lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [18+] W błocie, krwi i piwie! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15461-18-w-blocie-krwi-i-piwie.html)

Ardel 15-12-2016 11:11

Brenton wraz z Ragnarem uznali, że najlepszym wyborem będzie pierścień ze srebra, który wygląda jak spiczasta czapa, a chłopi zgodzili się na to. Dodatkowo Brenton wysupłał z sakiewki cztery srebrniki, stając się tym samym tymczasowym posiadaczem wozu i muła. A na wozie, chłopi okazali się tak mili, było trochę siana i ziarna, którym mógł zwierzaka nakarmić.

W karczmie Ragnar rozsiadł się wygodnie i rozpoczął zanurzanie się w opowieści wielkiego mężczyzny. Okazało się, że był to właśnie ów legendarny Siatkarz, gladiator z Altdorfu, wielki czempion frau Geboren von Liebenshaft, w swojej wieloletniej karierze pokonany tylko cztery razy – z czego, co oczywiste, wszystkie te walki były ustawione przez organizatorów, więc go oszukano i okantowano.

Tymczasem Brenton starał się zyskać nieco przychylności Amalyn, co, jak się mogło wydawać, mu się powoli udawało. Dziewczyna była bardzo miło zaskoczona kwiatami i przyjęła je, wtulając w nie twarz i wwąchując się przez moment. Zastanawiała się nad czymś, lecz jedynie pokręciła sama sobie głową i raz jeszcze podziękowała. Wiosenne kwiaty trzymała w ciasno zaciśniętej dłoni.

Ulli wraz z Ragnarem przysłuchiwał się opowieściom Siatkarza, raz na jakiś czas parskając cicho. Oczywiście słyszał o tym gladiatorze, i jakkolwiek nie pochwalał takiej rozrywki, pojedynki były dla niego świętym sposobem rozsądzania sporów, a nie durną zabawą gawiedzi; to nazwisko Siatkarza było mu znane. I jego wygląd, jeżeli można byłoby to dodać. A ten tutaj z pewnością Udem Andronicusem Siatkarzem nie był. Ulli nie omieszkał wspomnieć o tym Ragnarowi.


Kiedy w karczmie pojawili się już wszyscy, przyszedł zapomniany przez wszystkich Żyleta. dosiadł się do stolika zajmowanego przez awanturników i z uśmiechem oznajmił:

- Znalazłem grupę pół tuzina młodzików, w tym jednego młodzika po czterdziestce, hehe, którzy za dziesięć pensów na łeb zabiorą się z nami jutro na plażę i pomogą w ładowaniu i przeniesieniu tego wszystkiego. Pojawią się jutro z rana przed tą karczmą, ale jak się nie zgodzicie, to też nie ma problemu. Wystarczy im powiedzieć, żeby spierdalali. Heh.

Niedługo potem zmęczenie dało się we znaki i cała grupa ruszyła w kierunku stajni, gdzie właścicielowi zapłaciła za nocleg.



24 Pflugzeit 2523, Aubentag

Poranek był całkiem przyjemny. Od samego wschodu słońce silnie świeciło, szybko usuwając woń ryb ku niebu, nagrzewając ziemię i zmęczone ciała. Spanie na sianie było z pewnością przyjemniejsze, niż poprzedni postój w lesie, lecz Ulliemu w szczególności, i reszcie choć trochę brakowało łóżka albo dobrze przygotowanego siennika.

Przed karczmą czekała już zielarka Ada. Nie było dla niej najmniejszym problemem to, żeby to Atanaj u niej przez cały dzień pracował. A Franz otrzymał od niej karteczkę i niewielki pakunek. Zielarka zabrała ze sobą Ungoła i poszła w kierunku portu. Tymczasem Ulli przeczytał wszystkim, cóż to zielarka im napisała:

- Nieumarli są głupi. Nie myślą. Przygotowałam napój dla dwóch z was, który sprawi, że zbliżycie się do stanu bliskiego śmierci. Przez chwilę będziecie nieprzytomni, a następnie zbudzicie się. Będziecie powoli myśleć i powoli się ruszać, lecz trupy nie odróżnią was od siebie. Musicie jedynie unikać spotkania z ich stwórcą. Franz – ta czaszka, o której wspomniałeś. Możliwe, że to ona daje im wszystkim moc. Wystarczyłoby ją zniszczyć i po sprawie… – Ulli zrobił długi wydech. – Co za bluźniercze bzdury! Przeklęta przez Ulryka guślarka, wiedźma! Skąd niby się na nieumarłych zna? Głupi pomysł, ale przynajmniej tego cholernego Kislevczyka ze sobą zabrała, nie będzie kozim serem śmierdział mi pod nosem. Bzdury!

