lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Wh40k/Only War] Operacja Moonbreaker (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/11907-wh40k-only-war-operacja-moonbreaker.html)

Stalowy 13-02-2014 00:56

Jedyne w czym mógł naprawdę pomóc Magnus to było przeciążenie pola siłowego. Był kiepskim strzelcem, ale do gigantycznej heretyckiej machiny mógł strzelać bez obaw o spudłowanie. Potężna handkanona grzmiała raz za razem. Kiedy tylko osłona zniknęła leżąca obok niego Hanna Brightstar rozpoczęła ostrzał ze swojego karabinu snajperskiego zadając wrogiemu sprzętowi dotkliwe straty.

Niestety to zwróciło uwagę operatorów piekielnej machiny na nią. Serie z broni zaczęły bić przy nich i przesuwać się z każdym kolejnym strzałem na ich pozycje. Misjonarz wiedział że tego ostrzału nie przetrwają... ale mógł chociaż spróbować kogoś uratować.

Dlatego też kiedy tuż przed kolejnymi rozbłyskami wystrzeliwanych kul Drustar rzucił się przed swoją towarzyszkę przyjmując na siebie część ostrzału. Jego potężne, zahartowane ciało, kombinezon i zaimplantowane pod skórą płyty przyjęły na siebie kolejne pociski. Nie udało mu się wyłapać wszystkich, ale te najcięższe tak.

Niestety z bólu nie był w stanie nic więcej poczynić, podobnie jak osoba, którą właśnie starał się uratować. Kolejne sekundy mijały, a umysł spowijała agonia. Kapelan z wielką gorliwością poruszał ustami zmawiając słowa modlitwy prosząc Imperatora o rychłe zwycięstwo.

Jak się okazało parę minut później modlitwa została wysłuchana.

Ból nadal trwał, ale umysł zdołał się z nim oswoić. Magnus dziękował Bogu za łaskę, jednak nie mógł się cieszyć... musiał spróbować uratować siebie i resztę.
Z kieszeni kombinezonu wyjął łaty i zaczął zaklejać koszmarne wyrwy nie przejmując się paskudnymi ranami, które znajdowały się pod spodem. Jeżeli teraz się uduszą, nie będą one miały znaczenia nic a nic.

Cranmer 17-02-2014 20:52

Einhoff nie syczał z bólu, przez jakiś czas wręcz krzyczał - czego nikt nie usłyszał - ale po chwili postarał się zapanować nad bólem i problemem uszkodzonego kombinezonu, w sukurs z tym przyszedł mu Prest starając się łatać choć zapewne nie było za bardzo czym łatać całych skrawków spalonego skafandra.

Lucas doszedł do wniosku, że ogień z całą pewnością oczyszcza i jeśli to jest tylko namiastka tego co czuja spalani przez niego wrogowie Imperium to nie jest to przyjemna śmierć - i tak być powinno.

Odnieśliśmy sukces ale okupiony wielkim kosztem, udało się nam rozwalić super ciężki czołg nie posiadając więcej niż przeciętny oddział gwardii... cud, Imperator czuwał nad nami.

Micas 23-02-2014 15:49

Ci, którzy przetrwali starcie z tym przeklętym super-czołgiem, zaczęli się czym prędzej zbierać do kupy. Tunel tunelem, ale atmosfery w tym miejscu nie było. Ciężej ranni zaczęli szybko zamarzać i tracić powietrze. Ich cudem nie draśnięci koledzy natychmiast ruszyli do akcji, korzystając ze wszystkich łat, pianek, folii termicznych, opatrunków próżniowych i stymulantów, aby załatać dziury w podartych skafandrach, opatrzyć rany i ocalić życie kolegów. Psyker, misjonarz, snajper i komisarz wychłodzili się i utracili przytomność z braku tlenu, lecz ocaleli dzięki staraniom pozostałych... ledwo. Trzeba było wezwać medevac. I tym razem cholerni sanitariusze odpowiedzieli na wezwanie. W wysoko sklepionym, księżycowym tunelu pojawiła się medyczna, biała Walkiria, na pokład której zabrała się cała drużyna. Kapral Adams, jako najwyższy stopniem, żywy i przytomny członek drużyny, zarządził natychmiastowy odwrót.

Dowództwo misji, uosabiane w tej sytuacji przez wiecznie spokojnego i rozsądnego majora Solomona Strudwicka, zapartego flegmatyka, przyjęło do wiadomości rozbicie drużyny w warunkach bojowych. Podczas gdy siły Gwardii bez większych problemów (a to dzięki zniszczeniu imitacji Baneblade'a) zajęły tunel i rozpoczęły szturm we wnętrzu krateru, Walkiria przetransportowała komisarską drużynę na pokład "Nuntiusa", gdzie rannymi zajęli się specjaliści z Officio Medicae. Pracę, którą we wnętrzu krateru wykonać miała drużyna, przekierowano na wydzielony oddział Kasrkinów, który podobno poradził sobie doskonale i doprowadził sprawę do końca.

Po sześciu godzinach walk, rejon kratera Pectus, a także wszystkie pozostałe, padły. Gwardia zabezpieczyła cały rejon i nastąpił desant ciężkiego sprzętu oraz kilku dodatkowych regimentów. W ciągu trzech dni, licząc od chwili desantu pierwszej grupy, siły Imperium w liczbie blisko czterdziestu tysięcy żołnierzy, siedmiuset czołgów i pojazdów pancernych oraz pół tysiąca maszyn lotniczych opanowały w całości brontiański księżyc. Operacja Moonbreaker została zakończona sukcesem. Chaosyci, według szacunków ekspertów z Officio Tacticae i późniejszego śledztwa rzeczoznawców, utracili pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, trzysta czołgów i wozów pancernych oraz czterysta maszyn lotniczych w wyniku bombardowań orbitalnych, broni masowego rażenia i nalotów bombowych, oraz... cztery i pół tysiąca żołnierzy, siedemdziesiąt czołgów i wozów pancernych oraz czterdzieści maszyn lotniczych w wyniku walk naziemnych. Straty po stronie Imperium były wyjątkowo niskie - nie więcej jak tysiąc piechurów, dwadzieścia pojazdów naziemnych i sześćdziesiąt aero-astro.

Na koniec trzeciej doby oficjalnie ogłoszono zwycięstwo.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EK-aUzjkjuU[/MEDIA]

Chociaż miażdżąco przyćmiona przez potęgę Imperial Navy, Gwardia wykazała się wysokim stopniem efektywności. Operację Moonbreaker zaliczono do w pełni zrealizowanych i udanych. Dowództwo imperialnych sił zbrojnych prawie zawsze zakładało (lub wymuszało) spektakularne sukcesy - i tym razem się nie przeliczyło, otwierając uprzednio przygotowane pudła z masowo wyprodukowanymi odznaczeniami. Wszystkie regimenty biorące udział w walkach o stację orbitalną i powierzchnię księżyca zostały odznaczone rzadkim i prestiżowym Orderem Orlego Szpona, zyskując uznanie w oczach armsmenów, oficerów i marynarzy z IN i Bezpieczeństwa Marynarki, oraz regimentów spadochroniarzy i szturmowców, które tradycyjnie mają pierwszeństwo do tego typu odznaczeń. Wiele kompanii, drużyn czy innych oddziałów otrzymało również inne odznaczenia, tak samo jak pojedynczy żołnierze. Drużyna "Turbodiesel" dostała, za swe bohaterstwo w trudnych i niecodziennych warunkach oraz w obliczu ogromnych przeszkód (chodziło tutaj o super-czołg) została odznaczona Ribbon Intrinsic, umożliwiając "błyskawiczne zajęcie bez strat kluczowej pozycji wroga" (tunelu) i "umożliwienie zdobycia żywotnych informacji wywiadowczych" (które ostatecznie pozyskali Kasrkini). Starszy sierżant Mardock Redd otrzymał pośmiertnie nieco spóźniony (przez tą cholerną biurokrację w Departamento) Medalion Karmazynowy za rany odniesione na pokładzie "Nuntiusa". Wszyscy, tak żywi jak i martwi, otrzymali dwa odznaczenia za starcie z czołgiem - Medal Służb IG oraz Imperialną Pochwałę. Ciężko ranni, niejako "na zaś" dostali Ordery Sztormu za przetrwanie i wyleczenie ciężkich obrażeń fizycznych oraz powrót do macierzystych jednostek. Adams został awansowany na starszego kaprala, Pardus i Prest na starszych szeregowych, Brightstar na kaprala. Rolę sierżanta i dowódcy miał pełnić komisarz Diesel.

