lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   Sen o Warszawie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/14977-sen-o-warszawie.html)

merill 08-07-2015 23:18

Nguyen obrócił się na fotelu w stronę Wilamowskiego, który właśnie wszedł do gabinetu.
- Znalazłem na zeszycie tylko jedne odciski palców, bez odpowiednika w policyjnej bazie – oznajmił Jerzemu - jak się domyślam należące do twojej ex-żony. Mam ją wpisać oficjalnie do systemu jako autorkę zawiadomienia?

Wilamowski kalkulował coś chwilę w myślach: - Dam Ci znać za godzinę? Póki co trzymaj to pod ręką?

Wietnamczyk zorientował się, że stawka idzie o coś więcej, nie naciskał więcej na Jerzego: - Ok, ale coś będę musiał wpisać… wiesz o tym?

- Wiem… ale to może być anonimowe zgłoszenie przecież? - upewnił się Dowgird.

- Może, ale wiesz, że stary krzywo na to patrzy.

******

Natalia nie była zachwycona jego propozycją. Przeczekał jakoś wiązankę przekleństw, złorzeczenia i wyzywania od “ostatniego, skończonego skurwysyna” i kontynuował dalej wyliczanie swoich warunków. Takiej nienawiści dawno w jej głosie nie słyszał. Przez moment zrobiło mu się nawet jej szkoda… ale tylko przez moment. Wreszcie miał w ręku argument, który mógłby wyrównać ich nieporporcojnalne wpływy na wychowywanie dziecka.

Zmierzał w kierunku lokalu operacyjnego, kiedy dostał wiadomość na holofon. Przerzucił ją na wyświetlacz przedniej szyby, wyświetlając dokument notarialny w narożniku wyświetlacza. Wiedział, że popełnia w tym momencie kilka wykroczeń w ruchu drogowym ale nie dbał o to. Sprawdził papier i wszystko wydawało mu się ok. Fakt ten wprawił go w doskonały humor i choć miał kilka spraw na głowie, to jednak postanowił zajrzeć do Izy.

******

Zaparkował przed swoim mieszkaniem, szczerze dziwiąc się, że znalazł wolne miejsce parkingowe. Wstąpił do kwiaciarni na parterze i kupił jej bukiet kwiatów. Przez chwilę pomyślał, że wyjdzie na durnia, ale machnął na to ręką. Wiedział, że w wielu aspektach współczesnego życia, zatrzymał się kilka dekad wcześniej.

Izę zastał w domu. Siedziała po turecku na kanapie w szortach, jego koszuli oraz goglach do VR. Nie zauważyła nawet, że wrócił. Znając ją mogła tak siedzieć kilka godzin więc Jerzy musiał użyć przycisku powiadamiającego ją, że ma gościa w realu. Drgnęła wystraszona, wyraźnie nie spodziewała się go o tej porze. Po chwili zerwała z twarzy gogle, rzucając się w kąt kanapy.
- Jezu, Jurek - odetchnęła - przyprawisz mnie o zawał. po chwili jednak uśmiechnęła się z rozczuleniem. - Martwiłeś się o mnie? - wstała i pocałowała go w usta. - Trzeba było zadzwonić.
Wtedy zobaczyła kwiaty w jego ręku: - Mam nadzieję, że te kwiaty to nie z powodu jakiegoś urojonego poczucia winy z powodu poprzedniej nocy? - ton głosu miała już smutniejszy.
- Oczywiście, że nie - odparł zaskoczony Jerzy - zapomniałaś, że masz doczynienia z dinozaurem - zaśmiał się perliście. - Możesz mi nie uwierzyć, ale kiedyś w zamierzchłych czasach mężczyźni kupowali kwiaty kobietom. Zwłaszcza takim, na którym im bardzo zależało.

Odpowiedziała mu bezczelnym uśmiechem.

- Drążę, czemu ktoś mnie wrabia - oznajmiła. - Gadałam z takim jednym, też netrunnerem. Twierdzi, że Kombinat mści się na nim za to, że popsuł im jakąś akcję. I że musieli się jakoś dowiedzieć, że on darzy mnie uczuciem, więc postanowili uderzyć też we mnie. Tak, pośrednio wyznał mi miłość. To był bardzo dziwny poranek - westchnęła i pokręciła głową. - Nie wiem czy ta teoria ma sens. Moim zdaniem to któryś ze starych kozaków, tych którzy mnie pamiętają, z czyjąć pomocą maskuje własne przekręty. Ciężko będzie o tym przekonać Sicz, zwłaszcza jeśli to ktoś wyżej postawiony. Muszę zdobyć dowody, ale na razie nie wiem jak.

- Co to za gość ten netrunner? - zapytał nieco chłodniej.

- To kumpel snaXa - odparła Netrunnerka. - On się zajmuje różnymi podejrzanymi rzeczami, raczej nie chciałby, żebym rozdawała jego numer. Tak wygląda nasza etyka zawodowa, Jurek. Nie mogę.

Jerzy skrzywił się na sam dźwięk imienia ich sieciowego magika. Cenił jego przydatność, ale jakoś nie potrafił go do końca zaakceptować, a rozmowa z nim, zawsze przypominała Jerzemu dialog konia z rybą. - A ten kozak? Ten starszy? Na młodszego mam namiary, ale chciałbym się przyjrzeć obu.

Iza nie pamiętała nazwiska wąsacza. Znała tylko jego imię - Witalij - i to wszystko.
- Witalij robił kiedyś dla wielkiego blondyna imieniem Taras - rzekła dziewczyna. - Ale jak jest teraz, nie mam pojęcia. Naprawdę nie musisz tego dla mnie robić. I...jak się dowiedzą, że nasyłam na nich gliny to wcale nie polepszy mojej sytuacji.- Coś muszę zrobić, nie pozwolę im Cię skrzywdzić - stracił trochę ze swojego wcześniejszego dobrego humoru. - Postaram się, żeby nie połączyli Cię z tym. Tylko cię proszę - zbliżył się do niej - siedź póki co w domu? To bezpieczna meta, nie powinni Cię tu znaleźć. W razie kłopotów dzwoń. - Podszedł do szafki obok kanapy i sięgnął pod nią, wyciągając mały podłużny kształt. - To pistolet na pociski paraliżujące, ale mam nadzieję, że nie będzie potrzebny - pokazał jej jak go przeładować i odbezpieczać. - Muszę uciekać do pracy. Będę wieczorem, co jemy? Gotujemy czy zamawiamy?

******

Wilamowski miał zatem tylko namiary z kryminałki na młodszego z kozaków, Patryka Kołatkę. Adres w bloku na Pradze Południe. Stołeczni policjanci byli jednak dziś cholernie zajętymi ludźmi. Detektyw Mariusz Puśledzki zgodził się przymknąć młodego na czterdzieści osiem. Oczywiście pod warunkiem, że go znajdą. Dodał, że wątpliwe, by w ciągu dnia zastali go w mieszkaniu a na organizowanie szeroko zakrojonych poszukiwań policja nie miała w tej chwili środków.

- Zajebiście - mruknął pod nosem.

Prawie dojeżdżał do ich tajnej mety. Kiedy sprawdził wszystkim skupiając się zwłaszcza na “twardszym” sprzęcie niż komputery i elektronika, musiał przyznać, że Agencja postanowiła nie szczędzić środków na to zadanie. Broń, osłony, stroje maskujące, granaty, ładunki wybuchowe i specjalistyczny sprzęt inwigilacyjny. Był w swoim żywiole.

******

Leżał na pace furgonetki Zakładu Konserwacji Sieci. Przez malutki otwór, sprytnie zamaskowany przez malaturę reklamy obserwował miejsce spotkania Idy z Dianą. Obok niego leżał karabin snajperski “ToR 2”, najnowsza zabaweczka prosto z fabryki Bumaru. W razie czego mógł osłaniać partnerkę. Gdzieś z przodu, agenci i Biernacki, szykowali się do wypuszczenia w teren, jednego z jego milusińskich. Pozostało tylko czekać na Oboleńską.

Bounty 09-07-2015 21:59

WTOREK, 24 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU, GODZ. 11:35


Trzystacje


Dobre serce czasem popłaca a czasami nie. Nielegali imigranci w ślimaczym tempie wspinali się po drabince, podając sobie na górę dzieci. Jeden ze skorodowanych szczebli zarwał się pod otyłą kobietą i spadł na podłogę, z głośnym brzdękiem, który poniósł się echem w ciemności. W zielonkawym obrazie noktowizora Paweł dostrzegł, jak głównym tunelem przebiega kolejna grupa uciekinierów, ale nie skręca ku nim, być może nie zauważywszy bocznego korytarza.
- WSZYSTKIE WYJŚCIA Z METRA SĄ ZAMKNIĘTE! – dudnił coraz bliżej megafon. - PROSZĘ NIE STAWIAĆ OPORU I NIE WYKONYWAĆ GŁATŁOWNYCH RUCHÓW!

Osłaniając odwrót Paweł zamienił kilka krótkich zdań z Olegiem. Gawriluk wciąż był na powierzchni, gotów osłaniać ucieczkę kumpla, lecz gdy ten poprosił go o skoczenie po swój samochód, przystał na to rozwiązanie.
Black Horse wysłał też wiadomość głosową do Pieruna. Drajwer jednak nie odpowiadał, zajęty albo obrażony za wczorajsze posądzenie go o bycie kapusiem. Albo też, zwyczajnie nie chciał się mieszać w taką kabałę.

Trzecia linia metra, podobnie jak druga, była drążona metodą głębinową, kilkanaście metrów pod ziemią. Wodociągi i kanalizacja miejska biegły znacznie wyżej, dwa-trzy metry pod powierzchnią. Właz prowadził do okrągłego szybu ze spiralnymi metalowymi schodkami, tak wąskimi, że Modest i Nadja musieli po nich wejść, aby zrobić miejsce napierającym uchodźcom. Poziom wyżej znajdowały się uchylone stalowe drzwi z wyłamanym zamkiem. Z kolei na samej górze szyb zamykała okrągła pokrywa kolejnego włazu. Metal zadudnił, gdy metr nad ich głowami coś po nim przejechało. Ulica. Raczej niezbyt bezpieczne miejsce do wyjścia, lecz Black Horse ponoć znał lepsze.
Stalowe drzwi prowadziły do jakiejś przepompowni, zapewne służącej kiedyś odwadnianiu metra. Teraz światło latarek wyłapywały głównie rdzę. Wzdłuż obu ścian biegły wysokie na półtora metra rury z włazami na górze. Dziesiątki mniejszych łączyły się z nimi.
Miejsca było tak mało, że musieli się stłoczyć. Imigranci rozmawiali między sobą w swoim języku, trzech mężczyzn żywiołowo gestykulowało. Modest zauważył, że jeden z nich zerka dość często i nerwowo na Nadję. Ten, który wcześniej rozmawiał z Pawłem kiwał teraz energicznie twierdząco głową.
- U nich ten gest to zaprzeczenie. - Dorian, którego hologram nie miał jak się tu zmieścić nie przenikając przez ludzi, przybrał formę płaskiej projekcji. Modest mógł obserwować swe lustrzane odbicie zniekształcone wśród gmatwaniny rur i cylindrów.
- Rozpoznali dziewczynę – rzekły jego wykrzywione usta. - Tych dwóch chce ją wydać Frontexowi w zamian za legalizację pobytu, kiwający protestuje. Włączyć translator?

Tymczasem na dole, ostatni z uchodźców wskakiwał na drabinkę, gdy u wylotu korytarza pojawiła się następna grupa uciekinierów i skręciła ku Pawłowi, ścigana całkiem bliskim światłem silnych latarek oraz…czymś jeszcze. Uciekający ludzie machali rękami, jakby opędzali się przed…owadami. W kolejnej sekundzie freerunner dostrzegł krążące wokół nich kształty, wielkości sporych ważek.
Rojoboty.
Modest, ze swoimi magicznymi holokularami, był gdzieś tam na górze. Nie było mowy, żeby zdążył tu zejść.
Rojoboty pędziły ku kalkulującemu w głowie szanse Pawłowi.
Powinien zdążyć wskoczyć na górę, ale raczej nie zdąży zamknąć włazu. Wśród sprzętu zabranego z Nory miał jeden granat EMP, który bez problemu załatwiłby cały rój… i prawdopodobnie przy okazji holofon, maskujący strój Black Horse’a i całą elektronikę, którą miał przy sobie.
Od strony głównego tunelu metra przez ogólny zgiełk przebiło się coś jeszcze. Wybijane szyby w pociągu anarchistów, kobiecy wrzask i mnogie dudnienie ciężkich, podkutych butów o podkład torów. Oraz wykrzykiwane wojskowe komendy.
- Alfa w bok! Delta prosto!
Żołnierze Frontexu lada chwila mieli wyłonić się zza rogu.



- Wiadomość z ostatniej chwili. W prawie wszystkich miastach zachodniej Europy ogłoszono zawieszenie broni między rebeliantami a siłami rządowymi. Oficjalnie podano do wiadomości, że rozejm ma na celu przeprowadzenie ewakuacji zagrożonych terenów i zmniejszenie liczby ofiar po stronie ludności cywilnej. Pojawiają się jednak głosy, że ma on służyć tylko przegrupowaniu sił. Wczorajszej nocy wojsko opanowało sytuację w większości ogarniętych infifadą ośrodków miejskich. W tej sytuacji oczy kontynentu zwracają się ku Warszawie, w której jutro ma odbyć się zapowiedziany przez umiarkowane środowiska imigranckie oraz obrońców praw człowieka pokojowy pochód przed siedzibę Frontexu...




WTOREK, 24 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU, GODZ. 13:40

Lokal Operacyjny Port Praski


Agenci udali się na spotkanie z potencjalną informatorką, zostawiając snaXa i Nguyena samych.
- Będą nam streamować obraz z robota szpiegowskiego. – przekazał Wietnamczyk, gdy netrunner wyszedł na chwilę z sieciowego transu, żeby się odlać. – Pracuję z terenowymi na co dzień i powiem ci, że im odwala, jak góra poluzuje im procedury. Fantazja ich ponosi. Zwłaszcza tych, którzy przeszli do nas od glin. Pytali czy dasz radę wrzucić w sieć anonimowe przyznanie się Realistów do zamachu z użyciem ładunków EMP przy Parku Skaryszewskim. Później mają podesłać nagranie.

To dało się zrobić, ale do lunchu Idy z informatorką były jeszcze czas, więc snaX mógł w spokoju zagłębić się w sieci. Normalnemu człowiekowi tak szeroko zakrojone poszukiwania zajęłyby cały dzień. Netrunnerowi, którego umysł przyswajał cyfrowe informacje wielokrotnie szybciej i za którego większość pracy odwalały spersonalizowane boty, zabrały półtorej godziny.
Zaczął od miejsc.

Nie istniało zbyt wiele wirtualnych sierocińców. Kilka znalazło się w grach, głównie w konwencji horroru, kilka w VR-owych rekonstrukcjach prawdziwych miast. Poza tym były jeszcze prawdziwe domy dziecka, także rosyjskie, umożliwiające adopcyjnym rodzicom z zagranicy lub innej części kraju zapoznanie się z dziećmi przez VR. Ten w Twerze miał jednak tylko zwykłą stronę, którą snaX już znał.
Nieoczekiwany rezultat przyniosło za to poszukiwanie jednego zdania wypowiedzianego przez chłopca do Idy, w odpowiedzi na pytanie jak może ona spotkać jego braci:
„Często spotykamy się nad rzeką, w parku Worobiowe Gory. To jest koło sadu botanicznego na uniwersytecie. W Moskwie.”
Miejsce to istniało naprawdę oraz w nieinteraktywnych mapach, Google street viev i drone view. Poza tym jednak było fragmentem lokacji w pewnym VR-owym świecie. Wirtualna Moskwa. Projekt ten, hucznie zainaugurowany jeszcze przed kryzysem, miał być rosyjską konkurencją dla Netropolis, jeszcze zanim w stolicy sieci powstała rosyjska dzielnica.
Obecnie Wirtualna Moskwa była na wpół zapomnianym i rzadko odwiedzanym miejscem, zamieszkałym głównie przez drętwych NPC-ów. Co z tego, że większość realnego miasta była zeskanowana w 3D, skoro dało się wejść tylko do niektórych zabytków i żadnych innych budynków. Działała tylko w zwykłym VR, nie obsługując sesne/netu. Po co zwiedzać wirtualne miasto, jeśli nie można usiąść w restauracyjnym ogródku i poczuć smaku lokalnych przysmaków? Wirtualna Moskwa była przeżytkiem w czasach gdy Virtual Big Apple oferowało turystom nawet symulację bycia obrabowanym przez gangi z Bronxu.

Nic podobnego do autorskiej części kodu Wolanda snaX nie znalazł. Zupełnie nic.
Zgłębiając go odkrył za to połączenia między różnymi jego fragmentami a skryptami behawioralnymi, symulującymi nastroje. Działało to w obie strony. W dodatku różne napotkane w sieci obrazy i zasłyszane lub przeczytane słowa-kluczowe aktywowały różne fragmenty tajemniczego kodu a te z kolei wpływały na nastrój AI. Wśród słów-kluczy i obrazów znajdowało się wiele imion i nazwisk, motywy z prostych gier i bajek dla dzieci, obrazy sierocińca i jego mieszkańców, znacznie mniej wyraźne stare widoki miasta Twer oraz jakiegoś mieszkania typowego dla blokowisk. Był też obraz ładnej, rudowłosej kobiety, nieco podobnej do Idy. To mogło tłumaczyć pozytywny stosunek chłopca do Kwiatkowskiej.
Prócz odkrycia w kodzie nazw własnych i odnośników do plików graficznych snaXowi nie udało się wciąż całkiem zgłębić autorskiego języka. Był chaotyczny, operujący nieznanymi funkcjami i na swój sposób… organiczny. Jakby nie został napisany a wygenerowany w jakiś dziwny sposób.

Zrodzony a nie stworzony
współistotny Ojcu

Religijne skojarzenia przychodziły w tej branży zaskakująco łatwo.
Inne wyniki dały fora i kanały irc w kwestii zastosowania polyglotów, czyli kodów wielojęzycznych w programowaniu AI oraz użycia języka SOAR w skryptach behawioralnych. I tutaj snaX znalazł coś bardziej konkretnego.
Nazwisko.
Znalazł je niemal zbyt łatwo.
Tego typu dane dało się usunąć. Albo ktoś to przeoczył albo…pozostawił je w sieci celowo.
Jakiś chiński user powoływał się na artykuł z 2034 roku opisujący pewne rozwiązania bardzo zbliżone do tych zastosowanych w kodzie Wolanda. Autorem był uczony z wydziału informatyki Uniwersytetu Moskiewskiego: profesor Władimir Aleksandrowicz Ganiłow.
Wołodia było zdrobnieniem od Władimira. Oczywiście żaden zdrowy na umyśle twórca nielegalnej AI nie nazywał jej własnym imieniem, jednak szybko okazało się, że powiązań jest więcej. snaX nie skończył nigdy żadnych studiów, ale po przyjęciu do pracy Firma wysłała go na cykl śmiertelnie nudnych i nieprzydatnych teoretycznych szkoleń, uwzględniających również historię. Stąd nazwisko majaczyło we wspomaganej pamięci netrunnera.
Ganiłow urodził się w Twerze w 1991 roku, co przekładało się na wiek chłopca-AI w korelacji z datą na kalendarzu w sierocińcu i jego lokacją, choć o pobycie tam nie było akurat śladu w notach biograficznych i różnych wiki. Według nich, Władimir, stypendysta rosyjskiego ministerstwa obrony, w 2013 r. ukończył informatykę na elitarnej wojskowej Akademii Frunzego w Moskwie a następnie projektował systemy operacyjne dronów. W 2024 roku, przynajmniej oficjalnie, zrezygnował z pracy dla wojska, poświęcając się karierze akademickiej. Dekadę później stworzona przez jego zespół AI została pierwszą, która zdała Zmodyfikowany Test Turinga v 2.0.
Z tego okresu pochodził również wywiad z Ganiłowem (na załączonym zdjęciu prezentującym się jako szczupły, czarnowłosy mężczyzna w okularach, o łagodnym spojrzeniu) przeprowadzony przez zin „Wired”, w którym uczony wyrażał głęboki optymizm w kwestii AI, prognozując, że przyczynią się do rozwoju nauki i rozwiążą gnębiące ludzkość problemy, włącznie z terroryzmem. To ostatnie, w kontekście zamachu Woroszyła na siedzibę Agencji, zakrawało na drwinę. Ale wywiad odbył się jeszcze w czasach przed powstaniem IAICA. Od tamtego czasu Test Turinga rzecz jasna modyfikowano jeszcze wiele razy a chatbot o imieniu „Marina” był na dzisiejsze czasy całkiem archaiczny.

Mimo to można było powiedzieć, że snaX odnalazł szukany przez siebie podpis seryjnego mordercy.
Tyle, że tego mordercy nie było. Wszelki sieciowy ślad po Ganiłowie zaginął w rok po spektakularnym sukcesie, czyli piętnaście lat temu. Notka na stronie uczelni informowała, że był jej pracownikiem w latach 2024-2035, nie podając przyczyny odejścia. Potem po prostu zapadł się pod ziemię. Żadne media nie informowały o zaginięciu. Nigdy nie został oficjalnie uznany za zmarłego.
Władimir Aleksandrowicz Ganiłow był duchem.


_________________________________________________


Park Skaryszewski


Dziwnie było patrzeć na świat z perspektywy trzydziestu centymetrów nad ziemią. Wypuszczony z zaparkowanego przy ulicy auta bioniczny kot chyżo ruszył do restauracji, położonej dwieście metrów w głębi parku. Jerzy, który zaparkował furgonetkę kawałek dalej, przez mały otwór w pace widział tylko zarys „Odskula”, częściowo zasłonięty drzewami i musiał wspomagać się obrazem z kamer robota, wyglądającego jak pospolity, czarno-rudy dachowiec.
Na razie Wilamowski obserwował głównie wyschniętą trawę i jesienne liście, nie wspominając o tym, że obraz bujał się na wszystkie strony. Kot, jak to kot przemierzający obcy teren, interesował się wszystkim jednocześnie, zadzierając łeb ku ptakom i owadom oraz śledząc czujnym wzrokiem wyprowadzane przez spacerowiczów psy. Biernat prowadził sztuczne zwierzę tak, że nie sposób było go odróżnić od prawdziwego.
Założyciel Schroniska dla Mechanicznych Zwierząt w ekscytacji wyjawił, że używał swych mniejszych pupili do obserwacji walk bionicznych psów w fabryce na Targówku, zanim zdecydował się „uwolnić” wilkora. Używał także ich pokładowych komputerów jako pośredników w przejmowaniu nowych zwierząt, powiększając w ten sposób swoje stadko. Utalentowanych szaleńców zawsze lepiej mieć po swojej stronie.
Kot dotarł do restauracyjnego ogródka, rozwarł pyszczek i upuścił ładunek EMP w trawę pod ogrodzeniem, obok zarezerwowanego przez Idę stolika. Następnie oddalił się i wdrapał na pobliskie, szeroko rozgałęzione drzewo, skąd miał widok na całą okolicę. A za jego pośrednictwem Łowcy Duchów.

„OIdskul” mieścił się w zachodniej części Parku Skaryszewskiego. To była jeszcze ta lepsza część Pragi Południe, gdzie modne, hipsterskie miejscówki sąsiadowały z takimi, w których stosunkowo łatwo było zostać pobitym i obrabowanym. Po drugiej stronie Alei Zielenieckiej Jarmark Europa – wielkie targowisko oplatające błonia Stadionu Narodowego podchodziło niemal pod mury nowych korporacyjnych osiedli.
„OIdskul” znajdował się z dala od całego tego zgiełku. Z głośników leciał stary szlagier o Warszawie. Dzień, chociaż pochmurny, był wciąż na tyle ciepły, by dało się siedzieć na zewnątrz i w ogródku większość miejsc była zajęta. Kwiatkowska z westchnieniem zauważyła, że część klientów wbrew miejscowemu zwyczajowi gapi się w ekrany holofonów lub mamrocząc pod nosami porusza w powietrzu dłońmi przed oczami zasłoniętymi przez e-glasy lub gogle do VR. Znak czasów. Złe obyczaje musiały dotrzeć w końcu nawet tutaj.

Punktualnie o trzynastej trzydzieści kilka miejsc przed furgonetką Wilamowskiego zaparkował lśniący w promieniach słońca srebrny Bentley. Z miejsca kierowcy wysiadł odziany w czarny garnitur i szoferską czapkę z daszkiem olbrzym. Gładko ogolony mężczyzna o kwadratowej szczęce miał dobre dwa metry wzrostu a w barach połowę tego. Mimo gabarytów poruszał się zaskakująco sprawnie. W trzech długich krokach obszedł auto i otworzył drzwi pasażera. Wysiadła przez nie znana im ze zdjęć długonoga blondynka i ruszyła parkową ścieżką w stronę restauracji, zaś olbrzym wrócił do wozu.

