lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Czas Zemsty (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/9414-autorski-czas-zemsty.html)

Arsene 24-11-2010 22:08

Rosyjski jeep, można by rzec - jeep trojański, a raczej warszawski - mknął ulicami martwego miasta. Nie było zniszczone, jedynie od czasu do czasu dziura w ścianie, spalony samochód czy porzucony pojazd wojskowy. Im bliżej bazy wroga, tym więcej pieszych patroli. Nagle sierżant wskazał Sławkowi uliczkę, ten wjechał w nią, skręcił jeszcze raz i teraz milicjanci byli na jakimś osiedlu zajętym przez wroga. Bloki był wysokie, rolety w oknach pozasłaniane. Ktoś wychylił się przez wybitą szybę i zniknął po ułamku sekundy. Bilicki wyszedł z wozu, odpalił papierosa i przeszedł się wokół samochodu. Nie było nikogo.
- Dobra panowie, ruszać się. Powinni być gdzieś tutaj.

Nim wszyscy wypakowali się, wyrzucili ciała i przebrali się w swoje mundury, Gerald zajął się samochodem. Pierwszy wypadł na zewnątrz i zaczął robić coś, czego nie robił nikt wcześniej. Skrupulatnie i szczegółowo przeszukał samochód. Nic nie było w schowku, poza jakąś rosyjską gazetką o wiadomych treściach i paczką papierosów. Rosyjskich oczywiście. W bagażniku prócz jakiś szmat, apteczek, saperek i innych teraz nie przydatnych rzeczy, Gerald zobaczył coś jeszcze. Bagażnik miał drgie dno. Po podniesieniu klapy zobaczył drewnianą skrzynię. Otworzył ją niezwłocznie i ujrzał niemalże nowy karabin AB14. W amortyzującej jakby słomie były jeszcze trzy pełne magazynki. Przed tym karabinem nie chronią ściany, pancerze wozów czy kamizelki. Do Geralda podszedł Niemiec. Uśmiechnął się, zagwizdał i kazał stawić się w szeregu.

Wszyscy stali obok wozu przed sierżantem i Hansem.
- Dobra, tutaj ostatni raz widzieliśmy oddział przez satelitę - Hans i sierżant wymienili szybkie spojrzenia i Niemiec zabrał głos od razu po sierżancie.
- Jeden z tych ludzi był agentem niemieckiego wywiadu, działającego w kooperacji z polskim. Miał on przy sobie pendrive'a z danymi, które zdobył w między czasie. Niemiecką elektronikę możemy namierzyć z centrali. Dobrze było by zdobyć ten sprzęt.
Nagle głos Hans przerwał odgłos odległych strzałów. To musiała być milicja, bo nie planowano aż tak wysuniętej ofensywy. Sierżant dał ręką znak i wszyscy ruszyli wzdłuż ściany bloku. Doszli do rogu i Wojciech rzucił
- Dwójkami po połowie, jeden dobiega za ten samochód, osłania, biegnie drugi, szybko!
Rozkaz wypełniono raz dwa. Gdy milicja była już blok dalej, zobaczyli jak milicjanci - Ci których szukali - przetrząsali rosyjskiego tira. Hans wyciągnął z kieszeni jakieś urządzenie przypominające iPhona i kiwnął głową. Bilicki zagwizdał i krzyknął
- Polacy ?
Odpowiedź była twierdząca.

Piter1939 25-11-2010 12:35

Ależ to była walka! Na szczęście udało się pokonać przeciwników, Piotr doskoczył do jedynego ocalałego ruska kopnął go w twarz-masz za swoje ty ruska sobaka!-wykrzyknął ,następnie ogłuszył Rosjanina ,waląc go w głowę kolbą jego karabinu. Następnie zdjął z niego nieuszkodzoną kamizelkę kuloodporną, oraz tą z ładownicami.


