.....Rancor przez chwilę kręcił swoim bezkształtnym łbem, jakby nie mógł się zdecydować, którego z pary wojowników obrać za cel. Wreszcie zogniskował swój wzrok, rozpędził się i ruszył wprost na Gerdarra. Nabrawszy prędkości, stwór był nie do powstrzymania – jego szarża okazała się druzgocąca dla Dowutina. Bestia ryknęła, w biegu biorąc szeroki zamach wielkim łapskiem. Półmetrowe pazury rozorały Czempionowi całe ramię. Trybuny skwitowały to mieszaniną jęków rozpaczy i buczenia. |
|
Rhail Rhail wracał już na trybuny, gdy z odnogi korytarza usłyszał krzyki, a potem bieg co najmniej trzech osób. - Szybko, Marka nam ucieka! - usłyszał Zabrak, głos brzmiał na gadzi i syczący. Rhail zajrzał za róg i ujrzał trzech Trandoszan oddalających się w stronę kwater dla służących. Biegli z obnażonymi vibroostrzami. Jeden z nich trzymał commlinka - Zaraz go dorwiemy! Barah, Hokk, Marka Początkowo ucieczka przebiegała zgodnie z wizją Lyssy. Czwórka zbiegów minęła strefę zaopatrzeniową Areny, by znaleźć się w części kwater przeznaczonych dla służby. Liczne korytarze i rozgałęzienia mogły pomóc w zgubieniu pościgu. Niestety zdarzyła się nieprzewidziana rzecz. Na końcu jednego z korytarzy znalazła się blokada. Za nią trwały prace remontowe i całe przejście wyłączono z użytku. Chcąc nie chcąc, ekipa musiała się wrócić. Wtedy nawiązali ponowny kontakt z Trandoszanami, biegli ich tropem i mieli już tylko jakieś 20 metrów straty. Lyssa poprowadziła uciekinierów w miejsce, które Marka lepiej znał, w okolicę kwater służb porządkowych Pałacu oraz pojedynczych Łowców Nagród. Ociężali Trandoszanie nie dotrzymywali im tempa i wkrótce znów zaczęli im uciekać. Wtedy właśnie naprzeciw nich pojawiło się czterech kolejnych Trandoszan, którzy wyszli z bocznego przejścia. Jeden z nich był znany Marce i Lyssie. Był to Tohr Kaan, sierżant ochrony pałacu. - Marka, Marka, dokąd ci tak śpieszno? - zaczął od razu sierżant. Stał w wyluzowany sposób pomiędzy obcymi Trandoszanami. Oni na pewno nie należeli do służb porządkowych. - Moi rodacy opowiedzieli mi, jaki z ciebie parszywiec. Co zrobiłeś Ssysskowi. Wasza trójka może się stąd wynieść. Ty, Marka, zginiesz. - Nie - dobiegł ochrypły głos z boku. Bocznym korytarzem wyszedł jeszcze jeden Trandoszan. Kulał i miał mocno wykrzywioną twarz w grymasie ciągłego bólu. Jego goły tors pokrywały liczne blizny. - Marka wróci do mnie, na mój statek. Będzie mi dalej służył, tak jak wcześniej. Tylko że gorliwiej. A to tamci zginą. Napadli na moich żołnierzy. Tohr spojrzał na Ssysska ze zdziwieniem. - W takim razie rób jak uważasz, tylko pamiętajcie, żadnych blasterów. Bo Val Rando was wszystkich skasuje ze swoimi komandosami, bez wyjątków. Tak się składa, że podczas walk na Arenie są w pełnej gotowości i w minutę mogą tu dotrzeć, jeśli usłyszą wystrzały. - To powiedziawszy odwrócił się na pięcie i odszedł. Marka, Barah, Hokk i Lyssa byli otoczeni na korytarzu przez siedmiu Trandoszan, wszyscy mieli przy sobie jakąś broń ręczną. I wyglądali na bardzo zadowolonych z faktu, że zaraz sprawią komuś manto. ALETTE Alette jak najdyskretniej udała się do magazynu. Gdy przekroczyła jego progi, wyjęła plan nadajnika i sporządziła listę potrzebnych części. Następnie przejrzała zawartość w ich poszukiwaniu. Gdy tak uczyniła, ponownie przekradła się do pracowni Latenroota, gdzie uzupełniła brakujące części i