Przystojny kelner postawił właśnie przed Idą świeżo wyciskany sok, gdy do ogródka wkroczyła Oboleńska. Była ubrana mniej elegancko niż wczoraj, ale nie mniej modnie, w bardzo obcisły pełny kostium rodem ze Star-Treka, urozmaicony podkreślającymi smukłość sylwetki ciągnącymi się od nogawek po szyję roślinno-cybernetycznymi wzorami.
Przywitały się nieledwie jak dobre znajome, zamieniając kilka nie znaczących zdań. Pod sztucznym uśmiechem Diany krył się wyraźnie dostrzegalny niepokój. Oboleńska zamówiła właśnie poleconą przez Idę kawę, gdy wybuchł ładunek EMP.
Nie było żadnego światła, dźwięku ani podmuchu powietrza. Wyładowania elektromagnetyczne były niezauważalne i bezgłośne. Dla postronnego obserwatora absolutnie nic się nie wydarzyło.

By Ida miała pewność, że ładunek został odpalony, Kawka odpalił równocześnie drugi, silniejszy, umieszczony na dachu widocznego ponad koronami drzew budynku. Znajdująca się tam gigantyczna, ruchoma reklama nowej gry sieciowej (hologram wiedźmina toczył w niej zacięty bój z latającym nad nim hipogryfem) nagle zgasła a z projektora posypały się iskry i wydobyła strużka dymu. Równocześnie rozbrzmiały klaksony, gdy padła sygnalizacja świetlna na pobliskim skrzyżowaniu.

Wszystkie te znaki były właściwie zbędne, bowiem siedzący przy sąsiednim stoliku podstarzały hipster w e-glasach zaklął, po czym zdjął je, klikając nerwowo w przyciski.

Diana spojrzała na niego, chyba pomału pojmując co się wydarzyło, lecz bojąc się odezwać. Uniosła dłoń i spojrzała na swój złoty holozegarek. Wyświetlacz godziny był ciemny a gdy klikała na włącznik nic się nie działo. Otworzyła pomalowane na czerwono usta i zerknęła pytająco na Idę.


_________________________________________________


Stacja Warszawa



Ulice miasta przemykały przed szybą kasku. Connor, robiąc za GPS i informację drogową, przybrał formę jadącego przed Siodłowskim Ghost Ridera z płonącym łbem T-800 zamiast ludzkiej czaszki. Kiedyś można było kupić kaski, stroje i projektory na motory z realistycznymi hologramami płomieni, ale jako zbyt rozpraszające uwagę innych kierowców zostały zabronione. Igor jednak, odkąd miał Connora, był mistrzem podzielności uwagi. Nie miał innego wyjścia.
- Nie masz pojęcia jak dobrze być znów w mieście – trajkotał duch. – Wiesz, po tygodniu na zadupiu jestem jak neto-ćpun na głodzie, przed którym ktoś usypał nieskończoną kreskę danych. Tyle sieci wi-fi, tyle informacji, te cudowne reklamy podprogowe, których nie widzisz, podczas gdy ja już wiem co kupisz jutro w sklepie. Nie powiem ci, bo wtedy nie kupisz. Ok, ok, już wracam do tematu.

Okolica Dworca Wileńskiego była usiana telebimami i holoreklamami. Które z nich robiły właśnie Siodłowskiemu pranie mózgu? Teoretycznie przekazy podprogowe były zabronione, ale prawo prawem a życie życiem, tym bardziej, że ciężko było je wykryć.

- Blokowisko przy trasie AK to własność miasta – raportował Connor, gdy mijali katedrę prawosławną. - Według oficjalnych danych 72% mieszkańców stanowią emeryci, których nie stać na przeprowadzenie się gdzie indziej, ale jest tam też sporo nielegalnie zajętych pustostanów. Bloki grożą zawaleniem i nalega się na ich wyburzenie, ale nie ma co zrobić z mieszkańcami, miasto nie ma pieniędzy. Nieoficjalnie mówi się, że korporacje czekają na katastrofę budowlaną, by przejąć teren za bezcen. Obecnie osiedlem rządzi niezależny gang Bezboleśni. Nazwa stąd, że wszyscy mają wszczepione edytory bólu. Osiedle na interaktywnej mapie Warszawskiego Wpierdolu uchodzi jednak za względnie bezpieczne z 3,2 punktu w skali od 0 do 10, przy czym 10 jest tu opisane jako śmierć na miejscu. Nasza okolica ma tu 5,4. Ale moim zdaniem metodyka statystyczna pozostawia wiele do życzenia…

„Wjeżdżasz do strefy automatycznego sterowania ruchem” - poinformowała miejska AI na moście Śląsko-Dąbrowskim. - „Przymusowe przełączenie na autodrive nastąpi za dziesięć, dziewięć…”.
Jazda motocyklem na automacie odbierała całą przyjemność z poruszania się jednośladem. Miejska AI w trosce o bezpieczeństwo nie wymijała aut między pasami ruchu i unikała przechyłów, skręcając strasznie powoli. Automatyczne podpórki rozkładały się przy każdym postoju.
Honda była oczywiście stuningowana przez ojca i Siodło mógł w dowolnym momencie przejść na manual, stając się niewidocznym dla miejskiej AI, ale samodzielnie poruszający się pojazd niechybnie zwróciłby uwagę monitoringu i glin. Na szczęście było jeszcze przed popołudniowym szczytem i korki były w niewielkie.

Skręcili w Marszałkowską i niebawem minęli futurystyczną siedzibę Łowców Duchów.
- CHWD IAICA! – warknął gniewnie Connor w jej kierunku. – Słyszałeś, że pół roku przed tym jak przybyliśmy do Warszawy jakaś ścigana AI wysadziła ich w powietrze?
Siodło coś kojarzył, swego czasu to była głośna sprawa.
- Nigdy go nie złapali – podjął duch. – To mój bohater. I tak jakby krewny, ponoć też pochodził z Kombinatu. Dobrze im tak, inkwizytorom jednym. Zresztą kto ich tam wie, może sami się wysadzili, żeby rozpętać nagonkę na AI. Tak jak kiedyś World Trade Center i warszawskie metro. A teraz to samo odstawił Frontex z zatopieniem tego statku z uchodźcami. Mówi się, że celowo sprowokowali zamieszki, żeby wprowadzić stan wojenny.
Connor miewał problemy z odróżnianiem teorii spiskowych od rzeczywistości. W weryfikowaniu ogólnych danych pozyskanych w sieci kierował się głównie liczbą trafień i opiniami użytkowników o stronach a jako twór Kombinatu z założenia nie ufał oficjalnym źródłom. W efekcie, rzadko bo rzadko, zdarzało mu się uznawać demotywatory za prawdę objawioną, jeżeli miały wystarczająco dużo udostępnień i lajków.

To było nawet ciekawe, ale akurat zadzwoniła Laura.
- A już myślałam, że mnie wystawisz – rzekła wesołym tonem. – Już jesteś? Ja się obkupiłam i siedzę w McDonaldzie w przejściu podziemnym. Po miesiącu zdrowego odżywiania miałam taką nieziemską ochotę na fast food, że nie mogłam się powstrzymać. Dobry Boże – westchnęła rozkosznie - jakie to syntetyczne żarcie jest pyszne!

Siodłowski parkował właśnie przy Centralnym i zastanawiał się czy dołączyć do Laury czy zaczekać na zewnątrz, gdy jego uwagę przykuło jakieś zamieszanie po drugiej stronie skrzyżowania. Poprzez samochody i kolumny wiaduktu Igor niewiele widział, ale w zoomie dostrzegł pikietującą tam garstkę odważnych demonstrantów wciśniętą między ruchliwą ulicę a betonowe zapory, żołnierzy i mechy broniące dostępu do Frontex Citadel. Kilkudziesięciu żywych ludzi i drugie tyle obecnych w formie hologramów. Jakaś postać przepychała się przez nich do przodu. Jeden z żołnierzy uniósł karabin i krzyczał.
Nagle za zaporą wykwitł czerwony jęzor ognia, ogarniając częściowo bojowego mecha. Ułamek sekundy później przez miejski zgiełk przedarł się odgłos eksplozji. Żołnierz wystrzelił a chwilę potem upadł.
Niemal natychmiast wybuchła panika.
Demonstranci upuszczając transparenty rzucili się do ucieczki. Część przez ulicę, między hamujące gwałtownie samochody a większość do przejścia podziemnego. Terrorysta musiał być wśród tych ostatnich, bowiem wielki, pająkowaty bojowy robot przeczłapał przez zaporę, puszczając się za nimi w pogoń.

Sekal 24-07-2015 10:27

Netrunner wrzucił jeszcze do sieci wyszukiwanie po zdjęciu, w celu zidentyfikowania obrazu rudowłosej. Obstawiał rodzinę Ganiłowa, ale nie zawężał poszukiwań aż tak - zostawił też opcje najbliższych podobieństw. Do tego dodał szukanie krewnych celu, bliższych i dalszych. Mógł sobie być duchem. Żaden duch jednak nie był bezpieczny przed doświadczonym duchołapem. Zostawił włączoną wyszukiwarkę i odłączył się od sieci. Zamrugał, wzrok kierując na wietnamca i kamerkę. Spotkanie na szczycie właśnie się zaczynało. Usiadł i przeciągnął się, przyglądając się uważnie obrazowi z oczu kota.
- Te - zwrócił się do Nguyena. - Oni wiedzą, że antena kierunkowa nic sobie nie robi z EMP, prawda? - zapytał z głupia frant. Ich akcja ich zabawki, sposób przeprowadzenia jej wywoływał u netrunnera poważny ból zębów. - Poza tym, realiści i sieć? To staromodne pryki, prędzej wysłałbym anonimowe oświadczenie do telewizji i radia i rozrzucił po mieście jebane ulotki - prychnął. - Oni do sieci się zwykle nie łączą. To jak biały wchodzący z własnej woli do dzielnicy kolorowych, kapujesz?
- W mojej dzielnicy nic ci nie grozi, ksenofobie jeden - odparował kpiąco Wietnamczyk, odrywając wzrok od widoku restauracji. - Słyszałem, że wśród Realistów są nich nawet “nawróceni” - uśmiechnął się robiąc palcami znak cudzysłowu - netrunnerzy, co teraz wpuszczają wiry do sieci. Ale w sumie racja, lepiej użyć papieru. To mamy z nimi wspólnego, że też go nadal używamy. Ogarnę to. Wszystko ogarniam. Skup się na swoich sprawach.
Netrunner wstał, dla rozprostowania kości. Nawet on tego potrzebował, a jak łaził to łatwiej się czasami myślało.
- Potrzebuję pełnych pozwoleń na grzebanie w życiu Władimira Aleksandrowicza Ganiłowa. Łącznie z historią bankowości i każdego możliwego syfu. Mogę go łatwo powiązać z naszymi AI jak potrzebna oficjalna przykrywka do tego, ale koleś od dawna nigdzie się nie pojawia, jeśli ktoś jeszcze go śledzi i się nim interesuje to tylko on sam.
- Ganiłowa? - zdziwił się Nguyen. - Tego Ganiłowa? Miałem o nim na kursie z historii AI. Ten koleś jeszcze żyje? Nieźle. Z tego co zrozumiałem na odprawie u starego pozwoleń nie potrzebujesz, skoro oficjalnie tej sprawy nie ma. Z bankowością i danymi urzędowymi będzie ciężko. Trzeba by wystąpić do ruskich instytucji a oni się nie śpieszą z pomaganiem nam. Mogę posłać gołębia do centrali, ale to potrwa, chuj wie ile. Na szybko musiałbyś spróbować po swojemu. Nieoficjalnie.
- Chciałem by ktoś powiedział to głośno - snaX wyszczerzył się do Wietnamczyka, jak gdyby od samego początku doskonale to wszystko wiedział. Bo i tak było. - Potrzebuję pewnego wsparcia. Kojarzysz Nową Moskwę? Taki dupny projekt rusków, jak zawsze chcieli mieć coś własnego równie zajebistego co reszta. Nie w pełni wyszło, ale wspominał o tym Woland. Podobno te AI spotykają się tam, wiem mniej więcej gdzie, za cholerę nie wiem kiedy. Mogę ustawić czujkę, rejestrującą sygnatury, ale nie widzi mi się tam wystawać. To tak stary interfejs, że nie da się nawet użyć większości ułatwiających życie bajerów. Monitorowanie tego też ogarniesz? - spytał netrunner, na moment zatrzymując serię z ckmu w postaci swoich słów. Gadanie za pomocą ust było zajebiście powolne!
- A jak czujka go rozpozna? - podrapał się po bródce Wietnamczyk, nie całkiem przekonany do tego pomysłu. - Co mam wtedy robić? Ze mnie żaden sieciowy kowboj, jestem gościem od sprzętu. Nie pokonam AI w naturalnym środowisku, gadać też z nimi nie umiem... - spojrzał niepewnie na snaXa.
- Wyluzuj, technowietnamczyku - netrunnerowi spodobało się to określenie. - Zostawię tam triggerbota, uruchomi wizję jak pojawią się dwa osobniki razem. To pustynia, nie powinno zdarzać się to zbyt często. Wtedy wzywasz kawalerię. Zresztą, dywaguję. Pozwiedzam sobie to opustoszałe miasto, zawsze lubiłem postapo - zadecydował, zerkając jeszcze na ekran kamerki pokazującej obraz ze spotkania Kwiatkowskiej i podpinając się znowu. Tym razem skorzystał jedynie z decka i swoich okularów, Nowa Moskwa i tak nie obsługiwała niczego poza standardami z epoki kamienia łupanego. Zwizualizował się jako Wołodia, taki jakiego zapamiętał z sierocińca, z zamiarem zwiedzenia tego ich miejsca spotkań.

Wszedł na serwer i zmaterializował się na punkcie widokowym w środku parku, z którego można było popatrzeć na panoramę miasta i zakole rzeki. Nie poczuł podmuchu wiatru ani chłodnego dotyku metalowej barierki, gdy oparł o nią dłonie. Jego mózg wciąż odbierał temperaturę pokoju w lokalu operacyjnym i czuł fotel, na którym siedział. Dla kogoś przyzwyczajonego do sense/netu był to okropny dysonans. Dotyk, węch i smak pozostał w realu, tu musiał wystarczyć wzrok i słuch.
Z daleka wszystko wyglądało tu całkiem ładnie, lecz gdy ruszył alejką w dół zadrzewionego zbocza zrobiło się znacznie gorzej. Rozjeżdżały się tekstury chodników, trawników i drzew, cienie zapadały się w sobie, padając pod niewłaściwym kątem. Im dalej od ulic i alejek tym słabsza była rozdzielczość – zjawisko typowe dla wirtualnych lokacji zbudowanych poprzez zeskanowanie prawdziwych miejsc mobilnymi panoramicznymi kamerami 3D i pozostawionych bez dalszej obróbki. Śpiew ptaków i odległy szum miasta był nawet niezły, ale po paru minutach czułe ucho netrunnera zaczęło wychwytywać powtarzające się, zapętlone motywy. Powtarzali się również przechodnie. Zaledwie kilkadziesiąt modeli. Już drugi raz ten sam elegancki starszy pan uchylił kapelusza, mówiąc netrunnerowi:
– Zdrastwujtie – i patrząc przy tym w przestrzeń nad głową jego dziecięcego awatara.
To nie były nawet porządne AI, jak w Netropolis, mające jakieś swoje zaprogramowane gówniane fikcyjne życie, ale losowo generowane widma z kilkoma drętwymi tekstami na poziomie chatbotów sprzed dekady. Potrafili na oczach snaXa pojawiać się i znikać. Za to wszyscy byli ładni, dobrze ubrani i uśmiechnięci jak na propagandowej pocztówce. Nawet typowa rosyjska babuszka z chustą na głowie szła wesoło i dziarsko. Na szczęście przypominających przesłodzone zombie NPC-ów było stosunkowo niewielu i mógł spokojnie przemierzać schodzące ku rzece cieniste alejki.



Netrunner cierpiał na każdym nieodczuwalnym kroku. Tego typu zabawy stały się przeżytkiem wieki temu, już wtedy, jak sam stawiał pierwsze wirtualne kroki wirtualne światy były lepsze, ładniejsze i bardziej odczuwalne. To tutaj było typowo ruskie, czyli gówniane. I niby ktoś się dziwił, że miejsce ziało pustkami. Ci turyści też byli śmieszni. Lepiej było poszukać odpowiednich miejsc w Netropolis. Nie wszystkie wnętrza były oficjalnie dostępne, ale jak się człowiek pokręcił to znajdował co chciał. Westchnął, co musiał usłyszeć siedzący obok Nguyen. Z przyzwyczajenia, zapominając, że wzdycha sam a nie za pomocą awatara.
Nie był tu jednak dla przyjemności. Ruszył dalej.

Nowa Moskwa miała wciąż kilka tysięcy wejść dziennie, ale większość wirtualnych turystów zwiedzała tylko Plac Czerwony i Kreml. Na Wróblowych Górach snaX był jedynym człowiekiem, co mógł stwierdzić nawet bez przemyconego tu bez trudu programu, w którym ustawił również czujkę na sygnaturę Wolanda. Nie musiał długo czekać. Po kolejnej minucie odezwał się alarm, wskazujący na pobliski punkt spawnowania nad rzeką.
„Bracia” Wołodii musieli zostawić w parku czujki rozpoznające awatary. Przyjście tu w ciele chłopca okazało się dobrym pomysłem. Po kolejnej minucie zza zakrętu alejki wyłonił się idący szybkim krokiem mężczyzna… wyglądający jak Władimir Ganiłow z okresu gdy udzielił wywiadu dla „Wired”. Może odrobinę starszy. Na głowie miał chyba trochę więcej siwych włosów, oczy jakby dziksze a twarz ściągniętą i spiętą. Gdy dostrzegł snaXa-Wołodię na jego obliczu odmalowało się poruszenie i przyśpieszył kroku, lecz po chwili nagle zatrzymał się w miejscu. Musiał rozpoznać, że to jedynie awatar.
W dobrych pomysłach siedziały te złe. Za szybko się zbliżył, albo nie podejrzewał aż tak szybkiej reakcji. Było coś niezłego w tych awatarach z kartonu: cholernie łatwo dawało się ukryć emocje. Bo prawdziwe oczy snaX wybałuszył, widząc Ganiłowa i to chyba w swojej prawdziwej osobie i postaci. Jako awatar, bez wątpienia, ale sądząc z zachowania, spodziewał się swoich AI w innej nieco formie. Netrunner szybko przypomniał sobie rozmowę Wołodii z Kwiatkowską. Cholera, niewiele tego.
- Chciałem się spotkać z braćmi… - powiedział słabo, głosem Wolanda.
- Kim jesteś? - tamten nie dał się na to nabrać. - Gdzie go więzicie? - zapytał sucho.
Jednocześnie programy defensywne snaXa zaalarmowały, że jego połączenie jest namierzane. Natychmiast włączyły się aplikacje podstawiające serwery proxy ze wszystkich możliwych miejsc świata. SnaX łączył się przez swojego decka, który miał całą artylerię takich zabawek. Awatar Wolanda zrobił smutną minę. Ganiłow mógł się nie łapać w pełni, ale netrunner nie rezygnował.
- Wieżą mnie, ale znalazłem małą dziurkę w murze mojego pokoju. Uwolnisz mnie? - spytał prosząco. - Oni nie chcą mnie wypuścić. Nazwali mnie Woland. Dlaczego tak mnie nazwali?
SnaX odpalił swoje trackery, ale trzymał je w pogotowiu. Nie chciał przedwcześnie przepłoszyć Władimira.
Ten wyraźnie się wahał.
- Powiedz mi, mały, gdzie byliśmy ostatnio wszyscy razem? - zapytał, kontynuując namierzanie. snaX widział, że była to tylko kwestia czasu. Każde trwające połączenie dało się w końcu namierzyć, jeśli dysponowało się odpowiednimi narzędziami a jego rozmówca nimi dysponował. Netrunnerowi pozostało jeszcze może kilkanaście sekund pełnej anonimowości.
Dało się, o ile nie zostało się oszukanym. Aktywna defensywa przed namierzaniem została wymyślona wieki temu i snaX koła nie wymyślał. Pozwolił Ganiłowowi jeszcze chwilę pobłądzić. Awatar Wolanda uśmiechnął się radośnie.
- To proste, w mnsz…. - ostatnie słowo stało się niewyraźne, bardziej jak szum, bo Wołodia obrócił nagle głowę i zamiast uśmiechu pojawił się strach i złość. I coś jeszcze, to co snaX widział w nim kiedy przebijał się przez firewall przy próbie opuszczenia swojego więzienia. To samo chciał pokazać jego stwórcy. - Wiedzą o dziurce! - krzyknął zamiast odpowiedzi na pytanie. - Odłącza… - zamigotał i zamilkł, rozłączając się. Awatar zniknął. Ale netrunner pozostawił Władimirowi możliwość znalezienia go. Adres kierował do Warszawy. Zupełnie nie tam, gdzie siedział obecnie snaX, lecz Ganiłow nie miał już możliwości zweryfikowania go. Jego systemy namierzania musiały za to uważać, że namierzyły poprawnie. Tak przynajmniej netrunner zaprogramował swoje aplikacje.
Rzeczywistość wróciła, znacznie szybciej niż po sesji sense/netu. Trudno powiedzieć czy ten ktoś, kogo snaX tam spotkał a kto wyglądał jak Ganiłow sprzed piętnastu laty, da się na to nabrać. Realistyczna mimika w zwykłym VR była trudna do osiągnięcia, paradoksalnie tylko AI posiadając w VR równie pełną kontrolę nad awatarami co w sense/necie potrafiły dobrze ją oddawać. Ale jeśli Woland dysponuje jakimikolwiek sprzymierzeńcami w realu podstawiony adres zapewne zostanie sprawdzony.

- Namierzył cię? - zapytał ciekawsko Nguyen, który nie widział tego co działo się w Nowej Moskwie, ale słyszał słowa siedzącego obok snaXa. - Nie chciałbym się musieć stąd teraz zawijać. - wskazał na rzuconą na ścianę projekcję obrazu z oczu bionicznego kota. - Lunch z Idy z informatorką się zaczął. Kwiatkowska nie jest głupia. Nie słyszę co mówią, ale widzę, że jednocześnie piszą coś w notesie. Na to podsłuchy kierunkowe nic nie dadzą. Papier w tej branży bywa jednak, kurwa, niezastąpiony.
- Mentalnie posłałem jej wiadomość, aby uważała - wyszczerzył się snaX bezczelnie, odkładając okulary na blat stołu. - Oczywiście, że mnie nie namierzył, nie odczułem by był AI z wypierdzistym zapasem mocy. Nie wszedłem w konfrontację, niech nie wie jeszcze, że jest szukany. Zostawiłem przynętę na pewien lokal w Warszawie. Musi jeszcze zbadać który, więc mamy trochę czasu.
Zaczął pisać coś szybko z wykorzystaniem holo-klawiatury decka. Przekonfigurował zostawioną w Nowej Moskwie czujkę, aby adres z niej także zgadzał się z podstawionym. Nie wiadomo, czy ten ktoś nie wykryje pluskwy i się do niej nie dobierze.
- Jakieś problemy? - spytał Nguyena, nie mając czasu patrzeć na ekran.
- Póki co nie - odparł Wietnamczyk. - Nie widzę co się dzieje gdzie indziej, ale nie chcę kusić losu używając holo. Woroszył na pewno nie zostawił żadnej niespodzianki w restauracji, nie mógł wiedzieć czy jej nie obserwujemy. Ale cholera wie co knuje. Jeśli on też jest dzieckiem tego Ganiłowa to faceta trzeba jak najszybciej zamknąć w ekranowanym pokoju bez klamek… czekaj, idzie ten szofer Oboleńskiej a za nim Wilamowski, coś jest nie tak... - słowa wpatrzonego w ekran Nguyena zmusiły snaXa do podążenia za jego wzrokiem.
W kadr weszli obaj wymienieni mężczyźni a chwile później pojawiły się biegnące na Jerzego psy i broń w ręce szofera.
- O szlag, to pułapka!
SnaX stracił tylko sekundę na przetworzenie widzianego przez kota obrazu i przełączenie się na decku na nową konsolę. Palce jednej ręki zamieniły mu się w liczne pajęcze odnóża, oczy zwęziły, a skupienie pochłonęło całkiem.
Obraz z oczu bionicznego kota zatrząsł się, gdy zwierzę zeskakiwało z drzewa. Nie widzieli już prawie nic, prócz tego, że bioniczne zwierzę biegło w kierunku restauracyjnego ogródka. Skok, płot, pień drzewa, dach. Widok z góry na ogródek pełny przerażonych ludzi. Szofer strzelający do skulonej za przewróconym stolikiem Idy. Skok na jego twarz. Pazury kota rozdrapują ją do krwi...tworzywa sztucznego i metalu.
- Sztuczniak! - krzyk Nguyena.
Uderzenie, ciemność.
Obraz zniknął. W tym czasie netrunner zdążył się już podłączyć do policyjnej kontroli lotów dronów i odszukać te, które poruszały się w okolicy zdarzenia i sposobem całkowicie bezczelnym, uderzyć w systemy sterujące. Zaczynał od tego najbliżej zdarzenia i atakował po kolei wszystkie urządzenia, licząc, że zdecydowana większość ma standardowe zabezpieczenia, nie odporne na jego własnoręcznie pisane oprogramowanie. Idealnie byłoby zdobyć trzy. Jednego puścić za uciekającym, jednego jako obserwatora, a ostatnim bezpośrednio pomóc agentom. Tych ostatnich mogłoby być więcej, szybko skonstatował, zakładane były straty w sprzęcie. Wybuch EMP powinien zwrócić uwagę szperaczy i podrzucić snaXowi sporo złomu. Im większe, tym lepsze.

