lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP/1ed] Góry Na Końcu Świata (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18294-wfrp-1ed-gory-na-koncu-swiata.html)

Phil 12-08-2019 15:44

Cała sprawa z dziwnym człowiekiem o całkowicie czarnych oczach, mgłą być może wywołaną jakąś mroczną magią, atakiem na Rusłana i jego ograbieniem poszła szybko w niepamięć, bo też i nie po to przybyli w to miejsce, żeby zajmować się mutantami, tylko żeby odnaleźć skarb.

Białe opary uniosły się wyżej, białe chmury otaczały pobliskie szczyty. Słońce co prawda z trudem przebijało się w niższe partie gór, ale na szczęście nie zanosiło się na deszcz. Jechali w milczeniu, z uwagą obserwując otoczenie, by nie nadziać się na kolejną zasadzkę czy tajemnicze wydarzenie. Goromadny były jednak spokojne i wyglądały jak każde inne góry. Czuli jednak podskórnie, że coś jest tu nie tak, bardzo nie tak. Oczywiście, mogły to być tylko podświadome obawy, któż to wie.

Dotarli popołudniem do miejsca, gdzie przed nimi skały zaczynały wypiętrzać coraz wyżej. Kierunek, który obrali, wiódł ich dokładnie między dwie z nich, w niezbyt szeroką szczelinę, którą musieliby poruszać się pojedynczo. Przewodnicy rozejrzeli się przed podjęciem decyzji, nie uśmiechało im się wchodzenie w miejsce jakby stworzone do zakładania pułapek. Obchodzenie tych formacji skalnych wiązałoby się jednak z zejściem z wierzchowców, dłuższą trasą i marnowaniem czasu, prowadzeniem zwierząt przez trudny teren wykroty i połamane pnie.

Szlak przez skały kusił, ale jednocześnie budził zaniepokojenie. Korytarz był cichy, spokojny i może właśnie dlatego po dłuższej chwili skierowali wierzchowce w bok, pomiędzy drzewa. Początkowo wydawało się to całkiem dobrym pomysłem. Poszycie nie było tak gęste, podłoże całkiem równe, a pnie rozsunięte na tyle, by ich konie i muł bez problemu mogły poruszać się w przód. Dość szybko jednak wszystko to zaczęło zmieniać się na niekorzyść. Nisko zwisające gałęzie i coraz trudniejszy teren zmusiły ich do zejścia z wierzchowców i ciągnięcia ich za sobą. Kolczaste gałązki krzaków szarpały ich ubrania i kaleczyły skórę koni, płytsze wykroty dało się przejść, zaś te głębsze musieli obchodzić. Zwalone pnie drzew, często lekko przegnite, porośnięte mchem kamienie i głazy, wszystko to zmuszało ich do dokładania każdorazowo kilku metrów. Tyle dobrze, że grupę skał mieli ciągle po swojej lewej ręce, a oni schodzili ciągle coraz niżej i niżej. Utrzymywali dobry kierunek i zmierzali w stronę stepów, a to tam, na równinie na południe od nich znajdowała się osada Polyan.

Dawno już minęli skały, gdy las zaczął się zmieniać. Pojawiało się więcej drzew liściastych. Robił się też coraz mroczniejszy w miarę obniżania się słońca na nieboskłonie. Mroczniejszy i bardziej niepokojący. Tak jak w każdym innym lesie o zmroku, drzewa przypominały giganty wyciągające po ludzi pokrzywione ręce. Było jednak coś jeszcze. Dziwna, nienaturalna cisza, jakby zwierzęta w ogóle nie odwiedzały tej części lasu.

Przed nimi zaś rósł buk. Młody jeszcze, nie miał jeszcze ni dziesięciu metrów. Nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby z jego gałęzi nie zwisały dwa nagie trupy. Zawieszone w koronie drzewa do góry nogami, tak, że ich głowy znajdowały się na wysokości końskich łbów. Obydwaj mężczyźni mieli ręce związane za plecami i poderżnięte gardła. Zaschnięta już krew pokrywała ich twarze i włosy.

Avitto 19-08-2019 13:08

Wszystko wskazywało na to, że z zabójcami dwóch mężczyzn Yarislav i kompani minęli się o kilka dni. Dwa nagie trupy, choć nie było to jak na Góry Szaleństwa szokujące znalezisko, wstrząsnęły Dolganinem, który skojarzył dwa osamotnione konie błądzące po stepie raptem trzy dni drogi stąd.
Trzy dni ich krętej wędrówki po górach. Tylko patrzący z wysokości skał przodkowie mogli wiedzieć jaka odległość dzieliła ich w linii prostej od Medvednyj.