przystąpiła do stanowiska monterskiego, gdzie przystąpiła do prac nad urządzeniem, uważnie kontrolując ich stan z projektem. Choć Alette nie była tego świadoma, to Gerdarr właśnie zwyciężał swój heroiczny pojedynek z Rancorem i wspólnie z Sekim pokonali wszystkie przeciwności losu na Arenie. Cereanka tymczasem kończyła pierwszą próbę prototypu swojego nadajnika. Z odległości paru metrów głowa droida rzeczywiście otrzymywała wiadomość. Żeby jednak je tak przeprogramować, musiała jeszcze zdobyć specjalny kod, bez którego jej komendy nie wpływały na zachowanie droidów. Po krótkiej burzy mózgów, w której toczyła dyskusję sama ze sobą, wpadła na dwa pomysły. Kod znajdował się na jakimś datapadzie w sejfie pod łóżkiem Lenteroota, którego nie potrafiła otworzyć, lub jest przechowywany w którymś droidzie, jakimś specjalnym okazie, który służył wcześniej jako wzór. |
Gerdarr i Seki Dwójka gladiatorów zeszła z Areny niepokonana. Tłum był zachwycony, Grakkus prawdopodobnie też. Tylko Redajj wraz z paroma wspólnikami wyszli przed końcem. Prawdopodobnie byli w drodze do zaplecza gladiatorów. Zygerrian musiał być wściekły. Stracił mnóstwo wojowników, Rancora i przegrał gruby zakład. Przy wyjściu na zaplecze powitał ich Garm Baize. Weequay uradowany, niemal w podskokach podbiegł do Gerdarra. - Gratuluję, przyjacielu, widzę że moja sprytna rękawica się przydała. Walczyłeś jak natchniony, wreszcie prawdziwe wyzwanie, co? Heh! - Garm klepnął Gerdarra po obolałym barku. Nieco dalej oczekiwał ich powrotu Bogg'dan. Sekiemu przekazał telepatycznie: ~~ Byłem gotowy w każdej chwili wbiec tam i wam pomóc, ale poradziliście sobie doskonale. Ranami się nie przejmuj, pomogę wam. ~~ - Jestem przyjacielem Sekiego, pomogę wam się pozbierać gdzieś na uboczu - powiedział tym razem na głos przez swój modulator. Ostrożnie rozejrzał się po okolicy, dużo osób ich obserwowało, a Bogg'dan wolał nie ujawniać się ze swoimi mocami. Gdy znaleźli już odpowiednie miejsce na samym zapleczu, Massanin uleczył obydwu gladiatorów i zdołał wyleczyć nawet pogruchotaną nogę Sekiego. Gerdarr wciąż jeszcze był nieco obolały, ale i tak obydwoje czuli się jak nowo narodzeni. ~~ Znalazłem naszego Jedi ~~ rzekł telepatycznie obu wojownikom ~~ Grakkus więzi go w swoim skarbcu, traktuje go jak jeden z artefaktów. Ponoć jutro ma skończyć na Arenie. Hutta planuje na waszym widowisku zareklamować jeszcze większe z udziałem 'Ostatniego Jedi'. Gerdarze, czy możemy jutro się dogadać, żeby jakoś wspólnie mu pomóc? ~~ W momencie gdy Gerdarr chciał odpowiadać, usłyszeli z zewnątrz głośny wybuch, a podłoga mocno zawibrowała. Naraz uruchomiły się wszystkie alarmy, przez głośniki Val Rando zaczął ogłaszać alarm bombowy i zarządził ewakuację. |
.....Widząc, co się szykuje, Barah w pierwszej chwili usiłowała zebrać Moc, by spróbować wpłynąć na szefa Trandoshan. Od razu jednak poczuła, że nic z tego, a w każdym razie nic dobrego. To nie były ćwiczenia – przed sobą miała bandę żądnych krwi jaszczurów, a nie pierwszego lepszego przechodnia, poza tym jej umysł działał już w gorączkowym trybie „uciekaj albo walcz”. Była tak daleka od spokoju właściwego Jedi jak to tylko możliwe. Zrezygnowała więc i postanowiła uciec się do czegoś, co można by nazwać rozpaczliwą retoryką. |
