lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Starcraft] Są wszędzie! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/9362-starcraft-sa-wszedzie.html)

Arvelus 02-03-2011 23:54

-Przyjąłem- odpowiedział rzeczowo Feniks na odmowę ze strony dowództwa. Cóż. Widać nie powróci dziś z misji. Szkoda. Wyszedł z bunkru. Tuż za Zapalniczką. Wspomagał go z tyłu. Strzelał już "serią". Było ich zbyt wielu na subtelną zabawę. Z resztą chyba i tak nie zdąży zużyć całego zapasu. Wskoczył na bunkier by mieć lepszy widok na całą sytuację. Chochlew daje czadu. Miotacz ognia to jednak coś, hehe. Dobra, sytuacja się nieco ustabilizowała. Zeskoczył z tyłu, tuż obok swojego vultura. Podłączył się od razu w najniższe, najbardziej podstawowe programy. Zdjął blokady. Ten sęp nie przeżyje bitwy. Nawet jak nie dopadną go zergi to zwyczajnie spali swój rdzeń. Z resztą to nie przeżycie było priorytetem. Ani przeżycie vultura, ani Feniksa. Odpalił.
"Yupikayey"
Wrzasnął na głos skacząc nad linią walk. Modyfiakcje były niewielkie. Tylko w pewnym równaniu zmieniały wynik z 1,46773 na 1,46776, to kierowało trzykrotnie większą moc do silników. Trzykrotnie większą niż były one w stanie wytrzymać. No cóż. Feniks ruszył szarżą wznosząc się dwa metry nad ziemią. Obficie częstował po drodze zerglingi chcące wskoczyć na niego. Jeden po prostu został rozerwany przez poduszkowiec, jednak spowodowało to wstrząs który niemal zrzucił pojazd wprost w armię przeciwnika, a ponadto urwało całkiem spory kawał pancerza. Do tego czujniki vultura zaczęły wariować. Zgłaszały postępującą awarię w połowie systemów. Niedługo zwyczajnie się wyłączy, lub wybuchnie. Feniks wyciągnął ze schowka na nodze granat i umieścił go przy zbiornikach. Nie nastawił eksplozji. Jeszcze nie. Szkoda, że nie mógł tego zrobić na odległość... Pochylił się nisko gdy kamery zanotowały, że zwrócił na siebie uwagę hydrali. Cóż. Przynajmniej nie ostrzelają innych. Ale dobra, zbliżał się do ultrala, a bydlak też go już zauważył i teraz z łomotem biegnącego dinozaura szarżował wprost na niego.
Uśmiechną się w myślach. To dopiero epickie starcie. Jak rycerze zabijający smoki. Tylko ultral był znacznie brzydszy.
Uruchomił całą swoją pamięć, całą moc obliczeniową by dobrze wybrać moment. Trzy - staną gotowy do akcji, dwa - uzbroił granat, jeden - poderwał voltura kierując całą resztę mocy w tylny silnik. Dysza po prostu eksplodowała. Poduszkowiec wyleciał jak rakieta prosto w tors ultrala. Feniks wyskoczył w górę, gdyby nie to bydlak oberwałby w łeb. Uruchomił silniki antygrawitacyjne. Błękitne pseudo-płomienie wydobyły się z jego stóp i silników na pasie i plecach. Był na wysokości pyska ultrala gdy vultur eksplodował rażąc go odłamkami. Feniksa też, jednak w znacznie mniejszym stopniu. Dzięki tej dywersji unikną rozerwania wielkimi szponami. Sięgną lewą ręką w stronę zerga i w tym momencie dłoń mu się otworzyła. Rozłożyła na części ukazując lufę i acetylenowy zapalnik tuż przed nią. Głowę ultrala spryskała chmura płonącego napalmu. Nad polem bitwy rozszedł się potworny ryk bestii której pysk i oczy własnie płoną i będą płonąć jeszcze kilkanaście do kilkudziesięciu sekund. Feniks kontynuował ruch wznoszący, antygrawitacja. Piękna sprawa. Jednak nie przewidział, że ulralisk w odruchu bólu stanie na tylnych łapach starając się instynktownie uciec przed tym co sprawia mu ból. Nagle okazało się, że robot nie wyląduje mu na karku, ale uderzy w wielką pierś. Łyżwy antygrawitacyjne nie pozwalały latać... Wyłączył je i spadł na ziemię przed wielką bestią. Przerażony przeturlał się na bok dzięki czemu unikną zmiażdżenia. Z satysfakcją zanotował, że napalm wciąż płonie i niemal w całości wylądował tam gdzie miał wylądować. Cóż. Cyborg zużył połowę swojego zapasu, oby miał tylko okazję zużyć resztę...
Szybko zerwał się na nogi i uciekł spod szalejącego oślepionego potwora. Zergi zaczęły się zbierać po eksplozji. Miał kłopoty. Wzniósł graverera w górę, wycelował i odpalił granat białofosforowy w podbródek ultraliska. Nawet sobie zachował na dysku widok białych płomieni trawiących jego tchawicę, gardło i potężne mięśnie.
Wywołał potężny skok energetyczny w łyżwach który pozwolił mu uciec spod padającego cielska. Bestia jeszcze walczyła o życie. Drapała ziemię zabiając zerglinga który przypadkiem znalazł się w zasięgu szponów. Ale już nie mógł oddychać. Dusił się. Tak. Biały fosfor to potęga.
Nagle zorientował się, że jest otoczony. Z jednej strony konający kolos, z kolejnych trzech rząd zerglingów i 3 hydrale. Stały, warczały, groziły, ale jakby okazały szacunek. Respekt za zabicie czegoś tak wielkiego.

