Zbyt spokojnie było, pomyślał Randulf. Na szczęście nie był to demon... ale to wcale nie znaczyło, że za chwilę coś z portalu nie wylezie. - Portal? - powtórzył.. - Mam nadzieję, że nie macie zamiaru z niego skorzystać - powiedział, sięgając równocześnie po łuk. |
Karla z zadumu i wyłączenia na rozmowy towarzyszy wyrwał jakiś szczegół, który zauważył na drodze. Najpierw nie wiedział co tak zwróciło jego uwagę ale po chwili dokładnego przyglądania się już wiedział. |
Wieść o możliwej zasadzce zaalarmowała Oswalda nie mniej niż rewelacje o portalu. Jednak gdy rozejrzał się w poszukiwaniu magicznego przejścia, nie dostrzegł ani dziwnych świateł, ani niczego co mogło by wskazywać na jego obecność. Natomiast słowa Karla zwróciły jego uwagę na coś równie interesującego. Gdy zwolnił na chwilę oddech i wsłuchał się w dźwięki lasu, poza radosnym świergotem ptaków, usłyszał charakterystyczny dźwięk naciąganej cięciwy i ciche stęknięcie. Skoro nie nadleciała jeszcze żadna strzała, oznaczało to zaczajonego kusznika. Dokładniejsze spojrzenie na podejrzane drzewo pozwoliło mu również dostrzec łeb jednego z głąbów, który akurat teraz postanowił się rozglądać. ~ Chcą walki to dostaną. Pomyślał i w tej samej chwili dostrzegł że jedno z drzew jest podcięte i obwiązane w sposób, aby po przecięciu liny spadło na jeźdźca. Co gorsza, obecnie tym jeźdźcem zdawał się być Oswald. Nie czekając aż któregoś z bandytów łapa na toporku zaświerzbi, ściągnął lejce i nakazał koniowi zrobienie paru kroków w tył. Koń niechętnie się cofnął, lecz Bosch znał dobrze te chabetę, a chabeta nie robiła tego pierwszy raz. Następnie obrócił konia bokiem i zsiadł. - Zasadzka. Spokojnie, powoli idź na koniec kolumny i nie kombinuj. Upomniał Hunolda, założył hełm i ruszył na czoło grupy, na spotkanie bandytów. Idąc, dodatkowo poczuł jakiś słaby zapach. Początkowo nie wiedział co to jest, lecz po chwili dotarło do niego. Krew. Świeża. Niejasne przeczucia podpowiadały mu że ta krew należy do człowieka i właśnie opuszcza jego ciało. Jednak tymi szczegółami nie zamierzał się z nikim dzielić... Gdy był obok Karla odezwał się cicho. - Przed nami, za drzewami. Dwóch. Jeden z kuszą. Zwróć uwagę na podwiązany pień, który mają zrzucić na drogę tam gdzie stałem. Musiał jeszcze ostrzec innych, ale tym postanowił zając się za chwilę. Ciągle idąc przed siebie zakrzyknął. - No piździelce! Wyłazić! I nie zrzucać tego wiszącego pnia na drogę. Teraz to już chuja trafita. To powinno sprawić że pień nie będzie już stanowił żadnego zagrożenia dla reszty. - Stawać! Z życiem! I nie uciekać bo jeno umrzecie zmęczeni. Uniósł miecz do ataku i żwawym kokiem ruszył w stronę drzewa za którym dostrzegł chowający się łeb. Szedł bokiem drogi, uważając aby nie wpakować się we wnyk o którym wspomniał Karl. |
Karl zauważyl przeciwnika gdy Oswald mu go wskazał. Jak niby nigdy nic napiał kusze. Gdy Bosh zaczął krzyczeć jak opętany tylko mruknął: - co się tak drEzesz? Następnie stanął bokiem by zajmować jak najmniej miejsca i wycelowal w gagatka który się wychylal. Poczekal aż ten wychyli się jeszcze bardziej gdy będzie celowac i następnie wypuścił belt |
Trzeba było uważać. Tego Randulf był pewien zanim jeszcze Oswald podniósł alarm. Teraz wystarczyło rozprawić się ze znanym już niebezpieczeństwem. Zsunął się z konia i stanął za nim z gotową do strzału bronią. - Rzućcie broń! - zawołał - a ocalicie życie. Przynajmniej niektórzy, dodał w myślach. Gdyby ci, co siedzieli w zasadzce, nie zamierzali skorzystać z okazji, on zamierzał ustrzelić paru z nich. |
