Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2015, 00:01   #1
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Choć tak naprawdę nie oczekiwał po tej wycieczce wiele, w końcu nawet Buckman musiał przed samym sobą przyznać, że dotychczasowe rezultaty go rozczarowały. O okolicy nieodległych od kryjówki Udinowa pomostów, z którą pewne nadzieje optymistycznie wiązał Zoltan, w ogóle nie warto było wspominać, drugi brzeg rzeki na dobrą sprawę też jak dotąd nie oferował nic ciekawego. Kolejne obiecujące przy układaniu trasy miejsca okazywały się zupełnie bezużyteczne, przynajmniej z punktu widzenia najemnika szukającego czegoś, co dałoby mu przewagę w norylskim burdelu. Cokolwiek miałoby to być. Jeszcze raz wyszło na to, że pałętanie się z radosnym założeniem, że robota jakoś sama się zrobi, zamiast konkretnego celu i planu, jest zwyczajnie nieefektywne.
Za to nogi głębiej wchodziły w dupę, plecak robił się coraz cięższy, a temperatura powietrza jakoś nie chciała rosnąć.

- Niby można, chociaż coś mi się zdaje, że niewiele z tego będzie, panie Zoltan - odpowiedział Węgrowi, lustrując przez oszronioną na grubo siatkę ogrodzenia pusty biały plac przy magazynie bliźniaczo podobnym do poprzedniego. - Tak sobie myślę, że wybraliśmy się jednak na niewłaściwą stronę rzeki. Nie potrzeba nam ani przesypiającej zimę łódki, ani zgniatarki do złomu. Żarcie ma zorganizować Bojko. Żeby nie wyszło, że nałaziliśmy się całkiem na darmo, proponuję ominąć most i wrócić na tamten brzeg mniej więcej na wysokości lotniska. Nadłożymy drogi, ale jeśli w ogóle jest gdzieś w tej okolicy coś interesującego, to właśnie tam.
Zamilkł na chwilę, jakby się namyślał albo wypatrywał za siatką natchnienia, po czym posłał w eter:
- Kane, słyszysz mnie? Tu Buckman. Na razie nic ciekawego, podejdziemy jeszcze kawałek, może coś znajdziemy. Potem spróbujemy zahaczyć o lotnisko.
 
Betterman jest offline  
Stary 02-01-2016, 12:20   #2
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


O'Hara, Bojko

Godzina 18:57 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice mostu na Norylskiej, Rosja


Irlandczyk nie potrzebował pomocy w obezwładnieniu dwóch zaskoczonych szabrowników. Siedzieli obaj przy starej lampie, która miała też właściwości grzewcze, bo trzymali nad nią dłonie. Obok stała wpół opróżniona butelka wódki. Pierwszy nie zauważył nawet co go trafiło z siłą młota, drugi zdążył się obrócić zanim Kane wyprowadził drugi cios, zwalając go z nóg. Widział pewnie tylko samą sylwetkę, mimo lampy w kontenerze ani nie było jasno, ani ciemno. Spora część akumulatorów stała przy wyjściu, gotowa do zabrania. Co ciekawe, w tych stojących dalej był prześwit powyżej i oświetlenie go latarką ujawniało przestrzeń za ścianą akumulatorów, w której stały znacznie większe pudła. Czasu na sprawdzanie nie było, bo koledzy ogłuszonych zbliżali się szybko. Witalij szybko wyrysował przesłanie na śniegu i obaj najemnicy zeszli z pola widzenia.

Szabrownicy zrozumieli przekaz, przynajmniej tak się wydawało, kiedy ładowali kolegów - jednego udało im się ocucić w miarę szybko, oraz jeszcze trochę akumulatorów. Jeden wyciągnął pistolet spod ubrania i ubezpieczał, ale tym razem wzięli zaledwie kilka sztuk zanim odjechali. Nie rozmawiali ze sobą prawie wcale, a jak już to cicho. Nie było więc najmniejszej szansy dowiedzieć się, czy zamierzają jeszcze wrócić.

Tak czy inaczej, teraz ich już nie było i można było sprawdzić zawartość większych pudeł. Okazało się, że w kontenerze znajduje się jeszcze osiem… motorów. Z braku lepszego słowa na określenie sprzętu, który co prawda wygląda mocno jak motor, ale jego zasilanie jest głównie elektryczne, z tyłu zamiast koła ma gąsienice, a z przodu wymiennie albo płozę albo specjalne - dostosowane do śniegu i błota - koło. Wszystko to zostało rozłożone na kilka części i spakowane do pudeł na przewóz, ale pojazdy wyglądały na nówki i po złożeniu oraz naładowaniu powinny nadawać się na użycia.


Buckman, Hradetzky

Cała ta ludzka osada wykwitła wokół kopalni i mostu, wyglądała bardzo podobnie. Bez konkretnego planu co chciało się zdobyć, wycieczka stała się krajoznawczą przejażdżką w ponad trzydziestostopniowym mrozie. Zamieszkane domy odpadały, odpadały też te nieliczne czynne przedsiębiorstwa. Do innych natomiast można się było próbować dostać, ale pytanie pozostawało to samo: czy w środku będzie cokolwiek użytecznego?
Bo jeśli nie, to daremny trud. Aby dostać się gdziekolwiek, gdzie nie było ludzi, najpierw należało odkopać tonę śniegu. Później włamać do środka. Pomysł Buckmana więc tymczasem wygrał. Niezatrzymywani, choć kilka razy zauważeni przez miejscowych, minęli most w sporej odległości i przez rzekę przyjrzeli się dwóm obiektom, które wydawały się bardziej interesujące.

Kopalnia, jak i z drugiej strony widzieli to Shade i Fox, pracowała pełną parą. Kończył się chyba właśnie załadunek następnego konwoju, bowiem ciężarówki ustawiały się przygotowane do wyjazdu. Najemnicy dostrzegli uzbrojonych ludzi, po jednym w każdej szoferce, a także kilka skuterów i przynajmniej jeden samochód terenowy, którym także zamierzała jechać najpewniej ochrona. Celu wywnioskować się do końca nie dało - droga prowadziła tu po prostu korytem rzeki.

Lotnisko to była inna historia. Również otoczone siatką, zostało także zabezpieczone posterunkami. W każdym rogu, a nawet na dachu budynku kontroli lotów, zauważało się ludzi. Podejście blisko było zbyt niebezpieczne. Obserwując teren przez jakiś czas nie widzieli żadnego startującego czy lądującego pojazdu, ale odśnieżarki przejeżdżały przez pas startowy, utrzymując go w stanie gotowym do natychmiastowego użycia. Nie było to jednakże duże lotnisko, nie było mowy, aby wylądował tu jakiś Boeing. Buckman rozpoznał za to wszystkie cztery maszyny stojące na widoku - a zobaczyć nie było trudno, bo lotnisko było oświetlone.
Dwie z nich były samolotami. Jeden zwykłym małym odrzutowcem, drugi hybrydą TX-FLY02, nowoczesnym samolotem pionowego startu, mogącym przewozić do dwudziestu ludzi lub kilka ton ładunku, nawet pomimo opancerzenia, które posiadał. Dwa pozostałe to były helikoptery. Duży, rosyjski Mi, przemalowany i przerobiony na maszynę ratowniczą a także nowoczesny Sikorsky, z podwieszonymi wyrzutniami rakiet. Zarówno on jak i TX pomalowane były na czarno. Kiedyś musiały mieć logo, ale zerwano je lub zamalowano. Takiego sprzętu używały zazwyczaj korporacje lub prywatna ochrona bardzo bogatych ludzi.


Najemnicy

Udinov, kiedy już odeszli od śmiejącej się kobiety - a w stan ten popadła po pytaniu o płacenie przez władze za wyławiane niezbyt pewnie legalnie ryby - opylił jeszcze e-papierosa za kilka innych przydatnych spożywczych towarów. Znaleźli nawet jednego ze zwijających się kupców, który sprzedał im drugi piecyk za posiadane przez Bojko ruble. Oczywiście cena była z kosmosu, ale jak na standardy zachodnich cywilizacji, wcale nie aż tak duża jak za niektóre wersje elektronicznych kominków byli w stanie zapłacić nowobogaccy. Jak się okazało, większość tego była Dymitrowi potrzebna do przyrządzenia obiadu, za który zabrał się w kryjówce zanim jeszcze Kane załatwił szabrowników.
- Zupa rybna, gęsta i najbardziej pożywna.
Podejście ludzi z Syberii do jedzenia diametralnie różniło się od tych z ciepłych, bogatych krajów.

