lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WH II ed] Wieże Altdorfu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12638-wh-ii-ed-wieze-altdorfu.html)

xeper 07-06-2013 13:48

Zgaszenie ogniska, które przysypane piachem przez chwilę podymiło, nie dało wiele. Wciąż wnętrze czworoboku ustawionego z wozów rozjaśniały wiszące latarnie. Jedną z nich złapał Hans i cisnął na ziemię. Od razu zrobiło się ciemniej, ale wciąż dwie lampy delikatnie rozświetlały obozowisko, wystawiając obecnych w nim ludzi na cel, ukrytych w lesie bestii.

Strzała wystrzelona na ślepo przez Engelberta wyleciała wysoko w górę, na moment zatrzymała się w najwyższym punkcie ostrej paraboli, po czym nabierając pędu spadła między drzewa. Niemal w tym samym momencie z ciemności dobiegł ryk bólu. Strzyganin kogoś trafił!

Wolmar dłuższą chwilę przygotowywał się schowany pod wozem. Efekty były dokładnie takie, jak się spodziewał. Wzrok przyzwyczaił się do ciemności, a światło z płonącej latarni zaczęło go razić. Teraz nie miało to znaczenia, bo wyślizgnął się spod wozu i popełz poboczem drogi, niewidoczny ani dla swoich towarzyszy, ani dla ukrytych po obu stronach drogi strzelających zwierzoludzi. Chwilę potem dotarł do wybranego przez siebie miejsca i skręcił w las, pokonując przydrożne krzaki. W ciemnościach już widział ostrzeliwujące obozowisko monstra. Jak na jego gust, było ich zbyt wiele. W pierwszym momencie zauważył co najmniej ośmiu. Odgłosy z zarośli wskazywały, że jest ich więcej i to tylko po tej stronie drogi.

Magnus i Gaston, ze swoich kryjówek bacznie obserwowali ścianę lasu. Złożyło się tak, że jeden z nich miał oko na prawą, a drugi na lewą stronę drogi. Ich niebywałe, uważane wręcz za nienaturalne zdolności do widzenia w ciemności, pozwoliły dostrzec ukryte w krzakach sylwetki. Tym razem zwierzoludzi było znacznie więcej.

A strzały leciały nadal, wbijając się w poszycie wozów, deski, koła i grunt pomiędzy pojazdami. Na szczęście wszyscy byli już ukryci, czego nie można było powiedzieć o wierzchowcach, które teraz otrzymywały pokaźną dawkę trafień. Przeraźliwe kwiczenie i szaleńcze wierzganie tylko pozwalało przypuszczać, jak bardzo cierpią zwierzęta. Jeden z koni kupca Appelbauma, zerwał się z postronka oszały z bólu wpadł między wozy, starając wyrwać się z matni. Chwilę potem runął na ziemię, łamiąc sobie przednie nogi o dyszel wozu. Kolejna strzała ukróciła jego męczarnie.

Kerm 07-06-2013 14:44

Rzeczą oczywistą było, że strzały prędzej czy później się skończą. Im później, tym gorzej, szczególnie dla zwierząt, zamkniętych między wozami.
Ale na to Gotfryd już nie miał żadnego wpływu.
Tak prawdę mówiąc nie miał na nic wpływu. Oczywiście mógłby strzelać na oślep do mitycznych cieni. Ale czyż nie było lepiej nie tracić bełtów i oszczędzać je na chwilę, gdy zwierzoludzie (czy co tam się kryje w zaroślach) wreszcie przestaną strzelać i wylezą z krzaków i zaatakują?
Mógłby z krzykiem ruszyć między wrogów... i dać się zabić bez żadnego pożytku. Tylko po co.

Usiłując wypatrzyć w ciemności wrogów Gotfryd cierpliwie czekał na okazję do strzału.

Gob1in 07-06-2013 15:07

- Piekielny pomiot... - wypatrując pozycji wroga wyszeptał pod adresem zwierzoludzi. Było ich dużo. Zdecydowanie zbyt dużo dla adepta sztuk magicznych. Ale nie dla Wolmara... ha!

Nie zachodził napastników z tyłu, nie chcąc znaleźć się w polu rażenia pocisków obrońców karawany - oberwanie w zadek strzałą Engelberta byłoby dla niego zbyt wiele, by mógł to znieść. Z tego powodu trzymał się nieco na prawo od nich (na lewo, patrząc od strony wozów).

Znalazł możliwie odległe miejsce, z którego mógł jednak obserwować zajętych ostrzałem obozowiska zwierzoludzi, samemu będąc niemal całkowicie zasłoniętym przez gęstwinę. Pokryty ciemnymi plamami mchu pień dorodnej olchy mógł w razie potrzeby ukryć sylwetkę czarodzieja - wystarczyło tylko zrobić mały krok w bok.

