Ha! Dzięki Imperatorowi! W duszy Magnus radował się, że jego "prośba" została wysłuchana. Jego oblicze ani drgnęło kiedy stał w pozycji zasadniczej (przynajmniej starał się taką trzymać), ale czuł wielką radość. Zdziwiło go to nawet trochę, że pomoc gwardzistce wywołało u niego taką euforię. Czyżby ten cholerny Bonitatis znów miał rację? Na wspomnienie o nim Magnus skinął lekko w kierunku oficera swoją łysą głową w geście docenienia za pamięć o wikarym. Turbodiesel mówił z sensem, treściwie i z poszanowaniem wszelkich zasad retoryki, a jego słowa miały moc dodawania pewności siebie, jednak Drustar wątpił, aby po tych wszystkich walkach dalej tego potrzebowali. Wiedzieli ile są warci i słowa Komisarza prędzej mogli odebrać jako wyróżnienie czy honor. - Sir. - rzekł Magnus unosząc lekko dłoń - Prócz podstawowych danych astromancyjnych o obiekcie w tym o siłach przyciągania, topografii miejsca w którym mamy dokonać desantu oraz wykrytych w tamtym obszarze stanowisk przeciwnika dobrze by było również, abyśmy zapoznali się z wytyczoną dla naszego oddziału trasą... W pewnym momencie kapelan przerwał, a jego twarz ściągnęła się w wyrazie zamyślenia. - Sir, jeżeli się mylę to proszę mnie poprawić, obecność w drużynie Gwardii Imperialnej stosunkowo dużej liczby... osób o specjalnych kompetencjach... - tutaj kapelan spojrzał na psykera i komisarza - kwalifikuje nas do zadań szczególnej wagi. Czy tak będzie i w naszym przypadku? Drustar aż drżał wewnątrz aby usłyszeć odpowiedź na pytanie. To by było coś co zwykł przeżywać w czasie bitew u boku Rogue Tradera... W jego oczach pojawiły się błyski, choć kapelan starał się bardzo panować nad rosnącą ekscytacją. |
Mysza spięła się jakby chciała unieść dłoń. Mara niemal natychmiast pochyliła się do przodu jakby chciała zasznurować but i strzeliła młodą gwardzistkę łokciem w splot słoneczny, skutecznie odwodząc swą podopieczną od zwracania uwagi. - Mówiłam, żeby się nie wychylać, czy nie? – szepnęła w stronę swoich butów, zezując w stronę młodej gwardzistki. - Od zadawania pytań są starsi, mądrzejsi i wyżsi rangą. Jak chcesz się pytać o pierdoły to ich, a nie szarz, ty za młoda i za głupia żeby chociaż wiedzieć o co można pytać żeby nie podpaść. Pamiętaj, że nie narażasz tylko swojego tyłka. Jasnowłosa gwardzistka tylko skinęła głową zaplótłszy ręce na bolącym miejscu. Mara zerknęła czy nikt nie zauważył całego zdarzenia ale albo okazała wystarczający stopień dyskrecji albo nikt nie uznał by warte było uwagi. Zastanowiła się więc nad sytuacją, Diesel uznał ich za skutecznych i użytecznych co oznaczało, że nie czeka ich już, zwykła żołnierska robota, „nakopać wrogowi i zająć teren”. Teraz mieli „być pod ręką” więc pewnie czeka ich wsparcie szturmu, prawdopodobnie łamanie punktów oporu, walka w ruinach i ciasnych pomieszczeniach o cele szczególnej wartości. Co oznaczało również odpowiednie siły wroga które trzeba było usunąć. Odczekała na odpowiedzi na pytania pozostałych nim zadała swoje. - Sir, jeśli to nie tajne, jakiego rodzaju infrastruktura była obecna na księżycu? Archiwa, fabryki, kopalnie, kopce, chodzi mi głównie o możliwe punkty oporu pod powierzchnią. Czy jest szansa na wsparcie ogniowe? *** Po odprawie udała się do zbrojowni, oparła łokcie na blacie i wesoło zagadnęła zaopatrzeniowca. - Mara Ferris, trzecia zmechanizowana, przydzielili nas pod rozkazy Diesla więc chciałam się upewnić czy wszystko w porządku z przyznanym mi karabinem plazmowym. – podała dokumenty przydziału. - Zaraz sprawdzę. – powiedział mężczyzna zaglądając na zaplecze. Po chwili wrócił z formularzem. - Wszystko w porządku, Techkapłan mówił, że