5-8 marca 2050, ulice Caligine
Hector zamarł w bezruchu nie wiedząc, czy pójść za żądaniami miejscowych czy raczej rzucić się w mgłę uciekając w jakiś bezpieczny kąt, aby doczekać tam do nadejścia nocy... i nieuniknionego resetu czasoprzestrzeni. Bieżąca sytuacja mocno się skomplikowała i Nowojorczyk szczerze pluł sobie w twarz, że nie uniknął zatargu z lokalsami. Gdyby nie groził im bronią i śmiercią, najpewniej teraz wspólnie zapolowaliby na ostatniego bikersa.
Opcja ucieczki i przeczekania kusiła go coraz bardziej, lecz wbrew zdrowemu rozsądkowi Garcia zaczynał się przychylać do drugiej ewentualności. Grupa motocyklistów pojawiła się bieżącego dnia jako zupełnie nowy element świata i Latynos nie miał żadnej gwarancji, że następnego dnia gangerzy ponownie przyjadą do Caligine. Wręcz przeciwnie, zaczynał mieć niczym nie podbudowane przeświadczenie, że byli oni całkowicie przypadkowymi wędrowcami, którzy wjechali do osady z zewnątrz tak samo jak Hector. A tym samym znaleźli się w tej samej pułapce, co on... o ile jeden z bikersów nie zdołał z miasteczka uciec.
A drugi wciąż ukrywał się w mgle zachowując dla siebie krytycznie ważne informacje. Monter musiał się dowiedzieć, czy tę zmotoryzowaną czwórkę łączyło cokolwiek ze zmarłym facetem znalezionym na stacji i czy uważali, że żyją w roku pięćdziesiątym, a nie blisko dwadzieścia lat w przeszłości.
Trzymając Springfielda w jednej dłoni za lufę, a Colta w drugiej czubkami palców za rękojeść, Hector wychynął zza narożnika zrujnowanego domu i ruszył szybkim krokiem w stronę zbitych w gromadkę osadników. Ostatni motocyklista wciąż myszkował w okolicy i Nowojorczyk świadom był tego, że w każdej chwili mógł być wzięty w krzyżowy ogień, pomiędzy gangera i lokalsów.
Im szybciej trafi pomiędzy ich szeregi, tym mniej ewidentnym celem stanie się dla człowieka, który teoretycznie znacznie bardziej pragnął jego śmierci od mieszkańców Caligine.
- Moje życie w wasze ręce! – krzyknął w stronę Jacka i Tylera – Nie mam złych zamiarów, nigdy nie miałem! Przecież musicie sami wiedzieć, że tutaj dzieje się coś dziwnego! Jeden z tych bikersów leży na placu, o tam! A drugi na dachu. Jeden ciągle się chowa i ma broń. Bądźcie ostrożni, te skurwysyny od razu zaczęły mnie atakować.