schematycznie. Przy trzecim z nich Brago zatrzymał cios mieczem jednocześnie tnąc zbira sztyletem powyżej nadgarstka w którym trzymał broń, za nim ten zdążył cofnąć rękę. Z ust złoczyńcy wydobyło się bolesne syknięcie, o dziwo jednak nie wypuścił swej broni. Skrytobójca zauważył, że zamierza przełożyć ją do drugiej dłoni i kontynuować walkę, jednak postanowił nie dać mu takiej szansy. Zanim łotr zdążył zareagować ostrze długiego miecza prześlizgnęło się ponad jego oczami wycinając długą ranę na linii brwi. Cięcie nie było głębokie, jednak wywołany przez nie ból oraz sącząca się z niego obfitym strumieniem krew czyniły go niemal zupełnie ślepym i bezbronnym. Nie zobaczył już swej upadającej w końcu broni, ani sztyletu odnajdującego drogę do jego serca.

Zanim jego martwe zwłoki dotknęły udeptanego śniegu, jego towarzysz ruszył już na Braga tnąc wysoko swym paskudnym pałaszem. Tym razem skrytobójca nie zamierzał bawić się tak długo. Uchylił się po prostu przed ciosem samemu jednocześnie wyprowadzając mocne cięcie w brzuch dając ujście wnętrznościom zbója. W chwilę później obaj leżeli już nieruchomo obok siebie.

Ustinov rozejrzał się lustrując sytuację. Elf wciąż walczył z dwoma drabami uzbrojonymi w pałki, jednak wynik tego starcia był już przesądzony. Wytrawny szachista potrafi z łatwością powiedzieć po ilu ruchach dojdzie do mata. Prawdziwy wojownik umiał zastosować podobne szacowanie w walce.

Kilka metrów dalej herszt łotrzyków zaczął zdawać sobie sprawę z klęski. Chcąc ocalić swe życie zamierzał ratować się ucieczkę, jednak ręce dygotały mu tak, że nie mógł nawet podciągnąć opuszczonych spodni. Brago pokręcił głową jakby oceniał jego szanse, po czym sięgnął wolną dłonią za pazuchę płaszcza wydobywając jeden ze swoich noży. Długi błyszczący przedmiot przeciął powietrze z cichym świstem by w końcu prawie po samą rękojeść wbić się w plecy gwałciciela. Przywódca zbirów przewrócił się natychmiast, przygniatając nieszczęsną kobietę, która krzycząc i płacząc próbowała wydostać się spod jego cielska. Skrytobójcy to już jednak nie obchodziło. Zrobił co do niego należało i w tej chwili musiał jedynie zająć się swoją bronią. Wytarł czubek miecza o ubrania leżącego u jego stóp zbira po czym schował broń do pochwy. To samo uczynił ze sztyletem wyjętym z serca pierwszego z oprychów. Gdy elf skończył swą pracę i cała szóstka rzezimieszków leżała w śniegu i własnej krwi, niedoszła ofiara wydostała się w końcu spod ciała swego oprawcy i uciekła wrzeszcząc i zalewając się łzami.

- No i masz swoją wdzięczność elfie - rzekł skrytobójca wydobywając z pleców bandyty ostatnie swych ostrzy, jedynie niewymagające wycierania, i umieszczając je na właściwym mu miejscu."Co nam to dało?" - zdawało się pytać wlepione w wojownika spojrzenie.

- Idziemy stąd, lepiej, żeby nikt nas tu nie nastał. - odparł Almirith tym razem równie konkretnie co wymijająco. Zabójca nie zamierzał na ten temat dyskutować.


Gdy dotarli w pobliże Wieży znów się rozdzielili. Brago udał się naprzód przyglądając poszczególnym budynkom i zastanawiając w jaki sposób mógł zostać oznakowany ten, do którego mieli się teraz udać. W końcu dostrzegł połyskujące delikatnym blaskiem okno. Zdecydowanie nie było to naturalne światło jednak... czy to na pewno właściwe miejsce? Mężczyzna zbliżył się i przechodząc obok zagadkowego okna zajrzał ukradkiem do środka. Nie można powiedzieć by widok Kherr Khazad'a albo Rain'a napawał go szczególną radością, jednak nie ulegało wątpliwości, że trafił we właściwe miejsce. Nie zwlekając wrócił tą samą drogą na tyle, by znaleźć się w zasięgu wzroku elfa, po czym wskazał mu w którą stronę muszą się udać.

