- Wiktoria, kurwa mać! - skwitował cierpko Zingger rozcierając obolałe dłonie i ramiona. - Wskakuje, Axelku na górę, ja poczekam. Osłaniać Cię będę z kuszy - zachęcił kompana. - Ale pierwej zaczekamy na kompanów. Gdy w końcu wyłonili się z piwnicy, Bernhardt wielkopańskim gestem pokazał swe dokonanie. - Trochę trudu i Ranalda odda co zabrał, jak mawiał święty Ancymon. - Wejdę po linie, jako drugi. Za Waszym pozwoleniem. |
|
- Pomysł z pozorowanym atakiem jest dobry. Popieram pomysł Lothara. Zacznijmy od kotwiczki - odparł Zingger. |
Pomysł wspięcia się na pomost nawet się Axelowi spodobał... Przynajmniej tak długo, dopóki nie dowiedział się, że to on ma iść jako pierwszy, na ochotnika. - Może to dobry pomysł, by zrobić dywersję - powiedział. - Odwrócenie uwagi od pomostu może dać szansę temu, co się będzie wspinać. Bo nie wierzę, że nie zauważyli tej kotwicy. Był gotów ruszyć do góry, z pistoletem i nożem jedynie, ale wolał mieć choćby cień nadziei, że nie zleci z góry na zbity pysk... albo i gorzej. |
Znów doszło do podziału ról. Lothar wszedł pod klapę i zaczął w nią miarowo stukać, sugerując że podejmuje próbę sforsowania zapory. Co pewien czas mówił coś głośno i odpowiadał sobie samemu zmienionym głosem, starając się stworzyć wrażenie, że pod klapą jest więcej osób. Zingger, niezwykle dumny z faktu, że jego plan jest realizowany, stał nieopodal wieży, z przyszykowaną kuszą, wpatrując się w drewnianą galeryjkę i drzwi prowadzące do wnętrza semafora. Podobnie Wolfgang, który omiatał budowlę danym mu przez magię zmysłem, wypatrując oznak czarowania. I najbardziej nieszczęśliwy ze wszystkich Axel, ze zwojem liny przewieszonym przez ramię, przymierzający się do wykonania pierwszego kroku w górę... W końcu ruszył, mocno ściskając w rękach linę zwisającą z zaczepionej o barierkę kotwicy. Sznur napiął się, a drewno zajęczało wyginając się na zewnątrz. Jednak wytrzymało i Axel podciągnął się w górę. Na wysokości dwóch metrów zaczepił dodatkową linę o wystający spomiędzy kamieni drewniany element konstrukcji, a drugim końcem obwiązał się w pasie. Przystąpił do dalszej wspinaczki. I wtedy drzwi na górze otwarły się. Pojawił się w nich jakiś mężczyzna. - Odsuńcie się od wieży! - krzyknął gdzieś z wnętrza semafora Ernst. - Chcę Was widzieć wszystkich przy barce! Jeśli nie zrobicie tego, czego żądam, semafornik zginie! |
Oferta nadawała się, zdaniem Axela, do odrzucenia bez rozpatrzenia. Mieli wiedźmę w matni, a semafornika nie znali i jego los było im, mniej więcej, obojętny. Problem jednak polegał na tym, że nie wypadało poświęcać ludzkiego życia dla "wyższych celów". O tym, że zakładnik, spadając, mógł zlecieć mu na głowę, nawet nie warto było wspominać. - Co więc? - zwrócił się do kompanów. Wysoko nie zaszedł, więc mógł mówić na tyle cicho, by nikt na górze nie mógł go słyszeć. - Realizujemy plan i poświęcamy tego biedaka, czy pozwolimy im odejść? Koni nie mają, więc daleko nie uciekną... w razie czego. |
|
Bernhardt pokiwał głową na słowa kompanów. - Nie możemy dać wiedźmie uciec. Nie liczy się z ludzkim życiem, zabije semafornika tak czy siak. Ściszył głos i dodał. - Proponuję dać jej wyjść z wieży i zabić nie bacząc na koszty... |
|
Zgodnie z życzeniem Ernsta, który na wieży trzymał semafornika z sztyletem przytkniętym do szyi, Wolfgang, Bernhardt i Axel wycofali się w okolice barki. Stanęli grzecznie na pomoście, obok koni, które wcześniej tam podprowadzili i obserwowali uważnie wieżę. - Gdzie czwarty? - krzyknął zdenerwowany Ernst. - Powiedzcie mu, żeby natychmiast wyszedł! Chcę widzieć na pomoście wszystkich! I to szybko! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:28. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0