Co innego słyszeć bajędy w karczmach, co innego zobaczyć, że takie okropieństwa żyją tak niedaleko murów miejskich... Marius dobył miecza i, jeżeli to było możliwe, próbował odrąbać mackę trzymającą towarzysza broni. |
|
Berthold nie miał zamiaru tak łatwo dawać za wygraną i pozostawiać towarzysza na śmierć. Zacisnął zęby w gniewnym grymasie i wyciągnął swój topór by odrąbać mackę. |
Strzał Maximiliana okazał się nad wyraz precyzyjny. Bełt świsnął, pokonując krótki dystans i zagłębił się w wodę. Podwodne stworzenie wierzgnęło, wzburzając sporą falę, która wywróciła Bertholda i Mariusa. Popuściła też chwyt na Bretończyku, ale ten nie wypłynął na powierzchnię, ściągnięty w muł ciężarem swojego ekwipunku. Juan Maria zachwiał się pod naporem wody, ale parł naprzód i dotarł na tyle blisko, że mógł zaatakować, wijące się tuż pod powierzchnią macki. Jedna z nich właśnie zmierzała w stronę jego nóg. Dźgnął i ostrze natrafiło na opór. Macka cofnęła się gwałtownie. Kilka kroków przed nim coś zabulgotało i zawirowało, wyrzucając w górę fontannę mułu i roślinnych resztek. Potem powierzchnia znieruchomiała. Obok Mendozy spod powierzchni wody wynurzyli się prychając i plując Berthold i Marius. |
|
-Ten stwór chyba się wycofuje, ratujmy Jean-Pierre! -krzyknął Berthold plując wodą. |
|
Mariusa przerażała każda woda powyżej pasa, walczył więc o to, by znaleźć się tam, gdzie było sucho i mógł użyć swego miecza na potworze. |
Podwodna maszkara, czymkolwiek była, po otrzymaniu kolejnego postrzału z kuszy, wycofała się. Woda uspokoiła się i teraz mąciły ją tylko wysiłki łowców, próbujących wydobyć z mulistego dna swojego bretońskiego towarzysza. Sporą chwilę zajęło im zlokalizowanie go, gdyż nie dawał żadnych znaków życia i obciążony zbroją leżał na dnie. Dopiero Berthold wodząc kosturem po zalegającym pod wodą mule, natrafił na opór, który stawiało ciało. Z mlaśnięciem oderwali Jean-Pierra od dna i wydobyli ociekające wodą ciało na powierzchnię. Chwilę potem złożyli Bretończyka na w miarę suchej kępie traw. Na nodze miał paskudną i poszarpaną ranę, której brzegi znaczyły okrągłe placki od ssawek i rozerwane przez haczyki brzegi. Co gorsza ich towarzysz nie oddychał, ani nie dawał jakichkolwiek znaków życia. Po zerwaniu z niego utrudniającego pomoc napierśnika i przyciśnięciu klatki piersiowej, z ust wylała mu się bagienna, mulista woda. Serce nie pracowało. Był martwy. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:22. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0