Znalezisko szarpnęło w duszy Yarislava jeszcze jedną strunę. Objechał drzewo dookoła rozglądając się za łupem oraz śladami szamotaniny, które do łupu mogły go doprowadzić.
- Widzicie tu coś poza wiszącym smrodem?

xeper 20-08-2019 09:40

Droga do Polyan jaką wybrali, może i była dłuższa, ale w mniemaniu Gnimnyra zdecydowanie bezpieczniejsza. Jechali nie niepokojeni przez nikogo, a nieprzyjemna przygoda we mgle wyżej w górach odchodziła w przeszłość. Obeszło się bez kolejnych niespodzianek i krasnolud już zaczął nieco przychylniej spoglądać na świat, kiedy Goromadne znów dały o sobie znać.

Okolica, w miarę zapadania nocy robiła się coraz mniej przyjemna. Las zdawał się ożywać i wyciągać swoje drewniane, pokryte liśćmi dłonie w kierunku awanturników. Gnimnyr czuł, że coraz trudniej mu się oddycha, tak jakby napierające na niego drzewa wysysały powietrze. Znów przypomniał sobie niepokojącą nazwę… Góry Szaleństwa. Co jeszcze szykowały dla podróżnych?

Szybko poznał odpowiedź na to pytanie, kiedy na rozłożystym drzewie zobaczyli wiszące trupy. Westchnął i nerwowo spojrzał na boki, jakby nie uświadamiając sobie, że martwi z drzewa wiszą na nim już od dłuższego czasu, a ich oprawcy dawno zniknęli. Nie schodził z wierzchowca. Był gotowy do natychmiastowej ucieczki i niezbyt mu się podobało, że jego kompani zabierają się za oględziny tego miejsca.

- Zostaw – mruknął. – To nie nasza sprawa… Nam trzeba do Polyan. Im szybciej się wydostaniemy na stepy tym lepiej. Te góry są przeklęte, nie widzicie? Błądzimy, wpadamy w jakieś zasadzki, coś cały czas nas obserwuje… Jedźmy!

Na głos nie chciał tego powiedzieć, ale tracił zapał. Zależało mu na odcyfrowaniu notatnika, ale już zastanawiał się, czy na pewno zdecyduje się na podążanie tropami znalezionymi w zapiskach, jeśli znów będzie musiał zagłębiać się w te góry, Góry Szaleństwa.

hen_cerbin 20-08-2019 15:32

Rusłan wziął się za oglądanie tych dwóch "obdartusuów". Tych co go zaatakowali też było dwóch. Poznać po twarzy nie da rady, ale może chociaż po posturze będzie mógł powiedzieć, czy mogli być tymi co go zaatakowali, czy raczej nie. A może też znajdzie ślady na ich łbach, jak po ogłuszeniu? Albo ślady tortur?
- Tu się, kurwa, coś dziwnego dzieje - powiedział, o dziwo wyraźnie.
Pomysł bliskiego zwiadu był mu bliski, ale nie zamierzał mitrężyć czasu, jeśli kompani zechcą jechać dalej.

Phil 20-08-2019 23:59

Rusłan tknięty przeczuciem od razu wziął się za oglądanie ciał. Zeskoczył z wierzchowca. Pod jego stopami szeleściła sucha trawa i liście opadłe wokół drzewa. To nie mogli jednak być ci, którzy napadli na niego, byli martwi od kilku dni, a po odchyleniu powiek widać było białko oczu. Śladów walki też nie udało mu się dostrzec, żadnych ran poza tymi na ich szyjach, które ziały czernią i lekkim już smrodem zgnilizny.

Yarislav bez namysłu dźgnął piętami w boki konia. Kobyła prychała i szarpała się czując zapach śmierci, ale Dolganin zmusił ją do ruchu. Trupy nie miały przy sobie nic ciekawego, nic takiego nie było też w promieniu kilku metrów od pnia. Pobieżne zerknięcie na wisielców wskazywało jednak na to, że mogli to być właściciele koni, które kilka dni temu odnaleźli na stepie. Nie, żeby Yarislav był medykiem, który mógłby to określić z całkowitą pewnością. W pniu buku zauważył za to kawałek metalu. Nim przyjrzał się mu dokładnie, zaniepokojony krasnolud wezwał ich do ruszenia w dalszą drogę.

Gnimnyrowi coraz mniej podobało się w tych górach. Było w nich coś, co budziło niewytłumaczalny i nieuzasadniony niczym strach. Dziwne wydarzenia następowały jedno za drugim od chwili, gdy opuścili Polyan. W tym miejscu krasnolud znów czuł się nieswojo. Wokół panowała cisza, jakby ptaki postanowiły omijać miejsce mordu. Drzewa wokół kołysały się lekko przy podmuchach wieczornego wietrzyku. Wszystkie, poza tym jednym.