wystarczyły zwykłe rytuały błogosławieństwa i oczyszczenia. Podpisz tutaj. – pokazał palcem raport z przeglądu, Mara zdołała przeczytać krótką notkę pochwalającą stan wydanej broni przy zwrocie. Niby drobiazg ale w świecie urzędników Munitorium mógł stanowić o wydaniu sprzętu lub wysłaniu raportu dyscyplinarnego do komisarza. - Tak przy okazji, macie teraz wyższy priorytet zaopatrzenia, jako jednostka dołączona do dowództwa. Mamy tu dwa zestawy „wentyli”, celowniki laserowe i kilka optycznych kompatybilne z twoim karabinem, osobiście odradzam „wentyle” o ile nie lądujecie na Bront. W pustce i tak będzie łatwo pozbyć się nadmiaru ciepła. Zaznacz na tym formularzu co wybierasz, nie, tu niżej, tak tu, i jeszcze dwa podpisy tu i tam koło pieczęci Mechanicus. W porządku czyli celownik laserowy, wz. Korbeth, dobry model, zamontujemy go przed zrzutem i skalibrujemy. Będzie zrobione przed następną zmianą wachty. - Ekhm, przepraszam za ciekawość ale co się stało z poprzednim oficerem zaopatrzenia? – spytała Mara zaskoczona łatwością rozmowy i niespodziewanym prezentem w postaci celownika. Cóż, im bliżej szarży tym o wszystko łatwiej, łącznie ze zgonem, jak mówiło jedno z gwardyjskich powiedzonek. - Gunnerson? – zapytał mężczyzna. – Diesel się na niego wkurzył, za tą przesadną papierkologię i przeniósł go do oddziału liniowego. - Że jak!? – Mara niemal krzyknęła z niedowierzaniem. – Służba liniowa? To możliwe? - Jasne. – powiedział mężczyzna. – Najpierw karnie zwolnił go z Munitorium, w końcu Komisariat to gałąź tej służby, a potem powołał się na wytyczną Terry sprzed półtora wieku, pozwalająca mu na przymusowy zaciąg obywatela Imperium w warunkach kryzysu i wcielił do oddziałów liniowych. Z tego co słyszałem Gunnerson posrał się podczas szturmu na stację kiedy zaatakowali ich fanatycy. - Jak? W kombinezon? – spytała z niedowierzaniem Mara. - Dokładnie. – zaśmiał się zaopatrzeniowiec. – Musieliśmy spalić ten kombinezon, Gunnersona zresztą też, poza klockiem bojowym zaliczył paragraf 3689 i 9541. - Niewykonanie bezpośredniego rozkazu i atak na wyższego rangą oficera? – powiedziała z niedowierzaniem po chwili kojarząc numery, oba przewinienia karano śmiercią. - Aha, olał rozkaz do natarcia, zdzielił kolbą sierżanta i zaszył się w jakimś kącie. Potem kisił się całą bitwę, aż usłyszał ogólny rozkaz do powrotu, jakoś dostał się do śluzy po czym stracił przytomność struty własnym smrodem. Obsługa śluzy zdążyła ponoć tylko rozszczelnić jego kombinezon i się zdrowo pośmiać a tu wpada sierżant i odstrzelił go na miejscu, na marginesie unikaj śluzy czternastej na bakburcie Nuntiusa, nadal śmierdzi jak latryna trafiona moździerzem. Diesel się wnerwił ale reszta oddziału potwierdziła słowa sierżanta, więc skończyło się na pochwale. A mnie tymczasowo przeniesiono do zbrojowni. - Cholera, jak by nie patrzeć sam na to zarobił, - pokręciła głową. - coś mi mówi, że ta historia prędko nie wypadnie z obiegu. – Mara wyprostowała się zbierając do wyjścia. - Dzięki za opowieść i całą resztę, Imperator chroni. - Imperator chroni, skopcie im tyłki. |
Kapelan siedział w cadiańskim grajdole i subwokalizował cicho modlitwy do Imperatora w jednej ręce ściskając księgę pełną świętych tekstów, w drugiej zaś swoją namaszczoną handkanonę. Głos jego był opanowany i spokojny, jednak Magnus starał się jak mógł aby przekazać to pozostałym gwardzistom. W końcu wychylił się minimalnie i bardzo dokładnie celując zaczął strzelać do kolejnych chaosytów. - Jam jest Głosicielem Słowa Twego. Jak jest Nosicielem Słowa Twego. Jak jest Narzędziem Gniewu Twego... - mamrotał niczym mantrę kapelan oddając kolejne pojedyncze strzały. Spojrzał w końcu na pozostałych. - Na kości Świętego Drususa! Z życiem! Żwawiej! Nie pozwólmy ani chwili dłużej heretykom kalać domeny Pana naszego! Więcej! Więcej ołowiu i lasera dla zwyrodnialców! |