Brenton i Franz, nie słuchając za bardzo dalszej części wypowiedzi szlachcica, oglądali w tym czasie zawartość pakunku. Była to mała drewniana skrzyneczka, w której znajdowały się dwa małe flakoniki z gliny zatkane korkiem.


Atanaj szykował w głowie ewentualne scenariusze, według których rozegrałby cały romas z zielarką, jednak rozczarował się mocno. Ada zaprowadziła go do swojego domu, i owszem, lecz zaprowadziła go najpierw do kuchni, która wyglądała okropnie – wszędzie garnuszki, jakieś szklane rurki i flakony w dziwnych kształtach. Wszystko to, wraz z pięknym i brudnym piecem, było pokryte sadzą, przypalonym tłuszczem i bogowie wiedzą czym jeszcze.

- Posprzątaj to, a potem pogadamy co dalej – rozkazała kobieta, rozsiadając się na bujanym fotelu i sięgając po fajkę i książkę.

Santorine 15-12-2016 16:56

Franz skrzywił się, widząc wybuch szlachcica.

- Książę, ponoć szlachcie nie przystoi unosić się gniewem - rzekł Schierke, patrząc z ukosa na szlachcica. - Daj mi no ten pergamin. Może jest tam coś, co się nam jeszcze przyda. Na przykład to, ile ten magiczny dekokt działa. Dajże, kurwa! No. Nie chcielibyśmy się obudzić w środku okrętu. Ani chybi, draństwo potrafi wyczuć ludzi. Tedy dobrze wiedzieć, kiedy specjał przestanie działać, a?

Najemnik spojrzał z pewnym rozczarowaniem na zawartość skrzynki. Zawsze imaginował sobie magiczne wywary jako podane na złotej tacy we flakonach przystrojonych w klejnoty, nie jako para butelek, które zapewne pamiętały jeszcze czasy, gdy miejscowy kramarz wlewał w nie pszenny samogon.

Inną kwestią oczywiście pozostawało, czy zawartość flakonów była tym, o czym mówiła zielarka. Picie wywaru wytoczonego przez wioskową wiedźmę nie należało do najrozsądniejszych rzeczy. Był to, oczywiście, zaledwie cień tego, co zamierzali dokonać, to jest: na magicznym rauszu wedrzeć się na okręt pełen nieumarłych, zniszczyć magiczny artefakt i jakimś cudem ujść z życiem.

- Dobre i to - dał znak ręką, by członkowie drużyny podeszli. - Dobra, komitywa, jak dla mnie, sprawa rysuje się prosto. Potrzebuję kogoś, kto pójdzie ze mną, żeby rozbić czaszkę na kawałki. Brenton i Ragnar odpadają, są ranni. Atanaj jest chwilowo zajęty zamiataniem podłóg, toteż nie śmiem przerywać. Wolałbym iść z Ullim, ale zdaje się, że nie skorzystasz z dobrodziejstw heretyka i guślarza, co nie?

Tu Schierke uśmiechnął się złośliwie.

- Otóż… Żyleta? Amalynn? Nie ukrywam, Ragnar by się przydał, po ciemku widzi. Drugim najlepszym wyborem byłby zwiadowca. Rozsądźmy to czym prędzej i idźmy.
- Najpierw wejdziemy my, zrobimy łuk i podejdziemy od wschodu pod okręt i napijemy się tego gówna. Kiedy wejdziemy, możecie zacząć zbierać, odwrócicie uwagę. My postaramy się zniszczyć relikwię… A? To jak będzie?

Nortrom 16-12-2016 01:26


Zawiedziony Ragnar prychnął na słowa Franza.

- Nie ukrywam, wolałbym iść do środka, ale skoro tego jednego cholerstwa nie można zablokować to lepiej niech idzie ktoś kto może go uniknąć w wypadku wykrycia. Ja spróbuję narobić zamieszania pod statkiem i wywabić jak najwięcej umarlaków. Ich przeklęty “pan” może też zwróci na nas uwagę i nie będziecie mieć problemów!