- Mylisz się co do mnie, Ssyssk - powiedział spokojnie Marka. - Mogłem się z tobą nie zgadzać w wielu rzeczach, ale nie próbowałbym cię zabić po wszystkim, co razem przeszliśmy. Oszukali mnie. Ładunek miał uszkodzić statek i dać mi uciec. Powiedzieli mi, że nie będzie cię w nim w momencie detonacji. Próbowali cię zabić, zwalili na mnie całą winę, a ty nadal pozwalasz im robić za swoje plecy. |
Rhail śledził Trandoshan. Skryty za filarem, usłyszał końcówkę tego, co powiedział sierżant. O niestrzelaniu i komandosach gotowych do pacyfikacji. Obserwując wszystko, spokojnie połączył się z Valem Rando. - Szykuje się ostra przeprawa… - Kto mówi? - usłyszał ze słuchawki. - Wytłumacz, o co chodzi. - Rhail, pracuję dla Lenteroota, właśnie widzę, jak paru chyba nietutejszych Trandoshan chce wykończyć po cichu kilku naszych. - Podał lokalizację. - Przyślesz kogoś? Ja zaraz wkroczę, ale nie wiem, czy da się wtedy któregoś przesłuchać. - Ech! Słyszałem o nich, ale to znajomi Tohra. Wysłałem prawie wszystkich chłopaków na patrol, przy wyjściu z areny był jakiś incydent, ktoś obcy pobił ochroniarza i gdzieś uciekł, szukamy go po całej okolicy. Jeśli zobaczysz kogoś podejrzanego, daj znać. Tymczasem postarajcie się zatrzymać tych Trandoszan. Wyślę do was dwóch kaprali. Reszta musi pilnować Areny. -Tak, Tohr tu był i kazał kumplom skasować naszych bez strzelania, by nie odciągać twoich ludzi od obowiązków - odparł Rhail. - Tylko daj znać swoim ludziom, by nie strzelali do mnie, bo chyba będą musiał wkroczyć za chwilę. Rhail strzelił do Trandoszana, ale ten zdołał odskoczyć w bok i pocisk zrobił tylko dziurę w ścianie. Barah dobyła miecz i doskoczyła do drugiego z Trandoshan, stojącego najbliżej. Wbrew jej oczekiwaniom ten nie zainteresował się Zabrakiem - odwrócił się do niej i sparował cios, który mu wymierzyła. Spojrzała prosto w jego gadzią gębę, szczerzącą kły w zaczepnym grymasie. Zeltronka odpowiedziała podobnie zadziornym uśmieszkiem. Ssyssk ściągnął z pleców Bowcaster i wycelował w Rhaila. Bełt przeleciał pomiędzy wszystkimi obecnymi na korytarzu i trafił Zabraka w ramię lekko go raniąc. Jeden z trandoszan zaatakował Stun Batonem Hokka, ale niewiele mu zrobił. Hokk próbował się odwinąć Trandoszanowi, jednak teraz zabrakło mu siły, żeby przełamać gardę przeciwnika. Drugi podbiegł podbiega do Rhaila ale jego cios ześlizgnął się po pancerzu. Marka zdołał wyrwać się dwójce Trandoszan. Chwycił za swój karabin i posłał w nich pełną serię. Skoro Rhail i Ssyssk już zaczęli strzelać, nie mógł się ograniczać. Zresztą nie miał żadnej innej broni. Trandoszanie odskoczyli na boki, jednak Marka był szybszy. Podziurawił jednego, a drugiego zranił. Poraniony Trandoszan rzucił się wściekle na Markę ze swoim dziwnym toporkiem, z którego podczas wzięcia zamachu zaczął lecieć ogień. Szmugler zdołał uniknąć poparzeń, ale ostrze topora boleśnie go zraniło. Lyssa poszła w ślad Marki, jednak strzelała do przeciwników po drugiej stronie. Spokojnie przymierzyła i odstrzeliła głowę Trandoszanowi zmierzającemu w stronę Bary. Jednak drugi zdołą ją dopaść, ale szczęśliwie się potknęła i unikneła ciosu elektryczna pałką. Rhail upuścił broń, kiedy Trandoszan rzucił się na niego. Teraz przeszedł do rękoczynów. Wyczekał na odpowiedni moment i z całej siły uderzył jaszczura w bark, aż nim obróciło. Trandoszan zawył z bólu, jednak spokojnie ustał na nogach. Przeciwnik trafił Rhaila i choć sam cios znowu nie był dla niego zbyt bolesny, to