Podczas odznaczania, uwidocznił się pewien paradoks w postępowaniu Komisariatu. Któryś z młodszych komisarzy podpiętych pod dowództwo operacji zdał sobie sprawę, że przez samowolną decyzję Adamsa o wycofaniu drużyny z tunelu, drużyna ta nie mogła wykonać rozkazów - co, według tego polityczniaka, było porównywalne do sprzeniewierzeniu się rozkazom i było podstawą pod egzekucję. Sytuacja była nieprzyjemna, żandarmi z Komisariatu już mieli zabrać Adamsa wprost ze szpitalnego łóżka, kiedy zainterweniował Diesel, przeganiając żandarmów i, sobie tylko znanymi sposobami, tłamsząc nadgorliwego aparatczyka. Sprawa rozeszła się po kościach, a Diesel zapewnił, że nigdy więcej nie wypłynie na wierzch.

Ważną decyzję podjął natomiast misjonarz Drustar, rozmawiając z naczelnym kapelanem 412 Cadiańskiego. Wystosował formalną prośbę o przeniesienie z szeregów Missionaria Galaxia do kurii wojskowej. I, chociaż kult św. Drususa nie do końca leżał cadiańskim kapelanom (woleli propagować u swoich krajan własnych świętych wojowników), to nie mogli oni nie dostrzec propagandowej (i dosłownej) siły pielgrzyma-wojownika. Dzięki serii formalnych listów między Gwardią, Eklezjarchią a macierzystym Rodem RT, Magnus Drustar stał się wojskowym kapelanem 3 Kompanii 412 Regimentu Cadiańskiego.

U rannych nadeszły długie i męczące dni przyspieszonej, intensywnej rekonwalescencji. Nie było czasu, ani ludzi, do stracenia. Wprawdzie Operacja Moonbreaker została zakończona sukcesem, to właściwe walki o Bront trwały w najlepsze. Dzięki zniszczeniu flotylli statków Chaosu, odzyskaniu księżyca i stacji orbitalnej oraz zdobyciu dokumentacji, ekspedycja rozpoczęła kolejny etap walk - w koordynacji z Brontianami, zdesantowano prawie wszystkie regimenty Gwardii (a nawet nieco jednostek Bezpieczeństwa Marynarki do walk w miastach-kopcach). Niektóre co lepiej zachowane struktury na księżycu odbudowano i obsadzono elementami sił harakońskich i cadiańskich, natomiast stację w całości przejęło Imperial Navy.

+++

Miesiąc później, kiedy ranni stanęli na nogi, a siły Chaosu na planecie cofały się na każdym froncie, dobra passa rozwiała się jak dym.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ueJMqZACt8s[/MEDIA]

Do systemu, w relatywnej bliskości Bront, wtargnęło silne zgrupowanie okrętów Arcywroga - blisko osiem różnych statków transportowo-desantowych, eskortowanych przez sześć niszczycieli klas Iconoclast i Cobra, dwie fregaty klasy Infidel i dwie klasy Sword, oraz statek prowadzący, krążownik klasy Murder. Nic nie wskazywało na przybycie tak wielkich sił wroga w tak krótkim czasie. Żaden statek Chaosu przecież nie wydostał się z systemu Bront przed zniszczeniem. Astropaci zablokowali wszelakie kontakty poprzez Osnowę.

Odpowiedź była tylko jedna: wróg zaplanował przerzucenie znacznie większych sił na Bront przed przybyciem imperialnej odsieczy.

Tak czy inaczej, odpowiedź ta była już bez znaczenia. Rozeznawszy się w sytuacji, wroga eskorta rzuciła się na niewielką flotyllę Imperium niczym głodne wilki, całkowicie zaskakując imperialne załogi. Wynikłe starcie było było miażdżąco jednostronne, głównie dzięki sile ognia wrażego krążownika. Prawie cała imperialna eskorta została przerobiona na wraki, zaś opustoszałe (pomijając załogę) transportowce, mimo prób obrony lub ucieczki, zostały również zniszczone lub przejęte abordażem. Stacja broniła się do ostatka, a jej działony jako jedyne zadały poważniejsze uszkodzenia Arcywrogowi i zniszczyły jednego Iconoclasta i jedną Cobrę. To było jednak zbyt mało - kiedy Chaosyci rozprawili się z imperialną flotyllą, skupili ogień na stacji, bombardując ją bezlitośnie... i w końcu doprowadzając do eksplozji reaktora plazmowego. Na księżycu natomiast w ogóle nie doszło do starć - jego powierzchnia została potraktowana dwukrotnie większą ilością broni orbitalnej niż poprzednio, doszczętnie niszcząc tak ruiny, jak i odbudowane fortyfikacje. Ktokolwiek tam był, nie miał szans. Chaosytów nie interesowało odzyskanie dawnych pozycji, a przetarcie sobie siłą drogi na Bront trupami Imperialców.

+++

Ledwo godzinę po otrzymaniu zwolnienia z lazaretu na pokładzie "Nuntiusa" i zwrotu ekwipunku u kwatermistrza, członkowie komisarskiej drużyny zostali zaskoczeni przez alarm bojowy. Komisarz natychmiast zebrał swoich ludzi i ruszył z nimi na wyznaczone stanowiska.

Wtedy, statkiem zaczęły wstrząsać eksplozje. W pogarszających się warunkach, dotarli na wyznaczone miejsca obronne przeciw abordażowi... ale doń nie doszło. "Nuntius", w ciągu dłużących się kwadransów, otrzymywał kolejne, dewastujące salwy prosto w pancerz i poszycie. Cadianie i ich towarzysze byli zdyscyplinowani i chłodni w większości sytuacji... ale nawet do nich zaczynało szybko docierać, że okręt się sypie. Stwarzało to olbrzymie ryzyko dla gwardzistów - nie mieli bowiem skafandrów próżniowych, a standardowy sprzęt.

Wreszcie, otrzymali słodko-gorzki rozkaz - opuścić statek. "Nuntius" umierał, kąsany makropociskami, rakietami i laserami. Doszły także potężne cięcia i pchnięcia lanc, dopełniając agonii. Żołnierze, wespół z wikarym Bonitatisem, skorzystali z bliskości hangarów i zapakowali się do jednej z ratunkowych kapsuł.

Kiedy ich "torpeda" mknęła ku powierzchni Bront, ich macierzysty statek właśnie łamał się na pół od potężnej, plazmowej salwy wrażego krążownika...

+++

Porażka była całkowita. Kto mógł, salwował się ucieczką na planetę. Promy, barki, kapsuły, nawet torpedy abordażowe wypchane były gwardzistami i marynarzami. Plusem było to, że rozkazy ewakuacji zostały wydane szybko, a środki ucieczki były gotowe. Tym samym, większości Cadian i Harakończyków udało się dostać na Bront. Natomiast z flotylli ocalał tylko jeden imperialny niszczyciel klasy Cobra, poważnie uszkodzony, który zdołał dotrzeć na skraj systemu. Uniknął pogoni i uciekł w Osnowę, ponosząc czarne wieści o porażce dalej. Chaosyci natomiast ustawili się w kluczowych punktach na orbicie i rozpoczęli punktowe, krótkie bombardowania. Potem, desantowali swoje siły. Stopniowo, w odpowiednich miejscach na planecie, co zbiegło się z kontratakami sił Arcywroga już tam będącymi.