Wolmar spojrzał po sobie upewniając się, że magiczny kamuflaż wciąż działa. Efekt zaklęcia potęgował się tym bardziej, im mniej czarodziej się poruszał. Strzelanie z łuku nie wymagało akrobatycznych popisów, a sprzyjający napastnikom mrok panujący pod koronami rozłożystych drzew i jemu dawał przewagę. Był niemal pewien, że kilka kroków obok mógł przemaszerować oddział wojska i nie zostałby zauważony.

Odetchnął głęboko, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Nieśpiesznie nałożył strzałę na cięciwę swojego noszącego ślady zużycia łuku, napiął go i starannie celując wymierzył w najbliższego, pierwszego od strony drogi zwierzoludzia. Zwolnił pocisk, niezwłocznie sięgając po następny.

Gdyby któraś z bestii odwróciła się, Wolmar skryje się za pniem drzewa. Nie sądził, żeby durnota mutantów pozwoliła im na analizowanie skąd nadlatują strzały - nawet nie zwrócili uwagi na miotającego się pobratymca trafionego przez któregoś z obrońców. Poza tym ciemno było, choć oko wykol.

Sierak 08-06-2013 14:54

- Do wszystkich diabłów - zaklął Magnus widząc jak jego pies kryje się pod kołami wozów, konie giną a ludzie nie są w stanie nic zrobić. Nawet jemu, widzącemu wręcz nienaturalnie dobrze w ciemności nie udało się dostrzec niczego na tyle dokładnie, by ustrzelić to z łuku. Siedzenie na dupie też jednak nie było wyjściem...

Mężczyzna dopadł do najbliższej lampy oświetlającej obozowisko i chwycił ją w ręce. Dlaczego nie odwrócić przewag i słabości?
- Hej, niech ktoś weźmie drugą! - Krzyknął i rzucił kagankiem w kierunku, w którym widział kryjące się w drzewach sylwetki w nadziei oświetlenia ich. Ledwo lampa poleciała w drzewa schował się za wozem i złapał za łuk naciągając strzałę na cięciwę i szukając najwyraźniejszej sylwetki zwierzoludzia, z którego miał zamiar zrobić krwawą odmianę jeża.

wysłannik 09-06-2013 12:06

- Nie, kurna nie. Nie pozwalam! - powiedział słysząc jak konie otrzymują strzały. - Mój koń nie może umrzeć! - oświadczył i ruszył czołgając się do koni. Nie mógł pozwolić by konie stały i otrzymywały przeklęte strzały od zwierzoludzi. Wolał je wypuścić by dały dyla niż by miały tu zginąć. Odcięcie lin, którymi konie były przywiązane do drzew lub wozów, powinno załatwić sprawę. Magnus postanowił ruszyć zaraz po tym jak towarzysz rzucił lampę w stronę zwierzoczłeków, kiedy swoją uwagę skupią na czymś innym.

kymil 09-06-2013 13:21

Markus skryty pod wozem, złorzeczył na czym świat stoi. Wkoło padał deszcz strzał. Ludzie krzyczeli, konie rżały i miotały się.

- Na otchłanie piekielne! Co to za przeklęty trakt? - biadolił cyrulik, kurczowo trzymając w dłoni miecz. - Ile oni mają strzał? - zachodził w głowę.

Z oczywistych względów wrogowie nie odpowiadali na jego pytania.

Jeden z koni pociągowych wierzgnął z bólu. Jedno z kopyt nieomal nie sięgnęło Oppela.

- Co za bezsensowna rzeź... - słysząc nawoływania Magnusa, nie mając lepszego pomysłu, Markus pochwycił latarnię i rzucił w przeciwnym kierunku, by oświetlić drugi skraj drogi.

Był gotów doskoczyć do pierwszego ze zwierzoludzi i zabić jak ścierwo. Wszystko było lepsze niż dać się wystrzelać jak kaczki.

SyskaXIII 09-06-2013 22:10

-Gotfrydzie! Podaj tarczę! Marusie, deski. Możemy spróbować się zasłonić . - Kapłan zawołał do towarzyszy.

-Sigmarze, pasterzu zbłądzonych. Ześlij nam swą łaskę i pokonaj plugawe pomioty. Niech twoja wola będzie naszą wolą.

W ten sposób Dieter postarał się zasłonić jak najbardziej drewnem aby strzały nie zabiły zaraz po wychyleniu i dotrzeć na pozycje wrogów. W końcu wiadomo, że nie można łukiem walczyć wręcz. Chyba ... ?