Krasnolud zarechotał, a po jego słabym nastroju nie było śladu. Po przepłukania gardła lokalnymi szczynami, które hucznie zwano tu “piwem”, kontynuował temat:

- Jak Franz przemknie się z kimś z was to wszystko powinno zająć tylko chwilę, więc zabawa nie potrwa zbyt długo. Problem może być tylko jeśli ta “relikwia” będzie jakoś magicznie zabezpieczona. Gdyby tak było to spierdalajcie ile sił w nogach, a my dalej będziemy odciągać umarłych, żebyście mogli nawiać. Dobra, kto mi pomoże w tym radosnym przedsięwzięciu?

Po chwili zastanowienia dodał, zwracając się do Franza:
- Jeśli nikt nie będzie chciał iść na statek to chętnie z tobą pójdę.

Goel 21-12-2016 11:05

A Atanaj, miast brać udział w naradzie wojennej drużyny, z niesmakiem przyjrzał się dokładniej miejscu. Nie można było powiedzieć by był zadowolony - ale też jeszcze trochę cierpliwości zachował w swym dzikim, jebaczym sercu. Toteż wyszukawszy szczotkę i miskę drewnianą, niby to szukając mydła jął przeglądać zawartość kuchni.

Bo też kuchnia zielarki do zwykłych kuchni należeć nie mogla - sama obecność przedziwnych w swych kształtach, a zapewne jeszcze dziwniejszych w zastosowaniach naczyń wskazywała na niecodzienny charakter miejsca. Wszak Mądre Kobiety Ungołów także posiadały swoje chaty bądź jurty, obwieszone zielskiem i innym ususzonym badziewiem, a wszystko to miało mniej lub bardziej magiczne właściwości. "A może by tak zostać Mądrym Mężczyzną?", przeszło przez myśl Atanajowi, gdy dalej grzebał po szafkach wiedźmy. Zaraz jednak skarcił się w myślach; wszak mądrzy mężczyźni nie istnieli! No, był panicz Ulli z jego dziwną wymową i umiejętnością czytania znaków pisanych - ale żeby to od razu mądrość była? Zresztą, nie do myślenia męża stworzono, jeno do galopu i podboju, czy to na stepie, czy w łożnicy!

Ungoł zastanawiał się, kiedy zielarka wreszcie zwróci uwagę na jego poszukiwania - byłby to jakiś przyczynek do zagajenia rozmowy...

Icarius 22-12-2016 17:53

Brenton spojrzał na Żyletę z ukosa.
- Rozpowiadasz o naszych poczynaniach jakimś młodzikom? A kto ci da gwarancję, że nie spróbują nas ograbić? Nie powiedzą o nas jakimś banitom? Żyleta dobry z ciebie wojak ale bez ustalenia z resztą kamratów ty takich rzeczy nie rób. - Brento pokiwał z dezaprobatą głową. Może i sam Żyleta coś knuje. - Z tej szóstki weźmiesz dwóch najbardziej krzepkich. Pogadamy z nimi obaj. I powiemy im, że idą bez broni. Osobiście ich obszukam. Jeśli oni albo ich koledzy nas sprzedadzą banitom. Pierszych to ich żelazo pomaca. Jak na warunki nie przystaną lub się rano nie pokażą... Wiadomo pułapkę szykują! Ragnar co myślisz?- Brenton miał szacunek do krasnoluda.

Gdyby chłopi na warunki przystali. Brenton miał zamiar iść na plażę i zająć się załadunkiem i nadzorem. Amelyn namawiał, żeby na statek nie szła. Wojacy są od tego. Za to z łukiem w pogotowiu ubezpieczała załadunek. Po cichu dodał, żeby miała oko na Żyletę. Coś mu nie grała, ta sytuacja do końca.

Nortrom 22-12-2016 22:15


- Spróbować nie zawadzi, bo i co jest do stracenia? - odpowiedział krasnolud, gładząc się po brodzie. - Nie chciałbym po wypadzie na statek wpaść na grupę tchórzliwych banitów czyhających na moją głowę i, co ważniejsze, moje łupy! - stwierdził poważnie, dopijając “piwo”.