W ciągu ledwo dwóch dni, los sił imperialnych na Bront odmienił się na gorsze. Niedawne zdobycze terytorialne ponownie wpadały w ręce wroga, a straty szybko rosły. W wielu miejscach, obrońcy zmuszeni byli wycofać się do wnętrz kopców... albo na wyższe ich poziomy.

+++

Kapsuła ratunkowa rozbiła się o powierzchnię Bront. Lądowanie było tak twarde, jak można było sobie wyobrazić - lecz solidna konstrukcja i systemy bezpieczeństwa zachowały pasażerów w jednym kawałku. Kiedy opuszczali pojazd, od razu dotarły do nich dwie rzeczy. Po pierwsze, było cholernie zimno. Musieli wylądować na dalekiej północy lub południu planety, w pasmach tajg oplatających koła podbiegunowe. Wszędzie wokół były wysokie, nieco anemiczne iglaste drzewa i okazyjne kępy karłowatych iglaków. Teren był głęboko pofałdowany i równo okryty cienką warstwą śniegu. Z czarnego, przejrzystego, nocnego nieba sypały się pojedyncze płatki białego puchu.

Po drugie, na nieboskłonie widać było, prócz czerni i gwiazd, kolorowe smugi energii, potężne wybuchy i deszcz tysięcy odłamów i kapsuł. W dalekiej oddali wyły syreny i słychać było dudniące odgłosy zażartych walk... które szybko przybierały na sile i zbliżały się do tajgi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bbZYQphn1ns[/MEDIA]

Kolejne kapsuły spadały w okolicy, łamiąc drzewa jak zapałki, zmiatając czubki wzgórz i zostawiając czarne pasma zrytej ziemi. Z ich wnętrz wydostawali się Cadianie, Harakończycy i rozbitkowie. Odziani jedynie w standardowe mundury, pancerze i kombinezony, w obliczu mroźnej, brontiańskiej zimy. Jak na razie nie było żadnych wiatrów ani znaczących opadów... ale to mogło się zmienić.

- Wszyscy żyją? - zapytał komisarz - Odmeldować!

Kolejni członkowie drużyny raportowali swój status i sprawdzali drużynową łączność vox.

- Dobrze. Musimy dostać się do dowództwa kompanii, albo do vox-stacji. Sprawdźcie swój sprzęt i narzućcie na siebie co tylko macie, inaczej zamarzniecie. Idziemy. Szyk patrolowy. Oczy i uszy szeroko otwarte. Adams, nasłuch vox. Szukaj vox-stacji. Pozostali, wypatrujcie ludzi z 412 albo z trzeciej... albo wroga.

Stalowy 19-03-2014 11:55

Odwrót… gdyby można było zrobić inaczej i dalej walczyć to Lucas by się temu sprzeciwił straty drużyny prosiły się o wywarcie słusznej zemsty i retrybucji na oddziałach zdrajców… ale był on nie przytomny tak jak większość drużyny. Decyzja zapadła za nich. Może i słuszna ale na pewno napawająca późniejszą goryczą.
Podobne odczucia miał kapelan, który jednak rozumiał, że przy takich stratach po prostu dalsza walka jest już niemożliwa. Należało się wycofać i pozwolić pozostałym wykonać resztę roboty. Póki co Magnus był zmęczony… piekielnie zmęczony i obolały. Czekała go długa wizyta w lazarecie.

***

- No i wtedy Einhoff wpakował się pod czołg i zjarał wszystkich w środku! - świeżo upieczony starszy szeregowy Prest po raz kolejny opowiadał w mesie historię o rozwaleniu czołgu. - Dymiło tak jakby na chwilę tlenu puścili w próżnię i i mało samego go nie zjarało. Ale ostatecznie całość poszła z dymem.

- Pierdolisz Prest, przecież to rakietnica rozwaliła czołg!

- Nie byłeś tam Jack to nie wiesz i jeśli cokolwiek pierdolę to Twoją siostrę!

- Wal się starszy!

- Goń się młodszy!

Za każdym razem opowiadanie kończyło się mniej więcej tak samo, rozluźnieniem atmosfery która szybko cichła kiedy wracała prawdziwa pamięć i świadomość tego jakim kosztem wygrano tamtą potyczkę.

- Za poległych braci i siostry w tamtych starciu! - podniósł się głos.

- Za poległych!
***

Podjęcie decyzji o przystąpieniu do Imperialnej Gwardii nie było łatwe dla Drustara, ale widział że postępuje słusznie prosząc o to starszych kapłanów z Eklezji którzy zawiadywali armijnymi kapelanami. IG potrzebowało weteranów i stanowiło prawdziwą okazję do rozpoczęcia całkiem nowej Krucjaty w którą może się w pełni zaangażować. W ramach podzięki za wspólną służbę i rozłąki, która miała wkrótce nastać Magnus ofiarował swój młot wikaremu Bonitatisowi, aby ten dumnie go dzierżył w misji nawracania pogańskich światów, kiedy misjonarz powróci z powrotem na okręt Rogue Tradera, który wiele lat temu przygarnął ich pod swoje skrzydła. Sam zaś Drustar podjął ze zbrojowni piłomiecz jako zastępstwo dla młota. Była to broń którą uczył się władać, jednak było to dawno temu. Oznaczało to że będzie musiał w najbliższym czasie odświeżyć już zatarte przez czas zdolności.

***

- Dalej Prest, ruszaj tyłek! - Einhoff poganiał kumpla trącając go w ramię kiedy biegli.

- No przeca biegnę, starszy jestem!
- Przebieraj kulasami!

- Mniej wrzasków, więcej biegania! - huknął na obu kapelan który deptał im po piętach

Porażka na orbicie… na froncie bywa różnie ale ogólnie zaczęło dziać się źle skoro trzeba zbierać z bezpiecznego zazwyczaj statku… a na dole czeka zimna powierzchnia. Jednak zimna powierzchnia jest zdecydowanie lepsza od zimnej próżni. Żołnierze przyspieszyli… musieli zdążyć, aby ocaleć.

***

Einhoff rozcierał ręce po po wygrzebaniu dodatkowego odzienia i wciągnięciu go na grzbiet, Prest czynił podobnie. Można by w teorii zasięgnąć mocy i ogrzewać otoczenie ale lepiej zostawić to jako ostateczność. Nie warto kusić losu.

- Einhoff i Prest meldują gotowość bojową.

Powiedział Prest szczękając zębami. Obaj zajęli swoje miejsca w szyku, konkretniej w jego centralnej części.

Zarówno Magnus jak i Lucius wciągnęli na siebie dodatkowe ubrania i owinęli się kocami. Byli zaprawieni do różnych warunków, dlatego nie zwlekali ze stworzeniem sobie dodatkowych warstw izolacji.

- Korpus duszpasterski, gotów do akcji. - rzekł całkiem poważnie wikary.

Micas 19-03-2014 12:07

Wydzielona drużyna specjalna o kryptonimie "Turbodiesel" ruszyła, oddalając się od trzaskającej iskrami rozbitej kapsuły ratunkowej. Przed sobą mieli ciągnące się po horyzont, pofałdowane bezdroża gęstej brontiańskiej tajgi - praktycznie jedynego elementu biosfery, który przetrwał na tym chłodnym, zdewastowanym przez tysiąclecia silnej eksploatacji i industrializacji świecie. Tajga, pomijając wielkie czapy polarne i okalające je wąskie pasy tundry, była jakby specjalnie pozostawiona w mniej lub bardziej nienaruszonym stanie. Czyżby Brontianie byli bardziej sentymentalni, niż podejrzewano? Czy też może zadbali o rezerwę surowców naturalnych na wypadek nagłych problemów? Z pewnością utrzymywali prężny urząd do spraw środowiska naturalnego, z dobrą kadrą leśników i - zapewne - zoologów.