-Baker!- Wrzasnął rozpaczliwie na kanale przyjaciela- Jestem McMillan!

Przypomniał sobie. Mówią, że przed śmiercią widzi się całe swoje życie. On zobaczył. Przypomniał sobie wszystko. To nie było tak dawno! Jego żona, Eliss może jeszcze żyć. Ach... jakże chciałby ją jeszcze raz zobaczyć!

Domyslny hołd zergów nie trwał długo. Ruszyły jednocześnie. Zerglingi skoczyły, hydraliski charakterystycznie się napięły jak zawsze przed strzałem. Kolejny skok mocy. Cholera. Zaraz spali swój rdzeń! Ale nie mógł ginąć. Nie teraz, nie gdy pamięta. Jeden pocisk przeleciał pod nim, drugi między nogami, ale trzeci hydral nieco się wstrzymał ze strzałem i teraz odpalił pocisk wprost w twarz Feniksa. Zdążył jedynie zasłonić się ręką. Pocisk przebił przedramię na wylot wybijając jeden heksagram ze szkła przed "twarzą". Stracił czucie w dłoni. Widział kwas ociekający po przedramieniu zmieszany z napalmem. Przynajmniej nie wybuchł. Ustawił drugi granat by wybuchł ułamek sekundy po opuszczeniu lufy. Nie mógł uciekać w tył. Tam było tylko więcej zergów, choć na pierwszy rzut oka wydawała się to bezpieczniejsza droga. Odpalił a białofosforowy deszcz spryskał wszystko w dziesięciometrowym rozprysku wypalając pancerz i ciało aż do kości. Wyłączył łyżwy i z ciężkim chlupnięciem wylądował na jednym z zerglingów. Poczuł jednoczesne uderzenie w bark i plecy. Czujniki ogłosiły, że jeden naramiennik prawie odpadł, a na plecach wgnieciony pancerz uszkodził zapasowy rdzeń chłodniczy. Z warknięciem zdzielił jednego psa niewładnym przedramieniem, a drugiego przebił bagnetem graverera. Błyskawicznie go cofną dzięki czemu zdołał nabić w locie spadającego na niego kolejnego psa. Kolejny kolec odbił się od jego potężnego naramiennika, drugi przebił szklaną część pancerza i wbił się głeboko w stalowy kaptur. Ominął kamery i głośniki, czyli wszystko co Feniks tam miał. Ruszył z kopyta. Najpierw biegł, potem uruchomił łyżwy, a cały czas strzelał ciuerawiąc trzeciego hydrala który nie zdążył jeszcze strzelić, oraz drugiego obok którego planował przelecieć. Udało się. Sunął prawie setką jakby ślizgał się po lodzie nie szczędząc ołowiu zergom. Ale nie łudził się. Za chwile i tak go dopadną. Teraz walczył defensywnie atakując tylko tych co go wzięli na cel. I tak miał za mało czasu...

Fearqin 04-03-2011 14:29

Sytuacja nie była dobra. Gdy upadł sąsiedni bunkier, zarówno Patterson jak i Baker Boy musieli pomóc naprawić tą sytuację. Jednak niezbyt rozsądnie ze swojego schronienia wyszedł Zapalniczka i Feniks. Zostawili pusty budynek a za nim niechroniony czołg. Jego kierowca zbyt ogarnięty bojowym szałem nie dostrzegł tego, że nikt z bunkru nie strzelał i tym samym nie bronił go przed lingami.

