hen_cerbin | 25-06-2019 16:09 | Bogów Starego Świata zawsze fascynowała nieprawdopodobna zdolność ludzi do wypowiadania niewłaściwych słów w niewłaściwych chwilach. Nie chodzi tu bynajmniej o takie proste pomyłki jak “To całkiem bezpieczne” albo “Te, które warczą, nie gryzą”, ale o krótkie i proste zdania, wtrącane w trudnej sytuacji z podobnym efektem, jaki wywołuje stalowy pręt upuszczony w wirnik sześćsetmegawatowej turbiny parowej przy trzech tysiącach obrotów na minutę*.
Koneserzy ludzkiej skłonności do używania pedału gazu zamiast języka, zgadzają się, że po otworzeniu sędziowskich kopert, Hoot Koomi ze swym wspaniałym wystąpieniem “Opuście to miejsce, ohydne cienie” będzie kandydatem w kategorii najgłupszego powitania wszech czasów. Niemniej, Georg, Jacek i Timi próbując zrobić idiotkę z dosyć potężnej istoty starali się nawet jeśli nie wygrać, to wejść przynajmniej do szerokiego finału.
Strażnicy (oraz ex-strażnicy) znaleźli się nagle ponownie na zewnątrz świątyni. Gie pośliznął się na skórce od banana**, której, dałby głowę, wcześniej tutaj nie było. Jacek oberwał spadającą cegłówką. Gdyby nie był duchem źle by się dla niego to skończyło, można więc było by powiedzieć że miał szczęście, że duchem akurat był, ale z pewnego powodu tego nie powiemy. Timiemu nie stało się nic. Ale trzymana przez niego torba pękła, a "dowody" w niej trzymane wysypały się na bruk.
Tymczasem do Świątyni zbliżali się też Poszukiwacze Przygód. Co prawda byli jeszcze daleko, ale za to na kursie kolizyjnym.
* przykład dzięki uprzejmości bogów krasnoludzkich, którzy choć mają "swoich", zaglądają ludzkim bogom przez ramię.
** zapewne została przyniesiona przez migrujące jaskółki |