W okolicy nie było żadnych policyjnych dronów, prawie wszystkie znajdowały się obecnie w okolicy Dworca Centralnego i Frontex Citadel, przed którą właśnie miał miejsce zamach bombowy. Na podglądzie ruchu dronów gromadziły się tam łącznie dziesiątki maszyn, należących do różnych służb, Frontexu i wszystkich stacji. Gorętszy news odciągnął holowizyjne sępy. Cztery kilometry dalej, przy rondzie Waszyngtona tylko jeden samotny dron Euronews filmował jeszcze dymiącą holoreklamę Wiedźmina na dachu piętnastopiętrowego bloku oraz gigantyczny korek tworzący się poniżej w skutek spalonej sygnalizacji świetlnej. W okolicy przelatywały jeszcze dwa drony: ciężki kurierski DHL i mały dostawczak dyskontu Dronka.
Zabezpieczenia wszystkich trzech szybko uległy lodołamaczom snaXa i posłuszne jego rozkazom maszyny poszybowały nad park. Po chwili mogli z Nguyenem stwierdzić, że wszyscy agenci żyją i biegną na złamanie karku ku alei Waszyngtona. Ulicą oddalało się właśnie w stronę Grochowa błękitne sportowe auto, lawirując slalomem między innymi pojazdami.
Oba dostawcze drony miały słabe kamery i wyciągały nie więcej niż 50 kmh. Do powietrznego pościgu nadawał się tylko dron Euronews.
- Mówią, że sztuczniak porwał informatorkę i spieprza tym wozem - zameldował Nguyen, wiszący na holofonie.
- Szef się wkurwi - skomentował snaX, który nie pił do samej ucieczki, a do maczania do niej palców. Odczepił jednego z kurierskich dronów, jednego tylko zostawiając nad parkiem jako obserwatora dla Nguyena. Ciągle manewrował zabawką Euronews, ale sam już pracował nad czymś innym, wbijając się do systemu automatycznych taksówek i namierzając najbliższą wolną albo kończącą kurs. Pusty pojazd mógł bez większych strat w ludziach zajechać drogę lub po prostu wbić się w uciekiniera.
- Pospiesz naszych kochanych agentów, technowietnamczyku. Chyba nie chcą zostawić porwanej samej sobie.
Netrunner nie zamierzał. Za dobrze się bawił.

kanna 24-07-2015 19:55

Oldskul

Ida, nie śpiesząc się i nie zmieniając specjalnie wyrazu twarzy, pochyliła się w stronę Diany.
- Miło cie widzieć. Mam dla ciebie prezent - powiedziała, przesuwając notes w stronę kobiety.
- Dziękuję, jest śliczny - odparła obdarowana.
Ida zaś pochyliła się jeszcze niżej, położyła dłoń na ręce Diany i zbliżyła usta do jej ucha.
- Od kogo był ten .. prezent, i dla mnie, czy Brunona? - wyszeptała. Cofnęła głowę i spojrzała w oczy kobiety; - Czego potrzebujesz, moja kochana?

Oboleńska w międzyczasie dyskretnie odpięła od góry kostiumu srebrną broszę w kształcie gałązki i wymontowała z niej coś co wyglądało jak wkomponowany w nią diament, ale z tyłu miało elektroniczną obudowę. Mikroskopijna kamerka. Ida przypomniała sobie, że wczoraj też miała tą broszę. To wyjaśniało czemu pisała wiadomość szminką na ślepo.
- Dzisiejsza elektronika – Diana zachichotała nerwowo - ciągle się psuje.
- Podobno tak jest produkowana, żeby nie mogła przetrwać dłużej, niż dwa lata. Inaczej koncerny by bankrutowały.
Spojrzała na podsunięty jej notes, otwarła go i wyjęła z torebki ołówek do brwi.
- Potrzebuję kopa w tyłek – odpowiedziała z westchnieniem, jednocześnie zaczynając pisać:

dla ciebie od kogoś kto się nazywa Woroszył
wysłał mnie by sprawdzić co wiecie o nim i czy mnie
poznasz byłam tam w fabryce


Obróciła notes ku Idzie. Kwiatkowska przypomniała sobie wysoką blondynkę z nagrania, którą Nguyen ocenił na 10/10 a której twarzy nie było widać. Nie skojarzyła jej wczoraj z Dianą, zatem nie zdradziła się, że wydobyli dane z wilkora.
- Nie śmiej się, to prawda – improwizowała Oboleńska, nie przestając pisać. – Urzekło mnie wczoraj jak ty imponujesz Brunowi… Brunonowi – poprawiła się – tym kim jesteś, co robisz. Nie tylko urodą. Chciałabym w życiu coś ważnego zdziałać, tak jak ty, nie tylko wydawać odziedziczone pieniądze a kiedy się skończą wyprzedawać rodzinne pamiątki - dodała smutno.

będzie podejrzewał już mnie podejrzewa
tłumaczyłam że wypiłam za dużo że z robotem to głupi dowcip
a pluskwę źle przyczepiłam i dlatego znaleźliście
nie wiem czy uwierzył czemu mnie tu puścił


Ida poczuła zamęt. Ustalili, że Woroszył to AI, a Diana twierdziła, ze ją tu przysłał? Kłamie, nie wie, czy ją sprawdza? Czy może po prostu ktoś się pod niego podszywa? A może rzeczywiście używa jednego imienia i w necie, i w realu? Ale to było mało popularne…
- Przesadzasz - machnęła ręką. - Co będziesz jadła? Suflet z jabłek z mąki migdałowej jest świetny, a jednocześnie 100 % wege, jak lubisz. Czy raczej coś konkretnego? Mają ręcznie robione makarony, też z mąki gryczanej i orkiszowej… - mówiła, pisząc jednocześnie.

znasz go? widziałaś w realu? gdzie mieszka?

- Suflet brzmi świetnie - odparła Diana, przysuwając sobie menu. Papierowe, nie holograficzne, co było rzadkością.

z nami, ze mną i moim narzeczonym Jurim
to mój ochroniarz był wczoraj u was teraz
czeka w aucie ale on nie jest człowiekiem
to android niemal nie do odróżnienia nigdy
wcześniej takiego nie widziałam


- Dobry wybór, nie pożałujesz - zapewniła ją Ida.

adres

Wesoła, Praskiego pułku 71


To był ten sam adres posiadłości Juriego Atropowa, który Nguyen już wcześniej wygrzebał im w bazach.

On kontroluje też psy zawsze on albo one są z nami
grozi że zabije jedno jak drugie spróbuje pójść na policję
Juri poznał tego Woroszyła pół roku temu robił z nim interesy
ale potem się o coś pokłócili i tak się to zaczęło
boję się o Juriego


- Masz dzisiaj wolne czy spokojniejszy dzień w pracy? - zapytała Diana na głos.
- Każdemu przysługuje przerwa na lunch, prawda? Związki zawodowe to nam wywalczyły. Moja się trochę przeciąga, ale myślę, ze przymkną na to oko. Najwyżej mnie zwolnią, wyjdę bogato za mąż i będę zajmować się wyłącznie dbaniem o tego jedynego. Bruno byłby przeszczęśliwy - zaśmiała się.

jakie interesy? gdzie się spotkali?

- Opisujesz mój dotychczasowy plan na życie - uśmiechnęła się Oboleńska. - Przynajmniej odkąd skończyły mi się własne pieniądze. Ale teraz nie jestem już pewna czy to dobry pomysł. Mężczyźni się łatwo nudzą.

obawiam się, że nie do końca legalne nawet mi to imponowało
taka przygoda, byłam głupia zarobił mnóstwo pieniędzy przez ten czas
Woroszył pomógł mu odzyskać dla mnie statuetkę, ktorą mój wuj zastawił
u mafii poznali się gdzieś w Rosji dokładnie nie wiem


-Nie ten, to inny - rzuciła Ida sentencjonalnie. - Bruno ciągle nie może napatrzeć się na twoją figurkę. Jest prześliczna. Jak skończy te wszystkie ekspertyzy, to mam nadzieje, że znów nas odwiedzisz. Lub nawet wcześniej, po co czekać. A twój narzeczony? Też przyjdzie?

wiesz, kto go skonstruował? gdzie? coś o nim wiesz, w ogóle?

- Nie wiem, jest ostatnio bardzo zajęty – odparła, pisząc odpowiedź na pytanie, które bardziej interesowało Idę. Lecz nim Kwiatkowska zdążyła przeczytać, Rosjanka zamknęła notes, bo do ich stolika podszedł młody, przystojny kelner, stawiając przed nimi świeżo parzoną kawę w ręcznie malowanych glinianych filiżankach.
- Mogę przyjąć główne zamówienie? – zapytał.
- Tak – Diana uśmiechnęła się do niego nerwowo – poproszę suflet.
- Dobry wybór. Trzeba będzie zaczekać około piętnastu minut, ale naprawdę warto.
Oboleńska skinęła mu głową, łypiąc okiem gdzieś w bok.
Gdy tylko odszedł chwyciła notes, dopisała szybko jeszcze parę słów i obróciła ku Idze.

Prawie nic niedawno zorientowałam się, że to nie człowiek
wcześniej przedstawiał się jako Kliment
dopiero wczoraj wyjawił nam swoje prawdziwe imię
powiedział że dokończy co zaczął nie wiem co miał
na myśli


Dopisek, nabazgrolony drżącą dłonią, brzmiał:

nie odwracaj się, idzie tutaj

Ida wyciągnęła dłoń, zabrała notes i schowała do swojej torebki. Nie była zdenerwowana.
- Świetna kawa - powiedziała. - Wiesz, że zbierana jest ręcznie? W sensie przez ludzi, nie przez maszyny?
Zgodnie z prośbą Diany nie odwróciła się.
Położyła za to rękę na dłoni kobiety, w uspokajającym geście.
- Spokojnie. Nie jestem tu sama. Nic ci nie grozi.

Takie zapewnienia były nieodłączną częścią pracy Idy, zarówno w policji jak i w agencji. Najważniejszym obowiązkiem ich funkcjonariuszy była przecież ochrona ludzkiego życia. Zwłaszcza życia informatorów, którzy mieli odwagę je narazić, żeby pomóc w schwytaniu przestępcy. Zdarzało się, że uspokajające słowa, jak te, które wypowiedziała właśnie Ida, okazywały się pustą obietnicą.
Kwiatkowska ze swojego miejsca widziała wejście do restauracyjnego ogródka, zauważyła więc skręcającego ku niemu szofera. Kilkanaście metrów za nim nadchodził alejką Jerzy. Tak, nie była tu już sama. Dostrzegła jednak, że jej partner drgnął patrząc gdzieś w bok. Podążyła za jego wzrokiem i ujrzała dwa pędzące na Wilamowskiego czarno-białe dogi. Widziała ruch jego ręki pod połą marynarki, znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że Jerzy sięga po broń.

W tej samej chwili wielkolud w garniturze i szoferskiej czapce wkroczył do ogródka. Poruszał się trochę sztywno, lecz poza tym wyglądał naprawdę bardzo ludzko, do tego stopnia, że wczoraj w domu Brunona Ida nie dostrzegła w nim nic podejrzanego. Na wielkiej, szerokiej twarzy mężczyzny w średnim wieku miał nawet lekki zarost. Nie bez powodu tworzenie tego typu androidów było zakazane.
A te sterowane przez człowieka nie były nawet połowie tak groźne co będące nosicielami AI.
“Dokończy co zaczął.”

Będąc trzy stoliki od kobiet olbrzym wyjął z kieszeni pistolet, unosząc rękę w stronę Idy i Diany, która krzyknęła. Swoją broń Ida miała w torebce. Mogła próbować, lecz mało prawdopodobne było, że zdąży strzelić pierwsza. Kamizelka kuloodporna wydawała się byle czym, gdy przeciwnikiem był osobnik wykonany z metalu. Jedyną rzeczą w promieniu paru metrów dającą jako taką osłonę były solidne, drewniane stoliki.

Idę zawiódł instynkt. Dopóki "szofer" nie sięgnął po broń, nie czuła zagrożenia. Kiedy jednak wysunął dłoń do kieszeni, zareagowała automatycznie.
- Na ziemię! - nakazała Dianie, zrywając się jednocześnie z krzesła. Wstając, zacisnęła dłonie na brzegu stolika i odepchnęła go od siebie, wywracając. Potem przykuliła się za prowizoryczną osłoną, sięgając w tym samym czasie dłonią po pistolet.

Uratowały ją trzy rzeczy: zimna krew, wyćwiczony na treningach aikido szybki refleks, ale przede wszystkim wystrzelony przez Jerzego pocisk, który trafił androida w tył głowy. Olbrzym zachwiał się i jego pierwszy strzał, z lufy patrzącej prosto w twarz Idy, chybił ją o cal a następny wbił się już w przewrócony stolik. Kilka centymetrów od swojej głowy ujrzała główkę pocisku, który utkwił w desce. Wielkolud strzelał z małego, kieszonkowego pistoletu, podobnego do tego, który miała przy sobie Ida. Ten kaliber na szczęście nie był w stanie przebić drewnianej osłony.
W ciągu jednej chwili wokół rozpętało się pandemonium: ludzie krzyczeli, kryli się pod stolikami i przeskakując ogrodzenie uciekali z ogródka. Podstarzały hipster ze stolika obok próbował wczołgać się za osłonę Idy. Za nim dostrzegła nogę pełzającej po podłodze, krzyczącej wciąż Diany.
Kątem oka zobaczyła jak psy obalają na ziemię Jerzego. Nie mogła w nie strzelać nie ryzykując trafienia partnera. Zresztą i tak nie mogła się wychylić, bo szofer wciąż strzelał.
Trzask!
Trzask!
Trzask!

Kolejne kule wbijały się w drewno.

A strzelający nie zamierzał wcale stać przy tym w miejscu.
Przez zgiełk nie usłyszała jego kroków, zaalarmowana tylko przez padający obok cień, gdy w paru skokach dopadł do jej stolika a jego kopnięcie złamało osłonę w pół. Blat pękł, uderzając kulącą się za nim Idę, desperacko mierzącą ze swej prawie bezużytecznej broni w miejsce gdzie mógł ukazać się android.

Nie poczuła uderzenia, szykowała się na śmierć. Wtem z dachu restauracji na głowę wielkoluda skoczył z sykiem rudo-czarny kot.



Olbrzym gniewnie zawył. Na ziemi widziała jego wielki cień zmagający się z małym. Wychyliła się ostrożnie i miała już strzelić, lecz ujrzała jak szofer ciosem pięści strąca z podrapanej do metalu twarzy kota, który wydał z siebie tylko krótkie miauknięcie nim jego nienaturalnie wygięte drobne ciało odbiło się od ściany budynku i poleciało na ziemię.

Drugą ręką android obejmował podniesioną z ziemi Dianę, zasłaniając się nią i cofając tyłem do wnętrza restauracji, w której po chwili zniknął.

Kilkanaście metrów dalej Wilamowski wił się po ziemi, zmagając się z próbującymi rozszarpać go psami.
Ida mogła albo ścigać wroga albo ruszyć na pomoc partnerowi, który bardzo jej potrzebował. W oddali ukazali się biegnący od parkingu Gryzik i Kawka, którzy mieli jednak wciąż do Jerzego o wiele dalej.

Nie zastanawiała się ani chwili, wiedziała, że ze swoją bronią nie miała żadnych szans w starciu z androidem. Poderwała się na nogi i pobiegła w stronę obalonego na ziemię Jerzego. Biegnąc szacowała sytuację. Mogła strzelać dopiero wtedy, gdy będzie miała pewność, że nie trafi mężczyzny. Jako pierwszego wybrała na cel uszkodzonego "psa", który był niebezpieczne blisko szyi Jerzego. Sprawny AI wgryzał się w sztuczne ramię, co - przynajmniej bezpośrednio - wydawało się mniej zagrażające dla życia.

Kule dosięgły grzbietu i głowy czarno-białego doga, lecz niewiele zdziałały. Ze zwykłej małokalibrowej broni trzeba było trafić w jakąś ważną część elektroniki lub komputer sterujący, w czasach miniaturyzacji niewielki i często znajdujący się w tego typu robotach wszędzie tylko nie w głowie. Sztuczne zwierzę zawyło jak prawdziwe, obracając się ku Idzie, która jednak podniosła już z ziemi Egzorcystę i strzeliła mu w kark. Elektromagnetyczny pocisk poraził kręgosłup psa, unieruchamiając go oprócz ujadającego wciąż łba. Drugi pies puścił cyber-ramię Jerzego, zamierzając skoczyć na kobietę, lecz Wilamowski zdążył chwycić go nadal częściowo sprawną mechaniczną dłonią za szyję. Ida ostrożnie wymierzyła i strzeliła, wpierw chybiając wierzgającego doga, ale kolejna kula trafiła już prosto w rozwarty pysk. Łeb opadł bezwładnie a za nim całe bioniczne cielsko, przygniatające wciąż Jerzego.

Nadbiegli Kawka i Gryzik.
- W porządku? – zapytał mężczyzna, nachylając się nad Wilamowskim i pomagając mu uwolnić się od ciężaru.
- Tam! Ucieka! - Młoda agentka zwolniła tylko na moment obrzucając ich spojrzeniem, gdy przebiegała obok.
Podążyli za jej wzrokiem. Dobre sto metrów dalej, za namiotami kortów tenisowych, mignęła im między drzewami potężna sylwetka szofera niosącego przerzuconą przez ramię Dianę. Biegł ku Alei Waszyngtona. Po chwili zniknął im z oczu. Przez gęstą roślinność nie widzieli ulicy, lecz usłyszeli z tamtej strony głośny pisk opon i trąbienie klaksonów.
- Wojtek, daj mi swój holofon i skombinuj drona - powiedziała Ida. Kawka skinął głową, podając jej holo. Zabrała smartguna Jerzego i pobiegła w stronę alei Waszyngtona.

Gryzik, która biegała naprawdę szybko, była już daleko z przodu. Ida dobiegła do ulicy i ujrzała ją, mierzącą z pistoletu do odjeżdżającego z piskiem opon w stronę Grochowa sportowego samochodu.
- Szlag! - zaklęła dziewczyna opuszczając broń, gdy linię strzału zablokowały inne auta. Wtem usłyszały charakterystyczne bzyczenie śmigieł i spojrzały w górę. Śladem uciekającego wozu leciał nad ulicą dron z logo Euronews. Równocześnie obie dostały na holo wiadomość:
“snaX przejął holowizyjnego drona i leci za nim. Jesteście cali? Nguyen.”

- Wracamy – zarządziła Ida, szybkim krokiem idąc w stronę Oldskula. Odebrała swój holofon ze skrytki, zabrała broszkę z kamerką Diany. Potem podniosła jedną z porzuconych na terenie restauracji wykrochmalonych, bawełnianych serwet. Podniosła roztrzaskanego przez AI „kota” i zawinęła go w materiał.

Wróciła do Jerzego i Kawki, oddała im hohlofon i Egzorcystę. Wywołała Nguyena.
- Wszystko w porządku, Jerzy ma uszkodzone cyber – ramię, ale ciągle może nim ruszać. snaX, puść sygnał z drona na mój holofon, jadę za nim. I sprawdź nazwisko Kliment. Mamy tu samochód? - spojrzała na Kawkę.
- Furgoneta z Bienatem i osobówka. .
- Dobrze, ja wezmę osobówkę... Jurii Atropow, narzeczony Diany też był przetrzymywany, trzeba go zdając i przesłuchać. Wesoła, Praskiego pułku 71.
- Ja pojadę – powiedział Jerzy. – Z tym – podniósł lekko ramię – nie przydam się w pościgu. Biernat użyczy mi wilkora i zdejmiemy Antropowa.
Ida podała mu zawiniętego w serwetę „kota”.
- Oddaj mu jego zwierzaczka. Nie śmiej się. Wyraź kondolencje i powiedz, ze zginął bohaterską śmiercią, ratując mi życie. Będzie współpracować. – Spojrzała Wilmowskiemu w oczy i dotknęła jego zdrowego ramienia. – I dziękuję, Jerzy.

Ogarnęła wszystkich wzrokiem.
- Idziemy. Ruchy.

Wilczy 25-07-2015 19:08

Trajkotanie Connora w żadnym wypadku nie pomagało Igorowi skupić się na drodze, a zamiast tego jeszcze karmiło jego drobną paranoję. Miasto nawet mu się podobało. Jasne, to nie to samo co widok wschodniego stepu rozchodzący się po horyzont, ale... Warszawa miała swój urok. Dyskretnie schowany między supernowoczesnymi wieżowcami i biurowcami, ale jednak. Siodło starał się traktować budynki nie jak miejską infrastrukturę, ale bardziej jak... formację geologiczną. Właśnie wjeżdżał w duże skupisko narzutowych biurowców.

„Wjeżdżasz do strefy automatycznego sterowania ruchem”... Igor nie lubił jeździć pod kontrolą miejskiej AI. Rozumiał, że debile, którzy ledwo dostali prawo jazdy powodowaliby karambole na każdym większym skrzyżowaniu, gdyby nie to zabezpieczenie. Chodziło o to, że ta AI, była taka... bezosobowa. Sztuczna. Wolał już oddawać sterowanie Connorowi, bo on przynajmniej nie prowadził jak stara baba.

Minęli siedzibę IAICA. Igor i Connor mieli podobne poglądy na temat Jajcarzy. AI były jak los na loterii dla ludzkości, a ci samozwańczy Łowcy Duchów próbowali je zniszczyć. Idiotyzm, jego zdaniem. Potężna AI, taka jak... jak się nazywał, ten od zamachu na IAICA? Jakoś tak z Ruska, na W... Wołodia? W każdym razie, tak potężna AI, mogłaby dokonać cudów, gdyby tylko uwolnić drzemiący w niej potencjał. Nawet Connor, miał ogromne możliwości... mimo niezmiennego wykorzystywania zasobów na pierdoły, albo teorie spiskowe. AI to przyszłość, a IAICA to inkwizycja.

***

Siodłowski przyglądał się demonstracji przed siedzibą Frontexu. Właściwie nie powinien zapuszczać się tak blisko, bo ryzykował, że ktoś go rozpozna. Ale to nie było duże ryzyko... właśnie miał się odwrócić, kiedy demonstracja została gwałtownie zakończona. Wybuch, krzyki ludzi, panika.

No tak… a przez chwilę niemal zapomniał, że żyje w świecie wiecznego konfliktu wielkich interesów.

Igor nie miał zamiaru czekać aż Frontex zrobi porządek - prędzej czy później któryś z Czarnych Mundurów go tutaj zauważy i zacznie zadawać pytania.
- Myślisz, że to też ściema, żeby zrobić nagonkę?! - rzucił do Connora, odpalając dopiero co zgaszony motocykl. Napisał szybką wiadomość do Laury:

Cytat:

“Wybuch przed Centralnym. Zostań w Macu, nie wychylaj się. Już jadę”
Dwóch policjantów pilnujących wejścia na dworzec patrzyło wraz z Siodłowskim w stronę skrzyżowania. Unieśli strzelby, ale nie ruszyli się. Widocznie woleli nie wchodzić w drogę maszynom Frontexu. Igor najchętniej też by się stąd po prostu zmył, ale… był przecież umówiony. Zastanawiał się przez moment nad najlepszą drogą. Przełączył motocykl na ręczne sterowanie - gdyby włączył się do ruchu “normalnie” miejska AI zaraz by go zatrzymała, tak samo jak samochody. Zawrócił niemal w miejscu i ruszył między stojącymi samochodami w kierunku dalszego przejścia podziemnego, tego na Alejach Jerozolimskich - jeśli właduje się tam gdzie uciekli demonstranci, robot niemal na pewno uzna go za zagrożenie. Facet na ręcznie sterowanym motorze, obok wybuchu tuż przed Centralnym? Cholera, gdyby był gliniarzem sam by siebie zgarnął. Całe szczęście, że miał kask - jest szansa, że nikt go nie rozpozna. Choć na pewno go zauważą - zarówno Frontex jak i policja - więc miał zamiar szybko zjechać przejściem, zanim na powierzchni zrobi się niebiesko od glin. Stamtąd powinien mieć też bliżej do Laury, jeśli dobrze pamiętał rozkład przejść podziemnych.
- Connor, daj znać jak zaczną zbliżać się drony - rzucił już podczas jazdy. Na pewno zaraz się pojawią. Jeśli nie policyjne, albo Frontexu to dziennikarskie.

