Łódź, skierowana coraz sprawniejszą ręką szypra Zinggera opuściła główny nurt rzeki i skierowała się ku nabrzeżu. Krasnoludy niemal skakały z radości, a gdy Axel rzucił im linę, pospiesznie przywiązały ją do słupka i dawaj! Jeden przez drugiego zaczęli ładować się na łódź, za nic mając swoją legendarną wręcz khazadzką godność. - Uszanowanie! - powiedział młodszy z krasnoludów, o rudej brodzie i miedzianych oczach. - Jam jest Thingrim Drakborgson. - Niech Wasi ludzdcy bogowie Wam wynagrodzą - powiedział drugi, gramoląc się na nogi, po tym jak jego pokaźny brzuch przeważył go podczas próby sforsowania burty i runął jak długi na pokład. Ten miał ciemno-blond brodę i szare oczy, a na twarzy brzydką bliznę, obejmującą połowę czoła i część policzka. - Moje miano Belegol Barginson. Wdzięczniśmy niezmiernie, żeście panowie w łaskawości swojej, zgodzili się nas, porządnych i prawych obywateli Imperium oraz poddanych Jego Wysokości Cesarza przyjąć na pokład. Spieszno nam niezmiernie do jakiegoś większego miasta... - Nuln. Do Nuln nam spieszno bardzo - Thingrim wszedł w słowo starszemu pobratymcowi. - Przecie nie do Altdorfu,bo stamtąd płyną, nie? Zapłacić możemy dobry pieniądz, byleby tylko jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego przez Przodków miejsca! - Otóż to! - znów temat podjął Belegol. - Nic tu po nas! Życie nam milsze, niż nawet solidny zarobek. A w Nuln, w Gildii równie dobre pieniądze dostaniemy, życia nie narażając. Panowie, dwadzieścia złotych karli dajemy byleby tylko odcumować w tej chwili i w drogę! Zgoda będzie? - Widzicie, żeśmy w potrzebie... - Thingrim nie dokończył, milknąc i patrząc w stronę wieży, skąd zbiegał otyły, ubrany w czerwono-żółty kombinezon, krasnolud o łysej głowie i siwej brodzie, zaplecionej w dwa warkocze. Biegł, robił się coraz czerwieńszy z każdym krokiem i wydawał dźwięki jak młot parowy. - Stać! Wracać! - krzyczał w przerwach między głębokimi oddechami. - W imieniu Cesarza rozkazuję zatrzymać się! Natychmiast! Oba znajdujące się na Syrence krasnoludy pobladły i spuściły głowy. Niczym niesforni uczniowie, czekali na połajankę ze strony nadzorcy. Ten zbiegł na nabrzeże i przez chwilę, zgięty wpół, z rękami opartymi na kolanach dochodził do siebie. - Wracać do roboty! Na-tych-miast! - zakrzyknął do pary uciekinierów, którzy posłusznie wykaraskali się z łodzi i ruszyli pod górę, ku wieży i dziwacznej konstrukcji. - Jestem Isembard Ainurson - przedstawił się stary khazad. Purpura już schodziła z jego twarzy, a oddech wrócił do normy. Pozostały zaczerwienione, otoczone ciemnymi obwódkami oczy. - Inżynier cesarski trzeciej klasy, nadzorca, projektant i główny wykonawca owego cudu techniki, jakim jest wieża sygnalizacyjna numer siedem. To oficjalnie... - A nieoficjalnie... - zniżył głos, oglądając się i sprawdzając czy nikt nie znajduje się w zasięgu głosu. - Ta gówniana kupa kamieni doprowadzi mnie do śmierci. Podobnie jak doprowadziła kilku z moich ludzi. Dlatego chcą uciekać, jak Belegol i Thingrim. Jak ja przeklinam dzień, w którym wziąłem tą, z pozoru prostą robotę. Gdybym wiedział, że budujemy na przeklętym elfim cmentarzysku, to raczej wyruszyłbym wpław do Lustrii niż ładował się w to... to szambo. Isembard bacznie obejrzał awanturników, ich postawę, broń, potem znów rozglądnął się konspiracyjnie. - Pomożecie? - szepnął. |
|
Sakiewki sugerowały dwie rzeczy - że potencjalni pasażerowie są w stanie opłacić podróż, i że są dość zdesperowani, czyli za podróż zapłacą więcej, niż normalnie. Co nie znaczyło, że Axel wiedział, ile za taki rejs by się należało, ale z pewnością nie tyle złota. Niestety wraz z pojawieniem się kolejnej osoby kwestia transportu pasażerów odsunęła się nie tyle na drugi plan, co raczej bardzo, bardzo daleko. Widocznie pan inżynier trzeciej klasy miał bardzo dużo do powiedzenia w kwestii tego, co jego podwładni mogą, a czego nie mogą zrobić. Na dodatek imieniem cesarza szczodrze szafował... - Po cóż to w tym miejscu wieża, jak to powiedzieliście, sygnalizacyjna, panie Isembard? - spytał. - Axel Mayer - przedstawił się. - Nawigator Dumnej Syrenki - dodał. Pomóc komuś w potrzebie należało, szczególnie jeśli ów ktoś zrewanżować się mógł za pomoc. Z drugiej strony słowa 'elfie cmentarzysko' nieco zniechęcały, podobnie jak i to, że krasnoludy, które do tchórzliwych nie należały, miały zamiar zmykać stąd jak najdalej. - Powiadają, że wszystko jest kwestią ceny - dodał - lecz zanim ową pomoc zaoferujemy, lub jej odmówimy, więcej szczegółów znać powinniśmy. Już w oczy śmierci każdy z nas zaglądał, lecz niespieszno nam do Ogrodów Morra wędrować. |