Wkrótce prawie cała drużyna zebrała się w umówionym miejscu. Almirith zrelacjonował swą wizytę w urzędzie miejskim, zaś Brago przedstawił pokrótce czego dowiedział się przy fontannie, choć zdawał sobie sprawę, że będzie to musiał powtórzyć to wszystko raz jeszcze, gdy dołączą do nich główni zainteresowani jego "rewelacjami" - gnom oraz ich lider.

Nie zamierzał zgłaszać się na ochotnika, żeby szperać w bibliotece. Może i da się w niej znaleźć jakieś użyteczne informacje, ale skrytobójca nie uważał się za najwłaściwszą do tego osobę. Póki co, miał jeszcze parę pomysłów i ogólne pojęcie o tym jak sobie zorganizować czas. Czymś takim mógłby się zająć ktoś z pozostałej trójki. "W końcu i tak niewiele robią..."

Stał pod ścianą wysłuchując wątpliwości Machy i odezwał się dopiero wtedy gdy skończyła. Jego wzrok spoczywał nieruchomo w dalszym końcu pokoju a słowa padały tak cicho, że stojący dalej od niego ledwie je słyszeli.
- Nic nie zamierzamy i nic nie wiemy. Podobno strażnicy wyrzucają zwłoki do kanałów, ale nie mamy nawet pewności, czy możliwym jest dostać się do wieży tą właśnie drogą. Snucie jakichkolwiek planów bez elementarnej wiedzy, nie jest niczym więcej jak stratą cennego czasu.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 07-12-2008, 21:40   #8
ilu
 
ilu's Avatar
 
Reputacja: 1 ilu nie jest za bardzo znany
Drzwi od chaty zaskrzypiały. W środku znaleźli się Almirith i Brago. Sprawiali wrażenie strudzonych. Zdali relację ze swoich poczynań. Pomysł infiltracji jest spalony ze względu na długi okres oczekiwania na przyjęcie, a droga kanałami stoi pod wielki znakiem zapytania. Kherr’a niepokoiła dalsza nieobecność dwóch członków drużyny.

-Posłuchajcie mnie, proszę. Na pewno zdajecie sobie sprawę z tego, że poza nami w mieście jest jeszcze co najmniej jedna drużyna próbująca wyciągnąć starca z wieży.

Zbój spojrzał na swoich towarzyszy. Wszyscy słuchali go uważnie i z zaciekawieniem.

-Wszystko sprowadza się do odbicia starca. Myślę, że źle zrobiliśmy myśląc od razu i jakimś włamaniu itd. Mianowicie chodzi mi o to, że można by starego odbić w dniu egzekucji. Jak? Musielibyśmy współpracować. Na początku zawiadomilibyśmy jakoś tutejsze straże o tym, że ktoś chce odbić więźnia. Miasto na pewno podniosłoby poziom zabezpieczeń. Dzięki temu mielibyśmy pewność, że nikt nieproszony nie sprzątnie nam dziadka sprzed nosa. Potem w dniu egzekucji kilku z nas przebrałoby się za strażników i wtopiło w tłum blisko szubienicy. W jakikolwiek sposób odwrócilibyśmy uwagę wszystkich zgromadzonych, szybko uprowadzili skazanego i znikli z miasta. Wiem, wiem, wszystko wydaje się nie do zrobienia. Ale pomyślcie o tym. Na przykład Halaz mógłby sprowadzić całą masę ptaków, które przyciemniłyby niebo. Uciec możemy w tradycyjny sposób, bądź też HerażtinPODZIEMNY gnom mógłby wykopać jakiś tunel prowadzący z tego domu poza mury miasta. Chociaż wątpię, żeby dał rade tego dokonać w takim krótkim okresie czasu.

Kherr na chwilę przestał mówić. Jego towarzysze na chwile zamarli w zamyśleniu. Wygląda na to, że do nich trafił. Pomysł wydawał się bardzo dobry. Jednak co na to reszta?