Śruba dobiegł do Hendrixa i zdolnie doprowadził go do stanu używalności. Władimir który stał przed nimi uniknął jednego kolca, ten poleciał dalej. Śruba pociągnął Hendrixa i pomógł mu wstać.
- Walcz dale... - Medyk poklepał żołnierza po opancerzonym ramieniu i osłonił go przed lecącym kolcem, ten zaś wbił się w głowę podoficera.
- Kurwa! - Wrzasnął Hendrix patrząc na ciało Śruby osuwające się na ziemię. Chwycił swój karabin w łapę, przełączył na granatnik wystrzelił cztery które mocno oczyścił teren i przez chwilę, dwaj marines, Vlad i sam Hendrix nie mieli do kogo strzelać. Wtedy to Hendrix spojrzał w bok, na bunkier w którym przed chwilą był Vlad i Feniks.
- Co jest? Zostawiliście pusty bunkier?! Posrało was?! - Jak na zawołanie do bunkra dopadły zerglingi. W radiu rozległ się krzyki kierowcy czołgu który był za bunkrem.
- Robot! Chochlev? Gdzie wyście się kurwa podzi... - Dalej były przez chwilę wrzaski rozrywanego czołgisty. Dowódctwo było wkurwione tym wielkim niedopatrzeniem. Na miejsce jednej wyrwy w obronie zrobiła się druga.

Duane uwijał się szybko. Skończył w dwie minuty. Akurat jak wstał Hendrix i padł Tommy. Zaraz dostrzegł jak pada ich bunkier. Myślał, że wciąż był tam Vlad i Feniks, ale Zapalniczka był niedaleko, zaś cyborg powalił ultraliska. Imponujące, ale niedopatrzenie było ogromne. Jackson, któremu Baker naprawił czołga powiedział coś o tym, że gdy stąd odlecą go wycałuje Duana, ale ten był zbyt skupiony na wyłażeniu z SCV żeby dokładnie go wysłuchać.

Feniks rzeczywiście miał kłopoty. Leciał już nad dołami, wtedy skoczył na niego zergling, ale jemu wysiadły łyżwy i spadł na ziemię, gdy ling na niego leciał. W efekcie pies dostał kulkę od jednego z marinów z upadłego bunkra. Dalej gdy cyborg biegł do fortyfikacji, Hendrix, mariny, czołg i Vlad osłaniali go. Udało mu się, ale gdy dobiegł zauważył, że ich bunkier padł, tak samo jak czołg stojący za nim. Zrobiła się duża dziura, lingi i hydry wbiegały obficie, a sporo już biegło na sąsiednie bunkry. Mocno narozrabiali.

-2- 04-03-2011 20:55

Dwie minuty. Dwie wieczności. Albo i sto dwadzieścia. Duane nawet nie zorientował się, że odlicza w głowie.
Nie utrzymają się. Nie ma bata.

- Jackson, stul i zrób o co proszę. Zwijaj ten oblężniczy bajzel i spróbuj przebić się w pobliże naszego bunkra, od strony tego gdzie był Hendrix. Nie dyskutuj! - nie czekając na odpowiedź zmienił kanał.

Wypiął pasy i zeskoczył z SCV'a. Podniósł shotguna i ruszył pędem w stronę rannych by pomóc zapchać lukę. Jeden sprawny Marine i jeden ranny mogli się utrzymać całe dwie minuty. Przynajmniej do jego przybycia, zwłaszcza, jeżeli oddział już tam ruszył. Potrzebny był każdy człowiek i nie wątpił, że nawet on z jego śmieszną kamizelką kuloodporną się tam przyda.

Wtedy niemal zwymiotował. Jego umysł pracował już na innych obrotach. Marines sprawnych było trzech. Śruba nie dożył. Medyk zginął, bo ratował dowódcę w środku walki. Czy nikt nie mógł odciągnąć rannego, do kurwy nędzy?
Najwidoczniej nie było dokąd. Natychmiast uruchomił komunikator i wznowił bieg. Był drugim najwyższym stopniem po Śrubie, a Hendrix będzie miał własne problemy. On dowodzi zjebami, które wyszły z bunkra.

Pięknie, kurwa, pięknie.

- Dowództwo, proszę nie o dwie ale chociaż jedną salwę zaporową na bunkier i jego otoczenie! spróbujemy go odbić a bez tego już jesteśmy trupami! Starszy chorąży Baker bez odbioru!
Zergling już tutaj. Baker przystanął i oddał strzał z shotguna po czym ruszył dalej. Tym razem trafił w głowę. Pierwszy pojedynczy strzał ze skutkiem śmiertelnym w jego zasranym życiu. Cóż, wyglądało na to, że tym razem nie będzie dodatkowych okazji i jeżeli chce pobić rekord, musi się przebić. Jednym uderzeniem w zewnętrzny przycisk nausznika włączył kanał całego swojego plutonu.
- Hendrix! Wbijamy się w ten robaczy dywan od waszej strony! Zapalniczka, firebaci zostali wprowadzeni do armii w celu czyszczenia bunkrów! Nie ma ich tam jeszcze wiele a parę psów szuka wewnątrz! Feniks, utrzymaj okolice! To rozkaz! Czołgi stawiają zaporowy, więc głowy nisko!
W tym momencie przebiegł kilkanaście metrów od nich, kierując się w stronę bunkra. Dystans był sensowny, ale i tak długi. Tym niemniej dowództwo potrzebowało sekund na skoordynowanie ataku. Może odmówią. Może zobaczą, że to jedyna szansa, zwłaszcza, że wzmocnią sekcję i wszystko próbujące wbić się w boczne punkty zostanie usmażone. Oczywiście, nie usunie to słabości pozostałej u Hendrixa, ale ktoś się tym zajmie. Ktoś inny, z pewnością...

