lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Piekło w Gębie (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/16206-pieklo-w-gebie-18-a.html)

Orthan 08-07-2016 21:48

Jonathan widząc że Mistrz Gerhard szykuję się do nadchodzącej rozróby, postarał niezauważenie wyciągnąć za pazuchy swoje noże. Wizja rozróby w karczmie nie napawał Tintenherza optymizmem, ale skoro Żmij zamierzał trochę rozruszać zastałe kości - to Jonathan nie zamierzał zastawiać towarzysza w potrzebie.

Hakon 11-07-2016 21:38

Kontem oka zauważył znak od Baryły. W mig zrozumiał o co chodzi i cieszył się niezmiernie, że Ranald uśmiechnął się do niego. To nie omylnie Pan szczęścia przemówił w tej chwili i wiedział, że na zewnątrz lepiej się przyda sprawie.

Gerhard wycofał się pod ścianę za plecami i zaczął przesuwać się na tyły pentelkowców. Zamierzał wyminąć ich dłuższą drogą nie ryzykując, że oberwie. Może spróbuje wydostać się oknem by było szybciej?
Rozważy to później.
- Jonathan. Wycofujemy się. Tu nie ma miejsca dla nas. Może się lepiej przysłużymy sprawie zatrzymując straż.- Powiedział dość cicho by nikt poza towarzyszem przy stole do tej pory siedzący go usłyszał.

Eryk 12-07-2016 00:37

Kiedy tylko zebrało się na rozróbę, Johan gwizdnął na kundla i wybył z karczmy. Przyczaił się zaułku nieopodal, czyhając tam na ewentualnych maruderów. Jeżeli któryś z Kochersów zawędruje tutaj w pojedynkę, postara się go złapać i przepytać. To jest, przyłoży mu ostrz do gardła i zażąda kilku odpowiedzi.

Rozróby i bójki, to nie było to czym chciałby uczestniczyć. Można było oberwać nie tylko piąchą, ale i sztyletem. Można było psa stracić, a Johan bardzo lubił swojego psa. Toteż w bójkach udziału nie brał. Wolał truć i podrzynać gardła tak, by nikt się nie zorientował.

Orthan 12-07-2016 17:51

Jonathan skiną tylko głową Mistrzowi Gerhardowi na znak że zrozumiał jego słowa, po czym ruszył za żmiją. Jonathan nie miał na razie ochoty na bliskie spotkanie z nożem czy kastetem. Błogosławieństwo Ranalda że akolita był roztropny i też nie miał zamiaru ryzykować niepotrzebnej zwady, unikając spotkania z tłukącymi się członkami gangów.

Ardel 12-07-2016 19:14

Hredrik najchętniej przyłączyłby się do burdy i pokazał południowcom, co znaczy bójka w karczmie. Ileż to on nosów nałamał na ucztach u jarla? Przyjemne wspomnienia. Jednak jako wróż nauczył się jednego - czasem warto się powstrzymać. I tak, zamiast unieść kij z czaszką ptaka nad głowę i z rykiem rzucić się na walczących, siedział spokojnie i splatał wokół siebie mglistą pogodę (Ulgu). Następnie wstał i niczym pasmo mgły, niepostrzeżenie i bezgłośnie, ruszył w stronę zaplecza, by zobaczyć, co skrywa tam dziwna karczma. A jeżeli nic interesującego - chciał jak najszybciej stamtąd uciec.

Lomors 13-07-2016 21:23

- Ta. Właśnie o tych mówię - Edward ścisnął kufel piwa oburącz i przypatrywał się uważnie Joahimowi - To mi grubasa to roboty pewnie wezmą...Słyszałem co nie co ale po tym co mówisz... Nie wiem. Ten cały... Mantred? Co to za człowiek?

Joahim dolał sobie piwa, zaproponował to samo weteranowi.