-Plan jest jeszcze niedopracowany, trochę mu brakuje. Poczekajmy może na Herażtina i Halaza. Powtórzę swój pomysł na wspólnej radzie.


Więc tak wygląda współpraca. Jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego. Podoba mi się to!
 
ilu jest offline  
Stary 08-12-2008, 14:27   #9
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Kiedy skończyła, natychmiast uzyskała odpowiedź na swoje pytanie.

- Nic nie zamierzamy i nic nie wiemy. Podobno strażnicy wyrzucają zwłoki do kanałów, ale nie mamy nawet pewności, czy możliwym jest dostać się do wieży tą właśnie drogą. Snucie jakichkolwiek planów bez elementarnej wiedzy, nie jest niczym więcej jak stratą cennego czasu.

Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko grzecznie powiedzieć:

- Nic nie robienie i tylko krytykowanie, jakoś za wielką stratę czasu nie uznajesz. Ciekawa jestem czemu... Biblioteka czeka otworem na spragnionych elementarnej wiedzy. Nie sądzisz, że to dla ciebie idealne miejsce? - Miło uśmiechnęła się do towarzysza.

"Chyba się nie polubimy, prędzej wydłubię mu oko, niż powiem, że ma rację."

Niespodziewanie głos zabrał Kherr opowiadając im o swoim pomyśle.

"Wszystko w tym planie byłoby pięknie, tylko przeoczył mały szczegół, ale diabelnie istotny..."

-Tylko, że jest jeden problem. Druga drużyna. Nie mamy pewności, czy już nie dopracowują swojego planu i nie zamierzają go wykonać przed dniem egzekucji. Wtedy mielibyśmy więcej niż problem. - zamilkła na chwilę. - Musimy poznać plany tej wieży, o ile jakieś istnieją. Wtedy będzie łatwiej, może znajdują się jakieś tajne przejścia, albo takie o których ludzie zapomnieli?

"Teraz tylko muszę się jakoś wymigać od tego zadania z pójściem do biblioteki. Ciekawe czy mi uwierzą."

- Wy wykonaliście swoje zadania... - mówiąc to spojrzała na wojownika i Brago.

"Ten elf ma za długie imię... Nigdy go nie zapamiętam."

- Teraz pora na mnie. Jak tylko zjawią się nasi towarzysze, wrócę po rzeczy i może dowiem się czegoś ciekawego po drodze. Wstąpię do jakiejś przyzwoitej gospody, czy popytam. Jakoś siatka pewnych dobrze obeznanych w sprawach plotek zabójców, jest dziurawa jak sitko - dodała złośliwie, nie mogąc się powstrzymać.
 
Idylla jest offline  
Stary 08-12-2008, 15:42   #10
ilu
 
ilu's Avatar
 
Reputacja: 1 ilu nie jest za bardzo znany
Macha wyraziła swoje zdanie na temat planu Kherr’a. Widać nie słuchała go zbyt uważnie. Ewidentnie coś kręciła i na siłę próbowała wyjść wieczorem z chaty. Khazad spojrzał na Machę i po raz kolejny zabrał głos.

-Oj kochana, chyba nie za uważnie mnie słuchałaś. Powiedziałem, żeby zaalarmować straże przed planowanym włamaniem do wieży. Strażnicy na pewno podwoiliby warty i kto wie czy nie przenieśliby starca. Drużyna przeciwna byłaby praktycznie spalona. No, ale jeśli tego wam mało – tutaj przetarł twarz dłonią, pogładził się po brodzie – to ktoś z nas mógłby postarać się o wtrącenie do wieży. Owa osoba pilnowałaby dziadka, opowiedziała mu o planie. Nawet, jeśli nie skorzystamy z mojego pomysłu to warto pomyśleć o wtrąceniu kogoś z nas. Byłaby to doskonała sposobność do poznania planu wieży i przygotowania części akcji ‘od środka’. Trzeba byłoby tylko pomyśleć nad sposobem komunikacji z resztą drużyny…

Kherr zakończył wywód. Co się stanie? O tym zadecydują na wspólnej radzie.

-Właśnie! Gdzie jest reszta grupy?
 
ilu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172