Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-05-2014, 04:52   #1
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wydawało się to dziwne, a jednocześnie było naturalną koleją rzeczy. Taśma się skończyła a ktoś inny to wykorzystał i posłał własną serię, prosto w Cervantesa. Posypały się wióry pancerza i poleciały krople krwi wymieszanej z fragmentami rozrywanych tkanek a wszystko działo się tak powoli. Może przez toksyny i przeciwciała jakie mu się trafiły wcześniej, może po prostu przez adrenalinę. Pancerz przynajmniej spowolnił pociski na tyle, że broń, która będąc na wyposażeniu Furii, była bardziej zaawansowana niż ludzka, nie urwała mu zwyczajnie ręki. Potem przyszła nieoczekiwana pomoc, nie spodziewał się że Cybertronic ich w jakikolwiek sposób wesprze. W zasadzie przyszli na gotowe, więc można było założyć, że wyliczyli to sobie w ryzyko i wyszło im że natychmiastowe wpadnięcie pod ogień Imperialno Kartelowy, byłoby im nie na rękę.
- Mechaniczna ich mać. - Splunął Cortez, siłując się z fragmentami rozerwanego pancerza chroniącego ramię. Wyciągnął zestaw opatrunkowy, wyciągnął go i zaaplikował na rany. Najpierw zalał dziury klejem, a resztę przykrył kompresem, który unieruchomił zszywkami. Pomysł z łataniem się klejem wydawał się idiotyczny, ale podobno sprawdzał się jeszcze na Ziemi.

Mniej więcej między tym jak skończył się składać do kupy a odebraniem od Kenshiro taśmy z amunicją. Zanim zdążył ją załadować, ludzie skakali już sobie do gardeł jak dziwki broniące swojej latarni. Rozum do nich nie przemawiał. Skierował lufę w stronę sklepienia i nacisnął spust na ułamek sekundy. Chciał tylko zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- W dupach wam się poprzewracało, prędzej się nawzajem pozarzynacie niż zrobicie coś sensownego z tym czymś. Wam mało wkładania łap gdzie nie trzeba mimo dziesiątej planety, wam mało mimo wypaczenia maszyn! - Wyryczał do zgromadzonych, nie zważając na wycelowane w siebie lufy. Miał zamiar powiedzieć więcej i solidnie się rozgadać mimo spierzchniętego gardła, ale coś mu drastycznie przerwało. Ktoś miał czelność mieć bardziej dramatyczne wejście niż Cortez i jego Gehenna, to nie wróżyło dobrze. Uczucie spadania jedynie pogłębiło to przekonanie. Na szczęście zwierzęce odruchy na czas pozwoliły mu się złapać ręką zaopatrzoną w BRW, problemem było to, że ta sama ręka wcześniej oberwała od jednej z Furii. Zawisł jedynie dzięki mechanicznemu wspomaganiu, a ciężar plecaka i ciężkiego karabinu zaczynał go powoli ściągać. Zdjął Smoczy Ogień i spróbował zarzucić łukiem za krawędź, nie bawił się w wymierzanie, liczył na łut farta. Zaraz potem wyciągnął zza pasa nóż i zaczął piłować paski plecaka, w którym znajdowała się większość sprzętu jaki ze sobą taszczył. Przy pasie został mu tylko Pacyfikator, ale za to kilkadziesiąt kilogramów nie próbowało go już wysłać na spotkanie z gruntem. Szarpnięciem wyrzucił się w górę na tyle, żeby ręką z nożem spróbować zaczepić się za krawędzią i zaczął rozhuśtywać całe ciało, byle tylko przełożyć również nogę i byłby w domu, reszta to drobne detale. Dziwny pojazd, który w jedną chwilę stworzył gigantyczną jamę, jak i prawdopodobne kłopoty, które z nim nadchodziły.
- Spieprzać, mówiłem spieprzać! - Próbował zakryć swoje wysiłki słowami, ale jego oddech był dość nieregularny od prób wydostania się poza pęknięcie. Najlepszym wyjściem byłoby dla niego, gdyby Imperial z Cyfrolubnymi zainteresowali się pojazdem a Team Six mógłby swobodnie dać drapaka, najlepiej z artefaktem w kieszeni, prosto do katedry. Prawie parsknął śmiechem na tą myśl mimo sytuacji.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 25-05-2014, 22:33   #2
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Walka dobiegła końca i choć wszyscy z Team Six przeżyli, to nie przeszli bez szwanku. Najpierw Marcus, teraz Cortez, a i nie wiadomo było jak Derren się trzyma. Po tych wszystkich przejściach, drużyna traciła powoli na sile.
Podczas strzelaniny Sara nie lekceważyła zagrożenia ze strony oddziałów Legionu Ciemności i brała czynny udział w walce. Nie mniej jednak, ważnym celem jaki chciała osiągnąć podczas tego zamieszania, było połączenie zbyt rozproszonego Team Six w trzymającą się razem drużynę. Była to dość dobra okazja, ale niestety nie powiodło się.
Na pocieszenie weszli w posiadanie artefaktu. Dla Sary jednak marne to było pocieszenie, gdyż artefakt przyciągał sługusów Algerotha jak potężny magnes przyciąga rozsypane naboje. Kobieta gotowa była jednak brać, skoro się udało - zawsze mogło to dać jakąś przewagę później, a Marcus na pewno miał jakiś powód i plan, na pewno wiedział więcej od niej i zrobił to co należało.

Niestety póki co, wszyscy obecni mieli ambitne plany związane z zawartością szkatułki i chcieli ją posiąść za wszelką cenę. Wycelowanie broni do siebie na wzajem nie wróżyło nic dobrego. Sara celowała między oczy jednego z Wilków trzymających Chargera, uznając go za najbardziej niebezpiecznego. Nikt jednak nie pociągnął jeszcze za spust, a brak strzelania rodził nutkę nadziei na rozwiązanie dyplomatyczne.
Sara osobiście nigdy nie preferowała rozmawiania, a wszelkie problemy najczęściej rozwiązywała właśnie przez naciśnięcie na cyngiel. Tym jednak razem należało zabrać głos, aby w miarę możliwości ograniczyć dalszy rozlew krwi. To co spotkali przed chwilą stanowiło dopiero szpicę Legionu Ciemności i każdy żołnierz będzie jeszcze potrzebny... Może oprócz Tatsu, który do niczego się nie przydawał i którego miała zamiar lada moment zabić, albo wystawić Legionowi... I swoją drogą, którego nie zezwoliła uwalniać z więzów i uzbrajać.
- Nie dzielcie jeszcze skóry na niedźwiedziu. Mistyk ma rację, najpierw zadbajmy, aby nie dorwał tego Legion Ciemności! - podzieliła się swoją opinią na ten temat, mając nadzieję, że choć trochę wpłynie na czyjeś zdanie.