Nie wiele przygotowań trzeba było przeprowadzić, pobranie sprzętu to standardowa procedura. Lucas nie czuł potrzeby dobierania innego sprzętu ponad ten co im wyznaczono - jego umiejętności pozwalają radzić sobie bez nadmiaru kilogramów które trzeba ze sobą nosić - a Prest czuł się pewnie z tym co miał, wymienił tylko amunicję w pistolecie na bardziej stosowną na warunki próżni. Oczywiste było, że szybko napotkają na swojej drodze opór, nie ważne jaki on będzie zostanie on przełamany na chwałę Imperatora. - Puszek, wiesz co robić. Lucas machnął ręką w stronę chaosytów, Prest wychylił się posyłając kilka smug w stronę przeciwników po czym zanurkował za osłonę meldując. - Złapiesz na pewno jedno z tych gniazd, pal! Lucas odetchnął, wychylił się zza osłony na tylko aby widzieć swój cel, dostosowane do próżni czy nie, jakiś ślad do podpalenia zawsze się znajdzie i taki był plan psykera, jeśli sztuczka z amunicją nie poradzi zawsze można podpalić powietrze wewnątrz skafandra ludzi operujących sprzętem i to jest plan awaryjny. |
Ponad czterdziestu siepaczy spod znaku róży wiatrów próbowało dobrać się do pozycji cadiańskiej drużyny, zasypując ją gęstym deszczem światła i ołowiu. Przemieszczali się skokami, od krateru do skały, coraz bliżej. I zaczynali ponosić straty. Drustar, Ferris, Mysza, Alma, Prest, Pardus i Clayton generowali pojedyncze, precyzyjne promienie laserowe ze swych rusznic, raniąc, przygważdżając lub zabijając kolejnych narwańców. Również kapral Adams zdecydował się odstawić swój bębnowy granatnik, do rąk biorąc swój nowy przydziałowy las-karabinek. Komisarz i sierżant natomiast ograniczyli się do siedzenia na dupie - nie mieli odpowiedniej broni do prowadzenia walki ogniowej na tym dystansie. Sytuacja drastycznie pogorszyła się, kiedy stubber i boltery zogniskowały ogień ciągły na pozycjach Gwardzistów, zmuszając ich do krycia się w swojej norze. Dało to Chaosytom czysty strzał na oflankowanie ich. Redd spostrzegł się w porę i zastosował nietypowy manewr - skupił wszystkich swoich podkomendnych na dnie krateru, plecami do siebie. Jak u zwiniętego staroterrańskiego jeża, z każdej strony tego ścisku wystawały lufy laserów. Kiedy tylko wrogowie pojawili się ponad krawędziami krateru, padali od szybkiego i intensywnego ostrzału. Kiedy tylko tych kilku głupców zginęło, Redd wydał rozkaz do natychmiastowego zajęcia wcześniejszych stanowisk, korzystając z luki w ostrzale wrogiej broni ciężkiej. I wtedy właśnie zabłysło dwoje Cadian - specjalistka Brightstar i psyker Einhoff. Ta pierwsza zaczęła zdejmować pojedynczymi, silnymi smugami kolejnych operatorów wrogiej broni wsparcia. Ten drugi likwidował gniazda, za pomocą swej piromancji detonując zapasy amunicji. Nawet nie zdążyli się zorganizować i ponownie ostrzelać. W mniej niż minutę wszystkie gniazda były tylko mieszaniną potrzaskanego złomu i postrzępionych ścierw. Chaosiarze zaczęli się wycofywać, ale nie uciekli za daleko - dwie kolejne drużyny Gwardzistów przetoczyły się po nich jak walec po asfalcie. W całym sektorze Screo Cadianie konsolidowali swoje siły i skutecznie odpierali desperackie, niemrawe kontrataki wroga. W ciągu kwadransu od wylądowania, poszczególne kompanie uderzyły na zbocza krateru. Drużyna "Turbodiesel" ruszyła wraz z resztą swojej jednostki na północ, ku najwyższym i najbardziej stromym zboczom krateru. Jak się okazało, część archiwów Administratum musiała przetrwać - a wraz z nimi "galeryjki widokowe" (po prawdzie to obwarowane strażnice). Właśnie stamtąd nadeszła gęsta nawałnica ognia - kolejny ciężki stubber i trzy ciężkie boltery. Kompania została przygwożdżona i zaczęła ponosić swoje pierwsze straty. Próby ostrzału wrogich pozycji z broni ręcznej się nie powiodły, tak samo jak moce Einhoffa. Kapitan i Komisarze zrezygnowali mimo to z szarży, wzywając w to miejsce wsparcie ze strony wciąż operujących w rejonie promów. Te bez większych problemów rozłupały skałobeton wrogich bunkrów za pomocą autodziałek i wypatroszyły wnętrze dziesiątkami ciężkich boltów. Cadianie wspięli się po zboczach i spenetrowali ruiny, dostając się do podziemnego kompleksu. Od razu okazało się, że poruszanie się po nim było koszmarnie utrudnione. Mnóstwo sekcji było zrujnowanych eksplozjami lub strawionych pożarami. Mapy okazały się być nieprzydatne - wiele sekcji było przebudowanych przez okupanta lub zawalonych przez wstrząsy powstałe po bombardowaniu. Nie było hermetyzacji ani prądu. Natomiast był wróg. Blisko czterdziestu kolejnych milicjantów i Gwardzistów wroga kryło się pośród ruin, narożników korytarzy, opuszczonych pomieszczeń, klatek schodowych, wind, tuneli serwisowych i barykad, pospiesznie usypanych z gruzu. Przez blisko trzy godziny Cadianie czyścili to miejsce, ponosząc przy tym pewne straty. Na szczęście, nikt z ludzi Redda i Diesla nie zginął ani nie odniósł ran. Kompleks został wyczyszczony po brutalnych starciach close quarters, nierzadko na pistolety i noże. Straty 3 Kompanii od początku tej operacji urosły do blisko dziesięciu poległych i piętnastu rannych. W tym czasie, Miecz Imperatora zdobył absolutną dominację w przestworzach. Nie zagrażały już mu żadne maszyny ani statyczna obrona. Wspólnie z Cadianami aktywnie wsparł Armagedońców, którzy mieli problemy z opanowaniem sektora Armatus i zaczęli ponosić niepokojące straty w ludziach i pojazdach. Reszta 412 Regimentu zajmowała właśnie ostatnie pozycje Arcywroga na skraju sektora Screo. Na południu, w sektorze Ferus, Harakończycy szybko i efektywnie (oraz, ani chybi, efektownie) dokańczali swoje sprawy. Na północy, w Atticus, trzy brontiańskie regimenty dosłownie rozszarpywały na strzępy swoich wrogów, pogrążeni w nienawiści przez to, co Arcywróg robił z ich rodzimym światem. Drużyna "Turbodiesel" nie brała udziału w tych walkach. Otrzymała inne rozkazy. Kiedy tylko pomogli swoim wysprzątać podziemia, zostali zabrani przez lądownik Aquila na jednym z podestów lądowniczych i odtransportowani na skraj krateru Pectus - najsilniej obwarowanego, najgłębszego i najmniejszego z kraterów, szturmowanego już przez awangardy Brontian, Armagedońców i Cadian. Tamże, korzystając z hekatomby, jaką pojazdy IN i IG sprawiły obrońcom, prześlizgnęli się do wielkiego tunelu wykopanego w zboczu. Tunelu, który prowadził do serca Pectus. Wystarczająco dużego, aby Aquila mogła się bez problemu w nim poruszać. Lecz nie na długo. Szczęście drużyny specjalnej się wreszcie wyczerpało. Spomiędzy kłębów kurzu, spowijających to miejsce, wyleciała rakieta typu łowca-zabójca, bezbłędnie trafiając w kokpit. Eksplozja rozerwała cały przód maszyny. Cadianie niechybnie zginęliby wszyscy, gdyby nie łut szczęścia - maszyna zeszła na bok, uderzając o półkoliste sklepienie tunelu i "zsuwając" się po ścianie na bok, aż grzmotnęła o asfalt jezdni i galeryjkę dla pieszych. Obyło się bez poważniejszych obrażeń. Gwardziści zaczęli się gramolić z wraku, kiedy ujrzeli wyjeżdżający z tumanów pojazd. To był najprawdziwszy superciężki czołg. Baneblade. Z tyłu tej przerażającej, upstrzonej agresywną symboliką