|
Lyssa To był długi dzień. Zaczął się niewinnie. Lyssa miała zamiar jedynie sprawdzić, czy przesłuchany wczoraj jeniec mówił prawdę, czy jego banda faktycznie miała swoją siedzibę w Underwoldzie. Doszło zaś do tego, że Rhail i Hastal, którzy ją śledzili, doprowadzili do wymordowania całej załogi odnalezionego pod ziemią bunkra. Podczas ucieczki zapomnianymi tunelami tymczasem poznała kolejne osoby pracujące dla Grakkusa - Alette i Sudodtha, którzy wykonywali jakąś misję pod fabryką broni Hutty. Również i oni natknęli się na tę samą organizację. A na sam koniec wszyscy wspólnie natknęli się na wielce dziwaczną piątkę 'rozrabiaków'. Gerdarra, Markę, Hokka, Barę oraz Sekiego. I to w takim momencie, że załapali się na kolejną wielką walkę. I jakby tego było mało, wykryli wielki spisek wymierzony przeciwko Grakkusowi. Choć nie wszyscy oni spodobali się Lyssie, to jednak poczuła, że po ich spotkaniu, jej życie może się zmienić. Catharka była niewolnicą, zdaną na łaskę i niełaskę Grakkusa oraz jej bezpośredniego przełożonego Saera "Czułego". Bez przerwy sprawdzano jej lojalność i za marny grosz kazano wykonywać taką pracę, za którą Łowcy Nagród zgarniali okrągłe sumki. Wśród tej gromady dostrzegła swoją szansę. Prysznic i krótka drzemka dobrze jej zrobiła, choć wyjątkowo ciężko było jej zasnąć. Kiedy się obudziła, była pełna sił i gotowa na przeżycie resztę dnia. Wielkimi krokami zbliżało się widowisko na Arenie. Lyssa oczywiście się tam wybrała. Usiadła gdzieś z tyłu trybun pracowniczych i obserwowała następujące walki. Cały czas znajdowała się na dyżurze u Saera. Nic więc dziwnego, gdy z commlinka dobiegło zgłoszenie od jednostki ochrony. - Halo, kanał otwarty, potrzebuję kogoś do asekuracji na poziomie głównego holu, korytarz BT. Jakiś podejrzany osobnik kręcił się poza trybunami, nie daje się przeszukać, wygląda jakby był naćpany. Taszczy ze sobą sporą walizkę, choć wygląda jak ochlaptus. Mógł ją komuś ukraść. Ktokolwiek wolny, odbiór. Chwilę potem jednak na trybunie, tuż poniżej, ktoś wszczął burdę. Lyssa podniosła się w ślad za pozostałymi i spostrzegła zielonoskórego Nautolana, który właśnie powalił wielkiego Trandoszana, po czym dźgnął go elektropiką. Catharka rozpoznała sprawcę tego zamieszania. Był to Hokk, skryty medyk, który wyleczył wszystkich rannych po walce w podziemiach, używając przy tym tajemniczych zdolności. |
|
|
|
Trybuny wrzały. Nikt nie siedział od dawna. Dookoła niósł się potężny hałas, ludzie krzyczeli, gwizdali, klaskali i skakali. Spiker przez ponad minutę nie był w stanie dojść do głosu. Gdy wreszcie tłum uspokoił się choć trochę, głośnym tonem pogratulował zwycięzcom. - Takiego widowska jeszcze te trybuny nie widziały! Proszę państwa, coś niesamowitego! Gerdarr wraz ze swym sojusznikiem Sekim zdołali pokonać wszystkich przeciwników. - To powiedziawszy, zerknął na lożę VIPów. Grakkus wyglądał na wniebowziętego widowiskiem, jednak Redajj i jego przyjaciele spoglądali posępnie na Arenę. Spiker przełknął ślinę, gdy dostrzegł jakiś gest Zygerriana, po czym znów podniósł mikrofon. - To jednak nie koniec dzisiejszego widowiska! Najlepsze dopiero przed nami! Jak widać Gerdarra żadne wyzwanie jeszcze nie zdołało pokonać… Jak jednak poradzi sobie Dowutin z kimś większym od siebie? Czy wiecie, co mam na myśli? - Tłum od razu