- Wiem tyle, że był z Kuchcikami od samego początku. Co natłukł ludzi, to kurwa jego. Ale go nie obwiesili, jakimś cudem. Zebrał tę resztkę, co się łapance oparli. I teraz robią te swoje interesa...- Tu łysy się wziął większy łyk, popatrzył na gości i przez chwilę milczał. Ruchy brwi zdradzały, że w istocie nad czymś się trapi - Jak chcesz do nich, Edward, to najlepiej teraz. Razem ze swoim olbrzymem. Zbierają luda i coś mi się czuje, że albo wszyscy zadyndają, albo się szelmy nabogacą..
- Hm. Hm. Stare kości mam, szubienica czy grób.. Coraz częściej te obrazy mnie w snach nawiedzają. Przez kogo z nimi gadać, co? Jak do tego całego Mantreda się dostać. Przydałoby mi się żeby miecz mój wreszcie zobaczył trochę światła, nawet jeśli to ma być zaplute, morrsliebowe światło Mordheim.
- To zapytaj swego podopiecznego. On zapewne już z nim gada. Widziałem to po Ebbe, szli prosto do szefa.

Po dłuższej chwili spędzonej na sączeniu piwa i wysłuchiwaniu kiepskich żartów Joahima Edawrd mruknął coś na temat starczego, zmęczonego umysłu i pożegnawszy się z człowiekiem począł kierować się do wyjścia.

- No... żebyś tam potem nie żałował... a bo wiesz...- Rozmówca Edwarda był cały czerwony na twarzy. Uciekał spojrzeniem na boki, nagle zmrużył oczy. Wyglądał, jakby miał wpierw się zżygać, a potem zemdleć, ale wreszcie uderzył pięścią w stolik, że huk aż przebił normalny gwar i powiedział.
- Sigmarze... Ja tak nie mogę. Nie mogę takiego cnego człeka do wiatru wystawić! I do tego weterana! Nie godzi się, nie godzi...- pokręcił głową i przywołał Edwarda gestem, żęby usiadł z powrotem.
Edawrd usiadł z powrotem.
- Joahimie..? Mówże wreszcie. Może i stary jestem... A i nawet jak śmierć za pasem to nie wiem czy mi się widzi jakiś paskudny los - staruszek pochylił się - wygląda na to jakbyś raz chciał mi się zrewanżować dobrą radą.
- Nie powinienem paplać... zwłaszcza, że idziesz do nich. To żebyś sie staruszku nie wygadał przypadkiem. ANi, że wiesz, ani, nie daj Ranaldzie, że ode mnie.
- Powiedz przyjacielu.. Znasz mnie od wczoraj żeby takie wątpliwości mieć?
- No dobra, dobra... - Joahim pokiwał szybko głową. Zniżył głos do takiego szeptu, że Edward ledwo słyszał.
- Kuchciki straż ostatnio nacięli. Od chuja straży. Cały patrol. Jeden z moich chłopców posłuchał przechwałek... potem tak leciuutko podpytałem kumpla w koszarach. I coś jest na rzeczy. A jak widzisz, Gardziej, Mantred i reszta sobie łażą, chlają i kuśkę kładą. A to znaczy, że mają gdzieś wysoko człeka, albo ktoś im szykuje przyyykry los. Ja... pomyślałem, że powinieneś wiedzieć, Edziu.


Edawrd uśmiechnął się do Joahima i podziękował mu serdecznie za rady. Dużo informacji, z pewnością przydatnych. Staruszek zaczął się zastanawiać w co to on też się nie wplątuje na starość no i może rzeczywiście powinien się wycofać. Przeszło mu przez głowę jak i przez żołądek że pakuje się w sprawy o wiele większe od niego samego.
Zdecydował się jednak. Edawrd opuścił karczmę, jeszcze raz klepiąc przyjaciela po ramieniu i żegnajac mądrymi, starczymi radami po czym począł niespieszne iść wzdłuż ulicy szukając znajomych twarzy szukając pośród wieczornych śmiechów donośnego ryku Baryły.

