Jonathann uśmiechnął się na słowa Norsmena i pokiwał głową, po czym widząc że ten gramoli się przez okno a zaraz za nim żmija za nimi. Starał się robić jak najmniej hałasu, choć nie było to potrzebna biorąc pod uwagę hałas jaki powodował tupiący i dyszący człowiek północ. |
Staruch włożył wszystkie resztki swoich wątłych sił aby powstrzymać Baryłę przed zbliżeniem się chociaż na odrobinę do dzieciaka. - Coś ty kretynie na łeb upadł - wysapał Edward i przy okazji wyrwał mu z rąk kiełbasę - na górze dosyć jest dzieciaków którym będziesz mógł żarcia oddawać ile ci się zechce. - Wszyscy stać i oczy dookoła głowy - zarekomendował starzec głosem niecierpiącym sprzeciwu - Dzieciak - oznajmił grupie - każdy normalny dzieciak co nauczył się co nieco życia w kanałach uciekałby już tylko na odgłos naszych butów - sam staruch podniósł lampę i ignorując dzieciaka wytężając wzrok na tyle ile mógł począł rozglądać po ścianach i za malcem, traktując go jakoby nieruchomy element otoczenia przy okazji kojąc nerwy podjadaniem barylej kiełbasy. |
Gerhard, Jonathan i Hredrik Hredrik przeskoczył przez okno i wylądował na zbutwiałej podłodze. Za nim reszta. Powitał ich przerażony krzyk zastawnej babiny. Zanim najemcy zdążyli sensownie zareagować, ta ewakuowała się do kuchni i zatrzasnęła drzwi. To na szczęście nie przeszkodziło wydostać się z mieszkania na korytarz. Kierując się doświadczeniem, bandycką intuicją i znajomością typowej architektury mordheimskich domostw, bez trudu znaleźli wejście do piwnicy. Takie niepozorne budynki zwykle służą za zamaskowane przejścia do znacznie ciekawszych kompleksów, w większości wydrążonych w ziemi. Poruszali się ostrożnie, ale jak się okazało, było to zbyteczne. Ani na schodach, ani już piwnicy nie było nikogo. Ani połowy kuchcika. Za to były ślady ich bytności. Świeże plamki z oliwy na podłodze. Kubeł z ekskrementami w rogu. I łatwa do przeoczenia klapa w podłodze. Po ostrożnym jej zbadaniu trójka odkryła wejście do kanałów. Baryła z Edwardem musieli ruszyć tam. Nie mogli być daleko. Baryła i Edward Baryła przyjrzał się dzieciakowi. W otwartej buzi ziały liczne ubytki. Poza dwoma przewiązanymi szmatami był nagi. Jedyna rzecz, jaka nie była upaćkana cuchnącym błockiem to nienaturalnie duże oczy, o takim odcieniu brązu, że w tym świetle wydawały się czarne. Ulf zdążył pokazać dzieciakowi kiełbasę. Smarkacz nie reagował na jakąkolwiek próbę kontaktu. Potem brzuchatemu wyrwał mięso z ręki Edward. Głos starca zwrócił uwagę reszty. Pijusowi nie spodobał się ton weterana. -Pewnie, kapitanie. Jeszcze kurwa na baczność mamy stanąć?- Arni podszedł do wylotu, ale nawet nie spojrzał na dzieciaka. Wyminął go i przyświecając sobie, ruszył korytarzem. Przeszedł trzy kroki… i nagle zamachnął się i uderzył w zacieniony kąt. Jak diablik z pudełka wyskoczył z niego demoniczny kształt, okrążył pętelkowca. Uderzył zanim mężczyzna zdążył się obrócić. Arni wrzasnął, a napastnik znów odskoczył. Baryła i Edward zobaczyli, że to coś przypomina kobietę. Była cała w łachmanach, ale dało się odróżnić długie, skołtunione włosy, błyszczące obłędem oczy i zakrzywiony nóż w dłoni. |
- Rzeka z gównem... Barbarzyński wymysł... - mruknął Hredrik. Nie czekając na towarzyszy wróż zszedł w mrok. Potem wyszeptał parę słów i splótł pogodę w taki sposób, by nad czubkiem jego laski rozbłysło światełko (magiczny płomień). Płomyk nie powinien być zbyt duży, więc nie zdradzi ich obecności dopóki nikt się nie odwróci, by ich poszukać. A przy okazji powinien dać na tyle światła, by się nie poobijać w korytarzu za bardzo. |
|
Kanały, śmierdzące wilgotne i ciemne kanały miejsce gdzie żaden rozsądny obywatel imperium się nie zapuścił. Ale skoro trzeba był to nie było innej rady jak tam zejść, strój najwyżej po tej przeprawie porządnie wypierze. Jonathan wyciągnął nóż i zszedł za resztą do ciemnej dziury, nasłuchując uważnie. Widząc co zrobił człowiek z północy, Jonathan uczynił szybko tylko znak odganiający złe moce i plugastwo. Widząc pytające spojrzenie Żmija Jon pokiwał głową, przynajmniej będą mieli na przyszłość jakiś hak na Norsmena. Ruszając głębiej w czeluści kanału, Jon wypatrywał zagrożeń będąc w gotowości do odparcia ataku. |
|
