Szarak spojrzał na Erica kpiąco. - Jest różnica pomiędzy łasym, a głupim - westchnął. - A pomiędzy głupim a martwym nie ma już żadnej - dodał już bardziej do siebie. - To, co mamy plus wypłata od twoich przełożonych to już niezły gambel - Przeładował pistolet. - Możemy tu jeszcze wrócić, ale na pewno, nie powinniśmy teraz tu zostawać. - Powiedział pokazując swój bandolier, z którego zdecydowanie ubyło zbyt dużo pocisków. |
Rob stara się oszacować, na ile jeszcze starczą pochodnie, ile zostało czasu do zmroku i jak daleko stąd jest ortopedia. |
- Na prawdę te dwieście metrów robi ci różnicę? Skoro w tym momencie nie ma tu dzieciaków to może warto by nie ryzykować i ruszyć teraz jak jest bezpiecznie? Wiesz, jestem z Missisipi. Czuje mutasów jak gówno na podeszwie. |
-Ja idę - powiedział do Erica - Im dłużej tu stoimy i rozmawiamy, tym więcej mają czasu, by zorganizować atak. Tropiciel napiął kuszę. -Pójdę pierwszy i będę wypatrywał wroga. Eric, weź pochodnię i mów mi, gdzie mam się kierować. Wy róbcie, jak uważacie. Może być? - zwrócił się do kompana w masce. Jeżeli uzyskał potwierdzenie, ruszył na ortopedię. |
-Pojebało was do reszty, nie wiem czy wiecie, ale nie przyjechaliśmy tutaj samochodem-stwierdził Peter -Tak wiem, sam wcześniej przystałem na pomysł łapania mutka ale już to przemyslałem. Ja z Szarakiem ide po twojego kolege powiedz jak wygląda i komu mamy zanieść torbę jak już cie zeżrą Croatsy tak zebyśmy dostali zapłate.-Powiedział stając golo Greya. |
Szarak spojrzał na swojego pracodawcę nie ukrywając uśmiechu. - Widzisz, bez tego.. - powiedział podnosząc do góry swój pistolet. - Nie macie najmniejszych szans. - Poprawił torbę, żeby nie utrudniała mu ruchów. - Macie więc dwa wyjścia. Iść na waszą ortopedię i dać się zeżreć za kilka gambli, albo wrócić tu za kilka dni, lepiej przygotowanym. Nie bądźcie durni. |
- O to to to ! Właśnie taki mam zamiar. Iść tam, sprawdzić czy opłaca się tutaj wracać i wziąć to co nie będzie mnie obciążać. - chwilę później medyk zaczął grzebać w swojej torbie. Wyjął z niej coś i wystawił dłoń w stronę Szaraka. - Czujesz się przekonany? - powiedział wręczając mu dwie delikatnie różowe tabletki. - Jeśli nie, to mam też pewien czarny specyfik, wyglądający nieco jak węgiel. |
Grey spojrzał z niesmakiem na wyciągniętą rękę Erica. - Wytłumaczę ci to, bo widzę, że nie rozumiesz. Twój pracodawca wyłożył grube gamble, żebyś wynajął gości, którzy wlezą do tego szpitala, znajdą tego trupa i przyprowadzą z powrotem twoje durne dupsko w jednym kawałku. - Wziął głęboki oddech. - Chcesz mnie wynająć, żebym wpieprzył się na tą ortopedię? W porządku. Ale na moich warunkach, które mówią, że najpierw idziemy na osiedle. Sądzisz, że Ty i kurwa traper dacie radę, nie zatrzymujemy was. Daj nam tylko nazwisko gościa, od którego mamy odebrać gamble. |
-Skoro rezygnujesz z pracy, twoja sprawa - powiedział Rob do Szaraka - Teraz się dzielimy gamblami i do widzenia. Chyba nie myślałeś, że zadziała zasada "kto pierwszy, ten lepszy" - uśmiechnął się krzywo znad gotowej do strzału kuszy. Celował nieco w bok od Greya i uważnie patrzył, gotów zareagować na każde zbliżenie się jego rąk do broni. - I naprawdę sądzisz, że Eric da ci nazwisko gościa? Panikujesz przy paru croats, podejmujesz decyzję o ucieczce, co jest samobójstwem i dokładnie tym, co croats by chciały, byś zrobił, wydzierasz się, że słychać cię chyba w Miami, robiąc z nas cel wszystkiego, co głodne ludzkiego mięsa w okolicy, rzucasz się na gamble nie upewniwszy się, że teren jest czysty, a kiedy ktoś podpowiada ci źródło dodatkowego zysku, to zamiast mu podziękować i zastanowić się, jak podjąć naturalne w naszej robocie ryzyko, znowu panikujesz jak stara baba. Nie wspomnę już o wylewaniu swojej żółci na Erica w środku walki, wtedy, gdy musi się skoncentrować na starciu. Gdyby się nie opanował, osłabłyby nasze siły. Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? |
- Nie mam problemu z podziałem gambli. Nie ten typ. Mam problem z gościem chcącym dorobić za wszelką cenę, za plecami swojego pracodawcy. Mam problem z brakiem planu i rzucaniem się głębiej w jamę Croats, dla kilkudziesięciu naboi więcej. - Mocniej ścisnął pistolet. - Nie bądź głupi i nie próbuj we mnie wycelować. Nie po to tu jesteśmy. - Zapauzował na chwilę. - Zwyczajnie nie rozumiem waszego planu. Croats mają się spodziewać, że spróbujemy wyjść i dlatego chcesz iść głębiej? I co później? Zostaniemy tu, aż im się odwidzi zeżarcie nas? Nie lepiej wyjść póki, żaden z nas nie jest poważnie ranny i wrócić w pełni przygotowanym? Nie spaliśmy połowy nocy, kończy się nam amunicja, jesteśmy obciążeni, a mimo to chcecie przeć dalej? Wiesz, dlaczego żyje? Bo w takich sytuacjach nie robiłem z siebie pieprzonego terminatora i wiedziałem kiedy odpuścić. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0