Trandoszan zdołał potraktować go mocną dawką prądu, co zdezorientowało zabraka. W starciu Bary z “jej” jaszczurem wciąż obie strony były bez szwanku. Chwilę wcześniej Zeltronka uskoczyła przed ciosem elektrycznej pałki Trandoshana, a teraz on uchylił się przed serią ciosów miecza. Jak na swoje gabaryty poruszał się całkiem zwinnie. Gdy ostrze cięło jedynie powietrze, skwitował to kpiącym parsknięciem. Ssyssk widząc, że ma gorsze szanse trafić w Rhaila, strzelił tym razem w Barę, trafiając ją w plecy. Zeltronka z trudem utrzymała się na nogach, jednak zacisnęła zęby i tylko syknęła z bólu. Zupełnie nie spodziewała się ataku z tamtej strony. W ciasnym korytarzu pika na nic się nie zda. Hokk skoczył w przód na trandosha, jednocześnie próbując odepchnąć Mocą jego gardę w górę i zaatakować odsłonięty korpus palnikiem plazmowym, mając nadzieję, że kauteryzacja powstrzyma gojenie. Hokk nie umiał jednak wykrzesać z siebie siły, żeby odrzucić przeciwnika, nagły przypływ adrenaliny zmącił jego umysł. Marka wiedział, że nie da rady w walce wręcz z Trandoshaninem. Zamiast tego wyrwał wyrwał z kabury flarę i wystrzelił w sufit - liczył, że zdezorientuje to walczących. Flara z dzikim sykiem wystrzeliła z pistoletu Marki, oślepiając wszystkich przebywających na korytarzu. Jej gorąco zaczęło parzyć najbliżej stojących Trandoszan, ale też Markę oraz Hokka. Nagle doszło do potężnego wstrząsu. Wszyscy oślepieni powpadali jedni na drugich, nie rozpoznając, czy to wróg, czy sojusznik, niektórzy poprzewracali się na ziemię. - Do wszystkich pracowników! - W commlinkach Rhaila, Marki oraz Lyssy rozległ się głos Vala Randona. - Przy wyjściu z Areny doszło do potężnego wybuchu. Potencjalnie mamy setki zabitych i rannych. Zarządzam całkowitą ewakuację wszystkich pracowników i mieszkańców z Pałacu możliwymi drogami ewakuacyjnymi na tylny plac przed złomowiskiem. Na miejscu pozostają tylko służby porządkowe oraz oddziały ochrony! Szczegółowe rozkazy rozdysponuję na kanale ochrony. Powtarzam, zarządzam całkowitą ewakuację! - Zaraz po tych słowach odezwały ogłuszające syreny alarmowe. Rhail wykorzystał zaskoczenie przeciwnika. Walka bez użycia wzroku nie była mu obca. Pamiętając, gdzie stał wróg, szybko sięgnął lewą ręką, opancerzona dłoń zamknęła się na ramieniu Trandoshana. Pociągnął go do siebie, jednocześnie uderzając prawą. Tak jak był nauczony: “uderzaj tak, jakby twój cel znajdował się kilka cali dalej niż jest w rzeczywistości.” I tak zrobił. Pancerna rękawica przebiła czaszkę i rozbryzgała mózg po ścianie korytarza. |
..... Barah niewiele widziała, przed oczami wirowały jej wielobarwne plamy, a wycie syren zagłuszało wszystkie inne dźwięki. Zdała sobie jednak sprawę, że tuż przed sobą miała Trandoshana chwilowo niezbyt zwracającego na nią uwagę w ogólnym zamieszaniu. Zareagowała niemal automatycznie, wykorzystując okazję, i wypracowanym ruchem wymierzyła mu kopniaka między nogi. Jaszczur skulił się z bolesnym stęknięciem, a prawie w tym samym momencie sztych Zeltronki trafił go pod żebra. Trandoshan padł na kolana. Pchnięcie nie było śmiertelne, ale póki co wykluczało go z walki. |
|
.....– To ci terroryści – krzyknął Gerdarr, który energicznie ruszył w kierunku miejsca, gdzie miała wybuchnąć bomba. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:19. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0