Astrarius 14-07-2016 12:09

Różyczka

-Jeśli jacyś zostaną, Grubciu!- uprzedził mocarz, z którym Baryła się wcześniej mierzył. Dłonią powstrzymał Mantreda, pochylił łeb i ruszył. Przez te dziesięć metrów nabrał rozpędu. Trójka dzieląca karczmarza od Kuchcików stała, wpatrując się czujnie w szarżującego byka. Potem tylko bystrzaki ogarnęły, co naprawdę się stało. Przed zderzeniem stojący pośrodku dał nura w dół i położył się plackiem. Siłacz nie zauważył, potknął się i z potężnym gruchotem wyłożył. Gramolił się na kolana i wtedy dostał od prawego i lewego po łbie, obitymi stalą pałkami. To by było dla niego na tyle.
Baryła dobiegł do tego po prawej, z młotem wysoko i przygrzmocił w… ladę, bo skurkowaniec pięknie odskoczył. Skontrował, usiłując rozwalić Ulfowi szczękę, jednak gruby w porę się schylił i spróbował jeszcze posmyrać z przyłożenia swoją zabawkę, jednak ochroniarz zatrzymał trzon pałką. Rękę mu wykrzywiło, zaklął plugawie z boleści, jednak wytrzymał. Kątem oka Kichter widział Mantreda, który dobiegł do wstającego środkowego. Ten w mig stanął na nogi i odskoczył w tył, uderzając zadkiem o ladę. Zabijaka przyparł do niego, uderzył złośliwie od dołu, gruchocząc kolano. Ochroniarz chciał podziękować, waląc z dyńki, jednak Mantred się zręcznie odchylił i jeszcze zdążył boleśnie doświadczyć ramię przeciwnika. Wtedy dopadli do lady Kochersi i najęte przez oberżystę zbiry. Rozgorzała ostra jatka.
Gerhard i Jonathan trzymali się razem. Chcieli dotrzeć do wyjścia. Rzecz nie była prosta, bo naraz wszyscy truchtali do siebie i przekazywali wyrazy braterskiej miłości. Akolita i cyrkowiec ostrożnie planowali trasę, tak lawirując pomiędzy zbirami, aby samemu między buławą, a lagą nie stanąć. Nie szło to zbyt prędko, walczący solidarnie blokowali drogę. Wreszcie udało im się wyjść na bezpieczny areał, stoliki blisko wyjścia. Mieli kolejny problem. Ochroniarze wbijali większą grupą przez ich drogę ucieczki, chcąc włączyć się do bitki. Kochersi byli szybsi, dopadli zuchów i przyblokowali ich przy samych drzwiach. Przeciśnięcie się tam teraz było, delikatnie rzecz ujmując, ryzykowne.
Johan, zdawałoby się, miał więcej szczęścia. Z początku wybrał inną trasę i odbił w bok, toteż bandziorów do wymijania było mniej. Był już blisko drzwi, ochrona przepuszczała jeszcze nie chcących się mieszać postronnych. Liszaj kątem oka spostrzegł biegnących kuchcików, zatem przyspieszył kroku. Pewnie by zdążył, ale nagle poczuł, że ktoś go szarpie i odpycha w tył. Silny ktoś. Szczurołap ledwo odzyskał równowagę i dojrzał robola, któremu najwyraźniej bardziej się spieszyło. I ten jeszcze zdążył, ale potem pętelkowcy natarli na grupkę przy drzwiach, tworząc skotłowane, wymachujące we wszystkie strony kijami piekiełko.
Hredrik na szybcika porwał ulgu, uciekające przed buchającą dookoła aqshą. Wróż nie był jednym przeklętych magów cienia, toteż w żadnym wypadku nie zniknął. Nawet nie stał się mniej wyraźny, ale zaklęcie udało się w tym stopniu, w jakim mogło. Ludzie widzieli brodatego norsmena, ale przyciągał znacznie mniejszą uwagę, jaką powinien dziko wyglądający obcokrajowiec. Sprawę potęgował fakt, że Ludvikson nie wyciągał broni i spokojnie szedł w kierunku zaplecza. Widział, jak bandzior, na którego mówili Esmer skrada się przy ścianie, dopada do ochroniarza po lewej stronie lady i kruszy mu żebra kastetem. Oberżysta wychylił się i zdzielił napastnika w bark, wbijając głęboko wzbogacające pałkę gwoździe. Hredrik przeskoczył ladę przy ścianie, oglądając się, czy aby nikt nie zauważył jego skradaniny. Esmer miotał się, wrzeszcząc przeraźliwie, a karczmarz usiłował wydobyć pałkę z oprycha. Reszta nie miała głowy do pokojowego północnowca.
Ludvikson wszedł na tyły i rozejrzał się. Zaplecze jak zaplecze. Palenisko, gary, szafki wypełnione wiktałem, zmywak, tylne wyjście, spiżarnia… i dziewczyna. Była ubrana identycznie jak babochłop, który wcześniej obsługiwał: w roboczy fartuch, z tą różnicą, że na młódce leżał o wiele lepiej. Chustą przesłoniła długie i mocne kasztanowe włosy. Była ładna, aczkolwiek wiele z tej urody psuł grymas przerażenia, jakim uraczyła norsmena. Obróciła się, dwoma susami wskoczyła do spiżarni i zatrzasnęła drzwi.