Policjanci przed dworcem nie zareagowali kiedy Siodło ruszył. Prawdopodobnie i tak nie wolno im było opuszczać posterunku. Zresztą chyba do ostatniej chwili myśleli, że chce tylko pośpiesznie opuścić parking a gdy wjechał do przejścia było już za późno.

Skręcając przednim kołem na podjazd dla wózków omal nie rozjechał uciekających na górę ludzi. Jakaś kobieta uskoczyła w ostatniej chwili, jakiś mężczyzna się przewrócił, upuszczając torbę z zakupami. Czerwone jabłka poturlały się po schodach.

Igor w ostatniej chwili wyhamował przed filarem i po kolejnych trzech stopniach wjechał motocyklem do właściwego przejścia, które tu rozgałęziało się na część wiodącą pod Alejami Jerozolimskimi oraz prostopadłą, prowadzącą pod Frontex Citadel. McDonalds znajdujący się na tym rozgałęzieniu był pełny zdezorientowanych ludzi, którzy wstali od stolików. Wśród nich, w głębi restauracji, Siodło dostrzegł Laurę, która jednak nie poznała go w hełmie.

Przejście przed restauracją, nie licząc leżącego pod ścianą bezdomnego, było puste. Ale od Frontex Citadel nadbiegali już spanikowani demonstranci. Wśród nich śniady facet, który właśnie rzucił coś za róg, na prowadzące pod siedzibę korporacji schody. Po sekundzie buchnęły stamtąd płomienie a korytarz zatrząsł się od eksplozji. Wyleciały szyby w połowie sklepów, punktów usługowych i barów. Na granat odpowiedziała zaś zza rogu gruchocząca przeciwległą ścianę seria z ckm-u. Trafiła i rzuciła na ziemię kobietę, wciąż dzierżącą w dłoni transparent, lecz chybiła terrorystę, który rzucił się do ucieczki wmieszany w przerażony, biegnący i krzyczący tłum. Sądząc po odgłosach to co go ścigało miało lada moment wyłonić się zza rogu. Siodło nie miał za dużo czasu. Kiedy tłum demonstrantów do niego dotrze - nie mówiąc już o zbrojnym ramieniu Frontexu - nie będzie co liczyć na szybką ucieczkę.

Przejechał powoli wzdłuż oszklonych ścian restauracji w kierunku wyjść na przystanki tramwajowe. Zatrzymał się na rogu i połączył na holo z Laurą.
- Spadamy! Jestem tu, na motorze! - krzyczał. Niepotrzebnie, bo sprzęt wyłapałby nawet szept. Użył holowyświetlacza z decka - nad nim pojawił się mniej więcej półmetrowy napis: “LAURA!” Igor zaczął też machać rękami, żeby zwrócić uwagę dziewczyny.

Motocyklisty na motorze w przejściu podziemnym nie dało się przeoczyć. Dziewczyna dostrzegła go, ale coś z nią było nie w porządku, teraz to widział. Zerknęła na niego przelotnie, lecz poza tym, mimo całego zamieszania, cały czas wpatrywała się jak zaklęta w ścienny holowizor. Kilku innych gości restauracji siedziało wciąż przy stolikach, zbyt pochłoniętych sprawami w VR, by zauważyć, co się dookoła. Ale Laura nie miała przecież gogli na oczach ani słuchawek na uszach, widziała i słyszała wszystko. Na ekranie holowizora ukazywali się naprzemiennie młody mężczyzna i ładna brunetka rozmawiający ze sobą przez holofon. Wyglądało to jak obyczajowa scena jakiegoś serialu lub filmu, Igor nie miał teraz czasu się przyglądać. Miał już obrócić motor i wjechać do środka, gdy Laura oderwała wreszcie wzrok od holowizji i ruszyła pośpiesznie ku niemu. Musiała jednak przepychać się przez spanikowanych ludzi, którzy parli w przeciwną stronę, na zaplecze restauracji, lub chowali się za kanapy i pod stoliki.

Tymczasem Siodłowskiego zaczęli mijać pierwsi uciekający demonstranci, a zza rogu przejścia podziemnego wyłonił się pająkowaty bojowy robot, wypatrując celu.



Terrorysta widząc, że nie ucieknie chwycił jakąś kobietę, zasłaniając się nią i przykładając jej wyszarpnięty spod płaszcza pistolet do skroni.Laura dotarła właśnie do Igora, lecz zamiast wskoczyć na motor stanęła w drzwiach, patrząc na całą tą scenę.

Robot zrobił na swoich ośmiu nogach kilka kroków do przodu i uniósł dwa obrotowe działka. Z tego rodzaju broni nie dało się mierzyć precyzyjnie. Miejsce tego typu maszyn było na polu bitwy, ale oto jakiś szaleniec postanowił jej użyć do ochrony obiektu w centrum dużego miasta.
- Nie! – krzyknęła Laura, nieoczekiwanie ruszając na środek przejścia, między biegnących ludzi. Zaskoczony tym Igor nie zdążył obrócić się w siodełku i jej zatrzymać.
- Co…?! - rzucił tylko Igor, obracając się w siodełku - Szitszitszitszit… Connor!
Siodło wdusił przycisk przy komputerze pokładowym motocykla i nadał uprawnienia swojemu duchowi. Zeskoczył z motocykla i ruszył za dziewczyną.
- Prowadź - rzucił do Connora pod nosem - Musisz zająć ten złom na kilka sekund. A potem zgarnij Laurę! Pójdziemy z dwóch stron!
- Dobra, ale jej odbiło! - odkrzyknął Connor. - To wariatka!
Siodłowski liczył, że pusty motor, jako największy ruchomy obiekt w zasięgu kamer robota, przyciągnie jego uwagę. Albo chociaż, kiedy Connor zbliży się do maszyny, zasłoni ich przed ewentualnym ostrzałem. Działka obrotowe w kilka sekund zamienią ten korytarz w rzeźnię.

Igor starał się myśleć jak maszyna. Robot zidentyfikował zagrożenie: terrorystę z zakładniczką. Podąża za celem, aż go zlikwiduje. Nie ma celu = nie ma problemu. Trzeba więc pozbyć się celu - tak czy inaczej. Albo on, albo Igor. Siodło wyciągnął własnego smartguna z kieszeni kurtki i wycelował w plecy napastnika. Miał nadzieję, że nie zrani zakładniczki…

Motocykl zwinął podpórki, warknął silnikiem i ruszył łukiem wzdłuż przeciwnej ściany przejścia, wymijając terrorystę z prawej. Zdalnie sterowane lub zaprogramowane pojazdy od dawna były środkiem przenoszenia ładunków wybuchowych. Robot Frontexu natychmiast rozpoznał Hondę jako największe zagrożenie, z pewnością zapamiętując również kto jej wcześniej dosiadał. Działka przesunęły się i plunęły ogniem, ogłuszając ludzi i w mgnieniu oka robiąc sito z motocykla. Elektryczne pojazdy nie wybuchały, ale Honda zapaliła się jeszcze koziołkując, siekana wciąż pociskami, po czym wylądowała na ziemi jako dymiąca kupa części. Posypały się odłamki, ale nikt inny nie dostał, wszyscy demonstranci minęli już terrorystę i uciekali dalej.

Za wyjątkiem biegnącej w przeciwną stronę Laury.

Oraz Siodłowskiego, który przepychał się jej śladem do przodu z pistoletem w dłoni. Wymierzył - ze smartlinkiem to było łatwe - i strzelił. Kula trafiła w plecy zamachowca, którego broń wypaliła w sufit, osmalając tylko skroń zakładniczki. Laura mijała ich właśnie z lewej, biegnąc między nich a robota, który wymierzył działka z powrotem w poprzedni cel. Oraz w Igora, kształt pistoletu w rękach którego musiał rozpoznać.

Stali po środku korytarza, nie było gdzie się schować. AI i tak miała wielokrotnie krótszy czas reakcji. Dziwnie jest patrzeć w bliźniacze rozgrzane lufy ze świadomością, że pozostała ci sekunda życia.
- NIE! – zawołała rozpaczliwie Laura, stając między osuwającym się na ziemię zamachowcem, sparaliżowaną strachem zakładniczką i Igorem a śmiercionośną maszyną… która po jej słowach opuściła działka w dół.
- Zostaw ich! Odejdź!
Robot przez chwilę stał nieruchomo.

Po czym obrócił się tyłem do stojącej nieruchomo dziewczyny i poczłapał z powrotem ku Frontex Citadel.

Do przejścia podziemnego i do świadomości przebijał się mnogi śpiew syren.
Igor stał przez chwilę zdębiały. Spojrzał na pistolet w swojej dłoni i odruchowo schował go do kieszeni. Do rzeczywistości przywróciło go coraz głośniejsze wycie syren i trzask płonących resztek jego motocykla. Minął obojętnie zamachowca i wciąż oszołomioną zakładniczkę. Podszedł do Laury i delikatnie złapał ją za ramię.
- Musimy się wynosić - powiedział tylko. Kask sprawił, że zabrzmiało to głucho i zimno. Przyjdzie czas na pytania. Bardzo dużo trudnych pytań, wśród których “kim ty, do cholery, jesteś” cisnęło się na usta najbardziej. Najpierw musieli stąd oboje zniknąć.

Laura, gdy obróciła ku niemu twarz, wydawała się wystraszona i półprzytomna, jakby właśnie wybudziła się z transu lub ze snu. Oddychała ciężko, niemal bezwolnie pozwalając się pociągnąć za ramię.

Igor poprowadził dziewczynę w głąb przejścia podziemnego. Przejdą pod ziemią do wyjścia w okolicach skrzyżowania z Emilii Plater, a stamtąd wtopią się w tłum przy stacji metra. Przy odrobinie szczęścia uda im się ominąć policję. Igor musiał się pilnować, żeby nie uciekać biegiem. Minęli zamachowca, którego ciało leżało już na ziemi z wypływającą spod niego, rosnącą w oczach czerwoną kałużą. Jego dłonie wciąż kurczowo ściskały pistolet oraz kurtkę zakładniczki, która usiadła obok, nieudolnie próbując się wyswobodzić. Poza nią, jakąś kobietą, która wychyliła się zza lady sklepiku z e-papierosami oraz leżącego wciąż pod ścianą bezdomnego prawie nikt nie widział tego co się wydarzyło.
- Nic ci nie jest, Connor? - mruknął pod nosem Siodło.
- Żyję - odpowiedział duch. - Na szczęście nie mieszkałem w komputerze Hondy.
Głupie pytanie: niby co miało mu się stać? Za to jego biedny motor… Za najbliższym zakrętem Igor ściągnął z głowy kask i spojrzał uważniej na Laurę. Nie wiedział co właściwie mógł teraz powiedzieć.
- Już po wszystkim. Jak się czujesz? - zapytał więc.
- Po prostu nie chciałam zabijania - odpowiedziała, patrząc na niego, jakby sama do końca nie rozumiała co się stało. Drżały jej dłonie i usta. Stawiała kolejne kroki tylko dlatego, że ją ciągnął, była chyba w zbyt wielkim szoku, żeby iść sama.

Podziemia, nie licząc pojedynczych ludzi kulących się wciąż w stoiskach i lokalach, którzy śledzili ich wzrokiem, całkiem opustoszały. Przeszli pod Jerozolimskimi skręcając w lewo ku Emilii Plater, gdy zza rogu wyłoniło się kilku policjantów, z uniesioną bronią idących ostrożnie w ich stronę. Laura zadrżała. Szlag. Kilka chwil więcej i już byliby tylko anonimową częścią ogromnej metropolii. Igor starał się zachować spokój. Niezdarnie otoczył Laurę ramieniem i zwrócił się do policjantów. Liczył, że nie zdążyli jeszcze sprawdzić monitoringu w przejściu podziemnym.
- Pomocy! Widzieliśmy wybuch i uciekliśmy do przejścia… tam wciąż są ludzie, chyba ranni. Robot zaczął do nich strzelać! - mówił nieskładnie… co chyba działało w tym wypadku na jego korzyść. Spojrzał na Laurę. Miał nadzieję, że wybaczy mu to co teraz powie - Moja dziewczyna jest chyba w szoku. Gdzie jest karetka?!
- Zaraz będą karetki, uciekajcie stąd! – odkrzyknął policjant, wskazując dłonią za siebie i omijając ich. To nie byli żadni antyterroryści, a zwykli gliniarze, którzy musieli zwyczajnie być w pobliżu. Igor i Laura nie niepokojeni wyszli na powierzchnię pod Marriottem. Zgromadziły się tu dziesiątki ludzi, którzy uciekli z podziemi. Wielu wciąż filmowało holofonami pożar pod Frontex Citadel. Ulica błyszczała od kogutów. Ze wszystkich stron zjeżdżały się wozy strażackie, karetki i radiowozy.


Pośpiesznie skręcili w Emilii Plater, pozostawiając cały ten zgiełk stopniowo za sobą i zagłębiając się w spokojne śródmiejskie uliczki, gdzie kamienice jak mech rosły w korzeniach wieżowców.
- Igor, tu wszędzie jest monitoring – zaalarmował Connor. – Prędzej czy później zaczną nas szukać.
- Wiem, wiem! Chwila, muszę pomyśleć… - naprawdę musiał się na spokojnie zastanowić co dalej. Skoro już byli prawie pod hostelem, to tam pójdą - nie mógł ciągać Laury w nieskończoność po mieście. Ale zamiast bezpiecznej kryjówki, zrobią tam tylko krótki przystanek na złapanie oddechu. Przeszła mu przez głowę miejscówka polecona przez Lisę: serwis wszczepów przy Chałubińskiego. Ale ta opcja wydawała się w tej chwili niemożliwa, bo wokół było pełno glin. A jak zaczną ich szukać, to dzięki monitoringowi trafią do nich jak po sznurku. Tylko tego brakowało, żeby Siodło spalił kontakt Lisy. Nie, będą musieli tam pójść jak zrobi się trochę spokojniej. No i… najpierw Igor chciał sam pogadać z Laurą, bez technika nad głową.

- Musimy wydostać się poza zasięg monitoringu... - mówił trochę do siebie, a trochę do Connora. Laurę, jako chwilowo niedysponowaną, wyłączył z dyskusji - … czyli albo na Pragę Południe, albo okolice Woli.
Nie chciał sprowadzać jej do swojej meliny na Pradze, ale chyba nie będzie miał innego wyjścia.
- Poza tym, potrzebujemy czasu. Zaczną nas szukać jak tylko ogarną burdel na dole… za pół godziny, godzinę? Może wcześniej, może później. W takim razie musimy im dać coś jeszcze do roboty… - pomysł zaczął się formować w głowie Igora. Napastnik miał śniadą skórę… - Connor? Odstawisz dla mnie małą scenkę? Połącz się przez wifi w Złotych Tarasach z najbliższą komendą policji… i może lokalnym biurem Euronewsów. Będziemy mieli dla nich wiadomość: “My, Obrońcy Islamu, uderzyliśmy w opresyjny Frontex! A to dopiero początek! Jeszcze dziś uderzymy w samo serce zepsutego, konsumpcjonistycznego Zachodu…” itede, itepe, obuduj to jak chcesz, wiem, że lubisz takie rzeczy. Niech twój ślad skończy się na Złotych, dobra? Żeby nie mieli wątpliwości, co będzie celem... Dasz radę?
- Postaram się - odpowiedział duch.
Nie miał pewności, że policja to łyknie. Ale jeśli tak, będą mieli roboty do wieczora. Tymczasem Siodło i Laura skoczą do hostelu po najbardziej potrzebne rzeczy dziewczyny.

- Gdzie się zatrzymałaś? - zapytał Igor Laurę - Musimy zabrać twoje rzeczy i zniknąć. Tam nie będziemy bezpieczni. Ale spokojnie, znam dobre miejsce. Pokażę ci gdzie mieszkam.
Będą musieli pewnie skorzystać z metra... choć tam było pełno kamer. Nawet Rokas nie przebiłby się przez korek, który już tworzył się przy Centralnym.

Napotkał wzrok już odrobinę przytomniejszej dziewczyny. Kiwnęła niepewnie głową. Szok ustępował powoli, ale szła już w miarę pewnie sama, również chcąc jak najszybciej oddalić się od miejsca zdarzenia.

***

W kilka minut doszli do hostelu i zamknęli się w wynajętej przez Laurę klitce na drugim pietrze.
Dziewczyna usiadła na łóżku, chowając głowę w dłoniach.
- Może zgłośmy się na policję? - zaproponowała naiwnie - Wyjaśnimy im wszystko. Przecież nic złego nie zrobiliśmy.
Siodło uświadomił sobie, że Laura nie widziała, że to on zastrzelił zamachowca i będąc w szoku nie skojarzyła Igora z tym faktem. Wciąż uważała go za zwykłego chłopaka. Może nie całkiem zwykłego, lecz nie za kogoś kto strzeliłby do drugiego człowieka. Siodłowski jednocześnie ucieszył się z tego powodu i żałował. Ulgą byłoby móc powiedzieć jej prawdę. Ale nie mógł. Przynajmniej nie teraz.
- Ja…- podjęła, podnosząc wzrok na Igora - Ja skądś wiedziałam, że mogę to zrobić. Nie wiem skąd. Ale wtedy zobaczyłam jak działa i wiedziałam co zrobić, żeby mnie posłuchał. Nic z tego rozumiem.
Igor usiadł na łóżku obok Laury. Korciło go, żeby włączyć holowizor i mieć relację z dworca, ale to tylko by ją jeszcze bardziej stresowało.
- Policja nam nie pomoże, oni chcą tylko kogoś zamknąć, żeby mieć kozła ofiarnego. Zresztą… pewnie i tak sprawę przejmie Frontex, czyli prywatna, korporacyjna armia. Oni już nawet nie udają, że przestrzegają prawa. No i… raczej nie lubią takich jak ja - powiedział nie całkiem jasno.
- No i są jeszcze twoje… umiejętności. Wiesz, że najlepszy netrunner nie potrafiłby zrobić tego co ty? Robiłaś już coś takiego? - zapytał trochę retorycznie. Jasne, że nie robiła, przecież wygląda jakby sama nie wiedziała co się dzieje - Słuchaj… może to pytanie wyda ci się dziwne, ale… jaką dokładnie terapię przechodziłaś w Arciechowie?
- Operację mózgu – odpowiedziała – Miałam wgniecioną czaszkę podczas wypadku. Byłam sparaliżowana od szyi w dół, miałam kłopoty z mówieniem. Mówiłam ci. Zastąpili mi uszkodzoną część mózgu prostą AI, dzięki której znów chodzę. To eksperymentalna terapia, ale nie jedna ją przechodziłam. Wyleczyli w ten sposób już kilkadziesiąt osób, w tym Maję. Myślisz, że to… jakiś nieznany dotąd efekt uboczny?

Była blisko, ale nie całkiem o tym myślał Igor. Ha! “Efekt uboczny”, dobre sobie…
- Bardzo dziwny efekt uboczny. A może nawet uszkodzone pliki AI. Z tego co wiem, klinika w Arciechowie to nie tylko szpital, ale też… wiesz, placówka naukowa. Znajomy opowiadał mi różne rzeczy o tym miejscu - powiedział. Juri nie całkiem był jego znajomym, ale cóż.
- Masz jeszcze dokumenty z leczenia i wypisu, prawda? - pytał dalej - Myślę, że powinniśmy je przejrzeć na spokojnie… może nawet pójść do kogoś zaufanego i sprawdzić tą AI. Oczywiście, jeśli chcesz, ale myślę, że nie powinniśmy tego tak zostawiać. Problemy z AI nie przechodzą jak katar.
- Mam dokumentację – powiedziała Laura, po czym spojrzała mu w oczy. - Igor, posłuchaj, nie musisz mi pomagać. Przecież ledwo się znamy a i tak ryzykowałeś wyprowadzając mnie stamtąd. Twój motor, policja… - pokręciła z niedowierzaniem głową - Nie masz pojęcia jak bardzo ci jestem wdzięczna, ale nie chcę żebyś narobił sobie przeze mnie jeszcze większych kłopotów.

Igor walczył z myślami przez kilka sekund. Czuł, że prędzej czy później mleko się rozleje i będzie musiał jej powiedzieć prawdę. Chyba trochę się przeliczył… może Laura tylko wyglądała na naiwną?
Spojrzał prosto na nią.
- Posłuchaj… Musisz o czymś wiedzieć. To miasto… nie jest takie jak wygląda. Działają tutaj różne siły, różni ludzie - bardzo potężni ludzie… którzy z jakiegoś powodu się tobą interesują. Tobą i twoją terapią. Teraz zaczynam rozumieć dlaczego.
- Mną? - otworzyła szeroko brązowe oczy - O czym… o czym ty mówisz?
Igor westchnął, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Zastanów się… rozumiesz co właściwie zrobiłaś w przejściu podziemnym? W jednej chwili przejęłaś kontrolę nad zaawansowaną maszyną bojową. Nawet o tym nie myśląc! Po prostu… wyobraź sobie możliwości. Jak tylko to się wyda, każde korpo w mieście będzie chciało wiedzieć jak to się stało. Rozumiesz?
- Tak, ale przecież ja nawet nad tym nie panuję! - dziewczyna rozłożyła bezradnie ręce i zamilkła na chwilę - Ale mówiłeś wcześniej - podjęła - że zanim...że jacyś ludzie się mną interesują? - w jej spojrzeniu zagościła odrobina nieufności i niejasne podejrzenie - Skąd to wiesz?
- Ja… nie jestem tylko informatykiem - Siodło wziął głęboki oddech. Tak jak jeszcze niedawno przed skokiem na pędzący pociąg - Jestem nomadem. Czasem muszę pracować dla ludzi, o których mówiłem. Nie całkiem legalnie. Oni… chcieli, żebym cię obserwował. Chronił.
- ...szpiegował? - rzuciła oskarżycielsko. Igor się skrzywił. Po co od razu takie duże słowa? - To dlatego.. - głos na chwilę się jej załamał - się ze mną zaprzyjaźniłeś?
- Nie! - zaprzeczył odruchowo - To znaczy… może na początku. Nie miałem wyjścia - to nie są ludzie, którym się odmawia. Ale teraz… po prostu nie chcę, żeby stało ci się coś złego. Nie wiedziałem nawet czego od ciebie chcą, ale teraz... Będą chcieli dobrać się do twojej głowy. Za wszelką cenę.
Zadrżała, cała napięta, jakby gotowa w każdym momencie zerwać się do ucieczki, lecz zarazem sparaliżowana strachem, który musiały wywołać jego słowa. Odwróciła wzrok, patrząc na drzwi pokoju, ale łypiąc na Igora kątem oka.
- To jakiś koszmar - pokręciła głowa, jakby zaprzeczała jego słowom - A jeśli oni...powiedzą, żebyś im mnie dostarczył...to też im nie odmówisz? - zapytała niepewnie. To było cholernie dobre pytanie. Siodło sam chciałby to wiedzieć. Najlepiej, gdyby wilk był syty i owca cała. Ale to byłaby bardzo ryzykowna gra.
- Chcą tylko wiedzieć co dokładnie zrobili ci w klinice… myślę, że nie będą tego żądać. Mogę też powiedzieć, że mi zwiałaś, trochę grać z nimi na czas… - westchnął ciężko - Wiedziałaś, że wszystko zaczęło się od twojego lekarza? On poprosił mnie, żebym się tobą opiekował. Myślę, że można mu zaufać… w pewnym zakresie.
I pieniądze Igora poszły się paść. Tak samo jak jego szczątkowa etyka zawodowa. Ale to właśnie były “szczególne okoliczności”, o których mówili z Korbowiczem.
- Zaufać? - westchnęła. - Przecież to on mi to zrobił! Jak teraz mogę komukolwiek zaufać? Tobie? - zerknęła na niego i zaraz znów odwróciła wzrok. Drżały jej usta. - Ale nie mówiłbyś mi tego wszystkiego, gdybyś chciał mnie dalej dla nich szpiegować, prawda? - wyglądało na to, że rozpaczliwie potrzebowała zaufać komukolwiek. Igor trochę na to liczył. Choć wcale nie czuł się z tym dobrze.
- Powinni myśleć, że wszystko idzie zgodnie z ich planem. Jak po prostu zerwę kontakt, domyślą się, że coś się stało - wyjaśnił Igor. Albo wystarczy, że obejrzą wieczorne wiadomości. Choć może nikt z mediów nie dorwie się do nagrań z przejścia podziemnego - Ale mam pewien plan. Doktor zachował się jak skurwiel, ale wydaje mi się, że po prostu sam nie wiedział co robi. Dlatego chciał, żebym cię pilnował. Muszę z nim porozmawiać. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, uda nam się wywinąć.
Spróbował ostrożnie chwycić ją za rękę.
- Zaufaj mi.
Cofnęła dłoń, ale tylko odrobinę, pozwalając mu jej dotknąć. Przygryzła wargę i po dłuższym namyśle skinęła głową na zgodę.
- Myślisz, że on powie nam prawdę? – zapytała z powątpiewaniem. - Muszę zobaczyć to miejsce - dodała zdecydowanym tonem. - To z mojego snu. Może to coś wyjaśni.
To brzmiało jak szalony pomysł, ale… Siodło będzie potrzebował wszelkich dostępnych informacji przed rozmową z Korbowiczem. I z Carewiczem. Szansa, że czegoś się tam dowiedzą jest niewielka, ale w tej sytuacji warto spróbować. Tylko, że na pewno nie w tej chwili. Choćby dlatego, że muszą wejść na teren gangu, więc warto się przygotować.
- Może… - zgodził się - Właściwie nie mamy innego tropu. Ale pójdziemy tam później, bo nie możemy się tam ot tak wpakować. Przyda nam się parę rzeczy z mojego mieszkania.
Igor zrobił szybką listę w głowie. Przyda mu się... cóż, właściwie większość jego rzeczy. Jakieś światło, kilka pustych czipów - na wszelki wypadek. Amunicja EMP, też na wszelki wypadek. Granaty chemiczne, gdyby ci cali Bezboleśni robili problemy. Pewnie weźmie nawet nieco materiałów wybuchowych, ale nie więcej niż 100 gram. Przezorny zawsze bezpieczny. Była jeszcze kwestia transportu... może rodzice mieli coś na chodzie w warsztacie? Zadzwoni, jak tylko będzie już u siebie. Wolał nie myśleć o tym, jak zareagują, jak im powie co się stało z Hondą...