Grupkami po dwie osoby, najemnicy zgromadzili się wkrótce w kryjówce. Piecyki dawały jeszcze radę podnieść temperaturę do znośnych wysokości, ale potrzebowały kończącego się powoli opału. Elektryczności nie było, zdobyte akumulatory oczywiście nie były naładowane.
No i jeszcze należało zdecydować co dalej.


 
Sekal jest offline  
Stary 06-01-2016, 22:54   #3
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Kane zapoznał wszystkich ze znaleziskiem z kontenera, wysłuchał raportów i zaczął.
- Roy, Zoltan, dacie radę z tymi motorami? Jak są elektryczne to będą ciche jak narty, za to szybsze.
Wyświetlił na ścianie holograficzną mapę Norylska i okolic, wraz z zaznaczonymi przez Miracle punktami i celami. Wskazał na fabryki.
- F1 i F2. Te cele zamierzałem odwiedzić w następnej kolejności. Obejrzeć sobie z zewnątrz, sprawdzić ochronę i te duperele. Jednocześnie zrobić coś, co nie wszystkim może się spodobać. To znaczy, zdobyć języka z każdej lokalizacji. Zdobyć najświeższe wieści. Poczekać aż gościu wyjdzie i przechwycić go zanim dotrze do domu. Możemy im płacić za informacje. Bez nich błądzimy po omacku, bo nie możemy zaatakować wszystkich tych miejsc. Sugestie?
- Moim typem na pierwszy rzut był cel F2. - Potwierdziła zwiadowczyni. - Nie wiemy czy pracują tam w trybie całodobowym. Jeśli chcesz kogoś złapać proponuję więc wybrać się tam jak najszybciej, zanim pracownicy opuszczą fabrykę. Nie mamy jednak zupełnej gwarancji czy powie nam prawdę, poza tym przypadkowo złapany człowiek, nawet jeśli będzie chciał mówić, może niewiele wiedzieć. Nie obejdzie się bez bezpośredniego podejścia. Tym razem wolałaby jednak dokonać tego po cichu.

- Zdecydowanie po cichu - zgodził się Witalij, rozlewając zupę rybną do misek. - I jeśli czegoś się na razie dowiedzieliśmy, to że tubylcy, nawet ci mający dojścia, gówno wiedzą. Musimy dorwać kogoś z obcokrajowców i wydusić z niego dla kogo pracuje. Za taką informację Miracle powinno zapłacić.
- Wista wio łatwo powiedzieć - Uśmiechnęła się Valerie nieznacznie, odbierając od Ukraińca jedną z misek ze strawą - ale po pierwsze jak odróżnić obcego od tubylców, a po drugie nie sądzę by sobie chodzili swobodnie po mieście. Jeśli mają tu jakieś zadanie to albo będą siedzieć w miejscu gdzie mają je wykonać, albo ukrywają się tak jak my. Zdecydowanie większą szansę mamy by kogoś z nich dopaść jeśli wejdziemy do środka.
- Miejscowi gówno wiedzą, bośmy pytali na razie gównianych miejscowych, którzy nie brali udziału w pracy po przejęciu jej przez korpo - Kane również wziął miskę od Witalija. - Wątpię, by obcokrajowcy sobie tak jeździli od miejsca pracy do domu. Potrzebujemy miejscowego, ale kogoś na styl Ivanienko. Ten by się nadał, może warto się zainteresować tą jego kopalnią? Wyglądało na to, że on ciągle w niej pracuje. Powiedziałby nam co i jak. Skoro zajęli kopalnie i fabryki jednocześnie, to muszą urobek wozić do przetworzenia, nie widzę innych możliwości. Za dużo fatygi, aby tymi tirami jeździć przez całą Syberię.
- Może być F2 na początek - włączył się zgodnie Buckman. - W zasadzie i tak jest po drodze. Co do tych maszynek, to bez narzędzi raczej będzie ciężko. - Poszukał wzrokiem Udinova. - Masz coś czy znowu trzeba iść na poszukiwania?

Po tym jak Buckman odezwał się po rosyjsku, Dymitr skierował na najemników swoją uwagę.
- Tu nie mam narzędzi, ale mogę pożyczyć jak będę wiedział co.
- Na początek przydałaby się zwykła skrzynka, jaka jest w większości samochodów, podejrzewam że Shade z łatwością obrobi dowolne auto z tych stojących tu i tam - Zoltan był dobrej myśli - podstawowe narzędzia wystarczą do usunięcia większości problemów.
- Nie kradniemy jak nie musimy - O'Hara nie zgodził się z Zoltanem. - Skoro Dymitr może zdobyć, to niech to zrobi. Zostawię was z nim, poskładacie sprzęt, a my do najbliższej fabryki pojedziemy na nartach. Zobaczymy co tam znajdziemy, ale nie liczyłbym na odkrycie z zewnątrz czegoś przydatnego.
- Tylko się nie wdawajcie w strzelaniny z pancerkami, oki? - Węgier dodał kwaśno - bo nie licząc erpega już nie mam czym iść z odsieczą.
- W takim razie nie ma na co czekać. - Roy szybko wyczyścił swoją miskę i już zaczynał sposobić się do ponownego wyjścia na mróz. - Wybebeszymy zaraz jedno pudło i sprawdzimy, czego dokładnie potrzeba, żeby nie było głupich niespodzianek. Zanim Udinov to skombinuje, przetaszczymy wszystkie części tutaj. Powiedzcie tylko, jak chcecie te zabawki naładować.

- Do samego zwiadu nie potrzeba czterech, więc można od razu podzielić się na dwie grupy. Jedna dla F1, druga dla F2 - rzucił Fox, siorbiąc zupę. - Jeśli mamy teraz zrobić coś więcej niż sam rekonesans, to w odpowiednim składzie. Starczy nas czterech, czy może lepiej w piątkę? Co do celów, Miracle wskazało cztery, w tym dwie kopalnie. Ta od Ivanienki jest po drugiej stronie miasta, ale drugą mamy przecież pod nosem. Nie wiemy w sumie, na ile wiarygodne są informacje od Miracle, ale można spróbować dorwać kogoś bardziej zorientowanego tutaj. W końcu to samo chcemy zrobić kilka kilometrów stąd. Podejrzewam, że w którymkolwiek z tych miejsc ciekawe rzeczy będą się działy przede wszystkim w środku, czyli trzeba będzie wejść na teren obiektu. Na zewnątrz to tylko konwoje, jak ten wyruszający z kopalni, o którym wspomnieli Zoltan i Roy.
- Z kierowcami i robolami już gadaliśmy, gówno wiedzą - zauważył Witalij. - Ruska kadra kierownicza w osobie Ivanienki też nam wiele nie powiedziała. Musimy dorwać obcokrajowca, wszystko jedno skąd. Kopalnię mamy pod nosem. Fox dobrze prawi, oglądanie obiektów z zewnątrz nic nam nie da, zobaczymy budynki i płoty. Trzeba wkraść się do któregoś z nich, schwytać języka i wyjść.
- Szczerze mówiąc… - Odezwała się Shade wyraźnie skonsternowana. - Nie zadałam Ivanience żadnych pytań dotyczących kopalni, więc trudno stwierdzić ile w rzeczywistości wie.

