Kobieta biegła ile sił w nogach. Nie przeraził ją świst strzały, która minęła ją o kilka centymetrów. Nie wiedziała co dzieje się za jej plecami, bo i nie miała zamiaru się oglądać. Miała jednak nadzieję, że mężczyźni nie kłamali i Erich będzie tam, gdzie sugerowali, że być powinien. Modliła się też w duchu, aby Kadata tam jednak nie było. Wolała, żeby jej nie widział. Serce krajało jej się boleśnie ilekroć pomyślała o Kadacie. Uratował ją gdy inni nie byli w stanie, zaopiekował się, gdy była samotna i zagubiona, zawsze dbał, troszczył się i pomagał. Gretta czuła się podle wiedząc, że właśnie biegnie by go zdradzić, zaprzepaścić zaufanie i stać się niewdzięczną osobą. "Może zrozumie...", przekonywała siebie w myślach, a jej nogi z każdym pokonanym metrem stawały się coraz słabsze.
Nie zwolniła. W tej sytuacji tylko czas miał wielkie znaczenie, bo gdy już się uda, to poradzi sobie. Wielu pielgrzymów według niej zbyt mocno wierzyli w słuszność sprawy, zbyt ślepo szli za głosem przykazań i proroctwem. Nie zastanawiali się nad niczym, a pojawienie się w mieście demonów, nie sprawiło, że zaczęli samodzielnie myśleć. Od kiedy to złe demony pomagają w osiągnięciu proroctwa? Gretta przeczytała w swoim życiu trochę książek i nie spotkała jeszcze historii, w której Chaos wspomagałby słuszną sprawę. Chaos działał egoistycznie i kobieta zaczęła dostrzegać pewną analogię, między złem a pielgrzymami Siewcy. Wciąż jednak nie potrafiła postawić wśród tego tłumu Kadata, odcinając go jakby od fanatyków i traktując jak osobę dobrą i czułą, wrażliwą na losy świata. Myśląc o nim często na jej twarzy pojawiał się uśmiech.
Gretta szybko zbladła, widząc w oddali Ericha. Usłyszała wołanie jakiegoś mężczyzny, który informował, że ktoś padł. Podejrzewała, że był to kompan jej brata. Kobieta dodała jeden do jednego i wykalkulowała, że prawdopodobnie Erich został sam. Prócz głosu który informował o śmierci jednego z nich, nie było już wokół żadnej przyjaznej duszy.
Oddech jej świszczał, a płuca zaczęły piec. Biorąc płytkie oddechy, pomału traciła już siły, poczuła jak zaczyna kręcić jej się w głowie. Chciała nabrać więcej powietrza, ale jakby nie dawała rady. Musiała krzyknąć. Zebrała w sobie siły.
- Stójcie! - starała się podnieść głos, który nawet w takiej sytuacji brzmiał jak delikatna melodia. Czasami przypominał wręcz delikatną i słodką kobietkę, która nie ma wystarczająco sił, aby przenieść wiadro z wodą z izby do izby.
- Kadat zabronił! - dodała gdy tylko złapała drugi oddech. Pomyślała, że Kadat chciałby, aby była szczęśliwa, w końcu często jej to mówił. Miała czuć się dobrze, miała się uśmiechać i wspierać go w wierze jak i całym przedsięwzięciu, być dla niego siłą. Miała nadzieję, że pozwoliłby jej na ocalenie brata, stąd nierozważnie powołała się na jego rozkaz, który to nigdy nie padł z jego ust.