Otwin szedł dalej w las. Eduardo oraz Ernesto zostali na szlaku, gdyż nauczeni byli porządku, nie dostali polecenia to się nie ruszają, lecz co innego Vincent. Młody gryf ruszył za swoim "tatą" ślepo ufając że z nim nic mu się nie stanie. Gdy chłop to spostrzegł było już za późno aby zawrócić, także oboje podeszli bliżej portalu. Z bliska wyglądał mniej więcej tak samo, co oznacza że Otwinowi nic się nie przewidziało. Ponadto konstrukcja "portalu" była omszała, połączenia gałęzi obrosły złączając je zielonym płaszczem co oznacza że nie powstał on na dniach, musiał stać tutaj jakiś czas, nawet kilka tygodni. Taki widok był Otwinowi znajomy, był gotów przysiądź że widział go w jaskini z galaretowatą musztardą. Mógł być to element malowidła opętanego Hunolda. Kątem oka Otwin spostrzegł pięć srebrników, a gdy się po nie schylił zauważył również iż są one oplamione krwią, a ziemia w tamtym miejscu jest ugnieciona. Chłop ruszył dalej w stronę portalu, lecz gdy zrobił kilka kroków usłyszał głos Oswalda i odruchowo kucnął, aby chociaż trochę ochronić się przed ewentualnym ostrzałem. Na kucakach zaczął wypatrywać bandytów, i nawet jednego znalazł, ukrył się w krzaczorach i bacznie obserwował reszte drużyny znajdującą się na drodze. Chłop nie był skory do zabijania także postanowił podejść do bandyty, tudzież bandytów od bardziej pokojowej strony. Będąc cały czas w kuckach ustawił tarcze przed sobą aby maksymalnie zasłonić się przed strzałem z kuszy, jeśli bandyci taką posiadają. Nakazał również Vincentowi wracać, a jeśli ten nie dałby się przekonać, to chociaż schować się za nim - tylko tyle mógł zrobić. Następnie skierował do nich/jego swe łagodne słowa, nie zdradzając że nie wie ilu siedzi ich tam w krzakach: - Cokolwiek chcecie zrobić, nie próbowałbym. To już trzecia zasadzka od dwóch dni. Mnie to ryba, ale ten pierwszy jest już ostro wkurwiony i jak Was złapie to raczej szybko z wami nie skończy. Także Liczę do dwóch. Raz... |
|
Kiedy wrogów kupa... Wiadomo było, że gdy człowieka zaatakuje mrowie przeciwników, to najlepszy nawet wojak może mieć problemy z ocaleniem swego życia, o zwycięstwie nawet nie wspominając. Teoretycznie można było spełnić życzenie człeka, wyglądającego na herszta bandytów, w praktyce... Co za problem odebrać bezbronnemu przeciwnikowi nie tylko majątek, ale i życie, które ponoć jest najcenniejsze i nie do kupienia? Tylko idiota by się poddał. Lepiej już było zginąć i zabrać ze sobą, do Ogrodów Morra, kilku bandytów. Randulf starannie wycelował i strzelił do jednego z bandytów. ____________________ Strzał: k100=69<62+10 Obrażenia: k10+3=3+3=6 |
Poddać się i zginąć jak pies? Nie... tutaj nawet nie mieli w czym wybierać. Jako odpowiedź Bosch wbił chłodne spojrzenie w herszta bandy i przyklękając zatopił ostrze sztyletu w piersi bandyty którego przed chwilą powalił. Nieszczęśnik kwiknął jak zarzynane prosie i zaczął dławić się krwią. Jednego mniej. Czas zająć się resztą. Oswald podniósł swój miecz i ruszył pewnym krokiem na spotkanie bandyty obok którego leżał martwy kompan ze strzałą Randulfa sterczącą z piersi. Musiał pozbyć się tego szczura, aby wyrąbać sobie drogę do przywódcy. Potężne cięcie po prawym ramieniu napastnika było całkiem niezłym początkiem. Zapach świeżo utoczonej krwi jedynie dodawał animuszu. WW=22 OBR=9(k10)+4+1=14 |
Otwin już chciał rzucić się na tą dwójkę która stała za nim, jednakże Ian nigdy nie chciał jego zguby, więc czemu by jego nie posłuchać? Trzeba było podjąć szybką decyzję, a najlepiej szybko pokonać dwóch zbirów, lecz ta sekunda opóźnienia może zaważyć na potyczkę. A jeśli Ian ma jakiś pomysł? A może wie coś więcej? Trudno, czasami trzeba zaryzykować i postąpić po swojemu. Spojrzał przepraszająco na Iana i zakrzyknął w odpowiedzi na słowa Herszta: - Gówna do złota nie porównuj Następnie rzucił się w przód, cały czas trzymając tarczę przed sobą aby uniknąć ewentualnego strzału, a gdy ujrzał już bandytów ukrywających się kawałek przed nim dodał nie zwalniając tempa: - Dwa! Chciał czym prędzej zdjąć jak największą ilość wrogów. Nawet jeśli było ich np. czterech a nie tylko dwóch. Liczył na to że bandyci rzucą broń gdy tylko zobaczą obitego w stal wojownika który biegnie na nich ni myśląc się zatrzymać. A jeśli nie, to cóż, wszakże ostrzegał. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0