- I co zrobicie z tym wyciągniętym na siłę gościem? - powątpiewająco zapytał O'Hara, słysząc ich pomysły. - Nie mamy gdzie go trzymać, chcecie go zastrzelić? Do tego ręki nie przyłożę. Jak go puścimy, szybko okaże się, że plotka już się rozeszła i kopalni nie pilnuje trzech ludzi a cała kompania. Jak zgarniemy człowieka, to zaraz po tym musimy wejść do miejsca gdzie pracuje. To dlatego najpierw chcę obejrzeć fabryki, przy okazji może pogadać z Ivanienką. Ta kopalnia może i jest blisko, ale akcja w niej może spalić tę kryjówkę, a nawet całą misję. Coście tacy wyrywni, kiedy nawet nie zdążyliśmy obejrzeć innych celów?
- Dobra, dobra - Witalij zatrzymał łyżkę w połowie drogi do ust. - Do właściwej akcji i tak potrzebujemy tych motorów, bo w otwartym terenie będzie ciężko zgubić ewentualny pościg na nartach. Mogę iść z Shade do Ivanienki. Ona zna jego a ja gawarit pa ruski.
Przełknął porcję zupy i oblizał usta.
- To jest zaskakująco pyszne - skomentował. - Może dlatego, że ciepłe.
- Większość z tego, co mówisz, Kane - odezwał się znowu Fox - będzie dotyczyła każdego z naszych celów, skoro już kogoś siłą wyciągniemy. Inne metody, jak przekupstwo, przegadanie czy zastraszanie słowne, byłyby jeszcze bardziej niepewne. A co do samego obejrzenia celów, to jak wspomniałem, tutaj nie trzeba iść kupą do jednej fabryki, tylko można dwójkami odwiedzić obie - F1 i F2. Pójdzie szybciej i łatwiej będzie uniknąć niechcianych oczu. Zresztą, te fabryki nie są na tyle daleko od siebie, by w razie kłopotów nie móc się zebrać w kupę. Komunikatory powinny działać.

- Wszystkie cele masz na jednej linii z naszej strony - Kane wzruszył ramionami. - Do F2 jedziemy razem, potem rozdzielamy się. Pojedziesz ze mną do F1, Shade i Witalij odwiedzą Ivanienko. Dowiemy się czego się da, zbierzemy wnioski i zastanowimy, czy działać od razu. Pasuje?
- Brzmi jak plan - skinął głową Bojko. - Val, o ile pamiętam to umawiałaś się z Ivanienką na telefon i spotkanie przy teatrze w centrum. Przekradanie się tam przez całe miasto to spory kłopot, nie mamy nawet gdzie zostawić nart, no i raczej nie zdążymy przed godziną policyjną, więc on też nie dojedzie. Mieszka na obrzeżach, może lepiej znów odwiedzić go w domu?
- To zdecydowanie lepsza opcja, tym bardziej że wybieramy się do niego nocą. - Potwierdziła zwiadowczyni.
Fox wylizał swoją miskę do końca, po czym odłożył ją na bok.
- No to chyba ustalone. Nie ma co zwlekać, ruszajmy dupy, pani i panowie.
- Zgadza się - potwierdził O'Hara, odstawiając zupę i biorąc swój ekwipunek. - Zoltan, Roy, jak się już uporacie z motorami, poszukajcie dla nich parkingu. Na kontener może się ktoś ciągle pokusić. I miejscie oczy otwarte, nie jesteśmy pewni, czy szabrownicy faktycznie odpuścili.
 
Widz jest offline  
Stary 08-01-2016, 13:06   #4
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Buckman, Hradetzky

Udinov poradził sobie sprawnie ze zdobyciem prostych, ręcznych narzędzi. W tych warunkach używanie elektrycznych i tak byłoby ryzykowne, więc tutejsi unikali wszystkiego, co może zawieść lub zamarznąć. Co ciekawe, większość z ich sprzętu miało gumowe uchwyty, niespotykane w innych rejonach świata, gdzie brany do ręki metal nie przyklejał się do niej natychmiast. Sprawa montażu okazywała się prosta, jedyny problem jaki napotkali, to decyzja, czy montować płozy czy koła. Te pierwsze lepiej radziły sobie na grubszej warstwie śniegu, te drugie oczywiście na co bardziej odśnieżonych drogach, pozwalając też osiągać większą prędkość. Poza tym była to prosta, chociaż męcząca w panujących warunkach robota. Wszystko zamarzało, a przenieść całość do wnętrza kryjówki Dymitra było trudno. Pudło się nie mieściło. Dało się pojedyncze części, co jednak stawiało później problem z wyniesieniem na górę. Udinov zaproponował składanie w baraku ocieplanym jednym piecykiem - zawsze to przynajmniej zbliżało temperaturę do okolic zera, choć jedna koza przy nieszczelnych drzwiach nie potrafiła wynieść temperatury na plus.
Sam Rosjanin poszedł poszukać opału, bo ten kończył się bardzo szybko.

Niewiele działo się dookoła. Na lotnisku wylądował samolot, słychać było dźwięk silników odrzutowych. Warkot tych spalinowych z kolei oznaczał ruch w pobliżu kopalni. Z północy przyjechał konwój sześciu ciężarówek, z których zaczęto wyładunek wkrótce potem. Po ulicach niewielkiej osady przeszło kilku nawoływaczy, wrzeszcząc na całe gardło.
- Szukamy rąk do pracy! Dobrze płatne! Szukamy rąk do pracy!
Do baraku nikt im nie zaglądał. Nikt też nie połakomił się na kontener, szabrownicy nie wrócili.

Pojawiły się dwa problemy.
Barak był za mały, aby trzymać w nim wszystkie motory. Po złożeniu trzech, nie mieli już gdzie ich trzymać tak, żeby mieć jeszcze miejsce na składanie następnych. Kontener jako miejsce składunku też niebyt się sprawdzał po przestawieniu akumulatorów tak, żeby dało się wyciągać pudła z motorami. No i jako miejsce był spalony, bo przynajmniej szabrownicy wiedzieli o jego istnieniu.
Drugim problemem był brak prądu. Bez niego akumulatory nie działały i nie było mowy o odpaleniu i przetestowaniu któregokolwiek z pojazdów.


O'Hara, Bojko, Rusht, Raver

Godzina 20:37 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice celu "F2", Norylsk, Rosja


Cel oznaczony jako "F2" był... rozczarowujący.
Na pierwszy rzut oka przynajmniej.

Gdyby nie oznaczenie na mapie dostarczonej przez Miracle, istniała całkowita pewność, że zostałby przez nich zignorowany. Płaski teren wydawał się prawie pusty, oprócz trzech niskich, prostokątnych budynków, z których największy miał pięćdziesiąt metrów długości. Wyglądały jak magazyny, podobnie zresztą jak rój mniejszych budynków okalających to miejsce z trzech stron. Duża część z tych małych, jak i przejścia pomiędzy nimi, zasypane były śniegiem, ale otwartą przestrzeń między nimi została odśnieżona. Nie zgadzały się też osobowe i terenowe samochody, jak również dwie ciężarówki, stojące nieopodal dużych baraków. Śnieg pokrywał dachy i gromadził się przy ścianach, ale nawet pomimo tego widać było, że całość nie sprawia dobrego wrażenia.

Najłatwiej terenowi było się przyjrzeć z położonej niedaleko starej odkrywkowej kopalni, jedynego wyższego miejsca w okolicy. Nowoczesne lornetki i luneta radziła sobie z nocą i odległością, dzięki czemu dostrzegli kilka nowych szczegółów, mogących potwierdzać, że Miracle nie myliło się zaznaczając ten cel - ani w jego ważności, ani w tym, ze w ogóle tam coś się znajdowało.

Miejsce to nie zostało otoczone płotem, ale jedyna droga prowadziła od południa i przebiegała dalej na północ od wschodniej strony dużych budynków. Została odśnieżona, ale wysokie zaspy były niczym mur wokół całego terenu - co prawda łatwo się było na nie wspiąć, lecz też łatwo wypatrzeć wszystkich, którzy tego próbowali. Zresztą przy drodze stały posterunki wojskowe - jeden na północ od fabryki, drugi na południe tuż za wyjazdem z miasta.
Chwila obserwacji pozwoliła też upewnić się, że budynki nie są puste. Z najmniejszego z nich wyszła trójka osób, kierując się do jednego z samochodów i niedługo potem odjeżdżając. Otwarte na chwilę drzwi pozwoliły ujrzeć uzbrojonego w długą broń mężczyznę, który wyjrzał na zewnątrz zanim je zamknął. Wnioski były dwa: albo fabryka jest bardzo mała, albo tak naprawdę znajduje się pod ziemią.


Bojko, Rusht

Godzina 20:57 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice mieszkania Ivanienko, Norylsk, Rosja


Od tej niepozornej fabryki co domu agenta był ledwie kilometr i to licząc z nadłożeniem drogi związanym z omijaniem posterunków. Nie zmieniło się tam wiele, budynki stały jak poprzednio, jak również dwa posterunki z obu stron małego osiedla ciągle były obsadzone żołnierzami. Co więcej, po okolicy krążył milicyjny radiowóz, zatrzymując się co chwilę. Niebezpieczne czasy wymusiły lepszą ochronę.