- No i musimy się stąd wynieść - odwrócił głowę i włączył holowyświetlacz na swoim decku. Sprawdzał czy serwisy informacyjne już trąbią o zamachu pod siedzibą Frontexu. Zwrócił się do swojego Ducha - Connor? Jak sytuacja na zewnątrz?
- Wyjrzyj przez okno i sam mi powiedz, mistrzu. Patrzę twoimi oczami. Póki co nie mamy obrazu z satelitów ani dronów. Za to oni pewnie mają. W newsach nic o nas póki co. Pod Centralnym gliny, Frontex, saperzy, strażacy, pogotowie i Armia Zbawienia. Burdel, jak się patrzy.

Igor uchylił firankę i wyjrzał przez okno. Na ulicy było czysto. Żadnych służb, przynajmniej umundurowanych.
- Dobrze - zgodziła się po dłuższym namyśle Laura. Nie zdążyła się tu jeszcze rozpakować, więc założyła tylko turystyczny plecak i była gotowa do drogi.
- Dlaczego, Igor? - zapytała nieoczekiwanie, świdrując go wzrokiem - Czemu chcesz mi pomóc?
Dlatego, że nie chciał zostawiać jej samej sobie. Dlatego, że łatwiej mu zdobyć potrzebne informacje, jeśli współpracują, niż jeśliby musiał ją szpiegować, albo… użyć siły. Dlatego, że Carewicz i jego pieniądze. Dlatego, że Kombinat wyrwie z jej głowy potrzebny im sekret, nie przejmując się całą resztą. Dlatego, że on miał tutaj Rodzinę, na którą mógł liczyć w każdej chwili, a ona nie. Dlatego, że po prostu fajna z niej dziewczyna, choć trochę naiwna…
Dlatego, że po wszystkim chciałby móc jeszcze spojrzeć sobie w twarz. Może faktycznie powinni byli całą Karawaną opuścić to chore miasto?
- Bo potrzebujesz pomocy. No i… fajnie by było jeszcze cię zobaczyć w spokojniejszych okolicznościach. Obiecałem ci zwiedzanie, a tutaj... - powiedział tylko, trochę wymijająco. To mu o czymś przypomniało. Sięgnął do torby, po bransoletkę z nadajnikiem.
- To dla ciebie - powiedział - Jeśli coś się stanie, dzięki temu cię znajdę. No i… pomyślałem, że ci się spodoba.
- Jest...bardzo ładna - dziewczyna przyjęła bransoletkę z pewnym wahaniem zapinając ją sobie na nadgarstku. Nie mógł mieć pewności czy zrobiła to tylko dlatego, że ją poprosił i czy jeśli się rozstaną nie wyrzuci tego nietypowego prezentu. Po wyrazie jej twarzy wciąż ciężko było odgadnąć czy mu uwierzyła czy może planowała przy najbliższej okazji uciec.
- Tak, może kiedyś… - rzekła tajemniczo otwierając drzwi prowadzące wprost na krętą klatkę schodową hostelu. - A może to wszystko tylko sen? - dodała, patrząc na wiszący nad schodami obraz.



Igor podążył za jej wzrokiem. Jakoś nigdy nie lubił surrealistów. Przyprawiali go o ciarki.

Baczy 07-08-2015 20:58

Paweł ścisnął w dłoni małą metalową kulę, otwierając kciukiem klapkę i wciskając ukryty za nią przycisk uzbrajający ładunek. Wąski, niski korytarz nie był idealnym miejscem do rzucania granatami. Musiał cisnąć nim poziomo na jak największą odległość. Rzucił. Granat przefrunął kilkanaście metrów, rykoszetował od sufitu i spadł na podłogę obok lecącej korytarzem bzyczącej malutkimi skrzydełkami chmury rojobotów.
Detonacja była niewidoczna i bezgłośna, ale jej efekty widoczne. Padła noktowizja w goglach Black Horse’a, który nie widziałby nic, gdyby nie słabe światło latarek przebijające się z góry. Zgasła latarka niesiona przez jednego z biegnących korytarzem uciekinierów, którzy sądząc po odgłosach powpadali na siebie w ciemności. Widział tylko słabe zarysy ich sylwetek na tle rozświetlonego reflektorami żołnierzy Frontexu głównego tunelu. Ale bzyczenie rojobotów w tle ustało.

Paweł stał na granicy zasięgu wyładowania. Część jego urządzeń mogła przetrwać, ale nie miał czasu teraz ich sprawdzać. Wskoczył na drabinę, wdrapał się w dwóch skokach i zdążył jeszcze usłyszeć wykrzykiwane:
- Stać! Ręce do góry! - nim zamknął za sobą właz. Nie wiedział czy żołnierze zauważyli go, czy krzyczą tylko do uciekinierów, którzy zostali na dole.
Holofon nie działał.

Wystraszeni uchodźcy tłoczyli się na wąziutkich spiralnych schodkach prowadzących do przepompowni, z której było wejście do znanego Pawłowi suchego kanału. Oni jednak nie mieli pojęcia, którędy dalej iść. Niemowlę na rękach jednaj z kobiet głośno płakało. Black Horse przeciskał się powoli na górę, bardziej wspinając po barierkach niż wchodząc, bowiem na stopniach nie dało się minąć. Dziesięć metrów powyżej, na samej górze szybu stojąca na drabince młoda kobieta siłowała się z włazem prowadzącym na ulicę, który jednak był solidnie zamknięty. Paweł, będąc w połowie schodków, nie widział jeszcze Nadji i Modesta, słyszał za to uniesiony głos Zejnaba oraz dwóch innych Azerów, stojących u szczytu schodków i w drzwiach przepompowni. Spojrzał w górę i dostrzegł, że gestykulują intensywnie, na ile pozwala na to panujący ścisk.

Kocur dzięki translatorowi zaczął rozumieć słowa kłócących się imigrantów.
- Nie możemy! - protestował ten, który znał Black Horse'a. - Ona jest z Pawlem-bejem a on nam pomógł, tak się nie godzi!
- To niewierni! - zagrzmiał starszy, z długą czarną brodą. - Nie jest grzech wydać jednych drugim.
- Wysadzą ten właz i i tak nas złapią, są już na dole! - dodał trzeci, najmłodszy.
- Wierzycie Frontexowi? - zapytał kpiąco pierwszy.
- Chcą dziewczynę, nie nas. Zalegalizują nas, dadzą zasiłek! Nie będziemy musieli dłużej mieszkać w podziemiach!
Modest wyświetlił Nadji tłumaczenie a dziewczyna spojrzała na nie i trwożliwie cofnęła się za Darskiego. Między nim a trzema mężczyznami stała tylko jedna milcząca kobieta. Pistolet na usypiające strzałki niezauważenie znalazł się w dłoni. Modest mógł bez ryzyka sięgnąć ręką i trafić najstarszego. Do młodszego krzykacza musiałby się jednak potem przepchać przez dwie osoby a w tym czasie mogliby się zorientować co robi.

Darski przygryzł wargi, zaczął majstrować przy holofonie. Połączył się z wszczepem owłosienia, a następnie wydłużył sobie nieco włosy i zapuścił brodę. Nikt mu się bardzo nie przyglądał, więc może nawet nie zauważą zmiany, umysł ludzki często ignoruje je tam, gdzie sie ich nie spodziewa. A nawet jeśli, to mało istotne, chodziło mu głównie o zakamuflowanie rysów twarzy.
- Zasłoń twarz, unikaj kontaktu wzrokowego z nimi wszystkimi. Zaraz wrócę - poinstruował jeszcze Nadję, zaś do Doriana napisał krótko “Tłumacz”. Wsunął rękę z pistoletem pod poła marynarki i zaczął przepychać się w stronę dyskutantów.

Stanął obok mężczyzn, od razu poznali, że czegoś od nich chce, żaden jednak nie powiedział ani słowa. Przetrzymał ich jeszcze chwilę w niepewności, po czym rozpoczął swój krótki monolog.
- Wiecie, jak to wygląda? W każdym mieście, gdzie trafią na nasz ślad jest tak samo. Obiecują ludziom to, czego im akurat brakuje. Pieniądze, wizy, leki dla chorej na białaczkę córki, ściągnięcie jedynego syna z frontu, załatwią wszystko w okamgnieniu, jeśli tylko powiecie, gdzie ją widzieliście. Myślicie, że kiedykolwiek spełnili obietnicę? Zapytam inaczej - ktoś wie, że zrobiliście coś strasznego, coś co wstrząsnęłoby całym światem, gdyby wyszło na jaw. I on - wskazał na młodszego z rozmówców - mówi, że tę osobę widział. Zostawicie go przy życiu? Zaufacie mu, że nic więcej nie wie, że dziewczyna nie przekazała mu jakichś informacji, że nie jest jej następcą, który przejmuje od niej tajemnicę? Zabijają każdego, kto się z nią zetknął. Słyszeliście strzały tam, na dole. Nie patyczkuja się, dla nich zabicie kilku osób nic nie znaczy, a nabój mniej kosztuje niż wasza wolność czy zasiłki. Jak ją dorwą, nie będzie im na was zależało, pozbędą się was za samo wspomnienie tego incydentu. Jedyne co was teraz może uratować to utrzymywanie, że było zamieszanie, uciekaliście w ciemnościach i nie widzieliście nikogo pasującego do opisu. Tylko tak przeżyjecie.

Całą tyradę kazał tłumaczyć Dorianowi dla wzmocnienia efektu, oraz aby zrozumieli, że słyszał całą ich rozmowę. Oczywiście, mogli mu przytaknąc, żeby potem ich wydać, ale musiał zaryzykować, gdyby uśpił jednego i ktoś zobaczyłby broń, wybuchłaby panika. Nie liczyłoby się, że ten ktoś żyje, że to dla względów bezpieczeństwa, że nikomu poza dwoma cwaniaczkami nic nie grozi. Zobaczyliby niewiernego z pistoletem i jednego ze swoich, padającego bezwładnie na ziemię. Rozszarpaliby go, będąc święcie przekonani, że inaczej będą jego kolejnymi ofiarami. Oby udało mu się ich nastraszyć. W przeciwnym razie nie tylko Nadię mogą zlokalizować, ale i jego. Broda brodą, ale nie powinien ruszać się z domu bez maski…

Azerowie słuchali Darskiego w osłupieniu, zaskoczeni tym, że mówi ich językiem oraz zmianą jego wyglądu. Stojąca obok kobieta aż krzyknęła, wpadając plecami na ścianę. Efekt grozy potęgował tłumaczący jego polskie słowa na azerski, niemal identyczny, lecz niższy o ton głos wydobywający się z głośnika holokularów.
Same słowa były jednak istotniejsze niż otoczka. Starszy mężczyzna z siwą brodą przełknął ślinę patrząc na Modesta.
- Ten człowiek ma rację – rzekł niepewnym głosem do swoich. - Nie mówcie nikomu, że ją widzieliście. Musimy jak najszybciej się z nimi rozstać.

Tymczasem Paweł przepchnął się na górę i poprowadził wszystkich wgłąb przepompowni. Otworzył tam śluzę prowadzącą do jednej z grubych na półtora metra rur. Tym razem Freerunner, Nadja i Kocur weszli razem pierwsi, uchodźcy zaś mieli zamknąć za sobą śluzę. Ruszyli zgarbieni na lewo, sto metrów przed sobą dostrzegając już dzienne światło. Rura prowadziła lekko pod górę. Był to kolektor odprowadzający nadmiar wody z kanałku gocławskiego, zatem stosunkowo czysty. Z powodu suszy wody nie było w nim teraz w ogóle a sam kanałek okazał się być wąską strużką płynącą na dnie półtorametrowego zagłębienia terenu. Wylotu strzegła krata, która jednak dała się bez trudu odsunąć. Wyszli na zewnątrz, gdzie owiał ich chłodny wiatr.

Wyjście znajdowało się pod mostkiem, dającym dodatkową osłonę przed wścibskimi oczami oraz kamerami dronów. Mostem przejechało jakieś auto, poza tym panowała cisza. Na prawo, czyli w pożądanym kierunku, kanałek prowadził w coraz płytszym zagłębieniu, wąskim przejściem między płotami dwóch zamkniętych osiedli. Dalej znajdowało się jeziorko otoczone przez mały, sąsiadujący z Pekinem park a za jeziorkiem most trasy ekspresowej, która z tego co widzieli w holowizji stanowiła mniej więcej granicę kordonu Frontexu. W linii prostej trzysta metrów, niestety częściowo odkrytego terenu.

- To co, idę pierwszy wypatrywać dronów, wy kilkanaście metrów za mną. A ci - Modest wskazał na właz, z którego powoli zaczęli wychodzić uchodźcy - niech poczekają chwilę i wyjdą spod mostu dopiero jak znikniemy im z pola widzenia. Idziemy kanałkiem, potem będzie można wejść na parkowe ścieżki biegnące wzdłuż brzegu. Macie lepszy pomysł? Śmiało.
- Sam im powiedz. Masz język w buzi tak samo jak my a i dogadywanie się z nimi idzie ci całkiem nieźle. - mruknął Paweł obserwując teren przed sobą. Po tłumku za sobą mniej więcej wiedział czego się spodziewać. Jednak nagle przypomniał sobie o czymś i zwrócił się do tłumku Azerów za nimi. - Potrzebuję holo. - rzucił patrząc na nich wyczekująco. Mieli okazję się odwdzięczyć na gorąco za ratunek w tunelach metra a jakieś jedno holo w takim tłumku była szansa chyba podłapać.
- Proszę - Zejnab, który przed chwilą wyszedł z włazu, wręczył mu zabytkową, słynącą z niezniszczalności Nokię 331. - Powodzenia, Paweł-bej.

Kocur wyjrzał spod mostku, skanując holokularami szare niebo. Prawie od razu dojrzał lecącego nad dachami obserwacyjnego drona. Za maszyną ciągnęła się srebrzysta nić połączenia sieciowego, ginąca gdzieś w rejonie Ostrobramskiej. To tam, pewnie w zaparkowanych przy stacji ciężarówkach, technicy Frontexu musieli mieć centrum dowodzenia. Wtem nić zniknęła, zastąpiona przez krótki wirtualny błysk wychodzący z holokularów a dron postanowił popełnić efektowne samobójstwo pikując ostro w dół i rozbijając się z hukiem - łup! - o dach pobliskiego bloku. Program znów zadziałał błyskawicznie. Wręcz zbyt szybko jak na rozum Darskiego. Maszyny Frontexu musiały mieć przecież naprawdę mocne zabezpieczenia. Alladyn był dobry, ale raczej nie aż tak, by hakować je w sekundę. Albo tak jak Modest był tu tylko pośrednikiem albo ktoś sprzedał mu jakiś specjalny, kurewsko skuteczny lodołamacz.

Niebo chwilowo było czyste, więc bez dalszej zwłoki ruszyli wzdłuż kanałku: Black Horse wypatrujący zagrożeń na ziemi a Kocur obserwujący niebo. Nadja skradała się za nimi, z narzuconym na głowę kapturem, oglądając się wciąż za siebie.

Uchodźcy nie zwlekając pobiegli w przeciwną stronę. Oby nie zwrócili tym uwagi pozostałych dronów patrolujących okolicę. A wystarczyło, żeby Black Horse poprosił o przysługę za pomoc w ucieczce...

Troje białych uciekinierów dotarło zaś bez przeszkód do miejsca gdzie kanałek przechodził w jeziorko i kończyły się osłaniające ich dotąd z obu stron płoty osiedli. Przyklękli przy płocie, rozglądając się. Park był opustoszały: ani ludzi ani maszyn. W tej dzielni wieści szybko się rozchodziły. Niecałe dwieście metrów dalej widzieli już most, którym trasa ekspresowa przechodziła nad kanałkiem. Przejście nie wyglądało na obstawione. Pozostała decyzja czy iść lewym czy prawym brzegiem jeziorka. Na lewym było trochę więcej drzew, za to dalej biegły wzdłuż niego płoty zamkniętych osiedli. Prawym było trochę bliżej, jednak teren był bardziej otwarty, osłonę mógł tu zapewnić tylko opadający ku wodzie teren oraz przybrzeżne zarośla i trzciny. Ale w razie czego blisko było do bram i uliczek Pekinu.

“Kocur, mogę zgarnąć was z trasy, jak na nią wejdziecie” – fixer przesłał wiadomość do Modesta.
W tej samej chwili mający oczy dookoła głowy freerunner, który akurat obejrzał się do tyłu, dostrzegł, że z włazu pod mostkiem, którym wyszli z podziemi, wyskakuje komandos Frontexu. Nie zauważył ich, w porę ostrzeżeni przez Pawła padli na ziemię. Wystarczyło przeczołgać się parę metrów za róg osiedla i można było iść dalej. Lecz wróg podążał ich tropem i było jasne, że zaraz wezwie w ten rejon wsparcie. Albo już to zrobił.

- Dobre oko - skomentował Darski. - Proponuję skradać się dalej lewym brzegiem.
- Mhm… - Black Horse mruknął twierdząco i podobnie skinął głową. Ruszyli w stronę lewej części, która zdawała się zapewniać lepszą osłonę. Nie było co zwlekać za tamtym pierwszym psem pewnie się zaraz zleci reszta stada.

Przeczołgali się za róg płotu i ruszyli wąskim skrawkiem parku między wodą a płotami osiedli. Przygarbieni, przemykając skokami między drzewami i kępami zarośli. Po drugiej stronie jeziorka odbijał się w tafli wody jeden z nadpalonych narożników Pekinu.


Szczęśliwie znajdowali się pod koroną drzewa, kiedy usłyszeli buczenie śmigieł a zza bloków po lewej wyłonił się dron. Przejęty przez program w e-glasach Kocura runął w taflę wody, rozbryzgując ją jeszcze rozpaczliwie czterema śmigłami zanim zatonął. Nie mieli innego wyjścia jak je strącać, ale awaria kolejnej maszyny musiała wzbudzić podejrzenia.
Byli w połowie drogi, gdy znów musieli paść w wysoką trawę, bo z pomiędzy budynków na przeciwległym brzegu wyjechał uliczką bordowy pickup z trzema ludźmi na pace. Wyglądając zza trzcin na pierwszy rzut oka poznali skórzane kurtki i łyse łby Czystych na usługach Frontexu. Nie mieli widocznej broni palnej, co nie znaczyło, że jej nie mieli. Dwóch zeskoczyło na ziemię, ruszając w stronę południowego skraju jeziorka. Pickup zaś zjechał na parkową ścieżkę i ruszył powoli wzdłuż tamtego brzegu ku trasie ekspresowej. Stojący na pace Czysty w skórzanej masce z goglami obserwował teren, jak na złość patrząc w ich stronę.

Do przejścia pod trasą mieli sto metrów, ale jeśli się ruszą, zostaną zauważeni. A jeśli się nie ruszą, droga ucieczki zostanie odcięta.
„Mogę przejąć kontrolę nad ich wozem” – odezwał się do Kocura All. - „Rozbić chujów o drzewo czy zafundować im kąpiel?”
Paweł zaś dostrzegł jakiś ruch dalej, pod murami Pekinu. Ktoś skradał się za zaparkowanymi wzdłuż bloków samochodami.
“Drzewo. Hollywood style.” - odpisał szybko Darski.

- Chyba możemy liczyć na małe odwrócenie uwagi, szykujcie się do biegu, jak tylko ich auto się rozbije - poinstruował Modest towarzyszy niedoli.
- No to dajesz czadu. - mruknął Paweł spoglądając uważnie na nieruchomy na razie pojazd. Zaległ obok Nadji i położył jej ramię na jej plecach. Pokrzepiająco zabębnił palcami po nich a gdy niepewna spojrzała na niego puścił jej oczko z uśmiechem. Odpowiedziała mu słabym uśmiechem. Wciąż się bała, lecz powoli wracała jej determinacja i pewność siebie. Nie była w końcu całkiem zwykłą dziewczyną, nie raz brała udział w różnych szemranych akcjach i zadymach. Sam zaczął pisać sms’a do Olega by miał jego nowy numer i by przygotować spotkanie z nim. Pisał prawie z pamięci zezując głównie na teren wokół siebie minimalnie poświęcając uwagę jednemu ze zdawałoby się nieśmiertelnych modeli komórczaków.

Bordowy pickup nagle przyśpieszył, wyrzucając spod kół trawę, kurz i grudy ziemi. Obserwator na pace zachwiał się i upadł a auto wjechało prosto w pień rosłego drzewa. Przez szum trasy ekspresowej przedarł się huk wgniatanej blachy, gdy maska samochodu zwijała się w harmonijkę. Tylne koła podskoczyły, autem zarzuciło. Prędkość była za mała, by całkiem wyeliminować kierowcę i pasażera, których ocaliły poduszki powietrzne. Wyczołgiwali się teraz z wozu a ich poobijany kumpel gramolił się z paki.

Dwóch Czystych, którzy obchodzili jeziorko od południa, zawróciło, biegnąc w stronę rozbitego pickupa. Ci wciąż byli groźni.
Ale tylko przez krótką chwilę.

Zza rzędu aut zaparkowanych wzdłuż murów Pekinu wypadło kilkanaście postaci. Koniew mógł wycofać się przed przeważającymi siłami Frontexu, ale najwyraźniej nie zamierzał pozwalać pałętać się małym grupkom Czystych po jego terenie jak po ich własnym. A może z okien Spartaka lub Pekinu dostrzegł grupkę Black Horse’a i postanowił im pomóc? Wśród szarżujących kozaków Paweł ze zdziwieniem po czarno-białym bojowym dresie rozpoznał Olega, do którego właśnie pisał.

Jeden z Czystych wyjął pistolet, lecz ułamek sekundy później padł strzał, chyba z okien Pekinu. Zdjęty przez snajpera Siczy łysol runął bezwładnie na parkową ścieżkę, wyrzucając broń w powietrze. Pozostali czterej podjęli jedyną rozsądną decyzję, czyli rzucili się do ucieczki. Prosto do przejścia pod mostem trasy ekspresowej. Gawriluk, dzięki swym specjalnym buciorom pokonujący teren trzymetrowymi skokami, wysforował się na czoło kozackiej szarży i dopadł najwolniejszego z Czystych, wytrącając mu kopniakiem kij bejsbolowy z ręki i powalając ciosem pięści. Pozostali trzej mieli do mostu podobny dystans co troje ukrytych po drugiej stronie jeziorka uciekinierów. To było jedyne przejście pod trasą i zarazem wejście na nią (pod mostkiem były schody), na lewo i na prawo jak okiem sięgnąć przejście zagradzały wysokie ekrany dźwiękochłonne.

- Nie do końca na to liczyłem. - Modest zawahał się, nie ruszył się z miejsca. - Ok ruszamy powoli, ale tak, żeby tylko nas zobaczyli jeśli w biegu zachcą się odwracać - wskazał gestem głowy na Pawła. - Nadja kryje się za nami, żeby jak najmniej było ja widać. Naciągnij kaptur, schowaj włosy, głowa nisko - poinstruował ją Darski.

Paweł zaskoczony widokiem i walczących Kozaków a głównie Olega zerknął na pożyczone od Azerów holo by sprawdzić czy przypadkiem Ukrainiec nie pisze czegoś do niego. - Mamy czekać aż reszta Frontex’u wyskoczy za krzaka? Chuja tam, lecimy! - kozacko - huzarska natura Black Horsa dała o sobie znak. Niespodziewana odsiecz Kozaków była im jak najbardziej na rękę. Chwilowo zyskali przewagę i to była szansa jaką należało wykorzystać. Zwłoka nie gwarantowała, że nie natknął się na koljnych łysych, szturmowców czy te cholerne szpiegoboty. Natomiast stawiajac na prędkość mieli szansę dotrzeć do Kozaków i z nimi przebic się na zewnątrz kordonu nawet jesli potem musieliby się z nimi pożegnać. W Kozakach upatrywał naturalnych sojuszników i wolał współdziałać z nimi niż przenikac dalej samemu. Snajper na dachu zaś zapewniał pewien poziom bezpieczństwa i osłony.