Potem sprawdził czy któryś z ruskich jeszcze dycha, na szczęście wszyscy poza tym ogłuszonym już nie żyli ,co oszczędziło Piotrowi niezbyt chwalebnego obowiązku dobicia ich. Niestety stracili dwóch ludzi…. Piotr szczerze ich żałował ale postanowił nie myśleć teraz o nich, musiał być skoncentrowany ,przecież nadal są w strefie wroga. Podszedł następnie do dziewczyny. W czasie krótkiej rozmowy z nią starał się jej pomóc z pomocą apteczki na ile tylko potrafił. Potem należało zebrać potrzebną amunicję. Karabin Ak-74 był ok ,ale starał się zapamiętać by strzelać krótkimi seriami. Wtem usłyszał że ktoś biegnie, szybko schował się za ścianę. Zaraz potem usłyszał gwizd i krzyk Polacy??? Piotr mógł odetchnąć z ulgą to nasi… I odkrzyknął: tak Polacy!...No w większej grupie zawsze raźniej pomyślał udając się w strono nowo przybyłych…

SWAT 27-11-2010 15:03

Przeszukanie samochodu, nie zajęło mu specjalnie dużo czasu, tak samo jak i jazda do tego kacapskiego terenu. Zajął się przeszukiwaniem samochodu standardowo, od kabiny.
Nie znalazł nic ciekawego, ale za to w bagażniku o mało się nie posikał ze szczęścia. Mimo całej radości, jaka go wypełniała, nie dał po sobie tego poznać. A jego znalezisko, pozytywnie skomentował nawet przydzielony do ich zespołu faszysta.
Nowiutki, nie strzelany AB14 należał do niego, i tylko do niego. Przewiesił MP5 przez plecy, uzbroił się w nowy karabin. Oglądał go z podziwem, ale okazał się o nie wiele inny konstrukcyjnie, od pospolitego AK. No i był znacznie większy.
Bardziej przypominał RPK 74.

Z uśmiechem na ustach ruszył za zespołem, po to, by po chwili spotkać zaginiony patrol milicji. Z zaskoczeniem spostrzegł, że mają za sobą biedną, wystraszoną dziewczynę. Krwawiła tu i ówdzie, ale mimo wszystko wyglądało na to że dostała niezbyt fachową pierwsza pomoc.
- Co jej jest? - zapytał się Gerald, wskazując ruchem głowy na dziewczynę - - Może jej pomóc? - zapytał, mając uszykowaną już pod ręką apteczkę i przywołując ją ruchem ręki.

arek9618 27-11-2010 21:41

- Dobra panowie, ruszać się. Powinni być gdzieś tutaj- rzekł sierżant.
Arek wyskoczył z wozu i zaczął się rozglądać dookoła. Otaczały go szare, zmęczone wojną bloki. Nie wiadomo było kto jest w ich wnętrzu.

Niemiecki towarzysz zagwizdał. Arek podszedł do niego, aby uzyskać nowe informacje odnośnie misji:
- Dobra, tutaj ostatni raz widzieliśmy oddział przez satelitę. Jeden z tych ludzi był agentem niemieckiego wywiadu, działającego w kooperacji z polskim. Miał on przy sobie pendrive'a z danymi, które zdobył w między czasie. Niemiecką elektronikę możemy namierzyć z centrali. Dobrze było by zdobyć ten sprzęt.

Arek zastanawiał się jakie dane mógł zawierać ten pendrive. Jego domysły przerwał dźwięk kul. "Co jest? Walka w tym rejonie? Przecież nikt nie wydał rozkazu ataku, ani nikt nie miał przysyłać nam wsparcia"- pomyślał Arek.
- Dwójkami po połowie, jeden dobiega za ten samochód, osłania, biegnie drugi, szybko!- wydał rozkaz sierżant.
Kapczyński rzucił się w stronę najbliższego samochodu i wyjrzał zza niego, w poszukiwaniu przeciwnika:
- Czysto! Szybko chodźmy!
Arek nie myślał teraz taktycznie. Chciał za wszelką cenę dotrzeć do miejsca strzelaniny. Nie cechował się on zbytnią porywczością, lecz tym razem wykazał jej aż ponadto.
Kiedy doszli na miejsce ujrzeli milicjantów. Przeszukiwali oni jakiegoś ruskiego tira. "Może to ci których szukamy?"- pomyślał. Hans wyciągnął coś w rodzaju PDA i kiwnął do sierżanta Bilickiego głową:
- Polacy?- krzyknął
Odpowiedź była zgodna z założeniami. Arek rozejrzał się w prawo i w lewo:
- Osłaniajcie mnie- a następnie wolnym truchtem ruszył w stronę napotkanych ludzi, mając nadzieję, że posiadają przedmiot którego poszukiwał jego oddział.