Chaosu, splugawionej przez hereteków maszyny zauważyć można było stelaż po pojedynczej rakiecie typu H-K. To ten skurwiel strącił lądownik Cadian. - Wynocha! Wypad z wraku! Wypierdalać! - ryczał Komisarz, pomagając ostatnim oszołomionym żołnierzom wydostać się z rozbitej Aquili. W tym czasie Redd wyjął swojego asa z rękawa - rakietnicę wz. Locke, załadowaną rakietą Krak. Odpowiednio wymierzona przez doświadczonego strzelca, mogła z tej odległości unieruchomić tego molocha, zmasakrować lub oszołomić załogę albo nawet rozwalić cały pojazd. Mogła. Wyrzutnia plunęła ogniem. W mgnieniu oka rakietowy pocisk pomknął, zostawiając za sobą gęstą smugę czerni. Uderzył idealnie - prosto w łączenia między wieżą a korpusem czołgu, eksplodował i... ...nic się nie stało. A raczej stało się całkowicie nieprzewidziane - potężna, kumulowana głowica grzmotnęła nie na pancerzu pojazdu, tylko na trzaskającej wyładowaniami, błękitnej tafli energii. Baneblade był wyposażony w jakiś generator obronnego pola energetycznego. Redd stanął jak wryty, pierwszy raz spotykając się z taką sytuacją. Alma rzuciła się na niego, obalając na asfalt. Rakietnica i zasobnik z rakietami wypadły mu z rąk, upadając kilka metrów dalej. W zamierzeniu, desperacki krok sanitariuszki miał ocalić sierżanta. Plan ten nie wypalił. Operator cekaemu przy górnym włazie był bezlitosny. Wymierzył i wypuścił długą serię wielkokalibrowych pocisków, które dosłownie zmasakrowały Mardocka Redda i Almę Vostroyankę. W tym czasie, główna armata wymierzyła we wrak, w okolicy którego wciąż zataczali się oniemiali żołnierze Imperium. - PADNIJ! Wrodzona i wpojona żelazna dyscyplina uratowała życie Cadianom. Padli natychmiast w kontrolowany sposób. Sekundę potem, potężna haubica wypaliła, niszcząc w drobny mak to, co zostało z uziemionego lądownika. Zaraz potem odezwały się dwa podwójne ciężkie stubbery z bocznych przyczep pojazdu oraz frontalny podwójny ciężki bolter. Ta nawałnica ognia musiała kogoś trafić - padło na szeregowego Gerolda Claytona. Najświeższy nabytek drużyny. Najświeższy trup. Bolty i kule przerobiły go na krwawy ochłap - ale pozostałym udało się uniknąć śmierci, kryjąc się na galeryjce dla pieszych, w zagłębieniach serwisowych czy pośród zwałów gruzu i złomu powstałych po bombardowaniach orbitalnych. Szybka, trzeźwa obserwacja wroga upewniła Cadian, że to nie był wcale prawdziwy Baneblade, a jedynie jego marna, heretechniczna imitacja. Rozbudowany (i obudowany) Leman Russ albo Malcador. Przyczepy boczne wyposażone w podwójne ciężkie stubbery - nie tak groźne jak boltery prawdziwego BB. Frontalny podwójny ciężki bolter. Cztery wielkokalibrowe ciężkie stubbery, zapewne chłodzone cieczą - jeden na wieży, z odsłoniętym operatorem; dwa w gniazdach, gdzie normalnie powinny być las-działka; czwarty i ostatni obok lufy głównego działa. Ciężki moździerz zamiast działa Demolisher w płycie czołowej. Główne działo natomiast było zwyczajnym "działem bitewnym" o zwiększonym kalibrze. Daleko mu było do potężnych armat plujących pociskami o dodatkowym napędzie rakietowym, jakie standardowo na wyposażeniu miały prawdziwe Baneblade'y. Był to tani zamiennik... ale nadal spełniał swoją funkcję. Był to superciężki czołg. Chroniony potężnym polem energetycznym. Uzbrojony w mnóstwo broni przeciwpiechotnej. Grubo opancerzony. Wyposażony w auto-wyrzutnie... pewnie nie tylko z petardami dymnymi. A Cadianie nie mieli wsparcia - reszta sił Imperium dopiero walczyła o wejście do tunelu... gnając przed sobą wycofujących się Chaosytów. Między młotem a kowadłem. Z jedną wyrzutnią rakiet, granatnikiem, garścią granatów ręcznych, karabinem plazmowym i bronią ręczną. W dziewięciu chłopa. Naprzeciwko superciężkiego pojazdu bojowego. Tą kupę złomu trzeba było ugryźć bardzo dokładnie, bardzo precyzyjnie, bardzo ostrożnie. Była na to jedna szansa. Nawet teraz, Baneblade okrywał się zasłoną dymną z auto-wyrzutni i otwierał ogień z blisko dziesięciu cekaemów, przygważdżając Cadian rozsianych po całej szerokości tunelu. Chyba nigdy w historii Imperium maksyma "zwycięstwo albo śmierć" nie miała mocniejszego wydźwięku... |