Legenda
M-Mantred
G-Gardziel
Si-Siłacz (już padł)
O-oberżysta
K-Kochersi
X-ludzie oberżysty, zmieniłem, coby się z Gerhardem nie myliło.
A- przypadkowi goście
B-Baryła
J- Johan
Ż- Żmija
T-Tinterherz




Edward

Edward kręcił sie po Shallynstern, rozglądając się za Baryłą. Pokonał uliczkę, wyszedł na plac. Tam krążył przez chwilę w poszukiwaniu kompanów, jednak plany dalszego spaceru popsuła grupka nieprzyjemnie wyglądających typów. Ośmiu karków na jednego starca nie brzmiały zachęcająco, toteż weteran skręcił w jedną z alejek. I wtedy do jego starych uszu dobiegł donośny wrzask.
-Paaaaali się!- Sekundę później, na potwierdzenie owego krzyku w nozdrza Edwarda uderzył tłusty zapach dymu.

Ardel 14-07-2016 12:31

"A byłaby z niej piękna branka..." - pomyślał Hredrik. Ale nie miał zamiaru siłować się z drzwiami. Za jego plecami rozgrywała się bitwa, on natomiast nie miał najmniejszego zamiaru w niej uczestniczyć. Zamiast tego chciał na szybko przeszukać zaplecze - a nuż ktoś zostawił u karczmarza jedną ze złotych monet, których szukali? Albo był udziałowcem tej dziwnej fortuny. Inne znalezione pieniądze też chętnie zabrał, a następnie wybiegł tylnym wyjściem, z pochyloną głową, by uniknąć przypadkowego ciosu, osoby, która mogła kryć się za drzwiami. Miał potem zamiar oddalić się kilka ulic od burdy.

Hakon 14-07-2016 15:54

Gerhard nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Nie sądził, że całe zamieszanie i Kohersi zepchną jego i Tinterherza na tyły walczących. Nie tam gdzie chciał i liczył. Nie pozostało nic innego jak doskoczyć do okna.
Stanął przy nim i rozejrzał się po całej sali. Walka rozgorzała w najleprze, ale nie zamierzał zmienić zdania i ruszyć do walki. No chyba, że by musiał. Baryła dobrze sobie radził więc postanowił zabrać się za otwieranie okna.

Eryk 14-07-2016 17:42

Na myślenie nie było już czasu. Zakotłowało się. Johan początkowo zrobił krok w stronę okien, ale z miejsca odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę zaplecza, nie chcąc ryzykować, że okna będą zabite dechami, lub zaś jakiś piekielnie silny robol miotnie nim jak szmacianą lalką.
Toteż postara się skorzystać z tylnego wyjścia i zrobić to, co planował wcześniej.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172