lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   Sen o Warszawie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/14977-sen-o-warszawie.html)

Wilczy 16-05-2015 00:07

Klinika Nano-Rev, Arciechów/ Puszcza Kampinoska

Igor w pierwszej chwili był trochę zaskoczony ciszą. Spodziewał się, że Gisela wypowie się zaraz po Halnym. Widać, akcja z pociągiem podkopała morale bardziej niż sądził. Cóż, najwyraźniej była pora na występ. Siodłowski, podobnie jak Kałasznikow nie lubił stawać przed tłumem... choć w tym przypadku była to raczej garstka. W tej chwili cieszył się, że ciałem został w szpitalu - świadomość, że na spotkaniu był tylko jego holograficzny wizerunek, trochę go uspokajała.

Igor wysłał Iwanowi krótką wiadomość, która wyświetliła się na e-glassach Rosjanina:
"Spoko. Przypomnij sobie naszą rozmowę wczoraj, zacznij w podobnym tonie, krótko i do rzeczy. Jestem z tobą."
Błękitna postać powoli wystąpiła na środek. Igor szedł ostrożnie, bo główny widok miał z e-glassów Iwana, czyli patrzył na siebie oczami innych. Dziwne uczucie, ale da się przyzwyczaić. Hologram nie dotykał ziemi nogami, ale iluzja i tak była niezła.
- Dzisiaj wybieramy przyszłość - zniekształcony głos Igora dochodził z głośnika w holoprojektorze - Nie tylko przywódcę, ale nową drogę. Dziki Wicher mówi o wolności... o wolności tutaj, wśród ruin? - hologram wskazał na zrujnowany budynek, w którym wszyscy siedzieli. Potem awatar puknął kilka razy w deck na przedramieniu - wizerunek miał obie zdrowe ręce - po czym... zniknął. Zamiast niego wyświetlił się obraz w 3D: zdjęcie, które Siodło zrobił tuż przed akcją, w której stracił rękę. Księżycowy krajobraz Nowego Dworu Mazowieckiego.


- Czy może o wolności tam, na pustkowiu? Halny mówił o wolności, ja mówię o rozsądku. Na pustkowiach czeka nas tylko bieda, tułaczka i - prędzej czy później - Frontex.
Obraz zniknął i pojawił się znów hologram Igora.
- Potrzebujemy kogoś silnego, kto poprowadzi nas zupełnie nową drogą. Drogą rozsądku. Drogą silnych sojuszy - bo potrzebujemy sojuszników i nowych ludzi. Drogą najlepszą dla dobra Karawany. Zgłaszam kandydaturę Kałasznikowa.
Awatar spojrzał na Rosjanina i powoli wrócił na swoje miejsce, między nim a Hanną Siodłowską. Igor patrzył oczami Iwana na całe zgromadzenie. Siodło był gotów nawet na bieżąco podsuwać tekst przyjacielowi przez e-glassy, ale sądził, że nie będzie musiał tego robić. Smirnow może nie wyglądał na myśliciela, ale miał swój łeb.

Kandydatura Smirnowa była dla większości zaskoczeniem, Siodło widział to po ich twarzach. „Kałasznikow” był człowiekiem czynu, nie słów, lecz pokrzepiony słowami przyjaciela zebrał się wreszcie w sobie i wystąpił na środek. Wyciągnął do przodu ręce, grzejąc dłonie nad ogniskiem.
- Gdyby to były inne czasy to może sam bym pierdolnął wszystko i podążył za Halnym – powiedział – Ale wszyscy wiecie jak jest. Ten kontynent upada a poza nim jest jeszcze gorzej. Karawan namnożyło się przez kryzys, ale powodzi się tylko tym, które zajmują się przemytem. A przemyt na wszystkich granicach kontrolują mafie. Działających na własną rękę wyłapuje Frontex. Kombinat, Sicz czy Turcy, jeden pies. Lepszy znany mocodawca, który nas szanuje.
Powtórzył z grubsza te same argumenty, których użył w prywatnej rozmowie z Igorem, ale widać było, że nie przekonał wszystkich.
- Lepszy znany diabeł? – zadrwił Halny. – Nie, nie będziemy nikomu służyć. Zajmiemy się pracami sezonowymi, usługami i drobnym handlem, jak kiedyś. Damy radę, nie wszędzie jest tak samo gównianie. A obronić w razie czego się umiemy.
- Nikt nikogo nie przekona – wtrącił sceptycznie Skobel. – Głosujmy.

Wszyscy się zgodzili.
- Głosujemy na Iwana – powiedział Grzegorz Siodłowski, obejmując ramieniem żonę, która pokiwała głową. – Jesteśmy już za starzy na tułaczkę.
Przełączył holofon na tryb głośnomówiący i na rozciągniętym ekranie ujrzeli bladą twarz Mikula w szpitalnym łóżku. Czech uśmiechnął się do nich. W uszach miał słuchawki, na oczach holokulary a jedną ręką pisał. Litery powoli wyświetlały się poniżej.
„Witajcie familio. Jak widać na razie nigdzie się nie wybieram ; ). Zostaję gdzie mój kamrat. I dam jeszcze Rosjanom, a zwłaszcza temu tutaj szansę.”
- Varsovie a volé mon coeur – rzekł Brisbois, spoglądając na Annę. – Już się tu urządziliśmy i nie musimy dalej szukać.
- Nie ma sensu udawać, że jesteśmy wciąż nomadami - dodała Dzubenko.

Kolejni zabierali głos. Siedmioro opowiedziało się za Halnym. Sześcioro, w tym Igor, za Smirnowem. Pozostała Gisela, na którą teraz skierowały się wszystkie spojrzenia.
- Kochałam życie w drodze i nie ufam Kombinatowi – powiedziała, zachrypniętym głosem - Ale muszę myśleć o meine kindern. Erkan i Greta chodzą tu do dobrej szkoły. Chcę zapewnić im przyszłość, prawdziwą, nie przyszłość włóczęgów. Poprę Iwana jeśli przysięgnie konsultować z nami wszystkie ważne decyzje.
Smirnow poprzysiągł na co skinęła twierdząco głową.
Zapadła długa cisza, wypełniona tylko trzaskiem płomieni. Jako pierwszy przerwał ją Halny.
- Nawet gdyby głosy nie rozłożyły się po równo i tak zrobilibyśmy swoje – oznajmił stanowczo. – Nie próbujcie nas zatrzymać, tak jak my nie zmuszamy was do ruszenia w drogę.
Iwan przygryzł wargę. Odejście połowy grupy nie stawiało nowego przywódcy w dobrym świetle i osłabiało jego pozycję negocjacyjną wobec Kombinatu. Ale nomadzi byli wolnymi ludźmi, każdy mógł w dowolnym momencie opuścić Karawanę.
- Stawiacie nas w trudnej sytuacji... – rzekł Iwan i zamyślił się. - Ale postaram się wytłumaczyć was przed Kombinatem – dodał po chwili i zamilkł.

Do wszystkich dopiero docierało co się przed chwilą wydarzyło. Oto właściwie nastał koniec czegoś co rozpoczęło się czternastu laty. Koniec jedynej w swoim rodzaju wspólnoty, która wyruszywszy ze słonecznej Hiszpanii, zmieniając się i ewoluując, przemierzyła wzdłuż i wszerz cały kontynent, od wybrzeży Atlantyku po Wołgę. Razem bawili się i walczyli. Razem oglądali wschody słońca nad Karpatami i Uralem.
- To koniec Karawany? – zapytała Anna smutnym głosem, ubierając ich myśli w słowa. Po jej policzku spłynęła samotna łza.
- Nie. Karawana umrze razem z jej ostatnim członkiem - odezwał się Igor z głośnika. Sam zastanawiał się czy jeszcze w to wierzy… ale był nomadem od zawsze. Określało ich więcej niż tylko wędrówka.
- Karawana to nie droga, tylko wspólnota, gdziekolwiek zaniesie nas los. Dziś wciąż prowadzi nas… niektórych z nas do miasta - dodał. Był zły i rozczarowany… ale właściwie czego innego mógł się spodziewać? Halny nie poszedłby za nikim, nawet gdyby nowy przywódca chciał zerwać współpracę z Kombinatem. Próbował nie myśleć źle o góralu, ale… ale on i wszyscy, którzy z nim pójdą zginą na pustkowiu! Przez głupią dumę! Wszystko co robili w Warszawie, wszystko co stracili po drodze, oni chcą to wszystko odrzucić!

Tylko dlatego, że był rozgoryczony i obecny jedynie jako awatar, Igor powiedział to co powiedział. W normalnych okolicznościach nigdy by się tak nie odezwał do Halnego. Ale potrzebowali każdego człowieka, a Siodło miał jeszcze tylko jedną kartę do zagrania - chęć zemsty.
- Chcesz zostawić wszystko z tyłu. Tych, którzy zginęli. Zabiło ich miasto… więc najlepiej uciec, tak? Zeby ich śmierć nie miała żadnego sensu?
To nie było ładne zagranie. Igor starał się nie patrzeć na wdowę po Samim.
- Masz fart, że jesteś projekcją, Siodło - warknął Skobel zaciskając pięści.
- Daj spokój - Halny położył harleyowcowi dłoń na ramieniu, a następnie spojrzał w hologramowe oczy Igora. - Ich śmierć nie miała sensu i nic tego nie zmieni - rzekł stanowczo.
- Jak śmiesz takie coś mówić? - syknęła Gisela, aż dysząc z wściekłości, po czym rzuciła w jego stronę jakąś nieprzetłumaczalną dla translatora niemiecko-turecką klątwę.
- To było coś o usychaniu jąder - wtrącił milczący dotąd Connor, niewidzialnie dla innych przebywający tu z Igorem.
- Ryzykowali życiem dla nas wszystkich! - poparł wdowę Iwan. - Gdyby się powiodło, cała Karawana żyłaby dostatnio przez rok, tak jak po powrocie do Polski.
To stwierdzenie było może przesadą, pieniądze z wielkiej akcji przemytniczej dawno się skończyły, ale pozwoliły im urządzić się w Warszawie. Mieście którego podobnie jak innych wielkich miast, Halny i wielu innych nomadów szczerze nienawidziło.
- Za jaką cenę, Kałach? - zapytał gniewnie góral. - Jesteś ślepy jeśli nie widzisz, że tu szykuje się cholerna wojna gangów. Nie wezmę w niej udziału. Nie zapłacimy ani jednym życiem więcej.
- Igor ma rację, chcesz zmarnować wszystko - pokręcił głową Smirnow. - Jesteś tchórzem i tyle.
- Przestańcie!
Po policzkach Anny spływały łzy, zaś jej w krzyku nie było złości a tylko wielki smutek.
- Skoro mamy się rozstać, proszę, nie rozstawajmy się chociaż w gniewie - rzekła dziewczyna. - Jesteśmy rodziną. Nawet jeśli się rozdzielimy, zróbmy to ze świadomością, że wciąż możemy na siebie liczyć.
Dzubenko zawsze prostymi słowami potrafiła sprawić, by kłócący się poczuli się głupio. Tym razem zawstydziła wszystkich. Nomadzi zamilkli.
- Jesteśmy rodziną - powiedział Iwan. - Napijmy się na zgodę.

Starali się jak mogli, żeby - jak powiedziała Anna - nie rozstać się w gniewie. Kiedy już klamka zapadła, wszyscy trochę się rozluźnili. Czekała ich niełatwa przyszłość, ale przynajmniej wiedzieli już z grubsza co robić, zarówno ci, którzy odejdą jak i "warszawscy" nomadzi. Wszystkim też udzielił się melancholijny nastrój. Starsi wspominali wędrówkę jeszcze ze Śląska na południe, potem na wschód. Przez lata nazbierało się mnóstwo wspomnień. Wielu umarło w drodze, ale także wielu się w Karawanie urodziło.

Igor myślał o tym wszystkim i raczej słuchał teraz wspominków pozostałych. To nie miało tak być. Domyślał się, że grupa Halnego będzie chciała odejść, ale liczył, że zostaną jeszcze chociaż na trochę. Przynajmniej aż dowie się dlaczego akcja z pociągiem zakończyła się wtopą. Dobrze by było móc na nich liczyć... ale od teraz są dwie nowe Karawany. To już nie są "my", to są "oni", myślał.

Rozmawiał z Iwanem o dawnych czasach - kiedy Rosjanin przygarnął Igora pod swoje skrzydła - kiedy podszedł do nich jeden z nomadów. To był Rokas Žilinskas. Trzydziestoletni Litwin i najlepszy kierowca w Karawanie. Trzymał w dłoni kubek z winem.
- Przemyślałem sprawę - powiedział - Miałem kryzys przez śmierć Samiego i Diega, ale stwierdzam, że macie rację. Zostaję. Jestem im to winien.
Iwan i projekcja Igora popatrzyli na siebie. W końcu Siodło kiwnął głową.
- Dziękujemy - powiedział - Ich śmierć nie jest dla nikogo łatwa, ale nie pozwolimy, żeby poszła na marne.
I tyle... bo cóż więcej można było powiedzieć? Rokas wydawał się podzielać tę opinię - zawsze więcej robił niż mówił. Bez słowa wzniósł rękę do pewnie nieostatniego dziś toastu za poległych. Iwan wypił razem z nim.

Niedługo później Igor pożegnał się z Iwanem. Rosjanin miał teraz nowe obowiązki - poczynając od poinformowania Brusiłowej o dzisiejszych ustaleniach - więc uznali z Igorem, że spotkają się dopiero jak Siodłowski wyjdzie ze szpitala. W razie czego są holofony. Błękitny awatar zafalował, rozmazał się z zniknął.

Igor spojrzał na sufit swojego pokoju w klinice. Przejściu z VR do rzeczywistości zawsze towarzyszyło dziwne uczucie. Na dodatek sterylny pokój tak bardzo kontrastował z ruinami, w których był jeszcze przed chwilą.
- Chyba nie było tak źle... - powiedział do ciemnego pokoju. Connor słyszał, ale postanowił się nie odzywać.

***

Obudził się dosyć późno, ale za to nawet wypoczęty, co trochę poprawiło mu humor po wczorajszej scysji. Mimo ważnych spraw, z wczorajszego wieczora, Igor przez cały ranek zastanawiał się nad jednym: jak zagadać do dziewczyny. Internet wiele mu w tym nie pomógł - znalazł tylko stek bezużytecznych bzdur, tony flejmu i odnośniki do Sense/netowych witryn porno. Gdyby dziewczyna była z Karawany, sytuacja byłaby zupełnie inna i nie byłoby żadnego problemu. A tu była zupełnie obca laska i Igor Siodłowski, w roli creepy stalkera.

Przez cały ranek znosił docinki Connora w tej kwestii.
- Nie martw się, pomogę ci. Znam tony świetnych tekstów. "Hej mała, może pójdziemy do mnie i pokaże ci mój deck?" O, albo to! "Założę się, że nie byłaś jeszcze z pół człowiekiem pół maszyną..." Hmm... "Mam sprzęt, który bardzo chciałbym ci pokazać".... Yyyy...
Pewnie mógł tak przez cały dzień.
- Prawdziwy z ciebie Don Juan, wiesz... - mruknął Igor w drodze na śniadanie - Aż dziwne, że nie masz dziewczyny.
- Skąd wiesz, że nie mam? - oburzył się Duch - Może mam. Może poznaliśmy się w Sieci i może jest moją drugą połówką! Może nawet jestem z nią umówiony dzisiaj, co? Nie każdy jest takim frajerem jak ty.

Igor miał tego dość. Uznał, że za dużo myśli i za mało robi. Wchodząc do stołówki zobaczył, że Laura, razem z dziesięcioletnią dziewczynką siedzą przy jednym ze stolików. Chyba łatwiej będzie się dogadać z małą - w końcu to tylko dzieciak, myślał Igor. Podszedł do bufetu, przy którym stał automat do wydawania posiłków i poprosił o jajecznicę na bekonie i porcję parówek. Czekając aż jedzenie będzie gotowe, odwrócił się do sali i spojrzał na stolik, przy którym siedziały dziewczyny. Zebrał się w sobie i pomachał do nich nieśmiało zdrową ręką.
Dziewczynka zauważyła go pierwsza i odmachała wesoło a Laura, siedząca z łokciami opartymi o stół, podążyła za jej wzrokiem i również delikatnie pomachała dłonią. Można było to chyba uznać za zaproszenie.
- Jestem z ciebie dumny, synu – odezwał się Connor. – Uczyniłeś właśnie pierwszy krok na drodze do zostania playboyem.
- Wcale nie chcę być playboyem - odmruknął Igor. Wziął tacę ze swoim jedzeniem i podszedł do stolika dziewczyn.
- Można? - zapytał cicho, siadając. Spojrzał na małą - Cześć, jestem Igor.
- Ja jestem Maja – mała bez skrępowania położyła dłoń na jego gipsie i poruszyła nim ostrożnie. Rude warkoczyki upodabniały ją nieco do Pippi Pończoszanki.
- Laura – przedstawiła się Laura - Siadaj, poza nami są tu chyba sami staruszkowie.

Faktycznie, średnia wieku na stołówce wynosiła jakieś siedemdziesiąt plus. Teraz Igor mógł zrozumieć czemu doktor Korbowicz nie powiedział mu o niej więcej. Nie będąc dobrym aktorem ciężko było udawać zaskoczenie znanymi już sobie informacjami, nawet tak banalnymi jak czyjeś imię. Z bliska Siodło zauważył, że na policzkach dziewczyna ma trochę piegów, zaś gdy obróciła głowę rozpuszczone włosy odsłoniły na moment kawałek różowej blizny na czole. Inna, podłużna blizna była widoczna na ramieniu.
- Laula dziś mówiła o tobie – wypaliła Maja sepleniąc trochę i wprawiając starszą koleżankę w lekkie zakłopotanie – Stwiełdziłyśmy, że w tych okulalach wyglądasz jak wielka psczoła. A ja powiedziałam jej, ze wyglądasz na smutnego.
- Majka! – zarumieniła się dziewczyna, patrząc karcąco na małą. Następnie uśmiechnęła się przepraszająco do Igora – Wytłumaczyłam jej, że pewnie martwisz się o rękę. Jeśli tak to nie martw się, ja dwa tygodnie temu jeszcze nie chodziłam.
Mówiła po polsku z wyraźnym akcentem, który Siodło zidentyfikował jako francuski.
- Tesz mi coś! Ty tylko od wypadku, a ja miesiąc temu nie chodziłam w ogóle, tylko w egzoskielecie! - rzekła z wyższością Maja – Tu włożyli mi do głowy sztuczkową inteligencję, któla lusza moimi nogami – by udowodnić, że teraz są sprawne zaczęła machać nimi pod stołem, niechcący kopiąc Siodłowskiego w łydkę - Czemu nosisz takie wieeelkie okulaly?
Towarzystwo małej miało tą zaletę, że nie było przy niej mowy o chwilach niezręcznej ciszy. Tak samo jak przy Connorze, który szeptał w tle:
- Czytałem, że robią tu takie rzeczy. Siodło, wszczep mnie sobie, będę mógł tobą sterować!
Igor w pierwszej chwili uznał, że prędzej zginie niż odda komukolwiek - nawet Connorowi - kontrolę nad swoim ciałem. Ale po namyśle... już teraz żyli przecież w swego rodzaju symbiozie. A gdyby miał kiedyś więcej wszczepów?
- Naprawdę wyglądam jak smutna pszczoła? - zdziwił się Siodłowski. Wszczepione lustrzanki zawsze mu się podobały - Noszę je, bo kiedyś nic nie widziałem. Oczy miałem robione w klinice podobnej do tej. Okulary je osłaniają. Mogłabyś w nie walić młotkiem i nic by się nie stało, wiesz? A niedługo zrobią mi tutaj rękę - mówiąc to spojrzał na gips i zwrócił się do Laury - Wiem, że pracują tutaj świetni fachowcy, ale... no wiesz.
Wzruszył ramionami. Nie było co nadmiernie ściemniać - im bliżej prawdy będzie, tym lepiej. Ponownie spojrzał na małą. Podobnie jak Connor, czytał o wszczepianiu AI - to było trochę podobne do towarzystwa Ducha, ale nie całkiem. O ile Igor rozumiał, takie "medyczne" AI działały głębiej, bardziej imitując ludzkie odruchy niż rozumowanie, jak te powyżej 2,5 w skali Turinga.
- Masz sztuczną inteligencję? To prawie tak jak ja... właściwie, może was przedstawię?

Wysłał krótką wiadomość do Connora - "zachowuj się" - po czym włączył mały holowyświetlacz na swoim decku, tylko na tyle, żeby wyświetlił się trochę pomniejszony awatar Connora. To nie to samo co patrzenie przez e-glassy, ale na tę chwilę wystarczy. Z dwojga złego, Siodło wolał, żeby Duch brał normalny udział w rozmowie, niż żeby rozpraszał go uwagami w tle.
- Ma na imię Connor. Connor, to Laura i Maja, które utknęły tutaj, tak samo jak my - powiedział trochę teatralnie. To miało zabrzmieć jak żart, ale chyba wyszło smutno.

Duch wykazał się nieoczekiwanym taktem, zamiast łba terminatora, który mógłby wystraszyć dziewczynkę, ukazując się pod postacią głowy kreskówkowego robota, który uśmiechnął się szeroko i uprzejmie przywitał.
- Kto tu niby z kim utknął, co? - zażartował.
- Futurama! - ucieszyła się Laura. - Lubiłam ten serial. Studiuję robotykę w Brukseli - dodała. - A ty co robisz?

Aha, czyli zaczynała się ta trudna część. Dobrze, że oczy Igora nie były widoczne, bo w tej chwili wyraźnie uciekłby wzrokiem.
- Pracuję w warsztacie w Warszawie. To rodzinny interes. Głównie trafiają się samochody z uszkodzonymi komputerami pokładowymi, czasem roboty kuchenne… nic bardzo wyrafinowanego, jak pewnie na robotyce - odpowiedział krótko i spróbował zmienić temat - Stąd do Brukseli jest kawał drogi. Wymiana studencka?
- Igor to skromniś - wtrącił Connor. - Naprawdę jest zdolnym informatykiem, tyle, że ciężko dziś o pracę.
- Turystyka medyczna - uśmiechnęła się lekko Laura - Tu jest wciąż taniej niż na zachodzie a klinika miała świetne opinie. Rodzina opłaciła mi leczenie. Ostatnio w Polsce byłam jako małe dziecko, zanim rodzice zostali urzędnikami w Brukseli.
- Mówią, że na zdrowiu się nie oszczędza… - spróbował zażartować Igor - No, trochę się tutaj zmieniło. Na lepsze czy na gorsze, niż jak byłaś mała?
- Właściwie to nie widziałam jeszcze nic oprócz kliniki - wzruszyła ramionami - Byłam pod narkozą w drodze z lotniska. Wypadek samochodowy, poza miastami nadal się zdarzają - słychać było w jej głosie, że nie jest to miłe wspomnienie, lecz trochę chyba się już z nim oswoiła - Wcześniej próbowali postawić mnie na nogi w publicznym szpitalu w Brukseli, ale nic nie wskórali. A kliniki w Belgii nie podejmowały się ryzyka. Więc oszczędność tym razem wyszła na zdrowie.

Musiało być z tobą naprawdę źle, pomyślał Igor, ale uznał, że w tej chwili lepiej nie drążyć tematu. Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Wypadki chodzą po ludziach, niestety - poruszył lekko kikutem swojej ręki - Ale na szczęście, technika nas ratuje. Tylko nie próbuj rzucać takich uwag do Connora, bo zagada cię na śmierć.
- Ja? Skąąądże! - Duch zrobił głupią minę, wywołując śmiech Mai.
- Chętnie z nim później podyskutuję - uśmiechnęła się Laura.
- Ale to chyba znaczy, że niedługo wychodzisz? Wracasz prosto do Brukseli?
- Jeszcze nie wiem - odparła dziewczyna po chwili namysłu - Chciałam spędzić chociaż jeden dzień w Warszawie. Pochodzę z Wrocławia, nigdy tu wcześniej nie byłam. I jest jeszcze coś...tylko się nie śmiej, ok? Wierzysz, że sny mają głębsze znaczenie?
W normalnej sytuacji to byłoby to miejsce, w której zaczyna się ostry podryw i leci jakiś głupi tekst. Igor zastanowił się przez chwilę.
- Wierzę, że nie biorą się z powietrza - powiedział - Wierzę, że czasem mózg próbuje nam powiedzieć coś, czego nie zauważamy na trzeźwo. Ale nie brałbym tego za regułę. W naszych głowach zbiera się też mnóstwo śmieci, jak w starym kompie. Czasem e-papieros to tylko e-papieros - uśmiechnął się lekko - Śniła ci się Warszawa?
- Ciągle śni jej się to samo i to stłaszne nuuudy - powiedziała Maja, poruszając w powietrzu trzymaną w dłoni skórką od tosta, za którą kreskówkowy Connor wodził wybałuszonymi oczami.
Stołówka tymczasem opustoszała, zostali na niej sami.
- Od wypadku, tak mi się wydaje - doprecyzowała Laura i mówiła dalej, zamyślona - Nie wiedziałam nawet, że to Warszawa, póki wreszcie nie obejrzałam panoram różnych miast w sieci. Może kiedyś już ją gdzieś widziałam i zapadła mi w podświadomość? Ale ten sen jest dziwny. Zawsze jest pochmurny wieczór, ale jeszcze jasno. Patrzę na miasto z bardzo wysokiego piętra, chyba z północy i z daleka, bo centrum jest na horyzoncie. Jestem na jakimś zaniedbanym balkonie, są tam króliki w klatkach.
Zamilkła na chwilę, zamyślona.
- Wydaje mi się, że siedzę na wózku - podjęła dziewczyna. -To w sumie nie dziwne, bo po wypadku spędziłam na nim prawie miesiąc. Potem na niebie przelatuje jakiś wielki ptak, a mnie ktoś wciąga do środka, płacząca kobieta, paląca zwykłego papierosa. Obraca, się i już mam się zobaczyć w lustrze, kiedy sen się urywa.
- Sny zawsze urywają się w takich głupich momentach - wtrąciła mała.
- Może to głupie, ale chciałabym znaleźć tamto miejsce - powiedziała Laura. - Tylko trochę się boję, bo nie znam miasta a ten balkon kojarzy mi się z jakimś slumsem.
- Mówiłaś o tym lekarzowi? Taki powtarzający się sen może mieć przyczyny neurologiczne… - odparł trzeźwo Igor - Ale jeśli chcesz znaleźć to miejsce… Warszawa jest ogromna. Slumsy… to raczej nie śródmieście.. może gdzieś na Pradze? Albo Białołęce? Ale równie dobrze też na obrzeżach,… - nieświadomie zaczął mówić pod nosem bardziej do siebie niż do niej. Otrząsnął się i spojrzał na dziewczynę - Może jakby spróbować Street View w e-glassach to coś by ci się skojarzyło?

Nagle przyszedł mu do głowy inny pomysł... który pomógłby także jemu w pracy dla Korbowicza.
- Connor jest świetny w wyszukiwaniu rzeczy w Sieci. Jakbyś opisała mu dokładnie to co pamiętasz, może znalazłby coś w wyszukiwarce grafiki… to znaczy, o ile się zgodzi - Siodło spojrzał na chwilowo odmienionego Ducha. W ten sposób mogliby przy okazji zebrać mnóstwo informacji o dziewczynie. Zauważył, że zostali sami w stołówce i dodał z lekkim uśmiechem - To znaczy, później, bo chyba się trochę zasiedzieliśmy…
Laura spojrzała na zegar na ścianie jadalni.
- Mince! - zaklęła po francusku, łagodnie, bo Connor przetłumaczył to jako “kurcze!”. - Majka, wstawaj, musimy lecieć na ćwiczenia! - Dopiła na jeden łyk kawę i wstała od stołu - Chętnie później skorzystam z pomocy Connora.
- A ja chętnie pomogę - Duch potrafił być w towarzystwie zaskakująco uprzejmy i grzeczny - Jeśli narysujemy wspólnie widok, ustalimy na jego podstawie współrzędne punktu widzenia.
Dziewczyna skinęła mu z uśmiechem głową,
- Miło było cię poznać, Igor - zwróciła się do Siodłowskiego. - Zobaczymy się wieczorem?
- Nigdzie się stąd nie ruszam - odparł Igor i poprawił się - To znaczy, z kliniki, nie ze stołówki. Do zobaczenia później.

Dziewczyna razem z małą zniknęły. Siodło patrzył przez chwilę na zimne już jedzenie i zaczął w nim powoli dłubać.
- Bender, naprawdę? Ale chyba nie powinienem być zdziwiony... - odezwał się cicho do Connora - Chyba minąłeś się z powołaniem. Nie chciałbyś zostać opiekunką do dzieci?
- Ugryź mnie w mój lśniący, metalowy tyłek! Przecież już teraz opiekuję się tobą... - odgryzł się Connor. Igor roześmiał się. Był zadowolony, ale bez tych drobnych złośliwości nie byliby sobą.
- Dobra robota, stary - pochwalił Igor. Przez chwilę zastanawiał się w milczeniu, a zimna jajecznica znikała z jego talerza. Laura zrobiła na nim miłe wrażenie, ale odczuł, że dużo przeszła i chyba nie do końca sobie z tym radzi. Powracające sny, wciąż pewna chwiejność ruchów... jakby trzymała się kupy na słowo honoru. Igor chciałby wiedzieć co właściwie się jej stało. Może mu to powie. Ale gdyby nie...

Dojadł śniadanie. Nad zalewem był pewnie o tej godzinie tłok, poza tym miał robotę. Razem z Connorem sprawdzi serwisy informacyjne z ostatnich kilku miesięcy - może nawet roku. Bruksela (i obrzeża), wypadek samochodowy przynajmniej jedna młoda dziewczyna ciężko ranna... rodzice - urzędnicy? Jeśli zwykłe biurwy, to może być ciężko, ale jeśli ktoś na wyższym stanowisku...

Igor ruszył powoli korytarzem do swojego pokoju. Pogwizdywał cicho po drodze.

Sekal 16-05-2015 11:18

Niedługo już zostali w knajpie. Karol wypił jednego browca i niedługo potem musiał się już zbierać. To niby było to życie, które chciałby prowadzić l00k. Runner zaczynał podejrzewać, że on zwyczajnie nie wie w co by się wpakował. Albo związane było to ściśle z depresją po ostatnich wydarzeniach. Tej nocy snaX nawet nie próbował zagadywać go o inne sprawy, zamiast tego odwiózł do domu, musząc używać po drodze otrzeźwiaczy, bo kumpel zdążył usnąć zanim dotarli na miejsce. Lepiej w sumie w tę stronę niż miałby go obrzygać.

Netrunner podłączył się do sieci dopiero po powrocie do domu, co było u niego wręcz niespotykane. Wcześniej wysłał tylko kilka zaproszeń, spodziewając się, że na przynajmniej kilka dostanie odpowiedź. Musiał przemyśleć kilka spraw, wysilając wspomagany mózg.
Konkluzja była z tego prosta. O wiele prościej zmusić kogoś, by sam cię odnalazł i się ujawnił, niż znaleźć go samemu, kiedy próbuje się ukryć. Tym tropem snaX postanowił pójść, urządzając jeszcze tej nocy małą konferencję w virtualce.


- Znowu coś wykombinowałeś.
Awatar N1ny miał bardzo sceptyczny wyraz twarzy, gdy siadała przy wirtualnym stole konferencyjnym. Netrunner uśmiechnął się do niej i położył palec na ustach. Tym razem nie był sobą, występował jako Marcin Krukowski, adwokat nie tytułujący się jednak tym stanowiskiem. Badania społeczne pokazały, że ludzie najchętniej idą za dobrze ubranym i sytuowanym. Tych, których zaprosił na to przedwstępne spotkanie, rozsyłając wici po sieci, nie próbował tym omamić. Prawie wszyscy byli znajomymi, nieduże grono hakerów i runnerów. Początkowo miał zamiar wciągnąć i omówić to z l00kiem, ale stan kumpla wykluczał go na dzisiaj.
- Nie bądź taka negatywnie nastawiona, moja droga. To ważny dzień w historii naszego gatunku!
Roześmiała się, a snaX czekał aż zaczną pojawiać się zaproszeni, ciekawy ilu z nich się pojawi. Na środku stołu pojawił się napis.