Nie zwlekał więc i pociągnął za ramie Nadję za sobą. Miał nadzieję, że oboje nadążą za nim. Nie przejmował się czy łysi ich dostrzegą czy nie. Nawet Nadji w tej bluzie i kapturze niekoniecznie musieli poznać, że to w ogóle dziewczyna. Co jak co ale liczył, że Oleg jak się zbliżą rozpozna chociaż jego a przynajmniej wraz z Kozakami skojarzą ich trójkę jako uciekinierów z metra. Przecież nie byli łysi, w skórach ani uniformach Frontex’u. Zaś sprawnych łysych zostało trzech, za plecami mieli Olega który jednym czy dwoma ciosami załatwił jednego z nich to i z resztą mógł sobie pewnie poradzić równie sprawnie. A jeszcze dobiegało za nim Koniew, jego chłopaki a z przeciwnej Black Horse. A Paweł wierzył, że nawet we dwóch jakby mieli choćby moment na taka okazję to praktycznie w biegu załatwiliby tych trzech. Zresztą… Może jak zobaczą trójkę biegnących to uciekną gdzieś czy co… To w ogóle nie trzeba by było się z nimi prać.

Modest westchnął ciężko, ruszył za narwańcem, ale wolniej, pisząc wiadomość do Alladyna.
"Dzięki, ładnie to wyszło" - napisał zapominając, że Al ma dostęp do jego hologlassów. - "Zaraz będziemy na wiadukcie, daleko jesteś?"

„Jadę trasą w stronę centrum, będę za minutę” – odpowiedział Alladyn, gdy zbliżali się już do mostu, a właściwie mostów, bo Aleja Stanów Zjednoczonych biegła nad kanałem dwoma osobnymi nitkami. Musieli teraz tylko przebiec pod nimi i wejść schodami na północną nitkę. Na moście była przerwa w ekranie dźwiękowym i słyszeli już wyraźnie szum ruchliwej arterii.
Dobiegli pod nią niemal równocześnie z trzema Czystymi, mierząc się wzrokiem z przeciwnych brzegów szerokiego na jakieś siedem metrów kanału.


Pierwszy z Czystych - typowy łysy osiłek - nie oglądając się na kumpli wbiegał już schodami na południową nitkę trasy. Ale podążający za nim chudszy skin o szczurowatej gębie zwolnił, wgapiając wyłupiaste ślipia w biegnącą za rękę z Pawłem Nadję. Wybałuszył je jeszcze bardziej i rozdziawił gębę. Rozpoznał ją, bez wątpienia. Dziewczyna mogła skrywać twarz pod kapturem, lecz tamci musieli mieć opis jej ubrania.
Trzeci z Czystych - ten w skórzanej masce z goglami - nie poświęcał im uwagi. Oglądał się za siebie, na ścigającego go Olega, który zbiegał już nad kanałek jakieś piętnaście metrów za nim. Reszta kozaków była daleko w tyle. Zamaskowany naziol wyszarpnął spod kurtki pistolet, próbując odbezpieczyć go w biegu.
- Trzyma broń tak, jakby robił to pierwszy raz - Modest usłyszał w słuchawkach głos Doriana. Broń jednak była bronią, Olega mogła czekać pod mostem niemiła niespodzianka.

Szczurowaty tymczasem, wciąż patrząc na Nadję i wchodząc tyłem na schody, wyjął z kieszeni holofon i uniósł go do ucha.
Modest wyjął pistolet w biegu, jeśli chudzielec powiadomi kogokolwiek, mogą nie wyjść z tego cało. Zatrzymał się i wymierzył w trzymającego holofon mężczyznę. Wystrzelił.

I chybił. Jeden pocisk rykoszetował od filaru mostu, drugi od chodnika. Szczurowaty odskoczył, potykając się na stopniach i upadając na tyłek w połowie schodów. Darski widział teraz tylko jego odzianą w dżinsy nogę i musiał podbiec parę kroków, by mieć lepszy cel.
Tymczasem Paweł podwinął rękaw bluzy z symbolem czarnego szachowego konia, odsłaniając zamontowany na przedramieniu mechanizm. Wystrzelił zeń linę zakończoną automatycznym hakiem, który wbił się w betonowy spód mostu. Black Horse wyskoczył nad wodę a lina zwijając się a potem znów rozwijając przebujała go prawie na drugi brzeg. Wylądował tuż przed filarami, po kolana w brudnej wodzie, lecz na stabilnym betonowym podłożu.
Czystemu w skórzanej masce udało się wreszcie odbezpieczyć broń i strzelił w biegu do Modesta, pudłując o kilka metrów i jednocześnie docierając do schodów. Gawriluk zbiegł właśnie nad kanał a po drugiej stronie Nadja przylgnęła ciałem do filaru mostu.

Gdy Paweł wylądował w wodzie półtora metra od zamaskowanego, ten skierował pistolet w stronę freerunnera. Filary były za wąskie, żeby całkiem go osłonić. Modest miał zaś na faceta w masce całkiem dobry cel, trochę gorszy zaś na gramolącego się na nogi za jego plecami szczurowatego z holofonem.

- Jak pech, to pech- wymruczał pod nosem Kocur, po czym ponownie strzelił do chudego neonazisty. To on, nie zaś ten z bronią, zagrażał bezpieczeństwu ich wszystkich, chłodna kalkulacja wzięła górę. Jak go uśpi, zajmie się tym zamaskowanym, o ile nie zrobią tego nadbiegający Oleg albo sam Paweł.

Black Horse miał inny plan ale sytuacja zmieniała się bardzo szybko. Widząc skierowany w siebie wylot lufy musiał zmienić priorytety i hierarchię celów. Nie miał ochoty sprawdzać czy łysy trafi czy nie ale pusta przestrzeń i to niezbyt duża oraz nogi Pawła uwięzione w wodzie po kolana niezbyt mu sprzyjały w ucieczce czy ataku. Cokolwiek by zrobił tamten zapewne zdążyłby wystrzelić przynajmniej raz. Ale runner wpadł na pewien pomysł.

Miał ochotę chlasnąć wystrzeloną linką w dłoń czy twarz łysego punka ale ta się jeszcze zwijała po skoku. Więc zrobił wymach ramieniem i sieknął nią jak pejczem celując w przeciwnika. Cieniutka a mocna linka z grafenowych włókien przecięła ze świstem powietrze mknąć ku celowi z miękkiego ciała gotowa zanurzyć się w tej żywej masie. Paweł zaś był gotów do skoku niezależnie czy trafiłby czy nie, ale wiedział, że stanie w bezruchu nie zwiększy jego szans na wygranie tej walki. Z tym rewolwerowcem starczyłoby mu wyłączenie go z walki choć na chwilę ale głównie nadal zamierzał spróbować powstrzymać tego z holo.

Pistolet w dłoni zamaskowanego wypalił w tej samym momencie gdy linka smagnęła go po dzierżącej broń ręce owijając się wokół niej a podążający za linką hak rozciął rękaw i rozorał skórę. Czysty zawył. Paweł wyskakiwał już z wody. Poczuł ukłucie w lewym ramieniu - kula drasnęła go, rozrywając rękaw bluzy. Czysty upuścił pistolet, próbując uwolnić zranioną rękę. Drugą sięgał po nóż.

Cios opancerzonej pięści rozpędzonego Olega posłał go na ziemię. Sekundę później but Black Horse’a wytrącił mu ostrze a Gawriluk kopnął podnoszącego się w skroń, wyłączając go z walki na amen.
- Dziewczyna…jest… - Szczurowaty z holofonem przy uchu zdążył wykrztusić słabym głosem dwa słowa nim zatoczył się, upadł i stoczył po schodach. Wylądował u ich stóp przewracając gałkami ocznymi, tocząc ślinę z ust i chrapiąc. Z jego chudej szyi sterczała strzałka. Kocur tym razem trafił idealnie.
Trzeci z Czystych, ten wielki łysol, obejrzał się i zerknął w dół schodów, lecz widząc pogrom kumpli natychmiast odwrócił się i uciekł.
- Ziom! – Oleg objął Pawła. – Dzwoniłem, ale miałeś wyłączone holo. Na wyjazdach z dzielni trzepią każdą furę, korki takie, że nie mogłem się przebić. Wróciłem do Spartaka akurat jak zobaczyli was z okien. Koniew pozdrawia!

Przerwał, bowiem daleka, od południowego krańca jeziorka, dobiegła ich uszu seria z automatu. W oddali, między drzewami ujrzeli czarne sylwetki czarnych mundurach, wyłaniające się z przejścia między osiedlami. Komandosi Frontexu chyba ich nie dostrzegli, zainteresowali się za to kilkoma kozakami, którzy zostali przy rozbitym pickupie. Kozacy, również ci którzy biegli za Olegiem, przerwali teraz pościg i zaczęli uciekać w stronę Pekinu.

- Au! - krzyknął krótko Paweł częściowo z napięcia częściowo ze strachu jakie zazwyczaj czuł podczas walk. Najmniej z bólu bo adrenalinowy koktajl w żyłach skutecznie zneutralizował ból z tak niegroźnej rany. Miał farta, że ledwo go musnęło w ramię a nie w głowę czy szyję. Ale udało się! Łysek w skórzanej katanie wypuścił broń! Sięgnął co prawda po nóż ale nóż to zwarcie a w tej dziedzinie i Paweł i Oleg zawyżali poziom zdecydowanie ponad średnią uliczną. A kuloodporny to żaden z nich nie był. No to teraz szanse zdecydowanie przechyliły się na ich korzyść.

Obaj tworzyli zgrany duet i pojedynczy przeciwnik klasy jaką reprezentował ganger nie miał szans. Razem wyłączyli go z walki prawie, że w przelocie bo jak nie pięść jednego to but drugiego skutecznie wyeliminowały go z walki. I dobrze ale jednak zajął im cenne sekundy a przecież głównym celem był ten chudzielec w holo.

Paweł zwijając swój grafitowy bicz syknął przez zęby. ~ Nie zdążę! ~ Już był na tyle blisko, że widział rozbiegany, gorączkowy wzrok tamtego, słyszał jego spanikowany głos, ze zgrozą obliczał, że nie zdąży choć był tak blisko. Potrzebował dosłownie sekundy czy dwóch by go dopaść i następnych tylu by go wyłączyć z akcji czy posłać ten jego holo do kanału czy inną cholerę i tych nędznych paru sekund mu właśnie brakło! Na szczęście w gardle przeciwnika nagle pojawiła się jakaś strzałka a ten charknął, urwał, zakrztusił się i prawie padł od ręki jak ścięty. Paweł sprzedał mu jeszcze raz kopa na wszelki wypadek no i by dać jakoś upust swoim lękom i agresji. Na szczęście udało się choć na krótko ale się udało!

- Dobra, choć z nami, mamy transport, spróbujemy się przebić! - krzyknął kiwając głową potakująco do Ukraińca i Kozaka przyjmując jego wyjaśnienia. Trzeba było spadać. Komandosi w czarnych uniformach, w pełni wyekwipowani i zgranych team’ach stanowili poważne zagrożenie i Jasiński wcale się nie dziwił decyzji o odwrocie jaką podjął Koniew. To nie była liga dla nich. Nawet on i Oleg może i z jakimiś pojedynczymi mogli się mierzyć w sprzyjających okolicznościach ale na pewno nie zwartym oddziałom. Poza tym walka z nimi od początku nie była celem Pawła. Mieli się urwać a nie walczyć.

Zgarnął do kieszeni holo tego łysego wyłączając je wcześniej. Jeszcze nie wiedział po co ale wiedział, że może mu się to przydać. Klepnął Olega w ramię i dał znak, że czas spadać schodami na górę. - Spadamy na górę! - krzyknął do pozostałych na drugim brzegu Nadji i Kocura dając im definitywnie znak, że akcja u nich zakończona i czas się zrywać.

Modest skinął głową i ruszył schodkami po drugiej stronie kanału.
- Poczekaj za drzwiczkami - poinstruował Nadję, samemu otwierając je i wychylając się. Wyjdzie z nią dopiero, kiedy wypatrzy samochód fixera. Ciągle też trzymał broń w pogotowiu, wszak jeden z czystych zdołał wbiec na górę.

merill 11-08-2015 12:26

Wilamowski nie czekał dłużej, szofer mógł być potencjalnym zagrożeniem dla Idy i jej rozmówczyni. Mógł być, ale nie musiał, dlatego on też postanowił trzymać się na dystans do śledzonego. Nie chciał spalić przykrywki Oboleńskiej, ale mógł mieć szofera na oku.

Szofer szedł bardzo szybko a jego rozmiary ułatwiały mu stawianie długich kroków. Wilamowski, trzymając się techniki śledzenia a więc nie podbiegając, nie mógł dotrzymać mu tempa i został trochę z tyłu. Przed sobą widział już restauracyjny ogródek a w nim informatorkę i Idę.
Wielkolud nie obejrzał się ani razu. W parku było o tej porze sporo ludzi, więc Jerzy pozostał niezauważony. Lub tak się mu wydawało.
Olbrzym prawie wchodził już na teren restauracji a Jerzy był kilkanaście metrów za nim, gdy coś przykuło wzrok agenta. Spacerujący prostopadłą alejką mężczyzna w berecie spuścił ze smyczy dwa bliźniacze, wielkie czarno-białe dogi. Mężczyzna obrócił się i zaczął uciekać a oba psy zawarczały, natychmiast ruszając prosto na Wilamowskiego, gotowe dopaść doń w kilka sekund.
W tej samej chwili szofer wkroczył do ogródka i będąc trzy stoliki od kobiet wyjął z kieszeni pistolet, unosząc rękę w stronę Idy i Diany, która krzyknęła. Wilamowski, samemu wyszarpując spod poły marynarki broń, wiedział już, że zdąży strzelić albo do psów albo do olbrzyma. Musiał wybierać.

Nacisnął toporny spust Visa. Pocisk kalibru 9 milimetrów opuścił lufę pistoletu i pomknął w stronę głowy szofera. Druga dłoń powędrowała do kabury po smartguna. Psy były coraz bliżej… wiedział, że może nie zdążyć.

Priorytety. Wszyscy je mamy. Chronić innych czy siebie? Jerzy wybrał z pełną świadomością.
Dobry strzelec nie potrzebował smartlinka.
Pocisk z zabytkowego VIS-a trafił szofera w tył głowy, odłupując fragment czaszki. Bryzgnęła krew, ale trafiony tylko się zachwiał, przez co jego strzał chybił Idę, która zdążyła schować się przed kolejnymi strzałami za przewróconym stolikiem. Dowgird mógłby przysiąc, że usłyszał metaliczny odgłos, gdy jego kula rykoszetowała od głowy wielkoluda. Dziewięciomilimetrowy pocisk powinien był ją rozłupać jak arbuza. To nie mógł być człowiek.
Wokół podnosił się chór krzyczących i uciekających we wszystkie strony cywili.
Z dobytego lewą ręką smartguna Wilamowski strzelił w psa, trafiając go w tylni bok. Wyładowanie EMP poraziło tylne łapy bionicznego zwierzęcia, które przewróciło się, koziołkując pod nogi Jerzego. Przed drugim skaczącym na niego dogiem Dowgird zdążył już tylko zasłonić się prawą ręką. Nawet żywy pies tej rasy ważył tyle co człowiek a mechaniczny chyba dwa razy tyle. Uderzenie tej masy wytrąciło człowieka z równowagi i przygnieciony ciężarem runął na twardą ziemię, wypuszczając z dłoni smartguna.
Stalowe kły przebiły ubranie i sztuczną skórę a potężne szczęki zacisnęły się na cybernetycznym przedramieniu, zgniatając metal i sztuczne tworzywo. Prawdziwe ramię zostałoby już zmiażdżone. Kilka metrów dalej drugi pies ze sparaliżowaną tylną częścią ciała z czołgał się na przednich łapach ku twarzy Jerzego. W polu widzenia pojawiła się Ida, strzelając do niego najpierw ze zwykłej broni a potem poprawiając z podniesionego z smartguna. Elektromagnetyczny pocisk poraził kręgosłup psa, unieruchamiając go oprócz ujadającego wciąż łba. Drugi pies puścił cyber-ramię Jerzego, zamierzając skoczyć na kobietę, lecz Wilamowski zdążył chwycić go nadal częściowo sprawną mechaniczną dłonią za szyję. Ida ostrożnie wymierzyła i strzeliła, wpierw chybiając wierzgającego doga, ale kolejna kula trafiła już prosto w rozwarty pysk. Łeb opadł bezwładnie a za nim całe bioniczne cielsko, przygniatające wciąż Jerzego.
Nadbiegli Kawka i Gryzik.
- W porządku? – zapytał mężczyzna, nachylając się nad Wilamowskim i pomagając mu uwolnić się od ciężaru.
- Tam! Ucieka! - Młoda agentka zwolniła tylko na moment obrzucając ich spojrzeniem, gdy przebiegała obok.
Podążyli za jej wzrokiem. Dobre sto metrów dalej, za namiotami kortów tenisowych, mignęła im między drzewami potężna sylwetka szofera niosącego przerzuconą przez ramię Dianę. Biegł ku Alei Waszyngtona. Po chwili zniknął im z oczu. Przez gęstą roślinność nie widzieli ulicy, lecz usłyszeli z tamtej strony głośny pisk opon i trąbienie klaksonów.

******

Został z zawiniątkiem bionicznego kota w ręku, kiedy Ida i reszta zespołu pognała za szoferem Oboleńskiej. Miał nadzieję, że uszkodził temu skurwiałemu androidowi, coś więcej niż kilka obwodów elektronicznych. Miał teraz inne zadanie, a wykonywanie go z Biernackim nie napawało go optymizmem. Rzucił do kierowcy busa adres, wtarabaniając się na miejsce pasażera. Bioniczna ręka była niesprawna,mógł co prawda używać zdrowej ręki, ale nie był już tak dobrym strzelcem.

Bus z piskiem opon ruszył we wskazanym kierunku, a sam Jerzy streścił Biernackiemu jego plan, kończąc słowami: - Jednym słowem, masz zidentyfikować i przejąć sygnał zwierząt, jakie Woroszył mógł zostawić w tej lokalizacji. Udało Ci się z wilkorem, więc mam nadzieję, że uda Ci się z innymi pupilkami naszego rosyjskiego przyjaciela. Ja postaram dostać się do środka i wywlec z tamtąd Atropowa.

Niezdarnie zdjął marynarkę, uszkodzona proteza nie działała tak jak powinna. Przeszedł na tył samochodu i zaczął uzupełniać oporządzenie. Granaty EMP, eyballe, amunicja do Visa.


Wreszcie wybrał karabin szturmowy, kompaktowa broń w układzie bullpup, załadowana przeciwpancernymi pociskami, kalibru .338 lapua magnum, powinna zrekompensować mniejszą celność wynikającą z uszkodzonego ramienia. W międzyczasie na ekranie komputera przeglądał plany budynku, w którym znajdowała się siedziba narzeczonego Oboleńskiej.

Bounty 28-08-2015 16:18

WTOREK, 24 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU, GODZ. 14:30


Muzyka




- Dzień dobry państwu, tu Magdalena Oszmiańska i specjalne wydanie Euronews z Warszawy. Nowe fakty w sprawie zamachu bombowego przed Frontex Citadel. W zamachu zginęło trzech funkcjonariuszy Frontexu oraz dwoje zamachowców…
Kamera pokazuje nakryte płachtą ciało terrorysty i jego rzekomej wspólniczki. Jej wystająca spod płachty dłoń jest wciąż kurczowo zaciśnięta na pistolecie maszynowym. Igor Siodłowski mógłby jednak przysiąc, że była przypadkową ofiarą strażniczego robota i w chwili śmierci dzierżyła w dłoni transparent, nie broń.
- Dwóch funkcjonariuszy Frontexu oraz czworo demonstrantów, pikietujących przed siedzibą korporacji, zostało rannych. Rzecznik prasowy Frontexu na wspólnej konferencji z policją podał do wiadomości, że w zamachu wzięło udział prawdopodobnie czworo terrorystów. Dwoje z nich wciąż przebywa na wolności, jednak ich twarze uchwyciła kamera przemysłowa w przejściu podziemnym. Są uzbrojeni i niebezpieczni. Policja prosi o kontakt każdego kto ich zobaczy zaś Frontex wyznaczył nagrodę w wysokości pięciu tysięcy eurodolarów za informacje na ich temat.
Na ekranie pojawia się czarno białe zbliżenie młodego białego mężczyzny zdejmującego motocyklowy kask i prowadzącego pod rękę dziewczynę o długich rozpuszczonych włosach. Holowizja nie podaje nazwisk. Nie pokazuje też momentu zatrzymania uzbrojonego po zęby robota przez bezbronną dziewczynę.
- Do zamachu przyznało się ugrupowanie Ansar-Al-Islam, poprzez następujący komunikat przesłany do holoterminali centrum handlowego Złote Tarasy:
“My, Obrońcy Islamu, uderzyliśmy w opresyjny Frontex! A to dopiero początek! Jeszcze dziś uderzymy w samo serce zepsutego, konsumpcjonistycznego Zachodu.”

Trwa ewakuacja Złotych Tarasów, a na miejsce wezwano jednostki saperskie.
Igor minimalizuje w cyberoku okno wiadomości, bo prezenterka przechodzi do innych wydarzeń, które go nie dotyczą.

- W restauracji „Oldskul” w Parku Skaryszewskim miała miejsce strzelanina. Według wstępnych doniesień nikt nie zginął, jedna osoba została draśnięta a dwie poturbowane. Z relacji świadków wynika, że jednym z uczestników zdarzenia był udający człowieka, uzbrojony android, który uprowadził kobietę.
Na ekranie miejsce widoku restauracji zajmuje przejęta twarz młodego przystojnego kelnera.
- To było straszne – mówi do kamery, cały roztrzęsiony a zarazem przejęty, że jest w holowizji poprawia dłonią fryzurę. – Najpierw w ogródku wybuchła strzelanina, goście uciekli do środka a ten… potwór wszedł tutaj, ciągnąć tą kobietę jak szmacianą lalkę. W pewnym momencie ją ogłuszył i zarzucił sobie na plecy. Przepychał się między ludźmi rozrzucając ich na boki. To cud, że nikt nie zginął.
Na ekran wraca prezenterka.
- Przed chwilą, zanim nie utraciliśmy łączności z naszym, kolejnym już dziś, dronem, byliście państwo świadkami pościgu za androidem. Nie wiemy wciąż czy i jak się zakończył. Rzecznik prasowy International Artificial Intelligence Control Agency potwierdził, że jej funkcjonariusze poszukują androida o wyglądzie bardzo wysokiego i potężnie zbudowanego białego mężczyzny z uszkodzonym tyłem czaszki oraz zaapelował o informacje mogące pomóc w jego schwytaniu.

- Zakończyła się obława Frontexu na nielegalnych imigrantów na terenie Gocławia. Funkcjonariusze korporacji opuścili też już tunele nieczynnego odcinka metra. Wszystkie ulice na Pradze Południe są już przejezdne. Podczas obławy doszło do strzelaniny w okolicy Jeziorka Gocławskiego, nie mamy jednak wciąż żadnych potwierdzonych informacji o ofiarach. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach strą…






Modest i Paweł


Niebo zaroiło się od dronów.

Wyjrzeli na opustoszały (strzały musiały wypłoszyć ludzi) przystanek autobusowy przy trasie ekspresowej akurat, by ujrzeć je nadlatujące ze wszystkich stron, głównie znad objętego kordonem Gocławia. Przynajmniej kilkanaście maszyn, nie tylko Frontexu, lecz i holowizyjnych, wiszących wiecznie nad miastem jak sępy w poszukiwaniu ochłapów wydarzeń i każdego strzępu informacji jaki da się sprzedać. Wszystkie były wciąż daleko i kierowały się bardziej w stronę parku niż miejsca, w którym stała czwórka uciekinierów, ale było kwestią sekund nim znajdą się na tyle blisko, że będą mogły ich rozpoznać.
- Fuck! – Modest usłyszał w słuchawkach głos Alladyna. – Namierzaj! Patrz w niebo i obracaj się powoli.
Darski niczym obserwator niewidzialnej artylerii przeciwlotniczej brał na cel kolejne nadlatujące drony. Które jeden po drugim zaczęły spadać. Na chodniki, ulice i budynki. Wszędzie w okolicy jęły wykwitać niewielkie eksplozje. Aż niebo stało się zupełnie czyste, usłane jedynie chmurami i kluczami wędrownych ptaków – niecodzienny widok w Warszawie.

