lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] - Kto jest kim? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/14001-wfrp-2ed-kto-jest-kim.html)

dambibi 21-03-2014 23:13

-Ostatnia cena jaką mogę ci zaproponować, to siedem złotych koron, ja też muszę z czegoś żyć.

Trzeba przyznać że oferta była i tak przyzwoita więc Gundram nie targował się więcej i dokonał zakupu. Dodatkowo wziął Hubkę i krzesiwo, oraz 2 butelki oleju oraz łom, łącznie 9zk i 10s.

nefarinus 22-03-2014 11:42

Jortan usłyszawszy propozycję barbarzyńcy rzeczywiście poczuł ochotę na piwo, jednak podobnie jak jego nowi towarzysze i on musiał nieco uzupełnić swoje wyposażenie. Wolnym krokiem ruszył w kierunku targu pogwizdując melodię popularnej reiklandzkiej piosenki. Targ był nieco zatłoczony, jednak szybko zauważył stragan przy którym zatrzymali się inni zatrudnieni w kompanii barona. Jako że Jortan nigdy nie miał głowy do targowania się, chcąc nie chcąc musiał wyłożyć całą kwotę jakiej kupiec zażądał za tarczę. Tarczy była jednak w dobrym stanie i choć dane było Jortanowi nosić lepsze to nie mógł narzekać.

Następnie udał się z powrotem do karczmy. Tam w swojej izbie dokładnie oczyścił broń, sprawdził czy kusza nadal sprawnie pracuje, po czym zszedł do wspólnej izby. Zastał tam kilku kompanów popijających piwo, przysiadł więc się do nich. Kiedy tylko skończył pierwszy kufel natychmiast zamówił drugi solennie obiecując sobie że to ostatni, po czym wyciągnął grzechoczący woreczek i zaproponował:

'Może partyjkę kościanego pokera zanim pójdziemy do barona?'

Ulli 22-03-2014 12:09

Olaf tak jak zadeklarował poszedł z kompanią do karczmy na jedno piwko. Łyk spirytusu barbarzyńcy rozgrzewał go mocno od środka i więcej niż jedno piwo mogłoby spowodować, że do pracy poszedłby pijany. Bardzo chciał tego uniknąć. Jedno piwko dla towarzystwa było w sam raz.

Co do dodatkowego wyposażenia to wyszedł z założenia, że gdy już zaciągnie się do tego wojska to go we wszystko wyekwipują. Szkoda mu było pieniędzy na sprzęt. Jego pałka będzie musiała wystarczyć.

Gdy już znaleźli się w karczmie i kelnerka postawiła przed nim zamówione piwo, odetchnął i się rozluźnił. Zdawał sobie sprawę, że to może być ostatnia okazja na spokojne biesiadowanie na dłuższy czas. Nie był pewny jak daleko będą się musieli udać z człowiekiem barona i ile zadanie potrwa. Dlatego postanowił cieszyć się każdą wolną chwilą.

Gdy Jortan zaproponował partyjkę kości Olaf zastanowił się chwilę po czym pokręcił przecząco głową.

- Wybacz, ja nie zagram. Zbyt ciężko zarabia się pieniądze żeby przegrywać je w kości. Poza tym jestem pechowcem, więc na pewno bym przegrał. Grajcie beze mnie ja popatrzę.

Kerm 22-03-2014 14:53

Ernst nie odczuwał zbyt wielkiej potrzeby uzupełniania zapasów. Podstawowe wyposażenie miał, a przygotowanie się na wszystkie ewentualne niespodzianki, jakie mogły go czekać było niemożliwe do zrealizowania.

Pokręcił się po mieście, usiłując dowiedzieć się jeszcze czegoś na temat sekty i objawów jej działalności, jednak jego talent do prowadzenia rozmów okazał się zdecydowanie zbyt mały. Jego niedoszli rozmówcy albo nie chcieli z nim rozmawiać, albo też usiłowali wyciągnąć miedź i srebro za niczym nie poparte informacje.
A używać siły nie chciał i nie uważał tego za celowe.

Wałęsanie się po mieście i wypytywanie różnych ludzi zaowocowały jednak pewnym zakupem. Plotka głosiła, że przy jednej z uliczek mieści się pracownia alchemika-samouka, Ardena. Ten miał, ponoć, mikstury leczące, które (jak przysięgał rozmówca Ernsta) działały. Nie czyniły cudów, ale część zdrowia i sił potrafiły przywrócić.