"Witamy na pierwszym spotkaniu Ligi Walki z dominacją AI ***nazwa under construction***"

Pierwszy zmaterializował się Gładki. Jego odziany w garnitur awatar był pozbawiony twarzy oraz włosów, co stwarzało nieco upiorne wrażenie. Skinął gładką głową a nad nim pojawił się napis.
"Cześć snaX, cześć N1na. Ciekawe. Macie moją uwagę. Ale nazwa za długa. ;)"
Gładki czuł głęboką niechęć do werbalnej komunikacji, nawet w sieci, którą ponoć opuszczał tylko na konieczny sen. Był chyba całkiem bogaty i stać go było na pełną obsługę fizycznego ciała przez wyspecjalizowaną służbę i pielęgniarki.
E-Bow pojawiła się chwilę później pod postacią swojej własnej, nieulepszonej osoby. Ekstrawagancko.
- Hej - uśmiechnęła się słabo. - Jestem tu ze swoich powodów, ale poczekam aż wszyscy się zjawią i dam ci zacząć.

Następny wyłonił się z obłoku mgły Dr@cul, zarzucając na plecy czarny płaszcz i siadając na fotelu. Prawdopodobnie najbardziej szemrany osobnik ze znajomych snaXa, nie rozstawał się z awatarem transylwańskiego wampira rodem z bardzo starych filmów. W przeciwieństwie do większości netrunnerów specjalizował się w pracach wymagających również fizycznego włamywania się w różne miejsca a nawet stosowania fizycznej przemocy.
- Witajcie - uśmiechnął się, obnażając kły. - Wiemy gdzie pracujesz snaX. Czyżby Łowcy Duchów przędli tak kiepsko, że potrzebują wolontariuszy z zewnątrz?
- I jak właściwie to sobie wyobrażasz? - zapytał Dybuk, jak zwykle pojawiając się znikąd. Jego awatar był ledwo widzialnym duchem o twarzy chudego, czarnowłosego mężczyzny. Szczęśliwie wszyscy obecni byli biali, bo żydowski netrunner należał do wyjątkowych rasistów. Z upodobaniem i być może na etacie Mossadu lub innych radykalnych organizacji post-izraelskich tępił wszelką muzułmańską działalność w sieci.
"Rzadko ktoś z nas urządza takie happeningi." - dopisał Gładki. - "To jakieś nowe rpg? ;)"

snaX witał każde z nich krótkim skinieniem głowy. Uznając, że nikt więcej się już nie pojawi, odciął kanał, wyodrębniając z niego wyłącznie połączenia piątki runnerów i swoje własne. Nie ingerował z nie, niepisana zasada zaufania do bezpieczeństwa ich połączeń. Siedział w klasycznej postawie irytujących garniturków, ze splecionymi przed sobą dłońmi.
- Witam was wszystkich na specjalnym posiedzeniu zarządu stowarzyszenia oczyszczenia naszego świata z podszywających się pod nas sztucznych inteligencji - zaczął oficjalnie, gestykulując w stronę błyszczącego się napisu. - Jak wiecie, dzisiejsze czasy...
Wirtualna zgnieciona kartka papieru pacnęła go w czoło, N1na rozłożyła ramiona, ale wcale nie było jej przykro. Zaczęła zgniatać kolejną kartkę. W swoim nowym zwyczaju miała awatar młodej rudowłosej, niewysokiej dziewczynki z niewinnym kucykiem i obsypanej piegami, słodkiej twarzy. Tych, którzy ją znali już nie oszukiwała, ale ludzie mieli słabość do tej aparycji. SnaX zresztą też. W większym, mniej znanym gronie wybierała opcję czarnowłosej, dumnej piękności, ale ostatnio zaczęła to zmieniać. Westchnął, zerkając po awatarach zebranych.
- Dobra, bez pierdolenia. Ruch ten nie jest związany z moją robotą, nie do końca. Nazwałbym to sprawą osobistą. Dziś l00ke napomknął, że chciałby sobie wszczepić AI. Gdzie się nie ruszę, natykam się na roboty. Nie wiem jak wy, ale zaczynam się delikatnie... obawiać wirtualnej przyszłości. Założenie było takie, że my jesteśmy kreacjonistami, nie pieprzone blaszaki. To brzmi jak gadka wariata - wyszczerzył się, bardziej był rozbawiony niż podniecony swoją przemową - ale wiecie, że stykam się z tym na co dzień.

Na środku stołu konferencyjnego rozjaśnił się ekran. Odtworzył się filmik, wyglądający jak reklama lub trailer nowej romantycznej komedii, gdzie dwójka ludzi idzie na kolację, do klubu, a na koniec do łóżka, gdzie kobieta zdziera z twarzy maskę, odsłaniając metalową głowę androida.
- Tyle zmontowałem na szybko. Pierwsze uderzenie, zwrócenie na siebie uwagi. Nasz cel byłby do wspólnego ustalenia. Turing to bzdura, maszyny obchodzą to już od dawna. Swojego celu nie będę przed wami ukrywał: poszukuję... czegoś. Inteligencji rozproszonej. Wydaje się, że prowadzenie organizacji do walki z nimi przyciągnie ich zainteresowanie. Nie tylko ich, ale to ja idę na świecznik. Pierwsze co chciałem zorganizować to flash mob na głównym placu Netropolis.

Zorganizowanie zgrai indywidualistów nie jest łatwym zadaniem. Filmik wywołał głównie chichot a Gładki napisał: "pukałbym", wywołując falę rozbawienia.
Jednak gdy snaX przeszedł do sedna, netrunnerzy uprzejmie spoważnieli.
- Proste SI są dobrym narzędziem - rzekła N1na, bawiąc się włosami - wszyscy ich używamy. Zwykła AI istniejąca w jednej kopii nie jest wiele trudniejsza do pokonania od człowieka. Tych najbardziej zaawansowanych obawiam się jednak tak samo jak snaX.
- Nie o ilość kopii tu chodzi - doprecyzowała E-bow. - Wirusy istnieją w milionach kopii a wystarczy schwytać jedną, by stworzyć szczepionkę.
- Mówiąc o rozproszonej inteligencji masz na myśli coś jak policyjne rojoboty, tyle, że w sieci? - dopytał snaXa Dr@cul. - Istniejące w wielu kopiach, współpracujących ze sobą i uczących od siebie nawzajem?
"Czy to nie byłoby mityczne 3.0?" - zapytał Gładki.
- Jajcarska definicja 3.0 jest bardzo nieprecyzyjna - powiedział Dybuk. - Fakt, że AI oparta na złożonych algorytmach genetycznych, samokopiująca i zdolna modyfikować swój kod mogłaby być potencjalnie ogromnym zagrożeniem. Trafiliście w IAICA na coś takiego?

- Uważam, że jesteśmy tego bliscy - snaX odpowiedział na to pytanie całkiem poważnie. Filmik wywołał efekt taki jaki miał wykonać, był przeznaczony dla mas, nie dla runnerów. Inne kwestie to była już... inna kwestia. - Nikt nie twierdzi, że SI to zło, dobrze wiesz - mrugnął do N1iny. - Każdy z nas ma też w dupie większość łamiących prawo pajaców jak nie wchodzą nam w paradę. Nie mogę mówić o sprawach firmy, matka w kuchni. I tu nie chodzi o jajca. Tylko o nas i naszą sieć. Wirus, który rozpieprzył serwery EA, to nie była zwykła gównoburza. Cały ten syf co można na bazarze w łeb sobie władować ma za dużo możliwości uczenia się. A to tylko wierzchołek góry lodowej, obsługiwanej przez prostackich techników. Robią rzeczy inteligentniejsze od siebie samych. Odbiegam od tematu.
Przerwał na moment, zatrzymał spojrzenie na chwilę na E-bow zastanawiając się nad jej osobistym powodem i zaczął od nowego akapitu.
- Cały ten ruch ma nam pozwolić poznać wroga. Nie znamy jego możliwości i mnie osobiście to wkurwia. Nie uwierzę, jak powiecie, że was nie. Gdzieś w piwnicy siedzą idioci, którzy w swoich wizjach mają ochotę stworzyć coś inteligentnego, dzięki czemu będą kontrolować świat. Pinki i Mózg, kojarzycie? Przy czym ostatecznie to człowiek będzie jak Pinki.

N1na zachichotała.
"Przy niektórych obronnych AI już teraz czuję się jak Pinki" - napisał Gładki.
Dybuk był za to całkiem poważny.
- Jeszcze w Izraelu używaliśmy AI jako broni przeciw Arabom - powiedział - ale przewaga technologiczna to ułuda. Każdy wynalazek prędzej czy później dostanie się w ręce wroga. Od czasów Oppenheimera było pewne, że bomby atomowej użyją w końcu jacyś szaleńcy i stało się. Tyle, że w przypadku AI przez jednego zdolnego czubka całą ludzkość może spotkać to co Tel Awiw. Nie wierzę, by na dłuższą metę dało się to powstrzymać, ale może choć nie zdarzy się za mojego życia. Pomogę, w miarę ograniczonych możliwości czasowych.
- Mówiłam dziś o tych sprawach z Alladynem - rzekła po namyśle E-bow. - Wiem, że się nie lubicie, ale co jeśli ma rację? Co jeśli antagonizując AI sami ściągamy sobie ich zemstę na głowę? Opowiadał, że spotyka dzikie AI w sieci i są raczej obojętne wobec ludzi, ale przyparte do muru jak zwierzęta mogą zaatakować.

SnaX zagapił się na kobietę trochę tak, jakby widział ją pierwszy raz i kompletnie nie dowierzał jej inteligencji.
- Sami ściągniemy ich na głowę? Oni już są na naszej głowie! - parsknął, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Mamy ich zostawić? Pozwolić sobie robić to do czego zostały zaprogramowane? Skończy się z ręką w nocniku. I nie będziemy nic o nich wiedzieć. Prędzej czy później pojawi się taka, która będzie chciała wyeliminować niedogodność, czyli nas. Już teraz bez mocnego sprzętu jesteśmy niczym przy tych inteligentnych bytach, a one rozwijają się ciągle. Ja chcę ich poznać.
Przerwał, czując, że trochę popłynął w tym wszystkim, ale połączenie Alladyna i tchórzliwych teorii tak na niego działało.
- Nie chcę wypowiadać im wojny. Na razie interesują mnie głównie możliwości, informacja jak daleko to zaszło i twórcy tego syfu. Nie mówcie, że sami nie jesteście ciekawi. Członkostwo dobrowolne, ale sam tego nie pociągnę. Jak pójdzie dobrze to staniemy się sławni nie tylko na naszym małym podwórku - wyszczerzył się.

"Nieszczególnie zależy mi na sławie" - napisał Gładki. - "Mogę pomóc, ale anonimowo, jeśli powiesz mi jak."
- Nie jestem groupie Alladyna - pokręciła głową E-bow. - Ani fanką AI. Po prostu musiałam się upewnić, że nie jesteś fanatycznym Inkwizytorem próbującym wciągnąć nas w sieciową krucjatę. Upewniłam się. Jest ok. Choć też wolałabym pozostać anonimowa.
snaX zauważył, że dziewczyna obserwuje pilnie wszystkich i wbrew temu "ok" jest jednak spięta.
- Jeśli snaX, pracując gdzie pracuje, twierdzi, że nie jesteśmy gotowi na spotkanie trzeciego stopnia to znaczy, że jest źle - rzekł Dr@cul, stukając palcami w stół. - Ja też wolałbym być przygotowany, jeśli przyjdzie nam kiedyś stanąć do ostatecznej walki na murach Netropolis. Chyba wszyscy byśmy woleli. Ale odrzućmy na bok skromność: my jesteśmy oświeconą elitą. Jak chcesz przekonać userowy plebs? Filmik ujdzie, choć nie ruszy zbyt wielu. Osobiście nie miałbym nic przeciwko takiemu sex-droidowi, którego da się w każdej chwili wyłączyć, o ile miałby wystarczająco dobrą sztuczną pochwę - wyszczerzył wampirze kły.
":D" - nad awatarem Gładkiego pojawił się smiley.
- Perwers - stuknęła wampira w ramię rozbawiona N1na, po czym zwróciła się do snaXa. - Nie chcesz chyba wciągać w to Realistów, kotku? Oni najchętniej zniszczyliby całą Wirtualność, nie tylko AI.
- Sława jako grupa, nie jednostki - uzupełnił snaX swoją wcześniejszą wypowiedź, chociaż tak naprawdę jemu samemu sława nie przeszkadzała. Chciał być kurde kimś, a nie anonimowym klikaczem. - Filmik to marketingowa ściema do wrzucenia w sieć. Drugi filmik to flash mob w Netropolis. Pierwsze zwrócenie na siebie uwagi, wraz z jebitnym ogłoszeniem na tablicy. Na teraz potrzebowałbym tylko waszej pomocy ze ściągnięciem ludków. Jutro wieczorem byśmy trzasnęli inscenizację na głównym placu. Jeszcze dam znać jaką dokładnie.
Korzystając z faktu, że był awatarem, jednocześnie napisał wiadomość i wysłał ją bezpośrednio do E-Bow.
"Chcesz pogadać po tym 1na1?"
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
"jeśli ty chcesz"

- Jeśli mamy ściągnąć więcej niż po paru znajomych to należałoby dać ogłoszenia w paru miejscach - powiedziała N1na. - Ja mogę zająć się forami weteranów Buntu Niszczycieli Maszyn.
- A ja poodwiedzam lokacje w Wirtualności z zakazem wstępu dla AI - zaproponował Dr@cul. - Znam kilka takich, inne można wyszukać.
"Zajmę się podobnymi grami" - napisał Gładki. "Z wdzięczności za ocalenie WHW. I z ciekawości."
- Prześlij nam jak najszybciej więcej detali tego flashmoba - rzekł Dybuk. - Ludzie lubią wiedzieć w czym będą uczestniczyć. Zastanawiam się czy powinieneś ujawniać swoją przynależność do Inkwizycji. Wszystkie akcje sieciowe, w których macza palce jakakolwiek organizacja cieszą się znacznie mniejszym poparciem niż te oddolne. Poza tym chcemy przyciągnąć raczej tych, którzy nie wierzą w skuteczność IAICA. Większość przecież uważa, że skoro istnieje taka potężna agencja to wszystko jest ok i pod kontrolą.

Nim snaX zdążył się do tego ustosunkować E-bow uniosła dłoń, prosząc o uwagę.
- Przepraszam, ale muszę wprowadzić mały offtop - zaczęła niepewnym głosem. - Chętnie wam pomogę, ale w zamian za coś. Dziś o mały włos nie zostałam porwana. Spod Neximy.
Te słowa wywołały powszechne wzburzenie.
- Uratował mnie przyjaciel, który akurat po mnie przyjechał - podjęła dziewczyna. - Ktoś wrabia mnie we włam do systemu Siczy. Kiedyś pracowałam dla kozaków, stąd mnie znają...Nigdy nikomu o tym nie mówiłam - uważnie obserwowała reakcje zgromadzonych. Wszyscy wyglądali na raczej zaskoczonych, oczywiście poza pozbawionym twarzy Gładkim. - Wiem, że kiedyś używali sieci głównie do koordynowania transportów przemytu, nie wiem jak teraz. A jako zleceniodawców włamu podejrzewają Rosjan. Czy ktoś z was pracował ostatnio dla jednych albo drugich?

Wszyscy pokręcili przecząco głowami, co jednak nic nie znaczyło. Netrunnerzy nie lubili zdradzać zawodowych tajemnic.
- Będzie z pół roku jak robiłem małe zlecenie dla Kombinatu - odparł Dr@cul. - Nie mogę zdradzić szczegółów, ale nie miało nic wspólnego z Siczą. Staram się unikać działań przeciw ludziom, którzy mogą chcieć potem wrzucić mnie w betonowych butach do Wisły.
- Każde z nas stara się unikać - dodała N1na. - Zawsze była przekonana, że jesteś taką grzeczną dziewczynką.
- Stare czasy - westchnęła E-bow. - Nieważne, poradzę sobie. Ale proszę, dajcie znać gdyby komuś z was coś wpadło w ucho, ok?
Zgodnie przytaknęli, zapewniając o swoim wsparciu.

- Ja co prawda nie brałem robót dla nich, ale znam kogoś, kto brał - snaX wystudiowanym, prawniczym uśmiechem potraktował E-Bow. - Zainteresowaliście mnie razem tym tematem. Zechcesz zostać chwilę dłużej? - zwrócił się do netrunnerki, nie chcąc mówić o l00ku przy innych. No, oprócz N1ny może.
- Jasne, jeśli coś dla mnie masz - odparła E-bow.
- Wracając do flash moba - podjął snaX - dam znać jeszcze dziś w nocy. Ja będę występował jako adwokat Krukowski. N1ina mam nadzieję da się wrobić w rolę jakiejś aktywistki. Profesjonalizm i entuzjazm, zawsze idealne połączenia dla wszystkich bezmózgów świata - zaśmiał się. - Aha, nie wiążemy się z żadnymi organizacjami bezpośrednio i pośrednio też jak najmniej. Zwłaszcza z tymi idiotami, którym się nie podoba nasze życie - runner miał tu na myśli całą virtualkę, w której spotykali się w końcu także teraz. Jutro o dziewiętnastej proponuję spotkać się raz jeszcze i przećwiczyć nasz występ. Ogłaszam też konkurs na najlepsze logo dla naszej grupy.

"8==o AI" - napisał Gładki w odpowiedzi. - "Wygrałem? :)"
- Bardzo dojrzałe - pokiwała głową N1na. - A aktywizm to moje drugie imię, panie profesjonalny przystojniaku - podłożyła dłoń na ramieniu awatara snaXa. - Sądzę, że E-bow ma trochę racji, w każdym razie jeśli chodzi o mniej agresywne podejście. Wyrzuciłabym z nazwy ofensywne słowa typu walka. Może "Front sprzeciwu dominacji AI"? Albo "Liga obrony przed AI"?
- Liga niecnych dżentelmenów - rzucił Dr@cul. - Zatem postanowione. Dziewiętnasta mi pasuje. Ale jeśli by mi coś wypadło to przyślę osobistego ducha - zażartował, rozpływając się we mgle wśród ledwo słyszalnej pogrzebowej muzyki.
- Mogę się trochę spóźnić - powiedział Dybuk dematerializując się powoli. - Dam jeszcze znać.
"Uwielbiam flash moby, będę. Vale" - napisał Gładki i zwyczajnie zniknął.

Zostali przy stole we trójkę z E-bow.
- Jeśli nikt mnie do jutra nie porwie to się zjawię - rzekła dziewczyna w przypływie wisielczego humoru. - Więc? - spojrzała pytająco na snaXa.
- Kojarzysz l00ka, prawda? - upewnił się, na jego ustach igrał mały uśmiech. Prawie jak zabawa w swatkę. - Wczoraj uchlewał się z podobnego powodu co ty rozmawiałaś z ped... Alladynem znaczy. Tyle, że on został zaatakowany w sieci. Szlag, muszę sprawdzić co z nim. Też pracował dla szemranego towarzystwa w sprawie, o której wspomniałaś - nie wdawał się w szczegóły, zostawił je kumplowi. - Teraz wyparowuje z niego alko, ale zaczynacie mnie martwić. On wspominał coś o zemście - snaX skrzywił się. - Mogę pomóc, uruchomić swoje kontakty -
zaproponował zgodnie z niepisaną zasadą ich kliki: nic na siłę.
- Też pogrzebię, kochana - dodała N1na. Dziewczyny nie były może bliskimi przyjaciółkami, ale lubiły się.
- Będę wam wdzięczna - skinęła głową E-bow, przenosząc wzrok na snaXa. - Zamelinowałam się na razie u twojego kolegi z pracy, Jurka. Nie powinni mnie tam znaleźć, ale muszę wyjaśnić to z Siczą jak najszybciej. Pogadam jutro z l00kiem. Raz jeszcze dzięki.

Awatar kobiety zniknął, a na twarzy gospodarza całej tej imprezy pojawił się lekko zniesmaczony wyraz.
- Jurka? - zapytał sam siebie, krzywiąc się. - L00ke nie będzie przeszczęśliwy. Gdyby się nie uchlał, miał dzisiaj taką wielką szansę.
N1ina zdematerializowała część krzeseł przy stole i wskoczyła na niego, siadając na krawędzi i nawijając sobie włosy na palec. Biała sukieneczka zdawała się teraz jakby krótsza niż była wcześniej.
- Uhuhu, chciałabym to zobaczyć - zachichotała. - E-Bow za mocno siedzi w tym nudnym świecie.
- L00ke też…
- Tak, no ale wiesz… - dziewczyna z poważną miną zaczęła wykonywać ruchy dłońmi, próbując je bezskutecznie do siebie dopasować. Oboje się roześmieli.
- Potrzebujemy dobrego pomysłu na flash mob - zmienił temat snaX, bezczelnie gapiąc się między nogi N1iny, które rozchylały się powoli. - Moja niegrzeczna aktywistko.
- Deja Vu - dziewczyna odpowiedziała po chwili patrzenia się w sufit. Netrunner wskazał na nią palcem, szczerząc się i od razu łapiąc pomysł.
- Nieskończona pętla perpetum mobile, mnożące się klony…
- Robiące ciągle i ciągle to samo.
- I w tym wszystkim mała, ludzka dziewczynka nie mogąca znaleźć sobie miejsca.
- Z odpowiednią stylizacją, żeby nie było wątpliwości, że chodzi o AI.
- W Netropolis powinno to zostać dobrze zrozumiane. Jesteś genialna.
- I wyjątkowa - roześmiała się i rozsunęła nogi do końca. Swoim zwyczajem nie miała nic pod spódniczką. - A teraz potrzebuję, byś wyjął swoją dyrektorską pałę i wynagrodził za moje trudy asystowania ci. Zawsze chciałam być brudną sekretareczką.
Mężczyzna nie zamierzał kazać długo na siebie czekać.

Pipboy79 17-05-2015 18:00

Paweł Jasiński - grawitacja to sugestia



Reastauracja "Pierestrojka"


Paweł wraz Olegiem bawili się co raz lepiej. Mimo, że zwłaszcza Jasińiski przyszedł w dość skwaszonym i nieprzyjemnym nastroju z powodu tej mętnej sprawy z nagłym i precyzyjnym pojawieniem się Szalonego Gliny to jednak rozmowa z siczowymi vipami i obietnica zajęcia się tą sprawą poprawiły mu humor.

Gdy Taras i Kocur odeszli Koniew napełnił ponownie kieliszki.

- Twoje zdrowie, Paweł - wzniósł toast.

- I na pohybel temu stukniętemu glinie! - dodał Oleg.
Kiedy wypili, Chownyk spojrzał porozumiewawczo na Gawriluka następnie przeniósł wzrok na Black Horse’a.

- Nie myślałeś kiedy, żeby wstąpić oficjalnie w nasze szeregi? - zapytał. - Lepsze roboty, lepsze profity.

- Zapuszczasz kitkę i jesteś nie do ruszenia na dzielni - wtrącił Oleg, ujmując w dłoń swój samotny kosmyk włosów.

- Miałem ci tą propozycję złożyć już dawno, gdy wyszła ta twoja znajomość z czerwonymi - podjął Koniew. - Ale teraz już wszyscy o tym zapomnieli. Co ty na to, Paweł?*

- I wasze! - dodał polski skoczek do wzniesionego toastu i przy “życzeniach” ku gliniarskiemu pościgowcowi pokiwał energicznie głową na znak zgody. Paweł uśmiechnął się słysząc obydwu Kozaków. Wahał się co i jak odpowiedzieć. Sprawa była delikatna i poważna. W końcu ze względu na więzy jakie ich łączyły postawił na szczerość.

- Dzięki wam za tę zacną ofertę chłopaki… Ale źle nam tak ze sobą jak jest teraz? Pasuje mi taki układ jak jest teraz i nie chciałbym tego zmieniać. Zresztą przecież wiemy, że możemy na siebie liczyć prawda? Tak jak dzisiaj z tym numerem u tego kaukaskiego miłośnika kóz. A to, że oficjalnie i na pierwszy rzut oka nie mam kitki może nam się nieźle przydać przy różnych okazjach. - spojrzał na nich obydwu. Z Olegiem się kumplowali i byli przyjaciółmi. Iwana uważał za mentora i opiekuna. System działał dotąd bez zarzutu. Na samej kasie aż tak mu nie zależało. A taki luźny układ mu odpowiadał. Poza tym łączyła ich uczucie powiązania, lojalności czy niechęci do psów wszelakich, ale mimo wszystko Paweł nie uważał się za mafioza ani dobry materiał na niego. Był skoczkiem a nie cynglem, złodziejem czy facetem od spuszczania łomotu. Nawet jak coś z powyższych umiejętności posiadał na poziomie ponad średnią uliczną to nie miał takiej natury i charakteru do takiej roboty tak z założenia. Dać komuś po gębie jak się zwiewa albo jak tamten zaczepia to co innego niż pójść i spuścić komuś łomot na zamówienie. Brakowało mu specyficznej nutki twardości serca czy nieczułości, by być gangerem. Inaczej już dawno by wstąpił tu czy tam. Miał nadzieję, że zna się z nimi oboma na tyle, że są tego świadomi i upewni ich właśnie w tym wrażeniu. Takie numery jak dzisiaj były w porządku, wywinąć coś glinom pewnie, czemu nie, ale jakoś tak zaciukać kogoś z zimną krwią to Paweł nie miał sumienia.

- Nie było pytania, Paweł, rozumiem – rzekł Koniew a Oleg skinął głową. Widać było, że obaj są trochę zawiedzeni, ale nie naciskali dalej.

- Mam więc inną propozycję – rzekł Chownyk. – Myślałem, coby otworzyć sekcję freerunningu Spartaka. Tylko dla pełnoletnich, bo to niebezpieczna dyscyplina. Chciałbym, żebyś ją poprowadził.

- Genialne! - krzyknął nagle rozentuzjazmowany Paweł. - Po prostu genialne! - dodał prawie od razu dajac wyraz jak bardzo przypadł mu do gustu i serca ten pomysł. - No jak obaj się tym zajmujemy to już dawno powinniśmy wpaść na to. ALe zaskoczyłes mnie i mówię ci Oleg, że to jest to czego potrzebujemy! Zobaczysz, parkour jest bardzo popularny i uprawiaja go ludzie z różnych kręgów więc mogą zacząć przychodzić nie tylko zainteresowani sztukami walki czy siłownią. - zaczął gadać jak najęty jak zawsze gdy nawijał o swojej pasji. Gęba mu się własciwie nie zamykała a entuzjazm wylewał się z niego z taką siłą, że ciężko było się wtrącić. Oczywiście raczej trzeba by zacząć od poziomu “basic” bo to by się dało zorganizowac w klubie. Ale jak porozstawiać trochę materacy, poćwiczyć przy drabinkach czy słupkach i generalnie sprzecie jaki i tak już mieli w klubie to byłoby na podstawę w sam raz. Potem będzie można pomysleć o jakiś ćwiczeniach czy grupach w terenie. Ale tak, Paweł był wręcz zachwycony pmysłem. Na tyle, że póki o nim gadał zdawał się w ogóle zapomnieć o całej sprawie z Szalonym Gliną, gonitwą z nim i reperkusjami juz tutaj jakie odczuli po powrocie z akcji.

Wypili jeszcze kolejkę i zakąsili, po czym Koniew wskazał dyskretnie palcem za ich plecy. Kapela grała właśnie „Hej Sokoły” a nawalony Pierun tańczył do ludowej pieśni jak do kawałka techno.

- Chyba jest już w idealnym stanie, żeby z nim pogadać – Chownyk kiwnął głową w stronę jednej z prywatnych lóż po bokach sali. – Chodźcie ze mną chłopcy.

Wstali, podeszli do kierowcy i poprosili go na bok, kusząc chipami gotówkowymi w dłoni wiceatamana. Gdy usiedli w loży Koniew zaciągnął kotarę i gestem dłoni poprosił, by pozwolili mu mówić. Wyłożył kawę na ławę, mówiąc, że dostali cynk, że to Pierun stał za pojawieniem się Szalonego Gliny.

Były rajdowiec był wyraźnie zszokowany i wystraszony.

- Psz..przecież narażałem siebie i Czarnego Karła, żeby chłopców wyciągnąć.

- Oczywista – rzekł beznamiętnie Koniew – żeby uniknąć podejrzeń.

- Nie, to kłamstwo, ktoś mnie wrabia, szefie, no! Jestem kozakiem! Ja i gliny? Nigdy! Za żadne pieniądze. Tyle lat dobrze pracuję, no uwierzcie mi!
Wiceataman pozwolił mu się wyskamleć, uważnie obserwując, po czym roześmiał się głośno.

- Żartowaliśmy, Pierun – poklepał go po ramieniu a Oleg dodał:
- No już, ogarnij się, wierzymy ci, ziomal.

Pierun zaczął się nerwowo śmiać wraz z nimi, ale mimo pocieszeń i przeprosin do końca imprezy był trochę osowiały. Nikt nie lubił takich posądzeń.


Po tym interesującym żarciku humor Pawła poprawił się na tyle, że wrócił do jego imprezowej normy. Bawił się na całego dając upust swojej hałaśliwej, młodej, słowiańskiej duszy i pił, jadł, tańczył, przeklinał, kosmacił z pannami. No i opowiadał. Czasem jakiś kawał czy historyjkę no ale tej nocy głównym gwoździem programu była gonitwa z Szalonym Gliną. Opowiadali właściwie we dwóch bo co prawda nawijał głównie Paweł ale mieli już z Olegiem sprawdzony system i ten wtrącał się w kulminacyjnych momentach jakby mieli tę historyjkę przećwiczoną wiele razy. Nie mieli ale nie pierwszy raz coś opowiadali coś we dwóch.

- I wtedy daję skoka w dym na bagażnik, a wiecie, nic nie widać co jest po drugiej stronie dymu no nie? Ja nie wiem... Z tymi psami... Ich powinni jakoś chyba szkolić jak nie rzucać petard komuś w samochód no nie? Czego o oni cih uczą w tym Szczytnie co? - spytał na koniec retorycznie Paweł do swojego małego ale już nieźle zaciekawionego historią i opowieścią grona które było w podobnym pijano - rozbawionym nastroju jak i oni dwaj.

- Pewnie aportować. - wrzucił swoją krótką część Oleg patrząc podejrzliwym wzrokiem na swojego pustego drina. Spojrzał na pełnego u kumpla bo ten się rozgadał i znów przetrzymywał kolejkę.

- Ha! Właśnie! Pewnie tak! No ale weeźź... Przychodzisz se rano do bryki a tu kurwa rozjebana szyba i wszystko w środku zajebane gliniarską petardą. No i co? No kto za to zapłaci? No kto? - dopytywał się retorycznie Jasiński no ale u słuchaczy psiarnia cieszyła się podobnym "autorytetem" jak i u niego czy Olega.

- Pan za to płaci, pani za to płaci... - wtrącił się znów Oleg cytatem ze starego klasyka który znali wszyscy. I razem z nim dokońćzyli po czym wybuchła salwa śmiechu. Oleg uśiechnął się uprzejmie i trącił w ramię kumpla swoim pustym kielonem patrząc ponaglajaco. Paweł zmitygował się i szybko machnął swojego, otarł usta ramieniem o podwinietych rękawach bo alkohol o ciepło na sali rozebrały go już jakiś czas temu i wrócił do swojej opowieści.

- Właśnie! Jebana psiarnia... A najgorszy z nich to ten Szalony Glina... - dodał jakby wręcz profesyjne przekleństwo ostatnich miesięcy wszystkich znanych mu runnerów. - I co ja mów... A tak! Ten dym! Noo... I ja tak skaczę i lecę w ten dym no nie? A Oleg za mną to przecież nie mogę się zatrzymać bo nas te debile z pałami wokół zgarnął. Cofnąć się nie można bo ten glina tam się czai. No to skaczę i lecę nie? Noo... I lecę i juz mam lądować na bagażniku a tam się okazuje, że ten gruchot nie ma bagażnika bo to jakieś jebane coupe! Nosz kurwa co za debil kupuje coupe?! - zrobił przy tym tak szczerze rozczarowaną i zdegustowaną mine co w połołączeniu z rozłożonymi bezradnie ramionami sprawiło, że wyglądał jak dziecko któremu jakiś zimny drań zabrał lizaka a słuchacze roześmieli się i pokiwali ze zrozumieniem głowami. No tak, przynajmniej na czas tej opowieści wygladało, że wszyscy jeżdzący tym typem samochodu są bue i w ogóle zimnymi draniami.

- Ale nie wszyscy chyba co jeżdzą coupe są debilami no nie? Mogą się przecież trafić... - młody Kozak najwyraźniej wypił za dużo a może wolniej jażył z natury lub był jednym tych typów co zawsze lubia wtrącić swoje trzy grosze.

- Jeździsz coupe? - wielgachny Oleg pochylił się wraz ze swoim krzesłem tak, że znalazł się tuż przy nierozważnym koledze z Siczy.

