Martin tym razem postanowił pójść sam na poszukiwania, uciekinierki Heleny. Zdecydował się na ten ruch z prostych powodów, sam nie wyglądał na łowcę nagród i łatwiej będzie mu nawiązać rozmowę z miejscowymi ludźmi niż w towarzystwie krasnoluda i zawodowego ochroniarza. Tak więc jego plan był prosty, pójść ponownie na ulicę gdzie miała dom Helena i pod niby pretekstem szukania jej sąsiadów, wypytać miejscowych ludzi, głównie sklepikarzy o przyjaciółki, rodzinę lub może narzeczonego dziewczyny. Zjadł więc szybko śniadanie i ruszył w miasto. Po drodze rozmyślał co mogło się przydarzyć tak doświadczonemu łowcy nagród jak pan Nathaniel że wieszać go dziś będą. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, wczesny ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse Tymczasem, Martin ruszył zatłoczonymi arteriami miasta, kierując się ku kamienicy poszukiwanej. Z trudem przeciskał się pomiędzy tłoczącymi się wszędzie ludźmi, używając łokci, a nawet i pięści. Warknął szpetnie pod nosem, ale nie zaniechał i wcisnął się pomiędzy starszawą szwaczkę a wysokiego flisaka i po chwili impasu wydostał się, ruszył naprzód. Ktoś wylał pomyje przez rozwarte okiennice i Martina dobiegły okrzyki oburzenie. Odwrócił się, przez co prawie wpadł na rozwrzeszczane dzieciaki kręcące się koło łydek dorosłych. Obdarty ulicznik, rudy, piegowaty, szczerbaty jak tysiącletnia piła, odbił się od uda Martina i zakrzyknął, ale po chwili zniknął w tłumie. |
-A z chęcią - Martin odpowiedział sprzedawcy, podał mu monety i wybrał najdorodniejsze jabłko. - Prze pana jest taka sprawa, szukam rodziny co pod siódemką na tej ulicy mieszkała, ale dom tam pusty jakby od miesięcy nikogo nie było. Informację gdyby ich nie było mieli u sąsiadki zostawić i tu kolejny kłopot jest - tu włóczykij nachylił się do sklepikarza i szeptem powiedział - Ponoć ona poszukiwana jest, a ja w takie sprawy mieszać się nie lubię. Problem mam straszny bo przesyłkę tej rodzinie dostarczyć muszę, a nie wiem dokąd się przeprowadzili. Poradź pan coś, ta dziewczyna spod ósemki przyjaciółki jakieś miała? Może narzeczonego czy rodzinę? Gdyby ten sklepikarz nic nie wiedział to Martin z kolejnymi to urocze kłamstewko miał zamiar powtórzyć. Pilnował się jednak bacznie by łasicowaty i jego pomagier, gówno usłyszeli z tych rozmów. |
Pomóż mi podejść jak najbliżej Barona rzekł do Urgrima Atos. Chciał porozmawiać z Nathanielem, a straż mu to uniemożliwiała. Dwójka kompanów przedzierała przez tłum, gdy byli już wystarczająco blisko Atos krzyknął w stronę pana tych włości. -Panie znam tego człowieka, chce wystąpić jako jego obrońca w tym procesie.- tylko tak mógł poznać wydarzenia z ust łowcy nagród. I przyjąć jakąś taktykę. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, wczesny ranek Schwartzhafen Dwaj halabardnicy spojrzeli po sobie, nieomal zderzając się kapalinami. Baron uniósł się powoli z zydla i odwrócił do Atosa, zbliżył się; za nim ruszyli Alfriec i Hermann, patrząc po sobie wzrokiem równie zdziwionym jak strażnicy. Za to De Carnellowie mieli wyraz twarzy paskudny i szyderczy, co nie było raczej nowością. Za całą grupką podążało pół tuzina strażników. 16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, wczesny ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse - Pod siódemką? - zapytał handlarz. - Na bogów, różni tam mieszkali i ni jednego z mieszkańców normalnym bym nie nazwał. Znał pan kogoś stamtąd? Ulica się panu nie pomyliła? Wybacz pan, że pytam, ale... ale nic to. A co do dziewki, Heleny znaczy... widywałem ją. Widzisz pan Godifę, co to śledzie sprzedaje? Helena pomagała jej na straganie, ona wie pewnie więcej. |