- Mam pomysł tylko będę potrzebował odwrócenia uwagi strzelców. Powiedział psyker chowając się za osłoną. - Imperator może nas szybko powitać u siebie jeśli ten manewr się nie uda ale jeśli zadziała będziemy mieli o czym opowiadać. Jak jeszcze trochę podjedzie musicie odwrócić uwagę wtedy spróbuję przeczołgać się pod podwoziem na druga stronę i wykurzyć heretyków ze środka.. - To samobójstwo - rzucił Prest. - Dlatego wszyscy spróbujemy rozpraszając się i przy odrobinie szczęścia komuś się to uda. Mamy zgodę ? Zapytałem patrząc na komisarza. |
- Drań postawił zasłonę dymną. Ani my dokładnie nie widzimy jego, ani on nas. - zawołał Magnus starając się zejść z linii ognia i schować się za jakąkolwiek osłoną. Był weteranem wielu bitew, ale nigdy nie znalazł się w tak paskudnej sytuacji. - Użyjmy broni mniejszego kalibru, aby przeładować pole! Jak najwięcej strzałów, najlepiej w kierunku gniazd broni! Kiedy zejdzie trzeba upierdolić te przeklęte boltery i stubbery! I jedną rakietę posłać w główną wieżę , tak conajmniej! |
- Lepszy pomysł niż ten twój Einhoff. - odparł Prest. - Można je połączyć, jeśli przeładujemy pole i uda nam się zadać jakieś uszkodzenia i może zdjąć niektórych strzelców to wtedy można spróbować mojego manewru. Od czegoś trzeba było zacząć więc zarówno Prest i Einhoff zaczęli ostrzał. Ten drugi posłał też serię ognistych pocisków kiedy nadarzyła się okazji i pole dało znać że odrobinę słabnie. |
Cadianie nie tracili czasu. Plan został natychmiast przyjęty przez Komisarza (który przejął dowodzenie po śmierci sierżanta). Wdrożyć go w życie było jednak trudno. Czołg posiadał potężną przewagę w sile ognia i ilości luf plujących nieprzerwanymi strumieniami kul i boltów. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=VglqceqKQF4[/MEDIA] Na każdą serię kul wystrzelonych z jednej z luf czołgu padała odpowiedź ze strony jednego z Gwardzistów - pojedyncza, podwójna, czasem potrójna smuga czerwonego światła. Nie miały one szans uczynić Baneblade'owi żadnej szkody, mimo iż statystycznie jedna na cztery przebijała się przez pole energetyczne, aby uderzyć w pancerz. Wreszcie, tama puściła. Jedna z bardziej fartownych smug musiała sprawić jakiś rodzaj bólu czy niemocy dla Duchów Maszyny przebywających wewnątrz generatora pola, gdyż te zaskwierczało, zadymiło i puściło kilka łańcuchów wyładowań. Przepaliło się, a tafla energii otaczająca pojazd natychmiast się rozwiała. Na krótką chwilę, załoga machiny przestała strzelać, jak gdyby oszołomiona faktem utraty dodatkowej osłony. Najgorzej odczuł to odsłonięty operator przy włazie. Miotał się, a jego kombinezon próżniowy ściemniał momentalnie. Najwidoczniej znikające pole energii musiało coś uszkodzić. Cadianie tylko na to czekali. Kilkanaście promieni laserowych permanentnie uciszyło strzelca. Snajper Brightstar za pomocą dwóch grzejników odkształciła lufę jednego z górnych cekaemów. To wystarczyło, by przy następnej próbie wystrzelenia wielkokalibrowych, próżniowych pocisków, lufa powyginała się w co najmniej dziwne kształty. Mara Ferris zneutralizowała drugi z cekaemów za pomocą krótkiego, precyzyjnego i silnego strumienia plazmy, roztapiając