Teraz zdawało się to być bez większego znaczenia. Tutaj, pośród śnieżnych zasp, świerkowych lasów, modrzewiowych zagajników i nieprzeniknionych, gęstych krzewów, na terenie fałdowanym niczym skóra na askelphiońskich psach, przyszło bić się Cadianom z 412.

Część z nich pamiętała miejsce bardzo podobne do tego, acz mniej dzikie... a bardziej obwarowane. Mowa tu o piątej planecie systemu Lorn w Segmentum Tempestus, lodowym świecie zrytym kraterami, lejami po bombach, bunkrami, tunelami, okopami oraz ruinami fortec i miast. Tamże, podczas niesławnej kampanii znanej jako "Zimowy Szturm", Czterysta Dwunasty poniósł druzgoczącą klęskę, tracąc swojego dowódcę - bohaterskiego i zasłużonego generała Sturnna - oraz ponad siedemdziesiąt procent ogólnego stanu ludzi i maszyn. Cadianie stracili też strategiczny cel, mimo udanych ataków i zajadłej obrony - Tytana klasy Imperator "Dominatus", zagrzebanego pośród ziem i skał niedaleko stołecznego miasta-fortecy, ?. Odniesiono wtedy wiele zwycięstw nad kultem Khorne'a pod wodzą niejakiego Crulla, orkami warbossa Gorgutza, a nawet nieznanymi, niezidentyfikowanymi xeno-automatami o złowieszczym imieniu - Necronami. Czterysta Dwunasty zdobył nawet uznanie towarzyszących im kosmicznych marines z kapituły Ultramarines, i ich kapelana, ?. Ostatecznie jednak, Cadianie padli ofiarą własnej naiwności i głupoty, bratając się na polu walki z Eldarami ze światostatku Ulthwe i ich arcywieszczką, Taldeer. Kiedy zagrożenie ze strony orków, Khornistów i Nekronów zostało zażegnane, Gorgutz uciekł z Lorn V a Chaos Lord Crull zginął z ręki Sturnna, Eldarzy po raz kolejny wbili ludziom sztylet w plecy. Zdziesiątkowali nieprzygotowanych Cadian, zniszczyli ich bazy, przerobili pojazdy na wraki, zabili generała Sturnna, zniszczyli Tytana "Dominatusa" i uciekli z systemu, nim dosięgła ich karząca ręka imperialnej sprawiedliwości. Od tamtej pory, Imperium ścigało arcy-zdrajczynię Taldeer po całym Segmentum, rzucając za nią w pogoń agentów Inkwizycji, Officio Assassinorum i Deathwatch. Jak do tej pory, łowcom nie udało się dorwać przeklętej arcywieszczki, jedynie niektórych członków jej bojowej kadry.

Ocalali z masakry na Lorn V weterani powrócili na Cadię w atmosferze klęski i wstydu. Jedynie z powodu sprzeciwu ze strony dowództwa Segmentum Obscurus i wybitnych osiągnięć bojowych, regiment nie został rozwiązany a weterani nie zdziesiątkowani. Wystarczającą karą miała być hańba druzgoczącej klęski. Ostatecznie jednak, weterani i ich dowódcy przekuli rozpacz i wstyd w siłę i gniew. Czterysta Dwunasty został uzupełniony do stanu początkowego - dziesięciu tysięcy zbrojnych. Zachował sprzęt ciężki i pancerny, w tym antyczny superciężki czołg typu Baneblade. Trwali przy nim auksyliariusze - kapelani z Adeptus Ministorum, wieszczowie napędu z Adeptus Mechanicus, Ogryni, Komisariat Departamento Munitorium (jakżeby inaczej...), usankcjonowani psykerzy zbrojni z Templars Psykologis, a także Kasrkini, elitarni cadiańscy szturmowcy - komandosi tak świetni, że ustępowali pola jedynie superludzkim Adeptus Astartes.

Weterani wpoili nowym rekrutom nienawiść nie tylko do Chaosu, ale także wobec Xenos - głównie przeklętych Eldarów (a w szczególności Ulthwe, odzianych w czerń i biel) i prymitywnych orków. Przez następne dni, tygodnie, miesiące i lata, Cadiański 412 brał udział w kilkunastu operacjach, walcząc w praktycznie każdym zakątku Segmentum Obscurus. Aż, mocno uszczuplony, acz zwarty i gotowy, dotarł tutaj - do Sektora Calixis. Na pogranicze Imperium. Na Bront.

Teraz, komisarz Diesel i jego ludzie brnęli po kolana w gęstym, nieco poszarzałym śniegu, trzęsąc się z przenikliwego zimna. Temperatura musiała sięgać dziesięciu stopni poniżej zera, podczas gdy żołnierze Boga-Imperatora mieli na sobie jedynie swoje "uniwersalne" uniformy, pancerze flak i koce "termiczne" z indywidualnych zestawów sprzętu pogodowego, rzekomo mające chronić przed przegrzaniem, jak i wychłodzeniem.

Czterysta Dwunasty z Cadii ponownie zawisł nad przepaścią. Ponownie był o krok od klęski - a nawet unicestwienia. I ponownie trafił w miejsce, gdzie zimno mroziło krew w żyłach, a Arcywróg był zdeterminowany naprawić swoje niedopatrzenie i zetrzeć Cadian na proch.

Turbodiesel, korzystając ze swojej aparycji, tubalnego głosu i aury autorytetu, zbierał wokół siebie coraz większą rzeszę ludzi. Cadianie, Harakończycy i rozbitkowie z Imperial Navy dołączali do jego prowizorycznej formacji, otrzymując rozkazy i rozbiegając się w celu sprowadzenia większej ilości ocalałych i zabezpieczenia terenu. Za pomocą vox-stacji ustalono łączność radiową. Trzecia kompania wylądowała prawie w całości, lecz straciła kapitana i jego zastępcę, toteż Turbodiesel bez wahania przejął dowodzenie i ustanowił swoją drużynę jako dowódczą. Byli też inni - wspomniani już armsmani i marynarze ze statków IN, które właśnie eksplodowały na orbicie, Cadianie z innych kompanii oraz elitarni gwardziści-szturmowcy z regimentu Harakoni Warhawks.

Kapsuły i promy wciąż cięły nocny nieboskłon ognistymi smugami. Były ich setki, a wciąż nadlatywały kolejne. Niektóre nawet zaczęły strzelać do innych. Wtedy właśnie wszyscy zdali sobie sprawę, że zaprzańcy Mrocznych Potęg nie mieli zamiaru poprzestać na orbicie. Posłali za uciekinierami pościg, aby dopełnić dzieła zniszczenia.

Dziesiątki maszyn, głównie myśliwców atmosferycznych i próżniowych, zlatywały chmarami z nocnego nieba, strącając uciekające obiekty i przelatując nad grupami przemarzniętych ludzi, grzęznących w śniegu i krzakach. Każdy taki przelot oznaczał rannych i zabitych, skoszonych seriami z cekaemów i auto-działek, rozerwanych bombami i rakietami. Dziesiątkowani rozbitkowie, nie mogąc skutecznie się obronić, zaczęli wycofywać się (bądź uciekać w panice) do gęstych, tajgowych lasów. Tam również czekała na nich śmierć.