Ta zdecydowanie napięta sytuacja nie doczekała się swojego końca. Została przerwana przez wstrząsy sejsmiczne, które ogarnęły okolicę i znacząco wpłynęły na stabilność podłoża.
Sara też straciła grunt pod nogami i zanim zdążyła zareagować, zaczęła zjeżdżać po stromej lodowej ślizgawce w bezdenną przepaść. Zdecydowanie mało brakowało żeby zginęła, ale na szczęście wyratowała się bagnetem - czymś, czego zasadniczo nie używała i długo uważała za zbędny balast. Wbiła go mocno w lodową skorupę i trzymała z całych sił. Jej snajperka zwisała teraz swobodnie, przymocowana na specjalnym łańcuszku - najbardziej zaufany, zawsze tak pomocny i przydatny sprzęt, obecnie stanowił zagrażający jej życiu balast.
Jej tułów i ręce leżały na lodowej, bardzo pochyłej skorupie, zaś nogi i miednica zwisały już nad przepaścią. Ciężko jej było się bezpiecznie podciągnąć. Każdy manewr kobiety mógł spowodować obluzowanie się bagnetu, który oczywiście nie był sprzętem do wspinaczki, tylko chwilowo starał się spełnić taką rolę. Wolała więc niczego nie kombinować i liczyć, że lada moment Marcus ją zobaczy i uratuje przy użyciu telekinezą... Albo ktoś inny, zaraz jej pomoże.
Ostatnią osobą, której się spodziewała był Tatsu, a to właśnie on po chwili podał jej rękę. Sara też zawahała się przez chwilę, nad przyjęciem pomocy od niego, ale szybko doszła do wniosku, że nie udawałby niczego aby ją zabić - łatwiej było ją strącić albo po prostu nie robić nic.
Kobieta podała mu rękę, on ją podciągnął i już po chwili leżała bezpiecznie na śniegu pokrywającym stabilny grunt. Była cała, zdrowa i bezpieczna - przynajmniej od przepaści.
Postanowiła, że chwilowo nie zabije Tatsu. Powodów aby to zrobić, nadal było nieporównywalnie więcej, niż aby zostawić go w spokoju. Teraz jednak nie wypadało, więc odłożyła to na później.

Rozejrzała się dookoła. Szaserzy stali niewzruszeni i nie pomogli nikomu - ani spaść, ani uratować się. Cortez na szczęście sam sobie poradził. Jak z resztą drużyny, tego nie wiedziała, ale dostrzegła Kenshiro po drugiej stronie przepaści, więc miała nadzieję, że reszta też tam jest.
Innym ciekawym obiektem jaki zauważyła był tajemniczy pojazd - wkrętacz. Takim wiertłem mogła dysponować Mishima, ale ciężko było liczyć na takie szczęście.
- Team Six meldujcie się, żyjecie? - rzuciła przez radio, dobywając swojej snajperki. Szybki rzut okiem przez lunetę, upewnił ją w przekonaniach ujawniając na kadłubie pojazdu Mroczne Symbole Algerotha.
- Wycofujemy się, jak najdalej pojazdu. Spotkanie na drugim końcu przepaści - zakomunikowała przez radio.
Osobiście kiwnęła głową na Corteaz i Tatsu, i ruszyła we wspomnianym kierunku. Im dalej od pojazdu tym lepiej, a Szaserzy Cybertronicu niech robią co chcą, a najlepiej niech zostaną pomiędzy nimi a oddziałami Algerotha... byleby nie strzelali im w plecy.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 26-05-2014 o 23:35.
Mekow jest offline  
Stary 25-05-2014, 23:04   #3
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Cybertronicu na polu walki nie zaskoczyło Derrena, a jeżeli zaskoczyło Wilki i Brannaghan, to nie dali tego po sobie poznać. Kiedy strzały ucichły, wszyscy interesanci zaczęli schodzić na dno kotliny, aby zobaczyć, zidentyfikować i zabrać to, po co przyszli – artefakt. Nicola wyszeptała do Wilków rozkazy i komandosi mocniej zacisnęli dłonie na rękojeściach mieczy i uchwytach karabinów. Nie zanosiło się na pokojowe przekazanie przedmiotu, ale Derren zdziwiłby się, gdyby było inaczej. Brannaghan wyciągnęła z plecaka Tatsu pudełko z dziwnymi wzorami na powierzchni, misternie inkrustowane nieznanym Rusty’emu metalem. Rozpoczęła się zażarta dyskusja o to, kto wejdzie w posiadanie tajemniczego znaleziska, przez które zginęło już zbyt wiele osób, a zanosiło się, że zginie jeszcze kilka. Przedstawiciele każdej megakorporacji i Kartelu próbowali pokonać adwersarzy potęgą głosu i siłą racjonalnych lub nieracjonalnych (acz nieźle kłamanych) argumentów. Z tego co Derren wiedział o korporacyjnych machinacjach, wynikało, że najlepiej, żeby artefakt został zniszczony. Dzięki niemu Imperial nie zażegna konfliktu o Fukido, tylko go zaostrzy i da pretekst do frontalnego ataku – przecież ukradli przedmiot lorda Nozakiego. Shogun nie zjednoczy skłóconych rodów – zaczną się wojny, gdy rody Maru i Mariko zjednoczą się w obawie przed potęgą spadkobiercy Moya. Cybertronic nie boi się mrocznych wpływów przedmiotu i ta pycha może ich zgubić, bo z taką mocą nie powinno się igrać, ani wykorzystywać do militarnych celów. Z Legionem nie walczy się jego własną bronią, bo to w krótkim czasie prowadzi do skażenia duszy. Kłótnie przerwał Marcus, który skorzystał z chwilowego zamieszania spowodowanego przez serię z CKMu Corteza i wyrywał przedmiot niezgody z rąk Brannaghan. W dłoniach Nikoli niemal natychmiast pojawiły się długie, ostro zakończone sople lodu. – Oddaj co nie twoje! Ten artefakt tylko spotęguje zepsucie Bractwa, trafi przecież do nie liczących się ze zwykłymi ludźmi decydentów, dbających jedynie o własny stołek. Czy ta organizacja nie jest już wystarczająco zakłamana? – głos agentki był zimniejszy niż lodowate podmuchy wiatru.