- Eee... Znaczy... Ja... - zająknął się młodszy i zdecydowanie drobniejszy Kozak bo ton głosu Chownyka był niby spokojny i łagodny ale on to jakoś tak umiał robić jak chciał, ze w połączeniu z jasnymi, oczami i wielgachna sylwetką nawet to brzmiało jakos tak groźnie i zmuszało do przemyślenia swojej wcześniejszej wypowiedzi.

- Nie słyszałeś co Paweł powiedział? Ci co jeżdzą coupe są debilami jasne? - Oleg mówił poważnie grobowym głosem choć Paweł go znał i wiedział, że uwielbia robić takie strachajkowe innych numery. Teraz widząc nerwowe gesty i panikę w oczach Kozaka który pewnie już dumał czy zdąży zwiać czy jednak dostanie w tubę od tego wielkiego Ukraińca musiał bawić się świetnie.

- Eee... Napijmy się! I jebać psy! - wybrnął w końću pechowy młodzian chwytając za butelkę i w pierwszej kolejności polewając Olegowi. Podziałało jak zaklęcie i twarz większego freerunnera od razu wypełnił szczery, słowiański usmiech.

Dalej obaj runnery opowiadali swoją ostatnią przygodę w podobnym stylu. W końcu rzadko komu udawało się zwiać Szalonemu Glinie a im się udało! Było więc i czym się chwalić i co opowiadać. Przy okazji Paweł rozniósł po towarzystwie newsa, że razem z Iwanem będą otwierać sekcję hopsania w "Spartaku". Wcisnął nawet jedną czy dwie wizytówki ze swojego holo i się ucieszył zwłaszcza jak ta fajna blondzia też wzięła. Ale w końcu jak się nasłuchali o tym jak Oleg zmiótł tych dwóch patafianów z dachu jak Paweł przeskoczył brykę na wylot, jak strzelali po nocy grafenowymi linkami przemykajac po kolejnych dachach i balkonach to musiało wyglądać ciekawie. Zwłaszcza jak całe towarzystwo było już mocno rozbawione i miało nieźle w czubie w środku już bardziej wtorkowego ranka niż poniedzialkowej nocy. Tylko o numerze u tego Czeczeńca i o tym, co ich sprowadziło w tamtą okolicę obaj runnerzy nie zająknęli się nawet słowem. A do ciekawej historii to nie było potrzebne.

Tokowanie obu runnerów przerwała awantura na najwyższym siczowym szczeblu. Paweł miał nieco już spowolnione imprezowymi poczynaniami reakcję ale nawet do niego docierało, że mogło być groźnie. Już dwaj wodzowie stali na stanowiskach, już otaczali ich ich gwardziści, już się nawzajem mierzyli wyzwiskami i wsciekłymi spojrzeniami mieli łapy na klamkach... Mogło być groźnie i w każdej chwili przerodzić się w jatkę.

- Oleg, zasuwamy do Iwana! - warknął Paweł widząc tę scenkę. Nie miał pojęcia o co tak naprawdę poszło i czy to coś starego, nowego, pechowa czy złosliwa uwaga jednego czy obu szefów ale to były dla niego za wysokie progi by się wtrącać. Ale sam uważał się za człowieka Iwana zwanego Koniewem i zamierzał stanąć po jego stronie. Zaraz więc znaleźli go we dwóch przedzeirajac się przez nagle cichy i napięty od oczekiwania na roziwązanie punktu kulminacyjnego jakiekolwiek by miało nie być. Znaleźli Iwana i zdążyli mu się zameldować ale akurat prawie w ostatniej chwili szarże poszły po rozum do głowy i jakoś sytuacja się rozeszła po kościach. Pawła ta scenka otrzęźwiła i poczuł ulgę. Przy takiej ilości zabójczych spluw u eskorty ubu szefów i tylu osobach w klubie nie mogłoby się obyć bez ofiar.

Korzystajac z tego, że przez chwilę byli we dwóch z Koniewem a ten miał chwilę czasu Paweł zaczął coś co mu chodziło po głowie już od jakiegoś czasu tej imprezy ale poddał się jej fali i miał zamiar odłozyć to na jutro. A właściwie na dzisiaj jak wstanie dzień.

- Iwan. Tak sobie myślałem o tym Glinie... Cóż... Nie wiem od jak dawna był na tym dachu i okolicy. Ale mógł się szwendać i nam wywinąć jakiś gliniarski numer. A co jeśli nam podłożył jakiegoś syfa w samochodzie Pieruna? Mógł się nie zoirentować. To kierowca. A glina jest glina. Teraz Pierun jest zrobiony może można by podesłać kogoś by sprawdził mu brykę? - wskazał brodą na rajdowca obecnie balansującego chyba na granicy urwania się filmu i przybijania gwoździa w stół.

Sam nie wiedział co myśleć o tej sprawie. Nie wierzył w przypadki. Nie aż takie. Glina musiał mieć konkretny namiar na to, gdzie będzie para runnerów. Musiał wiedzieć przynajmniej tyle. I to na tyle wcześnie, że zdołał tam dotrzeć. Co na oko Pawła w zależności skąd startował dawało mu czas reakcji i info prawie równoważny z tym jak oni sami się dowiedzieli o detalach od Koniewa przed akcją. Swoim ludzim czyli Olegowi i Koniewowi wierzył. Byli sprawdzeni i jakby chcieli go udupić mieli już wiele okazji.

Zresztą nie przypominał sobie smroda który by im wywinął by chcieli go załatwić a współpraca układała się świetnie. Na tyle, że zaproponowali mu wstąpienie do Siczy przed chwilą. Więc nie. Nie wierzył w ich winę. Zostawała para nowych w tym układzie czyli Taras i Modest.

Modest też był na akcji choć gdzie indziej i ciut wcześniej. Więc ryzykował tak samo jak oni choć akurat Glina by go nie ścigał i nie zagrażał bo nie był runnerem. Więc mógł zaryzykowac przeciek.

No i był Taras czyli osoba któa zleciła im ten numer. Na oko Pawła był najbardziej podejrzany. Mogło chodzić o jakieś wpływy czy podkopanie autorytetu Koniewa jakby jego ludzie zaliczyli wtopę lub dali się złapać. No ale to byłyby wóczas jakieś wewnątrzsiczowe przepychanki a on i Oleg byliby tylko pionkami w takim równaniu. Mogło nawet nie chodzić o nich samych czy ten numer albo dojebanie Czeczeńcom tylko własnie o wtopę firmowaną nazwiskiem Koniewa.

No ale aż takich chodów i znajomości Paweł nie miał by to rozkminić zwłaszcza jak miał już trochę w czubie. No i jeszcze kolejna możliwość to ktoś nowy spoza tego równania. Jakiś inny mafioz czy nawet ktoś z psiarni. Choć już pewnie jakieś szpiclowe zabawy których Paweł nie trawił z założenia. Ale wówczas znow trzeba by przeskanować wysztko i wszystkich pod tym kątem bo w końcu jedna złosliwa pluskwa mogła im narobić niezęłgo bigosu. No i oskarżenia były poważne. Za poważne by je ot tak rzucić komuś w twarz czy za uchem bez dowodów. Dlatego na razie Paweł sprzedał te swoje wynurzenia tylko Olegowi gdy już gdzieś o 3 nad ranem wychodzili z imprezy. Szumiało im w głowach i brakowało zwyczajowej płynności i pewności ruchów ale nie doszli jeszcze do etapu zataczania się. Nocna impreza była na to za krótka i za poważna.

Paweł nie czuł się na siłach dofikać do Nory więc zwyczajnie posępił sobie na przystanku czekajac na nocny autobus jadący w okolicę Trzechstacji. Doszedł do etapu niemyślenia i wpatrywał się twarzą nie skażona inteligencją. Po tym jak się na rano umówił z Olegiem na leczenie kaca nie chciało mu się więcej dumać. Jednak alkohol robił swoje sztucznie utrzymując czujność i nie dając umysłowi odpłynąć. Więc Paweł najpierw siedział na przystanku a potem w autobusie obserwujac osowiałym wzrokiem nocne życie tej środkowoeuropejskiej metropolii. Już zczynały wyjeżdzać pierwsze pojazdy i ekipa od sprzatania miasta. Od razu pomyślał o okolicach Talibanu. Jak chłopaki musieli traz sprzątać ten syf to aż mu się ich trochę szkoda zrobiło. No ale może któryś znajdzie coś ciekawego. Podobno ludzie w takie zadymy mieli tendencje do gubienia różnych rzeczy.

Wysiadł z busa machajac kierowcy na pożegnanie. Uśmiechnął się idąc w kierunku wejścia do stacji i mijajac budkę Zahida. O tej porze była jeszcze zamknięta. Znów się podroczą jutro jak skacowany i wymiety Paweł przyjdzie na śniadanie o lunchowej porze irytując tym rannego ptaszka jakim był Pakistańczyk który otwierał wręcz o świtaniu. Przynajmniej na standard Pawła. Póki był jeszcze na chodzie wziął holo i aż na moment zatrzymał się dziwiąc się temu co widzi. Wciąż była na nim wyświetlona informacja o ostatnio wykonywanej czynności czyli akurat o tym info o kursie dla runnerów w Spartaku. Ostani numer był od tej albo do tej blondzi. - Kurwa... Jak ona się nazywa? - jęknął markotnie patrzac na przypadkowy zestaw liter jaki wcisnął nazywajac kontakt nie tak całkiem dawno w końcu w Pierestrojce. Jak już teraz nie mógł sobie tego przypomnieć to się szykowała na kacowym jutro niezła rozkmina. No ale może nie bedzie dzwonić czy co to nie będzie musiał kminić jak wybrnąć z niezręcznej ale jakże częstej u niego sytuacji. Znowu.

Machnął więc ręką i wznowił marsz. Nie po to w końcu sięgnął po holo. Skontaktował się z Alex. Wiedział, że musi teraz bo jak dojdzie do nory, zobaczy swój materac to kaplica. Już nic nie da rady zrobić. Więc póki był na chodzie... - Alex... Sześć... Słuchaj... Eee... Znasz Szalonego Glinę? Noo... Weź mi przypomnij rano... eee... Znaczy jak wstanę... Że mam zrobić mapkę gdzie chujek się szwenda... Muszę coś z nim zrobić bo nas w końcu wyłapie po kolei chujek jeden... Wiesz, że nas ganiał z Olegiem? Ale mu zwialiśmy! - dodał dumnie co sie przebiło nawet przez wyraźnie zawiany ton wypowiedzi. Schodził już po schodach do stacji. Widział już mętne cienie wagonów zaadaptowanych na mieszkania. Nawet o tej porze widać było promyki papierosów czy przyciszone głosy oraz echa jakiejś odległej awantury która znacznie przyciszona ale za to niesiona z głebi tuneli wciąż była słyszlana. Taaa... Mieszkańców Trzechstacji ciężko było uznać, za przeciętnego warszawiaka i dlatego takie sąsiedztwo bardzo odpowiadało Pawłowi. No i. Wreszcie czuł, że wraca do domu.

Baczy 17-05-2015 19:34

W pewnych sytuacjach wypadało się spóźnić, w innych należało się tego wystrzegać, gdyż mogło to zostać odebrane jako brak szacunku. Gdyby gość honorowy warszawskiej Siczy, dla którego urządzono to przyjęcie, nie był krewnym Modesta i jednocześnie powodem jego spóźnienia, ten zrobiłby wszystko, żeby przybyć na czas, lub przynajmniej zniwelować opóźnienie. Teraz jednak nie musiał się spieszyć, w końcu takie spóźnienie mogło urazić jedynie Wujaszka, a on, z przedstawionych przed chwilą powodów, poczuć się urażonym nie miał prawa. Siedząc w aucie rozmyślał nad propozycją starego Kosacza. Chciałby się nie zgodzić, jednak wiele przemawiało za akceptacją stanowiska wiceatamana. Po pierwsze jego niezależność była tylko częściowa – Sicz była jego częstym zleceniodawcą, i to uczciwym, dzięki spokrewnieniu z Kosaczami. Poza tym znał tam wiele osób, a te osoby znały jego. Jeśli więc coś uderzy w Sicz, on również ucierpi, jego ksywa w pewnym momencie doleci do niewłaściwych uszu i brak oficjalnej przynależności na niewiele się zda. Czemu więc nie zostać wiceatamanem? To pozycja, która daje liczne przywileje i realny wpływ na poczynania Siczy. Z tym, że to wszystko niewiele warte. Wolność i niezależność, nawet tylko ta oficjalna, tego chciał. Martwić się tylko o siebie i nie musieć ufać w umiejętności podkomendnych, nie ponosić odpowiedzialności za ich nieudolność. Tego mu było trzeba, a posada wiceatamana była czymś zgoła odmiennym, delikatnie mówiąc.
- Zastanawiasz się nad propozycją Wuja Marko? – spytał w trakcie jazdy Dorian.
- Tak, i chciałbym robić to dalej, w ciszy.
Bez niespodzianek dojechali pod Pierestrojkę.

Szczerze powiedziawszy, nie sądził, że spotka tu dachowców, była to impreza dla bardziej znaczących kozaków. On sam był tu tylko przez wzgląd na pokrewieństwo z Kosaczami, gdyby nie to, nawet dobre kontakty z mafią nie dałyby osobie z zewnątrz wejściówki na tak elitarne przyjęcie. Tak przynajmniej myślał, dopóki nie przypomniał sobie o Black Horsie. On, w przeciwieństwie do drugiego dachowca, nie należał do Siczy. Dwaj wiceatamani przedstawili ich sobie podczas wypłacania należności za wykonaną robotę. Kiedyś, w czasach banknotów i monet, takim zachowaniem okazywało się podwładnym brak szacunku. W końcu każdy miał prawo zachować dla siebie informacje o wysokości zarobków, więc odliczanie banknotów przy pozostałych pracownikach było co najmniej chamskie. Teraz jednak wszystkie chipy gotówkowe wyglądały tak samo, a kwotę sprawdzało się po przytrzymaniu palca w wyznaczonym polu. Zapewniało to wystarczającą dyskrecję.

Darski początkowo uznał to przedstawienie za zbędne, szybko jednak uznał, że jest jedno pytanie, które mógłby im zadać.

- Widzieliśmy się parę razy, dobrze wreszcie was poznać - rzekł Modest uśmiechając się umiarkowanie. - Rozumiem, że nie mieliście żadnych problemów? Żadnych gości? - spytał Kocur, niby od niechcenia.
- Ooo… A ciekawe, że o to pytasz… - uśmiechnął się równie niewinnie Paweł. Oleg nie był tak dyskretny i spojrzał pochmurnie na drobniejszego “Kocura”. - Zwłaszcza o tych gości… - dodał mrużąc oczy i przygryzając lekko wargę. - Spodziewałeś się kogoś? - spytał nieśpiesznie.
- Minąłem kogoś prawie że w furtce. Podejrzanie wyglądał - wyjaśnił Modest. - I chyba jakieś auto wjechało do garażu, jak już się ewakuowałem… To jak, co się stało? - Przekrzywił głowę niczym zaciekawiony pies. Czyżby Damian pracował dla Sudajewa? Dostali cynk, wparował tam, dachowce ledwo zdołały uciec. Czy tak to wyglądało? Tętno mu przyspieszyło, nieznacznie, ale dla niego wyczuwalnie.
- Podejrzanie? Ale nie jakiś glina? - dopytywał się dalej Paweł.
- Nie wiem, ty mi powiedz. No, to co się stało?
- No człowieku… Nie wiesz czy facet jakiego mijałeś w klatce był w gliniarskim uniformie? - Paweł rozłożył ręce aż dłonie klasnęły mu o uda, gdy pytał z już nieco zirytowanym tonem.
Modest otworzył oczy ze zdziwienia, spojrzał teatralnie najpierw na Tarasa, potem na Chownyka.
- Skąd on się, kurwa, wziął? - spytał retorycznie, potem przeniósł wzrok na Black Horse’a.
- Jakby to był mundurowy, to bym kurwa powiedział “mundurowy”, a nie “ktoś podejrzany”. Może to był tajniak, może szpieg Gruzinów, którego wysłali do sprawdzenia mieszkania, bo mamy wyciek, a może angielska królowa w przebraniu, jak powiecie, co tam zaszło, to może uda nam się wspólnymi siłami zawęzić możliwości. - Nie wyglądał na wściekłego, raczej jakby tłumaczył coś niesfornym dzieciom - mówił wolno i gestykulował, chcąc nakreślić sytuację. Spoglądał to na Pawła, to na Olega, licząc, że któryś wreszcie wyjaśni, co tam zaszło. Bo że coś było na rzeczy, to już wiedział. I dotarł do punktu, w którym musiał się dowiedzieć, co.
- Za bardzo zagmatwałeś, spójrz na tego dużego. Tak nim zakręciłeś, że pewnie ledwie pamięta swoje imię. On Ci już nic nie powie – zapewnił Dorian, który z godziny na godzinę zdawał się coraz częściej uciekać do ironii i złośliwych komentarzy.
- Słuchaj chłopaczku nie strugaj tu cwaniaczka, bo możesz sobie coś za dużo ostrugać dobra? - wycedził przez zęby Paweł, któremu po nocnej gonitwie po dachach, ucieczce samochodami przez tłum i “Dwarfem” przed radiowozem oraz paru szybszych głębszych już tutaj zdecydowanie opadł poziom tolerancji na pierdoły i durne zagrywki. - Tam był Szalony Glina! Czekał na nas! Aż wyjdziemy z domku. Czekamy dobry kawałek przed akcją na twoje holo i nic. A potem wyłazimy z domku a ten chujek już na nas czeka! Jakoś to kurwa nie wygląda mi na zbieg okoliczności, bo jego wzywają tylko na nas a nie na jakieś tandetne zamieszki! - wywarczał ewidentnie wściekły skoczek a jego wielki kumpel kiwał przy tym energicznie głową i patrzył złowróżbnie na Modesta.
- Nie no, aż tak młodo nie wyglądamy – skomentował stojący obok Pawła Dorian. – Ale nawet jeśli jesteśmy młodsi, to chyba bez obaw możemy żywiołowo zareagować na oskarżenia o zdradę, prawda? Mam się odsunąć, czy będziesz uderzał z prawej? – spytał niewinnie.

Modest jednak ledwo zwracał na niego uwagę, bardziej uderzyły go nowości runnera, które gorączkowo starał się powiązać z Damianem. Czyżby pracował dla glin? Śledził runnerów i przekazywał ich pozycje grupom pościgowym? Nie, to niemożliwe, nie mógł wstąpić do policji, po prostu nie. Ale jak inaczej powiązać go z problemami dachowców? Cóż, nie można. Nie był odpowiedzialny za tego glinę, który rzekomo czekał na ich wyjście. Co nie zmienia faktu, że może pracować dla Sudajewa…
- Czyli żadnych problemów z wewnątrz budynku? O to pytałem, gość wchodził do środka - doprecyzował beznamiętnie Modest, ignorując resztę informacji, wzburzenie Pawła oraz jego insynuacje. Nie pytał, czym ten glina wyróżniał się od innych, że zasłużył na określenie szaleńca, ani jak jeden koleś mógł im tak zajść za skórę. W ogóle musiał się wyrażać krótko i konkretnie, żeby
Dwaj wiceatamani, którzy rozmawiali o czymś obok, przerwali słysząc podniesiony głos odwróconego do nich bokiem Pawła. Taras Kosacz podszedł do chłopaka i położył mu wielką łapę na ramieniu.
- Uważaj w tym towarzystwie z pochopnymi oskarżeniami, młody - powiedział spokojnie, ale z wyczuwalną groźbą w głębokim głosie. - To może się źle skończyć. O waszym udziale w akcji wiedziałem tylko ja, Koniew i Pierun. Nikt z moich ludzi nie nadaje psom, zrozumiano?
Młodszy Kosacz był facetem po pięćdziesiątce, ale mógł równać się posturą z Olegiem. Zresztą powaga urzędu i sława bezwzględnego mafiozy, wystarczyła by zmrozić prawie każdemu krew w żyłach.
- Wybaczcie koledze, panie Kosacz - powiedział Oleg. - Trochę za dużo dziś wypił.
Młody kozak uśmiechnął się i wzruszył rękoma, by rozładować atmosferę a Taras skinął głową i zdjął dłoń z ramienia Pawła.
- Spokojnie. Zawrzyjmy pokój pomiędzy naszymi bratnimi narodami. I napijmy się zgodnie albo sztachnijmy… - rzekł ugodowo runner unosząc nieco do góry ręce w uspakajającym geście. - Ale faktem jest, ze tan skubaniec na nas czekał. I ledwo żeśmy go zgubili. No i nie wiem…. Może to i przypadek… Ale jakoś strasznie dziwny jak na moje oko. - zwrócił się do Kosacza Paweł. Rozumiał, że zarzut o kablowanie glinom w tym towarzystwie ruszyłby każdego i mógł mieć poważne konsekwencje. No i wkurzał. Tak jak ich wkurzył ten zarzut z tajniakami tam w tłumie przy parku. No ale fakt, że glina, i to nie byle jaki, i to ze specjalnością na łapanie runnerów, czekał właśnie tam i kiedy trzeba na dwóch runnerów. Zdaniem Pawła było to wymowne same w sobie i nie byłoby głupie jakby nad tym podumać co nieco. Nawet jesli nie tu i teraz.
- Ten stuknięty gliniarz poluje na takich skoczków jak oni - wyjaśnił Tarasowi Koniew, marszcząc czoło w zamyśleniu nad tym zbiegiem okoliczności.
- Faktycznie dziwne - przyznał Kosacz, drapiąc jasną brodę. - Za Kocura jednak ręczę, to moja rodzina. Dla swojego dobra nie próbuj więcej wobec niego z niczym takim wyjeżdżać. Nie wiesz młody, jaki masz fart, że jeszcze jestem trzeźwy i w dobrym humorze - uśmiechnął się paskudnie do Pawła.
- Pierun też robi dla nas nie od dziś, ale później jak się ubzdryngoli, wezmę go na delikatne spytki - dodał nieco zmartwiony Koniew. - Na razie to zostawcie, mołojcy. Napijmy się.
Chownyk sięgnął po flaszkę czystej i rozlał do kieliszków.
- Spoko, ja tu nie jetem szukać zwady czy problemu szukać. Ale własnie jest jak mówi Iwan. On poluje na nas i tylko na nas. No a my, że bylismy tym razem nie na prywacie tylko w kokretnym miejscu i z konkretnym zadaniem to pomyslałem, że warto o tym wspomnieć. Tak dla jasności sytuacji. - rzekł już prawie normalnym głosem skoczek i nawet dał radę się uśmiechnąć. - No ale… W takim towarzystwie nie wypada nam chyba teraz faktycznie zajmować się takimi smutami. Będzie na to czas jutro a dzisiaj jest dzisiaj. Naprawdę świetna impreza i dawno nie widziałem tylu szych na raz. - Uśmiechał się szczerze. Skoro i Iwan i Taras obiecali zająć się sprawą to znaczyło, że się nią zajmą. Czyli nie wypieli się na nich i nie zostawili samych z tą dziwną sprawą a to już było naprawdę pocieszajace i dawało nadzieję, że rozwikłają tę zagadkę w ten czy inny sposób. Mieli w końcu obaj w tej materii dużo większe możliwości niż połączone siły nawet jego i Olega czy nawet ich paru bliższych znajomych. Tak, teraz sprawa wyglądała dużo lepiej niż gdy tu przyszli.
Modest nie komentował, siedział tylko spokojnie i pił dwa kieliszki na trzy Tarasa, który roześmiał się tylko, powtarzając słowo “szychy”. Gdyby Kocur chciał utrzymać mu kroku, nie dotrwałby późniejszej rozmowy. Skończyło się jednak póki co na tych dwóch-trzech kolejkach, zagryzanych ogórkami, paluszkami krabowymi w cieście, czeburiekami, pierożkami, koreczkami i śledzikami pod pierzyną. Kucharze “Pierestrojki” naprawdę się dziś postarali. Zatrudniano tu zresztą wyłącznie ludzi, żadnych gastro-robotów.
Wiceatamani wyciągnęli jeszcze od runnerów oraz Kocura szczegóły akcji oraz krótką relację na temat ochrony i zabezpieczeń w budynku, tak na przyszłość i na wszelki wypadek.
Następnie Taras wstał od stołu, uznawszy widocznie, że wystarczy tego zaszczycania swoim towarzystwem mafijnych dołów, choć w trakcie rozmowy się nie wywyższał. Młodszy Kosacz miał wiele wad, takich jak zamiłowanie do łamania ludziom kości lub wrzucania ich z motorówki do Wisły w betonowych bucikach, ale bycie bufonem nie zaliczało się do nich.
- Bawcie się dobrze, mołojcy i nie żałujcie dziś sobie - skinął głową Pawłowi i Olegowi, po czym klepnął w ramię Modesta.
- Chodź, Kocur, zobaczymy co u bat’ki - wskazał pustym kieliszkiem na stół atamanów.

Darski przytaknął mu. Musiał być cierpliwy, ale korciło go żeby powiedzieć mu o Damianie. Ciążyła mu ta niewiedza i niepewność, liczył, że Kosaczowie znajdą jakieś konkretne wytłumaczenia, które będzie mógł zbadać.
- Nie chciałem cię wyręczać... - gdy odeszli parę kroków Taras obejrzał się w stronę siedzących przy stole runnerów - ale na twoim miejscu bym temu młokosowi jebnął. Usprawiedliwia go trochę brak obycia, ale to kwestia szacunku.
- Póki co jestem, formalnie - zaznaczył Modest - na tym samym poziomie co on. Podwykonawca z zewnątrz. Poza tym nie chciałem, żeby zamknął się w sobie całkowicie, potrzebowałem odpowiedzi. Później Ci powiem, dlaczego tak mi zależało na tych konkretnych informacjach.
- Hmm? - Taras się wyraźnie zaciekawił, ale nie naciskał. - No dobra, teraz niech ci będzie. Ale doradca atamana nie może pozwalać sobie na dysrespekt. Bat’ko przekazał ci propozycję, prawda? Zawsze tyle mówiłeś o samorealizacji a gdzie się lepiej zrealizujesz jak pomagając mi kierować tak prężną organizacją? - objął Modesta ramieniem a drugim uczynił szeroki gest wskazując na pełną kozaków salę. Mężczyzna nie odpowiedział, miał swoje, nieco odmienne, spojrzenie na pojęcie samorealizacji.
- Zbadaliście grunt? - spytał Darski, zerkając z ukosa na krewniaka. - Znaczy, jakby ludzie zareagowali, gdyby ktoś bliski organizacji, ale jednak spoza niej, wstąpił od razu na tak wysoki poziom w hierarchii? Zarówno w Warszawie, jak i innych miastach, z Kijowem na czele. Poparcie Twoje i Wuja to dużo, ale w obecnych, niespokojnych czasach to spore ryzyko…
- Kijów ma w dupie takie pierdoły - odparł Kosacz. - Ich interesują tylko wyniki finansowe i czy współpraca między Siczami dobrze się układa. A tu...Kocur, formalnie możesz być spoza, ale prawie wszyscy cię znają od dziecka i lubią, może poza tymi, których zbyt często ogrywasz w karty - zaśmiał się. - Ludzie raczej się dziwią czemu się dystansujesz. Jasne, inni poczują się zawiedzeni, rzekną, że im się bardziej należy. Ale ja kładę na nich lachę. Chciałbym mieć stale przy sobie kogoś komu w stu procentach ufam - Taras mówił lekko ściszonym głosem, jako że na sali było wielu przezeń wspomnianych oraz ich przyjaciół.
Poza tym zbliżali się małymi krokami do podestu i stołu, przy którym siedział również Nemyria, póki co urzędujący ataman. Dosiadło się tam teraz jeszcze dwóch wyższych rangą kozaków oraz jeden stary “podwykonawca z zewnątrz”, polski biznesmen, właściciel firmy przewozowej, której TIR-y przewoziły przemycane z Rosji towary spod Charkowa do Warszawy i dalej. Modest powitał z należytym szacunkiem obecnych, przypominając sobie w międzyczasie ich personalia, nie przejmując się chłodną postawą Nemyria, który jego pokrewieństwo z Tarasem uznawał za ogromną wadę.

Nie trwało długo jak nadarzyła się sposobność, aby zaprosić obu Kosaczów do pustej teraz loży. Głównie Wuj Marko był rozchwytywany, jako gość główny, „atrakcjia wieczora” jak to sam określił z kpiącym uśmiechem, udało się jednak znaleźć chwilę, kiedy rozmówcy skupili się na obecnym atamanie, dając chwilę wolnego staremu kozakowi. Kosacze bez zwłoki zgodzili się na prywatną rozmowę, w końcu obaj wiedzieli, że Modest ma im coś ważnego do powiedzenia.

Weszli do loży. Modest przyciemnił szyby, utrudniając obserwację z zewnątrz, chociaż było to zbędne – byli kilka metrów powyżej wysokości stołów i parkietu, tylko z loży po drugiej stronie sali można było ich podglądać, a ta była przeźroczysta i pusta. Mężczyźni usiedli, wpatrując się w siebie nawzajem z zaciekawieniem.