Wpadli na uprzednio przyszykowane zasieki, wilcze doły, sidła i inne paskudne pułapki, które raniły, kaleczyły i zabijały zdemoralizowanych żołnierzy Imperium. Potem rozległy się wystrzały z broni palnej i wybuchy granatów ręcznych. Ku Imperialistom otwarto ogień z zasp, zieleniny i ukrytych ziemianek, powodując jeszcze większe straty. Atakowani próbowali się odgryźć, lecz z miernym skutkiem - poziom organizacji i morale był bliski zeru.

Turbodiesel był jednym człowiekiem, pozbawionym dostępu do hierarchii dowodzenia i upowszechnionego systemu łączności, toteż szybko porzucił próby ogarnięcia tego burdelu i skupił się na dowodzeniu Trzecią. Cadianie, ich auksyliariusze i towarzyszący im inni żołnierze wykonali taktyczny odwrót w stronę pobliskich wądołów i drzew, z dala od błyskawicznej śmierci od luf samolotów. Wykonali też zorganizowane natarcie na ukrytych wrogów, kiedy ci tylko ujawnili swoje pozycje.

+++

https://www.youtube.com/watch?v=ArRCm6U0234

- Nacierać, nacierać! Nie pozostawać w miejscu!

- Mayers! Postawić mi osłonę ogniową! Jenkins, petardy dymne! Utrecht, zajmijcie się lewą flanką! Reszta, ZA MNĄ! ZA IMPERIUM!

Z ogłuszającym rykiem, Cadianie i ich towarzysze rzucili się pędem ku pozycjom wroga, klucząc od osłony do osłony, ostrzeliwując się lub po prostu pędząc na bagnety. Wszędzie wokół wizgały dziesiątki, setki kul i czerwonych świateł. Pękały granaty, syczały cylindry z gazami, gdakały ciężkie boltery i stubbery. Gdzieś przemówił niszczycielski żywioł wypuszczony z trzewi flamera, a objęci nim pechowcy tańczyli do wtóru własnych wrzasków i cierpienia. Do kakofonii dźwięków dołączały okrzyki, meldunki, jęki rannych i krzyki konających.

+++

Z początku przebieg starcia był na niekorzyść imperialnych - ukryci przeciwnicy zebrali swoje krwawe żniwo pośród nieprzygotowanych, zmasowanych sił rozbitków. Szybko jednak Imperialiści przeszli do natarcia i siłą rzeczy musieli wygrać choćby przewagą liczebną... i morale. Cadianie nienawidzili Chaosu od kołyski, marynarze z IN właśnie utracili nie tylko swoje miejsca służby i pracy, ale również i swoje próżniowe "miasta" i domy, natomiast Harakończycy byli elitą i nie bali się byle garstki partyzantów. Wszyscy jednak nie mieli nic do stracenia. Arcywróg przyparł ich do muru i postawił im retoryczne pytanie - walka do upadłego, albo śmierć co do jednego.

Głupcy.

Młot Imperatora uderzył z całą siłą w heretyków, krusząc w pył ich prowizoryczne umocnienia, niszcząc ich kryjówki i niwecząc przeszkody oraz pułapki. Szybko zostali zmuszeni do odwrotu lub krwawej walki w zwarciu - walki, której nie mogli wygrać, stojąc naprzeciw rozwścieczonych fanatyków Boga-Imperatora, poganianych przez co najmniej kilka powodów oraz wiedzionych do boju przez komisarza, który wiedział, co robi.

Wkrótce, do tej wrzawy dołączyli inni żołnierze Imperium, zwabieni smrodem strachu heretyków, wiedzieni żądzą bezwarunkowej zemsty. Na długości i szerokości całego lasu, rzekoma misterna zasadzka Arcywroga została usunięta siłą przez zwierzynę zbyt silną i wściekłą na mizerne sidła myśliwego.

Blisko godzinę później, kiedy "linia frontu" całkiem zanikła, a walki rozprzestrzeniły się po całym lesie i poza nim, wszystkie kapsuły zleciały z niebios, a wrogie lotnictwo odleciało, zużywszy paliwo, amunicję i materiały wybuchowe, sytuacja znów się pogorszyła. Arcywróg, starłszy na proch opór na orbicie i rozpoczynający bombardowania oraz desanty na powierzchni Bront, posłał w rejon tajgi znaczące siły za pomocą transportowych barek i promów. Czterysta Dwunasty, Harakończycy i inni rozbitkowie stanęli w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, przetrzebieni, pozbawieni zapasów i sprzętu, zmęczeni i okrążeni - zmuszeni byli walczyć nie tylko o zwycięstwo dla siebie, dowództwa czy całego Imperium. Walczyli o życie swoje i swoich towarzyszy.

W piętnastostopniowym mrozie, po kolana lub po pas we śniegu, pośród zimnych skał i iglaków, pod czarnym, nocnym niebem, żołnierze Boga-Imperatora nie mieli zamiaru odpuścić. W Wiecznej Wojnie nikt nie brał jeńców i nie okazywał litości nikomu. Nawet sobie.

Rychło w czas nadszedł punkt kulminacyjny bitwy. Pojawił się twórca diabelskiego planu rzucenia Bront na kolana tak od środka, jak i od zewnątrz, i przetrącenia kręgosłupa imperialnej obrony. Uosobienie pojęcia heretyka i bluźniercy, a przede wszystkim zdrajcy. Rycerz Rujnujących Mocy. Taktyk, strateg i operator. A jego celem byli wraży dowódcy i oficerowie.

+++

- Bóg skazał was na męki! - wrzeszczał wikary Bonitatis, pakując kolejną potrójną chmurę ognistych śrucin Inferno ze swojej volgickiej strzelby typu Meathammer prosto w drużynę kultystów, którzy ośmielili się nań zaszarżować. Nikt nie ustał o własnych nogach, a truchła momentalnie zajęły się ogniem.

W międzyczasie, Hanna Brightstar urwała głowę jakiemuś oficerowi zdradzieckiej gwardii za pomocą swojego snajperskiego karabinu laserowego. Kapelan Magnus Drustar spopielił flamerem grupę uciekających operatorów wrogiego cekaemu. Rob Prest i Rickard Pardus przyszpilili paru frajerów, których następnie usmażył Lucas Einhoff swoją piromancją. Nieco dalej, komisarz Dieter Diesel gładko (acz bałaganiarsko) ścinał łeb jakiemuś napakowanemu rębajle, a kapral Adams sprezentował wrażym gapiom kontaktowy odłamkowy. Ogółem, działo się dużo, było ciekawie, krwiście i aktywnie, a degeneraci dostawali zasłużoną karę za odstępstwa od Kredo Imperium.

Do czasu, aż pojawił się on. Arcyzdrajca, mastermind tej przebiegłej operacji i agitator za śmiercią zgromadzonych tu żołnierzy Imperatora.

https://www.youtube.com/watch?v=VK44YM3Hw5Q

Najpierw, w całkowitej ciszy, pośród troje ludzi - snajpera, kapelana i wikarego - wpadł ręczny odłamkowy granat i prawie natychmiast eksplodował ze zwielokrotnioną mocą, raniąc i obalając klechę i kobietę. Bonitatis ustał na nogach, naszpikowany odłamkami, oszołomiony, ale żyw i gotów do dalszej walki, rwący za automatyczny las-karabin. To był jego błąd. Pomknął ku niemu, dosłownie znikąd, jeden bolt, prawie urywając prawą nogę. Wrzeszcząc z bólu, wikary padł na zmasakrowane kolano i zaczął posyłać serię za serią na oślep. Kolejne trzy bolty zakończyły jego desperackie starania odwetu - pierwszy zniszczył las-karabin i dzierżące go dłonie, drugi urwał prawie pół torsu, a trzeci gładko zmiótł głowę. Szczątki wikarego padły, a śnieg przybrał kolor szkarłatu i sadzy.

Smugi dymu po mikrorakietowych pociskach prowadziły do jednej z zasp, która jakby zamigotała i poruszyła się.