Arvelus 10-03-2011 17:37

-Ayay sir!- odpowiedział krótko Feniks na rozkazy Bakera. Może nie był jego podkomendnym, ale co tam. A coś takie bezwarunkowe przyjęcie jego zwierzchnictwa z pewnością w jakimś stopniu podbije jego autorytet wśród reszty.
Z rozmachu uciął zerglingowi jego kosy, atakując odszedł w bok dzięki czemu pies wylądował obok niego a nie na nim. Z głuchym chlupotem zmiażdżył stopą. Nie obserwował tego. Strzelał. Sensory informowały o wewnętrznej temperaturze graverera sięgającej 200 do 300 stopni. Cóż. Potężne pociski miały potężną ilość prochu która potężnie nagrzewała karabin. Ale to mieściło się jeszcze w założeniach konstrukcyjnych. Grobownik to nie jest delikatna spluwa. Jest toporna i twarda. Nie straszne jej prawie nic. Kwasu by nie zdzierżyła, ale jakiś niewielki kamyczek który by wpadł do środka zostałby po prostu zmiażdżony.
Szkoda, że stracił władzę w ręce. Nie mógł załadować granatu, ani wyciągnąć wielkiego pistoletu ukrytego w nodze by zwiększyć efektywność.
Przeciągnął serię z lewej do prawej. Przez chwilę poczuł się jak Rambo trafiający każdego kogo tylko zobaczy. Pięknie padła cała linia psów. Szybko się odwrócił i ostrzelał te które się dostały do środka, a teraz rozrabiały. I ogólnie tak wyglądały jego działania. Strzelać wprzód, a gdy jest okazja siekać tych z tyłu. Jednocześnie wciąż monitorował wszystko co się dzieje dookoła.

Radagast 11-03-2011 01:11

Hendrix przeżył, a Kovix nie, mimo że z początku zapowiadało się odwrotnie. Choć mówienie o przeżyciu w tej chwili było zbyt wczesne.
- Robot! Chochlev? Gdzie wyście się kurwa podzi... - usłyszał Vladimir w swoim komunikatorze. Vlad miał ochotę na złośliwy komentarz odnośnie spostrzegawczości czołgisty, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, gdy tamten został rozszarpany przez napastników. Trzeba przyznać, że chłopcy z jego bunkra dali ładną plamę. A później pewnie i tak winnym uznają jego, bo najniższy stopniem spośród kręgowców. Pieskie życie.

- Zapalniczka, firebaci zostali wprowadzeni do armii w celu czyszczenia bunkrów! Nie ma ich tam jeszcze wiele a parę psów szuka wewnątrz! - wrzeszczał Baker.
Zapalniczka nie bardzo rozumiał po co mechanik popisuje się swoją wiedzą na temat historii uzbrojenia, nie całkiem zgodną z prawdą, nawiasem mówiąc. Wyglądało to trochę jakby próbował przejąć dowodzenie. Określeń, jakie w tej chwili przyszły do głowy saperowi, zdecydowanie nie należało używać na głos względem starszych stopniem. Nawet takich, którzy sami nie dopilnowali bunkra, a do odbicia go próbowali wysłać innych.
Prawdę mówiąc Zapalniczka mógł zignorować przemówienie, które usłyszał i czekać na rozkazy Hendrixa. Mógł, ale skoro Feniks całkiem sprawnie oczyścił bezpośrednią okolicę straconego bunkra, to warto było iść za ciosem i naprawić lukę w obronie.
"Prikrasno. Ja pójdę łatać lukę tam, to zrobi się luka tu. Czy te duraki w dowództwie nie widzą, że czas zacieśniać obronę?" myślał ruszając w stronę bunkra. Podbiegł do wizjera, przez który wcześniej strzelali. W środku biegało już sporo psów. Ale skoro Baker chciał, żeby to on czyścił bunkier, to musiał się liczyć z tym, co za chwilę się wydarzy. Vlad odchylił jeden z zapalników, wsunął rękę przez okno i uruchomił dyszę. Mieszanka wystrzeliła do środka tworząc mgiełkę i osiadając na wszystkim w środku, ale nie miała się od czego zapalić. Jeszcze nie miała. Saper przywrócił zapalnik na właściwą pozycję i tym razem oboma rękami strzelił do środka. Ze wszystkich otworów bunkra buchnęły płomienie, a ze środka dało się słyszeć wycie bólu. Po chwili coś eksplodowało - najwidoczniej ktoś zostawił w środku broń.
- Nu, haraszo - mruknął do siebie Zapalniczka, dobył Enforcera i wszedł do środka. Większość Zerglingów śmierdziała spalenizną. Te które jeszcze się ruszały dobijał pojedynczym strzałem w łeb.
- Zdieś klir - zameldował w końcu.