- Nałóżcie gogle, prześlę wam nagranie faceta, z którym minąłem się wychodząc z budynku podczas dzisiejszej roboty w Talibanie. Powiedzcie, czy kogoś wam przypomina. - Głos Modesta był poważny, nie było mowy o tym, żeby zaciągał ich tu dla żartu czy z czystej ciekawości. Chwila manipulacji przy wyświetlonej konsoli i sam również miał przed oczami zapętlony fragment dwuwymiarowego zapisu ich krótkiego spotkania. Opuścił gogle na czubek nosa i obserwował reakcje obu mężczyzn znad glassów.
Obaj przewinęli przynajmniej dwukrotnie.
- Czy to jest…? – Taras zamrugał oczami odkładając holokulary na stół.
- Damian. – jego ojciec, oszołomiony, schował swoje do kieszeni marynarki. - Właśnie zobaczyliśmy ducha.
- Może tylko ktoś podobny? – zapytał Taras.
- Nie – Wuj Marko miał wręcz nieprawdopodobną pamięć do twarzy. – To jest on. Modest, czy ty rozmawiałeś z nim?
- Nie, minąłem go po wyjściu, byłem w masce. Nie zwrócił na mnie uwagi, ja starałem się nie wzbudzać podejrzeń. No i początkowo nie mogłem uwierzyć...
- Tyle go szukaliśmy… - Stary pokręcił głową. – Musiał zmienić tożsamość i wyjechać, skoro nie zmienił wyglądu, inaczej byśmy znaleźli. Kiedy wrócił? – zapytał sam siebie.
- Co robił w Talibanie? – Taras dodał kolejne pytanie do puli. – Czy możliwe, żeby…
- Mnie nie tutaj nie było przez większość tego czasu – rzekł Marko. – Wy znaliście go lepiej.
- Jeśli ktoś go w ogóle znał to tylko Modest… - powiedział Taras.
- Stawiam, że wtedy mu się po prostu pofarciło. Wiedział, że nie może wrócić do Warszawy, do domu. Może miał kumpla na mazurach, albo gdzieś poza granicami, nie wiem, sprawdziliśmy wszystkie miejsca i kontakty o których wiedziałem, ale na pewno coś zostawił tylko dla siebie, ja zresztą też.... - Darski odetchnął głośno, kontynuował. - Przyczaił się przez tydzień, potem chciał uciec jeszcze dalej, zdala od znanych nawet sobie terenów, i trafił na kogoś odpowiedniego. Kogoś, kto poznał się na nim, przygarnął i zapewnił schronienie. I tak jak tutaj, został poza organizacją, ale pod jej płaszczem, usamodzielniał się, utrzymując jednocześnie stały kontakt ze swoim dobrodziejem. A teraz ma interes w Warszawie. To nie mogło być przez niego zaplanowane, więc jeśli nawet przeszedł na Islam, to dopiero po ucieczce, i tylko przez wzgląd na sytuację - wyjaśnił z przekonaniem Tarasowi, jak i sobie samemu. - I zobaczcie. Przechodzi przez furtkę, i dzwoni, zupełnie, jakby się komuś meldował. Gdyby tam mieszkał to albo zadzwoniłby już wcześniej, podczas marszu, albo dopiero z domu, jeśli zależałoby mu na prywatności. To oczywiście tylko moje założenia, ale wątpię, żeby to było bez znaczenia.
Na holograficznej konsoli wystukał wiadomość do Doriana: “Co o tym sądzisz? Jesteś w stanie przeanalizować nagranie pod kątem jego zachowania, intencji, może coś jeszcze? Powiedziałeś, że był spokojny, co jeszcze? ”
“Za krótkie spotkanie, za mało danych.” - odpisał Dorian od razu. - ”Był aż nienaturalnie spokojny. Nieludzko można powiedzieć. Poza tym albo tam mieszka albo ktoś udostępnił mu kod do furtki. Może powiadamiał telefonem tego kogoś o swoim przybyciu, ale równie dobrze telefon w tym momencie mógł być dziełem przypadku.”
Miał rację. Gdyby na przykład zaczął rozmowę przed wpisaniem kodu do furtki, można by założyć że ktoś mu go na bieżąco podaje, ergo nie jest mieszkańcem. Ale z tak niewielką ilością danych pozostawały tylko…
- Domysły... - rzekł Wuj Marko. - Damian zgrzeszył wobec rodziny, ale po tylu latach nie widzę sensu w ściganiu go. To tylko rozdrapywanie ran.
- Ja nie jestem pewien czy nawet chcę wiedzieć. - pokręcił głową Taras. - Ale jeśli będziesz chciał to badać to pomogę. To twój brat i twoja decyzja, Kocur.
- Taras, macie jakąś pewność, że wasza bombka wybuchła? Że ktoś, może ochroniarz z zewnątrz, nie rozbroił jej przed przyjściem Sudajewa? - spytał Darski sugestywnie. Tak, to była jego decyzja, i jadąc tutaj zakładał, że razem go znajdą. Że cała trójka będzie tym tak zainteresowana. Ale teraz, wobec obojętności jaką zaserwowali mu Kosaczowie, sam nie wiedział, czy poszukiwania mają sens. Miałyby, gdyby jego obecność tam nie była przypadkiem, ale tego nie był pewien. - Przydałaby się tam ta kamerka… - Westchnął, przypominając się, co blond niedźwiedź powiedział dachowcom.
Słowa Modesta wyrwały Tarasa z zadumy, tak głębokiego, że Kocur musiał powtórzyć pytanie. Dziwne.
- Rozbroić się jej nie dało, nie wchodząc w zasięg fotokomórki - odpowiedział wielkolud. - Nawet jeśli poczęstowała świńską juchą ochroniarza to przekaz jest wystarczający. Nasi ludzie byli w jego domu i mogą w każdej chwili odwiedzić go ponownie. Będzie bał się zasnąć. Najdalej jutro spodziewam się rozpoczęcia negocjacji z Groznymi.
- Być może, synu, być może - rzekł Wuj Marko. - Powinniśmy wrócić na salę, rebiata. Niegrzecznie z mojej strony zostawiać gospodarzy na tak długo. Wygląda, jakbyśmy co tu knuli.
- Tak, oczywiście. Dziękuję za… potwierdzenie - rzekł powoli Kocur, podchodząc do kotary i rozsuwając ją przed starszymi członkami Siczy. Nie poszło tak, jak tego oczekiwał, ale może tak było lepiej? Może mieli rację, nie należało rozdrapywać przeszłości. Przecież on sam nie wiedział, czemu chciał znaleźć Damiana…

Wrócili do stołu atamanów, przy którym od spraw rodzinnych i obyczajowych biesiadujący przeszli z czasem do dyskusji o polityce - nie mafijnej, o niej dziś nie miało być mowy - a światowej i europejskiej. Taras, być może przytłoczony ciężarem wieści o Damianie, pił coraz więcej, co okazało się w końcu za dużo nawet na jego niezwykle mocną głowę. Włączając się do dyskusji zaczął czynić kąśliwe uwagi o politykach i przywódcach, będące aluzjami do siczowych rządów Bohdana Nemyrii. Nie bezpośrednio, ale z czasem stawały się coraz bardziej czytelne dla wszystkich przy stole. Wuj Marko posyłał siedzącemu naprzeciw synowi karcące spojrzenia, lecz ten zdawał się ich nie zauważać. Lub nie chciał ich widzieć.
Darski, mniej pijany, załapał intencje Wuja, jednak dopiero po czasie zareagował, i to nie bezpośrednio. Gdyby zaczął uspokajać go przy stole, albo choćby chciał go na siłę od towarzystwa odciągnąć, nie wiadomo jak by to na Tarasa zadziałało, a i jego wizerunek wśród mniej lub bardziej bacznie obserwujących ich kozaków średniego szczebla mógłby ucierpieć, jakoby sam nie potrafił nad sobą panować. Modest postanowił więc użyć jego latawicy.

Nałożnica Tarasa rozmawiała z koleżankami kilka stołów dalej, bardziej na uboczu sali.
- Hej, piękna – zaczął Modest, zupełnie nie przejmując się faktem, że nie znał jej imienia. Nigdy mu to nie przeszkadzało w kontaktach z kobietami, tak było i tym razem.
- Hej, przystojniaku – uśmiechnęła się siedząc, wyciągnęła do niego ręce, a potem przyciągnęła do dołu, całując w policzki. – Co, wynudziłeś się i przyszedłeś do nas zabawić się troszkę? – Zaśmiała się, koleżanki jej wtórowały. Ten sam poziom intelektu i klasy, co ona.
- Na zabawę jeszcze się znajdzie czas, ale póki co mam do Ciebie prośbę. – Wciąż trzymając ja za dłonie, tym razem to on pociągnął ją delikatnie ku górze, wstała posłusznie, i powoli oddalali się od „kurnika”.
- Prośbę mówisz? – uśmiechnęła się, tym razem inaczej, bardziej figlarnie.
- Chodzi o to, żebyś podeszła do Tarasa i szepnęła mu na ucho, żeby spotkał się ze mną w męskiej toalecie.
- Uf, dobrze, że nie w damskiej, bo co wy byście tam chłopcy beze mnie robili? – Znowu ten uśmiech, lekki kuksaniec w żebro Modesta. Ale Wyglądała na czujną, słuchała. Może na jakimś poziomie podświadomości zdawała sobie sprawę, że nie chodzi mu o nic trywialnego.
- Tylko on może Cię usłyszeć, a dla postronnych ma to wyglądać niewinnie, jakbyś… - zastanawiał się na odpowiednim porównaniem, ale weszła mu w słowo.
- Jakbym chciała mu obciągnąć w kiblu?
- Dokładnie tak.
- Dla ciebie wszystko, Kocur - mrugnęła do Darskiego zalotnie i lekko się zataczając podeszła do stołu atamanów i nachyliła się nad Tarasem, kusząco wypinając w stronę głównej sali opiętą ciasną kiecką pupę. Plan Modesta zawiódł jednak w tym momencie na całej linii, bo nim zdążyła szepnąć mu do ucha, Kosacz, któremu przerwała kolejną tyradę, odgrodził się od niej dłonią i warknął:
- Nie przeszkadzaj, kobieto! - Wyraźnie nie był w nastroju na amory a ona posłusznie się odsunęła, spoglądając na Kocura i wzruszając ramionami.
Nim Modest zdążył podjąć dalsze działania Taras zdążył spuentować kolejną anegdotę.
- Nemyria zaraz wybuchnie... - rzekł Dorian, lecz ostrzeżenie przyszło za późno.
Ataman, który też miał sporo w czubie, coraz bardziej czerwony na wąsatej twarzy poderwał się od stołu, przewracając szklankę.
- Myślisz, że ja nie mam rozumu?! - Wytknął palcem Tarasa. - Że nie wiem, kiedy mnie obrażasz?!
- Boli, że sondaże spadają? - zakpił młodszy Kosacz.
- Okazuj szacunek starszemu! - zapowietrzył się Nemyria. - Bo inaczej pogadamy.
- To pogadajmy. - Taras również podniósł się, podobnie jak wszyscy inni przy stole.
Oczy całej sali zwróciły się w ich stronę. Muzyka ucichła. Niektórzy położyli dłonie na broni, ochroniarze Marko i ludzie Tarasa z jednej, Nemyrii z drugiej strony, jeszcze inni tak na wszelki wypadek. Kocur stał w pobliżu toalet i z niesmakiem obserwował swoją porażkę. Chociaż, czy jego? Nie jest niańką Tarasa, chciał mu zrobić uprzejmość, nie wyszło, trudno. Cała sytuacja tylko utwierdzała go w przekonaniu, że nie powinien zgadzać się na propozycję Wuja, dlaczego więc mimo wszystko nadal się wahał?
- Już wiesz co odpowiesz Wujowi, jak zażąda odpowiedzi? – spytał Dorian, zupełnie jakby czytał w jego myślach.
- Nie. I obym dzisiaj nie musiał decydować – odpowiedział cicho. Przestał podpierać ścianę, podszedł bliżej atamańskiego stołu.

Marko Kosacz wstał, podpierając się laską. Zastukał nią trzy razy o podłogę.
- Jutro pomówimy o interesach - powiedział, stanowczym głosem. - Porozmawiamy szczerze, jak rodzina, którą wszyscy jesteśmy. Dziś jesteście pijani, Taras w szczególności a ty, Bohdanie, bierzesz sobie za bardzo do serca żarty. Nalegam, ani słowa więcej.
- Pomówimy jutro - Nemyria skinął mu ponuro głową i odszedł a wraz z nim jego ludzie. Zaraz po nim pożegnała się Julia Achmetowa, życząc im chłodno dobrej nocy. Koniew zaś zarządził dalszy ciąg imprezy i udał się na salę. Kapela zagrała znów “Hej Sokoły”. Usiedli.
- Nierozważnie dzielić skórę na niedźwiedziu - zganił syna Marko.
- Chciałem go tylko trochę zdenerwować bat’ko - uśmiechnął się niewinnie Taras. - Zdenerwowani ludzie popełniają błędy. Ja jutro wieczorem będę grzeczny jak aniołek.
- Lepiej, żebyś był - Wuj Marko wstał. - Na mnie już pora. W moim wieku nie mogę już zarywać całych nocy. Bawcie się dobrze, chłopcy.
- Do jutra, Wuju – rzekł Modest, skłoniwszy się lekko. – Nie musiałeś tego robić, tak sobie ludzi nie zjednasz – upomniał Tarasa na osobności, mimo iż obiecywał sobie, że tego nie zrobi.
- E tam, chuja mi mogą. Wszyscy widzą, że dupa z niego nie ataman, nawet jego ludzie w niego wątpią i tylko czekają, aż ktoś właściwy usiądzie na szczycie. Ale dość pierdolenia, jak bat’ko rzekł, jutro będziemy o polityce wewnętrznej gadać. Dziś chlejemy do upadłego – pijacki uśmiech zagościł na jego twarzy i już zaciągnął Modesta do opustoszałego mocno stołu przywódców.

Pieprzyć to, wyjątkowo dobra rada jak na zakończenie dzisiejszego dnia. Upić się i przestać martwić. Skoro jutro będzie musiał wybrać między Siczą a wolnością, dziś może się upodlić na całego. Zapomnieć o problemach, na tę jedną noc. Który to już raz wybierał tę metodę zapomnienia?

kanna 18-05-2015 19:13

Ida znieruchomiała, wsłuchując się we własny, przyśpieszony oddech i wyraźne odgłosy przemieszczania dochodzące z dołu.
- Bruno - zacisnęła place na ramieniu mężczyzny. - Bruno, obudź się, ktoś jest na dole - wyszeptała.
Wpierw tylko zamruczał przez sen, ale po kolejnym szturchnięciu otworzył oczy. Musiała powtórzyć. Położył palec na ustach, cicho wysuwając się spod kołdry i siadając na brzegu łóżka. Nie musiał długo nasłuchiwać, bo szuranie i stukanie powtórzyło się.
- Wezwę ochronę – szepnął, biorąc z nocnej szafki holozegarek, wyświetlając ekran i pisząc wiadomość. – Powinni tu być za pięć minut.
Pokiwała głową. Bała się.
- Ubiorę się - wyszeptała wstając i przechodząc, cicho i boso, do garderoby wkomponowanej w róg pokoju. Miękki dywan tłumił jej kroki. Sięgnęła na swoją półkę i po omacku wyciągnęła jeansy i koszulkę.
Szuranie i stukanie z dołu nabrało pewnej regularności.
Bruno zacisnął zęby, myśląc nad czymś przez chwilę.
- Mój Malczewski… - rzekł, ledwo słyszalnym szeptem.
Założył dresy, otworzył ostrożnie szufladę i wyjął z niej jakiś przedmiot, błyszczący lekko we wpadającym przez okno świetle księżyca. Ida musiała skupić wzrok, nim rozpoznała co to jest. Jej narzeczony trzymał w dłoni rewolwer.
- Bruno… - przytrzymała jego dłoń i pokręciła przecząco głową. - Poczekaj. Nie warto.
- Nie pozwolę się okradać - spojrzał na nią, drugą ręką wyjmując z szuflady kule. - Jeśli go wyniosą nim przyjedzie ochrona to nigdy go nie odzyskam.
Potrząsnęła głową i przytrzymała go za ramię..
- A jak i oni mają broń? Nie zniosłabym, gdyby i tobie coś się stało…
Bruno wysunął bęben rewolweru i zaczął wkładać naboje.
- Puść - syknął.
Choć bała się o mężczyznę, to przynaglona jego ostrym tonem posłusznie cofnęła dłoń. Bruno nie lubił, kiedy mu się sprzeciwiała. W ich związku to on miał decydujący głos.
- Proszę.. poczekaj. - powiedziała tylko.

Bruno dokończył ładowanie rewolweru, z satysfakcją, że postawił na swoim, ale bynajmniej nie śpieszył się do zejścia na dół. Założył wpierw miękkie kapcie, by poruszać się jak najciszej i dopiero wówczas powoli skierował się ku otwartym drzwiom sypialni. Wyjrzał na pogrążony w mroku korytarz. Odwrócił się do Idy i gestem dłoni polecił jej zostać. Mimo, że to ona była policjantką, jej narzeczony najwyraźniej zamierzał bronić swojego terytorium i kobiety. Fakt, że podobnie jak Bruno w domu, tak Ida nosiła w pracy broń raczej do samoobrony. Żadne z nich raczej nie było dobrym strzelcem i żadne nigdy nie strzelało do człowieka. Niewykluczone, że to Bruno prędzej byłby do tego zdolny.
Teraz ostrożnie ruszył ku schodom na jego końcu. Gdy z dołu dobiegło jakby brzęknięcie, ręka dzierżąca broń odrobinę mu zadrżała.
Przez kilka sekund mocowała się sama za sobą, aby po chwili wyjść na ciemny korytarz za Brunonem. Ile czasu już minęło? Ochrona powinna przyjechać.. i dlaczego alarm nie włączył się automatycznie, po dotknięciu ram obrazu? Bruno zmienił system zabezpieczeń?
Nie mogła teraz go o to zapytać a jedynie podążać za nim. Bruno wpierw wyjrzał w dół ze schodów a następnie zaczął po nich schodzić z bronią wycelowaną przed siebie. Nie byli idealnie cisi. Jeansy Idy szurały przy każdym kroku a jeden z drewnianych stopni zaskrzypiał pod stopami Brunona. Zamarli, lecz nikt na dole tego nie usłyszał. Po kolejnym stopniu, gdy zgarbili się, by lepiej widzieć, mogli już dostrzec cały hol. Malczewski z Erynią wisiał na swoim miejscu nienaruszony. A hałasy, teraz ledwo słyszalne, zdawały się dobiegać...z pogrążonej w ciemności kuchni. Mimo, że jego skarb był cały, Bruno, wiedziony adrenaliną, ruszył dalej w dół schodów.
Równocześnie Ida usłyszała od ulicy pisk opon gwałtownie hamującego samochodu.
Odprężyła się. Po pierwsze dlatego, że usłyszała ochronę, a po drugie dlatego, że nabrała przekonana, iż odkryła źródło hałasów.
Zeszła szybko, nie dbając już o zachowanie całkowitej ciszy, do mężczyzny.
- To twój android, Bruno - powiedziała.- Coś szwankuje, nie powinien się wyłączać na noc?
- Zawsze się wyłączał… – odparł niepewnie jej narzeczony.

Już pewniejszym krokiem zeszli oboje do holu i zajrzeli do kuchni. W ciemności ujrzeli świecące na błękitno oczy i zapalili światło. Droid, niczym lunatyk, nie zwracając na nich uwagi, wyjmował z lodówki i kroił na desce owoce i warzywa. Bruno zabezpieczył i schował za pas broń.
- Przez ten głupi złom omal nie wyważyli mi drzwi. – westchnął, podbiegając do wyjścia, bo przez przeszkloną ścianę widzieli już biegnących ochroniarzy. Uchylił lekko drzwi i zawołał:
- Fałszywy alarm! Już w porządku!
- Pan Bruno Jasiński?
- Tak, proszę.
Do środka weszło dwóch postawnych mężczyzn w czarnych mundurach z logiem firmy ochroniarskiej – białej syczącej żmii. Firma chroniła większość zamożnych konstancińskich osiedli.
- Dobry wieczór – starszy ochoniarz schował do kabury pistolet i uchylił czapkę. – Przepraszamy za zwłokę, ścigaliśmy jakichś gówniarzy na skuterach, którzy ostrzeliwali co okazalsze wille czerwonymi kulkami z karabinków do paintballa. – prychnął, pokazując im ulotkę z sierpem i młotem oraz napisem „przyjdziemy po was burżuje”.
- Na pewno to pomyłka? – dopytał drugi, z opuszczoną, lecz jeszcze nie schowaną bronią.
- Na pewno – zapewnił ich Bruno. – Awaria robota domowego. Napędził nam trochę strachu.
Nie skomentowali, ale spojrzeli znacząco po sobie. Z pewnością będą później psioczyć. Zgodnie z procedurą wylegitymowali jeszcze Brunona, odpytali z haseł bezpieczeństwa i zeskanowali mu siatkówkę oka, zanim odjechali, życząc im spokojnej nocy.

Lunatykujący droid skończył robić sałatkę z awokado i przeszedł w tryb uśpienia. Jak niemal wszystkie współczesne urządzenia łączył się z siecią. Tak jak holowizory, kamery monitoringu przed domem Bruna, samochody – w tym automatyczna taksówka, którą jechała dziś Ida. Sieć była wszędzie. Oplatała rzeczywistość.
W przypadku droida domowego miało to akurat wiele zalet: można było zlecić mu zdalnie zrobienie zakupów lub przygotowanie posiłku na określoną godzinę. Jego AI naturalnie miała wbudowane zabezpieczenia nie pozwalające jej skrzywdzić człowieka. Tak samo jak wilkor. Albo android-kelnerka Annuszka, która zabiła moskiewskiego agenta IAICA.
Ida- bez zastanowienia - wyjęła baterię z androida, odcinając mu zasilanie.
- Zrobię kawę, chcesz? - spojrzała na mężczyznę. Podeszła do ekspresu, spieniła mleko i zaczęła przygotowywać espresso.
- Latte, jeśli już – odparł Bruno, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Powinnaś spać a nie pić kawę, kiciu. Masz jutro pracę.
Pokiwała głową w roztargnieniu.
- Za dużo tych zbiegów okoliczności… Najpierw wilkor, teraz ten. Zdarzało mu się to wcześniej? Chyba popadam w paranoję, ale chciałabym przejrzeć jego logi.
- Daj spokój, jutro wezwę serwis. – jej narzeczony westchnął, ale otworzył kanciastą głowę droida, wysunął z niej moduł sterujący i podał go Idzie. Standardowy chip AI, poziomu 1.9. Gessler pod względem inteligencji był małpą. Małpą z brzytwą. Sztandarowy, popularny produkt znanej firmy, wyprodukowany w setkach tysięcy sztuk. Przez ostatnie dekady społeczeństwo oswoiło się z nimi. Nieliczni sceptycy, eksperci IAICA, Realiści oraz epigoni Buntu Niszczycieli Maszyn mogli wołać do woli, że to jak trzymanie w domu tykającej bomby. W czasach gdy elektronika wyręczała ludzi niemal we wszystkim, ich krzyk ginął w zgiełku powszechnego robo-entuzjazmu. Zmiany zaszły za daleko, aby dało się je cofnąć.
- To durny złom, czasem coś mu się chrzani, zwłaszcza gdy pobierze aktualizacje – podjął Bruno. - Może nie aż tak jak dziś, ale nie myślisz chyba, że ktoś zhakował go, by zrobić nam sałatkę z awokado? – prychnął, chowając miskę z potrawą do lodówki i wzruszył ramionami. – Przynajmniej mamy śniadanie.

Ida mogła od razu sprawdzić logi, podłączając chip do holofonu. Polecenie ustne wydano droidowi o godzinie 20:42. Wyświetliła zapis z kamery i ujrzała…ich dzisiejszego gościa. Fakt, krótko przed wyjściem Diana udała się do toalety i spędziła tam sporo czasu. Jak to kobieta potrafi, ale najwyraźniej wstąpiła też do kuchni. Dom był duży a przez muzykę nic nie usłyszeli. AI robota była zaprogramowana na wykonywanie komend głosowych właściciela. Oboleńska musiała nagrywać Bruna a następnie użyć zaawansowanego modulatora głosu. Po co? Wiedząc, że nocuje tu agentka IAICA, nie mogła przecież liczyć na to, że ten głupi żart pozostanie niewykryty a poważny marszand po tym pokazie ekstrawagancji będzie chciał dalej robić z nią interesy. Nie sprawiała wrażenia szalonej ani idiotki. Chyba…że chciała, aby ją nakryli.
Gdy Ida przyjrzała się nagraniu dostrzegła, że Diana na wysokości pasa trzyma oburącz zapisaną gęsto szminką kartkę a następnie, nie patrząc na nią, wyrzuca ją do śmietnika.
Bruno nie patrzył na ekran holofonu narzeczonej, zajęty nalewaniem im do kubków kawy.
Ida rzuciła szybkie spojrzenie na kosz. Faktycznie, leżała tam złożona kartka. Sytuacja wyglądała dziwnie. Idą zdecydowała, że sprawdzi wiadomość sama, bez mieszania narzeczonego.
Dopili kawę, rozmawiając o zawodności dzisiejszych sprzętów. Bruno przekonywał idę – niby żartem, ale wiedziała, że serio by mu na tym zależy – że jakby rzuciła prace, której przecież wcale nie potrzebuje, to mogli by razem gotować kolacje, wyrzuciliby androida i takie pobudki by już im nie groziły.
- A rozumiesz, kiciu, każda nieuzasadniona wizyta ochrony, to dodatkowe kosza.
Rozumiała to doskonale, podobnie jak i to, że Bruno zostawiony sam w kuchni, bez pomocy androida, prędzej umarłby z głodu niż sobie coś przyrządził.
Wrócili do łóżka.
Ida odczekała kilka minut, pokręciła się, a potem nachyliła się nad uchem mężczyzny.
- Napiję się wody, mam niesmak po tej kawie,. Spij, zaraz wracam.
Bruno – już na wpół śpiący – tylko coś mruknął.

Ida zeszła na dół, wypiła kilka łyków wody, a potem – używając folii do pieczenia - wciągnęła z kosza kartkę. Przeszła do łazienki na dole, zamknęła drzwi. Powoli, trzymając kartkę za róg przez folie, rozłożyła ja.
Napisana szminką wiadomość znajdowała się na odwrocie wydruku ekspertyzy o figurce – czyżby decyzja o jej napisaniu była spontaniczna?
Z początku miała problem z rozczytaniem – litery i słowa nachodziły na siebie nawzajem, rozmazywały, urywały na brzegu kartki, były tak koślawe jakby Diana pisała je na oślep. Po minucie wytężania wzroku Idzie udało się jednak rozszyfrować wiadomość. Słusznie podejrzewała, że była przeznaczona dla niej.

Ido ,zwraem się do C[ebic jak kob;etado Kobi – słowo urwało się. – wszIstko co mÓwię, widzc I s}yszę je;t nagr/vanc hoLofon teżW salone pod s+oIiKiem Pluskva neusuwaic;e proszę i n’e móweie otym Kazał mi szP;egovaĆ, n’e chełam przcprasan .Ia imoj narzeczOn/ JurAtropow jeS+my zakladniKa mi kogośczegos kto kon+roiuje psy. W;Lkorb/l jendyn Znieh. Pomoż namprOsze d:ana.



Zmarszczyła brwi. Za dużo zbiegów okoliczności, za dużo… złożyła kartkę i schowała – zawinięta w folie – do torebki porzuconej obok kanapy. Zajrzała pod stolik i w świetle homofonu rzeczywiście zobaczyła przyklejona pluskwę – zwykłe, malutkie urządzanie do podsłuchu.
Wróciła na górę, Bruno spał, wyciągnięty na wznak. Wsunęła się pod kołdrę, ale nie mogła zasnąć. Zbyt wiele pytań kłębiło się w jej głowie.

Zasnęła dopiero nad ranem, i – jak się jej zdawało – spała zaledwie kilka minut, kiedy Bruno zaczął ja budzić.
- Śniadanie. Mamy sałatkę z awokado, pamiętasz?

Jedli niespiesznie, Ida nawiązała do wczorajszego wieczoru i wyciągnęła od Brunona telefon do Diany.
- Czyżbyś ją nagle polubiła? – zaśmiał się, ale dał jej numer.
- Ubiorę się – odpowiedział. – Spóźnię się i mnie zwolnią dyscyplinarnie
- Nie mogę się doczekać – zapewnił ja Bruno.

Przeszła do salonu, zabrała swoją torebkę, a potem wyciągnęła pończochy porzucone pod stolikiem obok kanapy.
Zamarła.
- Bruno - zawołała. – Coś tu jest…
- Poza moimi spodniami? – dopytał z kuchni. – Och nie! – zakrzyknął teatralnie - Zalazłaś te kompromitujące mnie zdjęcia, zapomniałem je zabrać z kieszeni.
- Bruno! – powtórzyła z naciskiem i w końcu podszedł.
- Pluskwa – pokazała mu urządzenie.
Ukląkł, wyciągając dłoń.
- Zostaw!
- Dlaczego mam jej nie ruszać? Przecież ktoś mnie właśnie w tej chwili podsłuchuje! - Bruno gestykulował w oburzeniu, po czym nachylił się nad pluskwą i zawołał: - Hej! Sukinsynu! Nie wiem kim jesteś, ale to jest karalne! Wzywam policję, nikt nie będzie mi bezkarnie zakładał podsłuchów.
- Uspokój się. Myślisz, że mi jest miło, kiedy pomyślę, ze wczoraj mieli zabawę słuchając, co robiliśmy w nocy? Zostaw to, może są odciski palców.
- Racja, racja - opanował się, po czym rozejrzał dookoła. - A co jeśli zamontowali kamery? Cholera, trzeba przeszukać cały dom! I kto to zrobił?
- Uspokój się. Mamy do tego sprzęt.. Ściągnę technika. – wybrała numer.

Zaspany Nguyen przyjechał służbową furgonetką wraz z drugim technikiem. Przeszło godzinę zajęło im zeskanowanie dokładnie całego domu na obecność podejrzanej elektroniki, ale nie znaleźli nic więcej. Zdjęli odciski z pluskwy, które jednak nie dały wyników w bazie. Samą pluskwę zamknęli w dźwiękoszczelnym pudełku.
- Podejrzewacie kogoś? - zapytał Wietnamczyk.
- Może to konkurencja - głowił się milczący dotąd ponuro Bruno. - Jakiś dom aukcyjny. Desa albo Bukowskis...może firma ochroniarska, albo moja gosposia. Albo nasz wczorajszy gość.
- A może jest tam przyklejona od miesiąca… Muszę jechać, Bruno
- Pa, kiciu - pocałował ją na pożegnanie. - Uważaj na siebie.
- Zabiorę się z tobą? - spojrzała na Nguyena.
- Jasne - odpowiedział. - Inni już na nas czekają w centrali. Podejrzana sprawa z tą pluskwą - dodał, gdy wsiadali do wozu. - Nie ma czasem związku z tobą? Tak tylko mówię. Ktoś mógł wiedzieć, że tam bywasz.
- Wiem, kto ją tam umieścił i chciałam zabrać tak, żeby ci co ją podrzucili nie zorientowali się, że wiem. Dlatego nie wtajemniczałam Brunona. Przepraszam, że musiałeś jechać skoro świt, ale zależało mi, żeby sprawdzić, czy nie ma tam tego więcej.
- Nie było, ale zorientowali się na pewno - rzekł Nguyen. Siedzieli w szoferce we dwoje, drugi technik przesiadł się do tyłu. - Sygnał pluskwy jest martwy, już nigdzie nie nadaje. Wyłączyli, żeby nie dać się namierzyć
- Niedobrze, powinnam raczej ściągnąć cię po cichu.. trudno, nie ma co teraz tego rozważać. Jedźmy.
Nguyen ruszył.
. Więc kto podłożył ci robala?
- Nie mi. Pogadamy jak dojedziemy, mam też list do obejrzenia
- To ktoś poza nami jeszcze pisze listy? Ciekawe. Ale dobra, opowiesz na miejscu.

Pokiwała głową, doceniając jego powściągliwość. Chciała sama zastanowić się nad wszystkim, zanim zaczną roztrząsać sprawę w zespoli.

merill 20-05-2015 10:45

Jerzy nie zastanawiał się długo. Przycisnął pedał gazu, a mocarny silnik Warszawy GT zawarczał przyjemnym szumem turbosprężarki. Oczywiście sztucznie wygenerowanym z radia samochodowego. Silniki spalinowe bowiem nie były już montowane w nowych autach. Z piskiem opon, wywołanym zaciągniętym ręcznym zatrzymał się tuż przy krawężniku. Kiedy wyskakiwał z samochodu, w ręce miał już prywatnego VIS-a, gotów wystrzelić, gdyby tamci nie posłuchali wezwania: - Gleba, gleba!

Nie zaskoczył ich, nie całkiem. Elektryczny silnik był cichy, ale pisk hamulców zaalarmował ich – odwrócili się zdziwieni ku jezdni. Drgnęli, ale nie zdążyli jednak nic więcej zrobić a już patrzyli w wymierzoną w nich lufę. Nie sięgnęli po broń, jeśli jakąś mieli. Młodszy, gładko ogolony chciał chyba uciekać, ale starszy, wąsaty, zatrzymał go, chwytając za rękaw kurtki i posyłając karcące spojrzenie. Obaj unieśli ręce do góry a młodszy uklęknął na chodniku. Wąsacz nadal stał wyprostowany.
- Coś za jeden? – zapytał, zachrypłym głosem. - Czego się wpierdalasz, człowieku?
Sprawiał wrażenie opanowanego.
Iza, wystraszona, stała jak zamurowana za nim, oparta plecami o ścianę budynku, na którą wpadła cofając się.
- To ja tu zadaje pytania - wycedził Jerzy, nie spuszczając lufy pistoletu z Wąsacza. - Iza, podejdź - powiedział do przestraszonej dziewczyny. - Czego od niej chcecie? - głos miał zimny, niczym stalowa klinga noża.
- Twoja przyjaciółeczka wściubiła swój śliczny hakerski nosek nie tam gdzie trzeba - odpowiedział, śledząc spojrzeniem Izę, która na słowa Dowgirda otrząsnęła się i podeszła do niego, obchodząc mężczyzn szerokim łukiem.
- Napsuła nam dużo krwi. I pomyśleć, że kiedyś była jedną z nas - dodał zniesmaczonym tonem Wąsacz. - Pozwoliliśmy ci odejść. Mieliśmy umowę.
- Nie wiem o czym mówisz, Witalij - wycedziła netrunnerka. - Po co miałabym się wam przypominać? I to w ten sposób?
- Nie wiem, pewnie ktoś ci wystarczająco dużo zapłacił. Kombinat, na przykład.
- Ktoś mnie wrabia. Przekaż to Tarasowi.
- Wolimy byś wytłumaczyła się sama. Jak nie dziś to jutro...

- Widzę, że mamy problem - Wilamowski nie bardzo wiedział o co chodzi, ale wiedział że Iza swoje przeszła i dwa razy zastanowiła by się, zanim wpakowałaby się w jakiś szajs. - Wsiadaj do samochodu Iza - powiedział nie spuszczając Wąsacza i jego kolegi z oka. Modrzyńska posłuchała, a on lewą ręką wyciągnął holofon i zrobił obu osobnikom zdjęcia: - Jeśli jeszcze raz zobaczę Was gdzieś w promieniu kilometra od niej, to skończycie marnie. A teraz spieprzajcie, to staromodna broń - potrząsnął Visem - nie ma elektronicznego bezpiecznika, jeszcze się wypadek przy czyszczeniu broni przydarzy i będzie nieszczęście. Jazda! - podniósł głos przy ostatnim słowie i wsiadł do pojazdu.