Momentalnie wszyscy wymierzyli broń w przeciwników. Imperial w Cybertronic, Cybertronic w Imperial, Sara w sierżanta Wilków, Tatsu w Nicolę, jeden Wilk i szaser w Marcusa, zaś uzbrojona w sople Nicola znalazła się niebezpiecznie blisko Derrena. Gdyby scena nie była tak śmiercionośna, nadawałaby się do kroniki – członkowie korporacji, Kartelu, Bractwa mający skoczyć sobie do gardeł w gigantycznej jaskini, w której ustawiony na wieczną zimę generator pogody odpalił program „malownicza zamieć”. Patową sytuację przerwał dziwny dźwięk, któremu towarzyszyły dziwne drgania. Trzęsienie ziemi? Tylko górnej czy dolnej części groty? Derren szybko rzucił okiem na stan sklepienia - nie chciał sprawdzać czy na powierzchni planety jest dzień i plus 400 stopni Celsjusza, czy noc i minus 180. Wstrząsy, z każdą chwilą przybierające na sile, pochodziły jednak z wnętrza planety, a gdy osiągnęły apogeum, sytuacja Teamu Six z patowej zmieniła się na przesraną. Spod warstwy skał i śniegu przebił się dziwny pojazd górniczy, zapewne służący do drążenia tuneli. Przypominający dżdżownicę korpus maszyny zakończony był gigantycznym wiertłem z czarnego metalu. Drgania jakie generował, a także stworzony tunel na tyle osłabiły skalne podłoże, że zaczęło pękać, tworząc głęboką rozpadlinę między Cybertronicem a Imperialem, rozdzielając operatorów Kartelu. Rusty zauważył, że stojący dokładnie na wyrwie Mallory osunął się do środka i chwycił skał zapobiegając upadkowi na dno. Bez wahania Imperialczyk rzucił się na pomoc towarzyszowi, upuszczając w biegu zdobyczny karabin. Ostatnie metry pokonał rzucając się szczupakiem i jadąc po śniegu, a kiedy był tuż przy krawędzi, asekuracyjnie wbił w szczelinę skalną swój nóż i złapał doktora za krawędź naramiennika. –Trzymam cię, Brax! Rusty napiął mięśnie, aby pomóc Mallory’emu wdrapać się z powrotem, ale doktor wraz z pancerzem i ekwipunkiem trochę ważył, więc nie było łatwo.

Imperialczyk jeszcze raz spojrzał na pojazd, szukając słabszych miejsc. Nie znalazł ich. Może gdy wyjedzie cały ze skał, da się coś zauważyć. „Ciekawe, czy Wilki mają na stanie jakąś Light Antitank Weapon lub starego dobrego RPGa” – pomyślał. „Granatniki podwieszane w Destroyerach wykorzystują pociski odłamkowe, a na ten świder przydałoby się coś ppanc.”
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 28-05-2014, 08:16   #4
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Głosy w komunikatorze sprawiały, że chciał wydłużyć jeszcze kroku. Siłą woli powstrzymał ten odruch. Najgłupsze co mógł zrobić to wpaść biegiem na pole bitwy pod lufy. Do tego nie był pewien co zrobi w końcu oddział szaserów, który miał za plecami. Oszczędzał oddech i przestał kląć na czym świat stoi. W końcu udało mu się pokonać ostatnią grań i jeden rzut oka sprawił, że rzucił się za pierwszą dostępną osłonę. Zaczął prażyć do Furii przetłaczając na ogień pojedynczy. Z tej odległości mógł jedynie liczyć, że utrudni tamtym celowanie i to było jego motywem. Po chwili dogonili go jego mechaniczni towarzysze i zobaczył w końcu po której są stronie. Uznał, że bezpieczniej będzie mimo wszystko wśród „szóstki’ i przeskakując od osłony do osłony zaczął się przemieszczać w ich stronę. Jeszcze w biegu wypatrywał w jakim są stanie i analizował , czy trzeba udzielić komuś pomocy. Wyjątkowo tym razem wyglądało, że chyba nikt nie dał sobie niczego odstrzelić. Już chciał uznać, że to jego szczęśliwy dzień gdy nagle Marcus zrobił jakąś sztuczkę i przechwycił Artefakt. Dziadostwo momentalnie ożyło w jego rękach i zaczęło swa grę. Braxton już to raz przerabiał, w jaskiniach gdy zobaczyli plugastwo po raz pierwszy. Tym razem widząc co się świeci zacisnął zęby i momentalnie zabezpieczył broń. Próbował myśleć o czymś spokojnym, czymś co pomaga się zrelaksować. Ciężko jednak zrobić to na polu bitwy, które pachnie jeszcze ciepłą krwią i prochem. Skupił się na odczytach z Modułu Odczytu Emocji. Wykresy szalały. Wszyscy wokół nagle powariowali. Poziom agresji, który zazwyczaj u żołnierzy jest i tak wysoki nagle przekroczył górne normy. Braxton wiedział z autopsji, że u niego grozi to zazwyczaj wejściem w tryb berserk. Mimo stalowych nerwów przeraził się. Wokół było zbyt dużo świrów, których stanowczo nie chciał widzieć w tym trybie. Najgorsze jednak było to, że były to świry uzbrojone po zęby. Jedynie wybuch wulkanu lub trzęsienie ziemi mogło by przerwać to szaleństwo.
Jak na zawołanie ziemia pod jego stopami zaczęła drgać, a potem wyraźnie tańczyć. Gdyby był bardziej wierzący pewnie dziękował by opatrzności Kardynała, a tak tylko z durnym wyrazem na twarzy rzucił w przestrzeń.