Ardel 25-12-2016 11:41

Kuchnia, którą Atanaj szacował niczym pole zbliżającej się bitwy, była niezwykle kontrastowa. Częściowo przypominała zwykłe pomieszczenie – palenisko, szafki, pełno brudu i zakrzepłego tłuszczu. Z drugiej strony nie mógł pozbyć się wrażenia, że wstąpił do namiotu Mądrej ze swojego plemienia, która na dodatek mieszkała z jakimś alchemikiem z dalekiego Kataju – te zauważone wcześniej flakony i dziwacznych kształtach, rurki, wiszące wszędzie pęczki ziół, zioła w słojach, zioła w wazonach, szklane słoje z kolorowymi substancjami i intensywny zapach kompostu, alkoholu i piołunu. Piołun dominował wszystko, szczególnie po chwili, gdy zapach przeradzał się w cholernie gorzki smak na podniebieniu.

Do roboty, leniu capem śmierdzący! – pogoniła Atanaja kobieta, a ten poczuł się tak, jakby był kobyłą, która ktoś batem pogania. Ani się spostrzegł, a już dłonie miał tłuste od garnków, a całe ręce, aż po łokcie uwalane w mydlinach.

Nie wyglądasz mi na tępaka, choć pewnie takim jesteś – zagaiła nagle Ada. – Chociaż to, że jednak tyś się do mnie zgłosił, a reszta poszła na nieumarłych jest przejawem wielkiego intelektu. Mam jednak nadzieję, że dadzą sobie radę. Nie chciałabym mieć tutaj plagi trupów. – Splunęła na posadzkę i zaciągnęła się fajką, wypuszczając gryzący kłąb dymu. Śmierdział piołunem…

Atanaj skończył zmywanie i zielarka zmusiła go kolejno do umycia podłogi w całym domu, a potem do starcia kurzy. Atanaj urobił się nie mniej, niż gdy poprzedniego dnia zbierał sprzęt martwych pechowców z plaży. Gdy myślał, że to już koniec, Ada zaprowadziła go z powrotem do kuchni i posadziła na krześle.

Opowiedz mi teraz, coście za jedni. Bo słyszałam dość niepokojące plotki na wasz temat i chciałabym je albo potwierdzić, albo obalić. I opowiedz mi o sobie i swoich problemach, może coś na nie zaradzę...

W oczach Ady pojawił się błysk szczerego zainteresowania, sam zaś Atanaj w końcu przyjrzał się porządnie kobiecie. Była przed czterdziestką, jednak na pierwszy rzut oka wyglądała na starszą. To przez pył na twarzy, który tworzył bruzdy przypominające zmarszczki. Gdyby ją tak umyć, to nawet byłaby urodziwa. No i była odpowiednio pulchna, ma się rozumieć. No i bogata. Tyle piękna!


Pod karczmą zjawiła się cała szóstka zebranych przez Żyletę mężczyzn. Gdy Brenton przekazał im swoje warunki, popatrzyli po sobie, po czym najstarszy z nich prychnął głośno.

Widzicie, chłopaki? Mówiłem, że to zwykli bandyci. Chcą dwójkę z nas zabrać, bezbronnych, i pewnie gdzieś po drodze w krzakach zabić, a potem wydupczyć. Jebcie się, tak wam powiem!

Poparły go pomruki poparcia i echo głosów: „jebcie się”. Na co Żyleta spojrzał rozbrajająco na Brentona i powiedział do szóstki:

Spierdalajcie zatem. – A potem zwrócił się do Brentona: – Jako rzekłem.

Na propozycję wspólnej wyprawy do statku i wypicia tajemniczej mikstury, Griswold wycofał się parę kroków, starając się zniknąć za Amalyn. Gdy Ulli miał już powiedzieć, że pójdzie, wtedy odezwał się ponownie Żyleta.

Pójdę z tobą, Franz. Mały grubas się nie nada, szlachcic dobrze walczy, ale może się przydać na zewnątrz. Poza tym sądzę, że dla naszej dwójki dostanie się jakiś mały dodatek w zamian za wielkie zasługi. Odpalcie też coś więcej Atanajowi, bo się najbardziej dzisiaj zmęczy – zaśmiał się na koniec.


Droga w stronę statku również okazała się być przyjemna, chociaż momentami był problem z wozem, który musiał objeżdżać co gęstsze laski czy gdy trzeba było wspomóc muła pod większe pagórki. Brenton, który nadzorował wóz, wszak to on go załatwił, zastanawiał się ile problemów może im sprawić, gdy będzie wyładowany po brzegi.

