|
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, ranek Schwartzhafen - Ralfie. - baron machnął ręką. - Sam tu. 16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse - Jak się zwą? - Brunner zmrużył oczy. - Szlachcic. Krasnolud. Ochroniarz. I kto tam jeszcze jest. I jak zwiesz się ty? Zaprowadzisz mnie do nich, badanie kamienicy poczekać trochę może. |
-Sprawa ma się prosto panie. Nathaniel winny jest bycia gorącą głową. Człek to w swej naturze porywczy. Na trakcie kilka dni temu prawu służąc kładł trupem banitów. W mieście chciał czynić to samo, gnał za złoczyńcami z listów gończych. Wiecie jak to jest baronie czasami ktoś coś o zbiegu wie ale nie mówi. Czasami kogoś lub coś ukrywa, zawód łowcy wymaga czasami gróźb czasami przekupstw. To działanie na pograniczu, choć w słusznej sprawie. Wymaga to wyczucia. Nathanielowi tego wyczucia zabrakło, źle ocenił majstra. Majster widząc wymierzoną w siebie kuszę również źle ocenił sytuację, ludzi do pojmania wysyłając. Idę o zakład, że gdyby któraś z dwóch stron rozsądniejszą była. Nikogo byśmy dziś nie sądzili.- pokiwał głową w zaprzeczającym geście. -Nim go straży oddano pobity został, złamań doznał i urazu głowy zapewne. Kto wie ile tych razów na głowę przyjął? Krzyczał bzdury w więzieniu, zapewne i z żalu i na skutek pobicia. W celi był czyż nie? Po co zatem celę otwierano? Można go tam było zostawić sprawy i tej by nie było. Bo więzień coś krzyczy.. więźniowie zawsze krzyczą. Ten kilka powodów miał. Efektem był utrata przez niego ręki. Rzucił się na kogoś z gołymi rękami w majakach rękę mu za to odjęto. W moim odczuciu za jego winy wymierzono mu już karę. Wygnać z miasta należy, skoro mile widziany nie jest i zakończyć sprawę. Nathaniel winę ponosi i karę otrzymałł również. W moim odczuciu jednak nie był jedynym winnym tych zajść.- powiedział Treville. |
- No ale po co te nerwy panie Brunner - odpowiedział wystraszony Martin - Już mówię skoro pan pyta. No więc szlachcic to panicz Atos z Trójroga, ochroniarz to pan Johann, krasnolud to pan Urgrim, jest jeszcze pan Hans który leży teraz poparzony gdy dobrych ludzi z płonącej kamienicy wyciągał,a opiekuje się nim niziołcza panienka Titi. No i jest pan Natahaniel co właśnie się sąd nad nim odbywa, bo ponoć coś przeskrobał. I tam właśnie jest panicz Atos i większa część jego przyjaciół. O Ulrichu, Martin nic nie powiedział, bo i przelotnie go widział, a i nerwy miał tak skołatane że o nim zapomniał. - Panie Brunner, może mnie pan źle zrozumiał - ratował się jak umiał Martin - Panicz Atos nadzwyczaj prawy człowiek jest i wszelkiej niesprawiedliwości nie znosi, a to że mi kazał tu węszyć to znaczy że sprawa z Heleną dziwna mu się wydała. Może jakbyś pan przekazał mu wszystkie informacje o owej dziewce, to może by użyczył swych ludzi do pomocy w jej schwytaniu. Bo jak żeś pan wspomniał, ten kupiec co ona go ubiła, to kurwiarz straszny był i herold na rynku mówił że ona w samoobronie go zabiła, a to przecie niesprawiedliwość jest, żeby za coś takiego listy gończe wysyłać. |
Konk stał obok Atosa i podążył za nim, zasłuchany w te wszystkie klątwy i mądre mowy. Na sądownictwie się nie znał, ale nie miał wątpliwości, że Nathaniel wraz z każdym kolejnym słowem się pogrążał. Krasnolud nie miał żadnej pięknej przemowy gotowej, tak jak jego towarzysz-szlachcic, ale i on nie mógł zaniechać niczego, co mogłoby pomóc Holstingowi. - Ja, tego ten... - zaczął trochę skrzekliwie, po czym odchrząknął i przemówił już głośno. - Ja jestem Urgrim Garilsson od Kruszących Kamień, poddany króla w Karak Angazhar. Na Grungniego i Valayę, na Wrota Gazula przysięgam, że na moim lid nie postanie kłamstwo i oby mi oczy zakrył Hashut, jeślibym zełgał. - Nie widziałem się z Nathanielem od czasu,- przemówił ponownie, tonem uroczystym. - gdy wczorajszego poranka rozdzieliliśmy się, by załatwić swoje sprawy, więc nie mogę nic powiedzieć przeciw tym, co go oskarżają. Mogę jednak powiedzieć, jak dał się on poznać w czasie naszej przypadkowo wspólnej podróży. - A dał się znać jako dzielny towarzysz. Narażał własne życie, aby mi przyjść z pomocą, gdy bandyci na mnie napierali, choć mógł ze spokojnym sumieniem strzelać we wrogów z oddali. Jego męstwo sprawia, że godnym jest walczyć wraz z najlepszymi wojami Grminira! Ale nie tylko odważnym jest, bo jeszcze i ma siłę i zdolności, by skutecznie ten zawód wypełniać, czym pożytek niesie wszystkim, którzy obawiać się muszą napaści zbójeckich. Skory jest także do pomocy, sam garnie się do prac wszelakich, byle pomóc tym, z którymi go los zetknął, choćby to miało być nawet noszenie wody, czy dźwiganie tobołów. - Jedyną zmazą jaką na nim zdążyłem zobaczyć, jest jego krewkość. Czasem nim przemyśli rzecz, to już do pochopnych czynów się garnie, ale to rzecz młodości przynależna. A sam mogę poręczyć, że to nie złe intencje za nim na pewno stoją, gdyż sam widziałem, że wystarczy mu racje słuszne przedstawić, aby się ku nim skłonił. To rzekłszy Urgrim złożył ręce na brzuchu, dając znać, że skończył mówić. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse - Ano, szlachcic też człek prosty w sumie jest. - Brunner podrapał się po podbródku. - Zrozumiałe, że plotka i opowieść miejska trafiła do jego uszu, a on ją jako prawdę wziął. Nie potrzebuję jego ludzi, to... delikatna sprawa. Wracaj do swego szlachcica i towarzyszy i powiedz im, że Brunner zabrania im się mieszać... nie muszę mówić, że lepiej dla was byłoby opuścić Schwartzhafen? 16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, ranek Schwartzhafen - Dobrzy z was mówcy, panie Treville, panie Garlisson. - baron popatrzył smutno na przemawiających. - Prawdę powiedziawszy, to tę sprawę z kuszą zakończyłbym, ba, jakbym mógł, tobym rękę, co to za to odjąć mu ją miano, zwróciłbym. Być może majaczył, może. Ja nie jestem okrutnikiem, ba, surowy nawet nie jestem. Weźcie kompana. Za porywczość stracił rękę. Odejdźcie ze Schwartzhafen i nigdy, przenigdy, tu nie wracajcie. Słyszycie? |
Treville skinął głową Baronowi. - Tak zrobimy panie. Odjedziemy niezwłocznie. Ręki mu panie nie przywrócisz, protezę jednak będzie trzeba dla niego zdobyć- westchnął. Podniósł kompana i pozwolił mu się na nim oprzeć. - Milcz ani słowa mam nadzieje cię stąd zabrać żywego. - powiedział do Nathaniela. |
- No ale panie Brunner - odpowiedział Martin, bo nie chciał wracać do kompanii z niczym - zdradź pan chociaż rąbek wiedzy o tej dziewce, żebym do mojego pana z pustymi rękami nie wracał. Jak mnie na służbę nie przyjmie, to zaś mnie będą ludzie jak włóczęgę jakiego, psami szczuć. Martin oczywiście trochę z tym "szczuciem" przesadził, bo i życie w tułaczce lubił, ale do panicza Atosa bez niczego wracać nie chciał. |
Urgrim poprowadził swych towarzyszy do ich karczmy. Trzeba było ugadać parę spraw. W końcu nikt z nich nie miał wątpliwości, że trzeba im rychło wyruszać. Konk podszedł do Nathaniela i klepnął go silnie w plecy, gdy już znaleźli się na uliczce. - Ha, żeś mi stracha napędził! - zawołał głośno. - Już myślałem, że co więcej jak dłoń ci urżną. No nic, musisz się nauczyć lewą "pracować"! Starał się rozweselić towarzysza. W końcu o mało nie zawisnął na stryczku, trzeba się otrząsnąć z tego ponurego nastroju. Nie miał zamiaru prawić przyjacielowi morałów, sam powinien wiedzieć najlepiej, jaka nauka z tego wszystkiego płynie. Teraz liczyło się to, że wszyscy są cali i zdrowi i że wreszcie będzie można wyruszyć z tego miasta. A choć rana na piersi wciąż dokuczała, to Konk pragnął jak najszybciej wyruszyć już na szlak. Gdy stanęli w końcu w karczmie, khazad zamówił solidny obiad dla wszystkich i garniec przedniego wina. "Nażreć się, napić i do kopalni!", jak mawiał dziadek Urgrim. A i porozumieć się. Milcząc podał kufel piwa Atosowi jako pierwszemu, będąc wdzięcznym za jego wstawiennictwo za Nathanielem. Choć wcześniej może tak go nie cenił, wskutek działań z Heleną i tym jego ochroniarzem, to teraz szlachcic zyskał sobie przyjaźń krasnoluda. - To co w końcu dalej dziełamy? - zapytał, gdy wszyscy już zajęli miejsca. Ciekawiło go też, jakie plany miał Van Holsting. Bądź co bądź, jego zamierzenia mogły ulec zmianie. Ciekawiło go też, czy człowiek ten nie stracił może w wyniku tego całego procesu tej ikry, jaka wcześniej przykuła uwagę khazada i zaimponowała mu. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, ranek Schwartzhafen, Eisenstrasse Słowa Martina odwróciły uwagę dwóch łowców od wzajemnej rozmowy. Mężczyźni odwrócili się od siebie, popatrzyli po sobie i Brunner zbliżył się o krok do włóczykija. |
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, południe Schwartzhafen, karczma "Pijany Mnich" Kończyła się pewna epoka, a raczej - pewna opowieść. Ale, by rzec coś na temat końca, winno się zacząć od początku. Tak, właśnie tak, choć to, jak by nie było, dość ironiczne. A więc... *** - I tak też kończy się moja opowieść. - rzekł dobitnym głosem Fyrskar, syn Fyrskara. - Świta już, łuna na horyzoncie widoczna. Czas ruszyć w drogę słuchacze. Skończyłem opowieść, ale mam szczerą nadzieję, że nie zapomnicie. Że opowieść o Kompanii z Sylvanii, że tak zrymuję, zostanie w Waszej pamięci, w Waszych sercach. Dziękuję Wam za wysłuchanie mych słów. KONIEC |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:17. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0