- Co jest kurwa. – I po chwili zaczął rozglądać się za jakimś bezpieczniejszym miejscem. Nie dane mu było jednak takie znaleźć i ziemia rozstąpiła mu się pod stopami. Puścił zawieszony na taśmie karabin i widząc, że zaczyna się zapadać dał drapaka w stronę drużyny. Przewracał się, wstawał i biegł dalej. Mimo tego był już dobre półtora metru poniżej gruntu. Ostatnią cześć trasy pokonał na czworakach. Gdy ściana przed nim zaczęła pędzić do góry jak kolejka napowietrzna wybił się mocno i skoczył. Wbił palce w ziemię dziękując sobie, że zmodyfikowane pazury, których zazwyczaj używał jako aplikatorów trucizny. Może nie było to porządne narzędzia do wspinaczki, ale zanim się starły dały mu potrzebną chwilę. Wyhamowały impet i Doktorek wisiał na ścianie jak przyklejony. Dyndał rozpaczliwie łapiąc powietrze i starając się nie robić zbędnych ruchów. Wiedział, że oparcie jest gówniane i musi znaleźć lepsze zanim kolejny wstrząs zmieni go w kolesia, który będzie bardzo szybko musiał nauczyć się latać. Jego lekki pancerz na szczęście nie blokował mu ruchów. Ryzykując upadek wyrzucił lewe ramie w stronę lepszego uchwytu i udało mu się poprawić sytuację odrobinę. Zaczął rozważać wyjęcie noża by wspomóc się w wspinaczce gdy jakaś pomocna dłoń złapała go za naramiennik.

- Uf. Rusty. Dzięki. – Wysapał gdy imperialczyk pomógł mu przeleźć przez krawędź. Rozejrzał się szybko czy nie trzeba pomóc komuś w okolicy i wyciągnął nogi by znaleźć jakąś osłonę. Jak każdy dobrze wytrenowany piechur bez osłony na polu walki czuł się niekompletny.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 28-05-2014, 15:26   #5
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Marcus leżał bezwładnie na śniegu łapiąc oddech. Kanonada wystrzałów, huk granatów i jęki legionistów, oraz coraz śmielsze zawołania Wilków podpowiadały, że walka miała się ku końcowi. Kolejny raz odparto wroga, jednak ofiar wciąż przybywało, a najgroźniejszy przeciwnik, czający się w mroku i wysyłający swoich niewolników na rzeź jeszcze się nie objawił. Marcus czuł, że to niedługo się zmieni i chwila konfrontacji jest blisko. Jego umysł ponownie zalała wizja – setki legionistów maszerowało w jego umyśle z bagnetami wyciągniętymi w jego stronę, gotowych rozerwać wszystko co spotkają na swej drodze. Metaliczny odgłos kroków zlał się z eksplozją granatu. Otrząsnął się, powracając do rzeczywistości. Lewa dłoń pulsowała bólem. Niedawno jej nie czuł, więc chyba się poprawiało. Dłuższą chwilę zajęło mu podniesienie się do pionu, ale pomagając sobie lufą Czyściciela, w końcu staną w miarę pewnie na stoku wzgórza. Zobaczył Imperialnego wilka strzelającego z Punishera gdzieś w dół, niewątpliwie w stronę legionisty, potem zapadła grobowa cisza. Pojawienie się drużyny szaserów Cybertroniku i gwałtowne natarcie Team Six diametralne zmieniło sytuację. Czy przypadkowi sojusznicy zechcą współpracować dalej, pozostawało wciąż otwartą kwestią.

Wymieniono pierwsze grzeczności i przywódcy grup przedstawili się jednak konflikt wisiał w powietrzu. Wzajemna nieufność powodowała napięcie, które trudno było przełamać, zwłaszcza, że cele wszystkich grup były podobne. Każda z grup chciała artefaktu dla siebie.
Marcus pokręcił głową, słysząc nierealne mrzonki agentki Brannaghan dotyczące Fukido.
Problem był zbyt poważny by mógł go rozwiązać jakikolwiek artefakt, i nazywał się człowiek. Nie jakiś konkretny tylko po prostu człowiek. Ludzie od wieków próbowali przechytrzyć partnera w interesach – tu nie było wyjątku. Imperial okazał się bieglejszy, a Mishima w tej chwili była zbyt ostrożna na negocjacje. Prędzej czy później sprawa będzie musiała być rozwiązana za pomocą siły.
Naiwność jest rodzajem głupoty Skwitował w myślach wywody agentki Imperialu.

Z wielkim trudem wstrzymał się od parsknięcia śmiechem na argumenty dowódcy szaserów, Sadivera, którego krótkie i lakoniczne oświadczenie brzmiało jak wyrecytowana z pamięci komputera dyrektywa. I pewnie tak było, patrząc na pół ludzką twarz i niemal całkowicie metalowe ciało szasera. Ilość cybernetyki, przywodząca na myśl nekrobioniczne dary apostołów była u tego agenta zatrważająca, co mogło świadczyć o niesamowitym oddaniu dla korporacji lub wielkimi łaskami swoich dowódców i decydentów. Co nie znaczyło, że Sadiver mówił prawdę. Cybertronik jak zwykle przeceniał swoje możliwości poznawcze a dla zdobycia upragnionych technologii i wiedzy nie wahał się przekraczać żadnych granic. Nawet tych, które kończyły się odejściem od światła kardynała. Zbyt wielu zcybernetyzowanych heretyków Marcus widział w swojej karierze by pozwolić, by w ręce myślących maszyn, drwinie z edyktów Hotha dostał się potężny i nie przebadany artefakt. To jakby dać małpie granat Pomyślał i rozważał kolejne argumenty.