[MEDIA]http://oi58.tinypic.com/28rejnl.jpg[/MEDIA]

Wielka, zadziwiająco pękata sylwetka ruszyła biegiem ku grupie drzew i krzewów, a wielki płaszcz kameleonowy próbował w locie dostosować się do warunków - z miernym skutkiem. W rękach dzierżyła dymiący bolter zwiększonego kalibru.

Sam wygląd i odgłosy wydawane przez tego wojownika przyprawiały o mdłości, zawrót głowy i czystą grozę.

- Kto to jest? To kosmiczny marine? - krzyknął przerażony Adams.

- Na litość bożą, Aniołowie Śmierci zdradzili! Jesteśmy zgubieni! - krzyczał do wtóru Pardus, starając się znaleźć osłonę.

- Odwagi! - nawet głos komisarza był wymuszony i drżący od strachu - Przetrzymaliśmy to wszystko, to strzymamy i niego!

Tymczasem, pancerny kolos wpadł za krzaki, rymnął na glebę i znikł za sprawą swego płaszcza. Cholerne szkolenie i wyposażenie mogły ukryć nawet kogoś takiego za byle zaspą. Nawet nie słychać było pracy serwomotorów, hełmu czy jednostki zasilającej. Jedynie zmieniony przez wokoder szyderczy rechot...

Stalowy 19-03-2014 23:26

Kapelan wydarł się okrutnie kiedy jego przyjaciel i kamrat padł na ziemię. Znienawidzony wróg. Kosmiczny Marine Chaosu. Zabić, zabić heretyka!

Grzejąc z miotacza ognia Magnus pobiegł naprzód ku pozycji chaosyty wykrzykując straszliwe obelgi wobec przeciwnika.

Tymczasem Hanna nie poddała się ani strachowi przed przeciwnikiem, ani furii jaką wywołał w niej jego widok. Przetoczyła się i wymierzyła ze swojej snajperki szukając przeciwnika. Wystrzeliła tam gdzie wydawało jej się znajduje się przeciwnik, ale niestety chybiła.

- Prest granat!

Starszy szeregowy rzucił pierwszego kraka, potem kolejnego obok, nieco dalej.

Einhoff nie myślał... nie zastanawiał się... po prostu zionął zielonym ogniem w stronę krzaków gdzi wpadł znienawidzony zdrajca. Później otoczyła go kolumna ognia.

Silne smugi ognia z drustarowego flamera i einhoffowej psioniki uderzyły w kryjówkę wszetecznego arcyzdrajcy, gwałtownie obracając ją w popiół i gasnąc pośród stopionego śniegu. Zawtórowały im przeciwpancerne granaty Presta oraz mierny w skutkach ostrzał pozostałych członków drużyny - Pardus i Adams strzelali zza swych osłon na wiwat, Brightstar chybiła, a komisarzowi jak na złość zaciął się bolter.

A zdradzieckiego legionisty już nie było na swoim miejscu. Wyłaniał się właśnie zza pękatej sosny, zrzucając z siebie płonące resztki płaszcza cameleoline. Zaraz potem cisnął wzmocnionym granatem Krak prosto za osłonę starszego kaprala Adamsa. Eksplozja była niczym milisekundowy błysk gromu, ale wyzwoliła znacznie większą furię, detonując adamsowy granatnik i jego zapasy amunicji. Z technomata i kaprala nie pozostała nawet mokra plama...

Legionista raz jeszcze zaniósł się rechotem, rychtując swój bolter.

Lucas ruszył na przód, spomiędzy wirującego ognia widać było, że odrzucił na bok broń palną i zacisnął w dłoni kostur, oczodoły czaszki przytwierdzonej do jednego z końców rozbłysły ogniem.

Nie szukał osłony. Ogień jest dosateczną zasłoną i siłą.

Prest odebezpieczył ostatni granat Krak i rzucił w stronę wroga po czym padł na ziemię rychtując do strzału laskarabin.

Rozzłoszczony kapelan ruszył pełnym biegiem w kierunku chaosyty, jednak wiedział że nie zdąży do niego dobiec, dlatego po krótkim sprincie wskoczył za jedno z grubszych drzew i zaczął zmawiać pospiesznie modlitwy prosząc Imperatora o siłę i łaskę.

Za to drużynowy snajper - Hanna Brightstar widząc cel przymierzyła i wypaliła, tym razem z doskonałym skutkiem trafiając prosto w czoło przeciwnika. Niestety nie był to strzał idealny, na przykład w wizjer, który mógłby położyć przeklętego heretyka.

Pardus nie zdołał ogarnąć strachu i dalej krył się za skałą, prując laserami w niebiosa. Diesel też dał nura za osłonę, aby zająć się niesfornym Duchem Maszyny boltera.

Natomiast legionista zaczynał odczuwać skutki wielu ukąszeń, jakimi raczyli go gwardziści. Przestał się rechotać, w zamian za to rzucając mięsem. Porwał za dodatkową lufę - bolterowy pistolet - i wygarnął w stronę nadchodzącego, spowitego płomieniami psykera ile heretecka kuźnia dała. Cztery bolty z pięciu odnalazły swój cel, godząc w ciało Cadianina. Pancerz Flak nie stanowił żadnego oporu, a ciało psykera odniosło straszliwe rany.

Ból... rozrywający ciało ból, ale ból oczyszcza i zapewnia zabawienie... tak samo jak ogień.

Każde trafienie które rozrywało ciało Lucasa skutkowało ognistym odpryskiem tarczy który boleśnie trafiał legionistę pomimo chroniącego go pancerza i nadnaturalnej odporności. Ogień zmesty... ostatni ogień Lucasa Einhoffa.

Po czwartym postrzale ognista zasłona opadła, poraniony psyker zrobił jeszcze kilka chwiejnych kroków po czym padł na ziemię. Przez chwilę ogień tlił się jeszcze w oczodołach czaszki wiszącej przy kosturze który wypuścił z rąk Einhoff.

Prest zklął, gdyby nie padł wcześniej na ziemię rzucił by się na wroga który zabił jego kumpla z nożem lub czymkolwiek co może w teorii zadać rany od razu

Zaczął jednak strzelać do chwili kiedy z dopadł do niego Magnus po czym zerwał się z ziemi dobywając noża i rownież ruszył w stronę wroga.

Hanna zmieniła na selektorze ognia magazynek na zwykły i znów przycelowała w przeciwnika. Znów próbowała trafić w głowę. Tym razem wiązka laserowa wstrzeliła się prosto w słabszą część pancerza - wizjer hełmu.

- Zabiłeś moich braci! Teraz ja... zabiję ciebie... hua hua hua! - wydarł się Magnus szarżując na przeciwnika ze swoim piłomieczem.
Straszliwy cios leciał prosto w głowę przeciwnika. Kapelan był gotów zdjąć ją jednym cięciem.

Pardus w międzyczasie wreszcie okazał odwagę - ale popadł ze skrajności w skrajność, rycząc w młodzieńczej furii ze wstydu i gniewu. Wychylił się zza osłony i cisnął dwoma odłamkowymi granatami, obejmując zasięgiem ich eksplozji Magnusa i legionistę, złączonych w zwarciu - ładunki jednak okazały się zbyt słabe na ceramitowe pancerze szampierzy.

Szarża Magnusa do spółki z precyzyjnym ostrzałem Brightstar wydawały się przeważyć szalę - ale, w momencie krytycznym dla tego wszarza - powietrze wokół niego jakby zgęstniało i zaczęło błyszczeć niezdrowymi kolorami. Słychać było jakby trzask rozrywanego mięsa, giętego metali i pękających kości. W mgnieniu oka wszystko zniknęło, a postrzał, który winien wybić CSMowi oko, i cios piłomiecza, który winien odrąbać mu łeb, poszły wniwecz. Plugawe bogi uratowały swojego wybrańca i dodały mu witalności. Ten ryknął tryumfalnie i błyskawicznie zmienił pełnowymiarowy bolter na długie, bojowe mono-ostrze. Nie użył go jednak, zadowalając się dwoma boltami wystrzelonymi w brzuch kapelana z pistoletu.