Fearqin 13-03-2011 11:22

Szło naprawdę nieźle. Co prawda zerglingi przedostały się w głąb bazy, ale napotkały oddział saperów, zmierzających do luki w obronie.
Mijały kolejne minuty. W końcu do ewakuacji pozostało półtorej godziny. Dowództwo poinformowało, że krążowniki już rozprawiają się z zergami w przestrzeni kosmicznej i za półgodziny wszyscy mają się już stawić przy transporterach.

Widać było coraz mniej hydr. Lingi cały czas biegły, ale tylko nieliczne dostawały się na tyle blisko by ktoś z sił Dominium się przestraszył. Tak też w pewnym momencie zabrakło zergów. Przez minutę na wszystkich częstotliwościach panowała cisza. Potem jednak większość przepełniona radością ze zwycięstwa darła się na cały głos, nie hamując swoich emocji.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pmm7AoZ5m2A&feature=player_embedded[/MEDIA]

W końcu się skończyło. Nadeszli ze wszystkich stron. Nie było ich wiele, ale były ogromnie silnie. Gdy ludzie już się na nowo ogarnęli, hybrydy były pod samymi bunkrami.

Tam gdzie był Vlad, Feniks i Duane były już trzy potwory. Zbliżały się. Wybuchła panika.

Radagast 19-03-2011 23:58

Po raz kolejny okazywało się, że nie ilość, a jakość wygrywa bitwę. Zergowie bezmyślnie atakowali ich chmarą i przegrywali. Było ich dużo i byli silni, ale umiejętności, technologia i odwaga ludzi przeważały szalę zwycięstwa. Nacierającego wojska ubywało, informacje z dowództwa napawały optymizmem. W końcu ostatni Zergowie padli. Wokół wybuchła wrzawa. Okrzyki tryumfu zagłuszyłyby nawet przylot krążownika. Zapalniczka, normalnie oszczędny w tego typu gestach potrząsnął zaciśniętą pięścią w geście zwycięstwa i poklepał po ramieniu jednego z młodszych kolegów. Chłopak był blady na twarzy, jakby zobaczył śmierć i przez chwilę jeszcze nie rozumiał co się dzieje, ale w końcu wszechobecny nastrój radości udzielił się także jemu. Niestety świętowanie nie trwało długo. Wrodzony pesymizm Vlada znów miał rację. To jeszcze nie był koniec.

W stronę ich odcinka obrony zmierzały trzy hybrydy, a dookoła było ich jeszcze więcej. Vlad nie miał jeszcze z nimi do czynienia i wolałby, żeby tak zostało. Niektórzy żołnierze zaczęli uciekać.
- Stać! - wrzasnął na cały głos Zapalniczka, przy okazji powalając ma ziemię jednego z przebiegających obok szeregowych. - Zatrzymamy ich, albo zginiemy. Innej opcji nie ma, więc brać się do roboty! Stabilna pozycja, skupić ogień!
Wiedział, że nie on tu dowodzi. I w sumie cieszył się z tego, bo nie on był odpowiedzialny za śmierć żołnierzy. Ale wiedział też, że żeby wszyscy nie zwiali potrzebowali kogoś do naśladowania. Kogoś, kto swoje już przeżył, miał doświadczenie i się nie bał. Co prawda tego ostatniego warunku akurat Chochlev nie spełniał, ale już zdążył się nauczyć, że nie trzeba być odważnym, jeśli się dobrze udaje. Więc udawał.
- Dowództwo! Grzejcie silniki póki czas! Wycofujemy rannych i zwijamy majdan! - nadał przez radio. Zanim im się uda wystartować, droga na orbitę na pewno będzie bezpieczna. Więc w sumie nie było na co czekać.
Rozejrzał się uważnie dookoła. Szukał czegoś, co można by wysadzić. Zniszczony czołg na pewno nie zużył całej amunicji. Polegli saperzy też powinni mieć trochę mieszanki w butlach. Jeśliby zebrać odpowiednio dużo w jedno miejsce i sprowokować hybrydy, żeby się tam zeszły, mieli całkiem spore szanse.
- Feniks, masz pociski zapalające? Chcę wysadzić zapas amunicji, ale wolałbym nie robić tego z bliska - powiedział do robota, wskazując palcem w stronę najbliższego rozprutego tanku.