Może wymusili ją sami mieszkańcy okolicy, wykorzystując swoje wpływy i pozycje?
A może chodziło o odwrotną zasadę - kontrolę mieszkańców.

Tak czy inaczej, dwójka najemników miała do pokonania te przeszkody, zanim będzie mogła porozmawiać z agentem. Paliło się światło na ostatnim piętrze jego domu, sugerując, że ktoś jest w środku.


O'Hara, Raver

Godzina 21:24 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice celu "F1", Norylsk, Rosja


Fabryka oznaczona jako "F1" miała wszystko, czego było trzeba stereotypowi. Ogromna przestrzeń upstrzona wielkimi budynkami i dymiącymi kominami idealnie wpasowywała się w określenie mianem "fabryka". Oczywiście każdy bardziej zorientowany w temacie od razu zacząłby z tym dyskutować, szczególnie, że część tego mogła być chociażby elektrownią, ale to już były szczegóły. Dla najemników najważniejsze było to, że patrzyli na wielkiego molocha zatruwającego powietrze w sposób niewiarygodny.

Fabryka miała wszystko. Własne magazyny, własne wysokie ogrodzenie, linię kolejową, drogi i co najmniej kilka aktualnie działających bram. I miała też posterunki wojskowe, które przy każdej z nich się znajdowały, plus do tego dochodziły patrole wojskowe w terenowych pojazdach, stojące lub poruszające się wzdłuż siatek. Wyglądało to wszystko na poważną, zwartą ochronę, a mundury wskazywały na lokalną dywizję. Wszyscy oni byli jednakże na zewnątrz ogrodzenia, pochowani w budkach lub samochodach. To samo w sobie mogło nie być dziwne, ale już pozycja snajperska przygotowana tak, aby kierować ogień w stronę fabryki, dawała do myślenia.

Ruch na terenie oznaczonym F1 istniał, poruszały się tamtędy cięższe i lżejsze maszyny, z rzadka dostrzegało się nawet pieszych pracowników przemieszczających się z budynku do budynku. To jednakże były zaledwie obserwacje z daleka. Kompleks był zbyt rozległy, aby móc wywnioskować więcej. Większość jego terenu zasłaniały zaspy i budynki na obrzeżach, a jedynym miejscem, skąd widać byłoby cokolwiek, był szczyt najbliższego bloku na krańcu Norylska. Przynajmniej w teorii, bo najpierw należałoby się tam dostać i sprawdzić. Pytanie czy z tak daleka mogli ujrzeć coś istotnego.

Miracle jednakże zaznaczyło "F1" w dwóch miejscach mapy. Podjechali więc tam, gdzie wskazywano, wjeżdżając na zaśnieżony teren starej, nieużywanej już od dawna kopalni odkrywkowej. Znajdowało się tam duże zagłębienie terenu, a jeśli pozostały jakieś budynki, to przysypał je całkowicie śnieg. Odkryli jednak coś innego, poznając po parze wydobywającej się z dziury w ziemi. Spływał tam syf z fabryki, na tyle ciepły, aby nie zamarznąć po drodze, tworząc syfiaste jeziorko. Sieć dużych rur, mających nawet średnicę półtora metra, prowadziła gdzieś pod ziemią, ale tylko z jednej wypływały chemiczne odpady, reszta została całkiem przysypana śniegiem. Mapa pokazywała też, że kiedyś ułożono tu bocznicę kolejową, zapewne zasilając fabrykę urobkiem pochodzącym z tej kopalni. Teraz tak jak reszta okolicy, zostało to zasypane śniegiem. Być może wcześniej rozebrane. Nic więcej nie odznaczało się tu na powierzchni.


 
Sekal jest offline  
Stary 13-01-2016, 16:34   #5
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zoltan Hradetzky dobrze radził sobie z narzędziami, nawet to lubił. W wolnych chwilach serwisował nawet egzoszkielety w Chartumie, co wypełniało nudę pomiędzy zleceniami. Co innego jednak grzebać w sprzęcie który się zna i lubi, a co innego z musu, w gównianych warunkach. Ale motywacja była - skutery naprawdę im się przydadzą. Dlatego wraz z Buckmanem przestali kręcić nosem na staromodne narzędzia i składali do kupy japońskie motory śnieżne.
- Mam nadzieję, że choć trochę podziałają - marudził węgier - jakoś nie do końca mam zaufanie do japońskiego sprzętu w warunkach arktycznych.
Miał takie same wątpliwości co do systemu kierowania ogniem swojego mecha i precyzyjnych układów autogranatnika. Póki co były bezpodstawne. I nieaktualne.
Problemem okazały się akumulatory. A właściwie ich zawartość.
- Puste jak kościół w poniedziałek. Trzeba będzie pobawić się w pajęczarza i zrobić na lewo wpięcie w lokalną infrastrukturę. Skoczę wyszabrować kabli i rozejrzeć się za jakimś dogodnym miejscem do kradzieży prądu. Złodziei prądu łapią wcześniej czy później, ale my nie zabawimy na tyle długo, by wykryto niezgodności w poborze. Nie przypominam sobie, abym to robił kiedyś, ale od strony technicznej to pestka.
O ile w syberyjskiej temperaturze, przy brakach narzędziowych cokolwiek może być pestką...

* * *

Kilkadziesiąt minut później wciąż wszystko było w powijakach, zarówno plan jak i wykonanie. Zoltan wrócił do do kryjówki z naręczem jakiś kabli, nie wiadomo czy dobrych, kląc na to, że chyba wszystkie skrzynki w Norysku przysypało. Nagle zatrzymał się i uśmiechnął.
- Tak grzebię w tych kablach i grzebię i przyszło mi do głowy rozwiązanie alternatywne. A gdyby tak zamiast szukać dobrze ukrytej fabryki iść właśnie śladem prądu? Złapalibyśmy namiar na jakiegoś inżyniera z tutejszej elektrowni i podpytali, czy aby w jakieś miejsce nie idzie o wiele za dużo mocy. W końcu jak pod jakąś kopalnią lub fabryką jest kompleks produkujący super broń, liczby nie będą się zgadzać.
- Ja wiem? Jeśli te ich wycieczki nic nie dadzą, można spróbować - odpowiedział Buckman. - Lepiej tak niż tylko liczyć na fart.
- Nie musimy od razu porywać dyrektora, wystarczyłoby posmarować łapę jakiemuś inżynierowi niższego szczebla. W końcu to tylko dane, nie opłacalibyśmy zdrady czy Bóg wie czego. Spytamy reszty.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-01-2016 o 23:22. Powód: Bubel w poście!
TomaszJ jest offline  
Stary 16-01-2016, 00:15   #6
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Składanie śniegowych motorów w ciasnocie i chłodzie górnego poziomu kryjówki Udinowa może i było dość upierdliwe, ale przynajmniej konkretne i na swój sposób celowe. Przynajmniej dopóty, dopóki udawało się nie pamiętać o tym, że bez prądu i tak były zwyczajnie bezużyteczne. Niezależnie od tego, czy założyło się na przednie widelce koła czy płozy. Ten dylemat zresztą dla Buckmana praktycznie nie istniał. Pierwsza opcja uzależniała od sieci dróg, druga była bardziej uniwersalna, więc w ich sytuacji - po prostu lepsza.

Kiedy Hradetzky wyszedł poszukać praktycznego rozwiązania kluczowego problemu, Roy wrócił do jednej ze złożonych maszyn, żeby zbadać dokładnie sekcję zasilania. Wciąż nie bardzo mógł zrozumieć, dlaczego producent tych ewidentnie zimowych zabawek, wybrał sobie elektryczną bazą. Może i nowoczesna inżynieria potrafi dostarczyć baterię tanią albo odporną na niskie temperatury, ale raczej nie taką i taką jednocześnie. Roy postawiłby raczej na proste jak drut, najpewniej ustawione pod alkohol, silniki spalinowe, choć może byłby to kolejny objaw jego postępującego anachronizmu. A dla typowego Rosjanina - pewnie niepojęte marnotrawstwo. Zresztą teraz i tak nie miało to żadnego znaczenie. Ważne było ustalenie, czy postępowy projektant przystosował swoje dzieła do ładowania bezpośrednio z sieci, czy też wymagały na przykład zewnętrznego prostownika, co dodatkowo utrudniłoby Zoltanowi zadanie.

