lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Księstwa Graniczne: Ziemie Skradzione (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15188-ksiestwa-graniczne-ziemie-skradzione.html)

Kerm 28-08-2015 12:47

Przeklęte hobgobliny najwyraźniej miały zbyt dobre oczy, albo też czuwał nad zielonymi potworami jakiś przeklęty bóg. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że dobrze przygotowana zasadzka nie udała się? Że hobgobliny wypatrzyły ją z takiej odległości?

Ale nie warto było się zastanawiać nad tym, jak pięknie by było, gdyby wrogowie wpakowali się w sam środek nieprzyjemnej niespodzianki. Trzeba było walczyć.

Reiner starannie wycelował, po czym strzelił do znajdującego się na czele potwora.

Lord Cluttermonkey 28-08-2015 15:47

Czarodzieje wykrzyczeli zaklęcia. Morlanal rozpłynął się w powietrzu, a Felixa pokryła niewidzialna bariera, zdolna uchronić go od przykrego losu.

Volker, Thurin, Roran i Reiner sięgnęli po broń, nałożyli strzały i bełty na cięciwy i posłali je długim łukiem, raniąc przeciwników. W rykach hobgoblinów i wyciu wilków znaleźli odpowiedniki przekleństw, jakimi w myślach obrzucali zielonoskórych. Raniona ręka jednego z jeźdźców zwisała bezwładnie. Furia wykrzywiła twarz straszydła, zmieniając ją w diabelską maskę.

- Atakować! - wrzasnął, szaleńczo wymachując zdrową ręką.

Hobgobliny przyciągały cięciwy do spiczastych uszu i wypuszczały w rytm krótkich okrzyków, szerząc spustoszenie, szpikując awanturników zatrutymi strzałami mierzonymi w szczeliny pancerzy. Zwalony z nóg Reiner dyszał i ociekał krwią. Najemnik pienił się ze złości, lecz musiał przestać kląć, by złapać oddech. Fontanna krwi trysnęła na trawę, gdy Volker wyciągał strzałę z ręki. Purpura spływała też po draśniętym grotem udzie zwiadowcy. Thurin leżał za powalonym pniem drzewa i wyciągał strzałę z boku, czując się jak lew, któremu wyrwano kły. Poszukiwacze przygód z wściekłością przeżuwali pierwsze rozdanie, z gorzkim smakiem klęski w ustach i ślepą furią pojmanego tygrysa w duszy.

Hazard 29-08-2015 08:51

Z narastającym w oczach lękiem, Volker przyglądał się swej zranionej ręce. Mógł ruszać palcami, jednak czuł jak niemożebny, pulsujący ból wylewa się z rany. Trucizna. Niemalże mordercza w działaniu, była o krok od powalenie zwiadowcy, który z rozpaczą w oczach przyglądał się teraz polu walki. Podczas całego zajścia nie zauważył, że Thurin i Reiner również zostali poważnie naszpikowani zabójczymi grotami.

- Przegraliśmy, nic już nie wskóramy – rzekł do Reinera. – Jeżeli jest w tobie i reszcie choć odrobina rozsądku, to czym prędzej uciekniecie.

Czując jazgot zielonoskórych za plecami, Volker biegiem ruszył w stronę konia. Obok niego przemknął Cień, łypiący na swego Pana z troską. Miał zamiar jak najprędzej dosiąść konia, jednak miał zamiar przez chwilę pozostać w miejscu i z bezpiecznej odległości nasłuchiwać odgłosów walki.

Icarius 29-08-2015 12:45

Elf nie dowierzał własnym choć bystrym oczom. To miała być zasadzka wszystko było sprawdzone... Tymczasem nie dość, że Hobgobliny odkryły ją bez trudu. To jeszcze się z nich śmiały... To co się stało potem wołało o pomstę do nieba. Jego gorąco krwiści kamraci nie wytrzymali i zaczęli strzelać, przekreślając szansę na kaskady magicznego ognia dwóch czarodziejów bojowych. Jeźdzcy byli jeszcze za daleko... W przeciwieństwie do Hobgoblinów które odpowiedziały na kilka marnych strzał... deszczem swoich. Widział jak jego towarzysze padają, żyli... ruszali się jeszcze. Choć już nie byli skorzy do bitki. Widział zacięcie na twarzy Felixa, czuł to samo... mimo wstępnego niepowodzenia jeszcze tutaj nie skończyli. Obaj otulili się czarami ochronnymi i obaj czekali dalej... W końcu podejdą, muszą podejść. Morlanal odruchowo spojrzał na Zygfryda. Ten stał nieruchomo wciąż czekając na okazję do ataku. Na szczęście dla nich rozgrywał to na chłodno i nie podjął straceńczej szarży.

Morlanal myślał, według mojej analizy... mamy szanse i to spore. Jeśli tylko podjadą bliżej... Czekał i był gotowy rzucić kule ogniste.