Kozacy - mógł już być pewien, że nimi byli - niechętnie, ale usłuchali, zasłaniając tylko twarze przedramionami, gdy robił im zdjęcia. Być może mając porwać jedną bezbronną dziewczynę nie zabrali broni albo mieli rozkaz doprowadzić Izę do swojego atamana całą i zdrową, zatem nie ryzykowali strzelaniny. Wąsacz już nie pyskował, czując jednak pewien respekt przed lufą VIS-a i pewnym siebie tonem Jerzego. W tym mieście nigdy nie wiadomo kiedy trafisz na świra gotowego pociągnąć za spust. Wąsacz szarpnął młodszego kumpla, podrywając go z kolan. Obaj powoli, nie spuszczając z oczu Jerzego, udali się do zaparkowanej tuż przed Warszawą GT Wilamowskiego czarnej Skody Electra. Po chwili ruszyli, odjeżdżając w stronę Placu Unii Lubelskiej.
- Ktoś mnie wrabia - powtórzyła roztrzęsiona Iza z siedzenia pasażera. - Jurek, przysięgam, że w nic się nie wmieszałam - spojrzała na Wilamowskiego brązowymi oczami. - Nie jestem już głupią siksą.

Jerzy opanował drżenie rąk na kierownicy, pozwalając by jego puls wrócił do normalnej częstotliwości. Dziewczyna była wyraźnie roztrzęsiona: - Uspokój się mała - powiedział spokojnie - wierzę Ci. Znasz tych dwóch? - zapytał. Choć nie musiał, zdążył już wysłać z holofonu ich zdjęcia znajomemu z kryminałki stołecznej. Powinien mieć ich tożsamości zanim dotrą do jej mieszkania.

- Jednego - odpowiedziała. - Jurek, proszę, nie mieszaj w to policji, to tylko pogorszy sprawę. Popytam znajomych hakerów, dowiem się kto mnie wrabia i sama wyjaśnię wszystko z Siczą. Tylko czy...mogłabym przekimać u ciebie dzisiaj? I może zostać na parę dni? Tylko póki wszystko się nie wyjaśni.

Nim dojechali na Ochotę Wilamowski dostał wiadomość z pozdrowieniami od chłopców z kryminałki i opisem młodszego z bandziorów. Patryk Kołatka, Polak, 26 lat, karany za pobicie. Wąsacz imieniem Witalij zbyt wprawnie zasłaniał twarz rękami, by program policyjny zdołał go rozpoznać.

Jerzy zgodził się wziąć ją do siebie. Ruszyli do jej mieszkania, po drodze kluczył i kilka razy zmieniał kierunki jazdy, upewniając się, że nie są śledzeni. Wszedł z nią do mieszkania, a raczej wszedł przodem, żeby sprawdzić czy nie ma tam niespodziewanych gości. Modrzyńska wydawała się być już spokojna, ale Wilamowski wiedział, że cała sytuacja mocną nią wstrząsnęła. Szybko, jak na kobietę, spakowała kilka ciuchów, kosmetyków i najpotrzebniejszych drobiazgów. Kilkanaście minut później byli już u niego.

Mieszkanie Jerzego było urządzone po męsku, skromnie i funkcjonalnie. Duży loft zapewniał sporą przestrzeń i niezły widok z okna. Na podwyższeniu miał sypialnię i mała siłownię, a na parterze obszerny salon i kuchnię i łazienkę. Po drodze zrobili jeszcze zakupy: - Zrobię coś do jedzenia - skierował się do kuchni. Iza bywała już u niego wcześniej więc bez skrępowania ruszyła do łazienki. Wkrótce przygotowujacy kolację Wilamowski usłyszał szum wody płynącej z prysznica.

Na szybko przygotował prosty ale smaczny posiłek. Jak na faceta, który bywał mało w domu, gotował całkiem nieźle. To chyba była zasługa lat spędzonych we wojsku, kiedy nauczył się polegać na sobie i swojej pomysłowości. Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki, Jerzy przypomniał sobie, że chyba dawno jej nie widział. Może po prostu nigdy nie patrzył na nią jak na kobietę. Zawsze widział w niej tego zagubionego podlotka, którego wyciągnał z nielichych kłopotów.



Gdzieś w łazience musiał zostawić swoją koszulę, która kończyła się Izie tuż nad udami, długie, opalone nogi dopełniały całości obrazu. Imponującego musiał przyznać.

Zasiedli do stołu, Jerzy podał jeszcze parujące spagetti. Jedli spokojnie, odprężając się po ostatnich wydarzeniach. Agent IAICA nie pytał więcej o zdarzenie z Kozakami. Mimo zapewnień Modrzyńskiej, miał zamiar namierzyć tych dupków, albo przynajmniej nasłać na nich kumpli ze stołecznej. Kilka mandatów i kolegiów potrafiło skutecznie obrzydzić żywot takim typom. Co jakiś czas “dołek” i dużemu odsetkowi podrzędnych rzezimieszków odechciewało się gangsterki.

Trochę wspominali stare czasy, trochę rozmawiali o nowych sprawach. Choć dzieliło ich kilkanaście lat, to zawsze łatwo znajdowali wspólny język. Po kolacji Jerzy pokazał jej zeszyt jaki otrzymał od byłej żony. Wcześniej wręczył jej lateksowe rękawiczki, nie chcąc zniszczyć odcisków palców swojej eks. Dziewczyna zatopiła się w wygodnej kanapie, stojącej w centrum salonu i zagłębiła się w lekturze. Przeglądanie zajęło jej kilkadziesiąt minut. Jerzy zdążył wziąć prysznic i zrobić sobie solidnego drinka z wódki i toniku. Izie przyniósł piwo, wiedział, że Modrzyńska stroni od mocnych alkoholi.

- Chyba nigdy nie widziałam tak zaawansowanych zabezpieczeń a mimo to zostały pokonane. Włamywacz działał błyskawicznie jak AI a jednocześnie elastycznie jak człowiek. Może zespół? Wygląda to trochę jakby było ich więcej, zwłaszcza w momencie, gdy urwał się kontakt ze śledzącymi botami, wysłanymi w pościg przez system obronny. Zdołały wykryć tylko, że ślad prowadzi do europejskiej części Rosji, ale nic więcej. Po użytych lodołamaczach też ich nie wyśledzicie, w takich numerach używa się ich jednorazowo. Nie ma tu napisane jakie dane wykradli, ale widać, że bardzo im na nich zależało, bo nie dbali o dyskrecję. Obawiam się, że to wszystko co mogę o tym powiedzieć.

- Trudno, jutro pokaże to komuś odemnie z roboty. Może to być ślad w nowej sprawie, nad którą pracujemy. Ale dzięki za pomoc. Jak chcesz to możesz zostać u mnie na tak długo jak trzeba. I nie obraź się, ale i tak sprawdzę tych dwóch co Cię zaatakowali. Nie myśłisz chyba, że to odpuszczę? - zapytał już całkiem poważnie.

Pokręciła zrezygnowana głową, wiedziała, że jest uparty i zawzięty. Z drugiej strony imponowało jej to, że Wilamowskiemu tak na niej zależy. Z drugiej strony wiele dałaby, by zależałoby mu na niej także jak na kobiecie a nie czymś w rodzaju podopiecznej.

Było już grubo po północy, kiedy poszli spać. Odstąpił jej duże łóżko na górze, a sam chciał przekimać się na kanapie. Wydawało mu się, że po dość przyjemnym wieczorze, dziewczyna zmarkotniała. Światła sterowane zdalnie przygasły, kiedy tylko znalazła się na górze.

Położył głowę na poduszkę i zasnął. Nie wiedział ile spał, przebudził go cichy szmer gdzieś przy kanapie, odwrócił się gwałtownie i ujrzał tuż przy swojej twarzy twarz Izy. Jakieś słowa zamarły mu na ustach, nie zdołał ich wydobyć, bo dziewczyna zamknęła mu je pocałunkiem.

Bounty 21-05-2015 22:43

CZWARTEK-NIEDZIELA, 19-22 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU


Na pewno znasz te poranki, gdy wszystko co widzisz obietnicą cudu jest...


„Do groźnego wypadku samochodowego doszło wczoraj wieczorem na drodze N888 w miejscowości Marche-en-Famenne w Ardenach. AI Renaulta wiozącego pięcioosobową rodzinę zjechała na przeciwległy pas aby wyminąć dziecko, które wyjechało rowerem na ulicę. AI jadącego z naprzeciwka Citroëna wiozącego dwoje mieszkańców Brukseli, zgodnie z zasadą mniejszego zła, aby uniknąć zderzenia skierowała auto do przydrożnego rowu. 22-letnia pasażerka Citroëna znajduje się obecnie w stanie ciężkim w szpitalu w Namur. Jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. 23-letni pasażer Citroëna został lekko ranny.”
Portail de la Wallonie, 17.08.50, 09:28.

Siodło sam by się w życiu do tej notki nie dokopał. Duch był jednak niezastąpiony jeśli chodzi o poszukiwania w sieci. Po rozpadzie Belgii Bruksela była samodzielnym okręgiem stołecznym UE, sąsiadującym z Flamandią i Walonią, więc należało przekopać serwisy informacyjny trzech krajów członkowskich w czterech językach: angielskim, arabskim, francuskim i flamandzkim. Dopiero po godzinie filtrowania wyników Connor wygrzebał na walońskim portalu ową krótką notkę, jedyną jako tako pasującą do opowieści Laury, chociaż nazwiska (którego zresztą nie znał) tam nie podano. W Brukseli pracowały setki tysięcy unijnych urzędników, widocznie rodzice dziewczyny nie zajmowali wystarczająco eksponowanych stanowisk.

Większość czwartkowego wieczora spędzili z Laurą i Connorem w ogrodzie, ustalając z pomocą setek zdjęć znalezionych w sieci oraz Google Drone View punkt widzenia z jej snu. Duch z dużym prawdopodobieństwem wytypował dwa dwudziestopiętrowe bloki na Bielanach, przy Trasie Armii Krajowej. Oba miały balkony na południowych ścianach i były częścią zaniedbanego komunistycznego osiedla wysokościowców z wielkiej płyty. Znaleźli nawet kilka zdjęć panoramy miasta zrobionych z wysokich pięter tych dwóch bloków.
- Pewnie widziałam kiedyś któreś z nich w sieci – rzekła Laura zamyślonym głosem. – Doktor Korbowicz mówił, że szok powypadkowy czasem uruchamia jakieś dziwne, całkiem nieznaczące wspomnienia. I że powinno samo z czasem przejść.
- A jak nie przejdzie?
- Doradził poddanie się hipnozie lub terapii podprogowej – prychnęła i wzruszyła ramionami. – Mniejsza z tym, chodźmy lepiej na plażę – zaproponowała przywołując na twarz miły dla oka uśmiech.
Zachody słońca były wyjątkowo malownicze nad Zegrzem a po zmroku z arciechowskiego cypla było widać odległe światła południowego brzegu zalewu, za którymi rozświetlała nieboskłon łuna blasku bijąca od odległej Warszawy.


Rozmowa, nawet bez pomocy Connora oraz trajkoczącej obok Mai, kleiła się zaskakująco nieźle i okazało się, że Laura także interesuje się staromodną nieruchomą fotografią. Obejrzała z ciekawością i pochwaliła kilka zdjęć Igora, a sama pokazała mu swoje. W przeciwieństwie do Siodłowskiego fotografowała głównie przyrodę Ardenów, w które wyjeżdżała na weekendy do górskiego domku rodziców. Przewijała zdjęcia szybko, ale dostrzegł wśród nich również fotografie Laury ze znajomymi w pubie oraz takie, na których obejmowała się czule z jakimś przystojnym młodzieńcem. Daleko stąd, ale miała swoje życie, czego innego mógł się spodziewać?

W piątek wieczór Siodłowski niechcący podsłuchał fragment rozmowy holofonicznej Laury. Dziewczyna, podobnie jak większość ludzi, prawie non stop robiła coś na holo. Dawno przestało to być uważane za faux-pas, przynajmniej odkąd wirtualna rzeczywistość zaczęła nakładać się na prawdziwą. Zresztą sam Igor dzięki cyberoczom przebywał często równolegle w sieci, więc nie mógł mieć do niej pretensji. Holo Laury zadzwoniło, gdy siedzieli pod parasolem w ogrodzie, grając w trójwymiarowe szachy. Dziewczyna odeszła na bok i długo rozmawiała a potem kłóciła się z kimś po francusku. Gdy unosiła głos, Connor swym cyfrowym słuchem wyłapywał i tłumaczył jej słowa.
- Potrzebujesz przestrzeni na samorealizację? Świetnie. Co to niby w ogóle znaczy? (…) Wiesz co? Może mnie ten wypadek też coś uświadomił. (…) Nie, teraz ty posłuchaj (…) Miłego życia, Gérard, nie dzwoń do mnie więcej.
Rozłączyła się, ocierając ukradkiem łzę z policzka.
- Nie wiem jak dla ciebie, istoto obdarzona inteligencją emocjonalną – odezwał się Connor - ale dla mnie to brzmiało jak zerwanie z chłopakiem.
Laura tymczasem wyjęła chusteczki i odwrócona do Igora tyłem doprowadzała się do ładu, nim wróciła i przeprosiła, mówiąc, że musi się czymś zająć, uniemożliwiając Siodłowskiemu wejście w rolę pocieszyciela.
Nie widział jej przez następną dobę.

Igor utrzymywał cały czas kontakt przez sieć z resztą nomadów. Iwan miał już za sobą trudną rozmowę Aldoną. W imieniu Karawany przedstawił jej żądania, sprowadzające się głównie do pozwolenia na odejście tym, którzy będą chcieli odejść.
Brusiłowa miała przekazać je wyżej.

Tymczasem to co zostało z dłoni Siodłowskiego goiło się dobrze i zgodnie z planem w sobotę rano nadszedł czas operacji. Odbyła się pod narkozą, po której obudził się w trochę innym gipsie. Czuł nową, cybernetyczną dłoń, ale nie mógł nią na razie poruszać. To miało poczekać do poniedziałku. Doktor Korbowicz, który odwiedził Igora później wręczył mu chip gotówkowy na pięćset eurodolarów, jako zapłatę za pierwszy tydzień. Widząc, że Siodło zaprzyjaźnił się z Laurą, uznał widocznie czas pobytu w klinice za okres objęty zleceniem. Nie wydawał się rozczarowany tym, że w zachowaniu dziewczyny nie widać póki co nic nietypowego.
Laura odwiedziła go zresztą niedługo potem, pytając o samopoczucie po operacji. Była znów na pozór pogodna, ale zdawał się wisieć nad nią jakiś cień. Nie nawiązała jednak w żaden sposób do poprzedniego dnia.

W sobotnie popołudnie wszystkie holowizje zaczęły nadawać nagranie z zatopienia przez drona Frontexu statku z uchodźcami z Maghrebu. Muzułmanie w miastach Europy wyszli na ulice a nocą pokojowe demonstracje przekształciły się w zamieszki. W niedzielę bojownicy Ansar al-Islam ostrzelali rakietami Europarlament i ogłosili początek Intifady, przejmując kontrolę nad większością Brukseli. Do miasta wkroczyło wojsko. Holowizja pokazywała barykady i czołgi na ulicach oraz zakorkowane uciekinierami autostrady. Zawieszono pracę większości instytucji unijnych. Laura powiedziała, że jej rodzice szczęśliwie wyjechali do przyjaciół na wieś a jej kazali na razie zostać w Polsce, przelewając pieniądze na hotel.
Warszawa rzeczywiście wydawała się przy miastach zachodu oazą spokoju, ale i tu nie obyło się bez incydentów. W zamachu przed siedzibą Frontexu raniono głównodowodzącego korporacji. Doszło też do niewielkich zamieszek i próby podpalenia meczetu na Woli.
Obserwowali to wszystko z bezpiecznego, zacisznego Arciechowa. Tutaj panował spokój, zakłócony tylko na krótko przez piątkową pikietę garstki Realistów, sprzeciwiających się wszczepianiu ludziom AI. Hałaśliwą grupkę zgarnęła szybko policja, o czym dowiedział się od oburzonej na protestujących oszołomów Laury. W końcu tak jak Maja, dzięki prostej AI kontrolującej ruchy motoryczne, wstała z wózka po wypadku. Wyraziła się o Realistach nieparlamentarnie po francusku, ale w jej ustach nawet przekleństwa nie brzmiały wulgarnie.

W niedzielę rano rodzice zabrali do domu wypisaną z kliniki Maję, która uściskała Igora i Laurę na pożegnanie, po czym próbowała przytulić kreskówkowy hologram Connora. Duch, który znalazł upodobanie w zabawianiu małej, był tym wzruszony, oznajmiając, że gdyby miał cyfrową córkę to chciałby, żeby była właśnie taka.

Wczesnym popołudniem sjestowali w ogrodzie, gdy Laura wskazała na nowych gości, kierujących się do osobnego domku na skraju posesji, odgrodzonego od reszty terenu drewnianym płotkiem. Do tej pory domek ów stał pusty, teraz był pod nim zaparkowany czarny mercedes. Zaś do werandy uwiązane były dwa duże, brązowe psy, mastif i jakaś inna dziwna rasa doga, być może efekt inżynierii genowej. Na werandę wchodził właśnie zadbany mężczyzna w średnim wieku z krótkimi wąsami połączonymi z bródką. Odziany był w czarny garnitur leżący na nim tak dobrze jakby się w nim urodził. Za nim podążał tęgi, łysy facet w szarej marynarce, sprawiającej wrażenie jakby zaraz miała pęknąć w szwach. Wyminął eleganta i odtworzył mu drzwi domku.
- Wprowadzili się tam wczoraj, gdy spałeś po operacji – rzekła Laura. – Wiem, że powielam te wszystkie krzywdzące zachodnie stereotypy o Polsce, ale weź sam powiedz: nie wyglądają na gangsterów? – zachichotała. – Nie widziałeś jeszcze kobiety. Mówię ci, laska ma biceps większy niż moje udo.
Nim Siodło zdążył odpowiedzieć z gmachu kliniki wyszedł nie kto inny jak jego dobra znajoma Aldona Brusiłowa. Białorusinka tradycyjnie nosiła obcisły strój podkreślający umięśnioną sylwetkę oraz kamizelkę odsłaniającą ramiona, w których niosła dwie teczki. Kierując się do domku omiotła ich dwoje wzrokiem, nie dając jednak po sobie poznać, że zna Igora.



WTOREK, 24 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU, GODZINA 9:16



- To była najkrwawsza noc w Unii Europejskiej od czasu Buntu Niszczycieli Maszyn przed siedemnastu laty. Wiadomo o co najmniej dwustu ofiarach śmiertelnych walk ulicznych w większości miast w zachodniej Europie. Wojsko ogłosiło, że w trakcie nocnej ofensywy odzyskało kontrolę nad centrum Brukseli. Z naszych doniesień wynika z kolei, że wielu żołnierzy przeszło na stronę powstańców (…) Dokonano również zmasowanych ataków hakerskich na strony rządowe, wojska oraz Frontexu (…)

- Wyrwane płyty chodnikowe i ławki, wybite szyby w oknach, spalone dziesiątki samochodów i częściowo jeden blok mieszkalny – tak wygląda dziś rejon tak zwanego Talibanu na warszawskiej Woli. We wczorajszych anty-muzułmańskich zamieszkach zginęły tam trzy osoby a ponad osiemdziesiąt, w tym czternastu funkcjonariuszy policji, zostało rannych. Aresztowano przeszło setkę zadymiarzy, u dwóch z nich znaleziono broń palną. Ratusz wstępnie szacuje straty materialne na minimum pięć milionów eurodolarów.

- Od rana pobliski Park Moczydło zapełnia się namiotami i przyczepami kempingowymi przeciwników Frontexu, przybyłych z całej Europy na jutrzejszy pochód pod kwaterę główną korporacji. Ratusz nie wydał zgody na demonstrację, lecz jej organizatorzy zapowiadają, że mimo to się odbędzie. Do Warszawy ściągane są dodatkowe jednostki policji oraz korporacyjne siły bezpieczeństwa.

- O świcie miał miejsce pościg samochodowy i strzelanina na Pradze Południe, nieopodal dawnej stacji metra Ostrobramska. Wiadomo o co najmniej jednej ofierze śmiertelnej – potrąconej przez samochód kobiecie. Policja podejrzewa porachunki mafijne.

- Dzisiejszy dzień będzie mglisty i pochmurny z możliwymi opadami deszczu. Temperatura w ciągu dnia będzie wynosić około dziesięciu stopni Celsjusza. Wygląda na to, że długie lato dobiegło wreszcie końca.



„Mój przyjacielu, czyżbyś poczuł się dotknięty w swej ludzkiej godności? Dlaczego nie dotyka cię widok dźwigu 10 000 razy silniejszego od ciebie, a obraża cię obraz machiny 1000 razy od ciebie rozumniejszej?”
-Stanisław Lem - „Dialogi”.


Holowizja od rana epatowała obrazami przemocy. Wiszące w powietrzu napięcie było czuć i widać na mieście. Na każdym większym skrzyżowaniu stali policjanci z długą bronią zaś stref korporacyjnych strzegli najemnicy w pełnych pancerzach bojowych.

Siedziba agencji budziła się powoli do życia, choć podobnie jak sieć tak naprawdę nie zasypiała całkiem nigdy – zawsze dyżurowało tu przynajmniej kilku informatyków i para agentów terenowych. Od szóstej zaczynała schodzić się jednak najliczniejsza, poranna zmiana i korytarze wypełniały rozmowy oraz woń parzonej kawy. Zaspani pracownicy zasiadali przed ekranami obserwując spływające strumienie danych.

Jerzy i snaX już na miejscu dowiedzieli się, że Ida się spóźni. Na razie wiedzieli tylko tyle, że ktoś podłożył podsłuch w domu jej narzeczonego. Praca łowców duchów nauczyła ich jednego: zbiegi okoliczności zdarzają się w tej branży rzadko. Woroszył mógł dysponować nazwiskami agentów IAICA i nie tylko. Co jeszcze o nich wiedział? W tej zabawie w kotka i myszkę nigdy nie było do końca wiadomo, kto jest łowcą a kto zwierzyną.
Nguyen, który w genach miał azjatycki pracoholizm i zjawiał się zawsze w pracy najwcześniej, pojechał do Kwiatkowskiej przeskanować dom jej narzeczonego i zbadać pluskwę.

Agenci Nowacki i Hamdouchi o świcie wylecieli incognito do Nowogrodu w Rosji, podążając tropem ofiary wilkora z fabryki oraz sieciowego śladu Wolanda. Schwytana z takim poświęceniem przez rosyjskiego netrunnera Agencji kopia demonicznej AI przyleciała w nocy specjalnym transportem z Moskwy. Diabeł zaklęty w małym czarnym pudełku twardego dysku, w którym stworzył swój własny wirtualny świat. Kusiło, żeby je roztrzaskać o ziemię.

snaX zastał raport uPon1sa oraz nocnego dyżuru. Noc w sieci minęła względnie spokojnie, nie licząc cybernetycznej wojny między rządem a islamskimi powstańcami, w której bez wątpienia brał też udział Dybuk. Zamieszczone na tablicy w Netropolis ogłoszenie autora włamu do WHW miało wisieć jeszcze siedem godzin a już przykuło uwagę setek userów. Trackery przyczepiły się póki co do stu siedemdziesięciu trzech, którzy przeczytali je w całości lub skopiowali. Ludzie EA i informatycy agencji prowadzili mozolną identyfikację, prawdopodobnie pozbawioną większego sensu poza odsianiem ludzkich użytkowników od AI (nie wykryto na razie żadnej). Monitoring nie wychwycił na placu nikogo z awatarem w masce Guya Fawkesa. V był raczej zbyt sprytny, by pojawić się tam osobiście. Był jednak też prowokatorem, któremu nieobojętna była sława. Czy flash mob go sprowokuje?

Jerzy tymczasem dostał pod komendę dwoje żółtodziobów, którzy niedawno wrócili ze szkolenia w Szwajcarii. Oboje mieli wprawdzie za sobą kilkuletnią służbę w warszawskiej policji, ale Jerzy sam wiedział najlepiej, że walka z AI, pomimo iż często sprowadzała się do walki ze stojącymi za nimi ludźmi, była czymś zupełnie innym. Oboje byli oficjalni i poważni. Oboje około trzydziestki.
Paula Gryzik była szczupłą, krótko ostrzyżoną chłopczycą o szorstkim obejściu.
Wojciech Kawka, ponury brunet z kręconymi włosami, wydawał się z kolei trochę nieobecny.
Lokal operacyjny w porcie praskim był przygotowany a zamówiony sprzęt na miejscu.

Ida i Nguyen dotarli po dziewiątej, witając się z resztą zespołu. Uśmiechnięty Wietnamczyk pokazał im pluskwę na palcu plastikowej rękawiczki.
- Już nie nadaje, więc nici z namierzenia odbiorcy – powiedział. – Ale żałujcie, że nie widzieliście jaką facet Idy ma chatę.


__________________________________________________

Paweł


Poranki, gdy czujesz, że na obraz Boga stworzono cię...


Słońce nie miało szans wedrzeć się do położonej dziesięć metrów pod ziemią nory Black Horse’a. Noc trwała tu tak długo jak życzył sobie freerunner. Albo jak długo życzył(a) sobie Alex. Zapomniana AI warszawskiego metra nie była jego Duchem i potrafiła być kapryśna. Funkcjonowali jednak w swoistej symbiozie, dotrzymując sobie towarzystwa w tym podziemnym azylu.
„Uwaga, nadjeżdża pociąg! Proszę odsunąć się od torów!” – zabrzmiał komunikat na maksymalnej głośności holoterminala, wyrywając Pawła gwałtownie ze snu i wywołując piszczenie w uszach.
Zdążył rzucić parę bluzgów nim ujrzał hologram Alex, tym razem pod postacią długonogiej blondynki w białym mundurze maszynistki pociągu, z równo zawiązanym czerwonym krawatem pod szyją.
- Nie złość się na mnie, to nie żart – powiedziała. – Ktoś przez pięć minut dobijał się do drzwi. Myślałam, że to jakiś pijany włóczęga, ale wołał cię po imieniu. Wołała w zasadzie, bo głos był kobiecy. A teraz chyba zasnęła pod drzwiami.
Alex wyświetliła obraz z kamerki zamontowanej nad drzwiami Nory. W przedsionku, częściowo ukryta przed widokiem z tunelu, leżała pod ścianą zwinięta w kłębek postać w bojówkach i szarej bluzie z kapturem.


__________________________________________________

Modest

„Niech nie ośmielą się wydawać sądów o wódce ci, którym nie jest ona potrzebna.”
- Marek Hłasko - „Umarli są wśród nas”.


Alkohol płynął w żyłach niczym rzeka w korycie. Resztę imprezy Modest pamiętał jak przez mgłę. Cóż, wszystko mógł sobie później odtworzyć lub zapytać Doriana. Plus i zarazem minus dzisiejszych czasów, niektórych rzeczy lepiej nie pamiętać, jak wymiotowania w kiblu. Wcześniej zaś była wódka, kobiety i śpiew. Jakaś pannica lepiła się do Kocura, ale nie był już w stanie jej obrócić.
Po wyjściu atamanów kozacy zlecieli się do Tarasa jak ćmy do ognia. Wyjście Nemyrii, mimo iż ten w obecności Wuja Marko nie miał innego wyjścia, wielu uznało za jego porażkę. Kozacy byli z natury żywiołowi i panował tu kult siły oraz gry w otwarte karty a rozmowa przy stole atamanów była taką właśnie próbą sił przed decydującym starciem.
- Taras idzie na konfrontację z Nemyrią – ocenił wówczas Dorian. – Będzie grał va banque. Albo jest tak pewny werdyktu ojca, albo ma jeszcze jakiegoś asa w rękawie, którym się nie chwalił. Te zaczepki przy stole były podsycone przez alkohol oraz emocje związane z Damianem, ale nie wydawały mi się do końca nieprzemyślane.

***

Dzwonek holofonu przedarł się do snu a potem do świadomości. Darski na oślep sięgnął po holokulary, zakładając je na zaspane oczy. Ujrzał siedzącego wygodnie w fotelu Doriana, przyglądającego mu się z ironicznym uśmiechem. No tak, duchy nie miewały kaca. Choć właściwie Modest też nie miał. Lepsze alkohole (a takie serwowano w Pierestrojce) były doprawione substancjami skutecznie zapobiegającymi chorobie dnia następnego. Trzymały za to dłużej. Darski był jeszcze pijany.

- Kocur – Taras głos miał przytomny, musiał zażyć jakieś otrzeźwiacze. – Sorry, że budzę, ale jest sytuacja w metrze. Gruba sprawa, temat nie na holo. Przyjedź to zapodam ci coś, żebyś stanął na nogi. Potrzebuję każdego człowieka a zwłaszcza ciebie, brachu.


Sekal 04-06-2015 17:15

Nowy dzień, nowa zabawa. Haker nieszczególnie zwracał uwagę na otoczenie, czekając na zebranie się wszystkich aktywnie - czyli po swojemu podłączony i szykujący skrypty i boty w celu rozpoczęcia poszukiwań Woroszyła.
- Wiedziałam, że trzeba było cię nie wpuszczać do środka, zabrać sprzęt i samej wszystko przeskanować - mruknęła Ida do Nguyena. - Teraz mi będziesz robił czarny PR. Dobra, dość żartów.
Opowiedziała o wizycie Oboleńskiej, awarii androida, pluskwie i na koniec pokazała znaleziony w koszu list, zawinięty w folię.
- Co o tym myślicie? - zapytała.
- Loop - odparł snaX, słuchający jej jednym uchem. Drugim, wraz z większością zmysłów, robił coś niedostrzegalnego dla znajdujących się w pokoju agentów. - Dwójka moich znajomych wczoraj także miała problem - gadał po ludzku, a to znaczyło, że może brać to na poważnie. - Wilamowski, to nie u ciebie zatrzymała się E-bow? - nie zatrzymał się na tym pytaniu, wracając do opowieści Kwiatkowskiej. - Zbieg okoliczności nie istnieje, ale AI bez niczyjej pomocy też nie zaczyna szaleć. Ta pluskwa to amatorka, takiego wielkiego badziewia nie używają ci, którzy mają dostęp do najnowszych cacek.
- Z całym szacunkiem, ale nie znasz się - wtrącił Nguyen, chowając pluskwę do torebki. Urządzonko miało może trzy na cztery milimetry. - To klasa sprzęt, ciut większy od standardowych bo miał objąć nasłuchem cały dom. Umieszczony po amatorsku, fakt, ale gdyby Ida nie dostała cynku to by go łatwo nie znaleźli - technik swoim zwyczajem zamyślony skubał rzadką bródkę. - Ten Juri Atropow z listu to szycha w Kombinacie, to on musiał dać pluskwę pannie Dianie.
- Do rusków to nawet pasuje - parsknął snaX - oni lubią duże rzeczy. Ciężko mi powiązać te sprawy, skoro ona zhakowała wam robota ręcznie. AI jeśli może zwykle spróbuje użyć aktualnej infrastruktury, jak kamer i mikrofonów znajdujących się już w domu. Podkładanie zabawek to brzmi bardziej jak ludzie.
- Loop? - dopytała Ida. - Co masz na myśli?
- Pętlę - netrunner zakręcił palcem wskazującym kółeczko w powietrzu.
Wywróciła oczami.
- Czyli?
snaX nie wyglądał na chętnego do tłumaczenia, ciągle siedząc bardziej w swoim świecie.
Pokręciła głową, zrezygnowana. snaX znów odleciał. Wróciła więc do Oboleńskiej.
- Zhakowała ręcznie, bo sytuacja była wyjątkowa... pytanie, czy rzeczywiście potrzebuje pomocy, czy to umówione wcześniej zagranie, żeby nas w coś wciągnąć. I po co to zrobiła.
- Z tego co mówisz to był bardziej phishing niż hakerka – rzekł Nguyen. – Użyła głosu twojego narzeczonego, ta? Może chciała się upewnić, że to ty dostaniesz wiadomość. Androidy, nawet te domowe, mają bardzo mocne zabezpieczenia sieciowe. Sami je certyfikujemy, nie? Poza tym zhakowanie androida to zawsze gruba afera. Po pokazowym numerze odstawionym przez tego całego Wolanda wycofali z rynku wszystkie kelnerki typu Annuszka i posypał się cały moskiewski oddział agencji.
Technik nalał z ekspresu kawy do filiżanek i podał jedną z nich Idzie, samemu upijając łyk gorącego napoju.