Rychter 28-11-2010 18:46

Minęli rosyjskie pozycje... cud czy przewrotne szczęście?
Wyskoczył z wozu. Na widok znaleziska towarzysza oczy mu się zaświeciły.

- Szczęście ci sprzyja kolego! Taka giwera.

Nagle echo wystrzałów. Najpierw pojedynczych, później regularnej strzelaniny.
Oddział ruszył. Grzegorz poruszał się tak, jak nauczono go w wojsku. Przy ścianach, od krawędzi do krawędzi, osłaniając towarzyszy z kałaszem gotowym do strzału.
W pamięci powróciły obrazy z Bliskiego Wschodu. Teraz jednak nie było to Afgańskie miasto, lecz szara Warszawa i tym razem, to oni byli partyzantami.
Droga do miejsca potyczki przebiegła spokojnie. Szczęśliwie spotkali Polaków. Na ziemi leżały trupy ruskich i kilku naszych, oraz ranna kobieta.
W wojsku odebrał szkolenie pierwszej pomocy lepsze niż to udzielane cywilom. Grzegorz sprawdził, czy leżący na ziemi milicjanci żyją, niestety obaj leżeli bez ducha. Skierował się więc do kobiety by pomóc Geraldowi w opatrywaniu ran.

Pruszkov 28-11-2010 19:41

Strzelanina trwała chwilę. Krótkie, paronabojowe serie siekały Rosjan bez litości, póki nie padli wszyscy. Warszawiacy mieli przewagę inicjatywy - to byłby wstyd, gdyby choć jeden z nich dostał.

Teraz byli względnie bezpieczni.

Ostatni z Rosjan padł na ziemię tylko po to, by szybko zostać powalonym przez Piotra silnym uderzeniem w głowę. Michał przyglądał się temu beznamiętnie.

Po chwili Piotr podszedł do dziewczyny i zagadał do niej krótko, ale Michał nie był pewny, czy jego osoba uspokoi dziewczynę - w końcu przed chwilą, na jej oczach prawie zabił człowieka kolbą. Gdy Piotr skończył i poszedł konserwować ekwipunek, Michał podszedł do kobiety. Miał zapasową rolkę bandaży w bocznej kieszeni (ale niestety tylko to) i dostał podstawowe szkolenie w zakresie pierwszej pomocy w policji. Szybko przypomniał sobie procedurę, po czym ominął pierwszy punkt - nie było niebezpieczeństw. Ofiara była też przytomna i raczej niezbyt ranna fizycznie, po prostu krwawiła tu i ówdzie.

- Spokojnie, nic ci nie grozi, jesteśmy swoi - zapewnił cicho i spokojnie ofiarę Michał, nie podejmując jakiegokolwiek kontaktu fizycznego i podchodząc powoli. Wyglądała na przestraszoną i zdziwioną. Chyba udało mu się ją przekonać, bo pozwoliła mu się zbliżyć. - Teraz postaram się zabandażować trochę z twoich ran, dobrze? - poinformował dziewczynę Michał. Tak robili profesjonalni paramedycy (to jest mówili pacjentom, co będą robić), więc czemu on miałby tego nie robić?

Rany nie były zbyt głębokie, ale Michał dałby wiele za butelkę spirytusu albo czegoś do przemycia ran. Cóż, prowizoryczny opatrunek powinien wystarczyć na obecną chwilę. Michał powstał, gdy usłyszał stukot butów żołnierskich.

Szybko odbezpieczył broń, gotów do strzału, gdy usłyszał gwizd i okrzyk: Polacy?