Żmija, Jonathan i Hredrik Ruszyli, z Hredrikiem na przodzie. Dziwny, nienaturalny płomyczek oświetlał drogę. Śledzenie kochersów po kamiennej posadzce było trudne, ale możliwe. Częściowo na czuja, częściowo wnioskując po śladach Gerhard wskazywał drogę. Jonathan ubezpieczał tyły. Szli powoli, a po tym, jak normsen omal nie runął w chlupoczące kanały, jeszcze wolniej. Kamienne kanały były rozległe, regularne architektonicznie. Niestety oznaczało to również, że wypatrzą ich z daleka, jeśli nie będą uważać. Płomyczek miał tę zaletę, że norsmen potrafił kontrolować, co oświetla i jak daleko sięga. Parę razy drużyna była o włos od zgubienia się. W końcu jednak kamienną posadzkę zastąpiła błotna ścieżka. Ślady były dokładnie odciśnięte na lepkim gruncie. Najemcy szli pewniej. Po kwadransie wędrówki śladów przybyło. Tylko część wyglądała na świeżą. Ciężko było oszacować, ilu pętelkowców ruszyło z Edwardem i Baryłą, ale teraz licząc tropy wychodziła liczba dwanaście. Podziemia przestały być regularne. Niektóre przejścia były tak ciasne że trzeba było iść sznurkiem. Część rozwidlała się i tylko trop dawał pojęcie, gdzie ruszyć. Jonathan zauważył pewną rzecz. Na początku wędrówki roiło się od szczurów i robactwa. Tu nie było ani żywego ducha. Wszędzie walały się odpadki. Kawałki szmat, zbutwiałe drewno, resztki narzędzi. O ile zapach gnojowicy wcześniej nieco zelżał, teraz przybrał na sile i wyrazie. Cyrkowiec nie mógł odrzucić myśli- Jak głęboko pod ziemią już są? Nasłuchiwał zagrożeń, ale szmery, dalekie pogłosy i kapiąca wszędzie woda potrafiły wpędzić w paranoję. Co i rusz roznosił się podejrzany dźwięk, który koniec końców do niczego nie prowadził. Hredrik musiał się koncentrować na utrzymaniu płomyka i patrzeniu pod nogi. Co otwierał oczy na pogodę, nie widział nic szczególnego. Miał dziwne wrażenie, że już tu kiedyś był. Faktycznie, jak wytężył pamięć znalazł wspomnienia osobnika, który łaził po tych samych bądź podobnych korytarzach. Obrazy pamięci były zaciemnione. Brak w nich było działania. Tylko chodzenie po takich samych zakrętach i skrzyżowaniach. Jak w koszmarze. Ludvikson czuł tętniące z wspomnień odcienie strachu. Od niepokoju po skrajną panikę. Coś niedobrego czaiło się w kanałach. Jeśli wróż dobrze uporządkował chronologię, pod koniec pętelkowiec (chyba pętelkowiec) biegł. Uciekał przed czymś, a jedyne, co gorączkowo myślał to “biec. Spierdalać. Szcurki...:”. Hredrik miał silną wolę. Z łatwością zgniótł udzielający się ze wspomnień strach. Swoje obawy miał też Gerhard. Ślady po godzinie wędrówki ślady przestały mieć sens. Najpierw wyglądało to tak, jakby grupa kuchcików zawróciła, a po kilkunastu krokach rozmyśliła się i wróciła do wcześniej ustalonej ścieżki. Potem do śladów zaczęły dołączać kolejne, w coraz większej liczbie. Część stóp była goła. Jedna wyglądała na zdeformowaną. Na szczęście, chociaż część się tropów się rozłaziła, większość nadal parła w głąb podłużnego korytarza. Na końcu zaś… coś zdawało się świecić. Zachowując wszelką ostrożność, trójka bandziorów zapuściła żurawia ku wylotowi tunelu. Światło dochodziło z dopalającego się, karłowatego ogniska. Grzał się przy nim śmiertelnie wychudzony obdartus. Jonathan spostrzegł, że leżąca tuż koło niego góra śmieci porusza się. Śpi i chrapie. Żmija, wróż i cyrkowiec stali w mroku, dwadzieścia metrów od ogniska. Baryła i Edward Kobieta zwróciła wykrzywioną twarz do Baryły i wybełkotała. -Nie oddam Olega!- Uniosła wysoko nóż i odbiegła, starając się umknąć. Ulf nie miał wyboru i ruszył ku niej, z młotem gotowym do zadania miażdżącego ciosu. Arni zauważył, że napastniczka biegnie w jego kierunku. Próbował zdzielić ją w łeb buławą. Łachmaniarka zwinnie uniknęła ciosu i wyminęła kuchcika. Próbowała go jeszcze dźgnąć, ale tym razem pętelkowiec się cofnął. Kobieta umknęła w mrok korytarza, wyjąc głośno. -Co tam się kurwa dzieje?!- Wcisnął łeb do tunelu Pijus. Inny pętelkowiec trzymał za fraki chłopaka. Ten pod wpływem dotyku zaczął się szarpać i warczeć bezrozumnie. Jak wściekły pies. -Trzeba ją gonić!- Arni warknął do Baryły.- Zaraz kumpli nasprowadza! Ty zjebałeś, ty goń. |
|
- Jakby się obudzili, zawsze możemy ich ogłuszyć. - zadudnił swoim szeptem Hredrik. - Jest inny problem. We wspomnieniach jednego z pętelkowych trupów znajdują się te miejsca. I jedyne co się z nim wiąże to strach i ucieczka. A jeżeli coś powoduje paniczny strach u jednego z ichniejszych, to nie sądzę, żebyśmy powinni się tam cisnąć. Hredrim zrobił głęboki wdech. - No i śmierdzi jak w rzyci. Jeżeli jednak towarzysze będą mieli ochotę się wybrać dalej, to Hredrik przygotuje zaklęcie porażenie, by ogłuszyć czuwającego i potem zdzieli go pałą w łeb. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:09. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0