Ernstowi udało się wypatrzyć dom, w którym znajdowała się. siedziba owego alchemika.
Niezbyt stary mężczyzna, a twarzy od dawna nie oglądającej słońca, rozwichrzonych włosach i ubraniu w plamach i dziurach (po eksperymentach zapewne) zgodził się rozstać z jedną z mikstur leczenia, choć zrobił to dopiero wówczas, gdy Ernst położył na stole dość znaczną kwotę sześciu sztuk złota.

Do swych kompanów Ernst dołączył dopiero w karczmie. Wzniósł toast za powodzenie, dla towarzystwa wypił kolejne piwo, a potem poświęcił się tylko jedzeniu.
Wolał rozpoczynać zadanie z całkiem trzeźwym umysłem. Strzelanie po pijaku czy też machanie w takim stanie mieczem nie należało do najbardziej rozsądnych rzeczy.

Dekline 22-03-2014 20:13

Zapasy? A co to %^$#2 zima idzie żeby zapasy robić? - zaśmiał się Bjørg.Ale nie zatrzymywał zbytnio towarzysza, głównie dlatego że poszedł z nim Olaf.Przynajmniej nie będę musiał pić sam - pomyślał.
Na odchodne rzucił tylko do Gundrama: Ale spiryt po drodze jakby jaki wyhaczył to weź dla mnie, co?

W karczmie Bjørg zamówił piwo; Pierwsze wypił duszkiem właściwie nie odchodząc od baru. Pewnie uczyniłby podobnie z następnym, lecz przypomniał o sobie żołądek, który najpierw wypadało zapełnić.
Do jedzenia zamówił (co nie było żadną tajemnica) kolejne piwo, a po posiłku rozsiadł się wygodnie na ławie pragnąć odpoczynku.

Kościanego? - rzekł do Jortana
Znaczy że wygrany łamie przegranym kości?
Oczywiście nie był to zbyt inteligenty żart, ale czegóż możnaby się spodziewać po człowieku który o kołyski wręcz dzierży w ręce broń.

Bjørg mało miał okazji na grę, wiedział też że często kończy się bójką, którą on sam najczęściej inicjował, więc ..... chętnie przyjął wyzwanie Jortana.

O co chcesz grać?

MagMa 22-03-2014 23:02

Po odejściu z posiadłości barona Arthes miała zamiar przyłączyć się do reszty zatrudnionych. Nie potrzebowała uzupełniać ekwipunku. W końcu zawsze była w podróży, więc wszystko miała przy sobie. Już miała podejść do współtowarzyszy, gdy zauważyła jak jeden z nich witając się podaje butelkę z podejrzanym płynem. Przezornie przystanęła obserwując reakcję pijącego. No tak, alkohol musiał być naprawdę mocny. Dopiero by się wygłupiła, gdyby butelka trafiła w jej ręce. Nigdy picie nie było jej mocną stroną. Zresztą zwykle zbytnio nie namawiano jej, a jeśli już to zawsze udawało się wykręcić. Wystarczyło tylko odpowiednio udając oburzenie stwierdzić, że damie nie wypada. Nie była jednak pewna czy i tym razem byłoby tak łatwo.

Szybko więc zmieniła plany i ruszyła mimo wszystko w kierunku targu. Zawsze można spróbować o jakieś plotki wypytać, a i obrok dla konia uzupełnić przy okazji. Pokręciła się więc trochę przy straganach podsłuchując toczące się rozmowy i nienachlanie próbując wypytać o tajemnicze sekty, które spore zamieszanie w miasteczku czynić musiały.

Potem udała się do karczmy, by posilić się przed wyruszeniem w drogę i choć trochę poznać resztę zatrudnionych. Podchodząc jednak za strawą do ławy, przy której rozpoznała spotkanych u barona mężczyzn starała się usiąść jak najdalej od tego "od butelki", mając nadzieję, że nie wpadnie na pomysł przywitania jej alkoholem.

-Pozwolą Panowie, że dosiądę się, choć do gry nie dołączę.


71
46

Zombianna 23-03-2014 02:04

Po załatwieniu formalności nie pozostało nic więcej, jak cieszyć się z ostatnich godzin względnego spokoju i wygody. Słodkie lenistwo się skończyło, czas najwyższy wziąć się do uczciwej pracy. Na ile owa praca była uczciwa? Zawsze mogła trafić gorzej. Zaliczka wesoło ciążyła w sakiewce, roztaczając przed dziewczyną wizję bogactwa o wiele bardziej satysfakcjonującego, niż owe dziesięć złociszy, ale na spokojnie. Wszystko w swoim czasie.