Poza tym Buckmanowi niewiele zostało do zrobienia. W baraku brakowało miejsca na złożenie kolejnej maszyny, nastawił więc na piecyku wodę na świeżą kawę albo herbatę z myślą o tych, którzy w każdej chwili mogli pojawić się w zasięgu komunikatora, i czekał cierpliwie w najcieplejszej części kryjówki. Na razie - oprócz tła szumów i trzasków kolejnych kanałów zdobycznej krótkofalówki - słyszał tylko Węgra, zgodnie z ustaleniami potwierdzającego co jakiś czas, że wszystko jest w porządku.

- Skoro już tam marzniesz, Zoltan, mógłbyś porozglądać się też za jakimś pustym kontenerem albo inną bezpieczną miejscówką na ten sprzęt. Przy okazji.
 
Betterman jest offline  
Stary 16-01-2016, 12:20   #7
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Podziemne fabryki wcale nie dziwiły O'Hary. Połowa życia toczyła się tu w piwnicach i nie dziwne przy pieprzonym zimnie. Najemnik po niedługiej chwili bezruchu skrzypiał jak nienaoliwiona zabawka Zoltana przy każdym załamaniu zamarzającego odzienia. Nie dziwił też kompleks fabryczny wielkości małego miasteczka. Zdziwił się dopiero przy drugim znaczniku F1. Wywiad Miracle pierwszy raz się do czegoś przydał.

- Wygląda mało atrakcyjnie, aye? - O'Hara skomentował wypływający z rury syf. - Skoro przy tej temperaturze dopływa tu i nie zamarza to albo ostra chemia albo topiony metal. Do żadnego nie chcę włazić, za to te rury obok dają nadzieję, gdyby je odkopać. Ciekawy jestem, czy to oznaczenie od Miracle to dzięki któremuś agentowi. Nie widzę sensu obchodzić tego miejsca wokół, ci żołnierze dookoła fabryki mogliby coś zauważyć. Wracamy w pobliże domu Ivanienki, co myślisz? - spytał Foxa.
- Tak, możemy wracać... - odrzekł zamyślonym tonem Raver. - Straszny kontrast... Tutaj mamy ogromny kompleks, który wygląda trochę jak obóz koncentracyjny, a druga fabryka z zewnątrz to parę chat na krzyż. Rury to jedno i można później je spróbować odkopać, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w przypadku obu celów były też inne przejścia podziemne. Choćby wyjścia ewakuacyjne, zwłaszcza jeśli gdzieś mają laboratoria i naukowców, którzy stanowią cenny towar. Swoją drogą, ciekawe, jaka jest komunikacja między tymi dwoma fabrykami. Jeżeli jeżdżą z jednej do drugiej, ktoś musi tutaj coś wiedzieć.
- Obóz bez kwater mieszkalnych? - O’Hara pokręcił głową, coś mu nie pasowało do tej teorii. - Niekoniecznie muszą komunikować się między fabrykami, za to muszą dostarczać tu urobek z kopalń. Liczę, że Shade i Bojko się czegoś dowiedzą. Ten duży moloch nie wygląda na centrum rozwoju. Tu produkują, a wymyślają w tym podziemnym, na to bym stawiał. Cholernie mnie zastanawia czego tak strzegą ci żołdacy. Złapałbym jakiegoś miejscowego, ale o tej porze to niewykonalne, nie mówiąc już o naszej znajomości tutejszego języka.
- W sumie nie ogarnęliśmy całego kompleksu, ale jeśli robole po prostu rozchodzą się do domów po robocie, a nie mają choćby tymczasowych kwater na miejscu, to akurat lepiej dla nas - stwierdził Fox. - Łatwiej będzie nam kogoś dorwać poza kompleksem, w dodatku w godzinach zmian sołdaty mogą być bardziej zajęte. Nie ma co teraz czekać godzinami na mrozie, ale przy systemie trzyzmianowym jedna z nich może wypadać o 22. To zaraz. Za kilkanaście minut, znaczy się… - Anglik popatrzył pytająco na Irlandczyka. Tyle chyba mogli poświęcić na potencjalnie prostą weryfikację, nawet gdy odmarzały im dupy.
- Zerkniemy - zgodził się O'Hara. - I tak musimy poczekać na koniec wywiadu z panem dyrektorem. Chodźmy w stronę pierwszych bloków, powinno być widać wystarczająco wiele.

Daleko nie było, a do pokonania mieli praktycznie płaski, niezamieszkany teren, prowadzący wprost do pierwszych bloków, ustawionych ot tak przy pierwszej drodze, bez żadnych przedmieść. To była jedna z tych rzeczy różniących Norylsk od wszystkich innych miast. Ludzi na ulicach nie było, w oddali jeździły pojedyncze samochody, ale praca w fabryce trwała.
Ze swojej pozycji obserwowali najpierw jedną wjeżdżającą do środka ciężarówkę, żołnierze sprawdzili pakę i wpuścili ją do środka. Niedługo potem z terenu wyjechały dwie inne, również sprawdzone przez soldatów. To jednak co dawało więcej odpowiedzi i pytań jednocześnie to autobus. Jeden wypełniony ludźmi wjechał od wschodniej strony, a po kilku minutach wyjechał, również z ludźmi. Żołnierze weszli do środka, pewnie sprawdzając dokumenty, ale trwało to zaledwie chwilę i przepuścili pojazd dalej, a ten ruszył w stronę miasta.
- Sprawdzają, ale nie za dokładnie. Kieszeni im nie wiskają - O'Hara skomentował, gdy autobus ruszył w ich stronę. - Wcześniej obstawiłbym, że zależy im by nic się z fabryki nie wydostało, teraz sam nie wiem. Po co im ci snajperzy?
Nie uzyskał odpowiedzi i na nią po prawdzie nie liczył. Nie od Foxa.
Sekundy później odezwała się Shade.
 
Widz jest offline  
Stary 16-01-2016, 17:18   #8
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Nie chcę być złośliwy - rzekł Witalij z przekąsem, przyglądając się z daleka osiedlu Ivanienki. - Ale gdybyś za pierwszym razem wypytała go o wszystko to nie musielibyśmy teraz znów bawić się w szpiegów. Inaczej niż w maskowaniu chyba nie wejdziemy, tylko trzeba gdzieś zakitrać wierzchnie ciuchy i narty - dodał rozglądając się za odpowiednim miejscem. W ostateczności rzeczy można było zakopać w śniegu.
- Cóż, nikt nie jest doskonały, a ja nigdy nie twierdziłam że taka jestem. - Zwiadowczyni wzruszyła ramionami. - W podejściu obejdzie się bez striptizu na mrozie. Pójdziemy tą sama drogą, którą dotarłam tam za pierwszym razem. Przez ogródki. Wymaga to trochę cierpliwości, bo mamy dodatkową przeszkodę w postaci radiowozu, ale raczej powinno nam się udać. - Po tych słowach kobieta wskazała towarzyszowi miejsce, z którego ostatnim razem rozpoczęła swą drogę do agenta. - Zaczniemy z tego miejsca.
- Haraszo. Ale z chyba bez nart, nie? - Bojko odpiął narty i wraz z kijkami zakopał w śniegu pod łysym karłowatym drzewkiem. Otulił się szczelnie białą kurtką i włączył maskowanie w zarzuconym na plecy futerale karabinu. - Prowadź.
Kobieta za jego przykładem schowała swoje narty i ruszyła w kierunku najbliższego ogrodzenia otaczającego jedną z posesji znajdujących się w tym kwartale.

Wejść na teren pierwszej posesji nie było problemem dla wysportowanych najemników, podobnie jak ostrożnie przemykać poza wzrokiem zarówno posterunków jak i radiowozu. Siedzący w nim milicjanci nieszczególnie sprawiali wrażenie zaangażowanych w to co robili. Temperatura sprawiała, że w przeciwieństwie do innych krajów świata, tu nie było nawet psów, które mogłyby ich obszczekać. Przeszkodą były latarnie, oświetlenie przydomowe oraz pozostawiane ślady, bardzo wyraźne po tym, jak zdjęli narty. Śnieg aktualnie nie padał, więc ich przejście znaczyła głęboka bruzda na równej płaszczyźnie "ogródka". Zanim ktoś się w tym mógłby zorientować, dotarli w ten sposób do domu Ivanienki.