-Muszę wiedzieć co się stało dokładnie. Tyle jako człek honoru jestem mu winien. Ludzi takich często nazywano głupimi i często posiadano rację.- odparł De Treville. Ruszył w stronę przyjaciela i zabrał ze sobą Urgrima jak najbliżej tak by i ten mógł słyszeć słowa łowcy. Choć bezpośrednio do skazańca zapewne dopuszczą tylko jego osobę. -Nathanielu rzeknij co się stało. Słowo w słowo, obraz w obraz, wydarzenia po wydarzeniu. Skłam a sam Sigmar cie nie uchroni przede mną. |
Martinowi nie pozostało nic tylko poczekać aż łasicowaty się oddali od straganu ze śledziami. Nie wiedział czy Godifa kupi jego bajeczkę, ale warto było zaryzykować. Poza tym gdyby nic nie wskórał tutaj, to zawsze mógł zajrzeć do jej domu, srebrnik w odpowiednie ręce i zaraz znajdzie się adres. Zapewne dom stał teraz pusty, choć gdyby była tam Helena to miałby dużego farta. Na razie jednak czekał i z podziwem przyglądał się facetowi w zbroi. Zawsze marzył by zostać kimś takim. Facetem budzącym respekt. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, wczesny ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse Łowca zagadał swojego czeladnika, odprawił ręką murarza. Nim to zrobił, łasica wręczył łysemu szylinga. Martin przyjrzał się mężczyznom, ale wtem ktoś go potrącił. Włóczykij zachwiał się i odbił od wyrostka w podartym ubraniu, prawie wpadając na stragan; zahaczył nogą o wiklinowy kosz z jabłkami i owoce potoczyły się po bruku. Zerwał się na równe nogi, w porę orientując się, że u jego pasa brak sakiewki. Zaklął i zlokalizował uciekającego ulicznika, zaciskającego sakiewkę szczupłymi palcami. Ruszył za nim, ale nieszczęśliwie nadepnął na twarde jak kamień jabłko i rozpaczliwie machając rękoma, padł jak długi. |
- Dziękuję z całego serca szlachetny panie. - powiedział Martin będąc pod wrażeniem szybkości reakcji tych mężczyzn - Zagapiłem się na chwilę i ten łotr zaraz zwietrzył okazję. Może mógłbym się jakoś odwdzięczyć? Młody włóczykij zapytał z nadzieją, że nic nie będą od niego chcieli, bo skoro widział ich w działaniu to w drogę za bardzo nie chciał im wchodzić. Rozmowa z Godifą musiała chwilowo poczekać, aż łowcy nagród znikną z pola widzenia. |
- Słuchaj więc co prawie. - Zaczął van Holsting.- Po naradzie w karczmie ruszyłem na plac z Martinem i Hansem. Ten pierwszy miał ruszyć tropem Heleny, zaś Hans miał mnie wspierać w schwytaniu Christoffa ale cholernik opuścił mnie bez słowa, zostawiając samego. Winnem był wtedy porzucić to zadanie lecz profesjonalizm nie pozwolił mi od tak odejść. Odnalazłem najbliższą rodzinę chłopaka. Okazało się, że majster stolarski przygarnął go na swoje. Chciałem go przekupić by wydał mi Christoffa, sąd może to uznać za złe, lecz praktyki takowe są powszechne w mym zawodzie. Za informacje się płaci. Wtedy mnie obrażono. Ojca i dziada i dziesięć pokoleń wstecz. Uderzyłem więc tego kutasa gołą pięścią. Nie jest to jednak człowiek honorowy i dobył broni, narzędzia i rozkazał swym ludzią mnie zaatakować. Mieli młoty, łańcuchy, dłuta i inne narzędzia którymi zabić mnie chcieli. Spanikowałem. Strzeliem na ślepo z kuszy i trafiłem majstra w ramię, ale nic to nie dało. Chwilę później mnie ogłuszono. Ocknąłem się w więzieniu. Że niby usiłowałem zabić jak była to obrona konieczna. Gdy się obudziłem, poprosiłem strażników by ci wysłali do ciebie wieści Atosie, lecz Ci puścili mą prośbę mimo uszu i oświadczyli, że dziś zawisnę. Bez procesu już wydano wyrok. Wiedziałem, że muszę uciekać, wszkaże to bezprawie. Wtedy ucieli mi ręke. Ot cała historia.- |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:52. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0