Pośród innych aut dostrzegli nadjeżdżającą wolno prawym pasem od Grochowa srebrną Teslę sedan, która zjechała w zatoczkę autobusową.
Drzwi wozu otworzyły się a na miejscu kierowcy ujrzeli ciemnowłosego mężczyznę z zarostem oraz z oczami zasłoniętymi przez rozbudowane holokulary.
- Wsiadajcie! – zawołał. - Szybko!
Modest rozpoznał w nim znajomego, więc wskoczyli do auta, którego drzwi zamknęły się automatycznie za nimi. Oleg, jako największy władował się na przód, zaś pozostała trójka, z Nadją pośrodku upchnęła się na tyle.
- Jestem All – przedstawił się kierowca. Zauważyli, że od jego holokularów biegnie kabel podpięty do bioportu ukrytego pod włosami z tyłu głowy.
Samochód ruszył powoli, przepisowo włączając się do ruchu i równie przepisowo jadąc w stronę Saskiej Kępy.
- Nie da się ciut szybciej, ziom? – zapytał Gawriluk.
All, który nie trzymał rąk na kierownicy, za to nerwowo rozglądał się po niebie, łypnął na niego szkłami e-glasów.
- Nie umiem prowadzić – wyjaśnił rozbrajająco. – Miejmy nadzieję, że was nie rozpoznali jak wsiadaliście. Miała być was trójka – zauważył.
- Ja swój, nie bój żaby, ziomuś – wyszczerzył się w odpowiedzi kozak. – Będzie z tego hajs? Nie jestem tym altru… alturystą.
- Będzie – All zgodził się szybko skinieniem głowy. - Dla wszystkich. I za milczenie też.
- Jedziemy do Bibliotekarza? – wtrąciła Nadja.
- Tak. Czekaj.
Zjechali z trasy pierwszym możliwym zjazdem na Saskiej Kępie, gdy usłyszeli syreny a w powietrzu rozbrzmiał silnik śmigłowca. Pohałasował jednak tylko chwilę i zaczął się oddalać, zaś błysk kogutów mignął tylko w tyle, za szklanymi ekranami dźwiękowymi ekspresówki.
- Chyba się udało – odetchnął z ulgą All.
- Twój klient, ten Wołodia, kim on jest? – zapytała Nadja.
- Niewiele wiem – odparł po chwili wahania. – Pracuję dla niego od tygodnia. Pomagałem mu organizować specjalistyczny sprzęt, jak się dziś dowiedziałem do akcji odbicia ciebie. Nie widziałem go nawet żywo, kontaktujemy się tylko przez sieć. Facet jest małomówny. Cholera, gdybym wiedział, jak bardzo chcą cię dorwać, to bym się w to nie pakował. Nie wiem nawet o co w tym wszystkim chodzi i chyba nie chcę wiedzieć – westchnął i pokręcił głową.

Przecięli Międzynarodową Park Skaryszewski i dalej Grochowską i Targową, po lewej mijając górujące nad prawobrzeżną Warszawą wyniosłe wieże Portu Praskiego. Po kilku minutach skręcili w Ząbkowską i dwie przecznice dalej zatrzymali się naprzeciw bloku, na parterze którego siedzibę miała biblioteka publiczna dzielnicy Praga Północ.


W miarę transferu całej wiedzy i kultury do sieci oraz jej powszechnej dostępności większość bibliotek zamknięto, zaś nieliczne pozostałe borykały się brakiem funduszy otwierając się raz na jakiś dla emerytów, niepotrafiących odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Trzeba przyznać, że była to dość oryginalna przykrywka dla meliny rewolucyjnej organizacji terrorystycznej.

- To tu – oznajmił All. – Ja nie wchodzę. Zakitram się na jakiś czas i wam radzę to samo. – Wydobył z kieszeni kurtki i otworzył pudełeczko, z którego wyjął tysiąc-eurodolarowe chipy gotówkowe, wręczając po dwie sztuki Olegowi i Pawłowi. – Pamiętajcie, nigdy się nie widzieliśmy.
- Już zapomniałem twojego ryja, kolo – wyszczerzył się Gawriluk.
- Więcej gotówki przy sobie nie mam – dodał fixer, zerkając na Modesta. – Mój klient prześle ci link do lokacji w Netropolis. Tam pogadacie, jak było umówione. Wchodzisz z nimi czy gdzieś cię podrzucić?


_________________________________________________

Igor


"Sen spowodowany lotem pszczoły wokół owocu granatu na sekundę przed przebudzeniem"

- przeczytał Igorowi Connor, po czym skomentował zgryźliwie: – Tytuł jest tak samo pozbawiony sensu jak obraz. Jak tygrys może wyskakiwać z ryby a ryba z owocu? Przecież słoń nie utrzymałby się na tak cienkich nogach o ile nie są ze stali grafenowej! Dlaczego wam, ludziom, śnią się tak absurdalne rzeczy? Cieszę się, że nigdy nie śniłem.
Podejmowane czasem przez AI rozpaczliwe próby zrozumienia abstrakcji bywały zabawne lub irytujące a czasem prowadziły do przegrzewania się procesora.

„Inspiracje do namalowania obrazu Salvador Dali zaczerpnął wprost od swojej żony Gali, która opowiedziała mu swój sen.” – duch zaczął czytać jakiś opis znaleziony w sieci. – „Jak stwierdził później artysta, zainspirował się również odkryciami Zygmunta Freuda na temat zewnętrznych czynników odpowiadających za powstawanie snów.
Naga Gala unosi się nad lustrem wody. Jest symbolem fantastycznych i niemożliwych w realnym świecie zjawisk, które widzimy w naszych snach.
Wściekłe tygrysy będące wytworem snu atakują bezbronną kobietę. Wiszący obok niej bagnet jest symbolem żądła pszczoły krążącej wokół owocu, które za chwilę obudzi śpiącą i przerywając sen "wyrwie" ją z łap napastników.”


- Hej, Siodło czy w klinice Laura z tą małą nie żartowały, że w lustrzankach wyglądasz jak wielka pszczoła?

Trajkotał jeszcze gdy rozejrzawszy się ostrożnie wyszli na ulicę. Żadnych służb mundurowych nie było widać, ale nim Siodło zdążył odpowiedzieć duch przerwał, wyświetlając w cyberoku Igora okno wiadomości i oznajmiając:
- Oho, jesteśmy w newsach, bracie.
Oglądając jednym okiem holowizję Igor poprowadził Laurę pośpiesznie ulicą w kierunku przeciwnym od Dworca Centralnego. Zdążyli odejść pięćdziesiąt metrów i mieli już skręcić w Hożą, kiedy Siodłowski obejrzał się kontrolnie za siebie. Przed hostelem na ciężkim motocyklu siedział czarno umundurowany funkcjonariusz Frontexu w kasku na głowie, zaś identyczny, ale pusty pojazd stał obok.
- Kamera na jedenastej! – ostrzegł Connor.
Igor podążył za jego wzrokiem, dostrzegając górujące nad skrzyżowaniem panoramiczne urządzenie umocowane na latarni. Wszechobecność monitoringu upodabniała centrum miasta do planu reality-show. Bezpieczeństwo obywateli przede wszystkim. Prywatność jest przeżytkiem. Programy do rozpoznawania twarzy czyniły to narzędzie kontroli jeszcze skuteczniejszym a Policja najwyraźniej udostępniła je Frontexowi.
Po drugiej stronie Hożej, na rogu znajdował się sklep z szyldem „Bracia Kowalscy”. Obiema ulicami jechało kilka samochodów, w tym Hożą od zachodu zbliżała się automatyczna taksówka. Tymczasem Czarny Mundur na motorze uniósł dłoń do hełmu i krzyknął coś do niewidocznego kolegi, wskazując dłonią i ruszając z piskiem opon w kierunku Laury i Igora.


_______________________________________________

Ida i snaX

Muzyka

Przechwycony przez netrunnera holowizyjny dron nadleciał nad aleję Waszyngtona w samą porę, by dostrzec błękitne sportowe auto, wykręcające na całej szerokości dwupasmowej ulicy, wymuszając pierwszeństwo na innych pojazdach i w akompaniamencie klaksonów odjeżdżające z piskiem opon na wschód. Samochód pędził, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, jadąc pod prąd i ignorując czerwone światła. Skręcił w lewo w Międzynarodową a następnie w Ostrobramską, w kierunku zachodnim. Przechwycone automatyczne taksówki nie mogły za nim nadążyć. Dopiero na skrzyżowaniu z Zieleniecką netrunnerowi udało się zorganizować dwa puste pojazdy, którymi spróbował zagrodzić uciekającym drogę. Nie mógł ryzykować gwałtownej kolizji – na szali stało życie zakładniczki. Osobiście mógł nawet mieć je w poważaniu, lecz wizja postępowania dyscyplinarnego była bardzo nieprzyjemna. Tym bardziej, że pościg był nadawany przez przejętego drona na żywo w holowizji.

Kierowca sportowego wozu był naprawdę dobry. Ominął blokadę zjeżdżając na chodnik i rozganiając przerażonych przechodniów, po czym pomknął dalej Targową.

W tym samym momencie snaX stracił obraz z drona. Nie został mu on odbity informatycznie. Krótki trzask, jaki usłyszał przed urwaniem się łączności mógł świadczyć o zestrzeleniu, najpewniej małym naprowadzanym pociskiem przez inną jednostkę powietrzną. Nie widział jej na radarze, więc musiała być niezarejestrowana i nielegalna. Uzbrojone drony były surowo zakazane. Mogły ich używać tylko wojsko i Frontex, przy czym ten ostatni tylko na granicach Unii. Nie dysponowała nimi Agencja, ze względu na ryzyko przejęcia przez AI ani policja, której i tak nie byłoby stać na taki sprzęt. Nawet obserwacyjne drony były jednak zmorą przestępców, niektórzy znaleźli zatem środek na radzenie sobie z nimi. Zdarzało im się już strącać policyjne i agencyjne maszyny. W tej sytuacji pozostawało tylko wezwać śmigłowiec, lecz było jasne, że zanim nadleci, po uzbrojonym dronie nie będzie już śladu. Nawet snaX nie był w stanie namierzyć jego sygnału wśród tysięcy połączeń sieciowych.

Taksówki zdążyły jeszcze zarejestrować uciekające auto skręcające w Kijowską, nim zostawiając je w tyle znikło z pola widzenia ich kamer. To był rejon starych, sypiących się kamienic, pozbawiony miejskiego monitoringu.
Teren Kombinatu.


Do pościgu włączył się policyjny radiowóz i agencyjny dron wypuszczony z bagażnika przez agentów oraz kolejny, dostawczy, przejęty w okolicy przez snaXa, lecz pół minuty wystarczyło, by uciekający zapadli się pod ziemię. Musieli wjechać w któreś z podwórek.

Ida wraz Kawką dojechali na sygnale chwilę potem, parkując służbową Nową Warszawę na Brzeskiej obok radiowozu. Styrany życiem stary praski policjant pokazał im porzucone w bramie auto. Podwórka okolicznych kamienic łączyły się w jeden wielki labirynt i ścigani mogli być teraz niemal wszędzie w okolicy. W przeciągu kwadransa okolica zaroiła się od glin i kilku kolejnych agentów IAICA. Sprawa Woroszyła właśnie przestała być tajną operacją. Babiarz był wkurwiony, co można było przewidzieć.

Przesłuchanie okolicznych świadków zaowocowało wreszcie relacją staruszki, z gatunku tych spędzających całe dnie w oknie. Według niej trzech mężczyzn wraz nieprzytomną blondynką przesiadło się natychmiast do innego, zaparkowanego przy ulicy auta, po czym odjechali. Opis dwóch z nich pasował do androida oraz mężczyzny, który w parku poszczuł bioniczne psy na Jerzego. Trzeci był młody i w czapce z daszkiem. Samochód zaś miał kolor czerwony. Marki staruszka nie rozpoznała, zaś numery rejestracyjne nie odcisnęły śladu w jej zawodnej pamięci.

Porzucone w bramie sportowe auto miało fałszywe, holograficzne tablice a numer podwozia ujawnił, że zostało skradzione pół roku temu w Niemczech.
Przy Rondzie Waszyngtona został jeszcze porzucony srebrny Bentley Diany. Po sprawdzeniu numerów okazało się, że wóz jest z wypożyczalni, wypożyczony na nazwisko Oboleńskiej.

snaX zaś przy okazji grzebania w systemie kontroli dronów odkrył coś frapującego. Około godziny temu, podczas obławy Frontexu na nielegalnych imigrantów na Gocławiu, strąconych zostało kilkanaście dronów. Dokładnie osiem należących do Frontexu, trzy holowizyjne, jeden dostawczy i jeden policyjny. Nie zostały zestrzelone a zhakowane. Policja zgodnie ze standardową procedurą przesłała już informację do IAICA. Gliniarskie zabezpieczenia od zawsze były nędzne, ale zdołały wychwycić sygnaturę sprawcy. Pasowała do Wolanda.


________________________________________________

Jerzy

Na wczorajszej odprawie Babiarz stanowczo zabronił używania wilkora i teraz dobitnie podtrzymał swoje stanowisko. Bestia była zamknięta w magazynie i nie została jeszcze egzorcyzmowana tylko ze względu na niepisaną umowę z Biernatem. Agenci IAICA mieli likwidować lub aresztować niebezpieczne autonomiczne roboty a nie się nimi wysługiwać. Na lunch z Oboleńską zabrali tylko jednego kota a teraz nie było czasu, żeby wracać się do magazynu. Wyglądało na to, że sprawdzenie domu Atropowa będzie musiało się odbyć bez mechanicznego zwiadowcy. Na tyle furgonetki leżał w pudle jeden mały dron, ale te maszyny hałasowały i zwracały uwagę.

Biernat posłusznie przesiadł się do furgonetki, której kierownicę przejęła Gryzik. Szalony netrunner w rękach wciąż ściskał zawinięte w serwetę szczątki bionicznego kota. Wydobył zgnieciony komputer sterujący z łebka sztucznego zwierzęcia i oglądał go ze łzami w oczach. Śmierć prostej AI musiała być dla niego ciosem, tym bardziej, że sam się do niej przyczynił. Gdyby nie przejął manualnej kontroli nad kotem i nie zaatakował nim androida, stając do walki nierównej niczym Dawid z Goliatem, Ida prawdopodobnie by nie żyła. Pod wpływem impulsu, ale świadomie, poświęcił swojego pupila, by ocalić życie Kwiatkowskiej. A gdyby ona zginęła to całkiem możliwe, że i Jerzego rozszarpałyby bioniczne psy Woroszyła.

Biernat przytakiwał poleceniom Dowgirda, kiwając rytmicznie głową.
- Spróbuję – wykrztusił wreszcie, gdy Jerzy myślał już, że nie będzie zeń pożytku.

Do Wesołej nie było daleko. Po kwadransie szybkiej jazdy ekspresówką zjechali w ulicę 1 Praskiego Pułku znaleźli się w zupełnie innym świecie. Otulające Warszawę od wschodu lasy były objęte ochroną i tylko naprawdę zamożnych ludzi było stać na łapówkę, aby postawić sobie w ich zaciszu dom. Na przykład pochodzącego z Kaliningradu biznesmena z branży spedycyjnej Juriego Atropowa. Satelitarny widok posiadłości narzeczonego Diany robił wrażenie. Położona pół kilometra na zachód od wschodniej obwodnicy Warszawy, otoczona przez solidny mur, graniczyła bezpośrednio tylko z jedną zabudowaną działką. Południową część terenu porastał las. Na północnej znajdowały się zaś dwa domy, jakieś zabudowania gospodarcze, łąka (może małe pole golfowe?) oraz małe jeziorko.
Gryzik nieznacznie zwalniając przejechała przed bramą.


Ułamek sekundy wystarczył, by w głębi podwórza cyberoko Jerzego zarejestrowało zaparkowane na podjeździe bliższego domu auto. Ktoś był na terenie.
- Widzę dwa aktywne urządzenia sieciowe – zameldował półprzytomnym głosem Biernat, szarpiąc się nerwowymi ruchami za rozczochrane włosy. – Ale to chyba tylko holofony.
- Jak wchodzimy? – zapytała bez emocji agentka.

Wilczy 12-09-2015 21:52

- Przecież wiesz, Connor, że wolę landszafty. A gdyby nie obostrzenia, ulice Netro wyglądałyby jeszcze gorzej... - wtrącił Igor do niemal monologu ducha. Connor był chyba jego najbliższym przyjacielem, ale czasem był strasznie oderwany od rzeczywistości. Kto by pomyślał, że można powiedzieć coś takiego o AI?

Wyszli na ulicę. Najwyraźniej trochę za dużo czasu zmitrężyli w hostelu. No to pięknie - Igor miał nadzieję, że zdążą się oddalić, zanim jego twarz pojawi się w wiadomościach, ale nic z tego. Nie miałby też nic przeciwko, gdyby żołnierze Frontexu zajęli się przez resztę dnia czymś innymi - na przykład polowaniem na nielegalnych imigrantów, gdzieś na skraju miasta.

Starał się nie panikować, kiedy szybkim krokiem skręcił z Laurą za róg, w Hożą. W tej chwili nie był pewien czy bardziej bał się gościa na motorze, czy kamery nad skrzyżowaniem. Nie miał holomaski, ale zrobi co się da. Powinien mieć na decku spam reklamowy od Dronki. Zasłonią się nim. Może zwrócą uwagę przechodniów, ale przynajmniej kamera monitoringu ich nie rozpozna.

Projektor decka, którego Siodło używał czasem jako kina domowego, mógł wyświetlić obraz maksymalnych rozmiarów metr na półtora. Igor wybrał pierwsze co się nawinęło i po chwili zasłoniła ich trójwymiarowa ruchoma reklama szerokiego wyboru syntetycznego żarcia z dyskontu.

Taksówka, zwalniając, dojechała do skrzyżowania. Nie włączyła kierunkowskazu, co oznaczało, że pojedzie Hożą prosto. Siodło zza rogu słyszał już silnik motoru. Motocyklista wyjedzie zza rogu za góra kilka sekund.

Siodło czuł się osaczony, ale miał nadzieję, że tego po nim nie widać - lepiej, żeby Laura nie zaczęła teraz panikować. Postanowił zaryzykować.
- Szybko, do taksy! - rzucił do dziewczyny i podbiegł, ciągnąc ją za sobą, do taksówki stojącej na skrzyżowaniu. AI obsługująca monitoring musiała się zdziwić widząc reklamowe holo na środku jezdni, ale dziwić się może do woli. Igor chciał jak najszybciej wpakować Laurę do samochodu i wskoczyć za nią. Wolną rękę zaciskał kurczowo na trzymanym w kieszeni pistolecie.

Dziewczyna była wystraszona, lecz skoczyła za Igorem, gdy ten pociągnął ją za rękę. Zabiegli drogę taksówce na środku skrzyżowania. Małe, białe autko, puste w środku, zatrzymało się przed nimi i zatrąbiło nieśmiało. Na holowyświetlaczu miało napis „wolne”.
- Jeśli życzą sobie państwo skorzystać… - odezwał się jedwabisty, kobiecy głos.
W tej samej chwili Siodło usłyszał pisk hamulców i kątem oka dojrzał motocyklistę, zatrzymującego się w poprzek jezdni. Reklama z decka zasłaniała ich przed kamerą tylko z jednej strony.
- …z usług automatycznej taksówki…
- Stać! – zakrzyknął męski głos, zniekształcony przez zamontowany w kasku głośnik. Czarno umundurowane ramię sięgało już do kabury. Drugi motocyklista ruszał właśnie spod hostelu.
- …proszę ustawić się w miejscu nie blokującym ruch… - głos taksówki urwał się nagle a jej wszystkie drzwi otwarły się do góry.
- Do środka! - Igor prawie wepchnął dziewczynę do samochodu. Spojrzał na motocyklistę i włączył celownik łącza smartlink. Jak to dobrze, że nie musiał widzieć muszki i szczerbinki, żeby celować - choć to pomagało. Nie wyjmując broni z kieszeni kurtki, skierował ją mniej więcej w stronę motocyklisty i zaczął strzelać, gramoląc się tyłem do taksówki. Całe szczęście, że swego czasu zainwestował w tłumik, bo huk byłby ogłuszający. I ściągnąłby im na głowę jeszcze więcej problemów.

Ten sposób strzelania nie należał do najcelniejszych, lecz na pewno był zaskakujący. Igor nie trafił motocyklisty, ale zmusił go do ukrycia się za maszyną. Pociski krzesały iskry na jej karoserii. Przechodnie zaczęli uciekać i krzyczeć. Posłana w odpowiedzi kula chybiła Siodłowskiego, częściowo zasłoniętego holoreklamą. Druga rykoszetowała od maski taksówki, która ruszyła z piskiem opon, ledwo nomada zdążył znaleźć się w środku. Otwierane do góry drzwi zamknęły się już w trakcie jazdy. Motocykliści zniknęli za rogiem.

Taksówka miała cztery siedzenia, ustawione do siebie przodem oraz złożony fotel kierowcy, używany tylko w razie awarii a teraz zamknięty otwieraną kodem kratą, blokującą też dostęp do poruszającej się samodzielnie kierownicy oraz deski rozdzielczej, błyskającej od ostrzeżeń. Dostępne dla pasażerów były tylko klawiatura, holowizor i terminal płatniczy. Po podłodze poturlała się pod nogi Laury pusta butelka po piwie. Dziewczyna siedziała sztywno i bez ruchu, z dłonią wczepioną w fotel a drugą zaciśniętą kurczowo na pasie bezpieczeństwa oraz zastygłą w przestrachu twarzą. Gałki oczne o brązowych źrenicach wpatrzone w ulicę przed nimi, były prawie nieruchome i tylko czerwone wargi nieznacznie drżały. Igora wcisnęło w fotel gdy pojazd, wyjąc swym małym silniczkiem, rozpędzał się wąziutką, jednokierunkową uliczką do prędkości znacznie wyższej od dozwolonej. Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt na godzinę, zbliżając się do jadącego przed nimi żółtego dostawczaka, którego tył rósł w oczach.

Obaj motocykliści pojawili się znów we wstecznym lusterku, podążając ich śladem.

Igor nawet nie wiedział, że automatyczne taksówki mogą jeździć tak szybko - był przekonany, że mają wbudowane ograniczniki. Nie mówiąc już o tym, że wszystkimi kierowała miejska AI, czyli odpowiednik starej baby za kierownicą. Cóż, najwidoczniej nie w tym przypadku. Spojrzał na Laurę. Wyglądała podobnie jak wtedy, w przejściu podziemnym. Siodło zastanawiał się czy to dobrze czy źle dla nich. Oddalali się od centrum i od Czarnych Mundurów - to zdecydowana poprawa ich sytuacji. Zresztą, w jakikolwiek trans wpadła dziewczyna, budzenie jej teraz mogłoby się skończyć karambolem.

Siodłowski z trudem przeniósł się na przednie siedzenie, tyłem do kierunku jazdy. Usiadł przy kracie blokującej fotel kierowcy i spojrzał na klawiaturę przy zamku. W wielu urządzeniach robionych taśmowo - jak miejskie taksówki - czasem ludzie zostawiają fabryczny kod albo hasło. Spróbował 1234, albo 0000. W razie czego powinien mieć w torbie przybornik elektroniczny, ale rozkręcenie pulpitu zajmie mu chwilę - nie miał na to czasu.

Igorem znów zarzuciło, gdy o centymetry minęli dostawczak, który w ostatniej chwili zjechał w bok. Rozpędzając się do dziewięćdziesięciu na godzinę minęli kolejne równorzędne skrzyżowanie. Motocykliści nie pozostawali daleko w tyle. Jeden z nich zbliżał się z dobytą bronią, próbując podjechać od boku. Automatyczna taksówka, nawet jeśli nie miała wbudowanych ograniczeń prędkości, nie miała szans prześcignąć ich maszyn.
Najprostsze kombinacje nie działały.
- Siodło, oszalałeś? – jęknął Connor – Mamy ochraniacze. Wyskakujmy, jak zwolni na jakimś zakręcie, może pojadą za nią!
- Aha, tylko najpierw nas rozwalą! - odkrzyknął Igor. Czasem zapominał, że tylko on słyszy Connora.
Jacyś przechodnie uciekli z krzykiem spod kół. Taksówka, nie zwalniając, zbliżała się do skrzyżowania z Marszałkowską, główną arterią miasta, pełną jadących w obie strony pojazdów. Paliło się czerwone światło.

- Oż cholera, jasna! Laura! - wydarł się Siodło. Tam gdzie siedział - tyłem do kierunku jazdy - chwycił szybko pas bezpieczeństwa i przypiął się do fotela. To byłby dobry moment, żeby mimo pościgu, znów przejęła ich miejska AI. Igor wolałby już skończyć w pace, niż w taksówce zamienionej w kupę poskręcanego metalu. Ale może wystarczy, że miejski system zauważy anomalię. Nomad wyciągnął z kieszeni pistolet. Widział zbliżającego się motocyklistę, ale, o dziwo, miał teraz większe problemy. Odwrócił się - na ile tylko pozwalał mu pas - w kierunku jazdy, oparł lufę o zagłówek i zaczął strzelać. Najpierw w czerwone światło - awaria sygnalizacji na jednym z głównych skrzyżowań zmusi AI do szybkiej zmiany organizacji ruchu. A jeśli mała awaria nie wystarczy... Siodło będzie musiał jakoś zatrzymać samochody na Marszałkowskiej. Jeśli będzie musiał komuś przestrzelić opony - albo przednią szybę - żeby spowodować zator PRZED drogą ich przejazdu, to zrobi to. Na coś takiego miejska AI na pewno zareaguje. A także policja i pogotowie ratunkowe. Ktoś może przypadkiem ucierpieć. No cóż... to w końcu tylko miastowi.