Goromadny. Góry Szaleństwa.

Avitto 21-08-2019 14:52

- Dziwnego? A co w tych mośkach dziwnego? - Odpowiedział Rusłanowi.
Yarislav niejednokrotnie widział ukaranych w ten sposób mężczyzn. Były to ofiary odwetu za najazd. Tym razem nie miał jednak całkowitej pewności osądu.
Równolegle nie chciał sprzeciwiać się Gnimnyrowi ale mimo dobrze opłacanego posłuszeństwa obrócił klacz jeszcze raz w kierunku młodego buka i przez rękaw szarpnął zauważony kawałek metalu.
- Już-już, sef - rzucił krasnoludowi, by nieco go ostudzić.

xeper 23-08-2019 08:33

- Coś tam znalazł? – najwyraźniej jego kompani nie byli zbyt skorzy do opuszczenia miejsca kaźni. Jeździli wkoło drzewa, niuchali, szukali poszlak. Tylko po co? Przyszło im do głowy, żeby wytropić sprawców? Logicznie myślący Gnimnyr tego nie rozumiał. Sprawa ich nie dotyczyła, a trupy sądząc po ich wyglądzie wisiały już od kilku dni. Powinni jechać. Jednak Yarislav stał wciąż przy drzewie i z czymś się siłował. Krasnolud charknął ze złością i podjechał do niego.

Z pnia wystawał gwóźdź. Głęboko wbity w drewno hufnal. – Gwóźdź – stwierdził Gnimnyr, kiedy zobaczył znalezisko Dolganina. Nie było w nim nic niezwykłego. – Zwykły gwóźdź. Mam podobne w sakwach. Jak potrzebujesz, to nie siłuj się z tym, bo bez narzędzi nie wyrwiesz, tylko powiedz. Mam też cęgi do wyciągania i młotek do wbijania. Ale myślę, że to nie jest dobry czas na majsterkowanie… Powtórzę jeszcze raz. Jedźmy stąd!

hen_cerbin 23-08-2019 09:43

- Caly czas o trupy się potykamy - wyjaśnił Rusłan - nawet jak na Stepy, trochę tego za dużo.

Ale że nie znalazł nic ciekawego zgodził się z krasnoludem.

Avitto 23-08-2019 11:22

- Już-już, sef - powtórzył Yarislav.
Ciała wydawały się Dolganinowi dziwnie znajome, jakby podobne jego własnemu. Przyciągały jego wzrok.
- Ktokolwiek zabił, odszedł - dodał.
Choć nie był uczony nie zgadzał się z Gnimnyrem – gwóźdź wbity w takim miejscu musiał jego zdaniem być niezwykły, choćby z uwagi na wydarzenia, których został niemym świadkiem. Z Rusłanem nie zgadzał się również bowiem tak właśnie wyobrażał sobie wyprawę do zaginionego skarbca w dalekich górach. Od początku podejrzewał, że nie oni jedni chcieli tam dotrzeć oraz że dotarcie do celu będzie trudne.
Obrócił klacz w kierunku jazdy ciągle obserwując zwłoki, jakby nie mógł się pogodzić z nieujawnieniem skrywanej przez nie tajemnicy. Co rusz obracając się przez ramię ruszył za prowadzącym kawalkadę.

Phil 27-08-2019 13:00

Zostawili za sobą przeklęte drzewo, przeklęty gwóźdź i przeklęte trupy. Nie zatrzymywali się, dopóki nie zostawili za sobą również i tych przeklętych gór. Znaleźli w miarę wygodne zejście i choć noc już zapadła zatrzymali się dopiero, gdy wierzchowce weszły w wysoką, stepową trawę.

Kolejnego dnia ruszyli na południe, gdzie podejrzewali odnaleźć Polyan. Założenia okazały się słuszne, bo już po kilku godzinach jazdy ujrzeli za jednym z łagodnych wzniesień unoszącą się w niebo strużkę dymu. Z jego szczytu ujrzeli osadę bardzo podobną do Medvednyj, tyle, że mniejszą. Tak, jak i tamta była otoczoną drewnianą palisadą, w środku większość budynków była tak naprawdę namiotami, a wokół biegało luzem parę koni.

W miarę zbliżania się do Polyan zaczął rosnąć w nich niepokój. Coś było tu nie tak. Bardzo nie tak. Na palisadzie nie było strażników, a pomijając okazjonalne rżenie koni panowała tu śmiertelna cisza. Brama w drewnianym ogrodzeniu stała otworem. W zasadzie tylko jej resztki stały, a większa jej część leżała połamana na ziemi.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:24.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172