-2- 18-04-2011 18:00

To było desperackie, od początku do końca. Gdy jeszcze biegł sprintem w stronę porzuconego przez nich bunkra przed oczyma stanęła mu zbiórka pod dowództwem Sokołowa na placu. Ile to już dni przeżyli, że teraz mieli zginąć? Baker w biegu wystrzelił po trzykroć w jednego zerglinga, który szarżował nań od strony bunkra, gnany instynktem niezależnie od innych, kierujących się do środka bazy.
Drugi trup. Technik uznał, że zaczyna nabierać wprawy.

Nie miał czasu na rozmyślania, od bunkra dzieliło go może dwadzieścia metrów, gdy potężny wystrzał rozbił się na wierzchu struktury potężnie uszkadzając wzmacniany sufit struktury. Gdzieniegdzie się zawaliła, ale przede wszystkim rozprysk odłamków, tak pocisku Arclite'a jak i tytanowej obudówki wyrzuconej w powietrze niczym doskonałe szrapnele poszatkowały wszystkie zergi w promieniu kilku metrów. Bakera aż zwaliło z nóg. W prawym uchu słyszał tylko wysoki pisk, dopadło go też potężne zmęczenie. To musiał być Jackson. Marzeniem było przeniesienie jego czołgu do ich bunkra, zwłaszcza skoro padł jego własny, ale przynajmniej taki niewielki był odzew jeżeli chodzi o ostrzał na jego koordynaty.
Na ich koordynaty, ich pozycję, poprawił sam siebie w myślach widząc wyprzedzającego go Zapalniczkę. Cieszył się w duchu, że małomówny saper, na którym jednak zawsze można było polegać posłuchał go. Piechota zwykła kontestować kompetencje dowódcze techników.
I słusznie... zdał sobie sprawę, gdy sprintując ponownie w stronę bunkra musiał rzucić się na ziemię i przejechać po piasku pod samą ścianę. Nad nim z otworu strzelniczego wychynął płomień eksplozji. Eksplozji gęsto zebranej amunicji do broni, która wciąż była w środku. Przy prostopadłej ścianie Zapalniczka faszerował bunkier napalmem, zabijając płomieniami i eksplozjami całą hordę jeszcze przed chwilą szukających ofiar wewnątrz zergów.
Kolejny oponent, skąpany w ogniu wyskoczył przez główne wejście obok Bakera, a za nim następny. Resztę pojemności strzelby liczonej w pociskach stwory były zdecydowanie i ostatecznie martwe. Gdy Baker ładował pociski nonszalancko przechowywane w kieszeni taktycznej, wyskoczył następny. Łącznościowiec zdołał się tylko wystraszyć nim został poparzony parzącymi drobinkami. Spryskały go gdy pocisk z Graverera dosłownie wybił na wylot dziurę w zergu. Duane rozejrzał się. Zergów istotnie było jakoś mniej w wyrwie, poza hordą, która przebiła się. Nie mieli jednak szans jej zatrzymać i musieli zaufać rezerwom, za to jeżeli mieli przeżyć, trzeba było zatkać lufę. Skinął głową w podziękowaniu Feniksowi, który machinalnie sprzątnął zagrażającego mu psa, tak jak rozdawał śmierć dookoła mimo bezwładnego ramienia.

Mimo żaru, ukropu dosłownie, płonącego tuż ponad jego głową luftu strzelniczego i nieużytecznego już bunkra, braku broni maszynowej na którą skrycie liczył, uznał, że mają szansę. Wtedy jeden z czołgów, widocznie z lżejszego kawałka frontu, strzelił niedaleko na pozycję po drugiej stronie bunkra, przerzedzając nacierające zergi. Ktoś o nich pamiętał w centrum i działał najlepiej jak można. Działanie w sztabie to jednak cholernie niewdzięczna robota, pomyślał zupełnie absurdalnie wobec sytuacji, w której byli. Po chwili już nie tyle czołgał się, co dreptał jak najszybciej na czworaka wzdłuż ściany bunkra, po drodze wylewając na czapkę i siebie całą pozostałą wodę z manierki i pochylając głowę niżej, by czapka się nie zajęła. Gdy bł już na rogu, pokazał gestem wszystkowidzącemu (jak przypuszczał) Feniksowi żeby zmienił pozycję.
Wyszarpnął z pokrowca granat, wyciągnął zawleczkę, wychylił się, rzucił okiem a potem granatem. I następnym. I następnym. Trzy eksplozje nie zabiły ale niemal rozerwały i unieszkodliwiły dość duże grupy obcych. Ci byli na to za twardzi, ale z ranionymi czy może dosłowniej uszkodzonymi kończynami byli łatwym łupem dla pozostałych dwóch. Jedna, która omijała bunkier z drugiej strony szybko dostała się dość dosłownie pod ogień Zapalniczki, siedzącego w bunkrze. Facet był nienormalny. Baker uwielbiał go.
Technik z braku lepszej na średni dystans broni wyciągnął jednego z Enforcerów i leżąc zaczął prowadzić mierzony ostrzał, wpakowując średnio magazynek w psa, zostawiając sobie dosłownie dwa w zapasie, do samoobrony i żeby strzelić sobie w łeb gdyby zaszła potrzeba.