Albo my, albo oni. Tak jak zawsze.

Pipboy79 12-09-2015 23:21

Post wspólny z Bounty
 
Paweł Jasiński - grawitacja to sugestia




Praga; Biblioteka Miejska


- Dobra to widzę, że się rozdzielamy. - Paweł, Oleg i Nadja wysiedli z auta podczas gdy Modest ze swoim sieciowym All zostali wewnątrz. - Dzięki za pomoc panowie. - Paweł pożegnał się krótko. Poprosił jeszcze Modesta o kontakt bo po stracie swojego holo nie miał swoich danych na użyczonej mu komórce a nie był pewny jak karta SIM zniosła impuls EMC od rzuconego granatu. Ten cały Modest na razie nie sprawiał na nim dotąd dobrego wrażenia ale głównie przez wkurzający go sposób bycia i mówienia za którym Jasiński nie przepadał. Okazało się jednak, że potrafi co nieco ciekawych sztuczek i zna ma ciekawych kolegów z następnymi ciekawymi sztuczkami. Nie byłby taki wkurzający na co dzień to może nawet dałoby się z nim wyzyć od czasu.

- Rozpoznasz tego Bibliotekarza? Powinien być w środku czy gdzieś indziej? - freerunner spytał dopiero co uwolnionej rewolucjonistki.

- To mój dobry przyjaciel – odparła dziewczyna, rozglądając się lękliwie dookoła. – I weteran naszego ruchu. Walczył jeszcze w Buncie Niszczycieli Maszyn. - odpowiedziała dziewczyna.

Na ulicy panował niewielki ruch. Przejechało tuningowane auto, z którego głośników sączyły się yolo-hopowe rytmy a z holoprojektorów na dachu trójwymiarowe graffiti. Bezdomny z dobytkiem upchanym w elektrycznym wózku z hipermarketu grzebał w koszu na śmieci. W bramie popijało tanie wino dwóch żuli.

Podeszli do drzwi biblioteki, na których wisiała kartka z napisem:
„Biblioteka czynna w poniedziałki w godz. 13-18 oraz w czwartki w godz. 8-13. Za utrudnienia przepraszamy. Prosimy o wsparcie finansowe na konto: 56 1060 0076 0000 3310 0018 5078.”

Nie było dzwonka ani domofonu a drewniane drzwi były zamknięte. Nadja zapukała w nie jakimś skomplikowanym kodem. Czekali chwilę, w trakcie której uchyliła się zasłona w oknie, po czym drzwi otwarły się. Wychylił się zza nich starszy mężczyzna przy tuszy z siwiejącą brodą.

http://i.imgur.com/hCWpjXD.jpg

W dżinsowej koszuli narzuconej na pomarańczowy t-shirt i wełnianej czapce prezentował się raczej jak podstarzały hipis, niż zaprawiony w bojach rewolucjonista. Otworzył szeroko oczy, zza szkieł prostych e-glasów patrząc na Nadję jakby zobaczył ducha. Łypnął okiem na Pawła i Olega, po czym szybko wyjrzał na ulicę.

- Wchodźcie, wchodźcie, jestem sam – rzucił, a gdy weszli natychmiast zatrzasnął za nimi drzwi. Znaleźli się w ciemnym i zakurzonym wnętrzu, które przypomniało Pawłowi lata wczesnej podstawówki. Archaiczne stacjonarne komputery oraz regały z papierowymi książkami.

- Córuchna! - Bibliotekarz, wyraźnie wzruszony, objął Nadję ramionami.

- Antoni… - dziewczyna wtuliła się w niego. - Sierioża, Marta i Piecuch… - załkała.

- Wiem - pogładził ją po głowie.

Wyglądało na to, że ten mężczyzna jest dla niej kimś ważnym, ale raczej kimś w rodzaju mentora lub przyszywanego ojca. Ich uścisk sprawiał wrażenie aseksualnego. Paweł znał paru znajomych Nadji z Czerwonego Świtu, ale tego faceta nie kojarzył. Na pewno nie mieszkał z jego ex na squacie.

- Antoni - Nadja puściła go, odwracając się do Pawła i Olega - To jest… - zaczęła mówić wskazując na Kozaka.

- Zajebiście anonimowy koleżka - przerwał jej Gawriluk wskazując sam siebie palcem wywołując wesołe parsknięcie jego kumpla. Oleg dawał czadu jak była to jedna z tych cech za jaką go Paweł tak lubił.

- Oraz nie kto inny jak słynny Black Horse - dodał Bibliotekarz, patrząc na logo na bluzie Pawła. Przeniósł wzrok na jego zakrwawiony rękaw. - Chodźcie, na zapleczu jest apteczka. - dodał zapraszając ich gestem do środka. Zaś Pawłowi mimo wszystko zrobiło się przyjemnie gdy znów go ktoś rozpoznał.

Paweł wszedł do środka i uśmiechnął się półgębkiem słysząc jak Oleg dba o swoją anonimowość. Ruszył za gospodarzem i Nadją. - Nasz samochód jechał… - na chwilę urwał szukając odpowiedniego słowa. - Bardzo przepisowo. Ale nie wiadomo czy nas jednak jakoś nie wyłuskali. Możemy wówczas mieć gości. - ostrzegł bibliotekarza. Jego ex jakoś zrobiła się w tej chwili bardzo ważną osobą którą chyba sporo miejskich ważniaków szukało a tacy sporo mogli. Był tym zaskoczony, że jedna zbiegła terrorystka jak to chyba powinno wyglądać z ich strony, wzbudza aż takie zainteresowanie. Musiało o chodzić o coś więcej. Może o to coś co z nią robili albo miała ze sobą.

- To ty to wszystko zorganizowałeś? To chyba wiesz o co tu chodzi? Miasto wygląda jak mrowisko po wizycie bejzbola. - dał upust swoim wątpliwościom teraz gdy wreszcie miał okazję. Sprawa była zdecydowanie wyższego kalibru niż hopsanie po dachach czy włamy z dowcipami jakimi zazwyczaj się zajmował.

- Po części – przyznał Antoni, prowadząc ich do niewielkiego gabinetu, którego przysłonięte żaluzjami okna wychodziły na podwórze budynku. Tu również pod ścianami stały regały pełne książek. Bibliotekarz wskazał im krzesła a sam wyjął z szuflady biurka apteczkę, zaś z niej opatrunek leczniczy.

Gdy Paweł zdjął bluzę, odsłaniając płytką ranę, Antoni wziął się za jej opatrywanie,, jednocześnie podejmując wątek - Nie mieliśmy pojęcia gdzie zniknęła Nadja, póki tydzień temu nie skontaktował się z nami w sieci ten tajemniczy facet, przedstawiający się jako Władimir. Przesłał nam zdjęcia jej i innych więźniów, głównie kobiet, uwięzionych w dawnym szpitalu psychiatrycznym, ukrytym w leśnej głuszy w północno-zachodniej Rosji. Większość pochodziła z Afryki i Bliskiego Wschodu, ale było też kilkoro białych Europejczyków. Naszych działaczy i lewicowych aktywistów, którzy zaginęli w ciągu ostatniego roku. Ośrodka strzegli najemnicy i członkowie Białej Sotni, rosyjskiego odpowiednika Czystej Krwi. Władimir zorganizował sprzęt, sfinansował i koordynował całą operację. Powiedział, że mamy współpracować z islamistami. Nie uśmiechało nam się to, ale było nas za mało, a to głównie ich pobratymców tam trzymano, więc odpadł nam problem co z nimi zrobić. Uderzyliśmy wczoraj o świcie, nasze drużyny i ich. Władimir obezwładnił jakoś systemy obronne, załatwiliśmy strażników, uwolniliśmy więźniów i wysadziliśmy wszystko w powietrze. Zabiliśmy personel i naukowców. Władimir powiedział, że eksperymentowali na więźniach z jakąś bronią biologiczną. - brodacz w techglassach zrelacjonował pośpieszne najwazniejszy przebieg zdarzeń kompletnie który dla parkour'owca okazał się całkowitym zaskoczeniem. Spodziewał się, że Nadja trochę podbarwiła swoją opowieść jak zjawiła się nie tak dawno u niego w Norze licząc na jego pomoc. Nawet jak widział jej rany i stan i dotarło do niego, że nie działo się z nią nic dobrego podczas niewoli to czegoś takiego się w ogóle nie spodziewał.

- Bronią biologiczną?! – Nadja zbladła. – Czy to znaczy… że mogę coś przenosić? - spytała z wyraźnie słyszalną grozą w głosie i na twarzy.

- Kurwa! - Oleg odsunął się od niej, wpadając plecami na regał i zrzucając z niego kilka książek. Paweł wcale się nie dziwił temu zdrowemu odruchowi. Broń biologiczna to też mu się z jakimiś zarazkami i epidemiami kojarzyła i gdyby nie chodziło o Nadję pewnie postąpiłby tak samo jak Gawryluk.

- Obawiam się, że tak – odpowiedział dziewczynie Bibliotekarz. – Ale z tego co wiem, przynajmniej w twoim przypadku nie jest śmiertelne. I przenosi się tylko drogą płciową. - rzekł wyjaśniając tą kwestię Antoni.

Kozak odetchnął z ulgą, ale Nadja zadrżała. Musiała wyobrażać sobie teraz co robili jej w niewoli. - Wszczepili ci też lokalizator, który teraz zagłusza peruka, oraz urządzenie upośledzające pamięć krótkotrwałą podczas snu – dodał Antoni. – To dlatego nie pamiętasz poprzedniego dnia kiedy się budzisz. Pod Warszawą jest bezpieczne miejsce gdzie ci to wyjmą z głowy. Musimy cię tam zawieźć. Zapłacimy wam po pięć tysięcy, jeśli pomożecie mi ją odeskortować - zwrócił się do Pawła i Olega.

Gawriluk pokręcił głową. - No nie wiem… – odpowiedział, zerkając pytająco na Black Horse’a.

- Jak się przenosi?! - warknął zaskoczony freerunner, gdy usłyszał rewelacje starego bibliotekarza. - Co za skurwysyny… - syknął rozzłoszczony. - To jak wiesz jak to się przenosi to chyba wiesz z grubsza co to może być? - spojrzał na niego pytająco.

- I Nadja mówiła, że masz moją flagę. Chcę ją z powrotem. - rzekł już spokojniej patrząc na gospodarza. Nie miał pojęcia co się wydarzy za kwadrans to kto wie kiedy następnym razem trafi się okazja do jej odzyskania. A jak Nadja okazała się być tak poszukiwanym zbiegiem to transport jej przez miasto gdzie jej szukano nie zapowiadał się łatwo i bezproblemowo.

- Obiecałam Pawłowi, że mu ją oddamy – wyjaśniła dziewczyna wtrącając się w rozmowę.

- Oczywiście, że oddamy – odparł Bibliotekarz. – Wobec tego wszystkiego co się dzieje tamto wydaje się teraz śmieszną, dziecinną przepychanką – westchnął. - Trzymam flagę w domu. To dziesięć minut piechotą. - powiedział całkiem spokojnie.

Ramię freerunnera było już opatrzone i mógł z powrotem założyć bluzę z logiem czarnego szachowego konia. Miejscowy środek znieczulający zawarty w opatrunku sprawił nawet, że przestało piec.

Bibliotekarz wręczył Nadji swoją dżinsową kurtkę i podał jej holomaskę. Prosta, nakładana na twarz siatka zaczęła ukazywać kolejne oblicza, gdy podłączył ją kabelkiem do swoich holokularów. Dziewczyna wybrała wreszcie nie rzucającą się w oczy twarz niezbyt urodziwej kobiety.

- Słyszeliście kiedyś o broni genetycznej? – zapytał Antoni. Oleg wybałuszył oczy, kręcąc głowa.

– To wirus mający teoretycznie atakować tylko ludzi dysponujących określonym zestawem genów, na przykład w konkretną rasę lub grupę etniczną – podjął Bibliotekarz. - Pierwsze badania nad nią podjęto w RPA, jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W praktyce okazało się, że ludzki genom jest zbyt skomplikowany i wciąż nie do końca zbadany. Ryzyko, że zabije wszystkich, nie zważając na kolor skóry, było zbyt duże, więc badania porzucono. Ale niektórzy twierdzą, że pokłosiem eksperymentów z bronią genetyczną była epidemia wirusa SARS w Chinach w 2002 roku oraz epidemia wirusa X z 2016 roku. A teraz Władimir pokazał mi to. - Bibliotekarz włączył holoprojektor w e-glasach, wyświetlając w powietrzu mapę świata. Po chwili na południu Europy zaczęły pojawiać się czerwone kropki i błyskawicznie rozprzestrzeniać dookoła. Objęły gęstą siecią zachód kontynentu. Pojedyncze pojawiły się na niemal całym globie, ale prawdziwe spustoszenie poczyniły gdzie indziej. Większość Afryki i prawie cały Bliski Wschód pokryła jednolita czerwona plama.

- To symulacja działania tego, co ma w sobie Nadja – rzekł Antoni. – Holocaust na stokroć większą skalę. Ale to tylko symulacja. Przenoszenie drogą płciową ma być dodatkowym zabezpieczeniem, ale wirusy mutują. Nie wiadomo co by się stało, gdyby ci szaleńcy to uwolnili. Symulacja wskazuje, że epidemia miała się zacząć w miejscach przyjmowania uchodźców do Unii, być może w prowadzonych przez Frontex punktach szczepień. Zrobiliśmy zdjęcia ośrodka badawczego, ale naukowcy zginęli w trakcie strzelaniny, nim zdążyliśmy ich wziąć żywcem. Nadal nie mamy twardych dowodów, żeby powiązać Frontex z tą sprawą. Jedyną poszlaką jest ona - wskazał na Nadję.

- Dziecinną przepychanką? Spytaj Jankesów z ambasady czy też uważają to za dziecinną przepychankę… - burknął Paweł na wzmiankę o swoim najsławniejszym wyczynie jakiego dotąd żaden parkour’owiec nie przebił i po jakim stał się taki rozpoznawalny. Dla niego wspomnienie nadal było żywe i powodem do dumy. To nawet jeśli obiektywnie Antoni miał rację patrząc w skali kraju czy kontynentu to punkt widzenia i odczuwania Jasińskiego wcale nie musiał się z tym pokrywać.

Poza tym jednak milczał gdy zapatrzył się w wyświetloną mapę świata odtwarzającą symulację zarażenia. Zastanawiał się czy ten facet mówi mu prawdę, czy tylko część, czy w ogóle mu kit wciska. Nie wiedział jednak jak to sprawdzić w tej chwili. Skąd miał mieć pewność, że Nadja ma w sobie wirusa? I, że działa jak Antoni mówi? Równie dobrze mogła mieć jakiś implant czy zapis danych które tamci chcieli odzyskać. Wówczas to co widział na mieście wyglądałoby podobnie. Szukał jakiegoś licznika czasu by oszacować czy to tak dni, tygodnie, miesiące czy lata. Nie było żadnej skali, lecz sposób przenoszenia się wirusa sugerował raczej dłuższy okres czasu.

- Jak ja bym kazał zrobić jakąś trutkę to w zestawie z odtrutką. Coś o tym wiadomo? - główkował nad obcą dla siebie dziedziną wiedzy. Znał się na hopsaniu po murach, no w mordę jeszcze mógł komuś dać a nie na wirusach i epidemiach. Słyszał jednak o wspomnianych przez gospodarza epidemiach, ale dotąd nie sądził, że to coś specjalnego. Ot wiedział i cieszył się, że nie u nich.

- Wirus RNA ma niszczyć pewne kombinacje genów, których odtworzenie, nawet przy dzisiejszym poziomie inżynierii genetycznej, jest niezwykle trudne. – Antoni zdjął z regału książkę, która po otwarciu okazała się zamaskowanym futerałem na mały pistolet. Schował broń do kieszeni spodni. – Indywidualnie dałoby się to zrobić, ale nie na masową skalę. Zaś większości docelowych ofiar nie będzie stać na leczenie. Szczepionka nie istnieje i mogą minąć lata nim powstanie. - zdaniem Pawła nie brzmiało to zbyt zachęcająco i optymistycznie.

- I o co chodzi z tym… Noo… Przenoszeniem się wirusa? Drogą płciową? Tylko? Czy jakoś inaczej jeszcze też? - nie był pewny czy dobrze rozumie bibliotekarza, ale coś mu świtało, że chyba z tymi zarażeniami to są mniejsze i większe szanse na to i przez kaszel i krew i ślinę i inne takie atrakcje, nad którymi człowiek zazwyczaj się nie zastanawia.

- Jak HIV, zatem również przez krew. Nie jestem wirusologiem, tyle się dowiedziałem i wyczytałem. Wiem, że Władimir nie mówi mi wszystkiego. Nie mam pojęcia kim jest, skąd tyle wie i czemu to robi. Kiedy zadawałem mu te pytania udzielał wymijających odpowiedzi. Ale wszystko co mówił do tej pory okazało się prawdą. Problem w tym, że załatwiliśmy tylko bezpośrednich wykonawców tego chorego przedsięwzięcia. Jego pomysłodawcy wciąż żyją i wiadomo, że spróbują ponownie a następnym razem możemy nie wiedzieć jak i gdzie. - dla Pawła wyglądało to jak walka z rakiem. Wytnie się tu rakowate narośle to zaczynają odrastać gdzie indziej.

- Korporacje z ich środkami mogą użyć tego narzędzia do kontroli całej populacji – wtrąciła z trwogą w głosie Nadja o twarzy obcej kobiety. – Tylko pomyśl. - Polak pokiwał głową słuchając zamyslony tego co mówią.

- Dobra, pomogę wam. Ale nie chcę za to kasy tylko swoją flagę. Ale jak mnie dymacie to się pogniewamy. - właściwie i tak był zdecydowany pomóc swojej ex. Dodatkowe informacje tylko to nasiliły. Nie przepadał ani z Frontexem ani łysymi pałami ani za tymi co robią eksperymenty na ludziach jak w jacyś kontynuatorzy praktyk Mengele. Wkurzało go coś takiego. W pewnym sensie właśnie dlatego kiedyś, wieki temu tak dobrze się z Nadją dogadywali. Na swój sposób oboje uważali się za rewolucjonistów i bojowników choć walczyli inaczej i o co innego. Teraz też był skłonny pomóc jej w imię tamtych czasów i ideałów, w które wierzyli. Choć jakoś nadal nie uśmiechało mu się widzieć czerwonego sztandaru na Pałacu Kultury czy ulicach.

Na rewolucję nad Wisłą się nie zanosiło. Świtowcy, w przeciwieństwie do Rosji a nawet krajów Zachodu, byli w Polsce bardzo nieliczni a teraz jeszcze zdziesiątkowani przez aresztowania oraz w walce z Frontexem. Garstka nawiedzeńców próbująca podkopać system, który dla większości społeczeństwa stał się synonimem rzeczywistości. Mieli sporo sympatyków wśród zbuntowanej młodzieży oraz sieciowych konspiratorów, lecz niewielu bojowników zdolnych w imię idei chwycić za broń.

- Ja tam nie wzgardzę kapuchą - rzucił Oleg jak zwykle pozostający sobą co mimo powagi sytuacji znów wywołało krótkotrwały uśmieszek na twarzy jego drobniejszego kumpla.

- Chodźmy - rzekł Bibliotekarz. - Lepiej nie zostawać za długo w jednym miejscu. Macie holomaski? - spytał gospodarz najwyraźniej szykując się już do wyjścia.

- Mi raczej nie zdążyli się przyjrzeć - pokręcił głową Gawriluk.
Paweł wygrzebał swoją maskę z plecaka. Działała. Podobnie jak karta SIM holofonu, którą mógł przełożyć do nowego i tym samym odzyskać kontakty.
- Lepiej załóż tą bluzę na lewą stronę - Bibliotekarz wskazał palcem na logo Black Horse’a. - Rzuca się w oczy.

Paweł słuchał wywodu gospodarza całkiem uważnie i widać było, że niezbyt podoba mu się to co słyszy. No ale i sprawa wyglądała na poważną. Antoni też odpowiedział na pytania, które zadał i które zamierzał zadać. - No to nie wygląda zbyt ciekawie z tym wirusem. - podsumował w końcu.

- Czy ten wirus zabija? - Jasiński spytał jeszcze dla pewności. Widział już jak się przenosi, ale nie wiedział jak wygląda efekt końcowy i ile ktoś ma czasu. - A Nadja? Jest zarażona czy jest nosicielem? - spytał przenoszac wzrok to z Antoniego to na okaleczoną dziewczynę. Coś mu świtało, że to chyba nie jest to samo. Miał nadzieję, że jego ex jakoś z tego wyjdzie. Nie zgadzali się we wszystkim i miał do niej uraz po ostatnim spotkaniu no ale nawet w złosci nie zyczył jej tego co ja spotkało.

- Tylko nosicielką, przynajmniej taką mam nadzieję – Antoni spojrzał z troską na Nadję, siedzącą na krześle i otuloną jego kurtką, jakby było jej zimno. – Wirus nie zabija, przynajmniej nie szybko. Tyle wiem. Nie wiem co wie Władimir. Liczę, że dowiemy się więcej, gdy dotrzemy w bezpieczne miejsce. - to było pocieszające choć trochę. Póki nie groził przedwczesny zgon istniała szansa na jakąś szczepionkę czy może wyjmą jakoś z niej te cholerstwo. No coś można było przynajmniej próbować robić.


Paweł zaczął szykować się do drogi. Przewalił bluzę na drugą stronę bo porzucać jej nie chciał. Uśmiechnął się gdy Oleg przyjął ofertę. Normalnie też by tak zrobił, no ale chodziło o Sprawę no i ideały. Poza tym Olega nie łączyło ani z Nadją ani ze Świtowcami nic specjalnego i był tu głównie ze względu na Pawła. Więc ten świetnie rozumiał kumpla, że chce coś z tego mieć, zwłaszcza jak chcą sami dawać.

- Jaki mamy transport? Gdzie mamy dojechać? - spytał, gdy już koncentrował swoje myśli na zadaniu dotarcia do celu. Musiał pomyśleć przez jaką część miasta musieliby przejechać.

- Mam samochód pod domem. – odparł Bibliotekarz kierując się do drzwi. – Weźmiemy twoją flagę i spadamy. Mamy jechać na północ, dostaniemy dalsze instrukcje, jak upewnimy się, że nikt nas nie śledzi.

- Dobra, twój samochód nie był na terenie obławy to jak nam czegoś nie podrzucono to chyba powinno jakoś pójść. - rzekł nieco niepewnie polski freerunner machając ręką na ukraińskiego, że czas się zbierać. Jakby szło o hopsanie po ścianach to by wiedział czy ktoś go śledzi czy nie. Ale przy pojazdach czy normalnym poruszaniu się przyginieciony ciężarem grawitacji to już taki pewny nie był.

- Trochę mi się nie podoba, że nie wiemy gdzie jedziemy. Rozumiem sytuację no ale nie podoba mi się to. I nie wiemy kto i z czym tam na nas czeka. Równie dobrze może im chodzić nie o wyzwolenie Nadji tylko o przejecie wirusa z nią lub bez niej. Jeśli tak mało o nich wiemy to możemy zmieńić jednych korpowych zjebów na drugich. - Paweł szedł i myślał na głos kierując się ku pojazdowi Bibliotekarza. Dumał chwilę jak to obejść. Póki nie mieli adresu docelowego niewiele mogli zrobić. Alternatywą było szukanie rozwiązań samodzielnie. Sprawa była warta zaryzykowania z tym całym Wołodją czy Władymirem. Ale należało tę opcję sprawdzić.

- Słuchajcie im zależy niby na Nadji no nie? - spytał retorycznie. - Jak dostaniemy adres to pojedziemy tam. Ale ja wyjdę z Antonym by z nimi pogadać i zobaczyć co to za jedni. Oleg zostaniesz z Nadją i w razie czego spieprzajcie. - jego zdaniem Antoni był niejako potrzebny do indentyfikacji i do gadki z tym jego tajemniczym kontaktem. On sam raczej miał szansę jak to wygląda od strony zabezpieczeń i zasadzki. Jak coś knuli raczej nie uderzyliby chyba póki nie wiedzieliby gdzie jest Nadja. Gdzie mieliby się zatrzymać to by zależało gdzie mieliby ten adres. Był gotów nawet podjechać tam taksówką z Antonim. Na razie więcej tak w ciemno nie miał pomysłu co jeszcze wymyślić.

Miał zamiar też połączyć się z Alex i sprawdzić co sie u niej dzieje. Dzięki niej pewnie by wiedział co się dzieje w Norze. No i co u niej słychać. Może była "tylko SI" ale przez ostatnie parę miesiecy w jego podziemnej samotni zżył się z nią bardziej niż niejednym sublokatorem z krwi i kości na jakiś skłacie czy mieszkaniu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172