Idący za Shade Witalij, zasypywał za sobą rękoma ślady - z pośpiechu niezbyt dokładnie, lecz tak by mniej rzucały się w oczy. Choć wątpliwe, by ktoś - zwłaszcza znudzeni milicjanci - zwrócił na taki szczegół uwagę. Ukrainiec dołączył do zwiadowczyni pod drzwiami domku, wychodzącymi na ogródek. W białych strojach wyglądali jak dwie większe hałdy śniegu, przycupnięte obok karłowatej choinki.
- Pukamy czy się włamujemy? - zapytał. - Byle nie wystraszyć domowników tak, że włączą alarm zanim cię poznają. On mieszka z kobietą, tak? Ona cię widziała?
- Widziała - potwierdziła Valerie, a potem odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Bojko:
- Ostatnio po prostu zadzwoniłam. Chyba najprościej zrobić to ponownie.
Po ostatnich słowach przycisnęła niewielki przycisk obok drzwi.
W środku rozległ się stłumiony odgłos domofonu. Powiadają, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, schodzący więc Aleksiej był zdecydowanie mniej zdziwiony i zaskoczony niż za pierwszym razem. Wyjrzał przez wizjer i potwierdzając tożsamość Shade, wpuścił ich szybko do środka. Jego twarz zdradzała spory niepokój.
- Mieliśmy się spotkać w mieście! - wyszeptał.
- Tamte plany nie uległy zmianie. - Zwiadowczyni zapewniła uspokajającym tonem. - Potrzebujemy trochę dodatkowych informacji. Możemy wejść do środka?
- Tylko nie chodźcie przy oknach - powiedział nie podnosząc głosu. - Ten patrol wszystko widzi.

Poprowadził na górę, do tego samego gabinetu, w którym rozmawiał z Valerie wcześniej. Zasłony były tu szczelnie zasłonięte, a na biurku paliła się jedynie mała lampka.
- Co ode mnie chcecie? Przekazywałem raporty do momentu, kiedy mogłem! - syknął.
- Znaju, znaju, bez nerwów – uniósł dłoń Witalij, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu we wciąż zaśnieżonym ubraniu. Na dywanie, wokół butów najemnika tworzyła się błotnista kałuża. – Firma bardzo docenia pana pracę, znaczy tak mi się wydaje. Proszę mieć gotowe narty, ubranie i prowiant na podróż. Ale to za kilka dni. Na razie musimy zebrać więcej danych. Na początek, Aleksieju Kostantynowiczu, powiedzcie nam wszystko co wiecie o obcokrajowcach, którzy przejęli norylski przemysł. Weszli też do waszej kopalni? Może wpadła wam w ucho nazwa jakiejś korporacji?
Ivanienko obdarzył Witalija spojrzeniem pełnym niesmaku, ale nie skomentował niczego. Skoro mieli go zabrać, to mokry dywan nawet on potrafił zignorować. Namyślał się chwilę.
- Weszli nie weszli - odpowiedział, siadając za swoim biurkiem. - Pojawili się obcy kilka razy odkąd się to zamieszanie zaczęło, ale zmian kadrowych nie było. Zniknęło… kilka osób. Ale to nie takie dziwne, czystki zdarzają się co jakiś czas - zaczął nerwowo bawić się długopisem. - Słyszałem język, chyba niemiecki. Nazwy się nie pojawiały. W pracy kopalni nie zmieniło się prawie nic.
- Prawie, to znaczy? - dopytał Ukrainiec. - Czyli kopalni pilnuje nadal ruskie wojsko? Kto dokładnie zniknął? I co wy właściwie tam wydobywanie i do czego się tego używa?
Kolejne pytania tylko pogorszyły opinię "agenta" o przepytującym go najemniku. Zerknął na Valerie, ale mimo wyraźnego niezadowolenia odpowiedział.
- Prawie, bo naciskają na tempo wydobycia. Wydobywamy głównie miedź, trochę innych metali i pierwiastków rzadkich, gdy trafią się w złożu. Druga różnica to zintensyfikowane pomiary dotyczące tych ostatnich, mamy priorytet wyszukania ich, wydobycia i przewiezienia do tutejszego kompleksu fabryk. A kto zniknął? Ludzie zniknęli. Różni. Domyślam się, że za to co mówili lub robili. Tak to u nas bywa. Większość z nich nie miała wysokich stanowisk - wzruszył ramionami. - Wojska u nas niewiele, tyle by szabrowników z dala trzymać. I tych obcych, którzy strzelają się na południu miasta.
- Do którego kompleksu przewożone są te rzadkie pierwiastki? - Stojąca z boku kobieta zadała następne pytanie.
- Do fabryki przy Vokzalnaya, tu zaraz na zachód od mojego domu. Tam jest wstępnie przetwarzana. Gdzie dalej, nie wiem. Kiedyś do innych fabryk i w głąb Rosji, obecnie… - nie dokończył, ruchem długopisu sugerując, że nie ma pojęcia.
- Czyli do F1 - Witalij zerknął na Shade. - Tam ma miejsce wstępna obróbka, gotowy produkt powstaje gdzie indziej. Miedź wciąż się wykorzystuje w elektronice.
Spojrzał znów na gospodarza, mrużąc oczy.
- To wszystko co wiecie o obcych? Wszyscy są rasy białej? Mają jednolitą broń i umundurowanie? Wszyscy pod bronią czy były wśrod nich jakieś szychy w garniturach? Jakieś symbole? Spróbujcie przypomnieć sobie szczegóły. Albo plotki, przecież znacie dużo ludzi.
- Przyszliście do mnie słuchać plotek? - spytał z niedowierzaniem. - Ci, których ja widziałem byli biali i nie mieli widocznej broni. Mieli uzbrojoną nieliczną eskortę. Ze mną nie rozmawiali, tylko z główną dyrekcją kopalni. Towarzyszyło im podobno dwóch oficerów wyższego stopnia ze stacjonującej tu rosyjskiej dywizji. Nikt z nich nie zdejmował ciepłego ubrania, nie wiem co mieli pod spodem.
- W każdej plotce tkwi ziarno prawdy - pouczył Ivanienkę najemnik. - Dzięki, tyle nam wystarczy. A, nie macie może papierosa albo czegoś przyzwoitego do żarcia?
- Możemy zapłacić. - Najemniczka uśmiechnęła się smutno - Jakoś nasi zleceniodawcy nie przewidzieli, że pieniądze w odciętym mieście są kiepska walutą.
- Wystarczy, że mnie stąd zabierzecie. Mam wrażenie, że moje ruchy są dokładnie monitorowane. Papierosów nie mam - sięgnął do szuflady biurka i wyjął z niego cygaro. Rzucił Witalijowi. - Ale mam to. Jedzenie w kuchni się znajdzie… problem może być taki, że obudziliście znowu… - machnął ręką na górę, zerkając na Shade. Wiadomo o kim mówił. - Może lepiej by się wam nie przyglądała. Ale nawet ja nie mam rarytasów, wpychają głównie puszkowane żarcie - skrzywił się. - Z plotek jest jedna, głośniejsza od innych. Podobno jacyś fanatycy religijni przejęli elektrownię i mówią, że wysadzą bombę jak nie spełni się ich żądań. Nikt nie wie jakie to żądania, ani czy to prawda, ale wojsko otacza cały kompleks wraz z fabrykami, więc coś na pewno jest na rzeczy.
 
