lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [18+] W błocie, krwi i piwie! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15461-18-w-blocie-krwi-i-piwie.html)

Santorine 06-02-2017 09:21

Franz wlazł po zgniłych schodach pod okręt. Było tutaj dokładnie tak, jak zapamiętał ostatnim razem: ciemno, ślisko i śmierdziało rozkładem.

Niedaleko zauważył, że były dwa topielce - jednak nieumarli trwali w milczeniu, zupełnie nie interesując się najemnikami. Wyglądało więc na to, że wiedźma nie zakpiła sobie z nich: magiczny dekokt rzeczywiście sprawił, że stali się im podobni. Schierke odchylił rąbek płaszcza, pozwalając, aby światło padło na zmurszały pokład.

Jednak jedyne, co zobaczył, to więcej żywych trupów. Latarnia oświetliła zwłoki w różnych stadium rozkładu - topielców, tych wcześniej zabitych, którzy próbowali sforsować okręt i innych. Nieumarli w dziwnym torporze po prostu stali - nie jak żadna żywa osoba, która zapewne przestępywałaby z nogi na nogę i zmieniała pozycję wraz z wdychaniem i wydychaniem - trupy po prostu zastygły niczym statuy, czekając na rozkaz ich mistrza.

Franz poczuł znajome mrowienie na karku - był to strach. Paniczny, irracjonalny strach, który kazał mu uciekać. Wytrwał jednak, kurczowo ściskając w swoich rękach lampę oliwną. Poszedł dalej, nasłuchując odgłosów kroków - w statku był jeszcze ktoś, kogo za wszelką cenę nie chciał spotkać.

Nagle, usłyszał odmienne od typowych nieumarłych, szkieletów i zombie, kroki.

Poznał go. To był ten z wcześniej. Czując, jak zęby mimowolnie zaciskają mu się z ogarniającej paniki, obserwował, jak istota podchodzi do niego.

- Podejdzie za blisko, uciekaj w stronę pokładu - bardzo cicho szepnął do Żylety.

Żyleta jednak nie uciekł. Czy przejrzał jego plan, by zająć czymś nieumarłego, a samemu w tym samym czasie rozbić czaszkę? Najprawdopodobniej Żyleta był po prostu zbyt przestraszony, żeby zrobić cokolwiek. Widmo nachyliło się nad nimi i… Nic. Odeszło. Franz otarł pot z czoła. Czy to był właśnie nekromanta?

Schierke poczekał jeszcze parę chwil. Później ponowił marsz, ciągnąc ku komnacie z czaszką. Miał nadzieję, że czaszka w istocie była magicznym artefaktem, który umożliwiał czynienie nekromancie guseł, a nie po prostu bibelotem, który został umieszczony na piedestale w środku komnaty dla stworzenia klimatu grozy. Co do klimatu zaś, Schierke musiał przyznać - nekromanta odwalił całkiem niezły kawał, kurwa, roboty.

Po pewnym czasie mrok zgęstniał tak, że Schierke nie widział nic. Przeklinając w duchu decyzję o zostawieniu krasnoluda poza okrętem, wyciągnął lampę oliwną. Światło padło na istotę, która z warknięciem ruszyła do ataku. W łapach - zupełnie jak poprzednim razem - dzierżyła sporej wielkości miecz dwuręczny.

Franz sięgnął do pasa, żeby wyciągnąć topór dla obrony, jednak był na to o wiele zbyt wolny. Mikstura podana przez wiedźmę nie tylko upodabniała go do nieumarłego, a także spowalniała akcję serca i otumaniała. Był to koszt, który trzeba było zapłacić za to, że nie zostali zabici już na wejściu. Gdzieś pozostawała absurdalna myśl, że jedyną zapłatą, którą uiścili, był Ungoł, którego oddali na usługi na cały dzień.

- Czaszka - warknął w stronę Żylety. - Rozbij pierdoloną czaszkę!