Amalyn trzymała się blisko giermka. W połowie podróży i pod sam jej koniec zdała krótki raport z obserwacji Żylety:

Chyba się normalnie zachowuje. Trochę ze wszystkimi pogadał, ze szlachcicem obmyślał plan przeżycia na statku, potem obgadał go jeszcze z Franzem. Nic niepokojącego.

W międzyczasie Żyleta faktycznie rozmawiał z Franzem.
Chcesz podejść od wschodu, gdy reszta będzie robiła dywersję – to jest dobry plan. Ale jak tam wejdziemy? Chcesz się wdrapać, czy znaleźć jakąś dziurę i nią do środka wpłynąć? Czy może masz jeszcze jakiś inny plan? Niby, tak Ulli przeczytał, mamy być nieco martwi – zachichotał nerwowo – po wypiciu tego specyfiku. Damy radę się wspiąć na burtę?

Gdy grupa dotarła na miejsce, Griswold zagaił Ragnara.

Panie krasnoludzie… Zdaje mi się, że nas jakiś spory zwierz obserwował, gdyśmy szli przez ten ostatni las. Coś dużego przemknęło nam za plecami. Nie jestem pewien, ale jakoś takim zdenerwowany. Ale może to przez tę plażę, co nie?

Cała grupa mogła obserwować z klifu, z którego po raz pierwszy obserwowali statek, całą scenerię w zupełnie odmiennym klimacie. Morze pięknie skrzyło się w południowym słońcu, które miło grzało plecy awanturników. Niestety powodowało także nasilenie się smrodu ciał i unoszenie się wyziewów z gnijących trupów. Jasne światło padało na wypalony stos, na którym można było dostrzec szczątki ekwipunku Mungaeria (i chyba jego szczątki także). Poza śladami na piasku nie można było zauważyć, że cokolwiek działo się tutaj poprzedniego dnia...

Santorine 25-12-2016 14:36

Schierke skinął na propozycję Żylety. Co prawda nadal rozważał zwerbowanie krasnoluda do wyprawy, jednak jeśli Ragnar mógł być złapany lub ponieść rany, zapewne statku by nie opuścił żywy.

- Weźmy z tej tawerny jakąś lampę oliwną lub kaganek, jeśli będzie. Jeden dla mnie, drugi dla ciebie - rzekł Franz. - Nie wiem, jak ten specyfik działa na widzenie w ciemności, ale zakładam, że nie. Tedy trza nam jakiegoś źródła światła, które łatwo zgasić i znowu odpalić. Nieumarli nie chodzą z pochodniami. Łatwiej będzie nas zauważyć, uważasz.

Tu zwrócił się do reszty drużyny:

- Zanim wyjdziemy z tej dziury, rozejrzałbym się jeszcze za oliwą, jeśli miejscowi mają. Dobrze by było, gdyby spróbować podpalić zachodnią część okrętu. Inaczej zostanie nam chrust na podpałkę. I trupy, oczywiście.

Rozpytał się jeszcze o dwie siekiery dla siebie i Żylety.

* * *

Indagowany przez Żyletę w sprawie planu, odparł:

- Poczekamy chwilę na Ragnara i Brentona, zobaczymy, czy ściągnęli na siebie uwagę. Przyczaimy się, a kiedy zaczną robić swoje, my wchodzimy.
- Wyrąbiemy dziurę w burcie, tyle, żeby się zmieścić. Wspinamy się i łykamy esencję. Nie mam pojęcia, jak specyfik będzie działał na nas, kiedy wypijemy. To znaczy, jeśli wypijemy i w istocie obudzimy się. Druga opcja to wypicie dekoktu i przeistoczenie się w trupa, ale wiesz, takiego właściwego. W takim wypadku miło było cię znać, Żyleta. Naprawdę.
- W razie, gdyby w istocie dekokt zadziałał i jesteśmy w środku, bierzesz w łapę kaganek i idziesz za mną. Powiedziałbym, że powinniśmy iść powoli, ale podejrzewam, że innej możliwości niż ”powoli” nie będzie. Jeden za drugim. Ty ubezpieczasz mnie, ja ciebie. Byliśmy wcześniej na okręcie, więc powinniśmy się rozeznać w drodze do czaszki. Mniej więcej. W teorii, nieumarli powinni nas ignorować, ale wolałbym, żeby nie widział nas nikt. Szczególnie taki jeden, który będzie wyglądał na człowieka, a nie zwłoki w ostatnim stadium rozkładu. Jeśli widzisz coś złego, chowamy się. Ostatnim razem próbowaliśmy szturmu i nic to nie dało. Tym razem spróbujemy cierpliwie. Na okręcie nie odzywasz się do mnie, ani ja do ciebie.
- Reszta bez cudów. Podchodzimy do czaszki i rozbijamy ją. Najlepiej by było, gdyby grupa na zewnątrz wywabiła nekromantę, wtedy to niby bez problemu. Ponoć nieumarli będą nas ignorować. Czarodziej to jedyny problem w całej układance. Mogliby spróbować nawymyślać jego matce, jestem całkiem niezły w tej sztuce, mógłbym ich podszkolić, zanim dojdziemy.
- A, przy okazji. Wspominałem, że to, na co porywamy się, jest cholernie niebezpieczne? Jeśli spieprzymy, zapewne nie wracamy. Jeśli szeptucha mówiła prawdę, to będziemy za wolni, żeby uciec. Tedy rozważ sobie, jeśli marzy ci się jeszcze proste życie u boku jakiejś baby i spłodzenie dzieci.