Krótka przemowa Tatsu nawet kleiła się kupy gdyby nie pewien szkopuł. Tatsu rozkazy dostał bezpośrednio od Lorda Nozakiego w Longshore, a sam lord Moya znajdował się w pałacu na Lunie, skąd w ogóle nie wychodził i nie było do niego dostępu. Wiadomości międzyplanetarne były monitorowane przez Bractwo, więc rozkaz nie musiał być w ogóle konsultowany z formalnym władcą Mishimy. Nominalnie więc rządził Nozaki, którego polityka niezupełnie pokrywała się nie tylko z polityką rodzeństwa jego pana, ale również nie była zbyt korzystna dla samego rodu Moya. To zaś doprowadzało do tarć między rodzeństwem. Marcus znał nieco informacji z drugiego zakonu, na tyle dużo by przypuszczać, że Tatsu, jakiekolwiek szlachetne intencje by miał, jest tylko ślepym narzędziem w bardzo niebezpiecznej grze – w której Lord Moya niekoniecznie był graczem.

- Wszyscy się mylicie. Nikt nie zna natury i mocy artefaktu, który powinien zostać przebadany przez pierwszy zakon Świętego Bractwa. - Marcus nie miał specjalnego wyboru. W Księdze Praw był cały osobny rozdział o artefaktach ciemności, Marcus miał więc obowiązek neutralizować takowe od razu, lub dostarczyć do najbliższej komórki mistyków celem neutralizacji. Przy użyciu wszelkich środków.
- Naiwnością jest sądzić, że spełni on tak dalekosiężne cele, takie, jakie chcecie by spełnił. Chciałbym w to wierzyć ale nie mam złudzeń. Artefakt emanuje mroczną mocą, mocą silną. Mocą która niszczy umysły. Zatruwa je obietnicami potęgi, chwały, obietnicą rozwiązania wszelkich problemów, podczas gdy sprowadza tylko śmierć i zniszczenie. Tylko Bractwo posiada odpowiednią wiedzę i środki na zajęcie się tym artefaktem. – Przemówienie Markusa rozpętało istną burzę. Nicola Brannaghan niemal wprost nazwała mistyka kłamcą i sługusem inkwizycji. Na bardziej poważniejsze inwektywy chwilowo sobie nie pozwalała, ale Marcus był niemal pewien, że gdyby nie Team Six i niepewni sojusznicy w postaci szaserów Nicola pofolgowałaby sobie jeszcze bardziej.
-Cóż, to tyle o miłości Imperialu do Świętego BractwaPomyślał Marcus szukając kontrargumentów.
Sadiver klepiąc jeszcze raz znaną już formułkę, dodał jeszcze, że oferta Bractwa jest nie do zaakceptowania. Wilki, podburzone oskarżeniami Nicoli zaczęły szeptać między sobą – słowo Zdrada i Oszustwo zaczęło być dosyć wyraźnie słyszalne.
- Czy wiecie z czym mamy do czynienia!? - Marcus stracił cierpliwość, jego głos uniósł się echem między skałami. Wszyscy zamilkli, zaskoczeni wybuchem duchownego.
- To wpływ tego przedmiotu zatruwa umysły! Zaślepia was pożądaniem! - kontynuował otoczony błękitnawą poświatą. – Niebawem nadciągnie kolejna fala ciemności. Nie odstąpią póki nie odzyskają tego artefaktu! A wy zginiecie tu, kierując się pragnieniami!
Krzyczał Marcus jednocześnie czując narastającą moc artefaktu – Nawet w tej chwili artefakt zatruwa wasze umysły! Opanujcie się, w imię Kardynała! Przypomnijcie sobie o dawnych przymierzach. Są ze mną żołnierze zagłady, wybrani do walki z Legionem! Zamierzacie kłócić się między sobą, czy pomożecie nam w walce z nieprzyjacielem ludzkości?

Marcus wiedział, że dalsze spieranie się z zaślepionymi przez moc artefaktu nie ma sensu. Należało jak najszybciej stłumić jego wpływ, póki jeszcze nie zaczęli do siebie strzelać. Przywołał moc telekinezy. Nie spodziewał się wiele, ale być może to wpływ niedawnych wizji, być może obecność tak ogromnej mocy spowodowała, że sięgnięcie po sztukę okazało się dziecinnie proste, niemal jakby był na sali treningowej na Lunie. Przepływ mocy orzeźwiał przyjemnie, lewa ręka przestała pulsować tępym bólem kiedy w otwartej dłoni mistyka pojawiło się inkrustowane puzdro zwierające artefakt. Potem fala mocy zalała Markusa, niczym powódź.
- Wiem, co to jest... - pomyślał ze zgrozą...
Lód pod stopami niemal parzył, widział białe rękawice skafandra w który był ubrany, rękawice sięgające do czarnej tablicy pokrytej starożytną inskrypcją. Potem nastąpił wybuch, przeszywający ból kiedy odłamki tablicy masakrowały ciało, przebijając skafander. Spadając w otchłań widział tylko obłok dymu, dymu który nie powinien się tak zwijać i kształtować w próżni. Absurdalne, wynaturzone dzieło mroku sięgające wprost do niego – czarna macka dotknęła skafandra, po czym wyczuł wstrząs. Potem kolejny. Czuł jakby leżał w epicentrum trzęsienia ziemi….