Matyjasz 29-08-2015 13:26

Można było tylko kląć albo bezsilnie milczeć. Łuki tych przeklętych bestii. Krótkie by mogły strzelać z wilczego grzbietu niosły na odległość długiego łuku. Co więcej ich pierwotny atak nie sprowokował wroga do szarży a tylko do odpowiedzi z dystansu, poza ich zasięgiem. Odpowiedź ta zebrała surowe żniwo w ranach i bólu jego kompanów a on nie mógł nic zrobić nie zdradzając swojej pozycji. Przepełniony gniewem próbował zmiażdżyć trzymaną w dłoni kuszę.

Przytrzymał między palcami wolne ogniwo kolczugi i wypowiedział zaklęcie. Metal stał się najpierw czerwony potem biały i płyny by przejść w obłok, który uformował okrąg wokół jego ręki by potem objąć całe jego ciało i zniknąć, pozostawiając tylko poczucie ochrony.

- Muszą przekroczyć most albo zawrócić. Jeżeli ruszą, muszą się stłoczyć na moście. Gdy na niego wjadą, uderzymy, w pierwszy szereg, całą mocą. Nie mogą przeżyć. Ścierwa spowolnią resztę.
Gdy skończył mówić zobaczył uciekającego Volkera.
- Kurwa jego mać. Na ziemie durniu. - Powiedział do siebie a nie do spanikowanego towarzysza, nie mając odwagi zdradzić swojego położenia.

Dnc 29-08-2015 14:52

Roran, przeczuwał,że pozostawienie przygotowanie zasadzki temu bezmozgowi, co się zwie Zwiadowca było błędem. On pewnie by nawet muchy nie upolował.No i zielone pokurcze rozszyfrowawały ich plan.
- Co za ciota, Vilker Ty umiesz cokolwiek zrobić i tego nie spieprzyć?!

Tak czy siak Roran chowa się za jakimś pniem czy kamieniem by nie dostać przeładowuje kusze i czeka aż podejda, kryczac:
- No chodźcie smierdziele! Zaraz usmażymy te Wasze cholerne dupska!

Widząc ucieczkę łowcy, krzyczy za nim:
- Chędożony, tchórz! Chłopaki jak z tego wyjdziemy cało to lepiej mnie uspijcie czy coś bo pozabijam gnoja! -wściekły znów zwrócił swoją uwagę na potwory by się na nich wyżyć.

Kerm 29-08-2015 19:15

I po raz kolejny coś poszło nie tak.
Jeżeli istniał bóg pecha, to bez wątpienia jego spojrzenie skupiło się właśnie na Reinerze, który w tym momencie przypominał poduszkę na szpilki.

Propozycja Volkera może i była słuszna, ale Reiner nie miał wątpliwości - bez opatrzenia ran po prostu nie da sobie rady. Prędzej umrze z upływu krwi, niż zdoła uciec.

Niezdarnie zaczął wyciągać strzałę. Potem, jeśli szczęście mu dopisze, miał zamiar choćby prowizorycznie opatrzyć ranę. A potem zobaczy, co dalej.
Jeśli jakieś "dalej" będzie.

Lord Cluttermonkey 30-08-2015 20:46

Volker wziął długi, głęboki wdech niczym mocny pływak przed skokiem w morze. Poczuł, jak krew z jego ran ścieka mu po członkach, także wiedział, iż to, co ma zrobić, uczynić musi szybko bądź wcale. Otrząsnął się z napierającego oszołomienia, wytężył wszystkie siły i zerwał się do biegu. Krwawiącemu zwiadowcy dystans do konia wydawał się nieskończony. Lewa, prawa, lewa... Zwolnił swój oszalały pęd. Ostatnimi, ciężkimi krokami doszedł do wierzchowca, kiedy wstrząsnęła nim fala zawrotów głowy i runął bez zmysłów na murawę.

Oczy Rorana jaśniały dzikim, dumnym blaskiem zaledwie przez krótką chwilę. Fechtmistrz zlekceważył wroga, zupełnie tak, jakby zielonoskórzy nic nie wiedzieli o sztuce walki. Krasnolud, posławszy celny bełt, padł rażony salwą zatrutych strzał zadziornych napastników. Zawył z bólu, chrząknął, jakby chciał błagać o litość. Jego towarzysze byli blisko, ale ich zaniepokojone głosy rozbrzmiewały z odległości lig, a trajkotanie i przeraźliwe wrzaski hobgoblinów wydawały się odległe o eony. Ostatnim, co Górski Strażnik widział, były zaniepokojone, ogarnięte grozą oblicza Thurina i Felixa - bohaterski krasnolud i czarodziej nieomal poświęcili swe życia, by ratować umierającego kompana.

Po drugiej stronie kamiennego mostu las stawał się jednym wielkim kłębowiskiem ognia i smolistego dymu. Morlanal sprawił hobgoblinom kaźnię, na jaką zasłużyły. Ogniste kule raz po raz wyskakiwały z palców elfa, szukając swego łupu, przecinając nadchodzący zmrok czerwonawymi wstęgami światła. Rysujące się ostro na tle płomieni ciała zielonoskórych i sylwetki wilków bujały się to w jedną, to w drugą stronę, jak gdyby usiłowały się odsunąć od piekielnego żaru. Jeźdźcy usilnie starali się tłumić zarodki ognia, tarzając się po ziemi. Z daleka stłumione okrzyki bojowe próbowały przebić się przez syk płomieni oraz wycie i ryk ogarniętych ogniem kompanów, lecz bezskutecznie. Na twarzy spowitego całunem niewidzialności czarodzieja malowała się determinacja i szyderczy uśmiech.