nasadę lufy. Baneblade nie ostrzegł swojej załogi - jego Duchy Maszyny były nieliczne, tępe i ograniczone. Strzelec próbował, tak jak jego kolega, wznowić ogień - jedyne co zrobił, to rozchlapał wszędzie dookoła stopioną stal i kawałki lufy. Rob Prest wciągnął za osłonę porzuconą wyrzutnię rakiet i zasobnik z amunicją, po czym zaczął ładować nową głowicę Krak. Kapral Adams czym prędzej obszedł pojazd dookoła, w rękach ściskając swój bębnowy granatnik. Za pomocą dwóch jako tako wymierzonych Fragów zmiótł z góry truchło strzelca, jego cekaem i otwarty właz. Kolejnymi granatami zasypał czołg od tyłu, rozwalając jakieś bibeloty i dodatki, lecz nie czyniąc żadnej szkody wozowi ani jego załodze. Pozostali próbowali powtórzyć sukcesy gwardzistek, z miernym skutkiem. Grzejniki wystrzelone z las-karabinów i laspistoletów nie miały takiej siły ani precyzji jak te wystrzelone ze snajperki Hanny czy plazma Mary. Próby psionicznych ataków ze strony Einhoffa spotkały się z lepszym "przyjęciem" - chociaż nie mógł zmaterializować ognistych kul przy braku powietrza, to mógł skoncentrować się i puścić swoją popisową sztuczkę - zapłon amunicji. W ten sposób zlikwidował jedną z przyczep - zasobniki amunicji, nieco wysunięte z konstrukcji czołgu (prawdopodobnie z powodu braku miejsca... i kretynizmu konstruktorów) eksplodowały od gorąca, rozsyłając wszędzie (głównie w środku przyczepy) setki rozgrzanych do czerwoności kawałków metalu. Operator zginął na miejscu, a jego podwójny cekaem został krytycznie uszkodzony. I to by było na tyle. Pozbawiony tarczy, raniony w czterech miejscach pancerny moloch odpowiedział gniewem. Pozostałe trzy lufy cekaemów i dwie lufy ciężkich bolterów po raz kolejny plunęły ogniem, przyszpilając żołnierzy Imperium. Odezwały się autowyrzutnie, wypchane Fragami. Pierwsza trójka kontaktowych granatów grzmotnęła w asfalt zbyt daleko od imperialnych pozycji. Druga trójka bezbłędnie wpadła za jedną z osłon, eksplodując, rozsyłając fale kinetycznej energii i chmury odłamków. Hanna Brightstar i Magnus Drustar padli niczym ścięte kłody, ciężko ranni. Ich skafandry były pouszkadzane i poprzebijane w wielu miejscach od nawałnicy odłamków. Na dokładkę misjonarz dostał jeszcze trzema "zabłąkanymi" kulami z ciężkiego stubbera, mało co nie umierając z bólu. Ostrzał był jeszcze gorszy dla Marishy. Osłona za którą była, na wprost od czołgu, okazała się być zbyt cienka dla nawałnicy ciężkich boltów. Z początku jeden, dwa, później cała seria przebiła się przez nią i dosłownie zmasakrowała wiotkie ciało młodej żołnierki. Mara, widząc tą scenę, musiała wpaść w szał. Musiała krzyczeć z gniewu i żalu, ale nie było nic słychać. W Pustce nikt nie usłyszy twojego krzyku. Jeden po drugim, plazmowe pociski wylatywały z lufy jej karabinu, uderzając bezpośrednio w rozpylacz śmierci, który odebrał życie jej towarzyszce. Intensywność ostrzału w połączeniu ze słonecznym gorącem każdego plazmowego "gluta" okazała się być przytłaczająca tak dla podwójnego boltera, jak i dla samych boltów, które eksplodowały od gorąca w locie lub w lufie. Nie minęły sekundy, jak i te gniazdo broni zostało zneutralizowane. Mara jednak przypłaciła ogromną ceną za tą zemstę. Przegrzała swoją broń. Tutaj, w absolutnie zimnej przestrzeni księżyca. Gdyby zrobiła coś takiego w atmosferze planety, stałoby się to dużo szybciej. Duch Maszyny plazmowego karabinu nie tylko odmówił posłuszeństwa, ale stał się uosobieniem gniewu Omnissiaha. Zniknął w rozbłysku światła... razem z rękoma posiadaczki. Pozostali mogli ujrzeć straszliwą scenę - stojąca gwardzistka, z dymiącymi kikutami rąk, spalonym i stopionym kombinezonem