Spostrzeżenie niemalże braku hydr i wspierający ostrzał Arclite'ów z lepiej trzymających się odcinków podpowiedziały mu, że to nie będzie konieczne. Brak bunkra to jednak brak bunkra. Wiedząc, że MacMillan musi oszczędzać amunicję odsunął się od płonącej fortyfikacji i pewnie chwycił oburącz strzelbę, czekając aż się zbliżą. Postanowił nie testować więcej cierpliwości dwóch pozostałych podkomendnych i pozwolić im robić to, na czym znają się dużo lepiej od niego samego.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Duane siedział na piasku kilka metrów od strzelby, którą porzucił kilkanaście minut zanim przyszedł Hendrix, gdy skończyła mu się amunicja. Trzęsły mu się dłonie, nie zauważył też, że jeszcze gdy we trzech zatykali samodzielnie utworzoną we froncie lukę dostał kilkunastoma drobnymi odłamkami ze znacznego dystansu i cały lewy policzek jak i lewy rękach były plamami krwi, choć nie było jej dostatecznie dużo by zagrozić życiu. Zakrzepłą z gorąca, a z powodu przebywania bez pancerza tuż obok płonącego napalmu Baker wydawał się nie mieć czym już pocić, choć przypalona czapka wciąż była wilgotna, podobnie jak kamizelka. Z trudem wstał i zasalutował Hendrixowi. Nie cieszył się jak wiwatująca reszta, nawet Zapalniczka.
Nie miał siły.
- Sir... cieszę się, że już wy dowodzicie. Przy okazji, jest sprawa... - jakby nie zwracał uwagi na wsparcie w postaci czołgu i firebatów, jakie im udzielono. Podał lornetkę Hendrixowi i wskazał kierunek. - Zobaczyłem je jak reszta zaczęła meldować, że idą. Zapytam dowództwo. - usiadł przy zapasowej radiostacji, którą wytargał z czołgu innego czołgu mając do dyspozycji kilkanaście spokojniejszych minut... w przeciwieństwie do amunicji.
- Dowództwo? Tutaj chorąży Baker. Wobec okoliczności jakie nastąpiły chciałem prosić o pozwolenie na opuszczenie stanowisk i ewakuację powietrzną. Te bydlaki przez lornetki nie wyglądają jakby nosili wyrzutnie SAM w kieszeniach... czy coś w ten deseń.
- Wiemy, widzimy co się dzieje, chociaż nie wiemy tak naprawdę o co chodzi. Wszyscy mają zaraz znaleźć się w centrum obozu przy transportowcach.
Baker zerknął na Hendrixa.
- Nie mam pancerza, ale raz jeszcze dzisiaj się przebiegnę zanim skurwiele do nas dobiegną. Chyba nic tu po nas, przeżyliśmy. Spieprzajmy. Proszę. - wymamrotał zrezygnowany.

Arvelus 22-04-2011 21:59

Feniks zdjął magazynek i przyczepił go do magnetycznego pojemnika na udzie. Załadował ostatni jaki miał. Ostatnie 50 pocisków. Teraz strzelał już pojedynczymi. Z bliska, nie więcej niż 20-30 metrów. W takim wypadku miał niemal pewność, że trafi. Kamerką na plecach, którą obserwował co się dzieje z Bakerem zauważył, że pies zbyt się do niego zbliżył. Nie czekał. Odwrócił się, błyskawicznie wycelował i odpalił robiąc w nim dziurę na wylot. Skinął na podziękowania i dalej strzelał. Trochę go bolał fakt braku ramienia. Mógłby podwoiłoby to skuteczny zasięg, ale w sumie walka powoli zbliżała się do końca. Rzadko używał bagnetu. Robił to co dotąd robił najlepiej. Potem wróci do domu, zbuduje nowe cywilne ciało i odwiedzi żonę i przyjaciela...


_ _ _

Gdy wszyscy zaczęli wiwatować on usiadł i strasznie mozolnie, bo jedną ręką, załadował granat fosforowy do lufy. Ostatni.

_ _ _


Feniks nasłuchiwał wszystkich fal, rozmowę Bakera z dowództwem również słyszał
"Wszyscy mają zaraz znaleźć się w centrum obozu przy transportowcach."
-Dobra przyjaciele- zakrzyknął zarówno na głos jak i w radiu- Odwrót do transportowców. Rozkaz dowództwa!
I sam się tam skierował wciąż obserwując wszystko wokół

Fearqin 26-04-2011 18:44

WRZUTA - Hans zimmer - end credits - mp3
Cała trójka biegła. Nie było czasu na walkę. Ci którzy znajdowali się już nieco dalej przystawali i chociaż na chwilę osłaniali odwrót kolegów. Vlad, Feniks i Duane też zresztą ze dwa razy się zatrzymali i ostrzelali nieco hybrydy by ci którzy byli zza nimi, mieli nieco więcej czasu.
Biegli a obok lub zza nimi świstały kule, buchały płomienie miotaczy ognia, wybuchały granaty, miny. W końcu dopadli do transportowca. Wsiedli a Feniks podłączył się do miniguna. Wzbili się w górę.
- Osłaniać tych którzy jeszcze nie dotarli, wszystkim czym macie! - Krzyknął pilot i zaczął robić kółka nad obozem do którego wtaczały się kolejne hybrydy.