Nortrom 28-12-2016 21:48


Przed wyruszeniem w podróż Ragnar obdarował swoją siekierą potrzebujących członków drużyny. Jemu i tak by się nie przydała, a im może uratować życie.

***

- Spokojnie, chłopcze, to pewnie tylko jakiś zwierzoczłek. - uspokajał Griswolda krasnolud. - One tak już mają, że czają się w lasach i atakują tylko, gdy mają przewagę, bo inaczej nie umieją. Ot, jak zwierzęta… Choć nie, zwierzęta jakiś tam honor mają i bez dobrej przyczyny nie atakują. - ciągnął dalej.

***

Po dotarciu do okolic statku, Ragnar spojrzał po towarzyszach i rzekł:
- Dobra kompania, czas zabierać się do roboty. Ale zanim to zrobimy, czy ktoś ma jakieś pomysły na wyciągnięcie umarlaków ze statku, żeby nasi przyjaciele mogli do niego spokojnie wejść? Znaczy, takie, które będziemy mogli wykorzystać, gdyby podejście pod stek i wydzieranie się nic nie dało...

Goel 29-12-2016 11:44

Nie bez przyczyny to właśnie zielarka należała do najbogatszych w mieście. Groźbą i dobrym słowem złamała proste, mężne serce Atanaja - miast walczyć z narowistą klaczką (czy może kobyłą), w niedługim czasie skapitulował i posłusznie wykonywał kolejne rozkazy kobiety. Widać nie na tę zadziałały by junackie popisy Chudego...

Gdy wreszcie trafił na krzesło w kuchni, w pierwszej chwili nie zrozumiał - czy mial teraz coś z krzesłem zrobić? Pomalować, umyć, obsrać? Dopiero po chwili zrozumiał, że to chwila przerwy w robocie fizycznej i czas łeb do roboty zaprząc by zaspokajać tym razem bardziej subtelne potrzeby pani domu - nadal jednak nie te, które ... pokrywałyby się z potrzebami Ungoła.

W pierwszym odruchu Atanaj chciał zacząć konfabulować na temat własnych osiągnięć i roli przewodniej jego myśli w przetrwaniu całej gromadki. Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu - był po prostu zmęczony i wolał nic nie zmyślać niż zmyślać koślawo.

I tak powoli, krok po kroku opisał każdego z kompanów po krótce - wszak niewiele gadali ze sobą, o wspólnej przeszłości towarzyszy mógł jeno wnioskować z półsłówek rzeczonych. Wszak czymże zaszkodzić mógł towarzyszom? Żaden z nich bezdusznym zabijaką nie był - ot banda najemnych licząca na skarby, poza Ullim.

Następnie przeszedł do wyprawy z Saltskalten do wraku i porażki w boju z nieumarłymi, by wreszcie zakończyć:

- Wot i tako, gaspadina. Zali to waszoje palotki rozwijewa, a? Inne pjetanija macie, gaspadina, do biednego Atanajowicza? A możije pajdziom się przekąpać, hm? Wszak obojeśmy się dziś zmachali, gaspadina. A i mię truposz dziabnął nieco, choć narziekać nie lza chłopu.

Może jeszcze uda się coś wyłuskać z tej nieco zasiedziałej klaczki...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:27.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172