Emmerich, który jako pierwszy opuścił cmentarz dotarł do „Głowy Goblina” i został tam przywitany przez gospodynię wymalowaną dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Co prawda nie było go jedynie dwa dni ale widok okazał się milszy niż przypuszczał.
- Pański kompan jest na górze. Opłacił ten pokój co poprzednio. Nasza Erna go odprowadziła.
Łowcy przyniesiono posiłek a w międzyczasie na dole pojawiła się schodząc po schodach ciemnowłosa, niska kobieta roztaczająca wokół siebie ziołowy aromat. Podeszła do lady i mówiła coś dyskretnie z oberżystką a ta okrążyła kontuar i zaprowadziła ją do
Emmericha.
- To jest Erna. A to towarzysz rannego - zaprezentowała gospodyni. Szybko wyjaśniło się, że
Gerhart jest w ciężkim stanie i potrzebuje odpoczynku aż sam się nie obudzi. Zielarka poradziła, by ranny miał na czole zimny kompres a oberżysta zaproponowała, że za szylinga jedna z jej dziewcząt zapewni strzelcowi opiekę.
Tymczasem pogrzeb dobiegał końca a na główną ulicę miasteczka wynoszono stoły i ławy potrzebne na święto ostatnich zbiorów.
* * *
Zapytany o znajomość z przybyłym krasnoludem sołtys jedynie pokręcił przecząco głową. Dwóch przedstawicieli starszej rasy w ciągu dwóch dób stanowiło w jego pojęciu zjawisko na miarę pojawienia się komety. Chwilę obserwował urzeczony na spotkanie dwóch, jak sądził po spolegliwości, dobrych znajomych i gdy
Bardag przeszedł do sedna podsumowując dwie wycieczki do leśniczówki mina zrzedła mu tylko nieznacznie.
- Nie ma co, ludziska sami czujni się teraz zrobią jak cholera. I za nic do leśniczówki sami nie pójdą. W sumie i tak nie ma po co.
Jego nastawienie zmieniło się gdy zbliżył się doń
Aslaak i choć jego przekaz był jasny Rudiger nie potrafił udawać, że sposób przekazania informacji był co najmniej dziwaczny. Rzucił spojrzenie
Bardagowi z prośbą o pomoc, cofnął się o krok i wygładził tunikę dłońmi.
- Całe zboże spławiamy do Franzen, zgodnie z wolą Jego Wysokości Albrechta von Stundengerna, pana tych ziem - zaczął sołtys mało przekonująco przypatrując się Lagerkowi.
- Zaraz... Poznaję konia. Przybywasz od Wiktora, prawda? Nie gadaj o tym zbożu na prawo i lewo, zebraliśmy więcej niż nakazano więc jest. Ale normalnie nie ma! Jasne? Jak się rozniesie, będzie po mnie. - Pokaż no tę sakiewkę. Nie, nie liczę. Zaraz dam znać sąsiadom, żeby załadowali wóz. Usiądźcie śmiało, to chwilę zajmie.