Bounty jest offline  
Stary 16-01-2016, 17:31   #9
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy Kane i Fox pojawili się w zasięgu ich komunikatorów, zwiadowczyni przekazała im po angielsku informacje uzyskane od Ivanienki.
- Macie może jeszcze jakieś pytania do agenta? - Zapytała na koniec. - Co do dalszych działań. Chyba warto sprawdzić gdzie transportowane są produkty z celu F1.
- Niech powie co wie o drogach wjazdowych i kontrolach. I zapytaj odnośnie celu F2 - odpowiedział jej Kane. - Uważam, że F2 to linia technologiczna, F1 produkcyjna. Można sprawdzić gdzie wiozą towar, Sato może się tym zainteresować. Będziemy musieli zdecydować, w który z tych celów uderzyć.
- Widzieliśmy, jak kontrolują ciężarówki i autobusy - rzucił Fox. - Hmm, może jednak lepiej obejść tej kompleks, wtedy informacje o drogach wjazdowych i kierunkach, w których jadą transporty, będą z pierwszej ręki. Mogę to zrobić sam, ewentualnie z Bojko lub Val. Jest ciemno, a ja mam kamuflaż w pancerzu, ciężko więc im będzie mnie dostrzec nawet na termowizji. No i ciągle jesteśmy na miejscu, nie ma co teraz wracać do kryjówki.
Po wysłuchała wypowiedzi obu mężczyzn i przekazała pytanie odnośnie fabryki zaznaczonej na ich planach jako cel F2, wyświetlając holograficzną mapę przed oczami agenta:
- Możesz nam coś powiedzieć o tym miejscu? A jeśli nie to może wiesz o kimś kto mógłby mieć informacje i byłby zainteresowany wymianą informacji?
Ivanienko przyjrzał się mapie, marszcząc brwi.
- To muszą być laboratoria. Nigdy tam nie byłem, nie wiem nawet nad czym dokładnie pracują. Wszystko to ścisła tajemnica - odpowiedział po namyśle. - Znam dwie osoby, które tam pracują. Nie mam pojęcia, czy chciałyby mówić i na pewno nie możecie przekazać, że ode mnie o nich wiecie.
- To oczywiste. - Kobieta skinęła głową. - ostatecznie możemy im zaoferować wyjazd z Norylska. Myślisz, że któremuś mogłoby to odpowiadać?
- Nie wiem - pokręcił głową. - To nie są moi bliscy przyjaciele, a z nikim innym się o takich rzeczach nie rozmawia. Wizja lepszego życia lub pieniędzy przemawia jednak do wielu - uśmiechnął się półgębkiem.
- Możesz nam podać ich nazwiska i adresy? Także jeśli wiesz coś o powiązaniach rodzinnych byłoby to cenne. Wszystko może być motywacją. Spróbujemy któregoś przekonać. Wiesz czym się zajmują w kompleksie?
- Zapiszę wam adresy - odparł, przesuwając wzrokiem po Valerie. - Witalij ma żonę, Oleg jest już stary i samotny. Nie wiem czym się zajmują, znam tylko ich specjalizację. Witalij jest chemikiem, Oleg profesorem fizyki.

Shade powtórzyła słowa Aleksjeja po angielsku tym, którzy słyszeli wcześniej tylko jej rosyjskie wypowiedzi w komunikatorze.

Fox pokiwał głową z niedowierzaniem, słysząc słowa Shade wypowiadane po angielsku. Co za paradoks, że dowiadują się o tym wszystkim dopiero teraz, gdy raz już przecież zasięgali języka u tego agenta, a F1 i F2 sam snajper wskazał jako potencjalne cele zanim jeszcze grupa zdecydowała się poświęcić więcej czasu na agentów.
- Skoro tak - odezwał się do komunikatora - to spytaj się go też, czy zna kogoś powiązanego z kompleksem F1. Bo nie wiem, czy będziemy mijać patrole, by go znowu odwiedzać, więc lepiej pytać o więcej niż o mniej.

- Jeśli to możliwe przydałby nam się też namiar na kogoś kompetentnego z fabryki przy Vokzalnaya. - Zwiadowczyni zwróciła się ponownie do Iwanienki. Nie komentując słów Foxa, który akurat ani razu nie musiał się do niego przedzierać.
- Znam trochę osób, ale prawie wyłącznie z tej jednej fabryki. Do tego kilka nazwisk dyrekcji, ale bez adresów - odpowiedział zapytany Rosjanin.
- Zapisz i te informacje. Nigdy nie wiadomo co może się przydać. - odpowiedziała kobieta. Ivanienki skinął głową, dopisując do adresów nowe wraz z nazwiskami.
- Miejsce zamieszkania znam jedynie kilku z nich.
- Tyle powinno nam wystarczyć - rzekł Witalij, zaciągając się cygarem. Jego twarz wyrażała błogostan. Zgasił cygaro w popielniczce, zostawiając jego połowę na później i podniósł się z fotela. - Nie będziemy pana więcej niepokoić. Jedzenie weźmiemy na wynos. Skontaktujemy się za kilka dni w wiadomej sprawie.
- Lepiej się pospieszcie. W powietrzu wisi coś wyjątkowo nieprzyjemnego i nie tylko o tę plotkę o bombie chodzi - na twarz Aleksieja powrócił niepokój. Przynajmniej tym razem z góry nie zeszła jego ciekawska "kobieta".
- Też potrafimy być nieprzyjemni - uśmiechnął się Witalij, pakując do plecaka jedzenie. - Dzięki, towarzyszu, bywajcie - rzucił na pożegnanie, kierując się do drzwi.
- Nam też zależy by jak najszybciej się stąd wynieść. - Dodała na pożegnanie Shade podążając za Ukraińcem.

Gdy wyszli na zewnątrz odezwała się ponownie do komunikatora:
- Proponuję spotkać się gdzieś koło celu F1. Może na początek warto skontaktować się z ludźmi z fabryk?
 
Eleanor jest offline  
Stary 16-01-2016, 23:55   #10
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Zoe wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi. Stanęła przed wieszakiem, na którym były i jej rzeczy. Właściwie to kurtka jej męża tam wisiała. Porywacze brali co popadło, byle tylko ofiara nie zamarzła im. Taki ludzki odruch o ironio losu.
Prawą ręką zdjęła kurtkę. Stojący przy drzwiach mężczyzna z ciekawością patrzył co robi. Jego ręka przesunęła się odrobinę, ale poza tym nie ruszył się ze swojego miejsca.
- Jeśli jest pani zimno, proponuję ubrać dodatkowy sweter. Rozkazano mi nie wypuszczać pani z mieszkania do czasu powrotu dowódcy, więc... - zawiesił głos, unosząc brwi.
Zoe obdarzyła mężczyznę zmęczonym spojrzeniem.
- Nie mam swetra. - Powiedziała zakładając kurtkę i buty.
Ubierała się powoli by nie urazić bolącego ciała.
- Na pewno są w szafie - zapewnił, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Jego podejrzliwość widać było wyłącznie po oczach.
- Nie są moje. - Odparła i wróciła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko znalazła się sama w pomieszczeniu krytycznym okiem przyjrzała się łóżku. Łóżko jak łóżko. Miało służyć do spania. Nie miało być ładne i takim nie było. Było za to ciężkie. O czym Zoe przekonała się próbując je przesunąć pod drzwi. Zanim się to jej udało, łóżko zazgrzytało o podłogę. W drzwiach prawie od razu znalazł się żołnierz. Nie miały klucza, więc nie było szans się przed tym ochronić. Od razu zorientował się co się dzieje.
- Chce mnie pani zmusić, bym stał w tym pokoju czy związał, aby nie doszło do niczego, czego oboje byśmy żałowali?
- To pan będzie żałował, nie ja. - Starając się powiedzieć to bardzo spokojnie. Chciała w ten sposób pokazać, że groźby mężczyzny nie robią na niej wrażenia.
- Ja mam tylko rozkazy - wzruszył ramionami. - Chce się pani zastawiać, proszę bardzo. Ale proszę oddać kurtkę i buty.
- Chcę trochę spokoju. - Powiedziała Gnedenko.
- Oczywiście. Dostanę to o co proszę i pozwolę pani nawet zastawić drzwi tym łóżkiem - nie dał się zbyć.
- Wolne żarty.
- Tak, dokładnie tak wygląda z mojej strony pani zachowanie.
Pani pułkownikowa, ignorując zupełnie strażnika, usiadła na łóżku, którym jeszcze przed chwilą usiłowała zastawić drzwi do pokoju. Po chwili położyła się na nim z rękoma splecionymi pod głową. Wzrok skupiła na jakiejś plamie na suficie.

Żołnierze, czy kim byli ci ludzie, okazywali się cierpliwi. Zmienili po prostu miejsce warty, pozostając w pokoju i od czasu do czasu krążąc od niego do przedpokoju, ale na tyle blisko, że zamknięcie drzwi było niemożliwe. Było ich dwóch, więc wymieniali się, także przy wychodzeniu do łazienki. Nie rozmawiali prawie wcale, nie licząc krótkiej wymiany szeptów. Mijały godziny, czas się dłużył, a zmęczenie Zoe narastało. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zdrzemnie się wcale, energia niedługo się skończy. To wszystko co przeżyła ostatnio mocno wpływało na organizm.