Z zamiarem uzupełnienia najpotrzebniejszej drobnicy, Lea poszła za grupką “targową”. Chwilę pokręciła się pomiędzy straganami uzupełniając zapasy. W końcu zadowolona ruszyła w stronę tawerny. Nie spieszyła się, korzystając z ładnej pogody i świeżego powietrza.
Gdy dotarła do w końcu do lokalu, większość najemnych zdążyła rozsiąść się przy ławie w towarzystwie kufli i butelek. Nagle na drewnianym blacie błysnęły kości, ktoś się zaśmiał.
Nie zachowuj się jak dzikus - napomniała się w myślach, zamawiając piwo i ruszyła między ławami, do reszty bandy. Przycupnęła na skraju siedziska, przyglądając się poczynaniom kompanii. Ze swoim mikrym wzrostem śmiało mogła udawać, że wcale jej tam nie ma.

Inferian 23-03-2014 14:16

Bohaterowie poczynili swoje zapasy, większość szykując się do zadania zakładała najgorsze, ale przecież co może spotkać człowieka, którego zadaniem jest jedynie konwojować jakiegoś tam szlachcica. Sekta oczywiście wzbudza pewnego rodzaju podejrzenia.

W karczmie panowała spokojna atmosfera do momentu aż Jortan wyciągnął kości. Był to z pewnością moment, który każdy z bohaterów dobrze pamięta. Gdy to Jortan nimi zabrzęczał, a wzrok ludzi znajdujących się w karczmie powędrował właśnie na niego. Ludzie w tym mieście prawdopodobnie bardzo lubili tę grę. Kilku zaczęło już wstawać, gdy to nagle Bjørg wyraził swoje zainteresowanie. Żart, który powiedział spowodował, że mieszczanie natychmiast odwrócili wzrok. Nie było dlaczego się dziwić, większość z nich było nagminnymi pijaczkami, którzy to nawet broni w ręce nie potrafiło trzymać,a co dopiero się nią bić. Można było tylko przypuszczać, że większość z nich bała się przemocy, a gdy tylko usłyszała o łamaniu kości… “nie daj Boże”.
Drużyna, która zaczęła się formować z pojedynczych osób, które zaczęły ze sobą rozmawiać, wymieniając po kilka zdań, w większości o tematyce alkoholu, wyruszyła do mieszkania Barona. Przy posesji barona czekał już na nich Marius.


-Cieszę się, że was widzę, robi się ciemno, a przy was już czuję się znacznie bezpieczniej. - powitał miło swoją nową ochronę

Wszyscy zaczęli podążać w kierunku wytyczonym przez Mariusa była to karczma właśnie ta w której nocowali, jedli, byli zaledwie kilka godzin temu. Wyglądało to na prawdę w pewien sposób komicznie, ale przecież pieniądze drogą nie chodzą. Jeden wieczór, wart 600 zk, z pewnością było warto. Marius co chwilę zagadywał towarzyszy, wydawał się na naprawdę miłą i towarzyską osobę.
-Nie wiem czy mogę zapytać - zaczął - jakie największe stworzenie do tej pory zabiliście?
-Czy walczyliście z wampirami?
-Czy ktoś z was zabił kiedyś smoka?


I tak, dalej, wyglądał na bardzo zaciekawionego, z pewnością nie było w tym nic dziwnego, osoba taka jak szlachcic większość swojego życia spędzała w mieszkaniu. Podróże w Starym Świecie są niebezpieczne, a i jeśli nawet już podróżuje to w dyliżansie, gdzie w okół pełno strażników, którzy pilnują aby chociażby jakaś drzazga w paluszka nie ukuła. Zasypywał towarzyszy pytaniami, które mogły tylko świadczyć jak bardzo jest nimi zafascynowany.
Gdy zaś już w końcu doszli do karczmy. Marius podał instrukcję:

-Zaczekajcie tutaj na mnie na chwilę, ja dobije targu z kupcem, który powinien na mnie czekać w karczmie.

Nie trwało to długo gdy człowiek ten wrócił z powrotem, pod pachą kłębiąc skrzyneczkę. Wyglądał teraz bardziej płochliwie, był bardziej przestraszony. Wyglądał do około czy na pewno nikt się na niego nie patrzy. Czy nikt go nie obserwuje.

-Możemy iść z powrotem - oznajmił - im szybciej dojdziemy na miejsce tym lepiej - powiedział lekko drżąc


Bohaterowie zaczęli wracać, Marius schował się po środku i szedł tak aby osłaniać się z każdej strony jedną z postaci. Dla większości wyglądało to przezabawnie, bo w mieście panowała atmosfera ciszy i spokoju. Co może się wydarzyć w takim zadupiu? No i tutaj odpowiedz przyszła prędzej niż się można było spodziewać. Gdy grupa przechodziła obok opuszczonego budynku nagle z za niego wyskoczyło szesnaście zakapturzonych postacie. Byli oni ubrani w płaszcze z kapturami i z brązową peleryną, zapiętą przy pomocy zapinki w kształcie gwiazdy. Gdy tylko ich zobaczył Gundram, zląkł się, informacje jakie uzyskał w kościele Sigmara przeraziły go.