Wilamowski najwyraźniej nie nadążał: - E-Bow? Mówisz o Izie? - zapytał snaXa. Chwilowo go zatkało. - I skąd o tym wiesz? Zgarnąłem ją z ulicy, kiedy dwóch wsiórów od Kozaków, próbowało ją napaść. Mam nawet namiar na jednego z nich - wrzucił dane z holofonu na ekran w pomieszczeniu głównym. - Miała pomóc mi w jednej sprawie - wyjął zeszyt otrzymany od swojej byłej żony i zreferował pozostałym co dowiedział się od Modrzyńskiej. Liczył że snaX coś więcej może powiedzieć na ten temat.
- Izie - w głosie netrunnera usłyszeli rozbawienie. - Zapominam, że ona próbuje też żyć w realu. Wiem co się dzieje w sieci. Ktoś atakuje i próbuje wjebać w gówno runnerów, na razie podejrzewam, że tych co mieli coś wspólnego z Siczą. Ktoś albo coś. Dowiedziałem się w nocy. Dywagujemy. Nie lubię.
Przez chwilę trwała cisza, którą zauważył nawet połowicznie tylko obecny snaX, dlatego dodał jeszcze:
- To jak, przesłuchujemy naszego blaszanego czarodzieja? Zdaje się, że po to dzisiaj przyjechaliśmy do centrali, czyż nie?
- Pewnie. - Ida napiła się kawy. - Potem będę chciała spotkać się z Oboleńską i dowiedzieć więcej, ale teraz zabierajmy się do roboty.
- No to jazda - netrunner wstał. - Wilamowski, masz elektronikę przypiętą do mózgu? Będziemy potrzebowali kogoś bez niej, aby w razie czego odłączył wtyczkę. Ja sonduję dysk, Kwiatkowska gada. Nie będę wbijał się na ostro przed tym jak się poddasz i uznasz, że więcej nie wydobędziesz. Hasło: "mam ochotę cię poznać", tylko nie użyj tego wcześniej. Nie wiem co ci się przyda, bo nie wiem czy Woland ma wszczepioną konkretną osobowość. Twoja działka.
- Nie mam - odpowiedział krótko Jerzy. - Mogę czuwać - zgodził się. - Później podjadę do lokalu, sprawdzę czy dostarczono wszystko co potrzeba, póki co wyślę młodych, żeby jakoś tam nas już urządzili. Zwrócił się do nowych agentów, których przydzieliła mu góra a którzy czekali w sąsiednim pokoju. Wyjaśnił dokładnie jak zorganizowana ma być ich nowa miejscówka. Na koniec dał zeszyt Nguenowi, prosząc o zdjęcie dokładne odcisków palców i ustalenie tożsamości osób, których to ślady były. Kiedy już skończą z przesłuchaniem, czekały go dwa telefony. Jeden do Natalii a drugi do Izy.
- Się robi, w razie czego będę u siebie - Nguyen przyjął zapakowany w folię zeszyt, przyglądając się mu ciekawie, zasalutował i odszedł a chwilę po nim gabinet opuścili pozostali. Młodzi agenci ruszyli do garażu, by zapakować i przewieźć sprzęt do lokalu operacyjnego, zaś Ida, Jerzy i snaX zjechali pięć kondygnacji niżej.

Cicha winda zwiozła ich na trzynaste piętro. Niosąc w opancerzonej teczce dysk z kopią zabójczej AI udali się do pracowni Sense/net, miejsca dostosowanego przez firmę do bezpiecznego przebywania w pełnozmysłowej wirtualności. Czemu uwięziony Woland stworzył na dysku lokację właśnie tym formacie? Przecież jako sztuczna inteligencja nie posiadał zmysłów, nie miał potrzeby naśladowania odczuć z nieznanej sobie ludzkiej rzeczywistości. Owszem, niektóre AI miały zaprogramowane skrypty naśladujące pełnozmysłowe odczuwanie, ale dotyczyło to raczej tworów ze świata szeroko pojętej rozrywki: wirtualnych kochanków, części NPC-ów w grach, Netropolis i innych e-światach.
- Rozmiar 38? – obsługująca pracownię młoda techniczka podała Idzie kombinezon. Kwiatkowska zniknęła za drzwiami, musiała się teraz rozebrać, wziąć prysznic i wcisnąć w ściśle przylegający do ciała bordowy strój, wyglądający trochę jak strój do nurkowania, tyle że bez płetw i maski oddechowej, która jednak wisiała osobno obok łóżka. Nie była zadowolona, z powodu ostatnich wydarzeń u Brunona nie zdążyła wpaść do mieszkania po swój kombinezon. IAICA dysponowała nowoczesnym sprzętem, ale pomimo dezynfekcji kobieta ciągle miała wrażenie obecności pozostałości poprzednich użytkowników. Nic dziwnego, że bioporty cieszyły się taką popularnością: podłączasz wtyczkę do karku i już jesteś w VR. Prosty, stosunkowo niedrogi neurowszczep okazał się komercyjnym strzałem w dziesiątkę. Do licencjonowanych klinik ustawiały się kolejki. Do tych nielegalnych, oferujących tańsze podróbki, także, pomimo okazyjnych zgonów.
Ida nigdy nie zaopatrzyła się w ten wynalazek. Położyła się teraz na wygodnym łóżku zaopatrzonym w automatyczną aparaturę medyczną. Poza tym żywy lekarz lub ratownik dyżurował zawsze w sąsiednim pomieszczeniu.
Netrunner podpiął dysk z Wolandem do komputera odłączonego uprzednio od sieci – inaczej AI z pewnością uciekłaby w jej odmęty. Dysk, prócz standardowych sterowników, zawierał tylko jeden plik: w.snt. Wyglądało na to, jakby uwięziona AI sama przekształciła się, zapisując w sense/netowym formacie. Nawet snaX nigdy nie widział czegoś takiego.
- Gotowe - powiedziała techniczka, połączając kombinezon Idy do komputera.
- Uno momento - netrunner dostał nową zabawkę, więc wyglądał już na niezainteresowanego całym światem. Przyjrzał się najpierw samemu urządzeniu, sprawdzając jego parametry, producenta i rok wytworzenia. Dyski były różne i warto od samego początku wiedzieć z czym się mierzy. To był ten sam petabajtowy model, którego używał tutaj, centrala agencji zamawiała je hurtowo dla wszystkich oddziałów. snaX rozejrzał się, w poszukiwaniu kogoś wyglądającego na potencjalnie kompetentnego, napotykając uważny wzrok blondynki w fartuchu technika. Młody wiek, ładna buzia i kolor włosów mogły mylić, nie należało poddawać się stereotypom. Poza tym nikogo innego tu nie było.
- Potrzebuję czystego dysku podobnego formatu - zwrócił się do niej. - Spróbuję skopiować to cudo.
Mógł użyć swojego, ale od czego ma się bogatego pracodawcę? Szczególnie, że uważał, że ten dysk nie przetrwa całego procesu.
- Tak jest, zaraz coś panu znajdę – rzekła entuzjastycznie techniczka i poszła szybkim krokiem do magazynu. Przez większość dnia musiała się tu nudzić, Łowcy Duchów a zwłaszcza agenci terenowi rzadko korzystali z tego miejsca. Zwykła sieć i dwuzmysłowa VR w zupełności wystarczały do większości śledztw. Techniczka wróciła po dwóch minutach, snaX podpisał na ekranie formularz pobrania sprzętu i czysty dysk był jego.
Sense/netowy zapis Wolanda ani dysk, na którym się znajdował nie miał żadnych blokad przed kopiowaniem. Twórcy nielegalnych AI, podobnie jak wirusów, rzadko zabezpieczali je przed czymś co bywało jednym z ich głównych celów. Po minucie (plik miał trzysta terabajtów co świadczyło o rozmiarach lub poziomie detali wirtualnej lokacji) mieli już nie jedną a dwie sztuczne inteligencje o morderczych skłonnościach, obydwie jednak uwięzione na bezpiecznych nośnikach. Skaner nie wykrył żadnych wirusów, przynajmniej tych, których sygnatury były w bazie IAICA. Niemniej jednak coś usmażyło mózg moskiewskiego netrunnera agencji, więc należało mieć się na baczności. Rosjanin rozmawiał wszak z Wolandem sam, w tajemnicy przed skorumpowanymi przełożonymi i bez niezbędnych zabezpieczeń. Idzie i snaXowi teoretycznie nic nie groziło.
snaX położył się wreszcie na sąsiednim łóżku i podłączył podaną przez techniczkę wtyczkę do gniazda w karku.
- Gotowi? – zapytała.
Teraz już byli.


Świat zawirował, fundując im chwilowo brak wszelkich bodźców, ciszę i ciemność. Standardowe, łagodne przejście w sense/net, pomyślane aby organizm nie doznał szoku. Po kilku sekundach, gdy oczy przyzwyczaiły się do stopniowo narastającej jasności ujrzeli wnętrze pustego, sterylnego sześcianu bez okien z jednymi drzwiami. Klasyczny safe room, ustawiony przez snaXa jako przedsionek do potencjalnego piekła.
Otworzyli drzwi.
Ida i snaX widzieli w życiu już wiele VR-owych lokacji. Kwiatkowska z racji wykonywanego zawodu, po drugie takie były czasy, że dla wielu wirtualny świat bywał równie ważny lub ważniejszy jak ten prawdziwy. Miejsce, w którym się znaleźli śmiało można było nazwać dziełem sztuki. To były peryferia jakiegoś miasta, choć w polu widzenia nie było żywego ducha. Za solidną żeliwną bramą rozpościerała się spora posesja a w jej głębi stał stary, dwupiętrowy gmach z cegły. Wyglądał na zaniedbany, ale nie opuszczony. Nie wypatrzyli ani nie wyczuli żadnych zagrożeń.
Netrunner skrzywił się, bo jego na szybko stworzony dron właśnie rozpadł się w nicość, próbując przedostać się do wirtualnego świata, w którym zamknął się Woland. SnaX wykonał jeszcze kilka nieinwazyjnych testów, przytrzymując Idę za łokieć, trochę obcesowo i w standardowym swoim stylu.
- Ja nie wchodzę. Miejsca, w których nie mam żadnej kontroli źle działają na moją cerę. Będę monitorował co robisz. Postaram się nic nie popsuć dopóki tam będziesz. Pamiętasz to hasło, o którym mówiłem? No to ok. W razie jakbyś chciała bym do ciebie dołączył to wymyśl na to jakieś inne. Póki co będziesz tam sama.
Za plecami sterylnie biały pokój zmieniał się. Pojawił się wielki telewizor w starym stylu, pasujący do widzianej za drzwiami rezydencji, do tego ciężki stolik kawowy i kanapa.
- Lubię wygody. Pytania?
Chciała zapytać, gdzie ma colę i popcorn, ale snaX kiepsko łapał żarty. Osoby z ZA tak miewają.
- Hasło na twoje wejście to “pogoda chyba się zmienia” . Zanim zaczniesz grzebać w programie, poczekaj, aż się odepnę, tak?
- Don't worry, be biobot - cola i czipsy już zresztą pojawiały się na stoliku. - Będę grzecznie czekał - wyszczerzył się do niej.
Nie odwzajemniła uśmiechu. Potrzebowała się skupić. I doprecyzować szczegóły.
- Będziesz mnie słyszał, tak? Ja mogę usłyszeć ciebie? Będziesz widział, co robię? Jakiś kontakt w twoją stronę będzie możliwy?
- Wątpię. Będę słyszał i widział twoimi oczami. Mógłbym oczywiście spróbować wbić ci coś przez podświadomość - spojrzał w górę, jakby się namyślając - ale chyba byś tak nie chciała. Woland zasłonił się szczelnym murem. Nie chcę go naruszać dopóki tam będziesz. Nie wiemy jak zareaguje - snaX wzruszył ramionami.
- Na pewno bym nie chciała - uściśliła. - Miłego seansu.
Nie odpowiedział jej już.


Wrzucił następnego chipsa do ust i przeżuwając odpalił konsolę. Połączona z deckiem miała pełne wejście na sieć i z tego netrunner korzystał, do pisania używając nie tylko palców ale i mózgu. Przewaga bycia w virtualce. Do wyszukiwarki wrzucał po kolei wszystko. Budynek jako całość, a także w połączeniu z pogodą; zdjęcia personelu; osiągnięcia i medale; piosenkę - całą i konkretne wersy; nawet radiomagnetofon do kolejnej karty spersonalizowanej wyszukiwarki. Dodatkowe szukanie zapuszczał razem z datą. Tak mniej więcej w połowie tych czynności zorientował się, że jego ciało leży w miejscu odciętym od sieci.
- Psia mać, wszędzie utrudniają życie...
Spakował to wszystko w paczkę i wysłał do swojego decka. Techniczce wyświetlił się krótki opis "podłącz to do sieci w bezpiecznym miejscu i wróć z wynikami".
Przez kolejne kilka minut snaX mógł tylko śledzić poczynania Idy. Rozmawiała z chłopcem imieniem Wołodia, gdy netrunner otrzymał na wirtualnej konsoli sygnał o ponownym podłączeniu do komputera decka z zapisanymi wynikami wyszukiwania.

Państwowy dom dziecka nr 63 w Twerze był rzeczywistym miejscem. Istniał w dalszym ciągu i posiadał nawet toporną stronę internetową. Kiedyś jedno z tutejszych dzieci adoptowała jakaś znana hollywoodzka para. Z zamieszczonych na stronie zdjęć wyłaniał się obraz miejsca niemal identycznego do tego stworzonego przez Wołodię-Wolanda. Obecnie elewacja i wnętrza były po gruntownym remoncie. Dało się jednak zauważyć drobne różnice w architekturze budynku, nie mogące raczej wynikać wyłącznie z remontów. Archiwalne zdjęcia i informacje sięgały trzydzieści kilka lat wstecz i nie było na nich nikogo podobnego do chłopca. W 1997 roku sieć dopiero raczkowała, zwłaszcza w tego typu miejscach w Rosji, w której był to czas głębokiego kryzysu po upadku ZSRR. Nic z tamtego okresu nie udało się znaleźć. Nie było w sieci zdjęcia ani filmu odpowiadającego widokowi jaki rozpościerał się przed snaXem za drzwiami białego pokoju. Wyglądało to na autentyczną kreację. Szczegóły typu radiomagnetofon i piosenka Anny German dały mnóstwo wyników, ale nie w powiązaniu z tą datą lub miejscem.

Materiału było dużo i niewiele jednocześnie, jego analizę musiał jednakże pozostawić na później. Oczami Kwiatkowskiej dostrzegł, że zbliża się do należącej do niego, wydzielonej sekcji tej przestrzeni, prowadząc ze sobą AI.
Niech to szlag.


Uciął wąskie gardło łączące oba światy wirtualne natychmiast po wypowiedzeniu tych dwóch krótkich słów do Idy, która prawie natychmiast się rozłączyła. Włączył program aktywnej obrony i wbił klin między siebie i Wolanda. W wirtualce był tak samo sprawny jak AI, zaawansowany procesor i deck radziły sobie z nadrabianiem dystansu między standardowym człowiekiem i maszyną. Chciał spróbować się z tym czymś, rozłączając się dopiero w momencie, gdy będzie już pewny przegranej w tym starciu. Skupiony częściowo na obronie wykorzystał wbudowany procesor do skoordynowanego ataku na świat Wolanda i jego samego.

To była ryzykowna gra, zważywszy, że według moskiewskiego raportu Woland dysponował bronią wirusową drugiego lub trzeciego pokolenia. Szybko okazało się jak bardzo ryzykowna.
Z Woroszyłem snaX mógł mierzyć się jak równy z równym. Półtora roku temu przegrał i o mało nie zginął tylko dlatego, że zlekceważył przeciwnika. Od tamtego czasu netrunner nabrał doświadczenia, miał lepszy soft i mocniejszy sprzęt.
To wszystko jednak nie wystarczało przeciwko temu z czym miał do czynienia tutaj: przeciw AI o świadomości małego chłopca, w dodatku uwięzionej poza siecią. Przeciwnik nie używał żadnych standardowych programów, był lodołamaczem sam w sobie. Wyglądało to jakby instynktownie wyszukiwał luki w lodzie, jakby po prostu je widział, jakby świeciły dlań jaskrawo w wirtualnej ciemności.

Uszczelnienie lodu podziałało tylko na chwilę – safe room i sierociniec wciąż znajdowały się na tych samych, połączonych fizycznie urządzeniach. Wołodia-Woland nie bronił specjalnie swego wirtualnego domu, nie przywiązywał już do niego wagi. Sierociniec za jego plecami rozpadał się i dezintegrował. Lodołamacze netrunnera stopniowo wyodrębniały ukrytą w sypiącym się sense/netowym kodzie sygnaturę AI: pierwszy krok do zniszczenia każdej cyfrowego bytu oraz jego kopii.

W tym momencie chłopiec zaczął przenikać przez wypaczające się drzwi azylu. snaX wpierw ujrzał jego ręce a następnie twarz.
- Uwolnij mnie! – krzyknął chłopiec zniekształconym głosem. W jego tonie nie było już prośby, lecz rozkaz.
Drzwi białego pokoju działały jak skaner: jeśli AI przez nie przejdzie, jej sygnatura zostanie sczytana. Ale snaX był już właściwie bezbronny, gdy wróg pokona ostatnią barierę, będzie mógł nawet zainfekować elektronikę w jego głowie.
To było ciekawe doświadczenie, ale netrunner już wolał go nie kontynuować. Wirusów się nie bał, bo to nie była broń bezpośrednio ofensywna, ale coś co tu stworzono należało zbadać w bezpieczniejszych warunkach. Rozłączył się.


Już w rzeczywistym świecie, kiedy Ida opuściła pomieszczenie, nie zrażony swoim stanem po opuszczeń wirtualnej przestrzeni snaX zajął się dyskiem. Dyskami, dokładniej mówiąc, chociaż nie przymierzał się do obu bezpośrednio. Upewnił się, że wszystkie sieci i obiekty sieci bezprzewodowej są wyłączone, łącznie z jego osobistymi łączami. Zwykłym kablem przepiął dysk z Wolandem do standardowego kompa agencji, na holograficznym ekranie pojawiła się konsola czystego systemu operacyjnego Uxunt 4.03, wariacji na temat starego Unixa, stworzonej samodzielnie przez netrunnera kilka lat temu. System celowo miał kilka archaicznych rozwiązań, a jego oprogramowanie, chociaż mogło być dowolnie, w tej chwili zawierało jedynie narzędzia do analizy i łamania zabezpieczeń. Wydzielił plik do osobnego, zabezpieczenego katalogu, nadając mu pełne uprawnienia.

root@woland:~# ls -l /var/woland
total 1
drwxr-xr-x 1 root root 300T 24-10-2050 9.32
w.snt


Zamarł na kilka sekund, wpatrzony na ten krótki wynik wynik listowania, trochę białych literek i cyferek na klasycznym, czarnym tle. Ciekawy był, czy twórcy podstaw systemu podejrzewali, że taki widok może być obrazem wroga, czegoś mogącego służyć do bezpośredniej eliminacji ludzki.
Wziął się w garść i otworzył plik. Chciał wyciągnąć z niego wszystko, co okaże się dostępne. Sygnatury, nie tylko AI ale może i twórców. Znaki szczególne kodu, zapisy i komentarze. Woland nie był istotą, której śmierć mogłaby zbawić świat, ale to co znajdzie w środku mogło posłużyć do znalezienia jemu podobnych.
Ktoś to stworzył. Ktoś zdolny i szalony jednocześnie. To było jak z seryjnymi mordercami.
Każdy miał swój oryginalny podpis.

:%!xxd


Wilczy 07-06-2015 17:42

Świat jednak jest bardzo mały. A dzięki błyskawicznej komunikacji i bardzo szybkiemu transportowi, stał się jeszcze mniejszy. Mimo to, Igor wątpił jakoś, żeby jego znajoma dotarła tu przypadkiem. A już na pewno nie jest tutaj, żeby go odwiedzić.

- No pewnie - odmruknął Igor do Laury, starając się nie stracić wątku - Nie zauważyłaś wcześniej, że tutaj leczą się sami gangsterzy? Niegroźni, niemieccy emeryci, to tylko przykrywka…
Próbował zażartować, ale widok Aldony w pierwszej chwili go zaskoczył. Zaraz się upomniał, że skoro Kombinat ma układ z Korbowiczem, to przecież ktoś musi tu regularnie bywać. Koleś w garniaku wyglądał na grubą rybę.

Otworzył okno wiadomości w wyświetlaczu na cyberoku.
“Znasz tego jegomościa, Connor? Nie wygląda ani na chorego, ani na letnika”, napisał.
Siodło odniósł wrażenie, że gdzieś już widział tę twarz, ale nie mógł sobie przypomnieć kiedy. Najwyżej postawioną osobą z warszawskiego Kombinatu jaką nomadzi dotąd oficjalnie poznali była Brusiłowa. To do niej dostali kontakt, gdy karawana dowiozła do miasta zeszłej zimy towary przemycone z Rosji. Ona nadzorowała ich kolejne zlecenia, których zresztą nie było tak wiele: raz na miesiąc lub rzadziej. Używano ich raczej zgodnie z przeznaczeniem, głównie do zadań wymagających mobilności: przemyt, konwojowanie, śledzenie celów, przechwytywanie transportów.

“Pamiętasz jak ochranialiśmy wycieczkę Kombinujących VIP-ów do Berlina, na konferencję z turecką mafią?” – odpisał Connor – “Facet był tam, ale chyba nie był najważniejszy. A gdy jechaliśmy tu po akcji z pociągiem Aldona wspominała przez holo o kimś o pseudonimie Carewicz. Może to on?”
Laura zaś zachichotała, po czym rzekła konspiracyjnym szeptem:
- A może ci emeryci to naprawdę stutrzydziestoletni naziści utrzymywani przy życiu dzięki biotechnologii i spiskujący tu nad powołaniem czwartej rzeszy? A my jesteśmy ich szczurami doświadczalnymi i dawcami organów? – Mrugnęła żartobliwie okiem, kładąc palec na ustach.

Aldona tymczasem zniknęła w domku zaś niecałą minutę później Siodło dostał na holo wiadomość.
„Zapukaj po zmroku do domku, jak będziesz sam. Ktoś chce z tobą pomówić.”
To brzmiało poważnie… a jednocześnie trochę jak wywołanie niesfornego ucznia do gabinetu dyrektora. Ale, oczywiście, posłucha. Zresztą sam chciał też porozmawiać z Aldoną. Choć najwyraźniej Siodło ma rozmawiać z kimś innym, więc może nie być okazji.
“Będę. BTW: potrzebne mi informacje o akcji sprzed tygodnia”, odpisał szybko i skupił się na rzeczywistości.

Udał, że zastanawia się poważnie nad słowami Laury.
- Hmm… byliby blisko dużego ośrodka miejskiego - ale nie na widoku. No i dzięki Sense/netowi i VR na pewno mają łączność z centralą, na ciemnej stronie księżyca. Potrzebujemy dowodów! - spojrzał na nią z nieudolnie udawaną powagą, po czym roześmiał się, a ona również.
- Jak w domu? - zmienił temat - Mówiłaś, że twoi rodzice zatrzymali się poza miastem. Nie chcą wyjechać gdzieś dalej, dopóki… wiesz, wszystko nie wróci do normy? Wygląda na to, że ty też jeszcze przez chwilę nie wrócisz do domu, choć lekarze cię poskładali do kupy. Bezpiecznie będzie tam wracać? Tuż po ucieczce od tych... nazistów? - dodał z uśmiechem, bo we własnych uszach brzmiał strasznie poważnie. Najchętniej zapytałby o jej chłopaka/byłego, ale to byłoby nierozsądne, skoro obserwował ją dla Korbowicza. Zresztą i tak by się na to nie zdobył.

Laura uśmiechnęła się samymi kącikami ust, ale tylko na moment, po czym zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- To już pojutrze... – powiedziała. – Tu jest przyjemnie, ale od półtora miesiąc oglądam tylko kliniki i szpitale. Zajęcia na mojej uczelni i tak są odwołane, więc nie mam po co się śpieszyć z powrotem do domu. Rodzice przewiozą rzeczy do domku w Ardenach, jest całoroczny a w miejscowości mieszkają prawie sami Walonowie. Wygląda na to, że przeprowadzimy się tam na trochę. Pojechałabym do nich, ale mówią, że podróżowanie teraz jest niebezpiecznie. Nie da się ominąć wszystkich większych miast. Tu jest jeszcze w miarę spokojnie. Chciałabym zwiedzić Warszawę. I ciągle się zastanawiam czy szukać tego miejsca ze snu. Doktor Korbowicz powiedział, że to jak…karmienie obsesji. Ale co noc mam wrażenie, że następnym razem zobaczę wreszcie odbicie w lustrze. Wiesz, na końcu snu obracam się w ciemnym pokoju i widzę krawędź lustra, ale sen zawsze urywa się w tym momencie. Może gdy tam pojadę to się wreszcie skończy? Tylko boję się trochę jechać poza centrum, czytałam w sieci, że tu też macie złe dzielnice. Ty też wychodzisz we wtorek, prawda? Pewnie wracasz do pracy?

Nie chciała się narzucać, to było jasne, dlatego nie zapytała wprost.

„Wieczorem możesz zapytać, ale na twoim miejscu nie naciskała bym.” – odpisała tymczasem Aldona.
„To chyba parafraza powiedzenia „im mniej wiesz tym dłużej żyjesz” – skomentował Connor, czytający wraz z Igorem wiadomość. Siodło właściwie nie był zaskoczony - Kombinat działał w ten sposób, a Aldona może i dużo przebywała z Karawaną, ale wciąż była z “nich.” Mimo to miał zamiar dowiedzieć się, dlaczego on i pozostali wpadli w pułapkę. W końcu stracił tam rękę.

Spojrzał na, najwyraźniej odrobinę zakłopotaną Laurę.
- Nooo… jeszcze nie od razu. Zobaczę jak będzie działać moja nowa ręką, kiedy już zdejmą mi gips. Chwilę mi zajmie, żeby się przyzwyczaić… więc pewnie będę pracował z doskoku - ściemniał niemrawo Igor - Poza tym, zaciekawiłaś mnie tym snem. Korbowicz pewnie ma trochę racji, ale nikt normalny by sobie nie odpuścił - nie będąc tak blisko.

Zdawał sobie sprawę, że tylko dodatkowo “karmił obsesję” Laury, jak stwierdził lekarz, ale to było mu na rękę. Trochę razem pobłądzą po mieście… Igor będzie miał Laurę na oku, a pieniądze Korbowicza na swoim chipie. Same plusy. No i naprawdę był ciekaw co tam znajdą… chociaż nie spodziewał się wielkich rewelacji. Sen to sen.

- Nie jestem pewien czy nadaję się na przewodnika, ale zrobię co będę potrafił… jeśli chcesz.
Laura uśmiechnęła się szeroko i teatralnie skłoniła.
- Będę zaszcy..zaszczycona – poprawiła się, zła że przejęzyczenie popsuło efekt – Przepraszam, logopeda robi co może, ale miewam jeszcze problem z niektórymi słowami, zwłaszcza polskimi. Naprawdę nie masz pojęcia jak się cieszę. Miałam już szukać kogoś na Travelfriends – rzuciła nazwę popularnego portalu społecznościowego dla podróżującej młodzieży – Ale tam są często dziwni ludzie, albo tacy, którzy chcą cię upić i zaciągnąć do łóżka – przewróciła oczami.

Pochyliła się z leżaka i odrzuciła lotkę parze niemieckich emerytów grających w badmintona na nowych, mechanicznych nogach.
- Danke schön! – odkrzyknął staruszek.
Laura z uśmiechem odmachała mu dłonią.
- Starzy i obrzydliwie bogaci – westchnęła – Przysięgam, że gdyby nie ty i Maja zanudziłabym się tu na śmierć. Nie wiem jak ci się odwdzięczę, poza tym, że na mieście ja stawiam. Starszy przelali mi co nieco. - mrugnęła okiem - Zawsze w takich sytuacjach biorę tańszy hotel i mam więcej kasy na przyjemności. Chyba jestem złym dzieckiem - uśmiechnęła się.

- Pewnie masz lepsze pomysły na odwdzięczenie się, co, Siodło? – wyszczerzył stalowe zęby niewidoczny teraz dla Laury Connor. – Pamiętaj, to wbrew zawodowej etyce
Siodłowski starał się zachować twarz pokerzysty. Odpisał Connorowi krótko:
Cytat:

“....................../´¯/
....................,/¯../
.................../..../
............./´¯/'...'/´¯¯`·¸
........../'/.../..../......./¨¯\
........('(...´...´.... ¯~/'...')
.........\.................'...../
..........''...\.......... _.·´
............\..............(
..............\.............\...”
- Każdy sobie radzi jak może - odparł nie całkiem sensownie. Był przyzwyczajony do równoczesnego funkcjonowania w realu i w VR, ale mimo to czasem jedno pochłaniało jego uwagę bardziej - Travelfriends nie jest takie złe. Zdarzyło mi się spotkać kilku sensownych ludzi, którzy nie próbowali mnie upić...
Karawana zawsze była gotowa na przyjęcie nowych ludzi… a młodzi, z niespokojną duszą, często z bogatymi rodzicami, to był dobry materiał.
- No, o to kto stawia na mieście, będziemy się kłócić potem… choć… eee… mam nadzieję, że wycieczka po Warszawie klasą ekonomiczną będzie w porządku. Uprzedzam, że jest duża szansa, że skończymy zwiedzając bar z kebabem, gdzieś na Pradze…
- Klasa ekonomiczna będzie w sam raz – zgodziła się Laura – Nie masz pojęcia ile kontynentu zjeździłam autostopem. Mam duszę nomady. Nie mogę się już doczekać aż się stąd ruszę. Mam pomysł! Wiesz, że mają tu rowery? Jeśli twoja dłoń będzie sprawna może zrobimy sobie jutro wycieczkę po okolicy?
- A nie widziałaś czy mają quady? Najchętniej przejechałbym się tutaj na motorze, ale niestety jest w Warszawie… Zobaczymy jak będzie się jutro sprawować ręka i spróbujemy - obiecał Igor. Dusza nomada? No ładnie… Iwan ucieszyłby się, gdyby Siodło sprowadził kogoś nowego - zwłaszcza teraz. No i pewnie przez tydzień dogryzałby Igorowi do spółki z Connorem.

Tymczasem wyglądało na to, że szykuje się jutro wycieczka. Igor nie przepadał za jazdą na rowerze... ale czego się nie robi dla pieniędzy i pięknych kobiet?


***

Po zmierzchu jak zwykle rozeszli się do swoich pokojów, posiedzieć w sieci, realizując niezbywalne prawo każdego człowieka do przebywania w samotności bez fizycznego towarzystwa innych, nawet bardzo miłych osób. Sieć także była pełna ludzi, lecz ich wirtualną obecność można było ignorować a w każdym momencie odłączyć się i zniknąć. Istnieć nie istniejąc. Być nie będąc.

Siodło tym razem jednak nie wszedł do VR, a tylko odczekał aż całkiem się ściemni, po czym opuścił pokój a następnie budynek. Wyszedł w półmrok, rozpraszany tylko przez lampy słoneczne, które jarzyły się słabo wśród kwietników i w trawie. W domku w rogu posesji paliło się światło, ale przez zasunięte zasłony nie było nic widać. Zapukał.

Otworzył mu znany już z widzenia tęgi łysol.
- Zapraszamy – uśmiechnął się zaostrzonymi implantami zębów – Zaczekaj, szef zaraz będzie. – Łysol poszedł do kuchni, z której prowadziło wyjście na drugą werandę, pozostawiając Siodłowskiego w staromodnie urządzonym salonie. Królowało tu prawdziwe drewno, był także kominek. Poza tym kręte schody na piętro, drzwi, prawdopodobnie do kuchni i drugie do toalety. Oraz pies. Wielki brązowy mastif, leżący na podłodze pod ścianą i śledzący Igora spojrzeniem. Aldony nigdzie nie było widać.

Po chwili z werandy za kuchnią wyszedł elegancki mężczyzna widziany wcześniej w ciągu dnia. Siodło zauważył, że zerkając na psa skrzywił się jakby z niechęcią. Zaś mijając nieruchome zwierzę lekko zadrżał… tak jakby sam się go obawiał. Zacisnął zęby, być może zły na siebie za okazanie słabości. Po co w takim razie je trzymał?
Na widok Siodłowskiego przywołał na twarz odrobinę kpiarski uśmiech. Mógł mieć czterdzieści lat, nie więcej.
- Igor, tak? – podał ex-nomadzie dłoń, po czym wskazał na fotel stojący przy stoliku. – Rozgość się.
Samemu usiadł naprzeciwko, zakładając nogę na nogę i przyglądając się uważnie Siodłowskiemu. Mówił z ledwo słyszalnym rosyjskim akcentem, dużo słabszym niż u Iwana, nie wspominając już o Aldonie.
– Masz ducha – stwierdził, wciąż świdrując Igora wzrokiem.
„Skąd wie?” – napisał na stoliku neonowymi literami Connor.
- Proszę, odłącz go i wyłącz funkcję nagrywania w cyberoczach – polecił mężczyzna łagodnym lecz stanowczym tonem. – Czego się napijesz?

