Fortenhaf – dzień szósty, południe
Lennart Schatz gotów był podjąć walkę, jednak Otto Widdenstein zarządził odwrót, a Oskar von Hohenberg go poparł. Biały mag sięgnął jeszcze po eter i rzucił jedne z najprostszych czarów swojej tradycji. Nie miał więc potrzeby, sięgania po komponenty czy marnowania czasu na splatanie wiatrów magii. Nie było mu to do niczego potrzebne i tak miał zbyt dużą moc, dopadło go przekleństwo Tzeenetcha, choć tym razem może to było błogosławieństwo?
Oślepiający rozbłysk i upiorne wycie oraz jęki, które mu towarzyszyły nie przestraszyły wyznawców Siewcy. Fanatycy byli gotów poświęcić swe marne życia, aby tylko wypełnić polecenia pielgrzyma. Czar jednak dał czas bohaterom na wykonanie odwrotu, zasłonił i zagłuszył ich dalsze działania
Trójka bohaterów w różnym stanie zdrowia pognała uliczkami Fortenhaf w stronę gospody Przy Bramie. Choroba jednak osłabiła pamięć Hierofanty, przed budynkiem nie było żadnych strażników czy ludzi, okiennice i drzwi były pootwierane. Ale nie można było go obwiniać, dzień wcześniej Lenart stwierdził, że pielgrzymi poczuli się panami sytuacji , a Czerwony Kogut oferował lepsze warunki, niż jakaś stodoła czy piwnica. Widział jak wchodzili tam pielgrzymi i jak wychodzi z tamtego budynku procesja. Teraz nie miało to jednak znaczenia, wtargnęli do środka gospody Przy Bramie. Jedyne co dostrzegli to ślady po szabrownikach i kolejne dwa ciała zarażonych ludzi, którzy najwyraźniej próbowali się w gospodzie schronić lub znaleźć coś do jedzenia. Wchodząc do budynku przypomnieli sobie również o szaleństwie karczmarza i jego makabrycznej zbrodni jaką w niej dokonał. Zamiast pielgrzymów wrócili do miejsca, gdzie mroczne siły przejęły podpowiedziały rozwiązanie biedakowi, który nie pogodził się ze śmierci swojej żony. Z kawałków zwłok zamordowanych składał ciało kobiety, którą kochał całe swoje życie… Czyżby Lenart, Oksar i Otto ponownie tylko stracili czas? A może los im sprzyjał, wśród zalegających na ulicy ciał szła postać ubrana w szaty zakrywające całe jej ciało. Wyglądała jak pielgrzym, z tą różnicą, że nikt jej nie towarzyszył. Nie było widać fanatyków, szczurów, a i ona sama nie szukała nowych wyznawców. Tak przynajmniej się Wam zdawało.
Svein Dahr wraz z Roelem Frietzem również wykorzystali czary maga do skutecznego odwrotu, postanowili się jednak oddzielić od reszty i udać w zupełni innym kierunku. Zaraz za ratuszem napotkali na Ericha von Kursta, który się do nich przyłączył. Przemykali ostrożnie uliczkami miasta, raz nawet minęli silną grupę wyznawców Siewcy, wśród których był pielgrzym i pomiot. Tłum wyraźnie ścigał osoby, które jeszcze nie przejęły nowej wiary. Nieszczęśnicy, którzy nie zdołali uciec, lub się skryć mają dwa wyjścia: albo dać się przekonać, albo zginąć. Svien znał miasto i zapewne dzięki niemu uniknęli wytropienia przez pielgrzymów.
Niedługo później prowadzeni przez szczurołapa dotarli na tyły gospody Czerwony Kogut, wyłamali drzwi i wtargnęli do jednego z domostw. Chałupka była prosta, panował w niej półmrok, a w powietrzy czuć było chorobę. W głównej izbie leżało pięć ciał. Domownicy byli już w ogrodach Morra przegrali z chorobą, z sąsiedniej izby dochodziły słabe rzężenia i jęki, najwyraźniej ktoś dogorywał.
|