podchwycił sugestię. Na trybunach rozległo się powtarzalne, jednomyślne wołanie “Rancor! Rancor! Rancor!” - Doskonale się rozumiemy! Gerdarr, aby zapisać się na wieki w historii naszej areny, musi pokonać Rancora! Na Arenie ucichło, kiedy powoli zaczęły unosić się masywne kraty z największych wrót, za którymi panował mrok. Choć wiadomo było, co się w nim skrywa, to i tak owiany był istną tajemnicą. Nie minęły dwie sekundy od całkowitego otwarcia krat, a ze środka wypełznął ogromny Rancor. Podpierając się swymi masywnymi ramionami, od razu ruszył w stronę dwójki gladiatorów. Trybuny znów odżyły i zaczęły mocno hałasować. |
Gdy Nautolan przecisnął poza rząd trybun, przystanął na schodach. Trandoszanie najpierw obrzucili go stekiem wyzwisk, jednak szybko się uspokoili. Zaczęli między sobą rozmawiać, a po chwili ten siedzący z brzegu wstał i podszedł do Hokka. Objął go ręką jak najlepszego kolegę, tak naprawdę mocno ściskając go za obojczyk, po czym siłą próbował odwrócić go do wyjścia. - Chodź, chciałbym z tobą chwilkę porozmawiać, kolego. Ciężka trandoshańska łapa wgniatała się wyczuwalnie w ciało Hokka pomimo lekkiego pancerza. Nautolanin rozumiał, że nie ma zbytnio pola do popisu. Czas na dyplomację mijał, gdy dochodziło do fizycznego kontaktu. Trandoshanin chciał się go pozbyć w ustronnym miejscu, a potem wrócić i tym samym zwiększyć przewagę swojej grupy. Jedi pozwolił się zawrócić w górę schodów. Pokonali kilka stopni w absolutnej ciszy. Hokk spojrzał na swojego nowego “kolegę”, tak by pochwycić jego wzrok i skupić uwagę na swojej twarzy. Wyczekał odpowiedni moment i umyślnie potknął się w ostentacyjny sposób, tak by upaść przed skonfundowanym jaszczurem. Hokk chwycił się za piszczel i zajojczył, odgrywając cierpienie. Uklęknął przed trandoshem, rozmasowując łydkę, był na wysokości jego klatki. Nie podnosząc wzroku, wyczuł poprzez Moc postać przeciwnika. Zaparł się o schody i wystrzelił w przód, zasłaniając się łokciami, jednocześnie wyobrażając sobie, że w trandosha uderza wielka poducha z Mocy. Ciężar Jedi połączony z kinetycznym pchnięciem posłał jaszczuroluda w powietrze. Przeleciał kilka metrów, po czym wyrżnął o schody poniżej. Hokk, wykorzystując naturalną zwinność oraz umiejętności Jedi, zamortyzował upadek, koziołkując i turlając się po stopniach. Zdawał sobie sprawę z tego, że wyląduje zaraz obok drugiego trandosha, siedzącego na skraju ławki, który na pewno nie pozostanie obojętny na wymuszoną próbę latania kolegi. Nautolanin nie czekając na czyjąkolwiek reakcję, chwycił force pike i jednym zgrabnym ruchem wsadził wibrujący od energii czubek w bok zaskoczonego trandosha. Wszyscy najbliżej siedzący widzowie natychmiast poderwali się z siedzeń, widząc burdę wywołaną przez tę dwójkę, i natychmiast zwrócili całą swą uwagę na Nautolana i Trandoszan. Od razu zapanował istny zgiełk, jeden przez drugiego przekrzykiwał się na temat tego, co się właśnie wydarzyło. Barah z Marką również zauważyli, że Hokk właśnie zaczął demolkę. |
|
Marka biegł za Zeltronką. Być może lepiej byłoby się schować w tłumie i wykorzystać zamieszanie, żeby pozostać niezauważonym - ale Hokk i Barah wylądowali w całej sytuacji przez niego i nie zamierzał ich zostawić. Starając się unikać łokci i zwalistych ciał obcych dookoła, ruszył w przód za towarzyszami. |