próżniowym... Wróg skrócił jej cierpienia. Lufa ciężkiego moździerza wreszcie się odezwała, wypluwając pocisk lecący po wysokiej paraboli - zbyt wysokiej, aby upaść pośród wrogów. Wystarczająco wysokiej, aby uderzyć w sklepienie i zwalić na Marę i zwłoki Marishy tony gruzu z sufitu. W tym czasie, główne działo Baneblade'a, wspomagane przez cekaem, wzięło na cel Turbodiesla. Serie kul przyszpiliły komisarza, a potężny wystrzał haubicy dosłownie zmiótł jego osłonę. Oddział Cadian w mgnieniu oka został zdziesiątkowany. Wyglądało na to, że wszyscy jego członkowie trafią przed oblicze swojego boga. Wciąż jednak mieli do powiedzenia ostatnie słowo. Poświęcenie ich towarzyszy oraz zmniejszona liczba wrogich luf dały im szansę na słuszną pomstę. Lucas Einhoff, korzystając ze zniszczenia frontalnej broni przeciwpiechotnej, puścił się pędem w stronę wozu... i wślizgnął się pod spód, w międzyczasie skupiając pełnię swojej pirokinetycznej mocy. Jego kamrat, Rob Prest, wychylił się natomiast zza osłony, z wyrzutnią rakiet na ramieniu. Na tyłach zaś nadal czychał Adams, z granatnikiem pełnym kontaktowych Kraków. Zaczęli swoje trio śmierci prawie jednocześnie. Psyker przepalił zamek w podłogowym włazie ewakuacyjnym, otworzył go i skorzystał z atmosfery, która wciąż jeszcze była wewnątrz pojazdu, aby wypełnić go płomieniami i granatami odłamkowymi. Kapral zasypał Krakami słabiej opancerzoną górę pojazdu, skupiając się na zbiornikach z paliwem i warczącym silniku. Szeregowy dokładnie zaś wymierzył i wystrzelił kumulacyjną głowicę tam, gdzie sierżant nie zdołał - w złączenia między wieżą a korpusem pojazdu, teraz doskonale widoczne, gdyż wieża była skierowana wciąż w bok po ataku na komisarza. Do tego koncertu śmierci dołączył się jeszcze szeregowy Rickard Pardus, ciskając swoimi granatami w stronę nadwątlonych stref wozu. Pancerny behemot nie strzymał nawałnicy. Wstrząsnęły nim eksplozje, pożoga i przebicia poszycia. Wreszcie, po kilkunastu sekundach jego tył i przód zmieniły się w dwie osobne kule ognia. Przyczepy rozerwało od środka, a wieża, rozłupana na kilka kawałków, wystrzeliła w górę jak z procy, po czym ciężko rymnęła z powrotem na wrak. Płomienie natychmiast zgasły, pozbawione powietrza. Na chwilę zapadł całkowity bezruch. Potem, trzech pogromców czołgów rozbiegło się, sprawdzając stan swoich towarzyszy. Straty w tym starciu były przygniatające - sierżant Mardock Redd, sanitariuszka Alma, kapral-specjalistka Mara Ferris, szeregowa Marisha i szeregowy Gerold Clayton zginęli. Kapral-specjalistka Hanna Brightstar i misjonarz Magnus Drustar odnieśli ciężkie rany. Komisarz Dieter Diesel i usankcjonowany psyker zbrojny Lucas Einhoff cudem ocaleli - ten pierwszy nie oberwał bezpośrednio pociskiem z haubicy, a "jedynie" energią kinetyczną, która rzuciła jego ciało parenaście metrów na bok niczym szmacianą lalkę, łamiąc mu chyba wszystkie kości, gniotąc wszystkie mięśnie i gęsto obsypując odłamkami; ten drugi natomiast zdołał wypełznąć spod Baneblade'a przed wybuchem, ale nie zdołał wydostać się poza zasięg eksplozji. Płomienie zrobiły swoje, smażąc całe jego plecy, ramiona i nogi. Przetrwanie tych ludzi było bezapelacyjnie dziełem interwencji Boga-Imperatora. Precyzja, wola walki i skuteczność, z jaką zniszczyli wrogi superciężki pojazd musiała płynąć z boskiego natchnienia. Przetrwanie najciężej rannych zaś musiało być nieprzypadkowym cudem. Nawet teraz, mimo swych ran, byli przytomni... choć ledwo. Do wszystkich zaczynało powoli dochodzić, czego dokonali. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:24. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0