Akcent był czysto polski, więc to musieli być milicjanci. Ciekawe, co ich sprowadza? Pewnie nie posiłki, bo ich grupa nie była aż taka ważna. Chyba że Nowicki?

Michał schował broń, po czym znów uklęknął obok dziewczyny. - Teraz jesteś już bezpieczna, to nasi. Zapomnij o tym, co się stało. Niedługo to wszystko się skończy - skłamał Michał. Po chwili podszedł do niego jeden z nowoprzybyłych, ten z bródką i czarnymi włosami.

- Co jej jest? Może pomóc? - Michał zauważył apteczkę w jego ręku. Profesjonalny medyk, prosto z nieba. Michał powstał.

Michał kiwnął głową. - Przydałoby się. Ofiara gwałtu, fizyczne obrażenia raczej powierzchowne, ale przydałoby się zmienić opatrunek i przemyć rany. Mnie się nie udało, nie mam stosownych środków - Michał próbował załagodzić nieco fakt, że jego pomoc, której udzielił, nie była w jakikolwiek sposób profesjonalna. Podał rękę milicjantowi. - Przy okazji, jestem Michał. Dobrze, że jesteście. - Michał chciał jeszcze zapytać o cel ich misji, ale pomyślał, że nie pora na to. - Jak już skończysz, tam leży jeden kacap, może będzie miał jakieś informacje, możesz mi pomóc, jeśli chcesz. - rzekł Michał.

Podszedł do ogłuszonego Rosjanina. Wiedział, że nie należy generalizować ludzi. Tak, Rosjanie byli jego wrogiem, ale jako armia - jednostki zawsze cierpiały. Zresztą, kto wie, czy za pół wieku jego dzieci będą piły w towarzystwie Rusków myśląc, komu tu wspólnie skopać dupę? W końcu, teraz Polacy są szczęśliwi widząc Niemców, a tak nie było zawsze, prawda?

Przypomniała mu się opowieść o Klausie z drugiej wojny światowej, którą opowiedział mu jego kochany pradziadek. Młody, inteligentny człowiek zaraz po studiach w Berlinie, który wrócił do rodzinnych Kolonii, w których czekała na niego dziewczyna, którą kochał platonicznie, mimo problemów z tym związanych (była żydowskiego pochodzenia). Parę dni później wybuchła wojna. Dzięki studiom udało mu się pójść na medyka, gdzie leczył - zarówno "wrogich" aliantów, jak i Niemców. Nie zabił nikogo. Po dwóch miesiącach koszmarów na froncie został złapany jako jeniec, po czym zatłuczony na śmierć kolbami karabinowymi, w akompaniamencie oskarżeń o żydobójstwo i nazizm. Tuż przed ostatnim uderzeniem usłyszał pełen nienawiści głos: "to za tych wszystkich aliantów, których zabiłeś".

Michał nie chciał popełniać tego błędu. No i, poza tym, Rosjanin mógł mieć przecież jakieś informacje, prawda? Michał zabrał się za cucenie żołnierza.

Ziutek 29-11-2010 08:48

Damian niezbyt sprawnie wyszedł z ciasnego jeepa. Pomógł w usuwaniu ciał rusków, a potem cała drużyna została zwołana na zbiórkę. Usłyszeli strzały i sierżant wydał rozkaz:
- Dwójkami po połowie, jeden dobiega za ten samochód, osłania, biegnie drugi, szybko!
Damian szybko i skrupulatnie wykonał rozkaz. Nie minęła minuta, a wszyscy byli już budynek dalej. Zauważyli jakieś postacie w oddali. Szefostwo było pewne, że to Polacy więc Zaniewski też tak uważał. Ekipa Bilickiego i Hansa ustawiła się naprzeciwko obcej drużyny. Damian czekał na rozkazy.