-Rzućcie broń i poddajcie się, a ujdziecie z życiem. - krzyknął jeden z nich, jego wymowa była tragiczna, jak gdyby seplenił

Kerm 23-03-2014 16:34

Niektórzy wiedzieli, jak popsuć innym zabawę.
Jedno krótkie zdanie Bjørga wystarczyło, by paru chętnych odwróciło się plecami do Jortana i zaczęło udawać, że ich nie ma.
Ernst zdecydowanie nie miał zamiaru brać udziału w grze, podzielając zdanie Olafa. Na temat tego, że zbyt ciężko zarabia się pieniądze, by je wyrzucać bez sensu.
Ale w niczym mu nie przeszkadzało, że inni grali. Uważał tylko na to, by nie znaleźć się w samym środku awantury, gdyby taka wybuchła (a to dość często się zdarzało).

Wielka wyprawa do karczmy odległej o kilka minut drogi. Wyglądało to na całkiem opłacalną robotę. Kilkanaście minut drogi i kilkanaście sztuk złota. Żyć nie umierać.

W drodze powrotnej okazało się, że jednak nie ma tak dobrze, jak by się Ernstowi marzyło. Baron miał dobre przeczucie, ale zdecydowanie nie doszacował przeciwników.
Tych z kolei było dość dużo. Czyż jednak nie za to im płacono, by ryzykowali życiem?

Może powinien poczekać na decyzję pozostałych członków drużyny, ale... postanowił inaczej.
Uniósł broń i wypalił.
Kula trafiła w głowę tego człeka w kapturze, który raczył zaproponować im poddanie się.


_____________________________________
Strzelanie: k100=11 (trafiony, głowa)
Obrażenia: 4+k10=4+8=12

nefarinus 23-03-2014 20:28

Niestety niemal nikt z drużyny nie podzielał Jortanowego zapału do hazardu, a Bjørg swoim niewyszukanym żartem sprawił, że miejscowi miłośnicy kości szybko wrócili na swoje miejsca. Skrzywiwszy się zgarnął kości z blatu z powrotem do woreczka i rzekł tylko:

'We dwóch nie będziemy grać, ba ani z tego rozrywki, ani pieniędzy'

W duchu zaś sklął Bjørga najgorzej jak potrafił. Szczęście w kościach sprzyjało mu nader często i miał zamiar choć odrobinę powetować sobie wydatek na tarczę. Nic z tego nie powiedział jednak na głos. Życzliwość barbarzyńcy mogła się jeszcze przydać gdyby w czasie misji znalazł się w opałach.

Tymczasem zaczęło się ściemniać i należało stawić się u barona. Misja z początku szła zgodnie z planem, tak jak baron zapowiedział. Marius poprowadził ich do karczmy, jak się okazało tej samej w której przed chwilą jedli i pili, a następnie, wyposażony w sporą szkatułkę – z powrotem do posiadłości możnego.

'Albo raczej to my go prowadzimy' pomyślał Jortan widząc jak Marius chowa się za ich plecami. Z każdym krokiem w kierunku ich celu napięcie Jortana coraz bardziej rosło, a on sam coraz częściej nerwowo rozglądał się po okolicy wspominając wzmiankę barona o sekcie. Miał rację – dwukrotnie liczniejsza od nich grupa zakapturzonych postaci, która ich otoczyła wyglądała dokładnie tak jak ludzie z sekty powinni wyglądać. Gdy usłyszał żądanie poddania się ukradkiem zerknął na kompanów, a widząc że Ernst unosi broń i on uniósł kuszę, wystrzelił niemal bez mierzenia. Brzęk cięciwy i huk strzału zlały się w jeden dźwięk. Czy to jednak z powodu ciemności i niedokładnego celowanie, czy przez drgnięcie ramienia, bełt nie trafił sekciarza w pierś, jak zamierzał Jortan, ale przebił mu lewe udo. Najemnik zaklął siarczyście, zarzucił kuszę na plecy, dobył miecz i zasłaniając lewy bok tarczą ruszył w kierunku trafionego z zamiarem dobicia go.


---------------------
Strzelanie: k100=19 (trafiony, lewa noga)
Obrażenia: k10+4=1+4=5


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172