Widmo zamachnęło się mieczem, którego ledwo uniknęli. Franz spojrzał na ostrze, którym wymachiwał upiór - wydawało się przechodzić przez ścianę.

- Jeśli nie rozwalimy tej czaszki, nie wychodzimy - sapnął w stronę Żylety.

Widmo cięło jeszcze raz - i tym razem najemnik uniknął go, jednak Żyleta miał mniej szczęścia. Ostrze chlasnęło go na odlew i zalał się krwią. Coś mamrotał, jednak najemnik nie słuchał. Pobiegł w stronę czaszki, wyciągając zza pasa topór.

Zamachnął się, mając w duchu nadzieję, że zdąży, zanim widmo zdzieli go mieczem w plecy. Jednak jedyne, co zobaczył, to miecz upadający na czaszkę, która została rozbita na dwoje.

Przez parę chwil Schierke nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje. Skonfudowany, spojrzał na radującego się Żyletę. W tym samym czasie usłyszał u wejścia komnaty, jak nieumarli padają - kości spojone zaklęciem rozsypują się w proch, zwłoki topielców z mokrym dźwiękiem padały na podłogę. Zła siła, która była na okręcie, rozwiała się w momencie rozbicia czaszki. Poczuł, że zgnilizna, która była niemal namacalnie obecna wcześniej, teraz ustępuje, niknie.

Schierke uniósł wysoko brwi.

- Kurwa - splunął i pokręcił głową. - Gdybym wiedział, że oni sami sobie czaszkę rozbiją, to ja bym tutaj nie przychodził, psa by wystarczyło wpuścić, pudla jakiegoś, to by sami rozpieprzyli sobie ten statek ganiając za nim. Na co ludziom najemnicy? Ten cały Chaos sam się wykończy, jak go zostawimy samego, no.

Zdawało się, że bogowie szczęścia i pieniądza mieli najemnika w pieczy.

- No nic - rzekł. - Bardom wypadnie zapłacić, żeby śpiewali jak to ja, Franz Schierke, rozbiłem czaszkę wielkiego czarodzieja. Będzie dla potomności brzmieć lepiej niż opowieść o tym, gdzie widmo z demencją samo rozbija sobie artefakt. Tymczasem chciałbym się napić, i porządnie, kurwa. Piwa mi trza, no! Piwa!

Icarius 06-02-2017 21:40

Brenton nie rozpamietywał walki. Chronił Amelyn i zakładał, że dziewczyna urabiana przez niego w końcu okaże "wdzięczność". Franz zrobił swoje. Szczęściem czy nie ale się udało. Statek był cały do szabru. Zarobią godnie. Kajuta kapitana była pierwszym jego kierunkiem. Raz, że dobre fanty. Dwa, że cholerne mapy dla towarzystwa żeglarskiego.

Nortrom 06-02-2017 23:38


Ragnar nie mógł narzekać na przebieg walki. Położył kilku przeciwników, a jego rany ograniczył się do oberwania pałką przez łeb. No i były jeszcze te plecy… Gdyby nie ten przeklęty ból w plecach podczas walki to zapewne położyłby jeszcze więcej przeciwników! I gdyby ci przeklęci złodziejscy tchórze nie zaczęli uciekać, gdy tylko trochę ich popieścili swoją bronią!

Walkę ostatecznie przerwało nagłe zniknięcie szkieletów. Krasnolud poczuł się, jakby nagle nad jego głową zapaliła się pochodnia, gdy doznał olśnienia. Coś musiało się stać na statku i była to zapewne sprawka ich “szpiegów”.

- Za szkieletami! - zarządził Ragnar i ruszył pędem na pokład. Jego trud przebierania krótkimi nogami okazał się jednak daremny, ponieważ trupy nagle padły… trupem. Nie było to to czego się spodziewał, oznaczało jednak, że udało im się wykonać zadanie, a to oznaczało łupy, złoto i piwo!