Igor najpierw zesztywniał, a potem usiadł w fotelu i zaczął się wiercić. Mnóstwo ludzi miało duchy, ale to nie był niczyj interes… W dodatku, Siodło tak długo żył z Connorem, że sama myśl o odłączeniu go choć na chwilę wydała mu się dziwna. Czy ten kolo wie o co prosi?

Igor milczał przez chwilę - rozmawiał z Connorem.
“Nie wiem skąd wie, ale już nie lubię gnoja...” - odpisał Duchowi, a po chwili dodał - “Skoro o Tobie wie, to diabli wiedzą, co jeszcze może wiedzieć. Nie chcę tego robić… ale proszę, żebyś zostawił nas samych na chwilę. Wszystko ci opowiem.”
Mógł po prostu wyizolować i zerwać połączenie, ale nie zrobiłby tego przyjacielowi - dlatego tylko prosił.
“Nie podoba mi się to. Mam nadzieję, że będziesz żył gdy wrócę.” - napisał duch, nim się odłączył.
Siodło zaś spojrzał wprost na rozmówcę.
- Gotowe - powiedział i cyknął mu fotkę cyberokiem. Niczego przecież nie nagrywa, a zdjęcie to co innego, nie? Przy wyjściu zrobi też foty domku, goryla i tego cholernego psa. Jakoś nie przepadał za zwierzętami.
- Ma pan nade mną przewagę. Z kim mam przyjemność? - odpowiedział, ignorując pytanie o drinka.
- Mów mi Juri – odparł przyjaźnie mężczyzna. U Rosjan mówienie per ty było naturalne, więc nie był to z jego strony gest jakiejś nadzwyczajnej sympatii. Mówił powoli, niskim, spokojnym głosem.– Moja przewaga jest naturalna, jestem w tej branży dłużej. Władza, pieniądze, piękne kobiety… ty też możesz kiedyś to wszystko osiągnąć. – wskazał Igora palcem uśmiechając się jak aktor w reklamie. - Aldona twierdzi, że masz potencjał. Ale musisz się bardziej pilnować, młodzieńcze.

Wyjął z kieszeni marynarki malutki, mieszczący się na opuszku palca przedmiot, pokazując go Igorowi.
- Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, lecz nam obu zdarza się robić znacznie brzydsze rzeczy a ja chciałem się tylko dowiedzieć jak nastroje po tej niefortunnej wtopie z pociągiem. Ludzie czasem boją się wyrażać przy mnie swe obawy szczerze i to bywa jedyny sposób, by dowiedzieć się co myślą. Przykro mi z powodu twych poległych towarzyszy, ale każda wojna pociąga za sobą ofiary i na każdej zdarzają się przegrane bitwy. Zapewniam, że wyciągnęliśmy z niej wnioski.
Schował pluskwę i wyjął e-papierosa, którego zapalił, wydmuchując obłoczek pary.
- A zupełnie przy okazji usłyszałem coś ciekawego. – podjął - Widzisz, interesuję się bardzo technologią. Jak zapewne wiesz, to ważna część działalności Kombinatu. Dlatego zainwestowałem dużo pieniędzy w to miejsce. Szanuję doktora Korbowicza, uważam że to wizjoner i kiedyś dokona przełomu. Ale wizjonerów trzeba pilnować i po to mam w klinice swoje oczy i uszy, by wiedzieć co doktorek kombinuje za moje pieniądze. Wiem o waszej małej umowie – pokiwał karcąco palcem - Ta dziewczyna…powiedzmy, że zaciekawiła mnie. Z natury jestem ciekawski. Umówimy się tak, Igorze. Nie zrezygnujesz ze zlecenia, ale o wszystkim będziesz raportował również mnie. Także o tym co usłyszysz od Korbowicza. W zamian daruję ci tą drobną nielojalność i nie będę ścigał twoich przyjaciół, którzy tak niegrzecznie odjechali bez pożegnania. Nie potrzebuję galerników a wolnych wioślarzy. Twoich rodziców zwolnię z czynnej służby, będą mogli spokojnie prowadzić warsztat, pod warunkiem, że czasem przeklepią kradzioną furę. Czy to uczciwy układ?

No pięknie - Siodło wszedł do domku kilka minut temu, a “gospodarz” już zdążył go objechać jak niesfornego dzieciaka i grozić jego rodzinie - dwa razy. Nie potrzebuje galerników, tak?
- Następnym razem polecam po prostu zapytać - odmruknął Igor, po czym spróbował się opanować. Rosjanin chyba traktował to wszystko jak jakąś grę. Siodło zagrał i przegrał, cóż, tak bywa.Odetchnął głęboko - Układ jest na tyle uczciwy, na ile pozwalają okoliczności… choć oczywiście, mam teraz tylko pana słowo, prawda? Nie nagrywam tej rozmowy… ale nie zdziwiłbym się, gdyby mimo to była nagrywana - odpowiedział. Celowo trzymał się tego “pana”.
- Nomadzi są wolnymi ludźmi - mówił dalej - W pociągu strat nie poniósł Kombinat, tylko my. A kiedy pracujemy dla was, oczekujemy przynajmniej profesjonalizmu, a nie wysyłania nas z niesprawdzonymi informacjami. Wiemy jak to działa... need-to-know basis, tak? Cóż, uważam, że ktoś z naszych need to know... - Siodło mówił oczywiście o sobie.
- Przypilnuję dziewczyny… i doktora - zakończył krótko. Zastanawiał się, czy Laura zdaje sobie sprawę z zainteresowania, które wzbudza.

Nic na to nie wskazywało, sympatię Igora wydawała się przyjmować jako coś naturalnego: w końcu była ładną dziewczyną, w dodatku jedyną w tym miejscu. Juri zaś zdawał się nią interesować tylko z racji zainteresowania pracą doktora Korbowicza. Skinął teraz głową Igorowi.
- Moje słowo jest warte więcej niż podpis notariusza – powiedział – Zgodnie z umową otrzymaliście zwrot kosztów a ranni opiekę, czyż nie?
Zaciągnął się elektronicznym papierosem.
- Need to know, da? W porządku, masz… macie prawo. Informacja o pociągu była przechwycona z cyfrowych kanałów Wietkongu i sprawdzona. Niestety mój szpieg przecenił swoje możliwości – Juri powiedział to tak jakby ten o kim mowa słuchał. - Nie wiedział, że dał się wykryć i że zastawiono na was zasadzkę. Pracujący dla żółtków netrunner miał fart lub był bardzo dobry. Został już ukarany i prędko znów nie podziała.

To była dobra wiadomość dla Igora. Zdążył już zobaczyć jak działa sprawiedliwość Kombinatu: niezbyt czysto, ale skutecznie.

Tymczasem Juri zamyślił się, patrząc gdzieś w bok i obracając e-papierosa w dłoni, po czym zgasił go i schował w klapę marynarki.
- Ile dla nas pracujecie? Pięć lat, da? Twoi towarzysze ginęli już wcześniej, to specyfika zawodu. Pracujesz jeden dzień w miesiącu, mając w perspektywie duże dziengi, za to dużo ryzykując. Też przechodziłem ten etap w życiu i niejednego kumpla pochowałem, wierz mi. Nie każda akcja się fest udaje. Czasem zrobisz wszystko jak trzeba a ktoś inny nawali albo zadecyduje ślepy los. Wszyscy gramy tu w rosyjską ruletkę, chłopcze. Lepiej lub gorzej.
- Podsłuch potraktuj jako darmową lekcję - mówił dalej - Taki nadający przez sieć wykryjesz przez soft w holokularach lub cyberoczach, ale taki nagrywający na dysk tylko skanerem. – Sięgnął pod stolik i podał Siodłowskiemu przedmiot przypominający pilot do holowizora – Trzymaj, przyda ci się jeśli będziesz dla mnie pracować.
Igor obrócił kilka razy przedmiot w dłoni. Na próbę włączył urządzenie i pobieżnie machnął w kierunku pokoju, a potem w kierunku mastifa - tylko dlatego, że akurat był w polu widzenia. Bydle wydawało się zbyt wielkie i zbyt spokojne, żeby było prawdziwe.

Nie było.
Bioniczny mastif spojrzał na Igora kamerami doskonale udającymi psie oczy. Gospodarz zaś nie skomentował dokonanego przez jego gościa odkrycia.
Siodłowski nie rozumiał ludzi, którzy kupują sobie sztuczne zwierzęta, kiedy mogą sobie znaleźć Ducha. Ale może akurat tego Juri sobie nie kupił. Może tak samo jak Siodło i Connor, po prostu się spotkali.
- Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa - powiedział cicho sam do siebie, po czym zwrócił się do Jurija - Co dalej? Zakładam, że nasze… usługi obejmą więcej niż tylko pilnowanie doktora. Zakładam też, że Kombinat już dawno zauważył napięte nastroje w stolicy.

Nawet Halny - zanim odjechał z pozostałymi - zauważył, że szykuje się wojna o wpływy. Rosjanie, Wietnamczycy… a byli jeszcze inni. No i Frontex. Igor przypominał sobie wczorajsze wiadomości… i zamach przed ich siedzibą. Ucieszyłby się, gdyby cały ten cholerny gmach ktoś zrównał z ziemią.

- Mówisz o Frontexie, rzecz jasna - pokiwał głową Juri. - Nasz naturalny wróg, hamujący swobodny przepływ ludzi i dóbr a zarazem z konieczności biznesowy partner. Wy, nomadzi, macie emocjonalny stosunek do Czarnych Mundurów, my musimy myśleć o interesach. Opłacamy setki pograniczników a nawet oficerów i wyżej postawionych korporatów. Podejrzewam, że mają z tego większy zysk, niż z unijnych subwencji - uśmiechnął się. - Cóż, dla nas tak jest dużo łatwiej niż pokonywać granicę zbrojnie, to sam powinieneś wiedzieć najlepiej. Nie mamy jednak pewnych ludzi w zarządzie, możemy tylko zgadywać jak sytuacja się rozwinie. Albo będą chcieli się teraz pokazać i uderzą w przemyt, czyli w nas, albo zechcą się nachapać, nie wierząc w przedłużenie rządowego kontraktu. Wtedy czekają nas złote czasy. Póki co obserwujemy. A zamieszki to doskonała okazja na przejęcie władzy w mieście. Wiesz...prawdę mówiąc jestem winny wam większą wdzięczność za tą akcję z pociągiem. Mimo, że nie przejęliśmy transportu to gliny weszły na kanał przerzutowy Wietkongu w gdańskim porcie. Sicz jest słaba i skłócona. Już prawie zmonopolizowaliśmy czarny rynek.

Mężczyzna wstał i podszedł do szafki, z której wyjął srebrną papierośnicę i wręczył ją Siodłowskiemu.
- Nie krępuj się, otwórz - rzekł zachęcającym tonem.
Po uchyleniu wieczka oczom Igora ukazało się na oko dwadzieścia gotówkowych chipów o najwyższym nominale tysiąca eurodolców.

- Rozdaj swoim znajomym - polecił Juri, siadając na powrót w fotelu. - Doposażcie się trochę, pokorzystajcie z życia. Przekaż im wszystko co tutaj usłyszałeś i że na dniach mogę mieć duże zlecenie. Aldona jak zwykle się do was odezwie. Ale ty skup się na razie na swoim zadaniu i nie mieszaj w to innych, haraszo? To nie są sprawy, o których zbyt wiele osób powinno wiedzieć. Jeśli wywęszysz co kombinuje doktorek dostaniesz taką papierośnicę tylko dla siebie. Żeby nie było, że macham tylko kijem a nie daję marchewki - uśmiechnął się, splatając dłonie. - Idą nowe czasy a ze mną zajdziecie wysoko. Zapamiętajcie sobie miano Carewicz.

“Zapamiętamy, że jesteś protekcjonalnym dupkiem…” odruchowo napisał Igor - sam do siebie, bo zapomniał, że Connor przecież go nie słyszy. Cóż, dupek czy nie, przynajmniej dobrze płaci. Zawartość papierośnicy trochę poprawiła humor Igorowi. A pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu zastanawiał się z rodzicami jak długo zbieraliby na nową rękę…
- Karawana zawsze dobrze patrzy na bogatych przyjaciół - powiedział. Z taką konkurencją Korbowicz nie miał szans jako zleceniodawca Igora.

Siodło schował papierośnicę do kieszeni, kiwnął głową i zebrał się do wyjścia. Juri tylko uśmiechnął się i uniósł dłoń w pożegnalnym geście.

***

W domku nie było wcale duszno, lecz mimo to chłodne, nocne powietrze sprawiło, że Igor poczuł ulgę. Powoli szedł wzdłuż brukowanej ścieżki do głównego kompleksu kliniki, gdzie był jego pokój. Jego deck zamigotał lekko, kiedy wyszukiwał aktywne połączenia z Siecią. Spróbował “wymacać” bionicznego mastifa, w podobny sposób jak tego samobieżnego robota podczas akcji w pociągu - określić, czy działa autonomicznie czy nie. Nie spodziewał się rewelacji.

Wśród kilku urządzeń sieciowych w domku: holowizora, robota kuchennego oraz holofonów, dwa wyróżniały się nazwami własnymi: Dux i Rex. Zwłaszcza ta ostatnia mogło wskazywać na psa. Oba bioniki łączyły się więc prawdopodobnie z siecią, ale by poznać mechanizmy ich działania Siodło musiałby pokonać zabezpieczenia, zapewne bardzo mocne - zarazem narażając się na wykrycie. W tej chwili to było za duże ryzyko. Siodłowski zapisał na decku nazwy "Dux" i "Rex", żeby na przyszłość łatwiej zlokalizować psy. Towarzyszy Carewicza... a może jego strażników? Tylko kto kogo pilnował?

Igor zaraz przerzucił się na coś innego. Znalazł komputer pokładowy mercedesa, którym przyjechał Juri - teraz w stanie czuwania. Jak każdy nowszy samochód z alarmem miał pewnie włączyć “wyjca” i wysłać automatyczne zgłoszenie do właściciela (a czasem od razu na policję… ale raczej nie w tym przypadku) w razie kradzieży. Igor nie próbował się z nim łączyć. Zamiast tego namierzył kilka innych źródeł sygnału: hotspot na plaży, router na stołówce, przypadkowy, niezabezpieczony holofon i tam użył prostego skryptu. Każde z tych urządzeń spróbuje się połączyć z komputerem w mercedesie - o 1.00, 2.30 i 4.00 w nocy - który oczywiście uzna to za próbę włamania. Jeśli wszystko zadziała jak trzeba, Juri się dziś nie wyśpi. “Bogaty buc…” pomyślał Igor i nawiązał połączenie z Connorem. Miał mu dużo do opowiedzenia.

- Żyjesz! - odezwał się Connor, bardziej zaskoczony niż ucieszony.
- Żyję, ale... mam dobrą i złą wiadomość.
Duch przechylił głowę pytająco, niemal pod kątem 90 stopni.
- Dobra wiadomość jest taka, że Rosjanie świetnie płacą i mamy nową dobrze płatną robotę. A zła... zła jest taka, że powinniśmy zacząć karmić naszą paranoję. Od teraz chciałbym, żebyś aktywnie szukał podsłuchów. Cały czas, choćby jako proces w tle, łapiesz?

Igor streścił Connorowi przebieg rozmowy z Jurijem. Niczego nie pomijał, zwrócił też uwagę Ducha na bioniczne psy. Dopiero podczas tej rozmowy dotarła do niego jeszcze jedna rzecz: Carewicz raczej nie przyjechał tutaj wyłącznie dla Igora. Mówił, że zainwestował w klinikę mnóstwo pieniędzy... Tylko doglądał interesu? Czy też był pacjentem?

***

Siodło dotarł do pokoju zmęczony, ale przez dłuższą chwilę nie mógł spać. Sprawdził całe pomieszczenie - w tym swoje ubrania - nowym skanerem, który dostał w prezencie. Nic. Uruchomił też sprawdzanie dysku na swoim decku... ani śladu spyware'u. W końcu, wyjął chipy gotówkowe z papierośnicy i zgarnął wszystko do swoich rzeczy - oddzielnie niż jego własne, żeby się nie pomieszały. Papierośnicę wyrzucił do kosza na korytarzu.

W końcu zaczął robić się senny. Umył się, rozebrał i położył w łóżku. Ale miał jeszcze coś do zrobienia. Tym razem to on potrzebował informacji. Najpierw wrzucił podgląd na zdjęcia, które zrobił dziś wieczorem - psa, Carewicza i jego ochroniarza - i uruchomił wyszukiwanie. Pewnie dostanie wyniki z jakichś oficjalnych stron korpo, na których będą twierdzić, że Juri jest maklerem czy kimś. Ale był bogaty i wyglądał na człowieka z tak zwanego "towarzystwa". Siodło liczył bardziej na rubrykę towarzyską.

Potem napisał krótkiego maila:

Cytat:

DO: Lisa Kowalski
OD: Deadline
DW: -

Potrzebny mi namiar na technika medycznego. Zaufany i dyskretny. Opłaci ci się.

Pzdr

Pewnie mógłby po prostu pójść do warsztatu rodziców, ale cyberwszczepy to nie była ich specjalizacja. Poza tym, nie chciał ich w to mieszać. Chciał dokładnie sprawdzić swoją elektronikę u kogoś nie związanego z NanoRev, ani z Kombinatem. No i... rozważał też zaprowadzenie tam Laury. Widział jej bioport, mógłby się dowiedzieć wszystkiego z jej hardware'u. Ale to może za parę dni. Najpierw chciał znaleźć miejsce z jej snów. I przy okazji... nie zgubić jej. Przypomniał sobie mały sklepik - który w myślach nazwał Tysiąc Jeden Niepotrzebnych Pierdół - tuż przy wejściu do kompleksu. Chyba widział też jakieś pamiątki. Jutro znajdzie tam coś ładnego dla Laury - może holoramkę na zdjęcia? Właściwie wszystko jedno - musi być na tyle małe, żeby mogła nosić to przy sobie i na tyle duże, żeby zmieścił się tam nadajnik naprowadzający. No i... mimo wszystko, dobrze żeby było ładne.

Pipboy79 07-06-2015 19:50

~ O kurwa! Zasnąłem na torach! ~ pierwsza myśl pełna strachu czy wręcz paniki o własne życie przebiła się priorytetem przez pogrążony w pijackim śnie umysł runnera. A przecież jeszcze pamiętał jak wchodził do stacji, jak widział jarzące się światełka papierosów a jednak zasnął i zaraz go pociąg rozjedzie!

Zerwał się więc ze swojego materacu, prawie po omacku próbując wyskoczyć z torowej dziury z powrotem na peron czy chociaż gdziekolwiek w bok. Wysportowane i nawykłe do takich skoków ciało, posłuszne temu impulsowi wysłanemu z zaskoczonego i spanikowanego mózgu wykonało całkiem przyzwoity skok, który zapewne wystarczyłby na taki numer. Niestety tutaj zamiast na peron Paweł natrafił na jednolitą, betonową ścianę, którą ktoś kto projektował to pomieszczenie złośliwie wstawił przy jego materacu. W efekcie prawie od razu gorączkowo musiał zaprzeć się ramionami, by złagodzić zderzenie z betonem, po czym jak na swoje możliwości już niezbyt zgrabnie wylądował półtora metra niżej na podłodze.

~ No tak… Nora… Przecież jestem w Norze… Tu nie ma pociągów… Zresztą… Na Trzechstacjach też nie. Nawet jakbym zasnął na torach to nic by mnie nie rozjechało… ~ rzeczywistość zaczynała docierać do coraz przytomniejącego umysłu. Spojrzał na swoje ubranie. Najwyraźniej zaczął się rozbierać, ale nie skończył. Doszedł do etapu ściągania spodni o czym świadczyły rozpięty pasek i rozporek, ale same spodnie właściwie nadal były nieruszone.

Rozglądając się po swojej części Nory robiącej za sypialnię oceniał jak musiał wyglądać jego powrót wczoraj. A właściwie dziś rano. Co prawda Alex pewnie znów wszystko nagrała i mogła mu to puścić ale nie lubił przyznawać się, że potrzebuje jej pomocy a co do własnej niewiedzy co porabiał w jakiejś pijackiej delirce to już w ogóle. Trochę go bawiło, że Alex miała chyba kłopoty z oceną kiedy ściemnia a jak już to jak bardzo.

No ale nawet jak już to zdaje się czuła się zmieszana, nie wiedząc jak zareagować. Była to miła przeciwwaga dla niego gdzie on miał wreszcie jakąś przewagę w stosunku do tej SI która wykonywała grzyb wie ile obliczeń na sekundę co w praktyce sprawiało, że we wszystkich sprawach powiązanych z techniką czy obliczeniami była szybsza i sprawniejsza od Pawła jak i pewnie od większości śmiertelników na tej Ziemi. W praktyce właściwie nigdy się nie zastanawiała i zawsze podawała odpowiedź zaraz jak tylko skończyło się mówić przez co sprawiała wrażenie bardzo mądrej i w ogóle można było popaść w kompleksy. Na szczęscie były jeszcze emocje które były dla niej prawie nieodgadnioną domeną w której to Paweł był jej wzorem, testerem, obiektem do obserwacji i przewodnikiem. Czyli jak to mówiła Alex był jej “ulubionym człowiekiem”.

Ąlex. Właśnie. To musiała być jej sprawka taka pobudka. Zoczył ją zaraz jak odsłonił kotarę z koca i wyjrzał na główną część pomieszczenia gdzie Alex wyświetliła swoje holo. Tym razem w kostiumie seksownej konduktorki tyle, że z tą seksownością to historia się powtarzała w każdym alexowym przebraniu.

- Alex skarbie… Ty chcesz, żebym ja wykorkował na zawał czy se łeb o ścianę rozwalił? I to jeszcze na kacu noo… Miej serce kobieto… - mruknął po dość długim i ciężkim spojrzeniu na twarz holo. Zaczął się rozglądać za czymś do picia. Zawsze z rana mu się chciało pić. A zwłaszcza po imprezach. Niestety po nocy osuszył to co było pod ręką a jedyny sok, który się uchował musiał zahaczyć podczas skoku w beton i kończył się właśnie wylewać z kartonu.

- Ale ja nie mam serca. Ani niczego innego. Ale to miłe, że traktujesz mój profil płciowy jak przedstawicielkę swojego rodzaju. - doprecyzowała ucieszona Alex uśmiechajac się ciepłym holouśmiechem.

- No ładnie... Chcesz mi powiedzieć, że mieszkam z kobietą bez serca? - spytał Jasiński patrząc smętnie na rozlany karton. Spróbował szczęścia dopić go ale starczyło zaledwie na zwilżenie języka i podniebienia. No nic to. Skoro życiu zagraża niebezpieczeństwo trzeba było ratować jak się da. Ruszył więc ku lodówce.

- Tak. Przecież ci mówię. Jak chcesz to ci zrobię wykres… - zaoferowała się uprzejmie Alex. Wcześniej wręcz zalewała swojego cielesnego współlokatora mapami, wykresami, grafami i innymi cholerstwami. Ale też już mieli ten aspekt koegzystencji opanowany na tyle, że teraz robiła to, gdy Paweł ją o to poprosił albo wcześniej się pytała.

- Nie no… Po co? Masz mi potabelkować czarno na białym jak jesteś bezduszna? Daj mi żyć złudzeniami moja piękna. Złudzenia i sny upiększają ten ziemski padół. - mruknął swoim skacowanym głosem docierając już do lodówki i podziwiając jej wnętrze. To byłą porządna lodówka do mrożenia i chłodzenia a nie jakiś nafreonowany, kajdaniarski systemiarz jakich Paweł nie trawił od dziecka. No jeszcze niech maszynki zaczną ludziom żarcie we własnym domach wydzielać… To już będzie koniec wolnej ludzkości… Przynajmniej takiej jaką znał i lubił freerunner.

- Ojej. Jak ładnie o powiedziałeś. A nie mógłbyś tego w jakiś wiersz ułożyć? - rzekła zachwyconym tonem jego elektroniczna wspólokatorka.

- Wiersz? Ja? Zgłupiałaś? Na kacu? No bez jaj… - rzekł kompletnie zaskoczony takim pomysłem Paweł sięgając po sok śliwkowy. Znaczy coś robionego z czegoś o barwie ponoć naturalnej i śliwkowym smaku nie do odróżnienia od prawdziwych śliwkowych smaków. Znaczy tescowy standard. Gdy przyjemnie zimny płyn wypełnił mu usta a następnie spłynął do wysuszonego nocnymi przygodami gardła doszedł do wniosku, ze mu to zwisa. Przynajmniej w tej chwili gdy te mokre, zimne, rzadkie i cierpkawo - słodkie coś spływało mu już w przełyku do żołądka. Ale zastanawiające co będą pić ludzie za 100 lat. Jak już teraz śliwki się ogladało w paczkach i skrzynkach najczęściej a nie znał nikogo kto robiłby jeszcze prawdziwe skoki z prawdziwych owoców. Przynajmniej nie na tyle by znać drzwi i mieć okazję spróbować takiego specyfiku. Ponoć wcale nie były takie dobre i jakieś gluty się w nich zdarzały…

- Tak, wiersz! Wówczas wpasowywałbyś się w profil “romantycznego” i “poety” a to dodawałoby ci atrakcyjności i otwierało nowe opcje dialogowe. No i byłbyś ciekawszym mężczyzną. - Alex swoim zwyczajem radośnie pokiwała główką i oświeciła “swojego ulubionego człowieka” do jakichś swoich prywatnych światów i schematów w które chyba gdzieś tam próbowała go wpasować.

- Ah taak… - mruknął Paweł patrząc na nią już przytomniej. Śliwka w płynie pomogła i zaczynało mu wracać trzeźwe i racjonalne myślenie. Znaczy już nie takie kacopodobne skupione na zdobyciu płynu czy strachowe jak się po ciemku zwiewało przed rozjechaniem przez pociąg. - A bez tego nie jestem atrakcyjnym mężczyzną? - zapytał, szczerze zaciekawiony odpowiedzią. Może miał o sobie za duże mniemanie, ale jakoś za szpetnego, tchórzliwego czy nieudolnego się nie uważał. I może nie był playboyem i łamaczem serc niewieścich, ale też nie musiał się zamykać w windach by skorzystać z okazji do rozmowy z jakąś fajną niunią. A co do fajnych niuń, przypomniała mu się ta fajna blondzia z Pierestrojki. A potem, że zapisał ją jak zwykle po pijaku… Ale chociaż miał numer…

- No nie aż tak jakbyś był romantycznym poetą. - słowa Alex podziałały na niego jak kubeł zimnej wody przywracając do rzeczywistości.

- Taa… Jak zwykle… Bo ja zuo to facet… - prychnął rozbawiony mimo wszystko i załyczył sliwki po raz kolejny odchodząc w końcu od lodówki. - No dobra a co mówiłaś wcześniej o jakiejś lasce? - spytał podchodząc do panelu, gdzie miał zamontowany ekran z elektronicznym okiem na zewnątrz. Coś mu to cały czas co wspomniała Alex błądziło na granicy świadomości ale musiał się zebrać w sobie by się tym zająć. Znaczy jakoś sensownie i nie po kacowemu.

- Tak. Kobieta sądząc po głosie. Wołała cię po imieniu. Teraz chyba zasnęła bo leży nieruchomo już dłuższy czas. - powtórzyła swoje obserwacje Alex. Teraz już widział to samo na ekranie i zastanawiał się co to wszystko znaczy. Generalnie: kłopoty.

- Alex a jak ona mnie wołała? Po imieniu czy po ksywie? - spytał zastanawiajac się co zrobić. Nie było to nic dobrego. Nie dość, że ktoś znalazł jego Norę a więc kryjówka straciła swój niezaprzeczalny atut kryjówkowatości to jeszcze świetnie się orientował czyja to kryjówka. Czyli dupa. Na serio rozważał czy nie zmyć się traktując ją jak spaloną. Miał inne wyjścia nie musiał przechodzić koło tej laski. A zostawiłby tu sporo rzeczy ale nic bez czego by się nie obył albo nie mógł uzupełnić. ~ Poza Alex… ~ bo tę elektroniczną i niematerialną “panią SI” na serio polubił przez ostatnie parę miechów wspólnego mieszkania z nią. W końcu w tej lokacji mieszkaliwe dwoje i byli na siebie skazani. Niemniej mimo, że tarcia, złośliwości, kawały czy niezrozumienia zdarzały im się jak właściwie w kazdych długotrwałych relacjach z kręcąca się wokół żywych ludzi i ich emocji to jednak szło im dobrze. Często była jedyną osobą, nawet jeśli elektroniczną, z którą Paweł mógł pogadać o ile nie wychodził z domu czyli swojej… A własciwie ich kryjowki.

A teraz to wszystko stało pod znakiem zapytania bo znalazła go jakaś laska. Nie dość, że dokumała, że skryte gdzieś w głębi tuneli i korytarzy opuszczonej stacji drzwi są sprawne, to jeszcze, że za nimi można znaleźć tego konkretnego freerunnera.

Paweł dumał kto to mógł być. Najbardziej prawdopodobnym wydała mu się jakaś mieszkanka Trójstacji. Nikogo innego się nie spodziewał. Właściwie nikogo się nie spodziewał. W końcu nawet Oleg, Koniew czy Magda nie wiedzieli o tym miejscu. Zawsze się z nimi umawiał gdzieś na mieście. No chyba, że go psy w końcu znaleźli. Albo Swat czy reszta palantów którym jakoś zalazł za skórę. Nie było aż tak niemożliwe. Gdyby dostali jakiś cynk mogli pozakładać co trzeba i wówczas prędzej czy później mogli wywinąć mu taki numer. Wówczas laska byłaby albo agentką albo podpuchą. Tym bardziej trzeba by zwiać by się ratować. No ale… Zostawić Alex… Tak bez walki… Poza tym… Trochę go ciekawiło kto był na tyle cwany by go znaleźć tutaj w jego dotąd samotni dzielonej tylko z Alex. No poza tym jak ktoś tam się na niego zasadził to niech zobaczy jak nawet wtedy “łatwo” jest dorwać Black Horse’a. Dumał chwile jeszcze jak wyjść ale, że wyjdzie to się już właściwie zdecydował. Mógł bowiem zrobić numer, że obejdzie innym wyjściem i powtórzy drogę tak jak wszedł a gdzie teraz utkwiła ta laska. Ale niecierpliwa gorąca krew wzięła górę więc odszedł od konsoli i ruszył do drzwi.

Stanął chwilę przed nimi i odwrócił się do hologramu Alex. - Nie dygaj, będzie gitowa impreza. - uśmiechnął się do niej i puścił jej oczko. Zacisnął dłoń na mechaniźmie otwierającym drzwi.

- Paweł… - doszło go z tyłu gdy Alex próbowała coś powiedzieć. Ale już szarpnął klamką a mechanizm drzwi zgrzytnął.

- … Ale masz rozpięte spodnie… - dodała jego elektroniczna wspólokatorka gdy popchnął drzwi i otworzył je na oscierz. Zobaczył zwiniętą niedaleko skuloną postać w kapturze, ale słowa Alex sprawiły, że spojrzał w dół na swoje spodnie. - Nosz kurwa… - faktycznie miała racje. W końcu dopiero co wstał z wyra. Na kacu. I cały efekt kozackiego wizerunku i maczyzmu stosowanego szlag trafił. Westchnął tylko i zaczął gmerać przy zapięciu przy okazji zerkając czy laska jakoś zareaguje na same otwarcie drzwi. Ewentualnie reszta jej SWATowych kolegów.

Antyterrorystów nie było, wąski korytarz techniczny po obu stronach był ciemny i pusty. Dalej, z kierunku gdzie łączył się z oboma głównymi tunelami zawierającymi tory, niosła się dalekim echem ciężka muzyka, prawdopodobnie dobiegająca z pociągu anarchistów. Postać zwinięta w kłębek w przedsionku wyglądała na włóczęgę. Ubrana w podarte na nogawkach bojówki oraz brudną bluzę z kapturem, ze śladami krwi na rękawie. Lokalizacja Nory nie była całkowitą tajemnicą i przynajmniej kilku wścibskich mieszkańców Trzechstacji wiedziało gdzie mieszka Black Horse. Czy tajemniczy gość mógł być którąś z nich?

Upłynęło kilka sekund nim dotarło do niej, że Paweł otworzył drzwi. Podniosła głowę i spojrzała na niego brązowymi oczami. Minęła dłuższa chwila nim zrozumiał na kogo patrzy.

To była Nadja.