one_worm 30-11-2010 08:00

Jechali jeepem. Ot swobodna przejażdżka. Strzały.
-Dwójkami po połowie, jeden dobiega za ten samochód, osłania, biegnie drugi, szybko!
Sławek razem z resztą przedostał się tą roszadą do jakiegoś tira. Padło hasło. Polacy, nasi odetchnął z ulgą. Nie, żeby był tchórzem ale ruscy posiadaliby lepsze pozycje w razie wymiany ognia no i mogliby zniszczyć jeep'a, a mieli przecież zadanie do wykonania. Sławek spojrzał się na tira i wpadł mu pewien pomysł do głowy.
- Zasadniczo umiem jeździć tirem...możemy to wykorzystać i zorganizować pułapkę.-. Podszedł do szoferki i do niej wskoczył w poszukiwaniu kluczyków i jakiś przydatnych rzeczy.

Arsene 02-12-2010 23:01

Grupa ratunkowa spotkała się z poszukiwanymi. W końcu. Wszyscy mieli dość adrenaliny ... pewnie na całe życie. Podczas gdy Polacy rozmawiali, Hans szybko zlokalizował poszukiwany nośnik przy jednym z ciał i uśmiechnięty zabezpieczał teren. Sierżant szybko skrzyknął ludzi.
-Pan Kania umie jeździć tirem, nic lepszego nie mogło nas spotkać. Mamy w jeepie nieopodal stąd dwa mundury rosyjskie. Zaniewski, skoczcie z Kapczyńskim po nie, migiem.
Obaj milicjanci zniknęli na kilka minut. W tym czasie uratowani dziękowali, przeszukiwano ciała, Sławek znalazł kluczyki do tira i Glocka 17 w schowku (prócz płyt z jakimś rosyjskim techno ....). Wreszcie przybyli żołnierze z mundurami. Sławek i Bilicki szybko przebrali się ponownie i wszyscy zebrali się przed Hansem i sierżantem w szeregu.
- Jesteśmy na terenie wroga. Wszędzie pełno tu ruskich, jest ryzyko że satelita nas już wytropiła. Hans zajął się przygotowaniem tira do drogi. Wszyscy pakujcie się na tył, jedziemy do domu.
Zmęczonym i wystraszonym ludziom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Wszyscy wpadli do naczepy tira i cieszyli się, że wreszcie nadejdzie upragniony odpoczynek. Wszyscy zbyt wiele razy otarli się o śmierć w ciągu tej doby. Wóz ruszył. Minął jedną uliczkę, drugą, trzecią, aż ... drogę zajechał im rosyjski konwój. Z BWP wysiadło dwóch żołnierzy i podeszło do kabiny tira.
- Witajcie towarzysze, nie wieziecie może wódki na front ? - obaj wrodzy żołnierze zaśmiali się.
- Nie, mamy raczej nie ciekawy towar.
- Dobra, dobra -
śmiech nie cichł - papiery i jedziemy, bo pierdoleni Niemcy atakują.
Bilicki zawahał się, otworzył schowek i odetchnął z ulgą. Były tu rosyjskie papiery, przepustki i tak dalej. Rosjanin przyglądał się im przez chwilę, jego czoło się zmarszczyło. Obaj odeszli.
- Chyba coś jest nie tak - szepnął sierżant do Sławka - na wszelki wypadek przygotuj się do staranowania tego jeepa. Strzelaniem się nie przejmuj.

Dosłownie w następne sekundzie huk wystrzałów i pękającego szkła przedniej szyby rozerwał nerwową ciszę. Sławek spanikował i schował się. Dopiero po chwili wcisnął gaz do podłogi, lecz kula musnęła go w ramie, którym trzymał kierownicę. Tirem zarzuciło, aż stanął bokiem do Rosjan i uderzył w jakiś budynek. Kania wypadł z kabiny, trzymając się za rękę. Karabin został w kabinie, lecz nie myślał teraz o tym. Bał się - trafili go w końcu, a on sam nie zdawał sobie sprawy z tego, że rana nie jest głęboka. Sierżant siedział na swoim miejscu tępo gapiąc się przed siebie. Jego ciało przeszyte było kulami jak sitko. Kule uderzyły w odsłoniętą naczepę tira. Milicja wyskoczyła z niego, chowając się za kołami i naczepą, wymieniając się kulami z wrogiem. W walce przodował Gerald, który siał prawdziwe zniszczenie swoim karabinem. Kule przechodziły przez stal pancerzy jak przez masło. Nagle stojący obok niego Eugeniusz Nidzicki padł na ziemię jak rażony gromem. Nie miał blisko połowy głowy. Gerald w odpowiedzi zabił rosyjskiego strzelca wyborowego, kryjącego się za pozornie bezpiecznym BWP.
- Odwrót, w tamtą uliczkę - krzyknął Niemiec i rzucił jeszcze do Geralda - Osłaniasz razem ze mną odwrót!