Ardel 09-02-2017 19:31

Walka na plaży była szybka, z drobnym zwrotem akcji, który prócz siniaka na głowie krasnoluda, nie wniósł do niej nic nowego. W tym samym czasie we wnętrzu toczyła się inna walka – walka psychologiczna, w której Franz i Żyleta odnieśli pełne zwycięstwo. A potem ich główny problem – prawdopodobnie jedyny inteligenty nieumarły na statku, unicestwił się wraz ze wszystkimi poruszającymi trupami. Przez chwilę wszyscy byli szczęśliwi. Potem jednak zaczęło się plądrowanie.

Pierwsze co poszło nie tak, to zniknięcie jednego z prawdopodobnych trupów – chłopaka powalonego przez Ragnara. Można było mieć jedynie nadzieję, że atakujący ich mężczyźni zapamiętają raczej strach niż urazę i w przyszłości nie będą próbowali mścić się za śmierć ich przywódcy, którego ciało ze strzałą wbitą w oczodół leżało w dziwnej pozycji na piasku.

Drugie co nieprzyjemnie zaskoczyło pogromców zombie był martwy muł, który musiał w afekcie zostać zabity. Co ciekawe, to Griswold (będący raczej cichutko) zaproponował, aby to oni ciągnęli wóz po dwie osoby, rannych wrzucając (a raczej rannego Ragnara) na łupy. Ulli się sprzeciwił, ale kiedy wszyscy jednogłośnie orzekli, że w takim razie swoją część łupów będzie niósł na grzebiecie, ostatecznie ustąpił.

Trzecim nieprzyjemnym elementem był list gończy, który Żyleta znalazł przy trupie ze strzałą Amalyn. Na brudnym zwitku skóry wymalowane były gęby Nathaniela, Ulliego, Franza i Ragnara oraz jeszcze jakieś dwie, z czego jedna przekreślona czymś co wyglądało na krew. Ulli przeczytał napis pod spodem: „Sto złotych koron za głowę, zgłosić się do Czopka w Stulejkowej Jamie”. Krasnolud, pomimo poważnych ran i zmęczenia, nie wytrzymał i roześmiał się.

Czwartą przeszkodą było samo łupienie statku. Było ciemno. Cuchnęło trupem i rozkładem. I pomimo wyeliminowania przeciwników było… No było strasznie. I do tego obrzydliwie. W wodzie na rufie unosiły się napuchnięte ciała ludzi i orków, pomiędzy którymi pływały śnięte ryby. Gdzieniegdzie przegniłe deski pokładu pękały pod nogami i stopy zapadały się w czymś śliskim, zimnym i paskudnym. Komnata z precyzyjnie rozpołowioną czaszką była strasznie zimna i, gdy się w niej stało, w uszach słychać było odległe, tępe dudnienie. W kwaterach dziobowych było jeszcze gorzej. Za pomocą narzędzi kuchennych i broni, zombie musiały oporządzać tam swoich ziomków, by przerobić ich na bardziej mobilne i niebezpieczne szkielety. Bohaterowie mogli oglądać niedokończone dzieła, które pozostaną na długo w ich pamięci.

Piątej przeszkody, może oprócz tego, że Franz, Żyleta i Ragnar średnio nadawali się do pracy, nie było. I gdy wóz był pełen, grupa ruszyła do Verborgenbucht. Podróż minęła bez przeszkód i bez gadania – wszyscy byli spracowani ciągnieniem skarbów. W miasteczku szybko dogadali się z przewoźnikami, znaleźli dziwnie rozradowanego Atanaja, załadowali fanty na łódkę i popłynęli do Salkalten, by zaznać nieco dostatku i odpoczyku. A w przypadku Brentona – jeszcze nieco miłości, a przynajmniej gorącej przyjaźni ze strony Amalyn.

Koniec


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172