Istotnie leżał, kiedy wizja urwała się gwałtownie ukazując mu kamienny sufit gigantycznej jaskini. Dokoła słyszał krzyki żołnierzy i desperackie komendy rzucane w eter. Wstał z ziemii tylko po to aby zobaczyć wielką rozpadlinę, w którą wpadło kilku żołnierzy, w tym Sara i Mallory i Cortez – Jednak poza Mallorym wszyscy znajdowali się po drugiej stronie szczeliny. Ufał Kardynałowi, że pomoże ocalić wielkiego jak byk Kapitolczyka i ich dowódcę, i nie zastanawiając się długo rzucił się do pomocy Mallory`emu, który już zaczynał osuwać się w przepaść. Wiedział, że nie zdąży, jednak Rusty dopadł medyka. Marcus pomógł Dunsirnowi w wyciągnięciu Mallory`ego i rozejrzał się, próbując oszacować sytuację. Pęknięcie spowodował „Mroczny Robal” – machina Algerotha która służyła za podziemny transporter. Walcząc na Marsie widział jak Kapitol radził sobie z nimi. Niestety….nie mieli tu lotnictwa więc pozostawało się albo wycofać, albo próbować wysadzić maszynę ładunkiem ppanc w zwarciu. Marcus nie miał jednak najmniejszej szansy by dopaść maszynę, zanim ta zakończy wykopywanie się. Pozostawało więc posłuchać dowódcy i wycofać się, zanim „Robal” zacznie wypluwać pomiot ciemności.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 28-05-2014 o 15:34.
Asmodian jest offline  
Stary 28-05-2014, 23:28   #6
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Rada wykrzyczana przez Corteza była nad wyraz szczera i trafna, a przypuszczenia mistyka niebawem się potwierdziły. Obie grupy postanowiły się wycofać, niemalże w jednym momencie. Tylko Cybertronic pozostał na tyłach. Dłuższą chwilę Sadiver stał nieruchomo, wpatrując się w obły kształt. Zapewne analizując i oceniając przeciwnika. Po otwarciu stalowych włazów i opuszczeniu trapów, z wnętrzności stumetrowej machiny zaczęły wylewać się zastępy ciemności. Jak czarne robactwo rozpełzły się po śnieżnobiałym krajobrazie. Po chwili dołączył do nich ich pan, Nefaryta Abazar - ulubieniec Algerotha. Wszyscy Żołnierze Zagłady, pośród podmuchów wiatru, usłyszeli mroczną inkantację skierowaną właśnie do nich. Wydawało się to niemożliwe ze względu na odległość dzielącą ich od przeciwnika. Ten głos, świdrujący umysły jak mroczny pojazd skały Merkurego, miał złamać ich morale, sprawić by poddali się złu, zwątpili ostatecznie w nadzieję na ocalenie. I może zwątpiliby, gdyby to była inna drużyna... Ale to był "Team six", "Trędowaci" z Venenburga, którzy już raz oparli się potędze Mrocznej Duszy. Chociaż rozdzieleni rozpadliną, tworzyli jeden organizm. A obecność mistyka umacniała ich wiarę, że wspólnie znów zdołają stawić czoła wyzwaniu. Co nie znaczy, że strach boleśnie nie ściskał im żołądków.

Wymęczeni dopadli do skał, łącząc ponownie w jeden zespół. Brannaghan z garstką Wilków trzymała się nieco na uboczu, choć wyraźnie przysłuchiwała rozmowom. Nie uszło to uwadze Derrena, który pozwolił sobie na kąśliwą uwagę, iż nawet w obliczu wspólnego wroga knuje za plecami.
Obserwowali Cybertronic nad podziw spokojnie maszerujący w kierunku skał. A przecież za nimi kłębiła się kohorta Algerotha...
- Ciekawe, co nam zakomunikują? - głośno snuła domysły Sara. - Pewnie obliczali szanse przeżycia... - skomentował cierpko Derren, na co Cortez otwarcie parsknął... - Do tego nie potrzeba kalkulatora...

Na twarzach cyber-żołnierzy nie malowały się żadne uczucia, nawet nie dostali zadyszki. Mallory nie był w stanie zdiagnozować emocji u szaserów, zaś u "Team six" wręcz przeciwnie, mimo pozornego chłodu wypowiedzi wyczuwał niemałą nerwowość...

Cybertronic sucho informował o wrogich siłach, podając im systematykę niczym wydruk bestiariusza Legionu. Obliczyli nawet wzrost Nefaryty na 12 stóp i 8 cali... Zła wiadomość: Legion dysponował pojazdami, dobra: w obecnych warunkach i terenie raczej nieprzydatnymi. Sara znalazła potwierdzenie tych danych w swoich obserwacjach. Galeria stworów była rzeczywiście imponująca. Brakowało chyba tylko Bio-giganta, ze zrozumiałych względów. Był zbyt wysoki i nie zmieściłby się w tej maszynie...

Marcus ściskał szkatułę z artefaktem, zastanawiając się czy przeklęty odłamek Stalowej Tablicy nie sprowadzi kłopotów na Zakon... Czy zaraza z Nerona nie przeniesie się do Longshore, a później na Lunę...? Przeraził się, iż to on byłby jej źródłem... Pokrętne zamysły Apostołów Ciemności są nieprzeniknione, ale czy angażowaliby takie siły tylko po to, by przechytrzyć ludzi? Nie wiedział czy odczuwane wątpliwości to wpływ niesionego przedmiotu czy naturalne obawy...

Kilka metrów dalej Tatsu rozmawiał z Kenshiro, szepcząc coś roninowi i żywo gestykulując. Jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Daleki był bowiem od wypełnienia misji zleconej przez Lorda Nozakiego. Znając jednak upór i fanatyczne posłuszeństwo młodziana, nie wyzbył się myśli o podarunku dla swego Daimyō...

Legion uporządkował oddziały i na rozkaz przywódcy plugawy pomiot ruszył po swoją ofiarę, rozdzieliwszy armię na dwie, wijące się pośród śniegów macki. Stopniowo, w miarę zbliżania się do pozycji "Team six", ukazywały one swoją brzydotę w czystej postaci...



Na przedzie szli ożywieni legioniści, za nimi nekromutanci i kolejne, potężniejsze istoty, dowodzone przez Pretoriańskich Łowców...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 29-05-2014 o 19:46.
Deszatie jest offline  
Stary 04-06-2014, 21:31   #7
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wiedział że rękawica jednak na coś się w końcu przyda, nawet jeśli nie pomogła za bardzo w walce z robalem na samym początku. Lepiej by się sprawdził sprzęt używany przez Banshee na Marsie, ale nie miał zamiaru narzekać, udało mu się stanąć na pewnym gruncie ze smoczym ogniem w ręku.
Mniej więcej wtedy jego wzrok padł na legion wylewający się z dziwnej maszyny. Pokiwał głową, desant pełnego regimentu Banshee w tym momencie też by się przydał. Niestety zamiast tego miał garść amunicji, przynajmniej jak na standardy Corteza, resztę Team Six, mieszankę imperialno cybertronicową i więcej punktów zapalnych w wątłym sojuszu niż w kłótni z żoną tuż przed okresem. Ruszył biegiem w kierunku skał, byle dalej od desantu półmartwej tłuszczy.