Wreszcie, po nie wiadomo jak długim czasie, ponownie pojawił się Klimow. Zdejmując kurtkę ogarnął wzrokiem sytuację i... uśmiechnął się. Postawił na biurku walizeczkę na dokumenty i skierował spojrzenie na Zoe, zwalniając z warty w pokoju ciągle stojącego tu żołnierza.
- Widzę, że nadal nie chce pani współpracować. Rozumiem to, naprawdę. Porozmawiałem z Repninem, zgodził się, że skoro taka pani wola, ma pani wolną rękę. Może się pani ubrać i wyjść. Musi pani tylko podpisać dokument, że czyni pani to dobrowolnie i nie chce mieć już z nami nic wspólnego oraz klauzulę zabraniającą mówić kim jesteśmy. Gdyby nie pani mąż, nie byłoby to konieczne, ale proszę zrozumieć, że w razie czego będziemy rozliczani. Nasze siły są uszczuplone i mógłbym pani przydzielić tylko jednego człowieka, ale jak dotychczas nie zauważyłem, ani pragnęła pani jego obecności.
- Więc jednak chodzi o to czyją jestem żoną. - Zoe westchnęła ciężko.
- To zawsze o to chodziło w kwestii pozostawienia pani bez ochrony - odpowiedział kapral tak, jak gdyby dla niego była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Bez ochrony czy bez nadzoru? - Gnedenko uniosła do góry prawą brew.
- Niech pani sama zdecyduje - odparł niezrażony. - Teraz może pani odejść, wystarczy jeden podpis.
Otworzył walizkę, z której wyjął kartkę i długopis.
- Proszę mi powiedzieć co stało się z moim mężem. - Pułkownikowa zmieniła temat. Starała się by jej głos brzmiał neutralnie i nie zdradzał obawy o życie bliskiej osoby.
- Nie wiemy tego - westchnął, raczej szczerze, odpowiadając na to pytanie bez większego wahania. - Wiem tyle, ile powiedziałem pani w areszcie. Kontakt z pani mężem urwał się kiedy jechał na... negocjacje. Zaginął on, jego samochód, major Kaskis oraz wiozący ich szeregowy. Potem odnaleźliśmy samochód, spalony. Bez ciał i żadnych śladów mogących skierować poszukiwania w konkretnym celu.
-Negocjacje? - Zoe nie kryła zdziwienia.
- Negocjacje - powtórzył, nie wdając się w dokładniejsze wyjaśnienia. - Odnośnie sytuacji w mieście i jego przyległościach.
- Ale z kim? I gdzie?
- Pytanie, czy to ważne? - odpowiedział pytaniem Klimow, ale pytaniem zadanym zdaje się serio. - Zastanawialiśmy się nad tym. Negocjacje z obcymi. Ostatecznie ta część rozmów nigdy się nie odbyła. Wie pani coś o ludziach, którzy chcieliby powstrzymać porozumienie, do którego moglibyśmy dojść?
- Dla mnie to niezwykle istotne pytanie. To mój mąż. - Ona również była niezwykle poważna.
- Zdaję sobie sprawę, że jego zaginięcie jest dla pani bardzo ważne - położył duży nacisk na słowo "zaginięcie". - Ale druga strona twierdzi, że oni nie maczali w tym palców, a my nie mamy nic, co mogłoby te zapewnienia obalić.
-Dobrze pan wie, że nie powiem nic co mogłoby obciążyć mojego męża.
- Nikt pani o to nie prosi. Niestety jednocześnie nie jestem w stanie udzielić pani satysfakcjonującej odpowiedzi. Poszukiwania ciągle trwają.
- Nie? - Spytała z przesadną podejrzliwością w głosie. Po czym dodała już bardziej neutralnie. - Czego zatem pan oczekuje?
Zmarszczył brwi, siadając za biurkiem i opierając na nim dłonie. Tym razem z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Tego, by się pani zdecydowała. Pani zachowanie od samego początku wskazuje na chęć uwolnienia się od nas, proszę więc podpisać dokument i jest pani wolna.
- Proszę wystawić mi dokumenty umożliwiające mi poruszanie się po mieście.
Zaskoczyła go tym stwierdzeniem, musiał zupełnie zapomnieć, że takich dokumentów nie ma. Po chwili zastanowienia skinął głową. Wyjął z teczki jakąś kartkę, postawił stempel i podpisał.
- Odzyskaliśmy pani dokumenty, porywacze nie zabrali ich ze sobą, ale niestety nie mam ich tutaj. Pani mieszkanie ciągle uważamy za zbyt niebezpieczne, ale możemy dostarczyć je tam, gdzie pani zechce. Lub pozostawić na posterunku milicji.
-Mogę wiedzieć kiedy je odzyskaliście? - Spojrzała na kaprala lekko przekrzywiając głowę.
- Odzyskaliśmy to nie do końca dobre słowo, przepraszam, zwyczajnie porywacze nie zabrali ich z pani mieszkania.
- Domyśliłam się tego. - Cały czas wpatrywała się rozmówcę trochę takim natrętnym spojrzeniem. - Proszę powiedzieć kiedy.
Odwzajemniał je bez trudu.
- Niedługo potem, kiedy milicja zgłosiła nam strzelaninę.
- Mieliście moje dokumenty, a jednak urządziliście cały ten cyrk.
- A co mają dokumenty do zadania pani pytań i próby zapewnienia ochrony? - uniósł pytająco brew. - Mogę jedynie przeprosić za początkowe zamieszanie, wtedy nikt nie wiedział na kogo się natknęliśmy w piwnicy.
- Długo wam jednak przyszło sprawdzanie na kogo się natknęliście w piwnicy.
- Dziwi się pani z tym całym zamieszaniem dookoła? - spytał unosząc brwi.
- Oczywiście, że się dziwię. - Powiedziała całkiem szczerze.
Klimow zamrugał, zdecydowanie nie udając zdziwienia. A potem wyprostował się i wygiął na oparciu, prostując kości i kręcąc z niedowierzaniem głową. Nic jednak nie powiedział. Na biurku leżały dwa dokumenty. Jeden podpisany przez niego, drugi z miejscem na podpis Zoe.
- No tak. - Westchnęła ciężko kobieta. - Gdy tylko dostanę swoje dokumenty opuszczę panów. Zamierzam tu na nie poczekać.
- W takim razie proszę się rozgościć - pokazał jej łóżko, a następnie zajął się wyjmowaniem plików kartek z teczki. Zapalił lampkę i zaczął czytać, ignorując obecność Zoe.
Pułkownikowa nie zamierzała mu przeszkadzać. Zdjąwszy kurtkę i buty usiadła na łóżku. Poczęstowała się przyniesionymi wcześniej prze kaprala kanapkami. Powoli je przeżuwając po raz niewiadomo który starała się przeanalizować swoją sytuację. A czasu miała dużo.
Jej otępiała zmysły zarejestrowały strzelaninę pod jej blokiem. Tylko dlaczego Klimow sugerował, że to nie Arabowie ją porwali? I dlaczego po tak radykalnych środkach jak napaść i uprowadzenie i to przy świadkach teraz zdecydowali się ją puścić?
Odpowiedź przyszła sama. Mogło to oznaczać, że jej mąż nie żyje.
Z drugiej strony mogli ją przecież zabić. Pomyślała z niesmakiem. Z taką właśnie minął popatrzyła na ostatnią kanapkę, którą trzymała w ręku al dokończyła jedzenie.
Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi.
Po jakimś czasie Wadim Klimow położył przed Zoe jej dokumenty i oświadczenie, które miała podpisać. Wtedy zdała sobie sprawę, że nawet nie wie która jest godziny i gdzie się znajduje.
Zoe ujęła papier w dłoń i zaczęła starannie czytać.
- Która jest godziny? - Spytała gdy już zapoznała się z treścią oświadczenia, które miała podpisać jeżeli chciała wyjść.
- Zbliż się ósma rano. - Odparł mężczyzna.
Gnedenko po raz drugi przeczytała tekst, po czym zapytała się gdzie się właściwie teraz jest. Mężczyzna podał adres. To było jakieś półtora kilometra od jej mieszkania.
- Ja tego nie podpiszę. - Powiedziała odkładając kartkę papieru. - A skoro mam tu zostać, to chciałabym mieć możliwość przebrania się. Jest pan w stanie oddelegować kogoś, żebym mogła udać się do siebie i zabrać kilka rzeczy?
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172