Po utracie pięciu swoich, wilczy jeźdźcy najwyraźniej stwierdzili, że nie są w stanie przejść do kontrataku. Zmusili wilki do szaleńczego tempa i pognali w dół zbocza. Nie wyglądało na to, żeby stracili odwagę na widok czarodziejskich mocy; żeby zmykali w przerażeniu - co najwyżej miotała nimi wściekłość zdezorientowanych łowców. Awanturnicy mogli być pewni, że zielonoskórzy, których gorąca krew wrzała, rozpalona przez dzisiejszą potyczkę, będą węszyć ślad tułaczy niczym psy.

Będą żyli, pomyślał Felix, patrząc na nieprzytomnych towarzyszy - Volkera, Rorana i Thurina, którzy po raz kolejny wykazali się niewiarygodną żywotnością.

Morlanal zmysłami orła - chowańca obserwował pożar. Całe szczęście, że ogień nie rozprzestrzenił się zbyt daleko. Między popalonymi pniami drzew elf dostrzegł coś, czego nie spodziewał się dostrzec. Skóra mu ścierpła, włos się zjeżył. W głębokich zaroślach krył się zapomniany kopiec, wciąż zapieczętowany kamienną płytą. Na kamieniu wyryty był symbol, na widok którego czarodzieje poczuli, jakby byli o krok od zatrważających rewelacji - ośmioramienna gwiazda. Zaś za płytą skrywał się podziemny świat, bezkreśnie tajemniczy i nasuwający na myśl najstraszliwsze skojarzenia.

Matyjasz 31-08-2015 13:10

Felix widział co czynił jego elficki towarzysz i czuł się jak zwykły zabobonny wieśniak pełen lęku i szacunku przed potęgą i furią ognistego wichru magii. Lękał się samego siebie, gdyż on też mógł wyzwolić taki gniew żywiołów.
Obok nienawiści do wroga czuł też pewien szacunek, że mimo tak straszliwego natarcia reszta z nich miast pierzchnąć odpowiedziała swą salwą. Celną i śmiertelną wymierzoną w najlepszego fechmistrza z nich.
To był jego obowiązek by ruszyć mu na pomoc. Volker żył i chodził sam, Roran padł bez zmysłów i potrzebował pomocy. Próbując zasłonić głowę dobiegł do krasnoluda i schował się oczekując kolejnej salwy obok nieprzytomnego Thurina.
- Roran skurwysynu, nie waż się tu umierać. Dałem ci słowo. Co moi przodkowie pomyślą jeżeli nie dotrzymam słowa.
Mówił owijając bandaż w jednej dłoni i przykładając gazę do rany. Nie był medykiem ale magia chciała by chociaż sprawiał pozory nim jej użyje i użył. Gdyby nie „naturalna” zdolność regeneracji krasnoluda, mógł być poza możliwością uratowania.
Na szczęście udało mu się utrzymać kompana w gronie żywych a wróg uciekł.
- Będzie żył. Zaklęcie powiodło się, lepiej niż się spodziewałem. - Skłamał, coś musi wyjaśnić nadzwyczajną regenerację krasnoluda. - Rany reszty są głębokie i wątpię bym osiągnął taki rezultat. Magia jest potężną i kapryśną siłą. Mogę tylko przyśpieszyć proces, Thurin jak się ocknie zwykłymi metodami też może pomóc.
- Shallyo dopomóż, bo twoje dzieło czynie. - Powiedział zabierając się za pomoc reszcie rannych, zaczynając od przytomnego Reinera. - Niech ten kto może chodzić rozejrzy się za miejscem na obóz.
Ciężko westchnął i zabrał się za naprawianie szkód ich, w pewnym sensie, zwycięstwa.

Icarius 31-08-2015 18:21

Pot spływał po elfich skroniach gdy zakończył dzieło zniszczenia. Udało mu się odstraszyć przeciwników niszczycielską potęgą żywiołu. Zabijając pięciu z nich i ich włochate bestie. Czy jednak uciekli na długo? Sytuacja była ciężka, większość jego przyjaciół poważnie ranna. Co wykluczało forsowny marsz.

Zostanie w tej okolicy napawało go obawami. Byli jednak pozbawieni wyboru. Na noc umieścił orła na drzewie. Dość gęstym by skryć jego obecność. Jednocześnie niewysokim by słyszał co dzieje się na ziemi. Może ostrzeże ich o niebezpieczeństwie... Sam pomagał przy rannych jak umiał i pomógł rozbić obóz. Był zły zarówno na zielone potwory, jak i niesforność towarzyszy. Cała ta historia mogła skończyć się tragicznie a jej finał jeszcze nie był znany. Pozostało być czujnym. Gdy był na warcie wybrał najbardziej osłonięte z dostępnych miejsc i dobrze się zamaskował.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172