Obejrzawszy walkę, Rhail zszedł z trybun i ruszył obejrzeć roboty pilnujące klatek z różnorakimi poczwarami. Zejście do podziemi, gdzie znajdował się “Zwierzyniec” - jak mówiono na to miejsce wśród pracowników - zajęło Zabrakowi parę minut. Wejście do niego stanowiła potężna durastalowa brama złożona z szeregu grubych prętów niczym w areszcie dla olbrzymów. Pewnie najchudsze osoby czy dzieci mogły między nimi swobodnie przejść, Rhail musiałby się przeciskać. Za bramą stała para strażników droidów. Przypominały Rhailowi te, z którymi walczyli w podziemnym magazynie. W głębi kręciło się parę więcej droidów oraz cała drużyna pracowników. Stali właśnie pod ścianą, wszyscy uzbrojeni w długie elektryczne lance, a pewien Weequay właśnie przekazywał im jakieś instrukcje. Ze środka dobiegały mieszane ryki, muczenie, wrzaski i syczenia całej gamy bestii ze wszystkich zakątków galaktyki. - Hej, droidzie - zawołał Rhail - chciałbym wejść i obejrzeć bestie, które będę dziś walczyły. Wpuść mnie. Droid z opóźniona reakcją odwrócił się do Zabraka. - Przedstaw się. Tylko autoryzowane osoby mają dostęp do tego miejsca po ostatnich wypadkach. - To usłyszawszy, drugi droid się zaśmiał. - Chyba że też chcesz wejść jako obiad dla Rancora. - Rhail Katran, bezpośrednio pracuję dla Lenteroota. Tyle wystarczy czy mam cię jeszcze na randkę zabrać? - odpowiedział Rhail. Droid wywołał wspomniane nazwisko ze swych banków pamięci. - Zgadza się. Pracujesz dla naukowca Lenteroota. Dlaczego mamy cię wpuścić? Drugi droid dodał swe wyjaśnienia. - Podaj cel wizyty, żebyśmy wiedzieli, co wpisać do protokołu, jak cię Rancor dorwie. - Chcę obejrzeć te stwory, by zdecydować, na kogo stawiać. - Dzisiaj są tylko dwie możliwości. Gerdarr albo bestie. - Nie możemy cię teraz wpuścić, zaraz będą wyprowadzać Rancora - wtrącił drugi droid. Ten pierwszy spojrzał na niego oskarżycielsko. - STX-125, to była niespodzianka! Nikt o tym nie mógł wiedzieć. - Wybacz, ale ten wygląda mi na natręta. - Znowu łamiesz protokoły, będę musiał złożyć raport Thoonuxowi. - Ale się boję - żachnął się teatralnie droid. Rhail jeszcze wcześniej nie spotkał droida o tak specyficznym poczuciu “humoru”. - I co, zezłomuje mnie? Pierwszy droid odwrócił się do Rhaila i wyciągnął rękę, wskazując na schody. - Lepiej proszę stąd wyjść. - Mógłby ci wyczyścić pamięć, a szkoda by było. Droidy z poczuciem humoru to rzadkość. Bez obaw, nie powiem nikomu o rankorze - odpał Rhail. - Za to Zabracy bez… - drugi droid zaczął odpowiadać, jednak ten pierwszy pociągnął go za ramię. - STX-125, muszę cię zabrać na krótką rozmowę. Jeden droid zaczął ciągnąć drugiego na drugą stronę hali. W tym samym czasie wszyscy treserzy bestii ruszyli do jakiegoś korytarza w głąb kompleksu. - Hej, ty! - zawołał zabrak za droidami. - Nie czyść mu pamięci, poważnie mówiłem, że byłoby szkoda. Zignorowany przez droidy, postał chwilę przy kratach, rozglądając się. Pomacał kraty - zmieściłby się między nimi. Ale nie czuł takiej potrzeby. Obejrzał droidy i wystarczy. Powoli odszedł, gdy już znikł z widoku, przez comlink dał znać Alette, że droidy należą do tego samego albo podobnego modelu, z którymi walczyli w podziemiach. I jeden z nich ma nawet poczucie humoru, skrzywione, ale ma! Ruszył ponownie na trybuny. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0