Komisarz zaś, mimo doprowadzenia swojego pistoletu do porządku, porwał za piłomiecz i wypadł zza osłony, biegnąc ku walczącym - lecz wciąż będąc za daleko...

- Tylko na tyle cię stać?! Ha?! - huczał Magnus wymachując piłomieczem - Zabiję cię! Zabiję i imię Imperatora! Zdychaj! Zdychaj!

Zasypując ciosami przeciwnika kapelan zdołał go zranić lekko tylko w jego dłoń wytrącając pistolet bolterowy.
Hanna tymczasem zaczęła się przymierzać do kolejnego strzału, mając nadzieję ustrzelić przeciwnika który był wyższy od kapelana.

Rob Prest zgrał swoje natarcie z komisarzem, starając się działać jako zmyłka i odwrócenie uwagi. Chociaż założnie, że nóż chociaż zarysuje pancerz było bardziej niż błędne i na wyrost.

Legionista wściekł się nie na żarty... ale jednocześnie ucieszył się. Oto trafił na godnego przeciwnika, mimo, iż byle śmiertelnego człowieczka. Dźgnął go przeto silnie dwukrotnie nożem, siłą penetrując jego pancerne blachy i zostawiając w ciele głębokie rany. Tylko dzięki wrodzonej i nabytej wytrzymałości, sile woli i bożej opatrzności, Drustar stał na nogach i walczył dalej, mimo obrażeń.

W tym czasie do CSMa dopadli Prest i komisarz Diesel. Ten drugi zamachnął się szeroko piłomieczem, lecz wróg go zwinnie uniknął (acz ledwie) - najwidoczniej Astartes cieszyli się wyjątkową koordynacją ruchów pomimo wspomaganej zbroi. Prest mógł zaś jedynie zarysować tak wspaniały pancerz. W międzyczasie, Pardus również wypadł zza osłony z bojowym okrzykiem, biegnąc na bagnety.

Tym razem Hanna się przyłożyła bardziej. Kolejny strzał trafił prosto w czoło marine chaosu, wypalając dziurę. Niestety była to nieduża rana - przeciwnik był za twardy. Gwardzistka zaklnęła szpetnie i znów zaczęła się przymierzać do strzału.

Z coraz większym ferworem pomimo straszliwej rany kapelan Drustar ciął piłoostrzem raz za razem starając się przebić zasłonę przeciwnika. Zdołał trafić w jego lewicę i przejechać świszczącymi gniewnie zębami miecza po wewnętrznej stronie łokcia, w wyniku czego chaosyta upuścił swój nóż, a jego ręka opadłą bezwiednie z powodu rozszarpanych nerwów i mięśni.

Legionista ryknął z gniewu. Powoli zdawał sobie sprawę z tego, że być może nie strzyma tym niewolnikom Fałszywego Imperatora. Mimo, iż był Kosmicznym Marine Chaosu i stał po stronie Rujnujących Mocy, to jednak nie był fanatykiem czy szaleńcem na miarę Berzerkerów Khorne'a. Nie... był członkiem Legionu Alfa. I zdał sobie sprawę, że uwikłał się samotnie w zbyt trudną potyczkę dla pojedynczego Astartes, nieprzygotowanego do zwarcia z kilkoma wrogami.

Był jednak szybki i zwinny, nawet jak na takiego kolosa. Zamiast porwać za upuszczoną broń czy prać ludzi po pysku, dosłownie usunął się spod warczących piłomieczy i błyszczących noży, aby zastosować niezwykle ryzykowny - ale satysfakcjonująco zdradziecki i morderczy chwyt - dwa granaty Krak. Po jednym na Presta i Drustara. Na takim dystansie nie mógł nie trafić, a eksplozje były na tyle skumulowane, by nie objąć zasięgiem ani jego, ani komisarza, ani Pardusa.

Jedna z eksplozji zmiotła starszego szeregowego gwardzistę Roba Presta - niegdysiejszego opiekuna psykera Lucasa Einhoffa. Nie przeżył - ale zginął w honorowym boju, nie cofając się przed grozą tego behemota i w chwale dołączając do listy poległych Czterysta Dwunastego, tak jak jego przyjaciel i wielu innych.

Kolejna smuga laserowa przedarła się przez powietrze znacząc pancerz na nodze pancernego kolosa rozgrzaną plamką, ale nic poza tym.

Za to Magnus z wściekłym rykiem rzucił się na heretyka.
- Uciekasz?! UCIEKASZ?! TCHÓRZ!
Przeciwnik próbował uniknąć, ale nie był w stanie umknąć przed potężnym cięciem na nogi. Prawa noga kolosa została zmasakrowana przez piłoostrze.

Komisarz i Pardus zawtórowali kapelanowi, szarżując na rycerza Chaosu, jednakże ten bez większych problemów wyminął ich ataki, nie zważając na coraz gorsze rany. Jego nadludzka fizjonomia, implanty oraz Duchy Maszyny pancerza dawały mu dość kopa, aby walczyć niczym diabeł. Widać to było jak na dłoni... i budziło respekt nawet w pogrążonym w furii umyśle Drustara. Wytrącił komisarzowi piłomiecz z ręki, odrzucając go na dobre kilka metrów, zaś Pardusa przerzucił przez ramię jak szmacianą lalką - po czym przeszedł do błyskawicznego kontrataku na wciąż uzbrojonego kapelana.

- ZA IMPERATORA!

A ten okrzyk na ułamek sekundy swoim bezsensem, ironią i podobnymi uczuciami zachwiał tak komisarzem, jak i kapelanem. Dość długo, by wyjebać klerykowi z partyzanta i poprawić szybką dwójką, wspomaganą przez serwomotory pancerza.

Z dwojga złego, ten wojownik wolał wybrać śmierć z honorem, niż hańbę rejterady. A jeśli zabrałby więcej słabeuszy do grobu ze sobą - tym lepiej dla niego i jego bóstw...

Ciosy były potężne, jednak i one nie zdołały powalić kapłana. Był godnym przeciwnikiem dla heretyka, który chociaż miał mniej wytrzymałości i sił to jednak nadrabiał to hartem ducha. Kolejne dwa ciosy, jeden doszedł, ale prawa ręka przeciwnika padła w śnieg, a z kikuta zaczęła tryskać krew.

Komisarz odsunął się o krok i wymierzył z boltera, lecz w ferworze walki wystrzelony pocisk chybił o włos. Legionista natomiast, ledwo żyw, zdecydował się na jedyny pozostały mu krok, aby nie zostać zakłutym przez człowieka - wolał sam odebrać swój żywot... i zabrać kogoś ze sobą.

- Vae victis... - wycharczał, po czym rzucił się na kapelana. Piłomiecz rozorał mu bok i wyszedł przez nerkę z drugiej strony, łamiąc zęby i przeciążając silnik broni. Swoim ciężarem, umierający zdrajca przywalił Drustara niczym kamienna kolumna. A potem eksplodował - czy to granaty, czy amunicja, czy plecak zasilający, czy też coś bardziej mrocznego... albo nawet i mieszanka tego wszystkiego.

Wystarczyło, by zostawić z obydwu walczących jedynie niedopałki i miotnąć ciężko poparzonymi ocalałymi - Pardusem i Dieslem - na kilka metrów.