Wysłuchawszy relacji Mistrza Isembarda Zingger pokiwał głową ze zrozumieniem. - Kłopoty, Panie Krasnoludzie, to ostatnimi czasy nasza specjalność. Możemy zatem z nich wybawić, he, he. Kwestia ceny czasu i jakości oczekiwanych usług. Fortuna sprzyja zuchwałym jak mawiał Ranald. Pańscy nieludzie wyglądali na nielicho zestrachanych. Zatem w czym rzecz? Bo wiecie, wszystkich Was nie zmieścimy na barce... |
- Lothar von Essing, Wolfgang Techler, Bernhardt Zingger i Axel Mayer, oficjalnie załoga Dumnej Syrenki. A nieoficjalnie wstepnie zainteresowani awanturnicy. Ale nasz czas i wysiłki są przeliczalne na twardą walutę - krasnoludy nie słynęły z zamiłowania do długich przemów, Lothar postarał się więc skrócić swoją gadkę. |
- Wieża owa, jak widzicie zwieńczona jest specjalnym mechanizmem, zwanym semaforem - zaczął tłumaczyć krasnolud, prowadząc awanturników w kierunku budowli. - Takie urządzenia buduje się w całym kraju, żeby połączyć najdalsze zakątki ze stolicą. Tam, na górze jest teleskop i zestaw do poruszania tymi dwoma ramionami. Położenie wzajemne ramion jest odczytywane z książki kodowej. Nocą zamiast ramion używa się sygnałów świetlnych, wysyłanych z pomocą paleniska i systemu luster. Obserwator na wieży widzi sygnał z poprzedniego semafora i przekazuje go do następnego. Tym sposobem w ciągu godziny wiadomość może pokonać setki mil i dotrzeć do Altdorfu, a w drugą stronę może popłynąć odpowiedź. Genialne w swej prostocie. A jaka oszczędność czasu. A do tego pewność, że wiadomość dotrze, bo przecie gońca na drodze różne przygody czekają, może życie stracić na szlaku, a wieża będzie stała i przekazywała wiadomości bez względu na czas i pogodę. Ale nie ta... - I tu przechodzimy do sedna - inżynier zmarkotniał. - Wybrane jako lokalizacja semafora miejsce, jest z pewnością przeklęte. Żeby zaoszczędzić czasu, zdecydowałem się na budowę na ruinach już istniejącej budowli, którą jak widzicie, podwyższyliśmy i zwieńczyliśmy semaforem. Od samego początku prac dochodziło tu do wypadków, które normalnie nie miałyby miejsca. Krasnoludy są ostrożne i dokładne, wiadoma to sprawa. A jak wyjaśnić fakt, że zawalił się kawałek rusztowania, grzebiąc jednego z robotników. Kolejny z moich ludzi spadł z podestu tak nieszczęśliwie, że podczas upadku owinęła mu się lina wokół szyi i zawisł zaledwie kilka stóp nad ziemią. Inni padli ofiarą jakiejś dziwnej choroby, która najpierw ich sparaliżowała a potem zabiła. Wbrew przeciwnościom kontynuujemy prace, ale robotnicy zaczęli znikać. W nocy, bez śladu. Nie wiem czy coś ich porywa, czy uciekają jak tych dwóch, coście ich spotkali przed chwilą. Zostało mi zaledwie sześciu pracowników i jestem na skraju załamania. Jeśli nie dokończę dzieła, moja reputacja legnie w gruzach. A musicie wiedzieć, że dla krasnoluda reputacja i dobre imię to niezmiernie ważne rzeczy. Dlatego oferuję Wam siedemdziesiąt koron, jeśli rozwiążecie problem lub zapewnicie nam bezpieczeństwo przez najbliższe siedem, osiem dni. Tyle bowiem czasu potrzebuję, żeby dokończyć semafor. |
|
Bernhard podszedł do Lothara i położył mu rękę na ramieniu, aby pokazać krasnoludowi, że słowa kompana są słowami całej ich zgrai łowców przygód. - Dobrze prawi, Pan kapitan. Zatem do rzeczy. Mówcie czy czegoś podejrzanego nie słyszeliście, widzieliście wokół wieży. Coś co może pozornie nie mieć związku z tymi wypadkami, o których nam opowiadacie. Musimy się rozejrzeć wokół wieży i... pod nią. Te ruiny... Ktoś tam w ogóle wszedł, by sprawdzić fundamenty pod wieżę, chociażby? |
Nie da się ukryć, że zdarzenia, jakie przedstawił Isembard Ainurson, jakoś nie wyglądały na ciąg nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Czy zatem duchy elfów postanowiły przeszkodzić w profanowaniu ich cmentarza, czy też wrogów miała sama idea budowy semafora? Axel prędzej uwierzyłby w to drugie. No chyba że to pan inżynier miał wrogów i kreta (lub dwóch) w swojej drużynie. Może ktoś próbował podłożyć mu świnię, gigantyczną, i w ten sposób zepsuć mu reputację, a potem zająć jego miejsce. Problem na tym polegał, że przyłapanie kogoś na gorącym uczynku nie będzie łatwe, a więc trzeba było wymyślić coś innego. - Nie będzie to proste - powiedział. - Trzeba będzie każdą rzecz parę razy sprawdzić. I po nocach pilnować. Ale może da się zrobić. - Czy sprawdziliście dokładnie fundamenty? - spytał. - Czy to naprawdę elfie cmentarzysko? Może ktoś użytkował te ruiny w sobie tylko znanym celu i nie odpowiada mu to, że ma tu powstać ten, no, semafor? Widzieliście ślady obecności kogokolwiek? |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:30. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0