Feniks za pomocą paru tysięcy kul na minutę siał niezłe spustoszenie, zapewne zabił sporo hybryd, a parę budynków i pojazdów wybuchło. Komuś już na pewno uratował życie.
- Echo dwa i trzy, wychodzimy z orbity Patriota IV.
- Delta jeden i dwa, kierujemy się do krążowników, zaraz zaczniemy wychodzić z orbity.
Kolejni piloci zaczęli powiadamiać o odwrocie.
Hendrix stuknął Fenixa w ramie.
- Niezła robota. Wszyscy już bezpieczni.
- Charlie jeden, spadamy stąd jako ostatni. - Oznajmił ich pilot przez radio. Zaczęli wznosić się wyżej.

Nagle statkiem zakołysało, coś rozbłysło, coś huknęło.
- Charlie jeden, spadamy! Dostaliśmy czymś od tych hybryd! - Pilot zaczął drzeć się do radia a Feniks natychmiast wznowił ostrzał. Transportowiec dymił. Duane zauważył jak z paszczy jednej z hybryd wylatuje dziwny niebieski pocisk, przypominał błyskawice. Po chwili uderzył w statek i drugi silnik padł. Spadali bardzo szybko.
- Przykro mi Charlie. Nie mamy jak wrócić. -Usłyszeli w radiu.
- Co?! Ja pierdole! Wracać tu po nas. Przed chwilą uratowaliśmy wam dupska! - Pilot darł się dalej, ale nikt mu nie odpowiedział.
Rozbili się.

***

Duane obudził się we wraku transportowca. Gdzieś obok niego leżał nabity na wystający pręt pilot. Na mundurze miał plakietkę "Trudny Do Zabicia Co Zergu?".
Wstał. Ręce miał całe we krwi
Widział jak Feniks, Hendrix i Vlad chowają się za czymś co było kawałkiem któregoś z budynków ich bazy, prowadzili ostatni ostrzał na nacierające hybrydy. Nie miał jak wyjść, drzwi się zacięły i były dosyć rozwalone, ale mógł strzelać. Gdyby miał broń.
Hendrix nagle obrócił się w jego stronę. Chwycił leżący na ziemi karabin i podbiegł do Bakera. Wręczył mu karabin i przekrzyczał dźwięki wydawane przez miotacz Vlada, karabin Feniksa i skrzeki hybryd. Ponadto zergi zaczęły się pojawiać.
- Masz! Zakończmy to jak przystało na...
Jego głowa dosłownie się rozprysła pod wpływem błyskawicy hybrydy. Część mózgu Hendrixa obryzgała twarz Bakera. To jednak nie miało już różnicy.

Nie miał dużo naboi, ale teraz jak nigdy dotąd szło mu strzelanie. Trafiał w głowy hydralisków i hybryd jakby to robił od urodzenia. Wiele padło. Nagle zauważył jak Feniks pada na ziemię z wrzaskiem gdy kolec hydry przekuł mu ramię.
Vlad podciągnął go bardziej pod murek, tak by cyborg miał jak się wychylić i strzelać z jednej ręki. Hybrydy wypuszczały kolejne błyskawice które waliły w mur, marniał w oczach.

Zergling skoczył zza mur. Vlad walnął go pięścią gdy ten jeszcze leciał. Zerg padł na ziemie i zaraz strawiły go płomienie. Kolec hydry przeleciał przez Vladimira zabijając go na miejscu.
Hybryda nagle znalazła się po lewej stronie muru, tam gdzie nikt nie pilnował. Zaszarżowała na siedzącego i prowadzącego ostrzał z prawej Feniksa.
Baker wrzasnął do niego i zaczął strzelać do hybrydy. Cyborg odwrócił się i jeszcze na ślepo prowadził ostrzał. Duanowi zastukał pusty magazynek. Hybryda dopadła do cyborga i zabiła go w tym momencie w którym on zabił ją.

Pozbawiony broni Duane opadł na podłoże transportowca. Czekał na śmierć.
Nie przyszła. Ani zergi ani hybrydy go nie dostrzegły i odeszły w swoim kierunku.
Pozostał żyw na planecie pełnej zergów i hybryd na których temat nic nie wiedziano.
Sam.

Koniec


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172