Gdy wszyscy byli już w uliczce, Niemiec rzucił dwa granaty dymne i wraz z milicjantem wycofał się. Wtem ktoś rzucił
- Gdzie Dębień ?
- Kurwa, jebać tego cholernego Dębnia, uciekamy!
- Nigdzie nie uciekamy. Jeżeli został to jest już martwy. Musimy się oddalić z miejsca walki. Ten konwój jechał wesprzeć front, gdzie BW prowadzi ofensywę. -
Hans starał się ogarnąć sytuację. Dowódca oddziału nie żył, jeden z jego ludzi tez, drugi zaginął w akcji - prawdopodobnie był już martwy. Wszyscy ruszyli pędem przed siebie. W końcu, po kilkunastu minutach biegu byli już bezpieczni, albo tak im się zdawało. Stali na ulicy, widząc już Polski punkt graniczny. Idąc tam, nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Coś huknęło jakby eksplodowała bomba atomowa. Oślepiające światło zdawało się wypalać oczy wszystkim dookoła. Fala uderzeniowa przewróciła żołnierzy. I nagle, gdy myślano że to koniec - wszystko się skończyło. Huk ucichł, błysk zgasł, wszystko wyglądało normalnie. Pierwszy otrząsnął się Hans. Wyjął swój nadajnik i zaklął po niemiecku. Rzucił tylko
- EMP. Wyłączyli elektronikę pewnie w całej Warszawie. Niech to szlag!

Fearqin 03-12-2010 18:34

Rosjanie stanęli nad Dębieniem, miał postrzelona nogę a oni nie mieli zamiaru przestać na tym.
Godzinę później imadła bezlitośnie zaciskały się na jego kończynach. Rosjanie pytali o wszystko. Rzadko mieli okazję by porozmawiać z jeńcem. Kamil więc dopiero po dwóch godzinach łamania imadłem, kołem i wieszania na linie z hakiem zaczął mówić, licząc na szybką śmierć. Mówił co mu ślina na język przyniesie, nieważne co. Strzelał z położeniem baz Polaków i Niemców, wymyślał nazwiska dowódców. Ruscy rozpoczęli tortury na nowo. Szarpali jego ciała szczypczami i przypalali je ogniem by zaraz poddać go topieniu w kiblu pełnym gówna. W końcu użyli zgniatacza głowy i Dębień po dwóch dniach tortur zakończył swój żywot.

Dziwny wybuch pozbawił ich wszelkiej elektryczności. Ciekawe kto był za to odpowiedzialny?
Teraz jednak mieli inne zmartwienia. Musieli się dostać z powrotem do bazy. Biorąc pod uwagę to, że wszędzie wokół było pełno Rosjan zadanie było bardzo utrudnione. Żaden, ale to kompletnie żaden sprzęt elektroniczny nie działał, toteż wezwanie pomocy było co najmniej kłopotliwe.
-Co robimy?- Spytał Piotr Zbarski
-Musimy wrócić do bazy, to oczywiste. - Odpowiedział Hans
- A więc... jak to zrobimy?
Przez chwilę panowała cisza. W końcu Piotr rzucił
- Myślę, że nie ma innego wyjścia niż spróbować się przebić. Może wróćmy tą samą drogą, którą przyszliście by nas ratować?

Gdzieś niedaleko usłyszeli okrzyki po rosyjsku, czas na decyzje im się kończył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172