Pod osłoną skał, rozstawił się z karabinem, nie otwierając jeszcze ognia, czekał na jakieś decyzje, byli w ciemnej murzyńskiej dupie. Wyciągnął zapalniczkę i zmierzył nefarytę na odległość wielkością płomienia. Musiał go nieco zwiększyć, jak usłyszał dokładne wymiary wcale go to nie zdziwiło.
- Prawie pięć metrów wzrostu? Duże bydle. - Podsumował z wrodzoną sobie gracją i taktem. Przysłuchiwał się czemukolwiek, co mogłoby poprawić ich pozycję. Dustin wspominał coś o jaskiniach. Brzmiało obiecująco. Bardzo obiecująco. W jaskiniach nawet legion nie mógł wykorzystać swojej głównej przewagi, czyli nadmiaru ciał do rzucenia na przeciwnika. Pokiwał głową z aprobatą. - Brzmi nieźle z tymi jaskiniami, mają jakieś wyjście, czy to ślepy zaułek? Straż przednia i tylna, dwie, trzy ciężkie pozycje ciężkiego ostrzału na tył, do zawalenia wejścia ciałami i skałami. Po zaczopowaniu wejścia ciałami, będą musieli się przebijać przez ciało i kości. To tylko sugestia oczywiście. - Schował zapalniczkę głęboko i ogarnął perymetr spojrzeniem. Miał jeszcze kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund, zanim będzie musiał otworzyć ogień dla spowolnienia przeciwnika.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 07-06-2014, 11:31   #8
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Abazar....to imię nie było obce Marcusowi. W czasie służby na Marsie słyszał raporty żołnierzy Capitolu o wysokim, chudym jak kostucha nefarycie Algerotha, władającym mroczną harmonią jak mag, nie jak wojownik - co było dosyć niecodzienne dla sługusów apostoła wojny. Co ciekawe, zamiast broni miał różdżkę mocy, dzięki której zsyłał na swoich podkomendnych dary swego apostoła. Lubował się też w obdzieraniu ludzi ze skóry, z których często robił sobie płaszcz lub flagę. Kilka razy meldowano też, że udało się go zabić. Za każdym razem jednak powracał. Być może raporty nie były dokładne, a być może nefaryta miał swój własny sposób na oszukanie śmierci? Jednak teraz największym zmartwieniem było ocalenie artefaktu przed hordą legionistów, która wypleniła się z robala. Darren zaproponował wycofanie się do jaskiń i szukanie drogi.
Wydawało się to rozsądniejsze od czekania na otwartym polu na przeważającego liczebnie przeciwnika. Szansa na zgubienie go w labiryncie jaskiń i korytarzy górniczych była większa. Legion nie radził sobie zbyt dobrze z samodzielnym myśleniem – w końcu legioniści byli niewolnikami, nie sługami ciemności i ciężko było u nich z samodzielnym myśleniem.
Agentka Brannaghan nie podzielała entuzjazmu Sary i Darrena, ale albo wiedziała o czymś paskudnym czym nie chciała się podzielić, albo miała inny pomysł i chęć jego wykonania.
Marcus poparł więc Darrena i Sarę – pozostawanie na otwartym polu dłużej niż było to konieczne narażało ich wszystkich.

Zniszczenie, lub chociażby uszkodzenie robala zostało odrzucone przez Sadivera.
-Nieekonomiczne? Na Kardynała, może zginąć wcześniej, zanim użyje tej swojej ekonomicznej wyrzutni rakiet. To będzie wtedy ekonomiczne?Mruknął do interkomu Marcus.
Przy wejściu do jaskiń starannie zabezpieczono artefakt w plecaku Marcusa przed dostaniem się w niepowołane ręce....zaminowując dokładnie szkatułkę. Bycie żywą bombą dawało też kilka innych, ciekawych rozwiązań, na wypadek gdyby Abazar chciał jednak wpaść z wizytą i zajrzeć do plecaka. Marcus uśmiechnął się na możliwość przetestowania nieśmiertelności nefaryty.

Marcus odebrał od Kenshiro ostatnie dwie taśmy do Czyściciela, uwalniając samuraja od ciężaru. Nie poprawiło mu to humoru, sam samuraj zajęty był przetrząsaniem magazynków do swego windridera – najwyraźniej jemu też doskwierał brak amunicji. Być może Sadiver miał jednak nieco racji z oszczędzaniem rakiet.

Odgłosy strzałów wyrwały go z zadumy. Wróg nadciągał, ostrzeliwując się gęsto, acz niecelnie. Strzały z kratachów padały albo zbyt wysoko, uderzając w skałę nad nimi, albo zbyt nisko, wzbijając tumany śniegu i sypiąc odłamkami skał. Sadiver i jego szaserzy otworzyli ogień. Pierwszy szereg legionistów padł niczym łan zboża ścięty przez żniwiarza. Serie kładły pokotem legionistów ciemności, wybuchy pocisków z granatników i wyrzutni rakiet wyrzucały ożywione mroczną magią ciała w powietrze, czyniąc straszliwe spustoszenie w zagęszczonej kolumnie legionu, jednak horda parła dalej. Marcus wiedział, że straty ich nie zatrzymają, a wrogi dowódca nie miał skrupułów wysyłając swoich niewolników na rzeź.
Pocisk dymny z granatnika przerwał Marcusowi kontemplację tego dzieła zniszczenia, dając sygnał do odwrotu więc podążył za resztą teamu w głąb jaskiń.
 
Asmodian jest offline  
Stary 07-06-2014, 23:34   #9
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Imperialczyk wprawnie zakładał ładunki na suficie tunelu. Miał nadzieję, że Wilki nie zauważą, że plastik i zapalniki pochodzą z ich zapasów, zresztą ten ekwipunek i tak należał do denata a służył dobru wszystkich.

Nikt nie miał albo nie chciał użyć rakiet do uszkodzenia kreta, co wystawiało wszystkie drużyny na niebezpieczeństwo. Gdyby maszyna Legionu miała przejechać przez korytarze i wywołać w nich takie trzęsienie jak właśnie widzieli... Wtedy jaskinie staną się ich grobem. Niestety, alternatywą była walka z armią nieumarłych, którzy po prostu poczekaliby aż wojownikom korporacyjnym skończy się amunicja, a następnie po nich przemaszerowali.

