Albrecht otarł oczy. "Jeszcze się zobaczymy, braciszku". Żywił nadzieję, że tam do drugiej stronie naprawdę będzie im to dane. Westchnął. Wiedział, że stanie bezczynnie w miejscu nie przywróci Josefowi i Wiktorowi życia. Byli dla niego bratem i przyjacielem - nawet, jeśli pogodzi się z ich śmiercią, to pozostanie po nich uczucie pustki. Obiecał sobie, że nazajutrz nazrywa kwiatów na mogiły i obrócił się do kapłana. |
Kapłan Morra skończył ostatnie modlitwy gdy kopacze robili ostatnie ruchy łopatami, dodając ziemi do grobów. Po tym Herman schował księgę pod poły swoich szat, wyjmując z jednej z kieszeni dwa płatki czarnej róży - kładąc po jednym na grobach. Po tym chwycił laskę, wyjmując ją z ziemi i zwrócił się do stojących obok, wysłuchując tego co Albrecht miał do powiedzenia. |
Ulli stał przy grobie w zasadzie nieznajomych mu osób. Lecz gdyby nie spotkał ich wtedy podczas zasadzki w lesie, kto wie czy nie podzieliłby losu leśnika oraz towarzyszy z leśniczówki. Jego druh a zarazem szef umarł, jeśli można tak powiedzieć o śmierci z "rąk" mutanta chaosu. Zeeler był odpowiedzialny za ich grupę, a oni pracowali tylko na swój rachunek. |
- Tak uczynię - Albrecht zgodził się na propozycję kapłana. Ich nowy towarzysz, Ulli, zaproszenia nie przyjął. Obrócił się do niego: - Dziękuję ci za pomoc. Poznaliśmy się w niezbyt przyjemnej sytuacji, ale mam wobec ciebie dług. |
- Choć tak mogłem się odwdzięczyć za uratowanie życia - odpowiedział Albrechtowi, po czym skierował słowa do Hermana - Wybacz, ale porozmawiamy wieczorem. |
Herman Roelig przez chwilę patrzył pustym wzrokiem na obydwa groby. Zastanawiał się, czy uda mu się w jakimś stopniu rozgonić kłębiące się nad miasteczkiem czarne chmury. Słowa znajomego z dzieciństwa oderwały go nieco z przemyśleń, a on uniósł brwi gdy ten odmówił przyjścia do domostwa kapłana. - Rozumiem, zatem do później. - skwitował krótko, skinąłwszy głową do Ulliego. |
Zgarnąwszy monety do glinianego słoja oberżystka zniknęła za drzwiami kuchni, wcześniej posyłając wymowne spojrzenie młodej brunetce o gładkiej cerze. Uszło to jednak uwadze jedzącego łowcy. Ta przerwała smarowanie chleba ułożonego na dużej desce i ruszyła w kierunku Emmericha z kolejną miską polewki. - Masz wilczy apetyt, panie. I groszem śmierdzisz, nie jak tutejsi. Czy mogę wiedzieć... - Zrobiła wymowną, będącą wynikiem skrępowania pauzę. - Co się stało pańskiemu towarzyszowi? Kiedy tu wstąpił wyglądał jak śmierć i aż mi dech zaparło, pytać nie śmiałam. Gdy przez drzwi wejściowe do izby wstąpił Ulli inna kobieta zaraz zerwała się z miejsca. - Hola! Tak po prostu się tu nie wchodzi! Ktoś ty? - zapytała z dystansem młoda rudowłosa. Tymczasem przecinając główną ulicę Herman i Albrecht zaobserwowali będące na ukończeniu przygotowania do święta – znajoma grupa muzykantów szykowała się do gry metodą „robienia podkładu” czyli rozpijając flaszkę na trzech stojąc przy beczce. na placu stało kilka ław i długi stół a pewien dobrze ubrany człowiek zarządzał trzema innymi mężczyznami wieszającymi zbożowe wieńce na wysokich tyczkach rozmieszczonych wkoło. Niezaczepiani dotarli do izby morryty na wschodnim krańcu osady, niedaleko – jakżeby inaczej – dziury w palisadzie. |
- Gościnność waszą w całym imperium znają, droga pani - powiedział Ulli - Dzień dobry, a raczej dobry wieczór gdyż słońce dawno już po zenicie. Przyjaciół szukam, jeden ranny bardzo, odpocząć winien, drugi trochę małomówny ale z oczu dobrze mu patrzy. - szybko kontynuował - Nietutejśi - dodał na koniec. |
|
Na słowa Emmericha, Ulli uśmiechnął się do panny, która choć nie brzydka nie była w jego gustach. - Szukałem cię - odezwał sie do Emmericha - Gerhart jest tutaj? - zapytał. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:12. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0