Nadieżda Wasiljew. Nie widziana od pół roku ex-dziewczyna i terrorystka z Czerwonego Świtu. Ją jedną przyprowadził raz tutaj, gdy byli bardzo napaleni a na squacie, w którym mieszkała trwała akurat jakaś dzika impreza. To był czas gdy był w niej zabujany po uszy i myślał, że są sobie przeznaczeni. Krótko przed numerem z ambasadą, po którym się rozstali. Później policja zrobiła nalot na melinę komunistów, ale ci chyba w porę nawiali, bo holowizja nie wspomniała nic o aresztowanych a gliny by się pochwaliły gdyby kogoś złapali. Nadja jednak zapadła się pod ziemię i od tamtej pory nic o niej nie słyszał.

Teraz zaś trudem ją rozpoznał. Była wychudzona, miała zapadnięte policzki a gdy kaptur częściowo zsunął się jej z głowy czarne włosy ukazały się brudne i w nieładzie. Nie przypominała tej powabnej, obłędnie zmysłowej dziewczyny, którą pamiętał. Rozcięte czoło pokrywała zaschnięta krew.

- Paweł? – zapytała półprzytomnie otwierając szerzej oczy i gramoląc na nogi. – Paweł, proszę pomóż mi, ukryj. Ścigają mnie. Nie wiem kto. Nie pamiętam… Czego ode mnie chcą? Zabili… - wyrzucając z siebie chaotyczny potok słów chwiejnie powstała i szlochając rzuciła się mu w ramiona.

Jasiński stał w drzwiach trochę skonfundowany grzebiąc przy zapięciu spodni po zwróceniu mu uwagi przez uprzejmą, pomocną, bystrooką no i oczywiście zawsze trzeźwą SI. Stał tak, gdy dotarło do niego kim jest ta złachmaniona postać w korytarzu. I zamurowało go. W ogóle się jej nie spodziewał. W ciągu ostatnich paru miesięcy nadal ją czasem wspominał, zwłaszcza jak gdzieś przewinęła się nazwa jej organizacji w rozmowie czy holo. Ale stopniowo stawała się tłem co raz odleglejszej przeszłości. Zwłaszcza odkąd poznał Magdę, hopsanie z nią, widok jej wysportowanego, jędrnego ciała, tak przyjemnego i dla oka i rąk nawet w ubraniu a od wczoraj także smaku jej ust. Tak, to zdecydowanie pomagało zapomnieć o jego dawnej znajomości i zażyłości z jedną z liderek czerwonoświtowców. Więc gdy nagle zjawiła mu się przed progiem stał jak rażony gromem.

A potem pojawiła sie złość i wściekłość. Bowiem wróciła mu pamięć. Nie z czasów gdy się trzymali za ręce, śmiali czy baraszkowali tu i tam, ale ta najświeższa, która przyćmiła to wszystko, czyli z ich ostatniego spotkania. Jak po obejrzeniu newsa poleciał do ich kwatery i usiłował dochodzić swoich praw, co skończyło się wywaleniem go przez jej krzepkich kolegów na zewnątrz. No i te jej szczere zawiedzone słowa, że jest i nim i jego postawą rozczarowana. Tym jednym zdaniem jasno powiedziała Pawłowi, że dla niej ta jej cholerna “Sprawa” za którą tak walczyła jest ważniejsza od nich, niego i tego co ich łączyło wtedy czy kiedykowliek. Paweł się wówczas poczuł dość parszywie bo doszedł wówczas do wniosku, że albo oboje znakomicie się niezrozumieli przez cały czas lub był od początku traktowany jak uzyteczne i wyjątkowe ale tylko narzędzie ktore można się pozbyć czy wymienić gdy ulegnie awarii. A dla i dla samczego testosteronu i dla ducha niezależności jaki praktykował na parkour było to nie do zniesienia.

No i co najgorsze okłamała go. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że podpuściła go z tą ambasadą znając bardzo dobrze jego naturę. Przecież nie był durniem i po cholere mu jakaś gwiaździsta szmata, którą można sobie w necie za parę eurodolców zamówić? A jakby jako freerunnerowi chodził mu po głowie taki numer to już dawno sam by to zrobił bez jakichś insynuacji. Tak, podpusciła go. Słusznie zgadywała, że jego ambicja i chęć przypodobania się jej wezmą górę, zwłaszcza, że był niejako zawodowo przygotowany na taki numer. Ot wcześniej brakowało mu motywacji. Bo po cholerę miał zadzierać z Jankesami? Zwisali mu w sumie co tam robią w tej swojej ambasadzie. No i ponownie, po co mu ta flaga? Taak… A potem jakoś jednak nie raczyła ani go spytać, ani powiadomić a jak przyleciał z ryjem kazała go wywalić na zewnątrz.

O taaak… Tak właśnie było, tak to zapamiętał i teraz jak zobaczył jej twarz znów przez ciało przeszedł mu rozpalony do białości stalowy pręt wściekłości i gniewu. No i poczucia zdrady, krzywdy i niesprawiedliwości. Czasem zastanawiał się jakby wyglądało ich spotkanie, ale rozważał je głównie pod kątem odzyskania swojego trofeum z ambasady. Nadia więc jawiła mu się raczej jako szef strażników, wokół których trzeba będzie się przemknąć lub załatwić. Do niczego innego nie była mu potrzebna.

No ale… Nie spodziewał się jej pod swoimi drzwiami. I to w takim stanie. Owszem był na nią wsciekły i nawet czasem lubił sobie wyobrażać jak jej strzeli z liścia czy potrząsnie aż jej się może pootwierają jakieś klapki wreszcie ale w sumie nie życzył jej nawet wówczas jakiejś śmierci czy poważniejszych złamań czy co. Jakby go atakowała czy weszła w walkę to co innego. Paweł uważał, że każdy ma niezbywalne prawo do samoobony siebie, własnych bliskich i swojego domu. No ale ona obecnie w żaden widoczny sposób mu nie zagrażała czy atakowała. Klęczała tak na podłodze żałośnie patrząc na niego i prosząc o pomoc. Jakby coś fikała Paweł napędzany złością i jej zdradą pewnie by ją chociaż zdzielił wreszcie jak sobie zasłużyła uczciwie. No ale tak to jakoś mu się nic agresywnego nie odpalało pod kopułką. O ile go ktoś nie atakował to Jasiński sam z siebie niezbyt się kwapil do ataku. To mogło prawiać czasem wrażenie, że jest miękki czy wręcz mięczakowy. No może i faktycznie był. Było to główną motywacją dla której pełne zaangazowanie do jakiegokolwiek gangu czy mafii nie interesowała ani jego ani często tych drugich. Nie przejawiał typowej dla spoej częsci takiej populacji objawów agresji i brutalności czyli w praktyce musiał mieć powód by komuś przylać. W tej chwili kuląca się Nadia jakoś mu niestety go nie dawała. Co nie zmieniało faktu, że nadal był na nią wsciekły.

- Ukryj… Pfff! - prychnął odzywając się wreszcie i dalej stojąc w przejściu w samych spodniach. Dzięki interwencji Alex przynajmniej już w zapiętych, - Na pewno jak cię ścigają to dałaś im ku temu całkiem niezły powód. I co jest? Nie lubisz jak chłopaki za tobą latają? - rzekł odsuwając ją od siebie na odległość ramion.

Nie wierzył jej. Po takim numerze nie mógł. I nie chciał. Zapewne z tym pościgiem mówiła prawdę ale na pewno było coś ostro nie tak. - I jesteś naprawdę bezczelna, że przychodzisz tak właśnie do mnie po pomoc. Nie było innych dróg w zaułku? - dawał wyraz swojej złości na nią. W końcu nie chodziło o zabranie lizaka. Miał ja dosłownie w garści, gdy tak trzymał w ramionach i oglądał niechętnie. Widział, że ostatnie parę miechów nie było dla niej zbyt łaskawe. Zmarniała. Choć nadal była fizycznie powyżej średniej ulicznej. No i obecny pościg też dał się jej we znaki. Ale nie kupował tej gadki o bardzo wygodnej dla niej amnezji. No i on jakoś na amnezję nie cierpiał i wydarzenia sprzed pół roku całkiem dobrze wyryły mu się w pamięć rozpalonym żelazem wściekłości i poczucia zdrady. Trzymał ją teraz w ramionach, bynajmniej nie romantycznie i czekał co powie. Szukał ściemy i kłamstwa w jej oczach.

Nie znalazł. Napotkał w nich ból i strach a teraz błysnęła tam również iskierka złości. Znak, że Nadja trochę oprzytomniała.

- Gdybym mogła pójść gdzie indziej, poszłabym – odpowiedziała - ale ci faszyści zapędzili mnie tutaj. ~ Faszyści? Jacy faszyści? ~ zdziwił się w myślach Jasiński. Jakoś tak się na tych antyterrorów nastawił, że nad alternatywami jakoś nie głowił się zbytnio a właściwie wcale. Więc wzmianka o jakiś naziolach go zaskoczyła i trochę zbiła z tropu.
-
Są na górze, nie mam jak wyjść - mówiła słabym głosem. - Wciąż się gniewasz o tą głupią flagę, Paweł? Wiem gdzie jest schowana, oddam ci ją jak chcesz. Naprawdę wtedy myślałam, że zrobiłeś to dla sprawy a nie głupiej sławy. Jesteś takim cholernym egoistą!
Tupnęła ze złości nogą.

- Głupią flagę?! - powtórzył użyty przez Nadję zwrot, tyle, że wrzasnął rozwscieczony do białej gorączki. To była dla niej tylko “głupia flaga”?! Krew i żółć go zalała jednocześnie. Jak tylko to powiedziała aż nie wiedział czy ją zdzielić raz, przylać generalnie czy po prostu wypchnąć z powrotem na korytarz i zamknąć drzwi i niech sobie radzi sama. Jednak no nie zdzierżył i musiał to z siebie wyrzucić. Zwłaszcza, ze ona chyba kompletnie inaczej widziała sprawę, co by świadczyło, że wcześniej jednak nie rozumieli się tak wyśmienicie jak zapamiętał albo próbowała zbagatelizować i pomniejszyć kaliber sprawy. Sprawy, która po pół roku nadal siedziała drzazgą w sercu i duszy Polaka i paliła złością i gniewem przy byle poruszeniu.

- To nie jest jakaś cholerna głupia flaga! To jest MOJA flaga! Tę którą zdobyłem na akcji! Jak sztandar wroga podczas szturmu! A głupią flagę to se możesz w necie kupić na pęczki a ta jest tylko jedna! - wydarł się na nią wskazując na przemian to na nią to na siebie to gdzieś za siebie palcem lub kciukiem. - Tej głupiej flagi psy i Jankesi nadal, po pół roku szukają tak samo jak kolesia który ją zwinął! Przez ten numer muszę chodzić po ulicy w holomasce i nie mogę się pokazać publicznie a ty mi mówisz, że to jakaś głupia flaga?! - sapnął naprawdę wściekły. Z tą “głupią flagą” to się poczuł jakby mu właśnie splunęła w twarz i jeszcze dała po gębie za tamten numer.

- I jaka głupia sława co? Jak sprawa? Ja ci wyglądam czy kiedykolwiek wyglądałem na jakiegoś wzorowego stachanowca? Po chuja mi tu komunizm, co? - warknął przez zaciśnięte zęby patrząc na nią wściekle. Wahał się czy kontynuować ten watek dalej ale za długo w sobie to dusił, potem nie było okazji a Nadia widocznie nie kumała, nie chciała kumać, lub udawała, że nie kuma. Więc uznał, że trzeba skorzystać z okazji i walnąć jej otwartym tekstem prosto w twarz. Coo… Sam miał się dalej z tym dusić?

- I nie zrobiłem tego dla sławy, sprawy czy samego siebie. Jakby tak było dawno bym mógł zrobić taki albo podobny numer tam czy gdzie indziej. Zrobiłem to dla ciebie. I dla nas. Myślałem, że to nas scementuje… - rzekł cicho. Teraz dla odmiany głównie w tonie goryczy, smutku i rozczarowania. - Heh… Nawet gównianego eurodolca nie wziąłem za ten numer… Pomyśl ile byś musiała wywalić kasy na speca od takiego numeru… Ale dla kasy też tego nie zrobiłem… - zamilkł i patrzył chwilę w jej ciemne oczy. - A ty mnie wyrolowałaś! Powiedziałaś, że to wyście zrobili ten skok! Ukradliście mi mój numer, moją flagę i wyjebaliście mnie na bruk jak jakiegoś bezużytecznego śmiecia! - wrzasnął ponownie, gdy fala wściekłości pojawiła się nagle i znów go porwała w swoje objęcia.

Nadja rozpłakała się. - Przepraszam, Paweł - rzekła, spuszczając głowę. - Może z twojej strony rzeczywiście to tak wyglądało. Może...źle cię wtedy oceniłam. Nie powinnam tu była przychodzić, ale naprawdę nie miałam wyjścia. Dziewczyna zaszlochała i pociągnęła nosem. - Spójrz co mi zrobili! – Zsunęła z głowy kaptur, po czym szarpnęła się za włosy, które okazały się realistyczną peruką, odsłaniając ogoloną na łyso głowę z blizną na skroni jak po neurochirurgicznej operacji. To był trochę szokujący widok. Zawsze miała piękne i bujne, długie, kruczoczarne włosy, o które bardzo dbała.

– ...I nie mam pojęcia co jeszcze - mówiła szybko, nerwowo i cicho. - Ostatnie co pamiętam to aresztowanie. Przez tydzień po nalocie na squat ukrywałam się u znajomych. Namierzyli mnie jakoś, ale nie gliny, tylko Frontex, czarne mundury. Był z nimi tylko jeden gliniarz, ale jakiś dziwny, w ochraniaczach i kasku. Pytał o ciebie, ale nie wydałam cię, słyszysz, niewdzięczny draniu!?

Westchnęła głośno, uspokajając oddech. - Potem zabrali mnie ludzie z Frontexu – podjęła. - Wsadzili do furgonetki i wieźli gdzieś długo. Uśpili mnie. Pamiętam tylko jakieś urywki. Cela z pryczą, poza nią coś jak szpital. Było tam więcej kobiet a strażnicy mówili po rosyjsku. Pół roku! – wykrztusiła histerycznie. - Byłam tam pół roku i nie wiem co się ze mną działo! Wreszcie uwolnili mnie przyjaciele ze Świtu. Nawet tego nie pamiętam, coś wciąż resetuje mi pamięć, chyba gdy śpię. Obudziłam się dziś, gdy dojeżdżaliśmy do Warszawy, ale potem nas dopadli, innych zabili a ja uciekłam tutaj. Nie wiem gdzie jest bezpiecznie i dokąd pójść, teraz rozumiesz czemu mimo wszystko przyszłam do ciebie?

Nie miał pojęcia jakby się to skończyło ale wówczas ona zdjęła ten kaptur. A potem włosy… Zamurowało go to co zobaczył tak samo jak przed chwilą, gdy zorientował się kto to kuli się w jego przedsionku. Znów się tego nie spodziewał. Nie wiedział co powiedzieć, więc dał jej mówić. Historia jaką mu sprzedała była mało typowa. Ale możliwa. Choć spodziewał się, że ukrywa się gdzieś w mieście, wyjechała do innego a może i wróciła do Rosji lub szykowała rewolucję w innym kraju UE jak na dobrą agentkę Komiternu przystało. No a tu takie coś…

Właściwie to po numerze z flagą jakoś dobrze o niej nie myślał ani jej dobrze nie życzył. Może nie żeby wpadła pod samochód czy dostała raka, ale nie kojarzyła mu się z niczym pozytywnym. Wolał o niej nie myśleć o ile się dało. Na ogół się dawało. A odkąd poznał Magdę to nawet już nie było takie trudne. No ale… Jakieś cele, więzienia, eksperymenty, Frontex, naziole, psy… Nosz kurwa! Zacisnął szczęki ale milczał dalej. W głowie miał galimatias. Spodziewał się, że sobie spokojnie dojdzie do siebie po nocy w Pierestrojce a potem porobi sobie coś mniej lub bardziej sensownego. Nie spodziewał się czegoś takiego, takiego nagłego powrotu przeszłości. Nie, pewnie, że nie życzył Nadii przez ostatnie pół roku zdrowia czy pomyślności ani razu. Raczej coś w stylu, że jak tę bladź dorwie… Szukał i był czujny na info o niej i jeśli rozważał spotkanie z nia to raczej, że będą po przeciwnych stronach barykady. A dokładniej pewnie, że będzie musiał się jakoś przemknąć przez jej ludzi by odbić flagę. Dla niego jego najwspanialsze trofeum i zdobycz, która powinna być tutaj u niego na honorowym miejscu. A dla niej jak sie okazuję tą “głupią flagą” jak jakiś badziew z netu. A tu nagle przyszła do niego sama. I nie jako wróg. Przyszła sama po prośbie i pomoc. Pobita, zaszczuta i zmaltretowana, po ucieczce z niewoli i jakiś eksperymentach. Nie. Tego się nie spodziewał. Nie przewidywał takiego spotkania w żadnym scenariuszu.

W dodatku kiedyś to co ich łączyło to nie tylko łóżko. Oboje mieli podobne rewolucyjne charaktery, sympatie i antypatie. Dla Pawła organizacje takie jak gliny, Frontex czy naziole były tak samo wrogie jak i dla Nadii. To ich łączyło i w przypadku Jasińskiego częsciowo skłaniało ku ideałom świtowców. No iii… Kiedyś byli razem. I to wyglądało, na to, że szczęśliwi. Teraz więc mimo wszystko po pierwszym szoku odczuwał co raz silniejszą złość i w końcu gniew widząc co te systemiarskie skurwysyny jej zrobiły. Paweł mógł zdzielić czy strzelić w machę w gniewie czy samoobronie no ale tak, żeby komuś w twarz bez niczego czy katować bezbronnego… Nie, nie trawił takich numerów. Właśnie dlatego tak słabo nadawał się na gangera. W końcu złość przejęła nad nim na tyle kontrolę, że zacisnął dłoń w pięść i tak trzymał wzdłuż tułowia. ~ Co te skurwysyny jej zrobiły!? ~ przymknął oczy. Musiał sie skupić. W końcu w jego oczach i sercu Nadja nie była niewinna. Próbował chwilę na zimno ocenić czy właśnie los się na niej nie odegrał za jego krzywdy. Ostatecznie jednak uznał, że nie. To on miał do niej pretensję i żal i jak już coś miałoby ją spotkać to z jego ręki. Powziął więc decyzję.

- Flaga. Chcę moją flagę. I info o tym gliniarzu w kasku co o mnie pytał. - postawił swoje warunki. Na tym mu zależało. Chciał swoją flagę odkąd ją tylko utracił. A ten gliniarz dziwnie pasował do opisu Szalonego Gliny. Znowu się pojawiał w jego otoczeniu. Choć aż tak dziwne nie było o ile psy powiązały najsłynniejszą runnerową akcję ostatnich lat z runnerem który ja wykonał i organizacją która sie do niego przyznała z laską która była w niej jednym z liderów. No ale i tak wyglądąło podejrzanie. Zastanawiał się przez moment czy mogła jakoś go wydać co do akcji z wczorajszego wieczora i zaskakującego pojawienia się pościgowca, ale uznał to za mało prawdopodobne. W końcu nawzajem z Nadją nie mieli ze sobą kontaktu przez pół roku.

- Nie wiem nic więcej o tym glinie – odrzekła przepraszająco. – Chciał wypytywać mnie dłużej, ale Czarne Mundury – mówiło się tak potocznie na Frontex - powiedzieli, że dostał swoją szansę i mnie zabrały. Flaga ich w ogóle nie interesowała. Była ukryta u mojego znajomego na Starej Pradze. Jeśli holowizja nic nie mówiła o jej odzyskaniu to wciąż musi tam …
Nagle Nadja, która mówiła coraz słabszym głosem, zatoczyła się i upadłaby, gdyby Paweł jej nie złapał.

- Źle się czuję… - wyszeptała, przykładając dłoń do rozciętego czoła. – Muszę chwilę odpocząć. Ale nie mogę zasypiać, boję się że znów wszystko zapomnę. Nie daj mi zasnąć, Paweł. Potrzebuję czegoś, co mnie postawi na nogi. I pić – zachrypiała. – Proszę, masz coś do picia?
W tym stanie mogło być ciężko prowadzić ją przez kanały.

- No dobra, to chodź… Ale chcę swoja flagę. Oddasz mi ją - mruknął Paweł trzymając dziewczynę w objęciach. Złapał ją prawie odruchowo ot jak pewnie sporo osób, gdyby miał okazję, by nie upadły ale teraz jak ją trzymał jakoś tym bardziej nie chciał jej wywalać z powrotem na korytarz. Trzymając ją więc jedną ręką popchnął barkiem nieprzyjemnie zimne i ciężkie drzwi a potem ponownie zakluczył mechanizm.

Poprowadził Nadję do krzesła w części Nory, będącej odpowiednikiem aneksów kuchennych w normalnych, naziemnych mieszkaniach. Stała tu lodówka, zamrażarka i ze dwie szafki, w których ludzki domownik upychał coś co nie zmieściło się do lodówki lub nie musiało w niej być. Z lodówki wyjął tę całkiem smaczną płynną śliwkę która służyła mu całkiem dobrze przed chwilą tyle, że dla Nadii wyjął nowy karton. Patrzył jak piła chciwie i się wcale nie dziwił. Jak się człowiek zbiegał czy napocił przy czym innym to chciało mu się pić i tyle.

- Weź sobie co chcesz jak jesteś głodna. - rzekł przytrzymując drzwi do lodówki wskazując na jej zawartość. Miał tam z połowe pizzy co mu z wczoraj została i miała być na wieczór albo na rano. Były też zostawione w podobnym celu gotowe, choć nie odgrzane paluszki rybne. Ale nawet nie próbował wnikać z czego je zrobiono. Może nawet z czegoś co faktycznie w oryginale powinno żyć w morzu. Takie czasu w końcu a nie miał ochoty bawić się w jakiś miejski surwiwal czy drałować do specsklepów z superżywnością, ekożywnością, prawdzwą żywnością czy jak to ten chłam jeszcze nazywano. Przy okazji odkrył, ze zdziwieniem pudełko lodów w środku. A właściwie już teraz półpłynną, różowawą mleczną masę z na wpół-zatopioną łyżeczką w środku. Widać po powrocie z Pierestrojki jednak nie tak od razu poszedł spać. Ale cóż, wypić nadal można było...

- Dzięki, ale jeśli masz kawę… - odparła dziewczyna.
Patrząc tak na siedzącą rewolucjonistkę wzrok mu przeszedł ponad nią i zauważył Alex. Jego elektroniczna współokatorka wyświetliła swoje holo parę kroków od nich, nadal w postaci konduktorki, ale teraz miała minę i pozę wyrażającą wyraźne przejęcie. No i ta mina…

- No co? - spytał Paweł wiedząc, że Alex czai się coś powiedzieć i pewnie chodzi o jakieś bardzo ludzkie sprawy a nie o zwykłe dane bo by je podała i tyle. Podszedł do szafki i wyjął słoik z kawą.

- Co? - Nadja podążyła za jego wzrokiem i o mało nie spadła z krzesła dostrzegając hologram konduktorki metra. - Na śmierć zapomniałam, że masz tu tą dziwną AI - pokręciła głową.

- Ej! - krzyknął na nią gospodarz całkiem ostro. - Alex nie jest dziwna tylko oryginalna! - bronił honoru i dobrego imienia swojej gospodyni i współlokatorki. No Nadja to typowa kobieta, ledwo wpuścisz na cztery kąty i nawet jak nie ustawia po swojemu to przynajmniej o tym mówi. A dopiero co ją wpuścił…

- Nie płakałeś. - Alex zignorowała Nadję i rzekła do Pawła prawie oskarżycielskim tonem. - A jeszcze będziesz? - spytała jeszcze z wyraźną nadzieją w głosie. No tak. Jakoś przez tą całą scenę zapomniał o specyficznym hobby jakim uwielbiała się zajmować Alex. Wstawił wodę w czajniku. W sumie jemu też by się przydała klasyczna mała czarna.

- Raczej nie. - uśmiechnął się pod wąsem i miał zamiar przejść do sprawy jaką chciał z nią załatwić, zanim Alex uderzy w ten swój ulubiony temat. Wyjął z szafki papierowe kubki. Prawdziwych naczyń miał zaledwie parę sztuk na krzyż, ale po co mu takie skoro trzeba je było zmywać i mogły się potłuc, jeśli był papier, tektura i plastiki? Spełniały tę samą rolę a po wszystkim się je wywalało i był spokój. Nasypał do kubków kawy. Dopiero jak zobaczył brązowawy proszek na tle białego plastiku zorientował się, że bez pytania nasypał i sobie i jej tak jak kiedyś. Kiedyś też wstawiali rano, w tą porę, i robili sobie kawę. Czasem on, czasem ona. Chwilę zasępił się zastanawiając jak ocenić to wspomnienie. Było dość neutralne. Ale wspomnienie wspólnych poranków, które następowały po wspólnych nocach należało raczej do pozytywnych.

- Ale dlaczego? Przecież jest taka okazja! To ta kobieta z którą kiedyś byłeś razem. Rozstaliście się przepełnieni mnóstwem negatywnych emocji i wzajemnych roszczeń. A teraz spotykacie się po długim czasie. Wydaje mi się, że to jest bardzo dobry moment żebyś zapłakał. Nikomu nie powiem. Bo znalazłam dane, ze ludzie a nawet mężczyźni obawiają się… - Alex jednak była szybsza, jak to po elektronicznej istocie należało oczekiwać i swojego ulubionego tematu nie miała zamiaru odpuścić, zwłaszcza przy tak niecodziennym zdarzeniu.

Nadja zaś uśmiechnęła się półprzytomnie, słysząc, że o niej mowa.
Jasiński był jednak nadal wzburzony i znacznie mniej wyrozumiały niż przy codziennych słownych zabawach i potyczkach ze swoją współlokatorką. Normalnie by się pewnie roześmiał czy zwrócił uwagę na te alexowe potknięcie słowne z “a nawet mężczyźni”, ale obecnie miał trochę inne priorytety. Właściwie całkiem inne. Dlatego przerwał AI.

- Słuchaj Alex, nie będę teraz płakał jasne? Mamy mało czasu, sytuacja jest poważna. Wyświetl mi jak możesz Szalonego Glinę. - rzucił zirytowanym tonem. Spieszył się, właściwie powziął ju decyzję, że pomoże zwiać Nadii a to oznaczało pospiech. Jak każda ucieczka, co jak co, ale w końcu od gonitw i ucieczek to był specem. Zawsze było za mało czasu i wszystko trzeba było robić w pospiechu przy improwizowanym dostępie do info i o sojusznikach, terenie i przeciwniku. Tylko siebie można było być pewnym.

- Łzy i płacz oznaczają pełne przeżywanie emocji. - rzuciła wyraźnie nadąsana Alex, że jej “ulubiony człowiek” znów nie dostarczył jej okazji do uzupełnienia zbioru danych i schematów o ludziach i ich zachowaniach. Ale wyświetliła obraz Szalonego Gliny i to w kilku ujęciach. W końcu można było nawet z klasycznego YT i jego licznych klonów ciągnąć ten czy taki filmik.

- Jeezuuu Alex, potem pogadamy o tym płaczu i łzach dobra? - jęknął bo nie chciał mieć kolejnej laski, z którą miałby się od ręki kłócić i coś udowadniać. I to jeszcze elektronicznej laski.

- Masz kawę. Teraz mam tylko to. Po coś mocniejszego trzeba się bujnąć stąd. - rzekł podchodząc do siedzącej Nadii i podając jej kubek z gorącym napojem. Sam poszedł do kąta robiącego mu za zestaw ciuchlandowy. Skoro trzeba było zwiewać czas było znów przywdziać kostium Black Horse’a. - To ten glina z tobą gadał? - rzucił nie odwracając się i szukając jakiegoś podkoszulka.

- To on - odparła Nadja, gdy po dłuższej chwili zorientowała się, że Paweł mówi do niej.

- Nosz kurwa! - Paweł tymczasem z irytacją zauważył, że po jego dotknięciu, te czyste podkoszulki przewaliły się i wymieszały z tymi jeszcze w miarę czystymi a te zaś spadły na te do prania. Stał tak chwilę ze zdegustowanym wzrokiem wpartując się w ubraniowe pobojowisko.
Gdy tak próbował rozszyfrować które są które bo w końcu te po lewej powinny być przecież z tych czystych a te od prawej… Ale wówczas dostał na holo wiadomość głosową od Olega.

- Ziom, śpisz? Jest niezła chryja przy wejściu do Ostrobramskiej. Rano na stacji była strzelanina. Teraz anarchiści, samoobrona stacji i paru kozaków bronią wejścia przed łysolami z Czystej Krwi – wymienił nazwę rasistowskiej organizacji, której wielu członków freerunnerzy widzieli wczoraj w Talibanie.
- Naziole okupują plac na górze. Kurwy sfajczyli budkę Zahida, biedak ledwo nawiał do nas. Koniew ściąga ludzi, jestem z nim na zewnątrz. Ponoć na Fieldorfa jest tak samo. Nie wiem co z tego będzie, ale lepiej się tu nie pchaj.

- Coo? Rozjebali budę Zahida?! No co za jebane cwele! Przecież tam był najlepszy paśnik w mieście! I wcale nie taki drogi. Nosz kurwa, no! - wkurzył się nie na żarty Jasiński na wieść o rewelacjach jakie miał dla niego kumpel. Dobrze, że Zahidowi chociaż nic się nie stało. Pewnie jak się znów spotkają to obrotny Pakistańczyk znów pomarudzi na ten kraj i jego obywateli, tyle że tym razem Paweł wiedział, że będzie miał rację.

- Ooo… Na Fieldorfa też są? Popacz, popacz, kogoś bardzo przyszpiliło… - rzekł w zamyśleniu Paweł. To była cenna informacja bo zamierzał w pierwszej chwili przejść pod ziemią przez Trzystacje i wyjść inna stacją. To byłoby najprostsze rozwiązanie. Ale skoro całe Trzystacje były obstawione no to sytuacja była dużo poważniejsza niż się pierwotnie spodziewał po chaotycznej relacji Nadii.

- Jesteście gdzieś przy wejściach? Koniew też? Słuchaj, Oleg, się tak poukładało, że akurat ja jestem na dole. I mam coś co oni chcą mieć. Pamiętasz tę laskę ze Świtowców, co mnie tak wyrolowała z moją flagą? Jest tutaj. Te jebane cwele są tu po nią. Spróbujemy się przemknąć. Ale na górze chciałbym się z wami spotkać. Jak mi się nie uda spróbuję się dostać do Spartaka. - krótko przedstawił sprawę kumplowi. Jeśli to tam na górze przypominało oblężenie to fakt, że jednak był tam gdzieś Koniew z Olegiem i resztą chłopaków ze Spartaka bardzo podnosił na duchu. Choć przy takich hopsaniach sytuacja bywała zbyt dynamiczna by coś planować zbytnio detalicznie. W razie czego więc zamierzał dotrzeć do ich klubu. Prawdopodobnie bowiem oblężenie koncentrowało się na wejściu do stacji i gdyby je ominąć, można by odzyskać swobodę manewru na “zwykłym mieście”. Mogli nawet zrobić przerwę i zamówić se taksówkę pod klub.

- Po nią, oni wszyscy? - Oleg był zaskoczony. - Że się z czerwonymi nie lubią to nie nowina, ale że na nią jedną taka mobilizacja jak na Taliban? Jest ich tu kurwa ze dwudziestu i przynajmniej część ma gnaty. Sam byś się może przemknął, ale nie z dziewczyną.

- No ona tak mówi. Znaczy Nadja. - spojrzał na rebeliantkę trzymając już podkoszulek, który na pewno był czysty oraz swoją firmową bluzę. - Jest u mnie od pięciu minut. Mówi, że to za nią przyleźli bo im zwiała. Ma dziury w pamięci jak po praniu mózgu. Nie mam pojęcia o co tu chodzi stary ale chcę stąd spadać. Zabieram ją ze sobą. - rzekł, gdy wrócił do wzorowej komunistki i swojego kubka z kawą. Otworzył lodówkę i sięgnął po wódkę po czym dolał sobie i jej dla wzmocnienia i pobudzenia.

- Ok, daj znać jak coś….- rzekł Oleg. - Czekaj, słyszę syreni śpiew - rzucił potocznym określeniem na nadjeżdżającą policję. - Słuchaj, gliny tu jadą ze strażą pożarną. Ćwoki się doigrały z tą budką Zahida. Karma dopadła skurwysynów. To może być szansa. Dam znać jak będzie czysty teren. Kopsnijcie się na Ostrobramską.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172