Rusty zerknął na Marcusa i Sarę - minowali skrzynkę z artefaktem. Czy ładunek był wystarczająco silny, żeby chociaż zarysować fragment przeklętej tablicy z Nero? Sądził, że nie. Tego przeklętego metalu nie mogły przebić nawet diamentowe wiertła imperialnych batalionów inżynieryjnych. Trochę plastiku nie zrobi temu krzywdy. Tu trzeba było użyć sztuki albo ładunków o niebywałej mocy niszczącej, a takimi nie dysponowali.

Fragment tablicy, przeklęte Nero, Imperial pchany żądzą podboju nowych terenów, wyzwolenie Legionu Ciemności. Rusty dokładnie pamiętał tą historię i jej skutki. Do dziś było to brzemię jego megakorporacji, z tego właśnie względu w jednostkach specwar Kartelu służyło najwięcej Imperialczyków poczuwających się do odpowiedzialności za to co się stało.

"Nieważne kto będzie się przeciwstawiał, ani jak, ten artefakt musi zostać zniszczony" - postanowił sobie Derren. "I to zniszczony jak najszybciej, najlepiej zanim dostanie się w ręce skorumpowanej korporacyjnej administracji rządzącej zza biurka, czy też niewartych zaufania dostojników Bractwa. Kartel też nie może położyć na tym łapy - w świetle ostatnich wydarzeń jego wiarygodność mocno spadła."
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 08-06-2014, 22:21   #10
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Jaskinie Merkurego na granicach Utraconych Prowincji

Drużyna bohaterów zagłębiła się w tunele, widząc w nich nadzieję na przetrwanie w obliczu natarcia Legionu Ciemności. Nietypowy skład zespołu, powiększony o oddział Cybertronicu i Imperialu, nakazywał zachować daleko posuniętą czujność. W annałach Kronik sojusze były wielokrotnie zrywane zależnie od rozwoju sytuacji. Zdrada i podstęp nikomu nie były obce i każda z Megakorporacji miała w tym względzie swoje "zasługi". Nawet członkowie świętego Bractwa w swej historii dopuścili się różnych przewin, tylko nie zostały one nigdy ujawnione, aby nie zachwiać wizerunkiem Zakonu Duranda.

"Rusty" zaminował wejście, nie mając pewności czy w okolicach nie ma innych dróg, bo "Deathworm" silnie naruszył skalisty płaszcz jaskini. Mogło się zdarzyć, że jego starania nie przyniosą oczekiwanych efektów i pomiot apostoła znajdzie nowe ścieżki do tuneli. Warto było jednak zaryzykować...

Czuli się jak grotołazi eksplorujący nowe terytoria. Z pewnością ludzka noga nie stanęła jeszcze w tym labiryncie jaskiń. Niczym pionierzy wytyczali szlak, który miał zaprowadzić ich do wolności i dać ocalenie. Mapy Dunsirna tylko do pewnego momentu prowadziły ich i były czytelne. Później niespodziewana interwencja Tatsu i jego konsultacje z Derrenem pozwoliły wybrnąć z impasu. Mishimczyk dysponował dokładniejszymi informacjami i podzielił się nimi z sobie tylko znanych pobudek.

Przeciskali się przez wąskie szczeliny, trafiali na pieczary zasnute mgiełką, zraszającą różnego kształtu kamienie, draperie skalne i jaskiniowe nacieki. Kilkukrotnie omal nie zsunęli się w zdradliwe czeluście ukryte przed ich wzrokiem. Wzajemnie asekurowali w niebezpiecznych miejscach. Nie miała znaczenia przynależność korporacyjna. Jedynie szaserzy nie okazywali uczuć, do końca wyzbyci ludzkich odruchów. Chociaż bacznie nasłuchiwali, żołnierze nie usłyszeli huku eksplozji. Co mogło niepokoić.

Marcus ostrożnie stąpał po kamieniach, otoczony niebieską poświatą. To właśnie on dawał światło drużynie w pomrokach merkuriańskiej nocy. Myśli bohaterów chwilami biegły gdzieś daleko, do rodzin, do świata, do wspomnień. Głęboko w podziemiach po raz kolejny uświadamiali sobie ludzką znikomość. Jednocześnie wiedzieli, że posiadają przedmiot o olbrzymiej wadze i znaczeniu dla przyszłości uniwersum. To zadanie napędzało ich w karkołomnej wyprawie.

Nie stracili rachuby czasu dzięki cyber-żołnierzom, którzy skwapliwie podawali czas ekspedycji, dane na temat składu powietrza, temperatury i ciśnienia oraz informację na jakiej znajdują się głębokości.
Na swój sposób były pożyteczne, odrywając ich od natarczywych myśli i pytań.

Kiedy na powrót uderzył w nich podmuch zimnego powietrza, poczuli, że są blisko wyjścia. Zatęsknili za zimowym krajobrazem i wkrótce taki ukazał się ich zmęczonym oczom.


Nie było to jednak to, czego oczekiwali. Otoczeni pierścieniem wrogich sił, tracili powoli ostatki nadziei. Pretoriańscy Łowcy, Razydzi i podległe im liczne drużyny Nekromutantów patrolowali okolicę. Ich sylwetki wyraźnie odznaczały się na tle śnieżnego pustkowia. Szczególnie ci pierwsi budzili uzasadnione obawy. Upiorne istoty zamknięte w zmechanizowanym pancerzu. Narzędzie zagłady Algerotha i postrach na polach bitew wszystkich planet.



Niewątpliwie kwestią czasu pozostawała chwila, kiedy zostaną wykryci. "Szóstka" miała świadomość, że krąg wokół nich niechybnie się zaciska niczym pętla na szyi skazańca.

Gdyby jednak sojusz międzykorporacyjny okazał się trwały, była szansa na przebicie się przez kordon wrogich sił..

Sadiver szacował możliwe straty takiego przedsięwzięcia na poziomie 30 procent...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-06-2014 o 22:29.
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172