Komtur 10-06-2013 09:37

Zwierzoludzie nie atakowali bezpośrednio i plan Gastona musiał ulec modyfikacji, zresztą koledzy również się w tym zorientowali. Były przemytnik tym razem zadziałał troszkę niekonwencjonalnie, ze swoją butlą ogniową i osłoniętą latarnią przepełznął pod wozem. Rozumował, że po pierwsze znajdzie się poza centrum głównego ostrzału, a dwa że zmniejszy się zasięg rzutu. Szybko odpalił nasączoną olejem szmatę i cisnął butlę w cieniste sylwetki na skraju lasu. Nie czekając na efekt jaki zrobi jego pocisk, błyskawicznie wlazł znowu pod wóz.

AJT 11-06-2013 13:21

Gdy jego kompani pozbyli się, oświetlających ich jeszcze przed momentem, lamp, a przy okazji rozświetlili okolicę, w której kryli się wrogowie, Engelbert wychylił się nieznaczenie zza wozu. Postanowił skorzystać teraz z sytuacji, by spokojniej, nie będąc tak na widoku, wystrzelić. Po chwili wypuścił więc jedną z strzał, która powędrowała w kierunku lasu. Po strzale schował się ponownie, by załadować następną, a po momencie mógł już powtórzyć strzał. Powtarzając te manewry, starał się nie ustrzelić, któregoś ze swoich.

xeper 11-06-2013 20:16

Strzały leciały nadal, ale gdy obozowisko spowiły ciemności, ich nawał zdecydowanie zelżał. Teraz słychać było tylko pojedyncze pociski przecinające powietrze nad wozami. Ciśnięta przez Magnusa latarnia zatoczyła łuk i uderzyła w trawę. Przez chwilę wydawało się, że płomienie wystrzelą w górę, ale ostatecznie płomień tylko zatańczył przez chwilę i zgasł. Magnus nie dostrzegł nikogo, do kogo mógłby strzelić. Jednak zaryzykował strzał. Pocisk zginął gdzieś między drzewami. Druga latarnia rzucona przez Markusa trafiła w drzewo. Olej z rozbitego rezerwuaru trysnął na wszystkie strony, natychmiast łapiąc ogień i spowijając pień drzewa w pomarańczowej pożodze. W świetle płomieni zatańczyły przykucnięte za drzewami sylwetki zwierzoludzi.

Magnus Raufer tylko czekał na moment, w którym zapadły ciemności i czym prędzej pobiegł do szalejących koni, starając się je uwolnić z pęt. Unikając latających wokoło podkutych kopyt zaczął rozcinać więzy. Pierwszy koń wyrwał się na wolność i pomknął gdzieś w ciemność.

Gaston, korzystając z poświaty bijącej z płonącego drzewa, cisnął płonącą butlą w kierunku widocznych między pniami zwierzoludzi uzbrojonych w łuki. Koktajl poleciał zbyt wysoko, ale na szczęście uderzył w jakąś gałąź, odbił się i rozprysnął tuż nad ziemią, oblewając trzy potwory strugami płonącej cieczy. Las rozbrzmiał wrzaskami palonych żywcem zwierzoludzi. W świetle jakie rzucali szamocząc się między krzakami, Gaston zobaczył mrowie zwierzoludzi. Wyglądało na to, że mieli zamiar zmiażdżyć karawanę samą swoją liczbą.

Gdzieś po drugiej stronie drogi, Wolmar stał między drzewami, niewidoczny dla znajdujących się w pobliżu zwierzoludzi. Wyszukał cel i puścił cięciwę. Strzała przecięła powietrze ze świstem i utkwiła w boku zaskoczonego zwierzoczłeka, który zaczął rozglądać się za niewidocznym przeciwnikiem.

Zwierzoludzie w końcu zdecydowali się na atak. Nagle, bez ostrzeżenia porzucili łuki i chwycili za broń ręczną. Wypadli z lasu i dopiero teraz dostrzec można było jak wielu ich jest. Nagle biegnący do ataku w stronę drzew Markus i Dieter, stanęli oko w oko z krwiożerczą hordą. I na niewiele zdał się bełt wystrzelony przez Gotfryda, który wbił się w kolano jednego ze zwierzoludzi, wywracając go.

Strzała z łuku Engelberta również znalazła swój cel, ale tym razem pocisk odbił się niegroźnie od żelaznej płyty osadzonej z pomocą nitów, bezpośrednio na ciele gora. Cyrulik i kapłan znajdowali się w poważnych opałach – zwierzoludzie, dyszący żądzą krwi znajdowali się nie dalej jak dziesięć kroków od nich.

Sigfrid wspiął się na wóz i wycelował ze swojej prochowej broni, gdzieś ponad głową Dietera. Błysnęło i po lesie przetoczył się huk wystrzału. I były to jedyne efekty strzału. W ciemnościach po tej stronie drogi ciężko było celować i strażnik haniebnie chybił.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172