Na tym polegała służba dla Imperium. Służba w Imperialnej Gwardii. Na poświęceniu. Gwardziści i ich towarzysze żyli dla Boga-Imperatora i jego wizji, broniąc własną piersią Domeny Ludzkości. Także i tym razem odnieśli oni pyrrusowe zwycięstwo - ale jednak. Żadna cena nie była dość wysoka, aby odepchnąć ciemność na kolejny dzień. A stratę Astartes-zdrajcy wrogowie mieli odczuć dotkliwie...

Micas 19-03-2014 23:43

Po upadku spaczonego kolosa, zadufanego w sobie super-wojownika i znienawidzonego arcyzdrajcy, sprawy potoczyły się szybko jak burza. Wieści o śmierci Kosmicznego Marine Chaosu błyskawicznie obiegły obydwie strony barykady, powodując załamanie morale u Chaosytów i dokładną odwrotność u Imperialistów. Siły Arcywroga poczęły się wycofywać, uciekać w panice, poddawać lub walczyć do ostatniej kropli krwi. Być może napsuliby więcej krwi lojalistom, a część z nich uciekłaby aby walczyć dalej w przyszłości, gdyby nie napływ nowych kombatantów.

Pod wodzą pułkownika Garreta Rusha, lwia część (a przynajmniej ta, która ocalała z pogromu) Czterysta Dwunastego uderzyła z flanki na wycofujące się siły Chaosu - z całym dobrodziejstwem inwentarza. Artyleryjski ostrzał ze strony imperialnych Bazyliszków wprowadził zamęt w szeregi wroga, a szybkie Sentinele i Hellhoundy zgotowały wrogim pojazdom i piechocie istne piekło. Potem do akcji wkroczyły masy piechoty, między innymi za pomocą transporterów typu Chimera, wspierane przez kilka standardowych Leman Russów, oraz gwóźdź programu i asa pik w cadiańskim rękawie.

Baneblade Hill 491 by ARKURION on deviantART

Chaosyci, pogodziwszy się z koniecznością walki do ostatka, próbowali dać Imperialistom odpór, jednakże Cadianie nie dali się i wjechali w strzaskane wrogie szyki jak w masło. Podczas gdy część gwardzistów bezlitośnie ostrzeliwała Chaosytów z broni ręcznej i ciężkiej, pod czujnym okiem komisarzy i ze wsparciem bitewnych psykerów, inni rzucili się do walki wręcz, wiedzeni przez fanatycznych kapelanów i kilka drużyn potężnych ogrynów. Z flanki uderzyli natomiast Kasrkini, ścinając jak łany zboża tuziny kultystów i trepów za pomocą szybkostrzelnych hellgunów, plazmy i granatników.

Nie minęła następna godzina, a bitwa była wygrana. Tylko nielicznym przeciwnikom udało się wydostać z okrążenia - a jeszcze mniej umknęło pościgowi.

Czterysta Dwunasty oraz ich towarzysze z IN i Harakonu, byli u progu anihilacji - lecz dzięki zajadłości, dyscyplinie i bohaterstwu, oraz za cenę dużych strat, udało się odegnać widmo całkowitej klęski i przekuć tragedię tego dnia w chociaż minimalny sukces na jednym odcinku planetarnego frontu.

Starszy szeregowy Rickard Pardus i starsza szeregowa specjalistka Hanna Brightstar, za chwalebny udział w wybronieniu regimentu przed zniszczeniem zostali awansowani na kaprali. Wszyscy troje zaś, z komisarzem Dieterem Dieselem, otrzymali kolejne medale za odwagę. Jednakże dla tych, którzy wiedzieli czego szukać, te medale były zdecydowanie bardziej prestiżowe i wyjątkowe - opatrzone niewielkim motywem srebrnej czaszki. Ordery Tajemnego Zakonu Świętego Meleum. Przyznawane tym, którzy stanęli naprzeciw arcyzdrajców, Kosmicznych Marines Chaosu, zachowali swoje żywota i honor - i ubili abominacje.

Następne dni i tygodnie przyniosły stabilizację na Bront. Wrogowie, mimo posiłków spoza systemu, nie byli w stanie zająć większości brontiańskich kopców. Rozbitkowie z orbity połączyli się z siłami obrońców i brali aktywny udział w pozycyjnych walkach wokół miast i kompleksów przemysłowych. Masywne makrodziała obronne, sieci wieżyczek przeciwlotniczych i mocne tarcze energetyczne dały odpór bombardowaniom i zmusiły wrogie okręty kosmiczne do relokacji w rejon zdruzgotanego księżyca.

I wraz z upływem dwóch miesięcy od zakończenia Operacji Moonbreaker, wojna na Bront pogrążyła się w stagnacji. Przez blisko dziewięć lat krwawej wojny pozycyjnej, przemysłowo-militarna planeta została prawie doszczętnie zrujnowana, a całe pokolenia zdziesiątkowane przez starcia zbrojne, choroby i głód. Część kopców i większość innych ośrodków zostało zniszczonych w trakcie walk, a całe regimenty biorące udział w obronie zostały uznane za rozbite. W końcu jednak, w roku 827.M41, doszło do wydarzenia, które w kronikach calixiańskich zwane jest "Bitwą o Bront" - była to masywna operacja wojskowa, potężna fala posiłków dla imperialnych obrońców, która zmiotła nędzną flotyllę Arcywroga i doprowadziła do wielkiej batalii o najważniejsze regiony planety. W owym potężnym konflikcie, siły Chaosu zostały strzaskane i rozpędzone na cztery wiatry. Do końca roku, ostatnie ich niedobitki zostały odszukane i wybite. Bront był wolny, lecz cena, jaką za tą wolność zapłacił, była dlań prawie ostateczna.

412 Cadiański w toku Operacji Moonbreaker, późniejszej katastrofy, walk o tajgę, dalszych dziewięciu lat wojny w okopach i pośród ruin, oraz wreszcie znamiennej Bitwy o Bront, utracił blisko siedemdziesiąt procent stanu ogólnego. Po wyzwoleniu planety został pospiesznie uzupełniony tak o rekrutów dowiezionych z Cadii, jak i weteranów kilku innych rozbitych jednostek Shock Troopers. Następnie wziął udział w dalszych walkach, bywając praktycznie w sercu huraganu przez ostatnie trzy lata Calixiańskiej Wojny z Chaosem - bijąc się o górnicze światy Obrębu Golgenna, stołeczny świat Scintilla, buntownicze Siedlisko 228, czy wreszcie ostateczne starcie na cmentarnej planecie Granithor, gdzie potęga Calixiańskiej Czarnej Krucjaty została złamana, a jej liderzy dali szyje pod katowskie topory.

Podczas tych lat, 412 był jeszcze uzupełniany dwukrotnie - raz po krwawych walkach o jedną z górniczych planet, drugi raz zaś tuż po wojnie, kiedy naczelne dowództwo zmuszone było połączyć Cadian i ich auksylariuszy z innym, jeszcze gorzej zmaltretowanym, obcym regimentem. Czas miał pokazać, czy ta nietypowa decyzja przyniesie korzyści.

Albowiem pomimo zwycięstwa na Granithor i śmierci lordów Chaosu, część zaprzańców Rujnujących Mocy zbiegła na zapadły, prawie zapomniany, odległy świat, który od dziesięcioleci pogrążony był w wojnie domowej. Malice, tak brzmiał ponury przydomek tej planety. Tamże, Chaosyci zbiegli i kontynuowali swą Długą Wojnę. Tamże też polecieli za nimi Imperialiści, łaknący pomsty za obrócenie serca Calixis w ruinę.

A na czele pogoni, ramię w ramię z mściwymi i wściekłymi Calixianami, szli Cadianie z Czterysta Dwunastego.

Ponieważ dla imperialnego gwardzisty, wojna nigdy się nie kończy.

https://www.youtube.com/watch?v=H-6dKVNt1C4

+++ KONIEC +++


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:47.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172